Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prostytutka na jedną noc
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Kto na główną bohaterkę ?
Angelique Boyer
81%
 81%  [ 9 ]
Jacqueline Bracamontes
18%
 18%  [ 2 ]
Wszystkich Głosów : 11

Autor Wiadomość
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:40:51 23-10-10    Temat postu:

ZAWIESZAM! Nie mam weny jak do tego opowiadania, ale obiecuję, że będę może rzadziej, ale będę dodawać odcinki!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
enemiga
Cool
Cool


Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 577
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:00:36 23-10-10    Temat postu:

Komentarz usunięty.

Ostatnio zmieniony przez enemiga dnia 14:01:27 10-10-11, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:11:01 23-10-10    Temat postu:

Przepraszam. Ale ostatnio nie wiem co pisać. To znaczy mam plany i wiem co mniej więcej będzie i kiedy, ale jakoś nie potrafię tego skleić w kupę. Nie wiem co się ze mną stało. Może całą swoją energię przeznaczyłam na szkołę. Ale może w tym tygodniu, albo za tydzień coś napiszę. O cierpliwość tylko proszę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
enemiga
Cool
Cool


Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 577
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:15:09 23-10-10    Temat postu:

Komentarz usunięty.

Ostatnio zmieniony przez enemiga dnia 14:02:06 10-10-11, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:25:26 23-10-10    Temat postu:

No musisz czekać aż komuś napłynie wena. Ja jak narazie piszę coś na komputerze, a przynajmniej próbuję wyjść do przodu. Jednak tutaj narazie będę starała się dodawać to opowiadanie, jeśli wyjdzie mi coś z weną. Może wypożyczę trochę od Ciebie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:26:27 27-10-10    Temat postu:

16 Odcinek!

Uwaga! Zbliża się koniec, to znaczy 1 sezonu, bo zamierzam pisać 2 z zdwojoną dawką miłości, romansu, dramatu. Będzie chyba 20 odcinków i przerwa, a potem zostanie rozpoczęty 2 sezon. Pozdrawiam.

- Estrella... - powiedziała Claudia zniżonym tonem głosu, nie ujawniając swoich emocji.
- Veronica, moje słońce... - wysyczała Estrella z urazą w głosie. Przez chwilę Conrado poczuł, że grunt pali mu się pod nogami. Jak to wogóle możliwe? Estrella popchnęła lekko Conrado na bok zapominając, że i on uczestniczy w ty wydarzeniu. - Żyjesz...
- Zawiedziona? - Zapytała, bo nigdy nie przepadały za sobą z siostrą. Ich stosunków już nigdy się nie uda naprawić. Estrella wyrządziła Veronice zbyt wiele złego, by ta teraz chciała jej to wybaczyć. Jeszcze w młodości starała się nawiązać z Estrellą lepsze relacje, ale wszystko szło na darmo. Ona zawsze potrafiła szybko zniszczyć. A gdy jeszcze doszła cała afera z Charliem to nie było mowy o jakiejkolwiek przyjaźni lub choćby nawet o zgodzie między tymi dwoma kobietami.
- Nie, skądże. Zdziwiłaś mnie. Oczywiście wiedziałam, a raczej miałam przypuszczenia, że jednak nie zginęłaś, ale wiesz jak się zdziwiłam widząc Cię właśnie dziś i tutaj...
- No właśnie. - Skrzywiła się Veronica, ponieważ ta rozmowa rzeczywiście nie było tym czego dziś pragnęła. Po czym spojrzała na Conrado, który całkowicie był wybity z tropu i skomentowała krótko. - Jak widać zło ciągnie do złego.
- I kto to mówi? - Zaśmiała się z ironią. - Spójrzmy prawdzie w oczy. Ty nigdy nie byłaś święta i nie sądzę, żebyś teraz się zmieniła. Patricio wie gdzie przebywasz? Czy ktokolwiek wie gdzie przebywasz?
- To jest głupie, że do wszystkiego się wtrącasz! Jednak ja czuję do Ciebie tylko żal. Już dawno przestałaś być moją siostrą. Pogrzebałam Cię już wtedy gdy zniszczyłaś mnie i Charliego. Nie potrafiłaś docenić miłości taty, wszystkiego mi zazdrościłaś. Nie rozumiem tylko dlaczego on zawsze miał Cię za córkę. Nie byłaś warta jego miłości! - Wykrzyczała Veronica nie spuszczając wzroku z siostry. Estrellę zabolały ostatnie słowa, więc chciała uderzyć swoją siostrę, jednak ta w pore złapała ją za rękę.
- Nie waż się tak mówić, idiotko! Pamiętaj, że to ty zawsze byłaś nikim. Wstydzę się Ciebie, tak jak i moja matka, bo ty jej tak nazwać nie możesz. Nic ci nie zostało. Pogódź się wreszcie z tym, że nie jesteś niczego warta. Nikt Cię tu nie potrzebuje. Po pierwsze jesteś zwykłą dziwką, a po drugie masz zbyt słabą osobowość. Jesteś słaba i niewiarygodnie głupia, siostrzyczko! - Zaśmiała jej się w twarz.
- Nie mam zamiaru z Tobą dyskutować i zagłębiać się w sprawy waszej znajomości. - Wskazała na Conrado i Estrellę. - Jednak dlatego, że od zawsze mówili, że nigdy nie potrafiłam odważyć się i zrobić coś, a nie przystanąć na gadniu, zajmę się czynami. Do Ciebie mówię nieudaczniku. Spójrz przez okno! - Powiedziała i wyszła z mieszkania. Była trochę roztrzęsiona, trochę zagubiona, ale przez to coś w nią drgnęło. Nabrała jakiejś wewnętrznej siły ducha i wychodząc z bloku chwyciła do ręki dwa duże kamienie. Upewniając się, że w oknie stoją i Conrado i Estrella cisnęła nimi w samochód Conrada. Po czym z całej siły kopnęła w maskę samochodu, by potem zarysować całe auto. Czuła jednak satysfakcję, że w końcu odważyła się zrobić coś czego zawsze się bała. Przeciwstawić się komukolwiek w czynach! Nie bała się konsekwencji. Wręcz przeciwnie, marzyła by zobaczyć z bliska minę Conrada. Zaś jej siostra... To za dużo zaskoczenie jak dla niej by wiedzieć co dalej z tym zrobić...

