|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dulce Mistrz
Dołączył: 09 Mar 2007 Posty: 11558 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Rebeldowni :P
|
Wysłany: 7:34:45 17-10-07 Temat postu: |
|
|
Ojku ciekawe czy naprawdę Savage straci wzrok |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:45:56 17-10-07 Temat postu: |
|
|
Ashley napisał: | Ojku ciekawe czy naprawdę Savage straci wzrok |
Zmienilam zdanie. Kolejna czesc 1 tomu wrzuce tutaj, dopiero 2 tom bedzie w nowym temacie. Niedlugo dostaniesz odpowiedz na to pytanie ). Aha, Erynie, to boginie zemsty.
-------------------------------------------------------------------------------------
Czesc 2 I tomu - "Szept trzech Erynii"
---1---
Szaman Rączy Jeleń siedział w swoim namiocie i wpatrywał się w dym.Opary ukazywały mu obrazy zesłane przez Wielkiego Ducha.Ze smutkiem pokręcił głową na ich widok.
-A więc nie posłuchałeś mojej rady,Białowłosy Orle.Ścigasz marę,ułudę z przeszłości,a stawiasz na szalę dużo więcej,niż tylko własne życie.Żonglowanie losem innych może nie skończyć się dobrze...
Wyszedł przed tipi i spojrzał w niebo.Nagle ciszę rozdarł przerażliwy wrzask kruka,który przeciął chmury.Rączy Jeleń wiedział,że był to znak od Manitou.Zły znak...
---2---
Sarah tej nocy nie spała dobrze.Śnił jej się Malcolm,wpierw wyciągał do niej ręce wołając,by zaraz potem zniknąć w kryjącej wszystko mgle.Słyszała jego głos,ale nie widziała niczego.Szła za wołaniem,aż w końcu całkiem zgubiła drogę.Wtedy opary rozwiały się i ujrzała majaczącą w oddali postać.Podbiegła,pewna,że to Savage.Była już blisko,gdy ten się obrócił.Serce jej zamarło,bowiem stanął przed nię jej mąż-Joe McCoy.Chciała krzyczeć,ale nie mogła,gdyż strach ścisnął gardło jak pętla wisielca.
-Nie uciekniesz mi!-wycharczał,jakby sam miał ściśnięte gardło.Próbował ją złapać wyciągniętymi jak u zombie rękami,lecz zdołała mu uciec.Wpadła znów we mgłę,ale tym razem poczuła,że obejmują ją czyjeś silne ramiona.Spojrzała w górę i zobaczyła twarz ukochanego.Wtuliła się w niego uspokojona.Lecz w tej chwili jego postać rozmyła się jak dawne wspomnienie.Usłyszała tylko szept wiatru:
-Żegnaj,Sarah!Żegnaj...-głos cichł,aż zamilkł zupełnie.We łzach błądziła,rozpaczliwie szukając Malcolma-na próżno.
Obudziła się mokra od łez.Nie była pewna,ale wydawało się jej,że słyszała cichą prośbę o pomoc,gdy go ujrzała we śnie po raz pierwszy.Jakby wołał:"-Pomóż mi Sarah,umieram..."W pierwszej chwili chciała pobiec do niego,przeczesać okolicę,znależć choćby jego trupa. Zrezygnowała jednak,nie wiedząc,gdzie w ogóle rozpocząć.Ale coraz bardziej pragnęła poprosić Margaret o wyprawę do Slumville.A jeśli Blair Oathes kłamał,albo nie znał prawdy?Być może Savage żyje i potrzebuje teraz Sarah?Wzywa ją w chwili śmierci?A ona nic nie robi,żeby ratować mu życie,albo być przy nim,gdy on tego pragnie? Zeszła na dół.Margaret już nie spała,właśnie miała wołać ją na śniadanie.Zapytała o wczorajsze przyjęcie,ale Sarah miała inną sprawę:
-Czy nadal chcesz pojechać do Slumville?
-Chcesz wiedzieć,czy to,co powiedział Oathes,to prawda?
-Muszę znać prawdę.Jeśli żyje...
-To co?-przerwała jej Margaret.-Co zrobisz z Joe'm?
-On należy już do przeszłości.Wolę żyć bez ślubu z Malcolmem,niż z mężem,który chciał mnie zabić.
-McCoy będzie was ścigał.Gdzie zamieszkacie?
-Nie wiem.Może w Bostonie?
-Sądzisz,że człowiek z prerii będzie się nadawał do życia w takim mieście?
-Więc zamieszkamy gdziekolwiek,byle być razem!Albo przynajmniej położę kwiaty na jego grobie.Jeśli mi odmówisz,jestem gotowa sama pojechać!
-Oszalałaś?!A mąż?Zabije cię przecież!
-Wtedy zakończy się ten bezsensowny związek.
Margaret wiedziała już,że nie przekona kuzynki.Dlatego zgodziła się na ten zwariowany plan.
-Dobrze,pojadę do Slumville.Opowiedz mi więcej o tym mężczyżnie.Jak dokładnie wygląda,jak ma naprawdę na imię i wszystko to,co o nim wiesz...
---3---
Savage wiedział,że ślepy nie ma szans na wykonanie zemsty.Dlatego musi znależć Franka przed utratą wzroku.Inaczej nigdy nie dostanie szansy na dokończenie tego,co zaczął dwadzieścia pięć lat temu.Ukrywał przed przyjaciółmi ten fakt,zapewne odwiedliby go od zamiaru kontynuowania zadania.Bywało,że tracił wzrok na dłuższą chwilę,kiedyś myślał już,że nigdy go nie odzyska.Prosił zmarłych,aby pozwolili mu wytrwać,a potem mogą go nawet powiesić.
Dziś znów mu się to zdarzyło.Właśnie siedział przy ognisku,gdy wszystko zasnuła zdradziecka mgła.Zamrugał oczami,ale bez rezultatu.Siedzący obok Ben zapytał:
-Co się stało?
-Nie,nic-tuszował sprawę.-Tylko dym przesłonił mi oczy.Zaraz mi przejdzie.
Uspokojony tym Ben kontynuował posiłek.Zaraz mieli wyruszyć w dalszą drogę.Zakończyli jedzenie i wsiedli na konie.Benjamin oczywiście razem z Savage'm.Pokochał go jak ojca.Spełniło się jego jedyne marzenie-odjechać ze swym przyjacielem Sigurdem i zapomnieć o razach Olivera.Już nie budził się w nocy,myśląc,że przyjdzie ojciec i zacznie go bić.Spał przytulony do swego Sigurda,ciepło i bezpiecznie.Kiedyś śnił mu się ojciec;obudził się wtedy z krzykiem.Zaraz jednak spojrzał na Malcolma,który już był przy nim i wiedział,że już nie musi się bać.Teraz zapytał cicho:
-Czy my jedziemy zrobić krzywdę mordercom twojego ojca?
-Chcę pomścić jego śmierć-odparł Savage.
-Czy zabijesz Franka Holiday'a?
-Inaczej się nie zemszczę.
