|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:42:01 21-12-07 Temat postu: Saga rodu McIntyre - Tom IV - "Mroki wspomnień" |
|
|
monioula napisał: | A oczywiście, że mogę Akcja się posuwa coraz dalej, juz kolejna część... jak miło
No to Aldric uratowany przez Sol Bowl. Stracił wzrok i to swojego rodzaju nauczka za egoizm, jaiego objawem była bezmyślna ucieczka od... no właśnie, od czego? był zazdrosny, a sam sobie winien może teraz zmieni poglądy no i zainteresuje się inną dziewczyną (nawet wiem, jaką mógłby ) a Amandę zostawi Marcusowi.
Ciekawe jak zakończy się wyprawa Duncana i Luthera. Mam nadzieję, że powodzeniem |
Jak na razie, to jest ostatni tom, oczywiście będzie miał dwie części, ale potem będę musiała juz pisać na nowo . Chyba, że zajmę się kontynuacją "ADC", to już od moich Czytelniczek zależy (na pewno będę pisać "It's only a dream", jeśli dam radę, to coś będzie drugie i już tylko od Was zależy, co .
O kim myślisz, jako o dziewczynie dla Aldrica? .
A co do wyprawy...Hm, hm, hm... :DDDDD.
------------------------------------------------------------------------------
Część pierwsza -"Cierpienia serc"
---1---
Minęło kilka dni. Zebrani na plebanii ludzie powoli tracili nadzieję na powrót Aldrica. Jego przyjaciólka straciła apetyt i snuła się jak upiór. Marcus i Christine starali się ją pocieszyć na zmianę. Rather bardzo zaprzyjaźnił się z Amandą, przykro mu było patrzeć na jej ogromny smutek. Nie zdawał sobie do końca sprawy, co naprawdę zaczyna do niej czuć. A ona coraz bardziej zbliżała się do niego.
Mieli wyjechać, gdy tylko Rather wyzdrowieje. Teraz jednak Slumville musiało zaczekać, bo w głębi duszy nadal liczyli na radosne zakończenie tej sprawy. Nathaniel zastanawiał się, czy nie pojechać samemu i nie przywieźć tu Duncana, ale czuł się odpowiedzialny za tą nieszczęsna trójkę, z której jeden prawdopodobnie już nie żył.
---2---
Zaginiony Aldric powoli dochodził do siebie w obozie Indian. Nadal nie odzyskał wzroku, ale przynajmniej pozostałe obrażenia mniej go już bolały. Szybujący Ptak przychodził prawie codzień i ciągle o coś wypytywał. Wreszcie któregoś dnia Aldric opowiedział mu historię swoją i Amandy. Nie wspomniał jednak nic o tym, co opowiedział im Nathaniel, dlatego też Indianin nie wiedział, że Curly poznał przyjaciela Duncana McIntyre...A Aldric nie wiedział, że mówi z synem Dzikości Serca...
Tego dnia wojownik nie przyszedł sam. Powiedział Curly'emu, że wraz z nim jest tutaj jego przyjaciółka, Sol Bowl. Odezwała się cicho łamaną angielszczyzną:
- Witaj, Aldric.
Curly wiedział, że to ona go znalazła i jej uporowi zawdzięcza życie. Dlatego też teraz jej za to podziękował. Ale ona nie chciała podziękowań:
- Ważne, że żyjesz, Aldric - wymawiała jego imię miękko i czule - takie miał Curly wrażenie. - Opowiedz mi o...Amandzie - poprosiła.
Jeszcze raz streścił dzieje przyjaźni z tą dziewczyną Sprawiało mu to ból, co dało się odczuć w jego głosie. Sol polubiła tego chłopca, dlatego usiadła obok i chwyciła go za rękę. Szybujący Ptak zdrętwiał, ale pozwolił jej na to. Jakoś sam też polubił tego mężczyznę.
---3---
Nieświadom tego, że osoba której poszukuje, znajduje się dokładnie w przeciwnym kierunku, Duncan wjeżdżał właśnie do Jerkin. Z tym miejscem nie wiązał miłych wspomnień, ale to tutaj urywał się ślad Dzikości Serca, zresztą tutaj poznał też swoją żonę, Josephine Holiday.
Zatrzymali się przed tym samym hotelem, gdzie rzekomo Oliver zabił Indianina. Zsiedli z koni i pewnym krokiem weszli do przybytku. Powital ich widok smętnego chudzielca, który był tu właścicielem.
- Dwa pokoje, tak? - wymamrotał.
Lonely oparł się o ladę i zapytał:
- Czy byłeś tutaj 11 lat temu?
- Ja? A co to cię obcho...- zamilknął, bo na drzewie Luther położył kilka złotych monet. - 11 lat do tyłu byłem tutaj. Po co wam to wiedzieć? - był bardzo podejrzliwy.
Tym razem to Duncan pytał:
- A pamiętasz, czy był tutaj młodzieniec z Indianinem?
- Hm, niek ojarze, chwila...A tak! - widok kolejnych monet rozjaśnił mu pamięć. - kiedyś przyjechał tu jakiś mężczyzna podający się za syna Savage'a i był z nim jakiś Indianin...Potem wpadł tutaj inny, który ponoć szukał syna - Oliver. Narobiłproblemu, bo strzelał do tego Indianina i wystraszył mi gości.
Duncanowi zaschło w gardle. Chudy go nie poznał, ale pamięta całą tą historię!
- Co się później stało z tym Indianinem? - zapytał z walącym sercem Duncan McIntyre.
---4---
W końcu musieli się pogodzić z utratą Aldrica. Saint wsiadła na wóz, gdzie siedział już Rather i Christine. Nathaniel nakazał koniom ruszyć. Uprzednio pożegnali się z pastorem, który teraz patrzył jak wyruszają do Slumville. Nie widzieli, że zza węgła obserwuje ich doktor Carter...
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 18:45:43 21-12-07, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:49:35 22-12-07 Temat postu: |
|
|
Jak dla mnie możesz pisać ile dasz radę Czekam na ADC i dalsze losy "Sagi..."
Miałam na myśli Sol Bowl, w końcu widać, że na niego leci.
Jak mnie ciekawią poszukiwania Duncana, no nie mogę po prostu
No i ta końcówka...