Było już po pogrzebie. Czuła się jakby coś wciąż uderzało w jej serce z coraz większą siłą. Nie potrafiła określić swoich uczuć, była roztrzęsiona, a zarazem wściekła na siebie. Czuła, że już nigdy nie wybaczy sobie faktu, że opuściła Jasona. Gdyby mogła cofnąć czas, gdyby choć na sekundę mogła zobaczyć jeszcze raz Jasona i powiedzieć mu jak bardzo go kocha. Dlaczego los nie da jej drugiej szansy? Dlaczego jest taki okrutny? Skazuje ją na cierpienie, które będzie trwało do końca. Mimo tego, że msza pogrzebowa już dawno się skończyła to Ana stała jeszcze i wpatrywała się wciąż w ten sam punkt, którym był grób jej męża. Już wszyscy się rozeszli. Ona została sama i myślami wracała do wspomnień. Poczuła napływ chłodu, było zimno, chłodno, jesienny, szary dzień. Nagle usłyszała za sobą cieńki głos, tak jakby rozmywał się w przestrzeni, odwróciła się i zobaczyła równie smutną jak i ona siostrę Jasona, Marimar...
- Jesteś zadowolona? - Powiedziała oschle Marimar. Miała serce zapełnione bólem i cierpieniem, równie mocno przeżyła śmierć Jasona i nie było po niej widać jej dawnej roześmianej buzi. Była taka poważna, co jednak nie zdziwiło w tym momencie Anę.
- O czym ty mówisz? - Zapytała lekkim głosem.
- Gdybyś była przy nim cały czas i nie opuściła go to jeszcze by żył! Jednak ty odeszłaś od niego i zostawiłaś go sama. - Powiedziała. Dla Anabelli te słowa były jak ciosy rzucane prosto w serce. Wiedziała, że choć to co mówi Marimar jest niedorzeczne to jednak zawiera cieniutką nitkę prawdy i dlatego tak bardzo w tym momencie poczuła się zniszczona. Poczuła, że już nic nie ma sensu. Nie wiedziała co odpowiedzieć siostrze Jasona, ale nadzwyczajniej nie miała ochoty na jakiekolwiek kłótnie.
- To nie jest dobry czas i miejsce na takie słowa...
- Wiem, Anabell, wiem, ale chcę Ci powiedzieć, że to co zrobiłaś nie było sprawiedliwe. Jason Cię kochał, może i ty jego też, ale to co zrobiłaś całkowicie zniszczyło Cię w moich oczach. Może to częściowo moja wina, bo siedziałam wam ciągle na głowie, ale ty jako jego żona nigdy nie powinnaś w niego zwątpić, a tym bardziej go opuszczać. Myślę, że teraz powinnyśmy się pożegnać jak cywilowani ludzie, bo ja nie mogę po prostu Ci wybaczyć, ani sobie. Żegnaj, Anabell. - Powiedziała i odeszła, zostawiając Anę samą ze swoim cieniem. Ona zwróciła się znów w stronę nagrobku i rzuciła jedną, malutką różę, która była symbolem pożegnania. Za późno by płakać, już za dużo wylanych łez. Teraz musi się pozbierać i dalej żyć, bo może i ma dla kogo. Może tym kimś będzie owoc miłości Jasona i jej? Może jednak jest w ciąży? Jednego jest pewna. Już nigdy nie zakocha się w żadnym mężczyźnie! Nigdy!

Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Znowu wszystko zaczęło wracać. Była wściekła na całe życie. Dlaczego Bóg nie mógł być dla niej bardziej wyrozumiały? Zawsze wierzyła w niego i nigdy nie zwątpiła, ale teraz wciąż przytrafiały się jej nieszczęścia. I tym razem nie zamierzała czekać na to co zdecyduje pan tego świata. Tym razem to ona nie pozwoli zranić swoich bliskich i będzie walczyć o to co jej się należy. Nie powinna ukrywać się pod imieniem: Claudia. Zmieniła całe nastawienie do siebie. Wyczerpało ją ciągłe spacerowanie bez sensu po ulicy i to jeszcze w deszczu. Była cała przemoczona, krople deszczu spływały po niej. Ona jednak czuła się lepiej, poczuła, że cały ból spływa z niej wraz z deszczem. Uspokoiła się i roztrzęsiona trafiła do mieszkania Camila, którego coraz bardziej kocha i ufała mu bezgranicznie. Zastukała do drzwii. Otworzył jej i był bardzo zdziwiony, tym, że przyszła do niego w środku nocy i tym, że była cała przemoczona.
- Claudia?
- Nie, Camil... Veronica, ta sama, głupia, naiwna Veronica. - Powiedziała z zaciśniętymi zębami, bo łzy napływały jej do oczu. Nie potrafiła już się powstrzymać i wybuchnęła płaczem. Wtuliła się w Camila i płakała ile tylko mogła. To wszystko do niej wracało, myślała, że zapomni o tym co złe, ale jednak wszystkie swoje uczucia ukrywała w sobie, by teraz je wyjawić przy osobie, którą kocha.
- Płacz jeśli chcesz... Jestem przy Tobie i zawsze będę. - Próbował ją uspokoić, cały czas trzymając w ramionach i niewypuszczając. Ona zaś poczuła ulgę, w jego ciepłych, czułych i silnych ramionach znalazła ukojenie. Znalazła to czego szukała. Bała się, że to straci. Nigdy nie okazywała swojego strachu, jednak dzięki dzisiejszym wydarzeniom czuła, że nigdy nie będzie do końca szczęśliwa.
- Dlaczego mnie to spotyka? - Zapytała kilka minut później, gdy siedziała na dużym fotelu, okryta grubym kocem i z filiżanką ciepłej herbaty na uspokojenie. Jak narazie dobrze jej zrobiła.
- Nie myśl tak. Czasem słońce, czasem deszcz... To, że zdarzyło Ci się kilka upadek to nie znaczy, że nie zasługujesz na szczęście. - Powiedział Camil, a potem przybliżył się do niej i chwycił ją za rękę. - Posłuchaj. Jeśli chcesz możemy wyjechać gdzieś daleko, gdzie tylko chcesz. Powiedz tylko jedno słowo, a zrobię dla Ciebie wszystko! - Dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
- Nie mogę tak po prostu uciec, muszę sama zmierzyć się z Estrellą i całą resztą świata. Poza tym nie mogę zostawić Any, jutro wraca i nie chcę, żeby była sama. Muszę jej pomóc...
- Twoja przyjaciółka też jak widać przeżyła tragedię, ale mimo to nie możesz myśleć tylko o swoich bliskich. Pomyśl też czasem o sobie. Wiesz, że ja Cie kocham i jestem gotów Ci pomóc, ale nie możesz też zapominać o swoim życiu, musisz uporządkować swoje sprawy i ruszyć do przodu. A ja zawsze będę przy Tobie, co by się nie stało!
- Przyrzekasz? - Zapytała z nadzieją w głosie.
- Przyrzekam! - Położył jedną rękę na sercu, a drugą uniósł do góry. Po czym pocałował ją w policzek. - No dobrze, w takim razie dziś zostaniesz u mnie. Pościelę Ci łóżko w mojej sypialni, a ja prześpię się na kanapie. Dobrze? - Zapytał i uśmiechnął się. Dziewczyna pierwszy raz poczuła się inaczej, tak doceniona. Pierwszy raz chłopak nie miał ją za dziwkę, uszanował ją i nie chciał zaciągnąć ją do łożka. Najpierw miała zaprotestować, bo chciała być w domu gdy wróci Ana z Sebastianem, ale jednak był już środek nocy i nie miała sił by wracać do domu. Była całkiem wykończona i marzyła jedynie o ciepłym łóżku.
- Nie waż się tak mówić, idiotko! Pamiętaj, że to ty zawsze byłaś nikim. Wstydzę się Ciebie, tak jak i moja matka, bo ty jej tak nazwać nie możesz. Nic ci nie zostało. Pogódź się wreszcie z tym, że nie jesteś niczego warta. Nikt Cię tu nie potrzebuje. Po pierwsze jesteś zwykłą dziwką, a po drugie masz zbyt słabą osobowość. Jesteś słaba i niewiarygodnie głupia, siostrzyczko! - Zaśmiała jej się w twarz.
Te słowa przyniosły jej największy ból. Czy to możliwe, że własna siostra może ją tak bardzo nienawidzieć?
- No wiesz... - podszedł do niej i już ją chciał pocałować, ale ona lekko go odepchnęła, po chwili znowu spróbował, a jego ręka wylądowała na jej tyłku, ona mocno go odepchnęła po raz drugi. - No co jest? Zawsze mnie odpychasz, a z innymi idziesz do łóżka! No przepraszam bardzo, przecież jesteś k**wą! - Veronica zdenerwowała się i spoliczkowała Patricia.
- Nikt nie będzie mówił do mnie w taki sposób, zrozumiałeś?
- No przepraszam, ale czy ja kłamię? - zapytał, sam był mocno wkurzony na Veronicę - Sama widzisz jaka jesteś! Nie okłamuj się ...
- I wiesz co? Nie zbliżaj się więcej do mnie! - powiedziała, po czym odwróciła się i skierowała się w kierunku swojego samochodu.
- I tak jesteś dziwką! - krzyknął za nią - I będziesz moja!

Zamknęła oczy. Nie chciała myśleć o tym jakie zdanie mają o niej inni. Wolała zapomnieć o całym świecie. Chciała zagłębić się w swoich marzeniach, planach... Teraz już nie myślała o niczym. Usnęła...

