|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:28:33 01-01-09 Temat postu: |
|
|
o nie. carlos załonił Rossa- nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee |
|
Powrót do góry |
|
|
Żaba King kong
Dołączył: 06 Gru 2008 Posty: 2902 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:31:16 01-01-09 Temat postu: |
|
|
Ana i Carlos są razem już nareszcie
Boziuniu kocham Twoją telke jest pikna...
a ta końcówka O.o
chciałabym juz newa
ale o jakim ostatnim mówiłaś ??
czekam ;** |
|
Powrót do góry |
|
|
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:38:24 01-01-09 Temat postu: |
|
|
Maite nie mogłaś go zabić, dziecko potrzbuje ojca, pamiętaj |
|
Powrót do góry |
|
|
Princessa Dyskutant
Dołączył: 18 Lis 2008 Posty: 136 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:40:11 01-01-09 Temat postu: |
|
|
bara2412 napisał: | "Lydia i Ana krzyknęły, gdy Ross upadł przygnieciony przez Carlosa. Kilku z przyglądających się zasłoniło głowy rękami, kilku innych sięgnęło po broń."
Tylko nie mów, że Carlos chroniąc Rossa zginie! nie tak to ma byc;(
Odcinek jest śliczny, piękny, niepowtarzalny, ale smutny;(
Ana Langston zyskała szczęście u boku swojego męża, Carlosa, i co? nagle los sprawił że go nie będzie miała? że szczęscie było tak blisko? już miala je w ręce i nagle sie wyślizgnęło;(
czekam na następny odcinek z niecierpliwością mimo, iż będzie to ostatni |
Nieeeeeeeeeeeeeeee- Carlos nie moze zginąć.... |
|
Powrót do góry |
|
|
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:46:19 01-01-09 Temat postu: |
|
|
Maite czy ty chcesz nas zabic takim zakończeniem? |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 18:54:31 01-01-09 Temat postu: |
|
|
julcia napisał: | Maite czy ty chcesz nas zabic takim zakończeniem? |
Na pewno nie, ale po pierwsze Carlos nie musi zginąć, a po drugie nie zmienie zakończenia, niezależnie od tego czy wam będzie się podobało czy nie ja innego zakończenia nie potrafię sobie wyobrazić |
|
Powrót do góry |
|
|
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:56:37 01-01-09 Temat postu: |
|
|
a ja sobie potrafie wyobazić Carlosa zywego a nie martwego, moja wyobraźnia tak daleko nie siega |
|
Powrót do góry |
|
|
El. Komandos
Dołączył: 16 Sie 2008 Posty: 679 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:00:06 01-01-09 Temat postu: |
|
|
Ale coś tragicznego sie chyba wydarzy..tak napisałaś.Też na początku pierwszą myślą było iż Carlos umrze...Sama nie wiem.Czekam na new:D |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 19:11:32 01-01-09 Temat postu: |
|
|
Ja potrafię wyobrazić sobie Carlosa żywego, martwego ale nie inne zakończenie. Nie powiedziałam, że Carlos umrze tego dowiecie się podczas premiery ostatniego odcinka. Nie powiedziałam także, że to Carlos będzie postrzelony, może to będzie Ross, a może kula och minęła? Miacolluci napisała kilka dni temu kiedy ana była chora, żebym jej nie uśmiercała, że jeśli Ana umrze ona się załamie i straci nadzieję że miłość nawet w pięknych powieściach umiera. A może zakończenie będzie dowodem dla was, dla mnie na to, że prawdziwa miłość nie istnieje tylko w powieściach |
|
Powrót do góry |
|
|
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:14:07 01-01-09 Temat postu: |
|
|
w zyciu to ja nie wierze w prawdziwą miłosć ale ty piszesz pieknie bez względu na zakończenie |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 19:28:17 01-01-09 Temat postu: |
|
|
Zapraszam na ostatni odcinek mojej telki. Mam nadzieję, że mimo wszystko zakończenie Wam się spodoba. Dziękuję Wam za poświęcony czas na czytaniu jej Zapraszam na inne moje produkcje Przesyłam wam gorące buziaki! :****
Odcinek ten dedykuje osobie, która mimo tego, że odeszła wciąż jest obecna w moim życiu.