Poproszę o new |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:05:55 24-12-07 Temat postu: |
|
|
monioula napisał: | Jak dla mnie możesz pisać ile dasz radę Czekam na ADC i dalsze losy "Sagi..."
Miałam na myśli Sol Bowl, w końcu widać, że na niego leci.
Jak mnie ciekawią poszukiwania Duncana, no nie mogę po prostu
No i ta końcówka...
Poproszę o new |
Losy Sagi juz wrzucam, co do "ADC", to musze miec wene dobra do telenoweli...nie chce zaniedbac "It's only a dream", to ma byc jak najlepsze (oczywiscie reszta tez . Co do Sol Bowl, to masz racje . A oto ciag dalszy...
-------------------------------------------------------------------------------------
---5---
Sol Bowl z przyjemnością rozmawiała z Aldricem i zamierzała poprosić białego przyjaciela, żeby z nimi został. Tymczasem Szybujący Ptak pytał wodza, co zrobią z chlopakiem. Przy Samotnym Wilku stał ponury szaman, Gadzi Język.
- Będą go szukać i naślą tu armię wojska! - wysyczał Gadzi Język. - Najlepiej go puścić!
- wstrzymaj się, Gadzi Języku! - uniósł rękę wódz. - Niech on sam zdecyduje, czy chce tu pozostać. Duskville, miasto białych, jest neidaleko i gdyby go mieli znaleźć, to dawno by tu byli.
W ten sposób potomek Dzikości Serca mógł wrócić do namiotu szamana i powiedzieć Sol decyzję wodza. Rozpromieniła się i przetłumaczyła Aldricowi:
- Możesz u nas pozostać, jeśli chcesz! Co odpowiesz naszemu wodzowi, Samotnemu Wilkowi? - zapytała.
---6---
Chudzielec ziewnął szeroko i odrzekł:
- Taa, pewnie, że to wiem, ta historia była znana wszystkim w Jerkin. Wojownik o mało nie skonał, ale wyczołgał się tutaj i zauważyła go Auroa Elm z synem, Gabrielem. Chłopak miał dopiero dziesięć lat - chudy nieco zmienił temat - a dwa lata później zmarł mu ojciec, Robert Elm.
- A co z wojownikiem? - drążył Luther Lonely.
- A nic. Aurora z Gabrielem wzięli go do domu i uratowali mu życie. Mieszkał z nimi trochę, aż w końcu w chyba 1832 roku wrócił do plemienia.
- A...nie szukał tego mężczyzny, z którym wtedy przyjechał?
- Nie mógł. Strzał Olivera uszkodził mu kręgosłup i nie mógł chodzić
Zrobiło im się zimno, Duncan mało nie zemdlał.
- A jak wrócił do plemienia? - spytał nareszcie Luther.
- Elmowie go odwieźli. Potem podobno się więcej nie spotkali, ale kto ich tam wie...
- Oni tu nadal mieszkają? - dopytywał się Lonely.
- Pewnie. O, tamten dom - wskazał chudy młodzieniec. Aurora ma 55 lat, Gabriel 21, ale na pewno wszystko jeszcze pamiętają.
Później ludzie wyszli, a on został sam z pełnymi dłońmi monet. Powiedzial im prawdę.
---7---
Wóz toczył się leniwie po drodze ku Slumville. Wybrali nieco dłuższą trasę, chcąc ominąć Meanville, gdzie mieszkała ciotka Dagmar. Christine spała, a Marcus rozmawiał cicho z Amandą. Chciał jej ulżyc po tak bardzo bolesnej stracie, choć wiedział, że nadal o nią się obwinia.
---8---
W międzyczasie Aldric Curly błyskawicznie rozważał wszystkie możliwości. Przy Amandzie nic go już nie trzymało, a pamiętał, jak kilka dni temu na kilka sekund odzyskał śwaidomość i prosił o wodę, a Sol uniosła mu głowę i pomogła mu się napić. Brakowało mu strasznie ostatnio tej troski. Być może właśnie tu powinien pozostać? Juz miał otworzyć usta i coś powiedzieć, kiedy to się stało. Rozkaszlał się tak straszliwie, że nie mógł prawie oddychać. Bowl z przerażeniem patrzyła na to i już miała biec po pomoc, gdy nagle zobaczyła coś jeszcze gorszego. Wypadek mimo wszystko bardzo osłabił Aldrica i przyśpieszył rozwój choroby. Młodzieniec nagle wypluł na ziemię ślinę z krwią...
Sol biegła już po szamana.W trójkę - bo i Szybujący Ptak się dołączył - znaleźli się przy Curly'm. Ten leżał ledwo przytomny na ziemi, z wysoką gorączką. Szaman zerwał mu koszulę i przyłożył na piersi jakieś tajemnicze liście.
- Czuwaj przy nim! - nakazuje, a sam siada w kącie i zaczyna mruczeć jakieś zaklęcia...
Curly czuł smak krwi. Wiedział, że umiera. Wiedział też, że jest przy nim ta dziewczyna, sol Bowl. Trzyma go za rękę i szepce, by nie umierał. A on powoli traci świadomość... |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:55:35 01-01-08 Temat postu: |
|
|
Nie przepadam za Aldriciem, no ale teraz mam nadzieję, że uczucie Sol Bowl go uzdrowi Pasują do siebie tak jak Amanda do Marcusa [których mi było trochę mało w tym odcinku, ale i tak te trzy linijki piękne, moi ulubieńcy ]
Cytat: | Losy Sagi juz wrzucam, co do "ADC", to musze miec wene dobra do telenoweli...nie chce zaniedbac "It's only a dream", to ma byc jak najlepsze. |
I jest jak najlepsze a nawet lepsze o ile to w ogole możliwe |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:23:29 01-01-08 Temat postu: |
|
|
Wrocilas .
monioula napisał: | Nie przepadam za Aldriciem, no ale teraz mam nadzieję, że uczucie Sol Bowl go uzdrowi Pasują do siebie tak jak Amanda do Marcusa [których mi było trochę mało w tym odcinku, ale i tak te trzy linijki piękne, moi ulubieńcy ]
Pytanie tylko, czy on bedzie umial sie dostosowac do nowej roli...i czy bedzie tego chcial...i czy przezyje ))).