Musiała zakończyć tą farsę. Choć serce tak bardzo bolało to nie mogła po prostu tego wszystkiego nie załatwić i zostawić w świętym spokoju. Obiecała sobie, że ona, Lupita nigdy nie da się wykorzystać, ale jak narazie jej to nie wychodziło. Conrado traktował ją jak zabawkę, a ona głupia się w nim zakochała. Jak teraz miała wymigać się przed swoimi przełożonymi?
- Lupe. Masz coś dla nas? - Powtórzył swoje pytanie komisarz. Dziewczyna nerwowo obgryzała paznokcie. Musiała w głowie wszystko sobie uporządkować. Jakie są za, a jakie są przeciw? A może jednak jej matka miała rację, że nie powinna dać się mężczyźnie w taki sposób wykorzystać. Przecież jeden jej ruch mógł sprawić, że facet wyląduje za kratki, a przynajmniej na jakiś czas, jeśli jednak tego nie zrobi to później może być już za późno. Wyciągnęła swoją torebkę i podała komisarzowi pewien akusz.
- Tu jest wszystko co potrzeba by udowodnić, że ten mężczyzna robi nielegalne interesy a plus tego jest zamieszany w kilka zabójstw, jednak nie ma dowodu, żeby to on kogoś zamordował lub zlecił zabójstwo. Niestety tego nie udało mi się odnaleźć...
- Dobra robota. Dzięki temu napewno dostaniesz awans. - Uśmiechnął się do niej komisarz.
- Właściwie to ja chciałam odejść z pracy. - Powiedziała zciszonym głosem, jednak on to usłyszał i początkowo myślał, że to tylko marny żart, ale miała poważną minę i zaprzeczyła temu.
- Dlaczego?
- Wyjeżdżam. Niewiem na jak długo, ale muszę uporać się z kilkoma sprawami... Ostatnio przeżyłam bardzo dużo przykrych sytuacji i muszę odpocząć od niektórych ludzi i poukładać sobie na nowo moje życie. Będzie to trudne, ale tak trzeba. Może kiedyś wrócę do tej pracy, ale narazie nie mogę. Zresztą nie powinnam, jeśli Conrado dowie się, że byłam wtyczką to mimo wszystko może będzie chciał się mścić.
- Nie bój się. Jeśli będziesz chciała założymy Ci ochronę. No i przecież jesteś naszym tajnym agentem. - Spojrzał i puścił do niej oczko, a Lupita uśmiechnęła się, bo chciała zrobić starszemu człowiekowi przyjemność, szczególnie dlatego, że zrobił dla niej tyle dobrego. Zawsze służył swoją pomocną dłonią.
- Dziękuję, ale poradzę sobie... To moje ostatnie chwile w pracy. Pójdę się spakować i oddam odznakę szeryfowi. - Oznajmiła i wyszła z gabinetu by udać się jak najdalej stąd. Komisarz zaś uśmiechnął się do siebie i otworzył arkusz, był jeszcze bardziej zadowolony gdy zobaczył zawartość.
- No to teraz Cię mamy, kolego...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
enemiga
Cool
Cool


Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 577
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:32:04 28-10-10    Temat postu:

Komentarz usunięty.

Ostatnio zmieniony przez enemiga dnia 14:02:32 10-10-11, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
enemiga
Cool
Cool


Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 577
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:21:13 29-10-10    Temat postu:

Komentarz usunięty.

Ostatnio zmieniony przez enemiga dnia 13:48:10 10-10-11, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:39:33 04-11-10    Temat postu:

Moniko, dziękuję za komentarz dopiero teraz, choć dawno go przeczytałam. Jednak wcześniej zapomniałam odpisać.
Cieszę się, że wytrwałaś i bądź pewna, że nie wyląduje to opowiadanie do śmietnika, bo za bardzo się z nim zżyłam.

Pozdrawiam Ciepło.


UWAGA!
Ogłaszam, że dobijam tu do 20 odcinków. To będzie "końcowy odcinek", tak jakby, skończy się nie najlepiej, ale pisanie telenoweli potem będę kontynuować od następnego roku, jednakże na innym forum.
Z tego forum, a raczej z pisanie tutaj odchodzę. Jednak tylko od pisania, bo z zielonego forum nie rezygnuję, broń Boże. Będę tu codziennie, ale nie będę już tu pisać. Pozdrawiam wszystkich czytelników.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Iwi.
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 13088
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:16:32 04-11-10    Temat postu:

To daj znać, na którym

Nie komentuję, bo zwyczajnie nie znajduję na to czasu, ale jestem na bieżąco. Kiepsko, że dobijesz tylko do 20 odcinków. Ale dobrze chociaż, że powstanie kontynuacja.

Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:34:05 04-11-10    Temat postu:

Okej, nie ma sprawy, dam znać jak zakończę pisanie tutaj.

No tak, wiem wiem, ale to dlatego, że chciałam skończyć dodawanie odcinków na tym forum i to jedyny powód. Jednak na innym forum będzie leciało dalej...

Dziękuję i również pozdrawiam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:46:07 09-11-10    Temat postu:

17 Odcinek!

Przewróciła się z jednego boku na drugi, ale nie mogła już usnąć. Była zawsze przyzwyczajona do tego, że wcześnie wstawała, więc i teraz nie potrafiła spać dalej. Na szczęście po chwili usłyszała lekkie stukanie do drzwi, nie trudno było się domyślić, że to Camil.
- Proszę. - Powiedziała, a gdy zobaczyła go z tacą w rękach uśmiechnęła się sympatycznie.
- Zamawiała pani śniadanie do łóżka? - Roześmiał się i położył tacę, po czym pocałował ją na przywitanie.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna. - Rozciągnęła się, a Camil podał jej sok do ręki.
- Przynajmniej coś wypij. Zjesz potem, ja do niczego nie będę Cię zmuszał, ale chciałbym coś się ciebie zapytać. - Zaczął, a dziewczyna pijąc sok skinęła na niego ręką, dając mu znak, że może mówić. - Co było powodem twojego płaczu i roztrzęsienia wczoraj? Nie powiedziałaś, a ja nie chciałem cię już denerwować, a tym bardziej smucić.
- Camil.. - Zerknęła na niego, a w jej kącikach oczu pojawił się smutek. Jednak nie chciała niczego ukrywać, a tym bardziej przed nim. - Bo ja zrozumiałam, że nie potrafię tak po prostu przejmować się sprawami innych, a tym bardziej w nie ingerować i nie zauważać przez to własnych problemów. Nie zastanawiałam się nigdy nad tym co by było gdyby wszystko zaczęło do mnie wracać lub gdyby pojawił się ktoś z przeszłości i to był mój wielki błąd. Żyłam beztrosko i przejmowałam się tylko problemami przyjaciół, nie myśląc o sobie. A teraz... teraz tym bardziej czuje się podłamana.
- Chcesz przez to powiedzieć, że coś się stało? - Dziewczyna spuściła głowę, a on chwycił jej twarz w obie ręcę i powiedział. - Nie bój się, jestem przy Tobie i nic ci się nie stanie. Musisz mi tylko zaufać. Tak jak ty pomagałaś innym, tak ja teraz pomogę Tobie. Dobrze?
- Dobrze. - Powiedziała z promiennym uśmiechem na twarzy.
- No i tak ma być, masz się uśmiechać i nie możesz pokazywać własnych słabości. A teraz powiedz co tak naprawdę wybiło cię z tropu? Ktoś cię skrzywdził?
- Spotkałam swoją siostrę.
- To chyba dobrze, tak?
- Nie, to źle... Estrella jest podstępna i obwinia mnie o całe zło na świecie. Nigdy mnie nie kochała, zawsze musiała mi w jakiś sposób zaszkodzić. Na każdym kroku mnie krzywdziła... A teraz? Teraz nawet nie chcę myśleć do czego jest zdolna. Nie chodzi o to, że w jakiś szczególny sposób się jej boję, ale ja po prostu mam dość jej intryg i jej zakłamanego "ja"! Zawsze była ona, a ja byłam na drugim planie.
- W takim razie powinnaś z nią porozmawiać, słońce. Nic nie dzieje się bez przyczyny...
- Camil, nie rozumiesz mnie. Ona jest zła. Jest zepsuta do szpiku kości. Nie ma po niej ani śladu po dawnej siostrze. Bo gdy byłyśmy małe to nasze wzajemne stosunku układały się w miarę dobrze...
- Dobrze, nie rozmawiajmy już o niej. Jeśli będzie trzeba to obronię cię przed nią. To nie jeden nasz wróg, ale sobie poradzimy... - Starał się rozweselić ją, ale ona wciąć była przygnębiona.
- No i Conrado. Jak jemu jeszcze coś strzeli do głowy? - Zapytała, a Camil wzruszył ramionami z uśmiechem, tak jakby nie przejmował się tym puki co. - On zna moją siostrę, Estrellę.
- Zna? Ale skąd? - Dziewczyna nie odpowiedziała. - Chwileczkę. Czekaj, a skąd wiesz, że oni się znają? Mówiłaś, że wczoraj spotkałaś siostrę. Chyba nie powiedziała ci, że zna tego człowieka, nie wiedząc, że ty także go znasz? Coś mi tu nie gra...
- Nie ważne. Po prostu wiem i tyle, opowiem ci innym razem, bo teraz boli mnie głowa i nie długo muszę wracać do domu, bo Ana i Sebastian pewnie już wrócili. - Postanowiła zmienić temat, nie chciała by Camil dowiedział się gdzie wczoraj była. - Poza tym nie ma sensu już się ukrywać. Nie mogę tak po prostu być Claudią, gdy tak naprawdę jestem inną osobą.
- Ale...
- Nie, proszę. - Położyła mu palec na ustach, przerywając. - Nie mogę się ukrywać przed całym światem. Jestem Veronica Andrade i będę nosić swoje imię i nazwisko z dumą, mimo wszystko, ponieważ nadał mi je mój ukochany tato i nigdy o nim nie zapomnę. Tym bardziej nie mogę teraz tchórzyć...
- Będzie jak tylko chcesz. - Ucałował ją w policzek.
- Dobrze, w takim razie pójdę się przebrać i wrócę do domu. Ana pewnie już kilka godzin temu wróciła i nawet nie wiedzą gdzie jestem.
- Odwiozę cię. Będę czekał na ciebie na dole, a ty przebierz się spokojnie, nie musisz się spieszyć. Mamy czas, mi się nigdzie dziś nie spieszy, a ty też powinnaś się odprężyć. - Uśmiechnął się i wyszedł z pokoju. Veronica zacisnęła wargi i postanowiła od dziś iść z podniesionym czołem i nigdy się nie poddawać.

6 miesięcy później.
Radziła sobie lepiej niż myślała. Nie wiedziała, że jednak naprawdę jest w ciąży. Przez tan czas gdy pożegnała się z Jasonem i przyjechała do swojej przyjaciółki była przy nadzieji i nawet o tym nie wiedziała. Dopiero po takiej tragedii dziecko dało o sobie znać. Mimo początkowego załamania, nie poddawała się. Miała coś co dawało jej chęci, coś co dodawało jej sił na kolejny dzień. Anabella stawała się z dnia na dzień coraz silniejsza i radosne były dni oczekiwania na dziecko. Razem z Veronicą przeprowadziły się do większego mieszkania, gdyż nie chciały siedzieć dłużej na głowie Sebastiana, mimo jego próśb by zostały, one były nieugięte, a w szczególności Ana.
Dzień był taki ładny, że szkoda by było nie skorzystać. Jej brzuszek był już bardzo duży i każdego dnia przypominał jej, że lada moment może urodzić tą małą istotkę, chłopczyka czy dziewczynkę. Oczekiwała na ten moment, ale pozostał jeszcze tydzień. Z radością wybrała się na popołudniowy spacer. Oglądała widoki i zajęła się zwiedzaniem miasta, nigdy nie zwracała uwagi na takie małe elementy, a teraz lubiła, a wręcz przepadała za tym wszystim. Nienarodzone dziecko zaś powoli wynagradzało jej te wszystkie cierpienia i smutki po stracie swojego ukochanego. Nagle poczuła silny ucisk w brzuchu, silny skurcz. Oparła się o pobliskie drzewo w parku.
- Nie, to nie możliwe. Nie możesz teraz przyjść na świat, nie teraz... - Powiedziała gdy zdała sobie sprawę co by było gdyby ten skurcz oznaczał właśnie iż za chwile zacznie się poród, ale już kilka razy miała takie bóle, więc nie bardzo była zaskoczona. Jednak ból stawał sie coraz silniejszy. Nagle ktoś podszedł do niej i zapytał.
- Wszystko z panią w porządku?
- Jakoś nie bardzo... Czuję... silny ból... - Powiedziała zaciskając zęby i spoglądając na mężczyznę. - Ale to normalne w moim stanie.
- Jakim stanie? - Zapytał, co wydało się być jej troszkę śmieszne. Bo przecież widać, że jest w ciąży. Czy ten facet jest naprawdę taki głupi czy tylko udaje? Jeszcze tego jej brakowało by miała do czynienia z jakimś nienormalnym typem.
- Jestem w ciąży. Nie widać? - Warknęła.
- Niech pani się uspokoi, bo jeszcze pani urodzi. - Zażartował, ale jej wcale nie było do śmiechu. - Niech pani czeka. Może wezwać pani męża? Niech pani tylko poda numer, ale najpierw niech pani usiądzie. - Pomógł jej usiąść na ławce, ale jak narazie to nic nie pomogło. Ból był coraz silniejszy...
- Nie mam męża. - Powiedziała słabym głosem, bo czuła się coraz gorzej i nie miała sił by cokolwiek tłumaczyć.
- W takim razie numer do narzeczonego.
- Też nie mam.
- Chłopaka?
- Nie mam! - Krzyknęła zmęczona całą tą sytuajcą. - Czy to tak trudne zrozumieć, że jestem samotną matką? A raczej będę!
- Nie... W takim razie gdzie mam zadzwonić? Jeśli pani nie ma partnera to ja już niewiem. Niech pani poczeka, może zadzwonię po pogotowie? Jeśli pani tak źle się czuje to nie mogę tak panią zostawić. - Wybrał numer i czekał z niecierpliwością, aż ktoś po drugiej stronie odbierze. Przy okazji by jakoś rozładować atmosferę zapytał. - Jaki pani ma na imię?
- Anabella, ale czy to ma jakieś znaczenie?
- A więc Bella, miło mi poznać, ja jestem Daniel.
- Rzadna tam Bella! Nie lubię jak ktoś się tak do mnie zwraca. - Miała kontynuować swoje pretensje do nowego znajomego, ale nagle Ana przybrała poważną minę i była coraz bardziej przestraszona.
- Nie, tylko nie to...
- Co takiego? - Nachylił się ku niej.
- Odeszły mi wody...
- Czyli? - Zapytał Daniel, a ona była coraz bardziej zdenerwowana. Nie dość, że ten głupek nie potrafił jej pomóc jak normalny człowiek to jeszcze zadawał głupie pytania. Czy tak wyobrażała sobie poród swojego dziecka? I to w takim towarzystwie?
- Czyli zaraz będę rodzić! - Wrzasnęła...