Odcinek 46 ostatni
Sheldon nie żył. Ross nawet nie patrzył, jak ciało Grady'ego pomału osuwa się na ziemię. Rozejrzał się wokoło. Lydia i Ana już klęczały przy Carlosie
– O Jezu! – jęknął.
– Ana? – z ust Carlosa, razem z bąbelkami śliny zaróżowionej krwią, wydobył się ledwie słyszalny szept.
Podniosła głowę. Była okropnie blada, jakby z twarzy odpłynęła jej cała krew. Oczy jej robiły
wrażenie nieprzytomnych.
– Tato, on cierpi. Pomóż mu – poprosiła bezradnie. Ross patrzył na przyjaciela; Carlos miał
zamknięte oczy. Ale żył. Jeszcze.
– Zanieśmy go do domu.
Brat i kilku innych pomogło mu; dwóch chwyciło rannego za biodra, dwóch za ramiona, dwóch za nogi. Carlos podtrzymywał głowę Rossa. Bardzo ostrożnie zanieśli go do domu. Ana szła za nimi jak lunatyk.
Bali się wnosić go po schodach, więc położyli go w jego biurze. Ma, przeczuwając zamiary syna, już wcześniej rozpostarła wełniany pled na skórzanej kanapie.
– Niech ktoś natychmiast jedzie do miasta po doktora, ale tego młodszego – zarządził Ross.
Ostrożnie rozciął nożem koszulę Carlosa. – Zawiadomcie również szeryfa. Do jego przyjazdu nie ruszajcie Sheldona.
Kowboje opuścili pomieszczenie w milczeniu.
– Czego potrzebujesz? – Ma zbliżyła się do kanapy, gdzie Ross stał z bezradnie opuszczonymi rękami; chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, że ma posiniaczoną twarz, rozbitą wargę i zakrwawiony policzek. Już nie pamiętał, że przed chwilą bił się z Carlosem.
Spojrzał na Ma. Wyraz jego oczu powiedział jej, że nic tu zrobić nie można. Potem oboje
popatrzyli na Ane, która była bliska omdlenia. Tylko ze względu na nią Ross odparł:
– Bandaży i ciepłej wody.
Ma wyszła bez słowa. Odznaczała się zadziwiającą siłą, która pozwoliła jej przetrzymać śmierć dzieci i męża. Za każdym razem sądziła, że umrze z żalu po stracie najbliższych, jednak było jej sądzone dalsze życie. Wiedziała, co przeżywa Ana, i w duchu zaczęła się modlić dla niej o odwagę, która pomoże udźwignąć nieszczęście.
– Chcesz wyjąć kulę? – spytała Ana łamiącym się głosem.
– Nie. Jest zbyt blisko serca. To mogłoby go zabić. Zaszlochała cicho i padła na kolana. Chwyciła dłoń Carlosa.
– On jest mocny. Będzie żył. Wiem to.
Ranny był nieprzytomny. Dopiero po dłuższej chwili powieki mu drgnęły i oczy z wolna się
otworzyły. Błądził spojrzeniem po pokoju, aż napotkał wzrok żony. Znalazł w sobie dosyć siły, by palcami dotknąć jej włosów.
– ...zostań... z...
– Zostanę, zostanę. – Łzy spływały jej po policzkach; starła je machinalnie i ucałowała rękę Carlosa. – Nigdy cię nie opuszczę. Zawsze będę z tobą. Zawsze. Lidia stała z drugiej strony kanapy. Patrzyła na masywną pierś męża córki. Skóra, zwykle opalona i zdrowa, teraz wydawała się szara, a ciemne włosy zdawały się czarne. Rana znajdowała się tuż powyżej blizny, która ją zawsze intrygowała.
Mówienie kosztowało go wiele wysiłku, lecz nikt nie ośmielił się odwieść go od rozmowy. Ma wypchnęła Lee do przodu. Chłopak nie mógł uwierzyć, że Carlos, zawsze taki silny, zawsze gotowy do obrony wszystkich przed nieszczęściem, teraz sam walczy o każdą chwilę życia. Ana uklękła obok matki. Ma i Ross cofnęli się. Wzrok Carlosa skupił się na Lee. Kochał go jak brata. Teraz Ana. Uśmiechnął się na wspomnienie jej żarliwych próśb o opowiadanie bajek. Nadal czuł zapach jej flanelowych koszul nocnych i dotyk małych stopek, które rozgrzewał dłońmi. Obecnie jego żona jest– śliczną, pełną uroku młodą damą, taką samą jak jej wspaniała matka. Na takie rozważania nie miał jednak czasu.