Cytat: | Losy Sagi juz wrzucam, co do "ADC", to musze miec wene dobra do telenoweli...nie chce zaniedbac "It's only a dream", to ma byc jak najlepsze. |
I jest jak najlepsze a nawet lepsze o ile to w ogole możliwe |
Wiele rzeczy w moich historiach mi się nie podoba...Ale Twoje komentarze daja mi sile, by pisac dalej i starac sie wciaz doskonalic swoje dzielka . Czytasz wszystko, co napisze...skad masz do tego tyle cierpliwosci? .
Dzis akurat bez Twoich ulubiencow, ale oni jeszcze powroca, zareczam ).
----------------------------------------------------------------------------------
---9---
Gabriel Elm podniósł głowę znad papieru.
- Mamo, jacyś ludzie tu idą! - przekazał Aurorze, siedzącej w drugim końcu pokoju.
Podeszli do okna i ujrzeli Luthera i Duncana, jak stają pod ich drzwiami.
- Wpuścimy ich? - zapytał Elm.
- Tak, synu. Zobacz jego oczy. Ten po lewej musi być McIntyre'm, o którym opowiadał nam Dzikość Serca, pamiętasz?
Otworzyli drzwi. Lonely ich przedstawił, ale Aurora ich zaskoczyła:
- Wiem, kim jest pan McIntyre. Nasz przyjaciel bardzo dużo nam o panu mówił. Wejdźcie.
---10---
Nathaniel zbliżał się już do Slumville. Cieszył się na niespodziankę, jaką sprawi przyjaciołom. Wreszcie przywiezie poszukiwaną kobietę i dodatkowo parę przyjaciół. Rany zostaną zaleczone. Nikt nie zorientował się, że jedzie za nimi William...
---11---
Aldric już nic nie czuł. Było mu tak cudownie ciepło i bezpiecnzie. Nawet był skłonny wybaczyć Amandzie jej zdradę. Niech jedzie z Marcusem poznać tamtego Duncana, on życzy im tylko szczęścia.
Sol chłodziła mu czoło wodą i zwilżała usta, ale schły natychmiast. Szaman mruczał coś w tle.
---12---
Lonely i Duncan przekroczyli próg domostwa Elmów. Zostali poproszeni o zajęcie miejsc w salonie i wtedy Aurora zapytała:
- Skoro jest pan potomkiem Malcolma McIntyre, to zapewne chce pan się czegoś dowiedzieć o jego przyjacielu, o Dzikości Serca?
Kiedy potwierdzili, usłyszeli tą samą opowieść, co z ust chudego, tylko z dużo większą ilością ciepła.
- To byl wspaniały przyjaciel, niestety jego plemię odeszło już w głąb prerii. Jednakże miesiąc temu dostaliśmy wiadomość, że zmarł w obozie.
Duncanowi pociekły łzy. Gdyby wcześniej tu dotarli...
- Przepraszam - wykrztusił i wstał, by stanąć tyłem do nich i skryć, że płacze.
- Proszę nie płakać, Duncanie - podeszła do niego Aurora. - Nie powiedziałam jeszcze, kto przesłał nam strzałą z wiadomością. Co prawda miłość Dzikości Serca, Mała Strzała, już dawno nie żyje, ale mają syna, Szybującego Ptaka. To ponoć żywe odbicie ojca. To on wysłał nam strzałę z czarną wstęgą, jak obiecał nam jego ojciec.
Duncan obrócił się gwałtownie, spostrzegając przy okazji szeroki uśmiech Luthera.
- Miał syna?! Jak się z nim spotkać?! - znów płakał, tym razem ze wzruszenia.
- Zapewne mieszka w swoim obozie. Niestety, nie wiemy, gdzie on jest dokładnie.
- Znajdziemy go! - przysiągł sobie McIntyre. - Teraz ja wam opowiem naszą historię.
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 14:24:11 01-01-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:43:21 06-01-08 Temat postu: |
|
|
Ah, co za cudowne opko! Dawno go nie czytałam, przepraszam, ale to ze względu na brak czasu Każda minuta cenna na wagę złota.
No Aldric coraz bardziej zadowolony z Sol, zapomina o Amandzie, ale z tą zdradą to też trochę przesadził Nie rozklejam się jednak na tym.
Podoba mi się zacięcie Duncana. Zobaczymy czy uda mu sie znaleźć obóz no i jakie po drodze będzie miał przeszkody (o ile jakieś będą )
Cytat: | Wiele rzeczy w moich historiach mi się nie podoba...Ale Twoje komentarze daja mi sile, by pisac dalej i starac sie wciaz doskonalic swoje dzielka . Czytasz wszystko, co napisze...skad masz do tego tyle cierpliwosci? . |
Cieszę się, że w jakiś sposób przyczyniam się do tego, byś tworzyła dalej A cierpliwość jest mi niepotrzebna, bo twoje opka bardzo mi się podobają i czytanie ich sprawia mi przyjemność.
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:30:35 06-01-08 Temat postu: |
|
|
monioula napisał: | Ah, co za cudowne opko! Dawno go nie czytałam, przepraszam, ale to ze względu na brak czasu Każda minuta cenna na wagę złota. |
Nie jest cudowne . I naprawde, nie przepraszaj, doskonale rozumiem brak czasu, sama go mam malo i czesto nie udaje mi sie zrobic wielu rzeczy, ktore bym chciala. A Ty jeszcze znajdujesz czas na moje wypociny ;D.
monioula napisał: | No Aldric coraz bardziej zadowolony z Sol, zapomina o Amandzie, ale z tą zdradą to też trochę przesadził Nie rozklejam się jednak na tym.
Podoba mi się zacięcie Duncana. Zobaczymy czy uda mu sie znaleźć obóz no i jakie po drodze będzie miał przeszkody (o ile jakieś będą ) |
Fakt, Aldric przesadzil i to sporo, myslal, ze bedzie mial Amande tylko dla siebie, a kiedy ona odeszla po jego odmowie, poczul sie nagle urazony...A co do Duncana...oj...a znasz mnie przeciez .
monioula napisał: | Cieszę się, że w jakiś sposób przyczyniam się do tego, byś tworzyła dalej A cierpliwość jest mi niepotrzebna, bo twoje opka bardzo mi się podobają i czytanie ich sprawia mi przyjemność.