-Ale ja nie chcę,żebyś zabijał!Proszę cię,wróćmy do domu i zamieszkajmy razem.
-Wiesz,że to dla mnie bardzo ważne.To tak,jak nasze sny,pamiętasz?-Savage całkiem już się pogodził,że został Sigurdem.
-Ale ty nie umrzesz,prawda?Bo wtedy zostanę całkiem sam...Byłbym bardzo płakał,wiesz?Mam tylko ciebie,tato!-ledwo to powiedział,zamarł.A jeśli Sigurd będzie zły?
-Powiedziałeś do mnie"tato"?-spytał go przyjaciel.
-Przepraszam,ja...
-Nie bój się!W końcu zastępuję ci ojca,więc masz prawo tak mówić!
-Czyli nie jesteś obrażony?-ucieszył się chłopiec.
-Ani trochę-powiedział,pomyślał zaś,że Oliver był głupcem.
---4---
Margaret była już blisko Slumville.Myślała o słowach kuzynki,o jej miłości do mordercy,bo niezależnie od obecnej natury Malcolma on nadal był winien śmierci wielu osób.Patrzyła bardziej obiektywnie od Sarah,dlatego chciała wpierw przyjrzeć się bliżej całej sprawie.Jeśli odkryje,że Savage jednak żyje,przemyśli,czy powiedzieć to kuzynce.Być może zatai prawdę przed nią?Pociąg zahamował na stacji,gdy podjęła decyzję-jeżeli nie polubi poszukiwanego,powie Sarah,że on nie żyje.Tak będzie lepiej.W końcu nie on jedyny może zostać jej mężem!Szkoda tylko,że Joe McCoy uprzedził sprawę i to on jest prawowitym małżonkiem.Trzeba też i z nim porozmawiać.A jeśli jednak McCoy jest tym właściwym?Wszakże wszędzie zdarzają się problemy,a w porównaniu z Malcolmem to aniołek!Nadal wątpiła w ten grób i całą tą opowieść.Być może to kłamstwo mimo wszystko?Po takim człowieku można się wszystkiego przecież spodziewać...Coraz bardziej nie lubiła Malcolma McIntyre! |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:59:19 17-10-07 Temat postu: |
|
|
Kochana, przepraszam najmocniej, przegapiłam taką końcówkę, tyle mam wątpliwości, ale o nic nie pytam, bo ty i tak nie odpowiadasz (i w sumie dobrze, wole miec niespodziankie, a zaskakiwac to ty umiesz). Nie mam czasu an dluzszy komentarz, jestem padnieta, bo pisalam 3 odcinki, a jeszcze w szkole byla proba przedstawienia i sie wyglupilam, jakz awsze Poczekam na kolejny odcinek, ktory moze wyjasni moje watpliwosci
PS. Ile mowilas jest tych tomow? 100? |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:20:04 18-10-07 Temat postu: |
|
|
monioula napisał: | Kochana, przepraszam najmocniej, przegapiłam taką końcówkę, tyle mam wątpliwości, ale o nic nie pytam, bo ty i tak nie odpowiadasz (i w sumie dobrze, wole miec niespodziankie, a zaskakiwac to ty umiesz). Nie mam czasu an dluzszy komentarz, jestem padnieta, bo pisalam 3 odcinki, a jeszcze w szkole byla proba przedstawienia i sie wyglupilam, jakz awsze Poczekam na kolejny odcinek, ktory moze wyjasni moje watpliwosci
PS. Ile mowilas jest tych tomow? 100? |
Nie ma za co, rozumiem, przeciez sama tez biegam w kolko . Dzieki, ze nadal to czytasz, a uprzedzam, jest dlugie (nie, nie 100, ale na razie 8 czesci, 1 juz macie z glowy . Mozesz sie smialo pytac, dowiem sie, co myslisz o dalszej akcji, jakie masz przypuszczenia . Moze na czesc odpowiem...zalezy, o czym . Bo nie chce zdradzac dalszego ciagu. Na pewno na przedstawieniu dobrze poszlo, nie oceniaj sie tak surowo .
A tutaj dalsza czesc:
-----------------------------------------------------------------------------
---5---
Tego dnia nic nie zapowiadało nadchodzących wydarzeń.Jechali spokojnie,jakby zapominając,po co jadą.Malcolm nawet zapomniał po raz kolejny wyrzucić sobie,że ryzykuje życie Bena.Wyglądali,jak szczęśliwa rodzina na wycieczce.Jakby Patrick ożył i brat zabrał go na przejażdżkę.Pewnie dlatego nie od razu zauważyli,że z chłopcem coś się dzieje niedobrego.Zamilkł i patrzył tępo w pustą przestrzeń.Dopiero Dzikość Serca zapytał:
-Ben,czy dobrze się czujesz?
-Zaraz mi przejdzie,jestem po prostu trochę zmęczony...
Ale Savage nie dał się oszukać.Dotknął Benjamina i się przeraził.
-Chłopcze,ty znowu masz gorączkę!
-Nie,nie,jedżmy dalej...
-Nie ma mowy!Musimy znależć lekarza!
-Oszalałeś?-ostudził go Indianin.-Gdzie?Na tym pustkowiu?
-Musi gdzieś tu być miasteczko,przecież jedziemy już bardzo długo!
Savage ruszył z kopyta,zostawiając w tyle Indianina.Ten musiał udać się za nim.Dopędził go i jechali razem.
Za jakiś czas zamajaczyła im mała chatka,jakby nie z tego świata.Stała w ciszy,jakby przeniosła się tu z innego wymiaru,albo była tylko odbiciem dawnego wspomnienia.Malcolm chwycił się tej ostatniej deski ratunku i zajechał przed domek.Zeskoczył z konia,przedtem pomagając zejść choremu i zapukał do drzwi.Cisza.Powtórzył pukanie,na próżno.
-Może jest opustoszała?-podsunął Dzikość Serca.
Ale jego przyjaciel nie zrezygnował.Myśl,źe mógłby utracić Benjamina,była wprost nie do zniesienia.Walnął pięścią w drzwi i krzyknął:
-Otwierać,mam tu chorego chłopca!
Za chwilę dało się słyszeć jakieś powolne,nieśpieszne kroki.Wrota uchyliły się lekko i głos zza nich zapytał:
-Co się dzieje?
-Mój syn ma gorączkę,potrzebuję pomocy!Proszę,wpuście nas!
Gospodarz długo się zastanawiał,w końcu otworzył spróchniałe wrota domu.Z wnętrza buchnął brzydki zapach,ale Malcolm nie zwracał na to uwagi.Teraz liczyło się tylko życie Bena.Wniósł słaniającego się chłopca do środka.
-Połóżcie go tam-wskazał nieznajomy.
W międzyczasie Indianin rozglądał się po chatce.Dojrzał drewniane sprzęty,przegnite deski i zamurowane okna,jakby mieszkaniec bał się światła.W jedynej izbie panował półmrok.Postać gospodarza nie była widoczna,słyszeli tylko jego dziwny głos.Chrapliwy i przytłumiony,jakby ktoś mówił przez chustkę.Kiedy Dzikość Serca zbliżył się do niego,ten odsunął się,nie chcąc ukazać swej twarzy.