Od dawna nie czuła się tak dobrze. Nie chodziło tym razem o samopoczucie czy rodzinę, która i tak zawsze ją zlewała. Tym razem zrozumiała, że przy nim będzie bezpieczna i szczęśliwa, a on zawsze będzie przy niej. Teraz już nie wątpiła w jego miłość i coraz częściej dochodziło między nimi do zbliżenia. Kochała go całym sercem i była mu całkowicie oddana. Czuła się choć raz potrzebna i dziękowała Bogu, że przez te 6 miesięcy mogła posmakować prawdziwej miłości ze strony Camila, a także, że mogła wprowadzić te maksymalne, ale jak najbardziej pozytywne zmiany w swoim życiu. Była zadowolona także z faktu, że od kilku miesięcy nie dostała znaku życia ani od Estrelli, ani od Conrada. To tym bardziej podnosiło ją na duchu.
- I chce się żyć! - Wykrzyknęła z radości, kończąc porządki w nowym domu. Ostatnio wraz z Aną były na wielkich zakupach i nawet skończyły urządzenie pokoju dla dziecka. Anabella choć nie zrobiła badań by poznać płeć dziecka, to mówiła, że jej matczyna intuicja podpowiada jej, że będzie to dziewczynka. Dlatego urządziły pokój w kolorach tęczy, z przewagą różu. Co jednak gdy urodzi się chłopiec? Wtedy będą miały problem, ale konsekwencje tych czynów Ana miała wziąść na siebie.
- Wow, ślicznie tutaj. Nie mogę uwierzyć, że same sobie poradziłyście... - Rozglądał się oczarowany tym widokiem i po chwili objął Veronicę od tyłu, w pasie. - Mogłaś powiedzieć to bym wam pomógł. Może nie mam w tym dużego doświadczenia, ale mój ojciec był architektem wnętrz. - Pocałował ją w policzek.
- Radziłam sobie z większymi problemami, kochanie. To było dla niej pestka i czysta przyjemność... A zresztą ty się nie znasz na takich rzeczach. Tu będą mieszkać dwie kobiety i dziecko, skąd miałbyś wiedzieć czego tak naprawdę potrzebujemy?
- Hmmm... - Udawał zastanowienie, by po chwili dodać. - Mężczyzny? - Veronica zbeształa go za pomysł.
- No wiesz co! Dwie dziewczyny na jednego? Przykro mi to powiedzieć, ale nie miałbyś szans. - Roześmiała się.
- Wiesz co? Trochę mi smutno, bo czekam już prawie rok aż zamieszkamy razem... Wiem, że Ana ciebie teraz potrzebuje, ale przecież da sobie radę, a ja chciałbym cię mieć blisko ciebie.
- Na wyciągnięcie ręki? Tak? - Zapytała, dodając... - Ale posłuchaj mnie uważnie. Tu nie chodzi tylko o Anabellę. Jest moją przyjaciółką i chcę ją wspierać, ale jeśli mamy już ze sobą mieszkać to po ślubie. - Powiedziała pół żartem, pół serio, ale nie wiedziała, że Camil odbierze to całkiem poważnie.
- Proponujesz mi małżeństwo?
- Nie... - Oderwała się od niego z uśmiechem na twarzy by spojrzeć mu prosto w oczy. - Ja tylko... - Jednak on nie pozwolił jej dokończyć, bo położył jej palec na ustach, a potem grzebiąc w kieszeniu uśmiechnął się lekko z wymalowaną radością na twarzy, a po chwili uklęknął przed Veronicą, wyjmując czerwone pudełeczko.
- Co ty robisz? - Zapytała z poważną miną, a jej serce przyspieszyło nagle.
- Veronico Andrade, najpiękniejsza i najcudowniejsza istoto na ziemi. Czy zechcesz zostać moją żoną? - Veronica zasłoniła oczy z wrażenia by po chwili krzyknąć radośnie na cały głos.
- Tak! Tak! Tak! - Krzyczała, a gdy chłopak się podniósł rzuciła mu się w ramiona. Czuła się taka szczęśliwa. Nie sądziła, że taki moment kiedykolwiek nadejdzie. Była szczęśliwa z Camilem i uważała, że nic więcej do szczęścia jej nie potrzeba. A tu taka niespodzianka! Poczuła się nareszcie doceniona i kochana. Przez ten ułamek sekundy czuła się jakby była jedyną kobietą na świecie. Po chwili Camil włożył na jej palec srebrny pierścionek z brylantem. Czuła się jak w niebie... Po prostu czuła jak jej życie na nowo nabiera kolorów.

Poród był ciężki i bolesny. Nie mogła znieść już bólu i myślała, że wykończy się na amen, ale dziecko na szczęście wkrótce przyszło na świat, na dodatek całe i zdrowe, a przynajmniej jak narazie nie wykryto by miało jakieś urazy. Była to dziewczynka. Piękna, malutka kruszynka, z oczkami po tacie i z uroczym uśmiechem po mamusi. Anabella nie sądziła, że tak wstrząśnie ją nardzoiny własnego dziecka, ale nie mogła powstrzymać łez, wzruszyła się ze szczęścia, widząc tą malutką istotkę. Jakże nie mogła teraz skupić myśli na niczym innym. Jej dziecko zabrano by matka mogła odpocząć po trudnym porodzie. Jednak Ana nie mogła usnąć. Chciała jak najszybciej znowu zobaczyć swoją córeczkę. Uśmiechem nie schodził jej z twarzy. Gdy odpoczywała i myślała o malutkiej, do jej sali przyszedł gość. Nie sądziła, że ten facet tak bardzo przejmie się tym wszystkim. Myślała, że jego pomoc będzie ostatnim co dla niej zrobi.
- Co pan tu robi? - Zapytała nie kryjąc zdziwienia.
- Miałem po prostu odejść? Boże! Ja na korytarzu czekałem cały czas i przeżywałem to jakbym ja sam rodził. - Powiedział całkiem poważnie Daniel, co rozbawiło Anę.
- Dziękuję za fatygę i pomoc. Gdyby nie pan to moja córka urodziłaby się w parku... No i przepraszam za ten mój ostry ton. Nie myślałam wtedy co mówię, jedynie liczyło się dla mnie dziecka.
- Rozumiem panią, jasna rzecz! Może zawiadomię jakąś pani rodzinę? Chyba ma pani kogoś takiego...
- Jasne, że mam. Proszę podejść, zapiszę panu numer i jeśli byłby pan tak uprzejmy to niech pan na ten numer zadzwoni. To moja przyjaciółka, która pewnie się martwi. - Zapisała na kartce numer i podała mu do rąk. - I jeszcze raz dziękuję.
- Może będziemy mówić sobie po imieniu? Bo to "pan" i "pani" to takie trochę krępujące...
- Jasne. - Uśmiechnęła się.
- Przepraszam, że zapytam, ale to z czystej ciekawości. - Zaczął Daniel, przy czym usiadł na fotelu obok niej. - Będziesz wychowywać sama swoje dziecko? Naprawdę nie masz nikogo?
- No tak... Bo ja... to znaczy, ojciec mojego dziecka... - Trudno było jej wracać do tej chwili nawet w myślach, a co dopiero by opowiadać komukolwiek o tym co niegdyś jej się przytrafiło.
- Nie, ja rozumiem, rozumiem. Słyszałem o takich przypadkach, teraz zdarza się bardzo często... - Puścił do niej oczko, jakby coś sugerował, a ona nadal nie wiedziała o co może mu chodzić. Co on tym razem ma na myśli? Coraz bardziej wątpiła w mądrość tego faceta.
- Co masz na myśli?
- No wiesz... - Powiedział trochę ciszej, po czym nachylił się do niej i powiedział zciszonym głosem. - Są przypadki gdy lekkomyślne dziewczyny chodzą po klubach, dyskotekach, a potem raz i dwa i los spłatał im figla! Teraz przynajmniej będziesz uważać, zresztą ojciec twojego dziecka może być wszędzie. Przypomnij sobie kogo wtedy poznałaś i ...
- Co? Co? Co? Co pan powiedział? - Nawet zapomniała na tą chwilę o tym, że jeszcze przed chwilą zwracali się do siebie na "Ty". - Sugeruje pan, że zaszłam w ciążę z przypadkowym sobie mężczyzną?
- Jeśli niechcesz o tym mówić to ja to szanuję... - Powiedział Daniel, a dziewczyna była już tak wściekła, że jej nerwy nie długo wybuchły by jak wulkan, gdyby nie fakt, że jest w szpitalu i musi odpoczywać. Jednakże nie zmieniało to faktu, że poczuła się obrażona i postanowiła pozbyć się natrętnego mężczyzny i w dodatku na tyle bezwstydnego.
- Teraz wyjdziesz stąd i zapomnisz o mnie i o całym dzisiejszym dniu! Ok? - Powiedziała jak najspokojniej.
- Ale, Bella...
- Jaka Bella? Wynoś się po prostu! - Krzyknęła już głośniej.
- Po co te nerwy? - Zapytał, a gdy dziewczyna chciała ponownie podnieść głos to powstrzymał ją, by nie robić afery w szpitalu. Zrozumiał, że jej duma została urażona, a przynajmniej on tak uważał i sam opuścił salę w której ona się znajdowała. Może i piękna, ale zdecydowanie zbyt nerwowa. Kobiety nie są wcale proste, pomyślał zrezygnowany, opuszczając szpital.