Pozdrawiam! |
Owszem, przyczyniasz. Czytasz to wszystko, komentujesz, przezywasz - slowem dajesz mi sile i chec do pisania dalej. Co prawda kocham pisac i sprawia mi to ogromna przyjemnosc, ale bardzo licza sie dla mnie Twoje opinie i oceny moich dzielek. Oczywiscie, wazne sa dla mnie rowniez opinie i innych Czytelnikow (jesli sa ))), ale oni cos sie nie wypowiadaja ;D. A sama zapewne wiesz, jak autor laknie informacji od Czytelnikow, co sadza o jego dziele.
-----------------------------------------------------------------------------
---13---
Josephine stała z synem przed swoim domem, kiedy zobaczyła nadjeżdżający wóz. Z daleka rozpoznała Nathaniela. Ale kogo on wiezie?
Lotus też wyszła na powitanie syna. Czas, kiedy nie było go w domu, spędzała u McIntyre'ów.
Deer zajechał przed budynek i pomógł zejść kobietom. marcus zeskoczył sam i stlai teraz w czwórkę przed mieszkańcami tego domu.
- Mamo, Josephine, Noelu - zaczął Nathaniel uroczyście - czy możecie zawiadomić Luthera i Duncana?
- Niestety, synu. Jakiś czas temu pojechali szukać kobiety skrzywdzonej przez Bena i śladów Dzikości Serca.
- O nie...-jęknął jej syn. - A to jest właśnie Christine Saint - wdowa po Leo - z córką Amandą. To jej tak poszukiwaliśmy!
- Ale...jak to się stało, że udało ci się ich odnaleźć? Wejdź, synu i wszystko nam opowiedz!
Po ogólnej prezentacji nawzajem opowiadali swoje historie.
W międzyczasie William Carter przechadzał się po mieście. Konia zostawił przy hotelu, gdzie zamówił pokój. Wszedł do saloonu, gdzie przed 41 laty Malcolm McIntyre postrzelił w rękę Joe'go McCoy'a. Wtedy urzędował tu Hiram Fish, dziś Tom Maxwell.
Carter dopijał drinka i przysłuchiwał się rozmowom w saloonie. Ktoś martwił się zdrowiem 91 - letniego Elmera Crampa, dawnego sklepikarza, inny wspominał czasy, gdy Elmer był przeciwny zamieszkaniu tutaj Herarda Luciusa i Benjamina, tamten przy ścianie zaś popijał swój napój i ze znudzeniem patrzył na ludzi. Benjamin zapewne by go rozpoznał, ale Carter nie zwrócił na niego uwagi...Za to William wypytał barmana o historię, którą wspominało tych dwóch z tyłu saloonu. Chociaż Tom był dość młody, to dobrze ją znał i mógł przekazać ją Carterowi. W ten sposób i on dołączył do do znających tą legendę...
---14---
Aldric zapadł w coś pomiędzy śpiączką, a snem. Mijal spokojnie czas, a on tylko leżał. Szaman na przemian z Bowl zmieniał co parę godzin liście na świeże, ale o ile ona z nadzieją, to on z poczucia obowiązku. Spędzała całe dni w namiocie szamana, wierząc, że w końcu jej poświęcenie przyniesie skutek.
---15---
- Widzę, że Benjamin nie miał łatwego życia...Tak, Dzikość Serca wiedział o jego śmierci, mówił, że po powrocie do plemienia poprosi swego syna o cichą opiekę nad nim. Sądzę, że Szybujący Ptak na pewno wypełnił tą prośbę i obserwował go z daleka.
- Dlaczego nigdy się nie ujawnił? - spytał McIntyre.
- Może nie chciał, by Carve odrzucił jego ochronę?
- Od nikogo nie chciał pomocy - mruknął Luther. Doskonale pamiętał, jak ten kiedyś go postrzelił w ramię
- Panie Duncan, Dzikość Serca mówił, że gdyby kiedykolwiek pan go szukał i spotkał się z jego synem, to musi pa powiedzieć pewne słowa.
- Jak one brzmią?
- "Przychodzę z posłaniem od Białowłosego Orła, mój przyjacielu". Po indiańsku!
Lekki przerażenie odbiło się na obliczu Duncana, ale wybawił go Gabriel Elm, do tej pory milczący.
- Pamiętam brzmienie tych słów, to ja miałem wam je przekazać - po czym je wypowiedział.
Imię Savage'a w języku Dzikości Serca brzmiało tak dumnie...
- Proponuję, żebyście spędzili tutaj noc, a jutro wyruszycie do plemienia Indian. Co panowie na to? - zaproponowała Aurora.
McIntyre - gorąca krew - chciał już jechać, ale Lonely powstrzymał go:
- Jeden dzień nie robi takiej różnicy, a konie sobie odpoczną. Nie wiadomo, ile będziemy jechać.
Zostali więc w tym gościnnym domu, by jutro wyruszyć we mgłę poszukiwań.
---16---
William Carter był tak zasłuchany w historię, że nie zauważył wpatrzonych w niego oczu człowieka spod ściany. Ów mężczyzna obracał w dłoniach szklankę i zastanawiał się, kim jest ten elegancik:
- Nie znam go, a on pyta o Mściciela! Czego tu szuka? Po czyjej stronie stoi? Czy mógłby mi pomóc...w zemście?
Wstał i podszedł do doktora. Przysiadł się do niego i zapytał:
- Co pan sądzi o tej całej historii? Kim według pana był Malcom McIntyre - mordercą, czy smutnym mścicielem własnej rodziny?
William zmierzył wzrokiem swego towarzysza i zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Wydaję mi się, że Msciciel to...- zawahał się. - A kim pan w ogóle jest?
- Powiedzmy, że naocznym świadkiem tamtych wydarzeń.
- Mieszkał pan wtedy tutaj? - zaciekawił się Carter.