-Czy stało się coś niepokojącego?-zapytał zamiast tego.
-Żmija go ugryzła.Miał gorączkę,ale mu przeszło-niepokoił się Savage.
-Czy wyssaliście jad?
-Tak-rzekł wojownik.
-Dobrze.Teraz weżcie tamte liście-wskazał coś leżącego w ciemnym kącie.Wypełnili skwapliwie polecenie.
-Przyłóżcie je do nogi chłopca.
Zrobili to,o co prosił.Teraz on decydował o ich czynach.Jedyny,który mógł uratować życie Benjamina.Zawiązali opatrunek i mieli czekać.Jeśli gorączka nie spadnie,chłopiec umrze.Malcolm chciał podziękować nieznanemu pomocnikowi.
-Proszę,nie.Zrobiłem to,co do mnie należało.
Ale Savage nie zrezygnował.Zbliżył się do niego i powiedział:
-Gdyby nie ty,Ben na pewno umarłby.Muszę ci podziękować.Nie bój się.
Zapadła cisza.Z kąta,gdzie leżał chłopiec,usłyszeli ciche:
-Ja też dziękuję...-wyciagnął rękę do gospodarza.
Istota wahała się chwilę,ale podeszła do światła.Wtedy ją ujrzeli. |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:54:00 19-10-07 Temat postu: |
|
|
Jak to dobrze, że Banowi nic się nie stało, przestraszyłam się prawie tak samo jak Savage! Kim jest ta postać? Czekam na kolejną część.
Cytat: | Dzieki, ze nadal to czytasz, a uprzedzam, jest dlugie (nie, nie 100, ale na razie 8 czesci, 1 juz macie z glowy. |
Na razie 8 a ja czekam aż dopiszesz te 92, bo jest świetnie
Cytat: | Mozesz sie smialo pytac, dowiem sie, co myslisz o dalszej akcji, jakie masz przypuszczenia. Moze na czesc odpowiem...zalezy, o czym . Bo nie chce zdradzac dalszego ciagu. |
No właśnie... i dlatego nie pytam, wolę sama się wszystkiego domyślać
Cytat: | Na pewno na przedstawieniu dobrze poszlo, nie oceniaj sie tak surowo. |
Wiesz, gdybyś widziała jak ja musze grać... to jest przedstawienie o subkulturach a ja gram pustą lalę i odgrywam coś w stylu Mariolki-Krejzolki (nie wiem, czy znasz kabaret Paranienormalni i ich skecz "Blondynka"). |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:59:56 19-10-07 Temat postu: |
|
|
monioula napisał: | Jak to dobrze, że Banowi nic się nie stało, przestraszyłam się prawie tak samo jak Savage! Kim jest ta postać? Czekam na kolejną część. |
Zaraz sie dowiesz . Ciekawe, czy ja polubisz, czy wrecz przeciwnie, bedziesz ja traktowac z nieufnoscia...Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii!
monioula napisał: | Na razie 8 a ja czekam aż dopiszesz te 92, bo jest świetnie |
Mam nadzieje, ze tak samo bedzie Ci sie podobac przy powiedzmy 6 czesci i ze Cie nie znudzi . I jestem ciekawa, jakie wrozysz zakoczenie historii romansu Savage'a z Sarah - dobre, czy zle...
monioula napisał: | Wiesz, gdybyś widziała jak ja musze grać... to jest przedstawienie o subkulturach a ja gram pustą lalę i odgrywam coś w stylu Mariolki-Krejzolki (nie wiem, czy znasz kabaret Paranienormalni i ich skecz "Blondynka"). |
Yy...Nie, nie znam, ale to, kogo grasz, nie oznacza od razu, ze zle to robisz, wydaje mi sie, ze taka osobe tym bardziej jest sztuka dobrze odegrac i mam przeczucie, ze zrobilas to conajmniej dobrze...Zaraz zobacze, o co chodzi z tym kabaretem .
-------------------------------------------------------------------
---6---
Przygięta do ziemii postać,zgarbiona i stara.Siwa i w pomiętym,potarganym ubraniu.Łaty zajmowały większą część stroju.Trzęsące się ręce.Zakryta kapturem twarz.I wyciagnięta do chłopca pomarszczona dłoń.Ben prosi,aby stworzenie stanęło obok niego.Chce dotknąć jego ręki.Postać się zbliża i powoli nachyla nad chłopcem.Wtedy kaptur,mimo wysiłków istoty,opada na plecy.Człowiek obraca się tyłem ze wstydem,ale to na nic.Savage podchodzi i zmusza ją delikatnie do ukazania twarzy.Patrzą jej prosto w oblicze.Oblicze!Resztki skóry prawie zwisające z kości,oczy zamglone,nos zniekształcony,usta wykrzywione...Łzy,płynące po zdeformowanych policzkach.Strach w oczach,jak zwierzęcia zagonionego w śmiertelną pułapkę.Malcolm mimowolnie się cofnął.Indianin patrzył jak urzeczony.Tylko Ben dalej prosi:
-Podejdż,chcę,żebyś usiadł przy mnie.
-Nie,lepiej będzie,jak to zrobią twoi przyjaciele...
Ale w oczach chłopca nadal widać prośbę.Dlatego istota zasiada na łóżku,obok Benjamina.Delikatnie głaska go po głowie,jakby bojąc się,że zostanie odepchnięta.Lecz Ben uśmiecha się i mówi:
-Jesteś dobry.Jak masz na imię?-chłopiec wyciera ręką łzy postaci.-Nie płacz,proszę!-gładzi gospodarza domu po okropnych ranach na twarzy.
-Ja?Nazywają mnie Pokurcz...-widać ból w spojrzeniu.
-Pokurcz?Dlaczego?
-Bo jestem zgarbiony i brzydki.Ludzie się mnie bali.Dlatego tu mieszkam.
Ben jednak nie okazuje strachu.Za to Malcolm patrzy z obawą na przerażającą postać.Kim jest ten potwór?Czy nie skrzywdzi chłopca?A może chce się zemścić na ludziach za krzywdy,jakich doznał?Może te liście to trucizna?Zabrał na bok Dzikość Serca i zapytał:
-Co sądzisz o gospodarzu domu?
-Musimy mu zaufać.To jedyna nadzieja chłopca.
---7---
Czas póżniej,gdy czekali na reakcje po kuracji i siedzieli przy stole z Pokurczem,Savage zapytał:
-Co się stało z twoją twarzą?
-To bolesna i dawna historia-wyraźnie unikał tego tematu.-Chłopiec musi tu jeszcze pobyć,jeśli ma wyzdrowieć.