- Powinienem już dawno siedzieć w pudle... ale jak widać dobrze mi idzie. Jestem sprytniejszy niż myślałem jeśli jeszcze nie udało im się wsadzić mnie do więzienia. - Rozmyślał Conrado. W jego mieszkaniu już kilka razy znalazła się policja, ale dowody nie były wystarczająco silne by mogli go o cokolwiek oskarżyć. Na szczęście był bogaty i miał dobrego prawnika, dlatego gdy kilka razy zamknęli go, to jego odsiadka trwała nie więcej niż jeden, góra dwa dni. Dlatego przez te całe afery z policją nie miał czas na sprawy prywatne, a naprawdę miał pewne plany i fantastyczny pomysł. Jeśli Veronica myślała, że się go pozbyła to była w grubym błędzie. Od dłuższego czasu można by powiedzieć, że ma obsesję na jej punkcie... Nie można było powiedzieć, że się w niej zakochał. Choć... może na swój sposób tak, a nawet jeśli to była to chora miłość, no i jednostronna. Przecież jak narazie nie wiedział o matrymonialnych planach Veronici Andrade, którą uważał za zupełnie inną kobietę. Obawiał się też, że dziewczyna dowie się iż niegdyś na zlecenie Estrelli miał zamiar ją zabić. A teraz? Teraz nic nie może zniszczyć jego planów, nic, ani nikt!
Po chwili usłyszał dzwonek do drzwi. Nie chętnie zerwał się z tapczanu i podszedł. Nie spodziewał się zobaczyć jakąkolwiek kobietę, tym bardziej spokrewnioną z nim i tym bardziej - własną, młodszą siostrę - Marcię.
- Co... co ty tu robisz? - Zapytał, widząc zapłakaną i roztrzęsioną dziewczynę.
- Nasza mama... nasza mama... nasza mama nie żyje! - Rozpłakała się i migiem przytuliła się do swojego brata. Brata, którego nigdy nie miała, a teraz tak bardzo go potrzebowała...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
enemiga
Cool
Cool


Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 577
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:04:28 12-11-10    Temat postu:

Komentarz usunięty.

Ostatnio zmieniony przez enemiga dnia 13:48:34 10-10-11, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:00:32 20-11-10    Temat postu:

Pojawi się już kilka osób nowych, wprowadzających do 2 sezonu, a jak nie pojawi się więcej niż dwie kobiety - to reszta dopiero w 2 sezonie lub będzie tylko o nich mowa. Mam nadzieję, że nie rozczarowałam tym odcinkiem.

18 Odcinek!

Po chwili usłyszał dzwonek do drzwi. Nie chętnie zerwał się z tapczanu i podszedł. Nie spodziewał się zobaczyć jakąkolwiek kobietę, tym bardziej spokrewnioną z nim i tym bardziej - własną, młodszą siostrę - Marcię.
- Co... co ty tu robisz? - Zapytał, widząc zapłakaną i roztrzęsioną dziewczynę.
- Nasza mama... nasza mama... nasza mama nie żyje! - Rozpłakała się i migiem przytuliła się do swojego brata. Brata, którego nigdy nie miała, a teraz tak bardzo go potrzebowała... Conrado początkowo nie wiedział jak zareagować. Może nie miał serca, ale poczuł małe ukłucie w sercu. Przecież to była jego matka. Nie był nawet w ostatnich chwilach jej życia. Zbyt nie interesował się tym co z nią się dzieje, a teraz gdy wiedział, że już nigdy jej nie zobaczy ... dziwnie się poczuł. Mimo to postanowił być silny i mimo wszystko przytulił siostrę.
- Nie płacz już, siostrzyczko. - Powiedział bardzo cicho i pogłaskał ją po głowie, jednak ona usłyszała i po chwili spojrzała mu w oczy.
- Co ja mam teraz zrobić? Ja nic nie mam! Jestem niepełnoletnia jeszcze i chodzę do szkoły. To mama zawsze przy mnie była, a teraz gdy już jej nie ma to...
- Uspokój się, Marcia. Przecież nie zostawię cię teraz gdy już mamy nie ma. Jesteś moją młodszą siostrą i mam obowiązek się zająć tobą, a przynajmniej do czasu aż ukończysz 18 lat. Zamieszkasz ze mną. - Powiedział i poprosił ją by weszła. Dziewczyna z lekkim uśmiechem na twarzy powoli wkroczyła do mieszkania swojego brata, przy czym rozglądała się na boki. To właśnie wtedy Conrado zauważył, że dziewczyna kuleje, jednak nie pytał jej o to jak narazie. Gdy Marcia usiadła podał jej wodę i także spoczął obok niej.
- Dziękuję.
- A teraz powiedz mi jak to się stało. Co się stało naszej matce? - Zapytał.
- To stało się tak szybko... - Wytarła łzy, by ponownie się nie rozkleić. - Ona miała od zawsze problemy z sercem. Chorowała na arytmię czyli zaburzenie normalnego rytmu pracy serca. Lekarze mówili, że to przez stres, przewlekłe zmęczenie i spożywanie przez nią sporej dawki kofeiny. Na początku nie było tak źle. Nawet zarabiałam by mieć na lekarstwa dla mamy... Potem jednak sprawy nie potoczyły się po naszej myśli. Straciłam tą pracę, nauki miałam coraz więcej, a tata odszedł od mamy.
- Co? Ojciec odszedł od mamy? - Zdenerwował się i uderzył pięścią w stół. - Wiedziałem, że to tak się skończy. Ojciec zawsze był samolubny i nigdy nas nie kochał. Miałem go dość i dlatego się wyprowadziłem... Ale powiedz co dalej było z mamą? - Wrócił do tematu, a Marcia kontynuowała.
- No i mamie się pogorszyło. Nie dość, że leki się kończyły to nie stosowała się do zaleceń lekarza. Mówiłam jej żeby uważała na siebie... Pewnego dnia gdy wróciłam ze szkoły zastałam mamę nieprzytomną. Początkowo myślałam, że śpi, ale nie mogłam jej obudzić. Wezwałam karetkę, ale było już za późno. Lekarz powiedział, że kiedyś musiało do tego dojść, a serce mamy przestało bić już rano gdy wyszłam do szkoły. Wydawało mi się, że czuła się dobrze. Nawet zrobiła mi śniadanie i uśmiechała się... gdybym wiedziała... gdybym wiedziała, że tak to się skończy, to nie poszłabym do szkoły... - Powiedziała i schowała twarz w dłoniach, ponieważ ponownie się rozpłakała.
- Przecież wiesz, że tak miało być, to nie twoja wina. Nie rozumiem tylko dlaczego nie daliście mi znać, że z mamą jest coś nie tak. Przyjechałbym do was! - Powiedział, a dziewczyna zwróciła się do niego.
- Mama nie chciała cię martwić. Wiesz? Ona zawsze cię miło wspominała i żałowała, że tak odeszłeś bez zastanowienia. - Uśmiechnęła się.
- A ojciec? Czy wspominał mnie? - Zdecydował się zapytać.
- Tata zawsze krył do ciebie urazę i pewnie nadal kryje. Ale on to inna bajka, on z wiekiem był coraz gorszy, a mama często się z nim kłóciła, to też wpłynęło źle na jej zdrowie.
- Gdy go kiedyś zobaczę to wygarnę mu co o nim myślę! - Powiedział zaciskając zęby.
- Chciałabym odpocząć. Jestem zmęczona... ale najpierw wezmę kąpiel. Gdzie jest łazienka? - Zapytała Marcia sennym głosem.
- Tam... - Pokazał jej, a potem dodał. - Ja w tym czasie przygotuję ci pokój i pościelę łóżko. Prześpisz się, a jutro sprowadzę twoje rzeczy z San Diego. - Dziewczyna skierowała się w kierunku łazienki i wtedy jego ciekawość wzięła górę i zdecydował się zapytać. - Dlaczego kulejesz? Co ci się stało? Zawsze byłaś zdrowa.
- Miałam wypadek. Wiesz? Byłam akrobatką, najlepszą akrobatką. - Na te wspomnienia rozpromieniła się, by potem znowu posmutnieć. - Ale ja i mój chłopak mieliśmy wypadek...
- A gdzie on teraz jest? Chyba nie porzucił cię przez to, że jesteś kaleką?
- Nie. On był dobrym człowiekiem, ale miał problemy... nigdy by mnie nie porzucił. Jednak umarł. To było rok temu. - Powiedziała niewyraźnie. - Był narkomanem i początkowo ukrywał to. Potem mafia za długi go ścigała. Chciałam mu pomóc i sama się w to wplątałam. Przez tych dilerów którzy go ścigali on zmarł, a ja jestem jaka jestem. - Powiedziała smutnym głosem, ale nie dała po sobie poznać faktu, że tak bardzo ją to boli.
- Przykro mi... - Powiedział jedynie, bo kto jak kto, ale Conrado zawsze miał problemy z wyrażaniem swoich uczuć i nie wiedział co jeszcze mógłby powiedzieć swojej siostrze, ale tak bardzo było mu jej szkoda. Taka młoda, a tyle przeżyła. Mimo to jest silna i daje sobie radę. Żałował, że opuścił ją i matkę. Poddał się w walce z ojcem i wyjechał. Stchórzył i uciekł...