– Powiedz im.
Słowa zabrzmiały stanowczo, choć kosztowały go ogromnie dużo.
Ross nie musiała pytać, o co mu chodzi.
– Jesteś pewien?
Tylko raz mrugnął powieką.
Lepiej, żeby twoje dzieci wiedziały, dlaczego umieram w takich okolicznościach. Nie było sensu dłużej zachowywać tajemnicy. Lydia dotknęła jego ciemnych włosów, gdzieniegdzie posrebrzonych siwizną.
– Wasz ojciec naprawdę nazywa się Sonny Clark. Jego matka była prostytutką, a on wychował się w domu publicznym. Po wojnie, jako członek bandy Jesse i Franka Jamesów, został wyjęty spod prawa.
Cichym, pozbawionym emocji głosem opowiedziała nieprawdopodobną historię życia
Rossa; o tym, jak ranny w napadzie na bank, porzucony przez kompanów i praktycznie skazany na śmierć, znalazł opiekę u pustelnika Johna Sachsa na wzgórzach.
– Gdy wyzdrowiał, zmienił swój wygląd i zszedł w dolinę, w poszukiwaniu pracy. Zatrudnił go pan Gentry w swoich stajniach. Tam właśnie spotkał twoją matkę, Lee. Pochodziła z arystokratycznej rodziny, ale zakochała się w chłopcu stajennym. Nie dziwię się jej wcale.
Ross poślubił Victorię mimo sprzeciwów jej ojca, po czym zdecydowali się wyjechać do, gdzie otrzymali na własność kawałek ziemi od owego pustelnika, który go uratował. To miejsce stało się zaczątkiem River Bend. Victoria trzeźwo patrzyła na życie, toteż na wszelki wypadek zabrała z domu kasetkę z biżuterią. Jej ojciec podejrzewał Rossa o kradzież i ruszył za młodymi w pościg. Ponieważ opuścili dom pod jego nieobecność, więc nie wiedział, w jakim kierunku się udali.
– Nie wiedział nawet, że Victoria jest w ciąży, ani tego, że zmarła przy twoim urodzeniu, Lee, dopóki nie natknął się na nas w Jefferson. Dowiedział się jakoś o przeszłości Rossa. Nie wierzył, że jesteś jego wnukiem, i chciał zastrzelić twego ojca, oskarżając go o śmierć Victorii. W ostatnim momencie zastrzelił go detektyw Majors.
Ross dotknął jej ręki; zrozumiała ten gest.
– Strzelił... do... – zachrypiał Carlos.
Lydia podniosła głowę i spojrzała na dzieci.
– Ta blizna na moim ramieniu... – powiedziała nieśmiało. – Próbowałam go zasłonić.
W pokoju zapanowała głęboka cisza. Słychać było jedynie tykanie zegara.
– Co się stało z tym detektywem, Majorsem? – spytał Lee.
– Nigdy go już nie spotkaliśmy – odrzekła cicho
Lydia i tkliwie uśmiechnęła się do męża. – Pozwolił Rossowi odejść. Uznał, że wasz ojciec odpokutował za swą winę. Nie był już Sonnym Clarkiem. Był Rossem Colemanem.
Zwróciła się do Lee.
– Wciąż mamy tę biżuterię. Zachowaliśmy ją, bo należała do twojej matki i jej rodziny. Planowaliśmy ci ją dać, gdy skoczysz dwadzieścia jeden lat.
– Czy nikt poza ludźmi, których wymieniłaś, nie znał przeszłości ojca? – spytała Baruner.
– Nie. Nawet Ma.
Lydia z rozczuleniem popatrzyła na starą kobietę popłakującą cicho. Micah głaskał ją po ramieniu.
– A Carlos? – wyszeptała Ana, szukając wzroku męża.
– Nie wiedziałem wszystkiego, ani nie znałem żadnych szczegółów – odpowiedział Langston za Lydię.
– Jak więc Grady mógł się o tym dowiedzieć? – zastanawiała się Ana, ale pytanie pozostało bez odpowiedzi.
– Mamo, miałaś dziecko, zanim mnie urodziłaś, zanim poznałaś ojca?