Mieliby zostać w tej chacie?Na myśl o tym Malcolma przeszły dreszcze.Nie był tchórzem,ale tu było coś niesamowitego.Jakby siedziba zła?Dlatego nie jadł podanych kawałków czegoś,co miało być jedzeniem.Nie budziło to jego zaufania.Postanowił zapytać o cel swojej podróży:
-Czy znasz Franka Holiday'a?
Jakiś mięsień drgnął na twarzy Pokurcza.Zaraz jednak się opanował i odrzekł:
-A ty skąd go znasz?
-Wymordował mi rodzinę.
Na te słowa gospodarz zamarł.Zapytał zdławionym głosem:
-Jak się nazywasz?
Ale Malcolm nie zamierzał odpowiadać.
-Nie twoja sprawa!Znasz go,czy nie?!
-Słyszałem.Dlaczego pytasz?
-Szukam go,żeby się zemścić.
-Czy ty jesteś synem Johna McIntyre?
Pytanie zawisło w powietrzu.Malcolm miał już dość tych przesłuchań.Czy ten koszmar znał jego rodziców?Wstał od stołu i odparł:
-Mam na imię Savage.Tylko tyle.
Pokurcz skulił się w sobie,jakby chroniąc przed razami.O nic więcej już nie pytał.
---8---
Zapadał już wieczór.Mieszkaniec domu czuwał przy chorym,Indianin obserwował go spod oka.Tylko Ben nie bał się Pokurcza,ufał mu nawet.Malcolm ze złością patrzył na czułość,z jaką się do siebie odnosili.Pewnie dlatego odpowiedział tak gniewnie na pytanie chłopca,czy też przy nim posiedzi:
-Po co ci ja?Przecież masz Pokurcza?-specjalnie użył tego przezwiska.
Ben spojrzał ze zdziwieniem i zamilkł.Ale gdy gospodarz chciał odejść,to jego właśnie poprosił o pozostanie.
-Zostań,proszę.Nie odchodż.
Savage wściekły wyniósł się z izby.Skoro Benjamin już zapomniał,że to on zabrał go ze sobą i stał się drugim ojcem,skoro go odrzuca-dobrze!Niech więc zostanie z Pokurczem,a McIntyre pojedzie dalej swoją drogą!Jemu niepotrzebny dodatkowy ciężar w postaci chłopca!Wyciągnął dawno zapomniane organki i zaczął grać swoją melodię.Napłynęły mu łzy do oczu,przypomniał sobie swoją Sarah.Wiedział,że nigdy już jej nie zobaczy.Zostawiła go na zawsze.Nagle zrozumiał,co ma czynić. Błyskawicznie wskoczył na konia i pogalopował w siną dal.Sam rozprawi się z Holiday'em.Zawsze działał sam,teraz też tak będzie.Samotność to jego przeznaczenie. |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:43:22 19-10-07 Temat postu: |
|
|
BlackFalcon napisał: | monioula napisał: | Jak to dobrze, że Banowi nic się nie stało, przestraszyłam się prawie tak samo jak Savage! Kim jest ta postać? Czekam na kolejną część. |
Zaraz sie dowiesz . Ciekawe, czy ja polubisz, czy wrecz przeciwnie, bedziesz ja traktowac z nieufnoscia...Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii! |
Myślałam, że będę nieufna, ale po tym odcinku ogarnął mnie dziwny spokoj... Na razie jednak pozostanę czujna
BlackFalcon napisał: | monioula napisał: | Na razie 8 a ja czekam aż dopiszesz te 92, bo jest świetnie |
Mam nadzieje, ze tak samo bedzie Ci sie podobac przy powiedzmy 6 czesci i ze Cie nie znudzi . I jestem ciekawa, jakie wrozysz zakoczenie historii romansu Savage'a z Sarah - dobre, czy zle... |
Na pewno mi się nie znudzi, a tej parce wróżę dużo trudności i z pozoru niekorzystne zakończenie, ale na samiuteńkim końcu wszystko się zmieni i skończy pomyslnie
Jak ktoś nagra to przedstawienie to może ci wyślę
A co do odcinków: Savage jest zazdrosny o chłopca, udaje twardziela, a tak naprawdę go pokochał... I za Sarah tęskni. Ah... czekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:12:50 22-10-07 Temat postu: |
|
|
monioula napisał: | Myślałam, że będę nieufna, ale po tym odcinku ogarnął mnie dziwny spokoj... Na razie jednak pozostanę czujna |
Spokoj...Ucieszylam sie, kiedy to napisalas. Bo to wlasnie pasuje do Luciusa - spokoj i odpoczynek, wytchnienie po trudach zycia. OK, wygadalam sie, ze to dobra postac ).
monioula napisał: | Na pewno mi się nie znudzi, a tej parce wróżę dużo trudności i z pozoru niekorzystne zakończenie, ale na samiuteńkim końcu wszystko się zmieni i skończy pomyslnie |
Hmmm...Zobaczysz na koncu tej czesci ).
monioula napisał: | Jak ktoś nagra to przedstawienie to może ci wyślę |
Dzieki .
monioula napisał: | A co do odcinków: Savage jest zazdrosny o chłopca, udaje twardziela, a tak naprawdę go pokochał... I za Sarah tęskni. Ah... czekam na new |
Dokladnie. Jego udreczona dusza znalazla milosc...ale czy bedzie mu dane spedzic z nimi wiecej czasu...?
-------------------------------------------------------------------------
---9---
Margaret wysiadła już z pociągu.Rozejrzała się po okolicy.Miasteczko nie wywołało u niej dobrego wrażenia.Pomyślała,że bardziej zapadłej dziury być nie mogło.Ostrożnie wysiadła z pociagu i postawiła stopę na mokrej od deszczu ziemi.Trasę do saloonu-wszakże tylko tam były najświeższe informacje-znała dzięki kuzynce.Udała się tam więc.Nie wiedziała,że jest tam już Joe McCoy i Frank.Popijali razem alkohol.Weszła do środka,z obrzydzeniem obserwując gości.Nienawidziła takich miejsc.Sarah chyba zwariowała!Te znaczące spojrzenia mężczyzn!Miała zamiar szczególnie nachalnemu coś powiedzieć,ale to Frank rzekł pierwszy:
-Co taka piękna dama robi w naszym saloonie?
-Szukam kogoś-usiadła na pobliskim krześle i zamówiła napój bezalkoholowy.Hiram podał go z ciekawością.Rzadko tu zamawiano takie rzeczy.
-Szuka pani?A kogo?-drążył Holiday.
-Pewnego kowboja o białych włosach.
Frank przysunął się bliżej i zapytał,wyczuwając sprawę:
-Białych włosach?To ciekawe...Jak się nazywa?
-Czyżby znał pan kogoś takiego?-była ostrożna.
-Być może...Po co on pani?
-To prywatna sprawa.
-Być może mógłbym pani pomóc.Znam kogoś takiego.Ma na imię Malcolm McIntyre.To ten?
-Muszę sprawdzić.Gdzie przebywa?
-Obawiam się,że w grobie.
-Czyżby?
-Niestety.Zginął w potyczce z jakimś dobrym człowiekiem.To nie wie pani,że to był sławny morderca?-badał sytuację,dlatego skłamał.
-Morderca?Ach,to chyba jakaś pomyłka!Mój był najlepszym człowiekiem pod słońcem,ale niestety musiał mnie opuścić na długi czas.Kazał przyjechać mi do Slumville. - zaczęła opowiadać zmyśloną historyjkę.
-Byli państwo ze sobą?
-Tak-potwierdziła,niby zmartwiona.
-I nie wie pani,jak się nazywał?-zapytał podejrzliwie.
Zorientowała się,że wpadła w pułapkę.Wybrnęła tak:
-Wie pan,jacy są mężczyzni.Nawet nie powiedział...
-Współczuję pani!
-Dziękuję.Obawiam się jednak,że raczej go nie znajdę.Wyszedł wtedy tak szybko...
-Przykro mi-powiedział,a pomyślał,że ma do czynienia z wyjątkowo głupią babą.
Wiedziała już całą prawdę.Dopiero teraz wtrącił się siedzący obok Joe:
-Miałem kiedyś taką żonę,jak pani.Niestety zginęła w pożarze-próbował zacząć rozmowę,bo Margaret podobała mu się.
-Żonę?A jak miała na imię?
-Sarah.
-Wie pan-przysunęła się bliżej-słyszałam,że ona dalej żyje...I wiem,gdzie jest-wiedziała,z kim rozmawia.Już dawno decyzję podjęła.
Joe wiedział,że jego żona żyje,ale nie znał jej miejsca pobytu.Dlatego zapytał:
-Gdzie?
-W Bostonie.
-Jest pani pewna?
-Oczywiście.
Obleśny uśmiech wykwitł na jego zarośniętej twarzy.Nareszcie...Za to Holiday przemyśliwał to,czego się dziś dowiedział.Oto Malcolm miał romans z tą kobietą!Ale być może ona wie,gdzie teraz on przebywa?Mógłby go znależć i zabić...A ona zapewne zechce się zemścić!
-Czy pani mężczyzna też się tam znajduje?-zapytał.
-Owszem.A tak naprawdę jestem kuzynką Sarah i miałam na jej prośbę znależć tego jej Savage'a.Wolę jednak,żeby to pan ją znalazł-zwróciła się do Joe'go.-Czy pojedzie pan ze mną?
-Ależ oczywiście,zaraz wyruszamy!Przecież bardzo ją kocham...
-Przede mną nie musi pan udawać.Wiem,że chciał pan ją zabić i to pan jest prawdziwym mordercą pastora.Lepszy jednak pan niż ten bydlak.
-Dziękuję,panno Margaret!
---10---
Malcolm pędził z wiatrem.Jeżeli to ma być ostatnia rzecz w życiu,jaką zrobi,to będzie się cieszył.Epizod z miłością był tylko stanem przejściowym,teraz wrócił do prawdziwego zadania.Z radością zagłębi nóż w brzuchu tego gnojka! Przecież jest poszukiwanym mordercą!Dlaczegóż więc ma inaczej postępować?Będzie znów zabijał,powoli i bezlitośnie.Spłynie krew!
W chacie nie zauważyli zniknięcia Malcolma dość długo.Dopiero Ben zapytał:
-Dlaczego tata wyszedł na tak długo?Tęsknię do niego.
Spojrzeli na siebie.Savage wyszedł pięć godzin temu.Indianin od razu zrozumiał:
-Ben,on musiał dokończyć swoją zemstę.Nie mógł cię zabrać ze sobą,bo bał się o ciebie-wiedział,że to głupie tłumaczenie.
Benjamin rozpłakał się:
-A więc pojechał zabić tamtego człowieka i zostawił mnie na zawsze!On już nie wróci,prawda?
-Obawiam się,że nie.
Chłopiec szukał pociechy w ramionach Pokurcza.Obaj,zarówno on,jak i wojownik milczeli.Bo i cóż mieli mu powiedzieć?
-To ja go obraziłem,pogniewał się i dlatego odszedł!To moja wina!To przeze mnie zginie!
Długo nie mogli go uspokoić.Dopiero po godzinie zasnął,zmęczony płaczem i chorobą.W międzyczasie Pokurcz i Indianin rozmawiali o Malcolmie.
-A więc Frank Holiday wymordował mu rodzinę.Czy wiesz,jak on naprawdę się nazywa?-zapytał go gospodarz.
-Owszem,wiem.Savage to naprawdę Malcolm McIntyre.
Z oczu Pokurcza znów pociekły łzy.
-Jesteś pewien?-szepnął.
-Oczywiście.Opowiedział mi całą historię,gdy po raz pierwszy z nim pojechałem.Znasz go?
Istota chwilę się waha,aż w końcu opowiada:
-Znałem jego rodzinę.Byłem ich dobrym przyjacielem,Malcolm zaś moim ukochanym chłopcem.Przyjażniliśmy się bardzo.Po ich śmierci szukałem go,ale bez skutku.To ja pochowałem jego rodzinę.
-Jak się nazywasz?
-Czy to ważne?
-Proszę,powiedz.
-Nazywam się Herardo Lucius.
Popłynęła opowieść o szczęśliwym dzieciństwie syna Johna,o częstych wizytach Herarda,o zabawach z chłopcem,o czasach radości.Ojciec Malcolma bardzo lubił towarzystwo przyjaciela,razem kiedyś walczyli,razem przemierzyli prerię w poszukiwaniu miejsca,gdzie mogliby się osiedlić.To podczas jednej z takich wypraw Herardo został na zawsze oszpecony.Stało się to,gdy ratował życie John'owi.Potem znależli swoje miejsca i założyli domy na Dzikim Zachodzie.Lucius musiał zrobić to daleko od ludzkich siedzib,gdyż z poprzedniej chatki wygnali go ludzie podli i bojący się jego wyglądu.Od tej pory mieszkał sam na odludziu,w podupadającej małej chatynce,zapomnianej przez Boga i ludzi.Przyzwyczaił się już,tylko czasami tęsknił w długie księżycowe noce za dawnymi przyjaciółmi,a szczególnie za małym Malcolmem.Gdy dowiedział się o ich śmierci,pośpieszył na miejsce,gdzie mieszkali.Tam znalazł trupy czterech osób.Zrozumiał,że chłopiec żyje.Pogrzebał nieboszczyków i wrócił do domu.Tak żył przez dwadzieścia pięć lat,aż znów spotkał Malcolma,teraz już trzydziestopięcioletniego mężczyznę.Nie poznał go,ale po pewnym czasie skojarzył fakty.Wtedy jednak zrozumiał,że nie ma już Malcolma,a jego miejsce zajął nieugięty morderca-Savage.Nie chciał więc się przyznawać do tego,kim jest.Zresztą gość tego nie potrzebował-wyruszył po to,żeby zabić Franka i tylko to się dla niego liczyło.Śmierć.
--11---
Przed wyjazdem do Bostonu McCoy zaszedł do Griseldy Clevens,która przyjeła go z otwartymi ramionami.
-Obiecałeś mi ślub-zaczęła po spędzonej nocy z nim.
-Wiem,ale musisz mi wybaczyć,bo moja żona żyje.Muszę ją przekonać,aby pozwoliła mi zostać z tobą.
-Zgodzi się?
-Na pewno-zakończył niebezpieczny temat.Holiday też tu wczoraj był.Potem dziękował McCoy'owi za dobry adres.Frank zamierzał również opuścić Slumville i nareszcie znależć McIntyre'a.Był trochę znudzony już tą sprawą.Zaczynał żałować,że go nie zabił, jak jego rodziców. |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:33:17 22-10-07 Temat postu: |
|
|
Jak to lepszy McCoy od Savage'a?! Co ona bredzi, tamten przynajmniej się nie kryje, nie kłamie, przyznał się, że zabijał, a ten Obleśny dziad jeden, niech już idzie do tej swojej kochanki i zostawi Sarah w spokoju!
Super części i nie kuś z tym, co będzie na końcu tego tomu, bo nie będę mogła wytrzymać |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:45:20 22-10-07 Temat postu: |
|
|
monioula napisał: | Jak to lepszy McCoy od Savage'a?! Co ona bredzi, tamten przynajmniej się nie kryje, nie kłamie, przyznał się, że zabijał, a ten Obleśny dziad jeden, niech już idzie do tej swojej kochanki i zostawi Sarah w spokoju!
Super części i nie kuś z tym, co będzie na końcu tego tomu, bo nie będę mogła wytrzymać |
No co, a jak Ty mi Manuela tak zostawiasz, to co? . Nie, nie jestem zlosliwa, zartuje sobie tylko . A Margaret zamiesza w zyciu Sarah, oj zamiesza i to juz niedlugo....Zgadzam sie, ja tez wole Savage'a, ale zobacz, co knuje Margaret...
-------------------------------------------------------------------------
---12---
Zdrowie chłopca szybko się poprawiało.Indianin wiedział,że nie jest już potrzebny Savage'owi,dlatego postanowił wrócić do swojej wioski.Zapytał Benjamina,gdzie ten chce spędzić resztę życia-w indiańskiej wiosce,czy u Pokurcza.Mimo cichej nadziei obaj wiedzieli,że Malcolm nie wróci.Chłopiec pokochał zarówno Indianina,jak i gospodarza tego niezwykłego domu.Wybrał jednak Herarda,bo to on był jakby namiastką dawnego Sigurda.Pożegnał się z wojownikiem,który potem opuścił chatę.Nikt nie wiedział,że mały nadal cicho modli się nocami o życie i powrót swego przybranego ojca.
---13---
Minęło trochę czasu.Sarah zaczynała się już niepokoić o kuzynkę,gdy pewnego dnia ta wróciła.Opowiedziała Sarah,czego się dowiedziała.
-Wiesz już,że twój wybranek nie żyje.Co teraz zamierzasz?
-Jeśli pozwolisz,zostanę w Bostonie.Nie mam tam już po co wracać.
Margaret była szczęśliwa-oto jej plan wypalił!Ma w zanadrzu jeszcze jedną niespodziankę dla Sarah...
Na tą wizytę dała się namówić tylko po usilnych prośbach gospodyni.Wreszcie zdecydowała się być przy tym obecna.Od śmierci Malcolma chęć życia opuściła ją na tyle,że przesiadywała w domu całymi dniami,dopiero teraz będzie uczestniczyć w czymś takim.Razem więc oczekiwały na przybycie pewnego szacownego gościa,podobno z Europy.Było już póżno,miał przybyć na specjalne zaproszenie gospodyni.Gwiazdy świeciły jasno,gdy Sarah patrzyła przez okno na mżący deszcz.Było jej smutno,przypomniała sobie wieczór,gdy też tak padało.Mieszkała wtedy w domu Malcolma.Stali wtedy przy oknie i też obserwowali spadające krople.Ta chwila była tak nierzeczywiście piękna...Stał obok,objął ją prawą ręka i w milczeniu podziwiał cud natury.Wtedy po raz pierwszy i jedyny powiedział jej "Kocham cię".Czepiła się tych wspomnień,zamknęła oczy i wyobraziła sobie,że nadal tak stoją,że ta chwila wiecznie trwa.Że on żyje...
Drgnęła,gdy ktoś do niej podszedł od tyłu.Gwałtownie się odwróciła.
-Witam panią i przepraszam,że przerwałem rozmyślania-powiedział.
Zamarła.To nieprawda!On nie mógł jej znależć!Nie tutaj!Nie mąż!Nie Joe McCoy!Jego tu nie ma,to złudzenie!
-Co ty tu robisz?-wykrztusiła.
-Przyjechałem po ciebie-uśmiechnął się.Był dobrze ubrany,uczesany i w niczym nie przypominał tego człowieka,jaki chciał ją zabić.Ale bez wątpienia to był on.
---14---
W kolejnej chwili siedzieli już naprzeciw siebie w salonie Margaret.Sarah wyczuwała,za czyją sprawą mąż znalazł ją tu,tak daleko od przeszłości.Bała się okropnie.Przed oczami stanęły jej wszystkie obawy,ten okropny sen sprzed paru miesięcy...Znienawidziła teraz swoją kuzynkę,wszakże opowiadała jej,co z nim przeszła!Jak ona mogła go tu sprowadzić!Przecież grozi jej śmierć z jego ręki!Czyżby o to chodziło Margaret?
-Co zamierzasz?-zapytała chłodno.
Wciąż z uśmiechem odpowiedział:
-Kochanie,przecież nadal jesteśmy małżeństwem.Nieporozumienia z dawnych czasów nie przesłonią nam uczucia,prawda?Chcę,żebyś wróciła ze mną do Slumville.
-Oszalałeś!Dobrze wiesz,że cię nienawidzę!Nie wiem,co strzeliło do głowy mojej kuzynce,ale wiedz,że nigdy do ciebie nie wrócę,szaleńcze!
-Ależ Sarah,czy nie pamiętasz już,jak bardzo mnie kochałaś?Przykro mi,że wolisz ode mnie tego bandytę,ale postaram się,żebyś o nim zapomniała,obiecuję!
Sarah zadrżała.On o tym wie!Ile jeszcze mu opowiedziała zdradliwa Margaret?!
-Sądzę jednak,że skoro Savage jest teraz zimnym trupem...
-Czy to ty go zabiłeś?
-Niestety,nie miałem tej przyjemności-odpowiedział z westchnieniem.
-Nie boisz się,że opowiem wszystkim,kto naprawdę zabił pastora?
-Jeśli to zrobisz,spotkasz się z tym gnojkiem w piekle-szepnął,korzystając,że Margaret na chwilę wyszła.
Wstała,nie chciał patrzeć w oczy tej gliżdzie.Wpatrywała się w płonący na kominku ogień,modląc się,żeby ten koszmar okazał się nieprawdą.Ale Joe był tam nadal.Jak zjawa z potwornego snu z rana.Nie słyszła,że do niej podszedł.Obrócił ją delikatnie i próbował pocałować.Śmierdział alkoholem,jak zwykle.Przez ułamek sekundy wydawało jej się,że jest z Malcolmem w jego domu,a ten bandyta jest daleko.Myliła się jednak.Szybko zrozumiała,gdzie tak naprawdę jest.Odepchnęła go i spoliczkowała.Przez jego twarz przemknął gniew,ale zdołał się opanować.Zmienił taktykę:
-Czy nie możemy skorzystać z tej szansy,jaką dał nam los?Wybacz mi moją głupotę i spróbujmy od nowa,proszę!-w jego oczach zakręciły się nagle łzy.-Chciałbym znów być twoim mężem,znowu zamieszkać razem,zapomnieć o koszmarze sprzed miesięcy!Błagam cię,Sarah!-klęknął przed nią i ujął jej dłonie w swoje ręce. |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:56:54 22-10-07 Temat postu: |
|
|
Co za ludzie, nie no takie coś rodzinie zrobić, McCoy'owi się nie dziwię, bo to drań, ale Margaret?! Daj szybko new, bo nie wytrzymam <prosi> |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:38:03 22-10-07 Temat postu: |
|
|
monioula napisał: | Co za ludzie, nie no takie coś rodzinie zrobić, McCoy'owi się nie dziwię, bo to drań, ale Margaret?! Daj szybko new, bo nie wytrzymam <prosi> |
<mowi, ze nie musisz prosic i daje >
-------------------------------------------------------------------
---15---
Zapadła już noc,gdy Pokurcz postanowił zajrzeć do chłopca.Od dawna go pokochał,to on jako jedyny nie przestraszył się jego twarzy.Zbliżył się do pomieszczenia , gdzie stało łóżko chłopca i usłyszał
cichy szept.Zamarł,mimiwolnie przysłuchując się mu.
-I dobry Boże,proszę cię o jeszcze jedno-żeby mój tatuś Malcolm wrócił i został ze mną,bo bardzo za nim tęsknię!Wiem,że nie mógł mnie ze sobą zabrać,ale martwię się o niego...Jest mi tu bardzo dobrze,ale kocham go i boję się,że już nie wróci...-reszta modlitwy zatonęła we łzach Benjamina.
Serce Pokurcza ścisnęło się z bólu.Sam też kochał syna Johna,ale był świadom,że nie można go powstrzymać.Jedyne,co mógł dla niego zrobić,to zająć się chłopcem.Dlatego teraz podszedł i w milczeniu go przytulił.Ben cicho płakał w jego ramionach.
-Wiem,wiem-szeptał mu do ucha Herardo,gładząc go po włosach.-Ja też tęsknię do niego.Zobaczysz,że wróci do nas!
Ben podniósł głowę i spojrzał w oczy opiekuna:
-Wierzysz w to?
-Musimy się modlić...Być może kiedyś ujrzymy go w drzwiach?Tylko boję się,czy tego doczekam.
-Dlaczego miałbyś nie doczekać?-nie zrozumiał chłopiec.
-Wiesz,jestem już stary i mogę umrzeć.Wtedy musiałbyś tu zostać,albo jechać szukać swojego ojca Olivera...
-On nie jest moim ojcem!A ty nie umrzesz,potrzebuję cię!-mocno go objął.
Siedzieli tak długo,chłopiec i odrzucony przez wszystkich człowiek,który prosił tylko o miejsce do życia.A znalazł wstręt i nienawiść.
---16---
Malcolm śnił o przybranym synu.Nie przyznawał się sam przed sobą,jak bardzo cierpiał,zostawiając go w tamtej chacie.Ale musiał wykonać zemstę.Tak będzie lepiej zarówno dla Bena,jak i dla Savage'a.Nie zamierzał wracać do nich.Nigdy nie będzie dobrym ojcem.Chociaż serce mu krwawiło,bo wiedział,jak Ben musi płakać.Jemu samemu też łzy ciekły przez sen.Kiedy się obudził,po raz ostatni poprosił przodków o opiekę nad Benem.A potem galopem ruszył na spotkanie z przeznaczeniem.
---17---
Sarah nie była pewna,co o tym myśleć.Oto jej mąż klęczy i prosi o wybaczenie.Czy powinna?Jeszcze raz zaufać,po raz kolejny rzucić się w ramiona tego człowieka?Nagle wspomniała jego słowa o Malcolmie,dobroć tego, którego wszyscy nazywali Savage’m i poszukiwali,żeby zadać mu śmierć.Przypomniało jej się,jak niegdyś odkryła,kim naprawdę jest najsłynniejszy morderca Dzikiego Zachodu.Wszystkie chwile,jakie ze sobą spędzili,te dobre i te złe.Ich pierwszy raz,kiedy byli ze sobą,szalone uczucie,jakie do siebie żywili...A w szczególności chwilę,gdy odjeżdżał,goniony zemstą.Był taki pewny siebie,niezwyciężony!A teraz nie żyje...Odepchnęła ręce męża,nie chciała ich dotykać.
-Odejdź-szepnęła cicho.
W pierwszej chwili nie uwierzył.A potem wrzasnął:
-Odmawiasz?!W takim razie ja zabiorę cię ze sobą!-chwycił ją mocno za rękę i próbował wyciągnąć siłą z domu kuzynki.Usiłowała się wyrwać,ale trzymał mocno.Zrozpaczona chwyciła leżący na kominku pogrzebacz i w amoku uderzyła.Ostrze z ogromną mocą wbiło się w pierś Joe'go.Buchnęła krew i śmiertelnie ranny upadł na podłogę.W przedśmiertnych drgawkach uniósł jeszcze prawą rękę i wycharczał:
-Przeklinam cię,Sarah!-sekundę póżniej już nie żył.
Przerażona wpatrywała się w trupa.Leżał tak z pogrzebaczam sterczącym z ciała,ze szklistymi oczami patrzącymi w sufit.Na tą sceną weszła właśnie Margaret.Na chwilę zaniemówiła,aż wreszcie podbiegła do Sarah i zaczęła nią potrząsać z krzykami:
-Czyś ty oszalała?!Zabiłaś go,zabiłaś!Teraz musisz uciekać!
Ale Sarah buchnęła śmiechem na całe gardło.A potem zemdlała.
---18---
Obudziła się w łóżku Margaret.Stała nad nią i planowała:
-Musisz teraz odejść...Ukryłam już trupa,pomogę ci zniknąć,ale pod warunkiem,że nigdy tu już nie wrócisz.Wyjedziesz stąd,a ja wyprę się tej znajomości.Co ty na to?
Sarah już było wszystko jedno.Skoro ma zniknąć,zrobi to.Uzgodniła z kuzynką czas wyjazdu,a tamta miała załatwić bilety na pociąg.Wyprosiła tylko jedno-powrót do Slumville.Tam powinna zostać,tam miała spokój i żyła w miarę dobrze.I tam poznała Malcolma...
W pociągu płakała.Chustką cicho ocierała łzy,wiedząc,że wraca do smutnego miasta,pełnego wspomnień po ojcu i złudnej nadziei na życie z
mężem.Stary Hamilton opiekował się zawsze córką,po jego śmierci długo nie mogła znależć miejsca.Być może to dlatego tak szybko zgodziła się na ślub z Joe'em?Owszem,miała tam przyjaciół,ale to nie to samo.Potrzebowała uczucia,miłości...Odnalazła je u Savage'a,ale i to zostało jej zabrane...Koła stukały cichutko. |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:09:52 23-10-07 Temat postu: |
|
|
Biedaczek Ben... on wszystko przeżywa od zewnątrz, nosi serce na dłoni Savage cierpi wewnątrz siebie i nikomu nie mówi, jak bardzo kocha tego chłopca
Sarah zabiła męża Tu żeś mnie zaskoczyła! Bardzo dobrze draniowi, ale chyba trochę przesadziła, tak od razu mu wbijając ten pogrzebacz
Całość świetna, ciekawe, co stanie się z Sarak, kiedy wróci do Slumville i czy ta Margaret coś knuje? Super |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:19:54 23-10-07 Temat postu: |
|
|
monioula napisał: | Biedaczek Ben... on wszystko przeżywa od zewnątrz, nosi serce na dłoni Savage cierpi wewnątrz siebie i nikomu nie mówi, jak bardzo kocha tego chłopca
Sarah zabiła męża Tu żeś mnie zaskoczyła! Bardzo dobrze draniowi, ale chyba trochę przesadziła, tak od razu mu wbijając ten pogrzebacz
Całość świetna, ciekawe, co stanie się z Sarak, kiedy wróci do Slumville i czy ta Margaret coś knuje? Super |
"Serce na dloni"...piekne slowa. Pytanie tylko, czy jego modly zostana wysluchane...
Sarah zabila, bo juz go miala dosyc, czlowiek doprowadzony do rozpaczy czasem przestaje panowac nad soba. W sumie on tez ja chcial zabic.
A skad wiesz, ze wroci? . Moze cos sie stanie...po drodze?
----------------------------------------------------------------------------
---19---
Nie przejmował się,że znów oślepł.Jeśli wjedzie na skałę,szybciej umrze.Skrzywdził już tyle osób,czas samemu odejść na zawsze.Nie wiedział,że do miejsca,jakie przemierza,właśnie zbliża się pociąg Sarah,jego ukochana osoba jedzie blisko i nie wie,że ten którego we łzach pochowała,żyje nadal i galopuje ku śmierci.Gdy odzyskał wzrok,lokomotywa zagwizdała na stacji.Powoli traciła prędkość.Pasażerowie zbierali się już do wysiadania.Sarah miała jeszcze przed sobą długą drogę,ale poczuła nieodpartą chęć,żeby wysiąść.Coś kazało jej wstać i udać się do wyjścia.Resztę drogi przebędzie na koniu.W transie opuściła skład i zanim pociąg ruszył ze stacji,dowiadywała się już o wykupienie konia.Łysawy facet za okienkiem informował ją o możliwości zakupu wierzchowca.Właśnie instruował na temat miejsca pracy kowala:
-Nazywa się Quincy Smith.Sprzeda pani konia za marną opłatą.Mieszka i pracuje tam-wskazał ręką.
-Dziękuję za pomoc-mówiła już w biegu.Chwilę potem stała przed potężnym mężczyzną wykuwającym kolejną podkowę w swoim życiu.Przerwał na czas rozmowy z damą,otarł pot z czoła ręka uzbrojoną w młot i zapytał:
-Czego sobie życzysz?-zły,że przerwano mu pracę.Sarah nie zareagowała na bezczelność kowala,teraz potrzebowała jego pomocy.
-Chciałabym kupić konia.Muszę dojechać do Slumville.
-Slumville?-Quincy zamyślił się.-Przecież tam kursuje kolej?
-Koniecznie muszę tam dotrzeć konno.To ubijemy interes,czy nie?-zaczynała się niecierpliwić.
-Dobrze,dobrze,ale to dużo kosztowało-wiedział,że zdesperowana młoda dama zapłaci sporo.
-Słyszałam,że macie tanio wierzchowce!Panie Smith,spieszy mi się!
-No już dobrze,dobrze-zastopował,nie chciał spłoszyć dobrego klienta.-Jaki ma być?
-Szybki i wytrzymały.
Mam tu takiego,ale czy umiesz jeżdzić na koniach?-powątpiewał.
-Oczywiście!Mój ojciec...
-Już dobrze-przerwał jej.Nie chciał wysłuchiwać zapewne długiej i nudnej opowieści.-Pokażę takiego,który będzie właściwy...
Udali się razem do miejsca,gdzie Smith trzymał wierzchowce.Wskazał jej czarnego,pięknego konia,który biegał po przeznaczonym do tego terenie.Sprawiał wrażenie nieujarzmionego,ale Sarah było wszystko jedno.
-No i jak,może być?-pytał Quincy.
Za chwilę został z dłonią pełną pieniędzy i wspomnieniem pięknej kobiety,która popędziła przed siebie,gnana jakimś wewnętrznym rozkazem.
---20---
Frank Holiday przemierzał bezkresną prerię od dłuższej chwili.Wspominał czas,kiedy był młody i pełny marzeń.Życie go zawiodło,nie znalazł tego,czego szukał.Za to otrzymał byt przestępcy,dzięki któremu nie musiał postępować według żadnych zasad.I to mu się podobało-mógł robić to,co naprawdę chciał.Sam decydował o czynach i słowach,rozliczał się tylko przed sobą.Dlatego pozwolił sobie na kaprys objęcia w posiadanie ziemii Johna McIntyre'a.Przypadła mu do gustu-żyzna i urodzajna.Sądził,że za dobrą cenę,jaką oferował,zdobędzie pola bez trudności.Ale się przeliczył-dla Johna ziemia była czymś więcej,niż tylko skrawkiem terenu-była jego życiem.Dlatego odmówił.Nie wiedział,że Frank któregoś dnia przyjedzie i upomni się w tak okrutny sposób.To dla kaprysu Holiday oszczędził małego chłopca,jakim był wtedy Malcolm.Kazał mu patrzeć na śmierć rodziny,a potem pozostawił go samego na tym nieprzyjaznym świecie.Zawsze najbardziej go nie lubił.A jaką Frank miał świetną zabawę,gdy jeden z jego ludzi zabawił się z córką Johna!Zarechotał teraz,na wspomnienie złamanych bólem oczu jej rodziny.Przyśpieszył konia,chciał już natrafić na ślad tego gnojka. |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:28:33 23-10-07 Temat postu: |
|
|
Cytat: | A skad wiesz, ze wroci? . Moze cos sie stanie...po drodze? |
Ty nie strasz! Napisałaś tak, to daj kolejną część, w której wszystko się wyjaśni
Ciekawe, co dalej z tą zemstą, ja nadal mam nadzieję, że Savage zrezygnuje |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|