Minęły tylko dwa dni, a szczęśliwa mamusia mogła zabrać swoją maleńką córeczkę do domu. Veronica z uśmiechem na twarzy otworzyła drzwi, a Anabella powolnym krokiem wkroczyła z małą Rositą na rączkach.
- Mogę potrzymać malutką? - Zapytała Veronica, nie odrywając wzroku od dzidziusia.
- Jasne... Tylko uważaj na główkę. - Powiedziała Ana, po czym powoli i z dużą ostrożnością podała Rositę przyjaciółce. - Chyba nie obrazisz się jak pójdę na 10 minutek odpocząć? Co?
- Nie, skądże. Jak dla mnie to możesz odpoczywać całą wieczność... Z taką malutką to mogę spędzać cały czas, jednak ona tylko śpi. Ale cóż się dziwić po takiej kruszynce. Jeszcze nie raz da nam popalić. - Roześmiała się.
- Dziękuję. Wezmę szybki prysznic i położę się na chwilę, a jak wstanę nakarmię małą i zajmę się nią. A tak poza tym do twarzy ci z dzieckiem. Kto wie może i ty niedługo będziesz oczekiwać takiego słodziutkiego maleństwa? - Po czym obie wybuchnęły śmiechem, a Ana wkrótce zniknęła w łazience. Wraz z dzieckiem na rękach ruszyła do kuchni, gdzie chwyciła swój telefon komórkowy i wykręciła numer do Sebastiana. Zamierzała poinformować go, że Ana i jej córeczka są już w domu. Nie długo czekała aż mężczyzna odbierze telefon.
- Veronica? Co tam u was? Jak tam Ana? Wróciła już z małą do domu? - Na wstępie zasypał ją masą pytań.
- Przed chwilą przywiozłam je ze szpitala całe i zdrowe. Ana właśnie odpoczywa, a ja zajmuję się małą. Wiesz jaka słodka? Cała podobna do mamusi. Jak ją trzymam na rękach to boję się, żeby nie rozkruszyła się w moich dłoniach bo jest taka delikatna.
- Domyślam się i muszę zobaczyć szczęśliwą mamę i jej dziecko jak najszybciej. Chyba nie będziecie miały za złe jak wpadnę do was... Hmm... może tak jutro na kolacje?
- Nie skądże. Brakuje nam twojego towarzystwa! - Roześmiała się Veronica. - No i mam ci dużo do opowiadania. Sporo już się nie widzieliśmy, a nie miałam czasu by przedzwonić. Jednak muszę już kończyć bo obiecałam zadzwonić do Camila, w sprawie naszego ślubu.
- Ślubu?! - Zapytał mocno zdziwiony Sebastian. Dziewczyna zapomniała go poinformować, ponieważ nie było okazji. Jedynymi osobami, które o tym wiedziały byli oni, Ana i Oscar. Reszta nie była świadoma, że już za miesiąc lub dwa Camil i Veronica - będą mężem i żoną. Nie organizowali wielkiej imprezy. Wesele miało być bardziej skromniejsze, ważne, że już wkrótce to nastąpi i nikt nie stanie im na drodze.
- No tak, zapomniałam ci powiedzieć. Camil mi się oświadczył...
- No nareszcie. Myślałem, że już nigdy się nie zbierze na ten krok. Już miałem nawet mu zacząć coś sugerować, ale jednak udało mu się udowodnić, że naprawdę cię kocha.
- W bajce zawsze musi być szczęśliwe zakończenie. - Roześmiała się i po chwili zakończyła rozmowę. Zadowolona położyła śpiącą Rositę w swoim łóżeczku i zaśpiewała jej kołysankę. Po czym nie opuszczając pokoju małej, gdyż nie chciała jej zostawiać, zamierzała dzwonić do swojego narzeczonego, ale nie zdążyła, bo jakiś nieznajomy numer wyprzedził ją i wyświetlił się jej w telefonie. Nie znała numeru, ale zdecydowała się odebrać.
- Tak?
- Czy mam przyjemność z prostytutką na jedną noc? - Usłyszała w słuchawce rozbawiony głos. Mimo wszystkiego tego głosu nie dało się nie rozpoznać. Conrado Machado znów ją nęka, a już myślała, że dał sobie spokój, a przynajmniej, że nie będzie musiała go znosić. Było też lepiej gdy nie wiedział o jej ciemnej przyszłości czyli, że jest Veronicą, a niegdyś była prostytutką.
- Czego znowu chcesz? - Miała krzyknąć do słuchawki, ale ze względu na obecność dziecka, powiedziała normalnym tonem głosu.
- Może cię to zdziwi ale chciałem tylko ciebie usłyszeć. Rozumiem, że nie mogę na nic więcej liczyć, kotku? Szkoda, że wcześniej na ciebie nie trafiłem. Mógłbym teraz powspominać wspólnie spędzoną noc.
- Marzy ci się. Nigdy nie oddałabym się takiemu człowiekowi jak ty!
- Teraz może i mi się marzy. Ale co jak co - byłaś dziwką i nie wymażesz tego tak szybko z pamięci, moja w tym głowa. - Powiedział z zadowoleniem w głosie.
- Nazywaj sobie mnie jak chcesz, ale mnie teraz to nie obchodzi. Teraz nie możesz mi zaszkodzić bo już nie długo będę panią Montero.
- Montero? Co ty gadasz?
- Nie spodziewałam się, że dowiesz się o tym, a tym bardziej ode mnie, ale jeśli już chcesz to proszę bardzo. Za miesiąc lub dwa wychodzę za Camila Montero. Tak, będę jego żoną. Czy to się komuś podoba czy nie. - Teraz ona górowała, a Conrado nie był zadowolony z tego co usłyszał. Wytrąciło go to z równowagi.
- Veronico Andrade! Póki ja żyję - nie dojdzie do waszego ślubu. Przyrzekam ci to! - Powiedział swoje ostatnie słowa skierowanie do Veronici, po czym rozłączył się, pozostawiając ją z niepokojem. Chwilę temu czuła się taka szczęśliwa i spełniona, ale teraz ogarnął ją strach. Kto wie do czego ten człowiek jeszcze jest zdolny?