- Owszem. Można powiedzieć, że znałem ich osobiście...W szczególności Duncana McIntyre... |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:10:55 09-01-08 Temat postu: |
|
|
Ale się minęli no proszę
Cytat: | McIntyre - gorąca krew |
No to jest oczywiste, przez chwilę wróciły mi wspomnienia pierwszego tomu. Ah... łezka się w oku kręci
No i tajemnicze zakończenie. Czy ten mężczyzna może przeszkodzić Duncanowi w dalszej... hmmm... misji? No tak, znając ciebie, to wszystko jest nieprzeiwdywalne. Ale to mi się podoba |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:30:38 09-01-08 Temat postu: |
|
|
monioula napisał: | Ale się minęli no proszę
Cytat: | McIntyre - gorąca krew |
No to jest oczywiste, przez chwilę wróciły mi wspomnienia pierwszego tomu. Ah... łezka się w oku kręci
No i tajemnicze zakończenie. Czy ten mężczyzna może przeszkodzić Duncanowi w dalszej... hmmm... misji? No tak, znając ciebie, to wszystko jest nieprzeiwdywalne. Ale to mi się podoba |
Taak, ja tez czasem tesknie do Savage'a, jesli tylko autor moze tesknic do swojego bohatera . Pewnie stad Noel ma tyle po dziadku...czego jeszcze nie pokazal, ale pokaze...kiedys . A teraz ciag dalszy ).
-----------------------------------------------------------------------------------
---17---
Sol poczuła, że jeżeli Aldric odejdzie, to ona też umrze. Zrozumiała, co naprawde do niego czuje i...jak bardzo go kocha...Modliła się ciągle do Manitou o życie i zdrowie młodzieńca. Prosiła, by mógł z nią zostać na zawsze i być jej mężem...
Zapewne Wielki Duch przyjaźnie spoglądał dziś na Sol Bowl, gdyż Aldric Curly otworzył oczy. Nie miał już gorączki,wydawało się, że niebezpieczeństwo minęło. Zresztą potwierdził to szaman, który zbadał Aldrica. Wielki Manitou swą ręką cofnął chorobę i Curly był zdrowy. Co prawda nic nie widział, ale nie groziła mu już utrata życia. Oddychał lekko i mógł już odpowiedzieć Sol:
- Tak, chcę tu zostać i być twoim najlepszym przyjacielem!
- Będę twoją przewodniczką i pokażę to, co powinieneś poznac jako Indianin! A potem, jeśli kiedyś zechcesz, będę ci towarzyszką życia...
- Jestem ślepy, nie będę mógł ci się do niczego przydać.
- W takim razie ja będę ci oczami! Proszę, pozwól mi cię kochać.
Aldric ścisnął tylko jej rękę. Nagle poczuł się taki szczęśliwy...Tu chciał zawsze być.
---18---
Duncan McIntyre nie mógł zasnąć. Leżał wpatrzony w sufit i rozmyślał nad swoją przeszłością. Wreszcie przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Wstał i przy blasku świecy napisał list do Josephine:
"Ukochana,
znaleźliśmy rodzinę, która zaopiekowała się Dzikością Serca, gdy ten nie mógł chodzić po strzale Olivera. Jutro wyruszamy szukać Szybującego Ptaka, syna Dzikości Serca. Jego ojciec zmarł przed miesiącem...ale żyje nadal w swoim synu. Po powrocie opowiem Ci więcej szczegółów.
Duncan McIntyre"
Odłożył pióro i wrócił do łózka. Dopiero teraz zasnął.
---19---
- Niech pan posłucha - powiedział tajemniczy mężczyzna z saloonu - jeżeli chce pan dowiedzieć się czegoś więcej, to opowiem panu wszystko...jutro rano. Prosze przyjść do hotelu i pytać o Rolfa.
- Ja też mieszkam w hotelu. Który pokój?
Umówili się na jutro. To był ten sam Rolf, który zabił Luciusa.
---20--
Curly powoli wracał do sił. spędzał czas na słuchaniu opowieści Sol o zwyczajach teraz już ich wspólnego plemienia. Samotny Wilk nie sprzeciwił się niczemu...
---21---
Przed swoim wyjazdem Duncan wyszedł na pocztę,a gdy wrócił po wysłaniu listu, konie już czekały na wyprawę. Pożegnali się z Elmami i pojechali tam, gdzie ostatnio widziano tamto plemię. To po kilku kilometrach Duncan powiedział niby żartem:
- Gdyby mi się coś stało, to znajdź Szybującego Ptaka i tą kobietę oraz zaopiekuj się Noelem i Josephine, dobrze?
Luther spojrzał na McIntyre'a badawczo:
- Przewidujesz jakieś kłopoty?
- Nie wiem. Ale wczoraj coś kazało mi napisać list do żony z wiadomością o tym, czego się już dowiedzielismy. A przecież wrócimy chyba niedługo...
Gdzieś w oddali zawył kojot.
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 17:32:03 09-01-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:46:17 09-01-08 Temat postu: |
|
|
To wycie kojota musi coś znaczyć. Obawiam się, że coś może się stać podczas tej wyprawy.
Rolfa poznałam i bez tego zdania, które napisałaś, jako wyjaśnienie. Jak mogłabym go zapomnieć. Spodziewałam się, że ten człowiek w barze jest jakiś podejrzany...
Odcinek miał też spokojny charakter. Scenka miedzy Aldriciem i Sol była śliczna. Ładnie mówiła Indianka z tym, że będzie "jego oczami" i żeby "pozwolił się jej kochać".
Piękny odcinek |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:59:23 09-01-08 Temat postu: |
|
|
monioula napisał: | To wycie kojota musi coś znaczyć. Obawiam się, że coś może się stać podczas tej wyprawy.
Rolfa poznałam i bez tego zdania, które napisałaś, jako wyjaśnienie. Jak mogłabym go zapomnieć. Spodziewałam się, że ten człowiek w barze jest jakiś podejrzany...
Odcinek miał też spokojny charakter. Scenka miedzy Aldriciem i Sol była śliczna. Ładnie mówiła Indianka z tym, że będzie "jego oczami" i żeby "pozwolił się jej kochać".
Piękny odcinek |
Nie wiem, jak Ty, ale ja stanowczo wole pisac historie na komputerze, a poniewaz te czesci (czyli od 3 tomu) najpierw pisalam w zeszycie (komputer byl zajety , to mam wrazenie, ze teraz "Saga" jest jakas gorsza...A jak Ty uwazasz? Ale tak szczerze? .
Owszem, cos sie zdarzy i nie bedzie to cos milego...A Rolf...oj, chyba jeszcze bardziej go nie bedziesz lubic .
---------------------------------------------------------------------------
---22---
Doktor Carter właśnie wchodził do pokoju Rolfa, by dowiedzieć się tego, co obiecał mu nieznajomy. W końcu przyjechał tu po informacje...
Lotus, Christine, Amanda i Marcus spędzili noc w domu McIntyre'ów, Nathaniel również był gościem Josephine i Noela. Teraz wszyscy siedzieli przy stole i spożywali śniadanie. Wszyscy podziwiali Marcusa, że sam żyje na farmie i świetnie daje sobie radę.
- Niedługo wracam do siebie - mówił właśnie. - Będzie mi smutno bez moich nowych przyjaciół - tu spojrzał na Amandę - ale muszę jechać.
To Nathaniel to powiedział:
- A może zostaniesz z nami? Mama na pewno się zgodzi odstąpić ci jeden z naszych pokoi.
Rather zawahał się, mimo potwierdzenia Lotus.
- Ale...nie wiem, czy wszyscy tego chcą...
Wtedy Amanda odezwała się:
- Zostań, Marcusie. Proszę.
- W takim razie przyjmuję propozycję - szeroko się uśmiechnął.
---23---
- Co?! - zerwał się William Carter. - Benjamin był niewdzięcznym synem, który uciekł od ojca, a ten go rozpaczliwie szukał tyle lat?! Przecież...
- Prosze usiąść, panie Carter - odezwał się Rolf. - Oni wszyscy sprawili, że spokój Slumville był zagrożony. To przez nich powstały zamieszki w mieście, to Lucius i Benjamin przywlekli tu niezgodę, a pochodzenie Duncana i Josephine tylko pogorszyło sprawę. Byli jak zaraza spowijająca miasto.
- Ale przecież wszyscy zrozumieli, że to właśnie ci ludzie byli ofiarami nienawiści i nietolerancji! Przecież Lucius zginął męczeńska śmiercią!
- Niech pan się uspokoi - powiedział Rolf. - To ja strzelałem do Luciusa...-wyznał później.
William spojrzał na niego z odrazą i rzekł:
- Skoro wrócił pan do Slumville po tylu latach, to idę poszukać Duncana i go ostrzec!
- Duncan wyjechał, a ja właśnie dlatego zwróciłem się do pana. Jesli pomoże mi pan się zemścić, ja pomogę panu odnaleźć siostrę, porwaną przez Indian!
Lekarz odwrócił się gwałtownie od drzwi:
- Skąd...skąd pan o tym wie?!
- Nie jestem głuchy. Wszyscy słyszeli o napadzie Indian na domostwo Carterów w Duskville i porwaniu rocznej córeczki Sandry i Jose, czyli Jane Carter.
William maił łzy pod zamkniętymi powiekami. Jego ukochana siostra...
- Ale ja...przyjechałem tutaj tylko po informacje o Malcolmie...Ja..piszę...książkę historyczną...-wyznał słabo lekarz.
- Skoro woli pan książke od siostry, to ja pana nie zatrzymam...
- O Boże...-serce Cartera czuło, że to nie Rolf ma rację, że to jest morderca. Ale...
Chwilę później siedział już i słuchał zamiarów Rolfa.
- Nathaniel i Lotus pewnie zaproszą Christine, Amandę i Marcusa do siebie do domu. Josephine i Noel zostaną sami. Co pan powie na zaczekanie na właściwą okazję i porwanie tych dwojga?
---24---
Minęło kilka dni. Duncan i Luther na razie nie natrafili na ślad plemienia, ale nie tracili nadziei. Dziś znaleźli się przy rzece, toteż Lonely chciał urządzić popas. Duncanowi się śpieszyło:
- Słuchaj, czuję, że niedługo ich znajdziemy! Ty tu zostań, a ja pojadę kawałek dalej i się rozejrzę, zgoda? Zaraz wracam! - i już go nie było.
Luther właśnie się kąpał i mył twarz, toteż nawet nie zdążył wsiąść na wierzchowca. W końcu Duncan ma już 41 lat i może nie zginie...
Syn Malcolma McIntyre był pewien tego, co robi. Czuł, że jeśli pojedzie jeszcze kawałek, to znajdzie ślady! Jechał i chłonął piękno krajobrazu. Rzeka błyszczała gdzieś w oddali, a on jechał i jechał. Wzdłuż urwiska.
Na swoje nieszczęście nie zauważył żmiji wylegującej się na piasku prerii. Podążał dość szybko i przez przypadek wierzchowiec nastąpił na węża. Żmija zwinęła się błyskawicznie i usiłowała ugryźć rumaka. Kon Duncana spłoszył się dziko. McIntyre starał się go uspokoić, ale na próżno. Przerażony koń potknął się i prawa przednia noga osunęła się ze zbocza. Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie - rumak nie utrzymał równowagi i stracił całkiem kontakt z podłożem. Duncan McIntyre toczył się wraz z koniem ze stromego urwiska. Po drodze zebrali pełno kurzu, kamieni i fragmentów roślin na siebie. Duncan usiłował się czegoś złapać, ale żaden krzaczek nie utrzymał go dłużej, niż ułamki sekund. W końcu syn McIntyre'a razem z koniem huknęli o ziemię i leżeli u stóp urwiska. Koń już dawno skręcił kark, Duncan leżał gdzieś pod krzakiem, poraniony i połamany. Na jego twarzy widać było setki zadrapań i brud z ziemi, z głowy sączy się krew. Znad nich w pewnej chwili dobiegł odgłos spadających kamieni. Tocząc się po zboczu poruszyli lawinę. Chwilę później setki głazów przykryły trupa konia. Ciało Duncana przysypało tylko do połowy, ale i tak nie byli widoczni ze szczytu góry, z której przed chwilą spadli.
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 18:02:48 09-01-08, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:14:50 13-01-08 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Nie wiem, jak Ty, ale ja stanowczo wole pisac historie na komputerze, a poniewaz te czesci (czyli od 3 tomu) najpierw pisalam w zeszycie (komputer byl zajety , to mam wrazenie, ze teraz "Saga" jest jakas gorsza...A jak Ty uwazasz? Ale tak szczerze? .
Owszem, cos sie zdarzy i nie bedzie to cos milego...A Rolf...oj, chyba jeszcze bardziej go nie bedziesz lubic . |
Też wolę pisać od razu na komputerze. Nie wiem, dlaczego, kiedyś było inaczej. Ale przyzwyczaiłam się już do "klikania" i wychodzi mi to nawet szybciej niż ręcznie. Czy uważam, że "Saga" jest gorsza? Skądże znowu. W każdym tomie [utrzymanym na wysokim poziomie] znalazł się wątek, który potraił mnie zmagnetyzować i sprawić, że czytam z miłą chęcią. Wszystkie były świetne i jak dotą są
Amanda i Marcus to moja ulubiona parka, mam nadzieję, że on zostanie z nią i to jak njadłużej i rozwinie się między nimi coś poważnego
Martwi mnie Rolf, rzeczywiście. Porwać Josephine i Noela? Co za okrutny typ
Pozdrawiam i czekam na więcej |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:34:34 13-01-08 Temat postu: |
|
|
monioula napisał: | Też wolę pisać od razu na komputerze. Nie wiem, dlaczego, kiedyś było inaczej. Ale przyzwyczaiłam się już do "klikania" i wychodzi mi to nawet szybciej niż ręcznie. Czy uważam, że "Saga" jest gorsza? Skądże znowu. W każdym tomie [utrzymanym na wysokim poziomie] znalazł się wątek, który potraił mnie zmagnetyzować i sprawić, że czytam z miłą chęcią. Wszystkie były świetne i jak dotą są
Amanda i Marcus to moja ulubiona parka, mam nadzieję, że on zostanie z nią i to jak njadłużej i rozwinie się między nimi coś poważnego
Martwi mnie Rolf, rzeczywiście. Porwać Josephine i Noela? Co za okrutny typ
Pozdrawiam i czekam na więcej |
Kiedy pisze recznie, po pewnym czasie nie moge sobie znalezc dobrej pozycji, wszystko mnie boli, a szczegolnie reka i jakos odechciewa mi sie pisac (recznie, nie tak w ogole), chociaz w glowie mam setki pomyslow. A przepisywanie ;/.... Dlatego wydaje mi sie, ze kiedy pisze cos najpierw w zeszycie, to jest to gorsze od pisanego od razu na komputerze, ale skoro mowisz, ze nadal jest dobre... .
O Amandzie i Marcusie jeszcze bedzie, zareczam . Ale beda i zle zdarzenia, w sumie jedno juz sie zdarzylo - Duncan ;/.
----------------------------------------------------------------------------
---25---
Luther zaczął się niepokoić o Duncana. Wyrzucał sobie, że go nie zatrzymał. Powinien już dawno ujrzeć, jak potomek Malcolma wraca ze zwiadu.
- Postąpiłem jak kretyn. Pewnie coś mu się stało - rozmyślał w siodle.
Przejechał już spory kawałek, gdy bagle zobaczył końskie ślady. Zeskoczył na ziemię i przyjrzał im się dobrze.
- To ślady wierzchowca Duncana!
Szybko wsiadł z powrotem i podążył wzdłuż trasy wyznqaczonej przez rumaka McIntyre'a. Wreszcie dojechał do urwiska. Ze zgrozą zrozumiał, że musiał zdarzyć się straszny wypadek, tutaj ślady wyraźnie wskazywały, co się stało. Lonely spjrzał w dół i w myslach zobaczył spadającego Duncana, a potem deszcz kamieni. Badał wzrokiem, czy nie ma tutaj jakiegoś bezpiecznego zejścia, ale na próżno. Analizował odległość od szczytu do podłoża, chcąc zejść po linie, ale było za wysoko, poza tym nie za bardzo miał tę linę o co zaczepić. Tam po prostu nie było zejścia.
- Duncan! - krzyknął z rozpaczą. - Duncan!
Nikt mu nie odpowiadał. Klęknął na ziemi ze łzami w oczach. McIntyre był mu jak brat. Jak spojrzy teraz w oczy Josephine i Noelowi? Co im powie, kiedy wróci? Zaczął płakać.
---26---
Amanda i Marcus Rather wraz z Christine zamieszkali w domu Deer'ów. Młodzi rozumieli się coraz lepiej, a Rather umiejętnie nie pozwalał Amandzie pogrążyć się w rozpaczy.
Tego dnia zostali sami w domu. Nathaniel poszedł z Lotus i Christine odwiedzieć Josephine. Podobno doszedł list od Duncana - tak powiedziała jego żona, gdy spotkała Lotus rano w kościele.
Marcus siedział właśnie w pokoju Amandy i rozmawiał z nią. Kiedy mówiła coś o swoim pobycie w domu ciotki Dagmar, wyraźnie posmutniała. Rather chciał ją pocieszyć i przesiadł się blizej niej, na łóżko, na którym siedziała. Objął ją mocno i przytulił do siebie, szepcząc:
- Nie smuć się, ona już nie będzie ci dokuczać, obiecuję ci to!
- Marcusie, jesteś taki dobry...
- Przestań, ja tylko...ja...-zamilkł. ale ona zapytała:
- Co tym, Marcusie? - uniosła głowę i spojrzała prosto w jego oczy.
Nie mógł się już powstrzymać. Ona uratowała mu życie, a teraz wyglądała tak słodko...Nachylił się delikatnie pocałował ją w usta.
Amanda przez chwilę zamarła, ale oddała mu pocałunek. Trwał długo, aż w końcu oderwali się od siebie i on wreszcie powiedział:
- Amanda, kocham cię...
Znów ją pocałował, tym razem w szyję. Później rozwiązał zapięcia jej sukni i pozwolił, by ta zsunęła się z Amandy ramion. Położył dziewczynę delikatnie na łóżku. Potem scałował jej szyję, rozpiął stanik i zaczął pieścić jej piersi. Kiedy zaczęły reagować na pieszczoty, zdjął swoją koszulę, a Amanda objęła go rekami. Zadrżała, gdy dotknęła mu pleców. Nie przestawał pieścić jej ciała...
Kiedy potem leżeli przytuleni do siebie na łózku, żadne znich nie chciało ncizego innego, jak tylko być przy tej drugiej osobie. Amanda odkryła, że też kocha tego chłopaka, a choć wcześniej nie wyobrażała sobie, że po Aldricu mogłaby kogoś pokochać, to teraz nie czuła się winna tylko szczęśliwa.
---27---
Zebrani w domu McIntyre'ów ludzie rozmawiali właśnie o liście od Duncana.
- To smutne, że Dzikość Serca nie żyje i że zmarł jako nie do końca sprawny...- powiedział Nathaniel.
- Tak, ale ma syna! Zapewne tak samo dzielnego, jak on sam! Mam nadzieję, że Duncan go odnajdzie! - odparła Lotus.
- Ta rodzina, która zaopiekowała się Dzikością Serca...chciałabym ich kiedyś poznać - dodała Christine.
W międzyczasie Noel, który przysłuchiwał się rozmowie dorosłych, poczuł, że zrobiło mu się zimno. Spojrzał na matkę, ale ona nadal spokojnie rozmawiała z pozostałymi. Noel przysunął się bliżej kominka. Nad nim wisiał portret Herardo, ten sam, którego przestraszył się kiedyś Ben. Wnuk Malcolma McIntyre spojrzał na obraz i zdało mu się, że on płacze. Mrugnął oczami i wrażenie zniknęło, ale Noel nadal marznął. Nie mógł wiedzieć, że teraz Lonely opłakuje śmierć jego ojca...
---28---
John McIntyre wraz z żoną, córką i malutkim synkiem zostlai zamordowani przed własnym domem 66 lat temu, ich drugi syn, Malcolm McIntyre, zginął z rąk mordercy jego rodziny 25 lat później. Teraz, w 1841 roku syn Malcolma, Duncan, został przysypany lawiną kamieni po upadku ze stromego yrwiska i prawdopodobnie nie żyje. Na jego syna, Noela, szykuje się śmiertelna pułapka, przygotowywana przez Rolfa i jego wspólnika, Cartera. Czyżby ród McIntyre'ów był przeklęty?
Koniec części pierwszej. |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:09:29 17-01-08 Temat postu: |
|
|
CO?! Nieeeeeeeeeee! Uwielbniasz sobie pogryważ z moimi nerwami, ale to takie... bezlitosne! On nie mógł zginąć! Ale z drugije strony... czuję, że Noel będzie tym, który przezwycięży złą passę rodu.
Amanda i Marcus: śliczna scenka. Uspokoiła mnie po tym, co przeczytałam o Duncanie. Mam nadzieję, że Luther znajdzie go całego i zdrowego.
I oczywiście liczę na to, że Rolf dostanie za swoje i że jego plan nie dojdzie do skutku! |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:17:43 18-01-08 Temat postu: |
|
|
monioula napisał: | CO?! Nieeeeeeeeeee! Uwielbniasz sobie pogryważ z moimi nerwami, ale to takie... bezlitosne! On nie mógł zginąć! Ale z drugije strony... czuję, że Noel będzie tym, który przezwycięży złą passę rodu.
Amanda i Marcus: śliczna scenka. Uspokoiła mnie po tym, co przeczytałam o Duncanie. Mam nadzieję, że Luther znajdzie go całego i zdrowego.
I oczywiście liczę na to, że Rolf dostanie za swoje i że jego plan nie dojdzie do skutku! |
Zycie jest chwilami bezlitosne, niestety. Owszem, Noel ma szanse sprawic, by rod znow zaznal szczescia, ale pamietaj o Rolfie, ktory ostrzy sobie zeby na niego i na jego matke, a jak wiesz, on jest zdolny do wszystkiego. Zaczynamy ostatnia napisana czesc "Sagi" (co nie znaczy, ze nie bede jej kontynuowac, po prostu zapas napisanych juz czesci mi sie konczy .
------------------------------------------------------------------------------------
Część druga - "Miłość i nienawiść"
---1---
Luther Lonely w ciszy wsiadł na konia. Spojrzał jeszcze raz na zbocze urwiska i odjechał w dalszą drogę. Ostatnim marzeniem Duncana było odnalezienie dwóch osób i Luther to marzenie spełni.
Mijały dni. We wspomnieniach niektórych ludzi zapiszą się szczególnie chwile, gdy widzieli mrocznego jeźdźca, całego w czerni, który mijał ich bezgłosnie. Niektórzy czynili znak krzyża i szeptali modły, inni po prostu przed nim uciekali.
W tym miasteczku tez zapanował strach, kiedy tu zawitał ten tajemniczy przybysz. Dziwny gość zatrzymał się przed pocztą, tam zsiadł z konia i jednym słowem dał do zrozumienia, czego żąda. Potem dyktował treść listu:
„Duncan nie żyje, zginął przysypany skałami. Jadę wypełnić jego wolę i znaleźć tych, których znaleźć zapragnął. Wrócę z nimi, albo nigdy więcej nie będę godzien zwać się jego przyjacielem”.
Podpisał telegram i pojechal w dalszą drogę.
---2---
Christine w niedalekiej przyszłości zamierzała zabrać Amandę i Marcusa z powrotem do jej domu w Duskville, by tam z nimi spędzić resztę życia. Na razie jednak mieszkała w domu Deer’ów i dobrze się tu czuła. Z radością patrzyła też na rozwijającą się miłość Rathera i jej córki. Teraz zaś zwierzała się jej Lotus, mówiąc o tęsknocie do Lonely’ego. Obie kobiety zostały dobrymi przyjaciółmi.
- Kiedy wróci, oświadczy ci się, zobaczysz! – powiedziała Christine.
- Czekam na to, ale on chyba nigdy się nie odważy – zasmuciła się Lotus.
- Na pewno to zrobi, uwierz mi! – przekonywała Christine.
Tak płynął czas, aż rodzina Saint zdecydowała o powrocie wraz z Marcusem do Duskville. Kiedy Duncan i Luther wrócą, Nathaniel opowie im wszystko i razem pojadą odwiedzić tamtą trójkę. Pożegnaniom nie było końca, uściskom i łzom. Wreszcie wyjechali ze Slumvill.e Obiecali ze śmiechem, że zaproszą wszystkich na ślub Amandy i Marcusa. Wreszcie będą szczęśliwi...
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 23:19:03 18-01-08, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|