Lydia zadygotała z przerażenia, obserwując twarze zebranych. Nikt nie przyznał się do
wyjawienia tajemnicy. Carlos odpowiedział na nie zadane przez Lydię pytanie:
– To na pewno robota Priscilli.
– Priscilli? – powtórzyła za nim Lydia. – Priscilli Watkin? Kiedy? Gdzie?
– W Forth Worth. Zaczepiła Ane na ulicy. Rozmawiały, dopóki im nie przeszkodziłem.
Lydia zamarła. Opuściła głowę, upokorzona. Hańba, o której usilnie pragnęła zapomnieć,
wróciła, aby ją prześladować, i to w najgorszym dniu życia. Poczuła uścisk ręki Rossa; nachyliła ucho do jego ust.
– Dla mnie to nie miało żadnego znaczenia
Łzy na nowo popłynęły z jej oczu. To nie był płacz rozpaczy, to był objaw prawdziwej miłości. Ana podeszła i podniosła matkę.
– Mamo, przepraszam cię. To mnie nic nie obchodzi. Kocham cię. Byłam tylko ciekawa...
Lydia potrząsnęła głową.
– Najlepiej będzie, jeśli powiem prawdę. – Przerwała na moment, by wziąć głęboki oddech. – Uciekałam. Upadłam w lesie i poroniłam. Myślałam, że zabiłam ojca tego dziecka, to był mój przyrodni brat. Nie było między nami więzów krwi. Moja matka wyszła za mąż za człowieka o nazwisku Otis Russell, kiedy miałam około dziesięciu lat. On i Clancey, jego syn, zamienili nasze życie w piekło. Opowiedziała o śmierci Otisa i gwałcie Clanceya. – On... on... zaszłam w ciążę... z nim. Po śmierci mamy uciekłam. Ścigał mnie. Znalazł mnie, ale ja nie chciałam wracać do tego domu. Doszło do kłótni, kopnęłam go, a on się przewrócił i uderzył głową o
głaz. Myślałam, że nie żyje, więc uciekłam. Nie chciałam być oskarżona o jego śmierć. Byłam zadowolona, że dziecko urodziło się martwe, i sama też chciałam umrzeć. Kiedy się ocknęłam, Bubba klęczał nade mną.
Lydia spojrzała w kierunku Carlosa i uśmiechnęła się. Coś zakłuło Ana w sercu.
– Langstonowie zaopiekowali się mną – kontynuowała Lydia. – Potem zabrano mnie do
Rossa, który właśnie został po śmierci Victorii Gentry z głodnym niemowlęciem, a moje piersi były pełne pokarmu. Pielęgnowałam cię, Lee, i zawsze kochałam jak własne dziecko.
– Wiem, mamo – Lee walczył z cisnącymi się do oczu łzami.
– Ale Clancey nie umarł. Odnalazł nasz tabor. Byłam już wtedy żoną Rossa. Nie wiem, w jaki
sposób, ale odkrył jego przeszłość. Wiedział również o biżuterii, którą Ross rzekomo ukradł. Szantażował mnie. Bałam się go. Obawiałam się, że może wyrządzić krzywdę Rossowi albo Lee. – Spojrzała na chłopca. – Swego czasu nawet podejrzewał, że jesteś jego synem i że go okłamałam mówiąc o śmierci naszego dziecka. Był zdolny do każdej podłości. Wstała i podeszła do Ma. Chwyciła ręce starej kobiety w swe dłonie i zapatrzyła się w jej twarde
rysy, które tak bardzo kochała.
– Ma, to Clancey Russell zamordował Luke'a. Wybacz, że ci tego dotąd nie powiedziałam, ale nie mogłam...
Ma wyciągnęła ręce, objęła Lydię i pogłaskała po plecach.
– Tym akurat nie musiałaś się przejmować. Co to ma za znaczenie, kto go zabił...
Lydia mówiła dalej:
– On zamordował również Winstona Hilla, który stanął w mojej obronie. To jeszcze jedna bolesna tajemnica, z którą przyszło mi żyć aż do teraz.
– Co się z nim stało? – spytała Ana.
– Nie żyje – odparła Lydia cicho, ale z takim naciskiem, że nikt nie miał ochoty pytać dalej.
– Ja go zabiłem – powiedział wyraźnie Carlos.
Wszystkie oczy zwróciły się na niego; nawet Ross zareagował na te słowa.
– Tej nocy, gdy przyjechaliśmy do Jefferson, podsłuchałem, jak szantażem zmusza Lydię, by
oddała Rossa w ręce szeryfa. Przechwalał się też, że zabił Luke'a. Poszedłem za nim do miasta, odczekałem, aż znajdzie się sam w ciemnej alei, i nożem Luke'a rozprułem mu brzuch. – Odwrócił się do matki. – Jeśli to może być jakąś pociechą, to wiedz, że twój syn został pomszczony.
Podeszła i palcami dotknęła policzka Carlos'a. Potem, tracąc swą zwykłą oschłość, przygarnęła go do siebie z ogromną matczyną miłością. Słowa Carlos'a wiele jej wyjaśniły: jego zgorzknienie, uprzedzenie do ludzi, samotność z wyboru. Wziął na siebie ciężar za całą rodzinę, i to w czasie, kiedy sam był jeszcze chłopcem.
– Bubba – odezwał się zachrypnięty głos.
Ross podszedł do Carlosa. W cichym porozumieniu wszyscy cofnęli się na taką odległość, by nie słyszeć, co ci dwaj mają sobie do powiedzenia. Ross pochylił się nad przyjacielem.
– Tak, Ross?
– Dziękuję ci... – słowa były ledwie słyszalne; w oczach leżącego pojawiły się łzy. – To ja chciałem go zabić.
Carlos uśmiechnął się blado.
– Uznaj, Ross, że zrobiłem to za ciebie.
– Przepraszam za Carlos potrząsnął głową.
– Wiedziałem, że nie miałeś zamiaru bić się ze mną na serio. Nie ma o czym mówić. Zaskoczyliśmy cię z Ana. Kocham ją, Ross. W życiu nawet nie śmiałem na coś takiego liczyć, ale...
Ross skierował wzrok na Lydię.
– Tak... tak, to się czasem zdarza.
– Miałeś rację: Ana nosi w łonie moje dziecko.
Zielone oczy Rossa rozjaśniły się. Carlos mówił dalej:
– Nie potrafię wyrazić, jaki jestem dumny, że będę miał dziecko z twoją córką, Ross. Wyobrażasz sobie, co z niego wyrośnie?
Usta rannego drżały, ale uśmiechnął się.
– Ty i ja, co? To... będzie...
– Powiedz to Lydii... Ona tego potrzebuje...
Skinął głową.
– Wyrósł z ciebie całkiem mężczyzna
Bubba. Carlos zamknął oczy, chcąc powstrzymać napływające łzy.
Kiedy je otworzył, widział twarz Rossa jak przez mgłę.
– Nie wiem, czy... czy ci to już... kiedyś mó... wiłem, że poza bra... bratem, nigdy... żadnego...
żad... mężczyzny nie lubiłem tak jak ciebie...
Ross się uśmiechnął i próbował skinąć głową.
– I to... teraz... też. Uścisnęli sobie dłonie.
– Ochraniaj Anę...
– Bądź spokojny.
– Żegnaj, przyjacielu.
– Żegnaj, Carlos.
Ana trwała wciąż przy boku Carlosa. Nawet gdyby to miała być jej ostatnia noc w życiu, pragnęła ją spędzić z mężem.
Teraz, jakby na jej prośbę, Carlos otworzył oczy i spojrzał na nią przytomnie. Bóg był miłosierny: Carlos ze wszystkimi się pożegnał, a obecnie przyszła kolej na Anę, kobietę, którą kochał bardziej niż własne życie.
Bez widocznego wysiłku podniósł rękę i dotknął jej włosów.
– Pamiętasz, jak bardzo... bardzo lubiłem... je pieścić...
Nachyliła się, by nie widział jej łez. Nie chciała płaczem zakłócać tych ostatnich chwil. Gdy
podniosła głowę, w oczach miała tylko błyski.
– Tak. Byłeś cudowny.
– I teraz kocham ich... dotyk.
– Kocham cię – szepnęła.
– Wiem – powiedział cicho. Odgarnął włosy z jej policzka.
Zduszony szloch wydarł się z jej gardła. – Pamiętam wszystko.
– Ja też. Każdy moment z tobą był wspaniały. Moje życie zaczęło się dopiero od nocy w stajni. – Czołem dotknęła jego czoła. – Gdyby Lee nie zabił Sheldona, ja bym to zrobiła.
– Cicho, cicho, nieważne. Spędziliśmy ze sobą tyle cudownych chwil. Nie wymagajmy za wiele...
– Gdy w grę wchodzi twoja osoba, zawsze będę czuła niedosyt – żarliwie całowała jego ręce.
Ciało mężczyzny wyprężyło się pod wpływem bólu. Ana osunęła się na kolana. Położyła mu rękę na spoconym czole.
Kiedy minęła fala bólu, znowu spojrzał na nią przytomnie.
– Jak ja wytrzymam bez ciebie w niebie?
– O, Carlos! – Dłużej nie potrafiła kryć bólu: zapłakała. – Tobie czas będzie mijał szybko. Ale co ze mną? Jak ja mam żyć bez ciebie? Nie mogę. Pozwól mi iść z tobą.
Potrząsnął głową i dotknął jej ręki; myślał o swoim dziecku
– Nie możesz. Nasze dziecko bardzo cię potrzebuje. Kochaj je tak bardzo jak ja Ciebie kocham – Po omacku sięgnął do jej twarzy. Chwyciła jego rękę i położyła sobie na piersi.
- Razem je wychowamy
- Nie kochanie... – Na jego twarzy wymalował się grymas bólu - Ana...Ana...Ana... Umarł z jej imieniem na ustach
A Ana trwała w bezruchu przy jego ciele.
Ana obudziła się nagle. Sen zniknął bez śladu. Od razu była świadoma wszystkiego. Różowy świt sączył się wokół niej
Ana wiedziała, że to był tylko sen. Wspomnienia.
Wstała z bujanego krzesła i spojrzała na bawiące się w oddali wnuki i jej męża. Mimo, że bardzo kochała Carlosa wyszła ponownie za mąż. Syn Carlosa i jej miał już trójkę dzieci i tak bardzo przypominał ojca, a jej córka z drugiego małżeństwa. Jej córka wyszła za mąż za wspaniałego człowieka. Ana zaczeła mówić sama do siebie: Carlos uratował mi życie.Nauczył mnie wszystkiego. O życiu, nadziei...i uczuciach. Zawsze będzie mi go brakowało.Ale nasza miłość jest jak wiatr. Nie widzę jej...ale czuję ją. Po czym spowrotem usiadła na bujanym krześle i odeszła z uśmiechem na ustach, z myślą, że już niedługo spotka miłość swego życia.
FIN
Fragment "Carlos uratował mi życie(..)Nie widzę jej...ale czuję ją" w odcinku zapożyczony z filmu Szkoła uczuć[/b]
Ostatnio zmieniony przez Maite Peroni dnia 20:21:59 01-01-09, w całości zmieniany 3 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Ligia Idol
Dołączył: 30 Mar 2007 Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Columbia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:47:26 01-01-09 Temat postu: |
|
|
Piękne zakończenie... Nie czytałam twojej telenoweli, ale postanowiłam przeczytać ostatni odcinek i powiem ci, że bardzo mi się spodobał. Może się skusze i przeczytam całą historię... |
|
Powrót do góry |
|
|
El. Komandos
Dołączył: 16 Sie 2008 Posty: 679 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:54:13 01-01-09 Temat postu: |
|
|
A jednak umarł..Po jego śmierci akcja potoczyła się bardzo szybko..Tajemnic przed sobą rodzina nie ma, pogodzili się.na o Carlosie nie zapomniała..Śliczny odcinek:) |
|
Powrót do góry |
|
|
Maximum Prokonsul
Dołączył: 23 Sie 2008 Posty: 3624 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:22:58 01-01-09 Temat postu: |
|
|
Boże dziewczyno aż się popłakałam
Carlos ... był dzielny do samego końca
Ana tak samo
Może to pytanie będzie nie na miejscu ale z kim Ana ponownie wźieła ślub?? |
|
Powrót do góry |
|
|
Żaba King kong
Dołączył: 06 Gru 2008 Posty: 2902 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:30:24 01-01-09 Temat postu: |
|
|
omg....
aż się poryczałam...
jezuśku....rycze 1 raz od miesiecy...
tajemnice zostałe opowiedziane wszystkim, a on umarł z miłością....
łaaa, nie moge nic więcej napisac...
dziękuje ci za tak piękną telke ;******** |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|