W nocy wciąż nie mogła zasnąć. Dręczyły ją te koszmarne sny. Jak to możliwe, że w tak młodym wieku, tyle nieszczęścia musiało ją spotkać? Nie mogła się pogodzić ani ze śmiercią swojego ukochanego, jak i teraz ze śmiercią swojej matki. Dwie jej najbliższe osoby zmarły w tak szybkim czasie. Teraz chciała żyć spokojnie. Bez zmartwień, bez trosk i bez żadnych komplikacji. Może sny i wspomnienia nie dawały jej zapomnieć o przykrych zdarzeniach, ale musiała wyrzucić je z pamięci i pamiętać tylko te dobre chwile, gdy mama była jeszcze zdrowa, a cała rodzina była w komplecie. Będzie trudno, ale musi to zrobić. Poza tym nie chciała siedzieć długo na głowie brata. Mimo wszystko był jej bratem i teraz nie chciała zrywać z nim kontaktu, ale wolała sama zamieszkać, bo wiedziała, że Conrado nie jest święty i z nim spokoju nie zazna. Pracę już znalazła. Nie był to szczyt jej marzeń, bo to czym się zajmowała - było wręcz odrażające, ale musiała jakoś zarabiać na siebie i swoje wydatki by mogła z odłożonych pieniędzy wynająć gdzieś mieszkanie. Gdy już udało jej się zasnąć obudził ją dźwięk telefonu. Wiedziała kto dzwoni... Odkąd pracowała w "seks telefonie" często do niej wydzwaniali, a ona musiała robić coś czego nie lubiła.
- Halo. - Odezwała się cichym głosem by jej brat nie usłyszał rozmowy.
- Zabawimy się, mała? - Usłyszała odrażający głos, westchnęła głęboko i dziś postanowiła zrezygnować ze swoich "obowiązków".
- Nie mam dziś ochoty więc nie marnuj sobie czasu na tą rozmowę. Lepiej idź spać i zadzwoń innym razem. Ok?
- Za co ci płacą? - Zapytał pełny wyrzutów.
- Za to, że uszczęśliwiam wasze wiecznie nie zachwycone mordy i za to, że macie frajdę z tego co mówię, nie myśląc nawet nad tym, że ja tylko udaję bo tak jest. Myślałeś, że sprawia mi to jakąś przyjemność?
- Wow. Ostro... Nie rozumiem najpierw weszłaś w to guwno, a teraz mówisz, że niby ci się nie podoba. Kobiety, kto je zrozumie? Dla was liczą się tylko pieniądze.
- A wam chodzi tylko jedno po głowie.
- Uuu. Widzę, że rozmawiam z kobietą ze złamanym serduchem lub co gorsze z taką, która nie potrafi znaleźć miłości. Może po prostu źle szukasz? Albo nic nie robisz by ją znaleźć? A to błąd. - Powiedział, a Marcia miała wrażenie, że choć ten człowiek nie jest wiarygodny to w tej kwestii ma rację i mówi całkiem do rzeczy.
- Nie szukam faceta. Nie liczę na miłość. Nie mam ochoty na ten cały cyrk, jestem zdecydowana, że będę żyć w samotności i sama sobie jakoś dam radę. Nie potrzebuję do szczęścia faceta. I nie mam zamiaru słuchać kazań od jakiegoś zboczeńca.
- Kierujesz te słowa w niewłaściwą stronę. Ja mam żonę i dzieci...
- No to jeszcze lepiej. - Wybuchnęła śmiechem. - Żonaty i dzieciaty a zachciewa mu się nie wiadomo czego. Zajmij się własną rodziną bo kto wie czy i nie żoneczka wywinie ci jakiś numer i śmignie ci przed oczami. Będziesz wtedy sam jak palec i na nic nie będziesz mógł liczyć. Zastanów się człowieku czym żyjesz bo takich jak ty żal mi najbardziej.
- A mi takich jak ty. Niepełnoletnia dziewczyna, która chce się usamodzielnić i dlatego zarabia w taki sposób. Na co ty liczysz? Takim sposobem zyskasz pieniądze, ale wyrzuty sumienia nie dadzą ci spać, a szacunku też nie zyskasz, mimo tego, że nikt się nie dowie czym się zajmujesz. Choć... zawsze jest ryzyko.
- Słuchaj, nie mam zamiaru ciebie słuchać! - Wrzasnęła do słuchawki i jak najszybciej się rozłączyła. Facet był upierdliwy, nieznośny i wulgarny, ale jego słowa dały jej trochę do myślenia...

Był wyczerpany całym dniem. Pracował tylko, a dziś akurat miał bardzo pracowity dzień i nawet nie znalazł czasu by móc odwiedzić swoją narzeczoną. Usiadł zmęczony na swoim fotelu gdy konferencja dobiegła końca. Rozciągnął się, gdy po chwili usłyszał stukanie do drzwi.
- Proszę. - Powiedział rozespanym głosem. A do gabinetu weszła Maria Lucia, która już prawie rok pracowała jako sekretarka tutaj i choć miała kilka spięć z Oscarem, to nie przeszkadzało jej to w pracy.
- Jakaś pani do ciebie. Mówi, że to pilne. - Powiedziała dziewczyna.
- Przedstawiła się?
- Nie. - Pokręciła przecząco głową.
- No dobrze, wpuść ją. - Zdecydował się po chwili. Nie czekał długo, po minucie stanęła przed nim - Clarissa Montiel. Dawna znajoma, jak zawsze piękna i szykowna, z nutką swojego dawnego szaleństwa i z prowokującym uśmiechem na twarzy. Camil z zaskoczenia wstał ze swojego fotela.
- Clarissa, co ty tutaj robisz? Ostatnio widzieliśmy się kilka lat temu.
- Pamiętam i powiem, że ciężko było mi cię znaleźć, ale zrobiłam to na czyjąś prośbę. - Usiadła bez pytania na drugim fotelu, a on także spoczął na przeciw niej. - Słyszałam, że się żenisz, a przynajmniej takie plotki chodzą. Jednak nie o tym chciałam rozmawiać.
- W takim razie o co chodzi?
- To delikatna sprawa... - Powiedziała Clarissa rozglądając się po gabinecie. - Ładnie tutaj... - Powiedziała zmieniając temat, co było u niej częste, ale po chwili wróciła do tego co miała powiedzieć. - Jestem zła na siebie, że dopiero teraz odważyłam się do ciebie przyjść w tej sprawie, ale to nie mogło dłużej czekać. Musisz się dowiedzieć, że ... że to z tobą byłam w ciąży.
- Co? Co ty gadasz? Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie, Camil. Masz córkę...


Ostatnio zmieniony przez Rainbowpunch dnia 23:11:42 20-11-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:36:45 20-11-10    Temat postu:

przeczytałam fabułę i bardzo mi się podoba ,że prostytutka żeby oddać swoje ciało klientowi musi nawet przez moment go pokochać :O to mnie zaskoczyło w tym wszystkim najbardziej i zachęciło do czytania !! Bracamontes w głównej roli protki :O też to napędza i zachęca do czytania jednak tej telenoweli )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Następny
Strona 11 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin