|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:04:44 19-03-13 Temat postu: |
|
|
Haha... trzy dna? No może i tak - w każdym razie na pewno nie wszystko się wyjaśni, bo to było pisane tak, żeby nawet po epilogu pozostał niedosyt. W końcu zaplanowałyśmy trzy części a to dopiero pierwsza
I nie przepraszaj. Jakiś koszmarny zastój tu jest, który nie wiem z czego wynika, więc byłam przygotowana na brak komentarzy - przynajmniej teoretycznie ^^ |
|
Powrót do góry |
|
|
awangarda Motywator
Dołączył: 24 Sty 2012 Posty: 260 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z odległej galaktyki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:40:52 07-04-13 Temat postu: |
|
|
Zapomnieli o nas ;-( |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:48:58 07-04-13 Temat postu: |
|
|
Niestety, forum umarło chyba śmiercią naturlaną - już mało kto tu zagląda, ale zrealizujemy nasz plan i napiszemy kolejne dwie części, prawda? Popatrz na nasze piękne podpisy i powiedz, że tak! |
|
Powrót do góry |
|
|
awangarda Motywator
Dołączył: 24 Sty 2012 Posty: 260 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z odległej galaktyki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:38:46 09-04-13 Temat postu: |
|
|
Tak, oczywiście, że tak! Przepraszam, że nie ogarniam i nic nie pisze, ale odkąd zaczęłam drugi kierunek i teraz zaczęłam pisać pracę to brakuje mi czasu, a jakoś nie mogę go sobie wygospodarować na naszych przystojniaków :-( Ale oczywiście, pamietam o tym i zbieram siły, bo historia naprawdę pokręcona, ale mówiąc nieskromnie niezła ;p |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:10:37 09-04-13 Temat postu: |
|
|
Hej!
Raczej nie mam co liczyć na kolejny odcinek? |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:08:42 09-04-13 Temat postu: |
|
|
Martuś, to cieszę się i czekam Ja też nie napisałam ani nie wymyśliłam nic nowego niż to co Ci wysłałam na gg, a sama na pewno tego wózka nie pociągnę. To zbyt skomplikowane jak na moją łepetynę
Dominiczko, odcinek będzie. To opowiadnie jest już dawno zakończone, a z Martą mówimy o ewentualnych kolejnych cześciach ^^ Rozdział chciałam dodać nawet dziś, ale net mi się strasznie tnie... Może jutro będzie lepiej |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:17:35 09-04-13 Temat postu: |
|
|
Czekam niecierpliwie nie powiem że nie |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:57:08 12-04-13 Temat postu: |
|
|
Nie wiem, czy ktoś oprócz Dominiki jest jeszcze tą historią zainteresowany, ale wstawiam i po cichu liczę, że jednak tak
EPISODE # 36
Turning points
_________Kiedy wystrzelił, serce podeszło jej do gardła. Odruchowo dotknęła swojej piersi, jakby chciała sprawdzić, czy kula jej nie trafiła. Nic jednak jej nie bolało, a pod placami nie wyczuła ciepłej krwi, która miałaby sączyć się z jej ciała. Powoli otworzyła oczy. Curt stał obrócony do niej plecami i mierzył przed siebie. Zrobiła krok w bok i w progu dostrzegła jasnowłosego mężczyznę. Klęczał i złorzecząc pod nosem wpatrywał się w krwawiącą dłoń.
_________– Powinieneś gnić w magazynie – wycedził Curt i podszedłszy do niego, kopnął jego broń w stronę Sary. – Weź ją – polecił, a potem odwrócił się z powrotem w stronę klęczącego przed nim mężczyzny. – Chyba cię nie doceniłem.
_________– Raczej przeceniłeś swojego kumpla – bąknął Brad, posyłając mu mordercze spojrzenie. – Wypuścił mnie i czym prędzej pobiegł do Alexa. I wiesz co powiedział? Że pensja agenta rządowego nie zawsze starcza na wszystkie potrzeby.
Curtis przekrzywił głowę i zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.
_________– Skąd wiedziałeś? – wtrąciła osłupiała Sara. Evans zerknął na nią przelotnie przez ramię, a kąciki jego ust mimowolnie uniosły się nieznacznie ku górze.
_________– Jestem agentem – odparł, uśmiechając się cwano, jakby to miało wyjaśnić wszystko, po czym przeniósł wzrok na swojego eks–kumpla i kucającą przy nim dziewczynę, której zwykły, ludzki odruch współczucia, kazał się zająć zranioną dłonią nieznajomego. – Dla kogo pracujecie? – spytał ostro. – Ty – dodał z pogardą, patrząc na Brada – sprzedajesz się każdemu za marne grosze. Po co tu przylazłeś? Śledziłeś mnie? Chcesz negocjować?
_________– Chcę odzyskać swój telefon – mruknął blondyn, uśmiechając się półgębkiem. – GPS to całkiem przydatny wynalazek.
_________Curtis wyjął z kieszeni kurtki telefon, zaklął pod nosem i rzucił go Bradowi tak, że roztrzaskał się o posadzkę tuż przed jego nosem.
_________– A ty? – zwrócił się do szatynki.
_________– Jestem tu, by chronić Sarę – powiedziała i zdjąwszy apaszkę z szyi, owinęła nią dłoń blondyna. Brad uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Szatynka grała wprawdzie w przeciwnej drużynie, ale w tej chwili jednoczył ich wspólny cel, jakim było pozbycie się Curtisa.
_________– Chronić Sarę? – prychnął Curt, przewracając oczami. – Przede mną? Nie wiem czy wiesz, złotko – zwrócił się do dziewczyny, wzrokiem wskazując Coopera – ale twój chłoptaś pracuje dla konkurencji.
_________– Nie wiem czy wiesz – odparł Brad, małpując ton głosu Curtisa – ale twój kumpel ma całkiem niezły układ z Mikhaylovem.
_________– Gadaj – warknął Evans, przystawiając mu broń do skroni.
_________– Nie wiem jak to ładnie ująć – zaczął Cooper, jakby chciał grać na zwłokę. Curtis jednak nie miał ochoty na zabawy. Docisnął mocniej lufę do jego skroni i spojrzał na niego nagląco, zaciskając nerwowo szczęki. – Płynie w nich jedna krew – powiedział w końcu Brad, a Curt zastygł w bezruchu. Zszokowany tym wyznaniem, powoli odsunął broń od jego czoła i odwrócił się w stronę Sary, jakby liczył, że ona mu to wyjaśni, ale ona wyglądała na jeszcze bardziej zdezorientowaną niż on. Nerwowo przeczesał włosy palcami i ponownie odwrócił się w stronę Brada.
_________– Co to za tanie zagrywki?
_________– Prawo natury. Ojciec i syn. Krew z krwi – odpowiedział Cooper, siłując się z nim na spojrzenia.
_________– To niemożliwe – mruknął Curt, kręcąc głową z niedowierzaniem. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało. Jeszcze podczas szkolenia w Quantico, dowiedział się przecież, że ojciec Gravesa jest prokuratorem. – Skąd o tym wiesz? – spytał, wydreptując ścieżkę od ściany do ściany.
_________– Słyszałem na własne uszy, jak mówi do niego „tato” – odparł Brad, który wydawał się zadowolony z faktu, że udało mu się zaskoczyć Evansa. – Pogódź się z tym, że twój kumpel jest sprzedajnym kutasem i wyrolował cię bez mydła.
_________– Milcz, bo rozwalę ci łeb! – warknął Curt, usiłując pozbierać myśli. Może byli z Mattem do siebie bardziej podobni niż mu się wydawało i on również został wychowany przez ludzi, którzy wcale nie byli jego biologicznymi rodzicami? Evans westchnął, przypomniawszy sobie jak znalazł w jego telefonie zdjęcie jakichś dokumentów Mikhaylova. Jeśli faktycznie Matt był synem Alexa, to może właśnie dlatego strzelał do niego na parkingu. Może postanowił w ten sposób zbudować więź ze swoimi biologicznym ojcem. – Idziemy – zwrócił się do Sary i pociągnął ją za sobą.
_________– Dokąd? – spytała, zatrzymując się. Curt spojrzał na nią i przewrócił oczami zniecierpliwiony.
_________– Nie zostawię cię tu przecież z nimi. Ta panna jest dziwna, a Brad to dwulicowy skurwiel – urwał, spoglądając jej prosto w oczy.
_________– To znaczy…? – spytała, przełykając łzy. Właśnie w tej chwili uświadomiła sobie, jak niedorzeczna była myśl, że Curt mógłby chcieć ją skrzywdzić.
_________– Głupia. Prędzej zabiłbym sam siebie – szepnął, całując ją w czoło. – Chodź – poprosił, łamiąc w niej ostatnie resztki siły woli. Skinęła głową i ścisnęła mocno jego dłoń, kątem oka zerkając na szatynkę, której mina dobitnie świadczyła o tym, że nie pochwala jej zachowania. – A wy – powiedział Curt, mijając klęczącą w progu parę – dla własnego dobra siedźcie tutaj.
_________– Nie tak prędko – powiedziała dziewczyna i wyciągnąwszy z małej torebki niewielkich rozmiarów pistolet wymierzyła w Curitsa. – Sara zostaje ze mną.
_________– Nancy – jęknęła blondynka.
_________– Nie taki był układ – fuknęła dziewczyna, siłując się z Curtisem na spojrzenia. – Miałaś się z nim rozmówić i definitywnie rozstać. Jeśli nie potrafisz sama tego załatwić, pomogę ci – zakończyła odbezpieczając magazynek.
_________Curtis osłupiały patrzył na nie obie, nie wiedząc, co powinien o tym myśleć. Z łatwością mógłby obezwładnić tę paniusię, której najwyraźniej spodobała się zabawa w gangsterkę, ale kiedy zobaczył na twarzy Sary wahanie, tylko znacząco uniósł brwi, spoglądając jej prosto w oczy.
_________– O czym ona mówi? – spytał, ignorując ironiczne uśmieszki Brada. Sara zacisnęła szczęki odwróciła głowę w bok. Nie potrafiła mu patrzeć w oczy. – Saro? – ponaglił.
_________– Musimy się rozstać, Curt – powiedziała, pozwalając łzom spłynąć po policzkach. Wiedziała, że Nancy ma rację i to jedyne rozsądne wyjście z tej sytuacji. – Tak będzie lepiej dla ciebie i dla mnie – dodała, starając się przekonać samą siebie, ale była dość kiepską aktorką.
_________– Sama w to nie wierzysz – szepnął Curt, zbliżając się do niej tak, że ich ciała dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
_________– Beze mnie będziesz mógł spokojnie zająć się sobą i oczyszczeniem się z zarzutów.
_________– Raczej oszaleję nie wiedząc co się z tobą dzieje.
_________– Curt – jęknęła, odsuwając się od niego. – Pamiętasz co mówiłeś? Im mniej wiesz, tym lepiej.
Evans zmarszczył czoło i rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust.
_________– Żegnaj – szepnęła, całując go w policzek, bardzo blisko ust, po czym nie oglądając się za siebie ruszyła do wyjścia. Curt stał jak sparaliżowany, nie wiedząc co powinien o tym wszystkim myśleć.
_________– I co Romeo? – dobiegł go kpiący głos Brada. – Wygląda na to, że zostałeś sam.
_________– Zamknij się, Cooper, bo jak słowo daję, zabiję cię kiedyś – mruknął i ruszył za dziewczynami.
_____________________________________________________________* * *
_________Nigdy nie lubiła być traktowana jak dama, ale zachowanie tego agenta było niedopuszczalne. Bezceremonialnie przykuł ją do kierownicy i kazał na siebie czekać, dopóki nie załatwi swoich „ważnych spraw”. А ona? Tkwiła tu bezczynnie, znajdując się praktycznie w samym środku czegoś, czego jeszcze do końca nie pojmowała. Wiedziała, że właśnie z tego powodu nie chcieli dać jej odejść, ale nie zamierzała czuć się jak piąte koło u wozu i czekać do zakończenia sprawy, aż będzie mogła wrócić do domu.
_________Gdy kilka metrów dalej, na miejscu parkingowym, zatrzymał się samochód, z którego wysiadł młody mężczyzna, otworzyła drzwi i wychyliła się, jak mogła najbardziej.
_________– Przepraszam pana! – krzyknęła, uśmiechając się czarująco. – Mógłby mi pan pomóc? Mam problem!
_________Podszedł do niej szybko z zatroskaną miną i otworzył drzwi jej samochodu na oścież.
_________– Coś się stało?
_________– Tak – uniosła lewy nadgarstek, który zablokował się na pewnej wysokości, а metalowa bransoleta zadźwięczała jak pęk kluczy. Mina jej zrzedła gwałtownie, а brązowe kosmyki opadły z czoła na nos. – Mój chłopak mnie tu zostawił.
_________Mężczyzna uśmiechnął się niepewnie.
_________– Przykutą do samochodu?
_________– Pana to bawi? – spytała ostro, marszcząc brwi. Wydęła usta niczym rozkapryszona dziewczynka i bąknęła pod nosem: – Jestem zakupoholiczką.
_________Na te słowa, roześmiał się w głos, а Lexy oparła głowę na zagłówku i westchnęła ciężko, jakby była rozczarowana rozmową z wybawcą, który na jej nieszczęście był kretynem. Facet szybko się zreflektował i przeprosił za siebie, wciąż rozbawiony dodając cicho, że musiałby tego spróbować na swojej żonie. Gdy Lexy zmroziła go spojrzeniem całkowicie zamilkł.
_________– Mógłby mnie pan uwolnić? Kluczyki są pod siedzeniem kierowcy. Nie sięgam tam.
_________Odkąd ciemnowłosy przyjaciel Matta ją zostawił, próbowała wszystkiego, by wysunąć dłoń z kajdanek, ale obręcz była zbyt mocno zaciśnięta wokół nadgarstka. Dostrzegła jednak w tunelu blade światełko, którym okazał się drobny metalowy przedmiot przy bocznych drzwiach. Kluczyki do kajdanek musiały wypaść bezdusznemu agentowi, gdy bezszelestnie wyciągał kajdanki.
_________Wybawca wsunął klucz do wolności w dziurę i przekręcił, а klamra odskoczyła z przyjemnym łoskotem.
_________– Myślałeś, że to mnie powstrzyma, niedobry agenciku? – mruknęła z samo zachwytem, patrząc błagalnie na bransoletę, gdy mężczyzna zniknął jej z oczu.
_________Wysiadła z samochodu i bez wahania ruszyła do Depot, gdzie wcześniej zniknął Curtis. Gdy była już w środku, poczuła się nieco skołowana. Lokal był duży, а w środku nie dostrzegła nikogo podejrzanego, z kim chciałby się spotkać jej nowy przyjaciel. Zrezygnowana z powrotem wyszła na zewnątrz i usiadła na murku w wąskim zaułku, prowadzącym na tyły budynku. Nie było sensu szlajać się po całym Depot. Jeśli się z kimś spotkał to z pewnością w jakimś trudno dostępnym miejscu, by nikt nie mógł im przeszkodzić.
_________Uśmiechnęła się do siebie, wyobrażając sobie Curtisa na randce w jakiejś niewidocznej komórce, chroniącej przed wścibskimi spojrzeniami. Była ciekawa, czy praca agentów przekłada się na życie prywatne w takim stopniu. Poza jej pierwszym spotkaniem z Mattem w kawiarni, ani razu nie byli w miejscu publicznym. Ich spotkania przypominały jakieś potajemne schadzki. Posmutniała, czując tęsknotę za przyjemnościami, ale szybko otrzeźwiała, słysząc znajomy głos, dobiegający z frontu.
_________Szybko wstała i lekko wychyliła się za róg. Z Depot wyszły dwie kobiety, z których jedna z daleka wydawała się być kobietą ze zdjęcia, które znalazła u Matta między książkami. Jednak, gdy odwróciła się przodem, Lexy odrzuciła ten pomysł, mimo podobieństwa. Spoglądała za siebie, а stojąca obok niej szatynka, złapała ją za przedramię i pociągnęła za siebie, jak starsza siostra odciągająca od wystawy z zabawkami. Wtedy w polu widzenia znalazł się Curtis.
_________– Nie pozwolę ci tak po prostu odejść – powiedział stanowczo.
_________– Curt… – zaczęła blondynka, ale druga kobieta nie pozwoliła jej się zatrzymać. Szły w stronę ostatniego samochodu, stojącego w zacienionym miejscu, z dala od ludzi. Wyciągnęła telefon i przystawiła do ucha, ledwie zerkając przez ramię na mężczyznę, który najwyraźniej postanowił nie dawać za wygraną. Korzystając z chwili nieuwagi ciemnowłosej dziewczyny, Evans szarpnął ostro blondynkę i przyciągnął do swojego boku.
_________– Dość tego – warknął i sięgnął ręką za plecy, po wciśniętą za pasek broń. – Nie będę się z tobą cackał – zwrócił się do szatynki, odbezpieczając magazynek.
_________– Curt – jęknęła blondynka, chwytając go za ramię. Spojrzał na nią, przewracając oczami i był już gotów odłożyć broń i negocjować pokojowo, kiedy za plecami usłyszał znajomy głos.
_________– Ręce do góry i ani kroku, Evans. Jesteś aresztowany.
_________Odwrócił się leniwie w stronę, z którego dochodził i zobaczył przed sobą zgrabną brunetkę, mierzącą do niego z służbowego glocka.
_________– Leila – mruknął, lustrując ją pożądliwym spojrzeniem.
_________– Dla ciebie agentka Roberts. Sheila, tak gwoli ścisłości – warknęła. – Ręce! – ponagliła.
_________– Zawsze byłaś gorąca, a teraz widzę, że zrobiłaś się ostra. Ale nie na tyle, by mnie zabić – powiedział bardzo pewny siebie.
_________– Chcesz się przekonać? – spytała, uśmiechając się prowokująco. Naprawdę miała ochotę nacisnąć na spust. Kątem oka zerknęła na zdezorientowane kobiety, towarzyszące Curtisowi i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Szczęście jej sprzyjało. Miała na muszce najbardziej poszukiwanego przez DEA na tę chwilę człowieka i córkę samego Hugo Stevensa.
_________Lexy obserwowała wszystko z zapartym tchem, zastanawiając się o co chodzi i czy to wszystko nie ma przypadkiem jakiegoś związku z wyłowionym z rzeki ciałem. Zaczynała już żałować, że nie ma z nią Brada, który nakręciłby to wszystko, kiedy jej uszu dobiegł jego głos.
_________– Opuść broń, Sheila.
_________Lexy wychyliła się zza rogu budynku, a kiedy zobaczyła Brada, mierzącego do agentki, serce podeszło jej do gardła.
_________– Znacie się? – spytał Curt, wpatrując się w napiętą twarz Sheili.
_________– Stare dzieje – bąknęła, posyłając Bradowi mordercze spojrzenie. – Już dawno powinnam była wsadzić cię do pierdla.
_________– Ale tego nie zrobiłaś. A teraz pozwolisz mi zabrać ze sobą pannę Stevens. Z nim – dodał, wzrokiem wskazując na Curtisa – możesz zrobić co chcesz. I nie próbujcie żadnych sztuczek – ostrzegł. – Teren jest otoczony.
_________– Brawo – powiedział Curt, osłaniając Sarę ramieniem i mierząc w Coopera. – W końcu zachowujesz się jak facet, ale powinieneś pamiętać, że zanim zlecą się tu twoi przyjaciele, ja zdążę pociągnąć za spust i zdechniesz tu jak pies. Ile lat ma twoja córka? – zapytał nagle, a twarz Brada w momencie stężała. – Chyba jest za mała, by cię zapamiętać, więc jakiś fagas bez problemu zajmie twoje miejsce w jej sercu.
_________Cooper zrobił krok w bok i wycelował w pierś Evansa. Uśmiechnął się krzywo, próbując wyglądać pewnie, lecz czując w ustach gorzki smak słów Curtisa.
_________– Dwa do zera, Evans – mruknął, równając się z Sheilą. Zerknął na nią i spytał: – To jak, dogadamy się?
_________Sheila spojrzała na niego, unosząc wysoko brwi, jakby przez chwilę rozważała jego propozycję, po czym przeniosła wzrok na Curta i stojącą za nim blondynkę, kurczowo trzymającą go za ramię. Mogła nienawidzić Evansa i życzyć mu jak najgorzej, ale gdzieś z tyłu głowy wciąż dźwięczało jej, że to nie jest jej prywatna rozgrywka.
_________– Zapomnij – powiedziała, powoli mierząc prosto między jego oczy. – C`est la vie, złotko.
_________Curtis zaśmiał się w głos na widok miny Brada i uniósł znacząco brwi. Nic jednak nie mówił, kątem oka widząc, że znajoma Sary sięga ostrożnie do torebki. Miał nadzieję, że zamiast wycelować w niego, pomoże mu zabrać stąd Sarę. Zanim jednak zdążył ułożyć w głowie plan ewentualnej ucieczki, usłyszał za plecami szczęk odbezpieczanych magazynków. Zerknął przez ramię, a gdy spojrzał na Brada i zobaczył jego pewny siebie, cwany uśmieszek, wzniósł oczy ku niebu.
_________– Mówiłem – powiedział blondyn, puszczając oczko do Sheili. – Nie macie szans.
_________Evans nerwowo rozejrzał się w około. Rzeczywiście byli na z góry przegranej pozycji i nawet jeśli Nancy udałoby się wyciągnąć broń i okazałoby się, że jest naprawdę dobrym strzelcem i tak nie wyszliby z tego cało. Za plecami miał trzech goryli, z prawej strony widział dwóch, a z lewej zmierzało w ich stronę kolejnych trzech.
_________– Opuście broń – mruknął Cooper.
Zarówno Sheila, jak i Curtis niechętnie spojrzeli na blondyna, po czym powoli unieśli dłonie w pokojowym geście i pozwolili gorylom odebrać sobie broń. Brad kiwnął głową na jednego z nich, a kiedy ten złapał Sarę za ramię i pociągnął za sobą, Curtis natychmiast do niego doskoczył
_________– Zostaw ją! – warknął, ale nim zdążył zrobić cokolwiek, poczuł jak jakieś silne, wielkie łapska ciągną go do tyłu, a w jego brzuch wbija się czyjeś kolano. Kiedy upadł na ziemię, zwijając się z bólu, poczuł kolejne kopnięcie w okolice żołądka i ciemno zrobiło mu się przed oczami. Jakby z oddali słyszał zrozpaczone krzyki Sary i odgrażającą się agentkę Roberts. Zaklął pod nosem i powoli podniósł wzrok na Brada, cały czas na klęczkach wspierając się jednym przedramieniem o asfalt, a drugą ręką trzymając się za brzuch.
_________– Ona w niczym ci nie pomoże – wycharczał, ciężko dysząc. – Nie ma pojęcia o interesach starego. Puść ją…
_________– Alex sam to oceni – stwierdził Cooper, patrząc z pogardą na swojego dawnego kompana, który skamlał teraz żałośnie u jego stóp. – Ty też pojedziesz z nami, a jeśli okażesz się nieprzydatny, być może razem skończycie na dnie jakiejś rzeki.
_________– Ależ jesteś pomysłowy – zakpił Evans, powoli podnosząc się z ziemi i kątem oka, zerkając na stojącą obok Sarę. – Sądziłem, że wymyślisz coś bardziej oryginalnego… Zrobisz coś dla mnie po starej znajomości? – spytał po chwili, a gdy Brad uniósł pytająco brwi, dodał: – Jeśli to mają być nasze ostatnie chwile, to chciałbym się pożegnać z dziewczyną – powiedział, przeklinając się w duchu za tą ckliwą scenę, ale to była ich jedyna szansa.
_________Sheila prychnęła, kręcąc głową z niedowierzaniem, a Brad roześmiał się w głos na te słowa.
_________– Och Romeo, czemuż ty jesteś Romeo – ironizował Cooper, dając gorylom znać, by pozwoli Sarze i Curtowi na kilka sekund prywaty. Evans przewrócił oczami i podszedł do dziewczyny.
_________– Ufasz mi? – wyszeptał tuż przy jej ustach, ujmując jej twarz w swoje dłonie, a kiedy skinęła twierdząco, musnął lekko jej wargi, przesuwając dłonie na jej biodra. – O nic się nie martw – dodał, gdy spojrzała na niego z przestrachem, czując jak wsuwa dłonie pod jej kurtkę i zza paska wyjmuje pistolet, który wcześniej zabrał Bradowi. – Mam jeden strzał, może dwa… – szepnął jej wprost do ucha, wtulając twarz w jej włosy. – Uciekaj, co sił w nogach, gdy dam ci znać – polecił ostatni raz sięgając do jej ust.
_________– Dobra, dość już tego migdalenia – zarządził Cooper.
_________– Kocham cię… – szepnęła Sara, dając mu dyskretnie znać, że zgadza się na jego plan, cokolwiek by nie wymyślił. Curt uśmiechnął się cwano, a kiedy poczuł na ramieniu dłoń jednego z goryli Brada, zgrabnie obrócił się z Sarą tak, że trzymał ją przed sobą, jak zakładniczkę, przystawiając broń do jej skroni.
_________– I co ty na to? – zwrócił się do Brada.
_________– Blefujesz – mruknął Cooper bez przekonania, dając znać swoim ludziom, by zostali tam, gdzie stoją. Sara Stevens była zbyt cenną zdobyczą, by ryzykować jej życie, a Curtis Evans tak naprawdę był zdolny do wszystkiego.
_________– Chcesz się przekonać? – spytał, odbezpieczając magazynek. – To tylko jedna z wielu kobiet, które mi uległy. Odrobina zabawy i przyjemności. Zero uczuć. Porozmawiaj z Leilą, ona wie coś na ten temat…
_________– Sheilą – warknęła wściekle agentka Roberts.
_________– Jeśli chcesz być dobrym agentem, nie możesz mieć słabych punktów – kontynuował swoją tyradę Curtis, powoli wycofując się w stronę samochodu. – Żadnych słabości, bo każda słabość to dla agenta wyrok śmierci.
_________Brad wpatrywał się w niego skupiony. Jeśli znów schrzani akcję, Mikhaylov go zabije. Jednak w obecnej sytuacji niewiele mógł zrobić, a w zasadzie tylko czekać na ruch Evansa.
_________Curt kątem oka zerknął na Nancy, a kiedy zauważył, że trzyma dłoń w torebce, gotowa w każdej chwili wyciągnąć broń, pchnął Sarę za samochód i wystrzelił. Raz, potem drugi, pozbywając się dwóch ludzi Coopera. Niemal w tej samej chwili wystrzeliła również Nancy, trafiając w głowę faceta, mierzącego do Curta. Evans spojrzał na nią z wdzięcznością i wystrzelił po raz kolejny, kątem oka patrząc jak Sheila gołymi rękami próbuje obezwładnić Coopera.
W pewnym momencie widok przesłonił mu czarny Mercedes, który właśnie podjechał na parking. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn. W międzyczasie inni, zajęli się obezwładnianiem pozostałych ludzi Brada. Nancy uśmiechnęła się z ulgą i pociągła Sarę za sobą. Obie wsiadły do samochodu, ale nim zatrzęsły się za nimi drzwi, Curt odczytał z ust Sary nieme „przepraszam”. Miał ochotę ją zatrzymać, ale gdzie była bezpieczniejsza niż w opancerzonym Mercedesie, który właśnie z piskiem opon opuszczał parking?
_________Lexy, która cały czas obserwowała to wszystko z boku, zaklęła cicho i zaczęła się powoli cofać, czując, że to odpowiedni moment, by wezwać pomoc. Nie miała zielonego pojęcia, co tam robi Brad i co to wszystko oznacza, ale nie mogła dłużej tkwić tam bezczynnie. Obróciwszy się, wpadła na kogoś, kto w ułamku sekundy zamknął ją w swoich silnych ramionach, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Podniosła głowę i na widok barczystego faceta w kurtce pisnęła cicho. Brutalnie przyłożył jej dłoń do ust i szarpnął, odciągając do tyłu. Chociaż wierzgała nogami, usiłując się wyswobodzić, była zbyt słaba, а facet nawet nie wysilał się, targając ją, jak worek ziemniaków.
_________– Nic ci to nie da – bąknął basowym głosem, a kiedy znalazł się na środku parkingu, wystrzelił w powietrze, zwracając na siebie uwagę wszystkich. – Zwijamy się, Cooper – zarządził. – A wy ani drgnijcie, bo rozwalę tę wścibską sukę…
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 20:45:40 21-05-13, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
awangarda Motywator
Dołączył: 24 Sty 2012 Posty: 260 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z odległej galaktyki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:19:31 19-04-13 Temat postu: |
|
|
jja jestem ic zytam, bardzo mi się podobał ten rozdział hahaha |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:25:04 29-04-13 Temat postu: |
|
|
Rozdział przeczytałam dość dawno jednak komentarz jakoś tak mi umknął. Cholerka dziewczyny zaostrzacie mój apetyt na więcej i więcej przyznam że Nacy wkurza mnie tak bardzo że mam ochotę ukręcić jej łeb tak samo jak Bradowi a Sara i Curt.
Uwielbiam ich no i co tu dłużej mówić na początku myślałam że Bell nie pasuje do Iana jednak wasza historia z tą parką jakoś mnie przekonała. Wiem że marnie jednak nie mogę się doczekać kolejnego epizodu choć wiem że im częściej są ona wrzucane tym bliżej końca ale ładnie proszę o odcinek |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:45:16 20-05-13 Temat postu: |
|
|
Dajcie rozdział
Ostatnio zmieniony przez Sobrev dnia 19:45:53 20-05-13, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:57:27 20-05-13 Temat postu: |
|
|
Haha... chyba czytasz w moich myślach ^^ Myślałam dziś, żeby może coś tu wstawić, a potem pomyślałam, że i tak już chyba nikt tego nie czyta więc po co, a tu proszę, ktoś się upomina o odcinek ;D
No, to proszę - mówisz i masz ^^
EPISODE # 37
Ally
_________Gdy tylko ruszyli z parkingu z piskiem opon, Curt dopadł do samochodu Lexy. Był wściekły na nią, że go nie posłuchała i na siebie, że jej nie docenił. I nawet jeśli nie darzył tego wścibskiego szczeniaka jakąś nadzwyczajną sympatią, nie mógł pozwolić, by coś mu się stało. Nim jednak zdążył przekręcić kluczyk w stacyjce, ktoś wtargnął do środka i zajął miejsce pasażera.
_________– No na co czekasz? Jedź! – warknęła Sheila, gdy Evans na jej widok uniósł wysoko brwi.
_________– Twoje towarzystwo nie jest mi do niczego potrzebne – bąknął, ruszając gwałtownie i jeszcze gwałtowniej wchodząc w zakręt. – Powiedziałbym nawet, że zbędne – dodał, obserwując drogę przed sobą i jadącego kilkanaście metrów przed nimi czarnego Forda.
_________– Nie zamierzam pytać cię o zdanie – fuknęła nawet na niego patrząc. Curt nic już nie odpowiedział, skupiając się na tym, by nie stracić z oczu samochodu, do którego siłą wepchnięto szczeniaka. – Zrobiłeś to? – spytała nagle.
_________– Co? – odpowiedział pytaniem i sprawnie manewrując między samochodami na trzypasmowej ulicy, docisnął nieco pedał gazu. Nie znosił niedomówień i mało konkretnych albo źle zadanych pytań, dlatego choć wiedział do czego zmierzała, postanowił udać głupiego.
_________– To, o co cię oskarżają.
Curtis prychnął i uśmiechnął się lekko, znów zbyt ostro wchodząc w zakręt.
_________– Jeśli powiem, że nie i tak nie uwierzysz, więc po co pytasz?
_________– A dlaczego mam ci wierzyć, skoro już raz mnie okłamałeś?
_________– Och, daj spokój Leila…
_________– Sheila – wycedziła przez zęby, posyłając mu wściekłe spojrzenie, na co Curt tylko przewrócił oczami.
_________– Ty też nie powiedziałaś mi o sobie wszystkiego. Zresztą, z tego co pamiętam, interesowało nas wtedy zupełnie coś innego niż wymienianie się informacjami o swoim życiu prywatnym – odparł złośliwie, wpatrując się w jej napiętą twarz, ale po chwili jego wzrok mimowolnie skierował się na jej apetyczny dekolt i uśmiechnął się do siebie, wspominając jej ognisty temperament.
_________– Patrz na drogę – upomniała go, gdy z prawej strony na skrzyżowanie wjechał tir z ogromną naczepą. Curtis zaklął siarczyście, wciskając hamulec i odbiwszy w bok, by uniknąć zderzenia, zatrzymał samochód.
_________– Cholera! – warknął, uderzając dłońmi w kierownicę. Wiedział, że teraz już w żaden sposób nie wpadnie na trop Forda.
_________– Jeździsz jak baba! – krzyknęła Sheila, usiłując uspokoić oddech. Curt posłał jej mordercze spojrzenie i niewiele myśląc wyciągnął zza paska broń.
_________– Wysiadaj – rozkazał, mierząc do niej, a gdy uśmiechnęła się lekko, niedowierzając, że mógłby strzelić, odbezpieczył magazynek. Odruchowo sięgnęła do kabury, ale przypomniawszy sobie, że jej broń zabrali goryle z parkingu, uśmiechnęła się tylko.
_________– Miło było cię znów spotkać – powiedziała. Curt uśmiechnął się zdawkowo i ponaglił ją spojrzeniem.
_________– Może kiedyś spotkamy się w bardziej sprzyjających okolicznościach… Leila – dodał, nim zatrzasnęła za sobą drzwi. Sheila po raz kolejny zmroziła go spojrzeniem, a gdy w końcu zatrzasnęła drzwi, odjechał z piskiem opon. Przez kilka minut bez celu jeździł po mieście, aż w końcu zdecydował się pojechać do swojego mieszkania, co było dość ryzykownym posunięciem. Teren wokół jego mieszkania mógł być przecież nadal obserwowany, a jeśli tak było, to istniała ogromna szansa na to, że jeszcze tego wieczoru pożegna się z wolnością. Mimo to postanowił zaryzykować. Nie miał ochoty wracać do mieszkania Matta, ani tłumaczyć się Liamowi z przebiegu wieczoru. Zostawił samochód Lexy na jakimś parkingu, kilka przecznic od mieszkania i dalej ruszył piechotą. Po drodze nie zauważył niczego ani nikogo podejrzanego, więc pewnym krokiem wszedł do właściwego bloku. Zawahał się przez chwilę, stojąc już przed drzwiami, ale w końcu wyciągnął zapasowy klucz z dziury w ścianie znajdującej się za skrzynką na listy.
_________Gdy przekroczył próg mieszkania, poczuł się jak w innym świecie. Jakby wszystko to, co zdarzyło się do tej pory było tylko jakimś koszmarnym snem. I mimo, że prowadził życie jakie prowadził i rzadko bywał w mieszkaniu, wreszcie poczuł się jak w domu. Rozejrzał się dookoła, zastanawiając się czy coś się zmieniło, odkąd wyszedł stąd ostatnim razem i w końcu doszedł do wniosku, że wszystko było tak, jak to zostawił, z tą różnicą, że teraz meble pokrywała solidnej grubości warstwa kurzu. Podszedł do stolika z alkoholami i chwycił w dłoń butelkę swojej ulubionej szkockiej, Chivas Regal. Uśmiechnął się do niej i jak najcenniejszy skarb, delikatnie otarł ją z kurzu, po czym wyciągnął z szafki szklankę i napełniwszy ją trunkiem, ruszył w głąb mieszkania. Na chwilę zatrzymał się przy komodzie. Pociągnąwszy ze szklanki spory łyk, spojrzał na ramkę ze zdjęciem, z którego uśmiechała się do niego kobieta, o ciemnych kręconych włosach i równie ciemnych oczach i mężczyzna, krótko przystrzyżony, zielonooki blondyn. Curt westchnął i skrzywił się lekko. Między tymi ludźmi a uwieszonym na ich szyjach kilkuletnim chłopcem o oczach błękitnych jak lazur nieba, nie było żadnego fizycznego podobieństwa. A jeśli Stevens miał rację i ludzie, których uważał za swoich rodziców wcale nimi nie byli? Jeśli rząd Stanów Zjednoczonych miał jakiś specjalny program pozyskiwania agentów i on razem z Mattem, bez udziału własnej wiedzy stali się jego „ofiarami”? Jeśli rzeczywiście ktoś za nich zaplanował ich życie?
_________– Pieprzyć to – mruknął, uśmiechając się do zdjęcia i opróżniwszy szklankę do końca, odstawił ją na komodę. Miał dość wrażeń, jego powieki stawały się coraz cięższe, a ramię, w które postrzelił go Graves, znów zaczynało dawać o sobie znać, podobnie jak żebra, poobijane przez przyjaciół Coopera. Poszedł do łazienki, skąd z szafki za lustrem wyciągnął tabletki przeciwbólowe i połknąwszy od razu trzy, skierował się do sypialni. Tak jak stał, władował się do łóżka, nie siląc się nawet by zdjąć buty. Nie zdążył jednak nawet przyłożyć głowy do poduszki, kiedy w tylniej kieszeni jego spodni zabrzęczał telefon, który dostał od Liama. Wyciągnął go z zamiarem wyłączenia głosu i odłożenia na szafkę, ale kiedy zerknął na wyświetlacz, nabrał powietrza w płuca i wcisnął zieloną słuchawkę. Przez chwilę w skupieniu słuchał co jego rozmówca ma mu to powiedzenia, a kiedy skończył, opadł bezwładnie na poduszkę, czując, że oczy zaczynają mu się same zamykać.
_________– Nie będę znów ratował jego dupska – bąknął. – Nie mam teraz na to siły… – zakończył i rozłączywszy się, zamknął oczy, by chwilę później pogrążyć się w głębokim śnie.
______________________________________________* * *
_________Był wściekły, była już ósma rano, a Curt, odkąd rozmawiał z nim poprzedniego wieczora wciąż nie odbierał telefonu. Liam nie spodziewał się, że Curtis tak po prostu się rozłączy, ale nie miał też siły ani ochoty, by droczyć się z nim przez telefon. Gdyby to była jakakolwiek inna sytuacja, Evans nie miałby nic do gadania. Był przecież jego podwładnym i miał wykonywać jego polecenia. Chwilowo jednak nie mógł go do niczego zmusić, a już najmniej do tego, by ratować Gravesa. Curtis był twardy i rzadko przejmował się innymi, zwłaszcza, jeśli od tego zależało powodzenie powierzonego mu zadania i może właśnie dlatego był najlepszy w tym co robił. Jednak Matthew Graves swego czasu był przecież jego przyjacielem. Co więcej, siedział teraz w tym bagnie właśnie przez Evansa, bo nie potrafił mu odmówić, gdy ten zwrócił się do niego po pomoc.
_________– Cholera! – warknął Quinn, rzucając na blat biurka swój telefon komórkowy, kiedy po raz kolejny usłyszał w słuchawce ten sam komunikat: „abonent poza zasięgiem lub ma wyłączony telefon”. Już kiedy coś rozłączyło jego połączenie z Mattem, gdy ten dzwonił do niego po tym, jak wyszedł od Alexeya, miał złe przeczucia, które z minuty na minutę zmieniły się niemal w stuprocentową pewność, że coś poszło nie tak i być może jego agent nie wyjdzie z tego cało. Nie mógł jednak angażować w akcję ratowania Gravesa ludzi z biura. Po pierwsze, prowadzili przecież nieoficjalne śledztwo, w razie niepowodzenia którego, wszyscy trzej odpowiedzieliby za to własnymi głowami, a po drugie – jeśli ktoś z biura rzeczywiście donosił mafii, to doniósłby im również o planowanej akcji odbicia Matta.
_________Odetchnął głęboko i pochylił się nad swoim biurkiem, wracając do studiowania akt Hailey Spencer. Sprawa jej śmierci była jedynym jasnym aspektem operacji Royal Flush. Dziewczyna była świadkiem koronnym. To ona wydała Johnny’ego Loh oraz El Niño. Z ramienia CIA pomogła też Curtisowi przeniknąć do grupy Stevensa, ale świat, w którym się obracała nie wybacza zdrad i musiała zapłacić za nie własnym życiem. Teraz czekali tylko na wynik badań genetycznych, mających potwierdzić jej tożsamość, ale to wydawało się tylko formalnością. Przecież Matt ją rozpoznał, a Curtis potwierdził, że dziewczyna zginęła. Gdyby jakimś cudem okazało się, że to jednak nie jest ona, wróciliby do punktu wyjścia.
_________Gdy usłyszał charakterystyczny dźwięk swojego telefonu, aż podskoczył. Zerknął na wyświetlacz i serce podeszło mu do gardła. Dzwonił jego informator. I miał dla niego dwie wiadomości. Dobrą i złą.
______________________________________________* * *
_________Nie wiedział ile czasu minęło od jego rozmowy z Iguaną. Zupełnie stracił poczucie czasu. Nie był pewien nawet, która jest godzina i jaki jest dzień tygodnia. Jego spierzchnięte gardło potrzebowało chociaż kropli wody, której już od dawna nie miał w ustach. Brakowało mu sił, był wykończony, ale nie mógł siedzieć bezczynnie i czekać, aż Lopez wróci i go zabije.
_________Nawet jeśli pomieszczenie przypominało celę, w rzeczywistości nie było do tego przystosowane. Cylindryczny zamek nie powinien być trudny do otwarcia. Miał zaledwie jeden bolec, blokujący drzwi. Jedna dobra wiadomość w całym tym koszmarze. Z ukrytej w kurtce kieszeni, Matt wyciągnął cienki pokrowiec, który nie był wyczuwalny dla przeszukujących – go wielokrotnie odkąd po raz ostatni wyszedł z domu – facetów. Wsunął cienki kawałek metalu do dziurki, а następnie wytrych i przez chwilę delikatnie nimi manipulował, aż piny ustawiły się na odpowiednich wysokościach i bolec odskoczył.
_________Wychylił się na korytarz. Na jego końcu, przy schodach, dostrzegł faceta w kurtce. Ten nie widział go, ponieważ nasłuchiwał głosów z piętra, jakby toczyła się tam jakaś interesująca rozmowa. Czyżby już było po wszystkim?
_________Matt bezszelestnie ruszył w jego stronę. Gdy był tuż za nim, odwrócił go do siebie i korzystając z zaskoczenia jakie wywołał, zamachnął się i prawym sierpowym uderzył go w szczękę. Złapał go szybko, by z hukiem nie runął na ziemię i ułożył pod ścianą. Zabrawszy broń, stanął na schodach, ponieważ jego uszu dobiegł głos Iguany. Był na górze i rozmawiał z kimś. Jego ton wskazywał na bliskie relacje z rozmówcą. Powoli ruszył na górę, zaciskając palce mocno na uchwycie glocka. Stanął za cienką ścianką i spuścił głowę. Za chwile miał znaleźć się w naprawdę gorącym miejscu i jeśli miał wyjść z tego cało, musiał być skupiony. Odrzucić wszystkie nękające go myśli i załatwić sprawę, tak jak należy.
_________Wysunął się i ściągając na siebie wzrok mężczyzn powiedział entuzjastycznie:
_________– Udało ci się! Dopiero teraz jestem pod wrażeniem.
_________Lopez schował rękę za plecami, w każdej chwili gotów sięgnąć po broń. Dominguez siedział na metalowym pudle. Wyglądał jak typowy Latynos. Oliwkowa skóra, ciemne, krótko przystrzyżone włosy, idealnie przycięta prostokątna bródka. Ubrany był w zwykłą bluzę i dżinsy. Mattowi nasunęło się na myśl, że naprawdę zadbali o niego w celi.
_________– Ty jesteś… ? – spytał El Nino, patrząc na Gravesa z pogardą, jakby krótko po uwolnieniu już dzierżył koronę i berło, panosząc się na nieswoim terenie.
_________– Zwykłym facetem, który znalazł się tu przypadkiem – skłamał z uśmiechem i wzruszył ramionami od niechcenia.
_________– Jakbyś mógł zostawić nas na chwilę – rozkazał dobitnie Lopez, piorunując Matta spojrzeniem. Nie był zadowolony z tego, że jego więzień mu przeszkodził, ale za wszelką cenę próbował ukryć swoje zdziwienie zmieszane ze zdenerwowaniem.
_________– Och, nie! Chętnie przyłączę się do rozmowy o Slicku, Stevensie i takie tam – machnął lekceważąco ręką, а cyniczny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wystawiał cierpliwość Iguany na prawdziwą próbę, ale miał powód by to robić.
_________– Powiedziałem, żebyś wyszedł.
_________– Niech zostanie – przerwał mu Dominguez zainteresowany odpowiedzią intruza. Dłonią udekorowaną złotym sygnetem przywołał go do siebie, а Matt bardzo powoli, krok po kroku, ruszył w jego stronę. – Masz coś ciekawego do powiedzenia w tej sprawie?
_________– Być może.
Zatrzymał się, trzymając ręce z bronią za plecami. Przełknął ślinę i wziął głęboki wdech, nie spuszczając z oczu Latynosa.
_________– Myślę, że powinieneś jeszcze raz przemyśleć, kto jest twoim sprzymierzeńcem – wydusił w końcu i obrócił się do Lopeza, który w ułamku sekundy wyprostował ręce i wycelował w niego bronią. Nie wytrzymał presji, а teraz przyjdzie mu ciężko tłumaczyć się przed Dominguezem, chcąc zachować twarz i wypełnić plan do końca. El Nino również odruchowo sięgnął po broń i wycelował nią w Matta, który zareagował dokładnie tak samo, mierząc Iguanie prosto między oczy.
_________– Łżesz jak pies – warknął w końcu Lopez, powoli odbezpieczając broń.
_________– O czym on mówi, Ignacio?
_________– Ktoś stojący samotnie, byłby niezwyciężony, ale osłabiają go sojusznicy* – wyrecytował hardo Matt. – Szczerze mówiąc, myślałem, że pozbędziesz się Domingueza wcześniej. Wiesz, porzucisz gdzieś ciało – mruknął, patrząc Iguanie, którego czoło w jednej chwili gęsto usiały krople potu, prosto w oczy.
_________– Stul pysk – odwarknął, robiąc krok do przodu. – Jesteś sam. Jeden ruch i po tobie. Wyciągnąłem go z więzienia.
_________– W co ty grasz, chłopcze? – Dominguez przekrzywił twarz w bok, odbezpieczając broń, ale w jego oczach widać było zaciekawienie i dziwną niepewność.
_________– Twoi ludzie okazali się dwulicowymi szczurami – kontynuował Matt ciągle wpatrując się w coraz bardziej napiętą twarz Lopeza. – I to ty jesteś teraz sam jak palec, bo zamiast od razu zabić Domingueza zgodnie z planem, przywiozłeś go tutaj – dodał z kpiną, kątem oka zerkając na Antonia, który powoli wymierzył bronią w Iguanę. – Nie poinformowałeś ich, że ich król zostanie stracony po odbiciu z konwoju, a teraz jest już za późno. Nikt teraz nie pójdzie za tobą, wszyscy staną murem za nim – powiedział kiwnąwszy głową na Latynosa. – Przegrałeś, choć miałeś w ręce los na milion dolarów.
_________– Przecież to jakiś stek bzdur! – warknął Lopez. – Chyba mu nie wierzysz? – zwrócił się do Domingueza.
_________– Skąd o tym wiesz? – spytał El Nino, uważnie wpatrując się w twarz Gravesa.
_________– Bo sam to wymyśliłem. – Matt uśmiechnął się gorączkowo i uniósł brwi zadowolony z siebie, choć wcale nie było mu do śmiechu. – Iguana marzył o tym, żeby cię zdetronizować, ale był za tępy, żeby coś wymyślić i za słaby, żeby nacisnąć za spust w odpowiednim momencie.
_________– Wrobiłeś mnie – warknął i zrobił kolejny krok do przodu. Jego twarz przejawiała coraz większą desperację. Nie obawiając się ataku ani ze strony Matta, ani Domingueza podszedł jeszcze bliżej, czując jak wściekłość pali go od środka. Wiedział, że im mniejsza będzie odległość, z której naciśnie za spust, tym większe obrażenia i szansa na szybką śmierć. Spiął usta nerwowo i zmarszczył brwi, а broń, którą dzierżył w dłoni nawet nie zadrżała pod wpływem napinających się mięśni ramienia. – Zabiję cię, gnoju…
_________Matt otworzył szerzej oczy i rozchylił usta. Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. Czuł, jak stróżka potu spływa mu po karku za skórzaną kurtkę, а koszulka klei się do pleców. W ułamku sekundy całe życie przeleciało mu przed oczami. Nie było już odwrotu. Nie zdążył odbezpieczyć magazynka, nawet cofnąć się. Całkowicie ogłuszył go huk wystrzału, а w nozdrza wdarł się zapach prochu.
_______________
* Elias Canetti
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 19:50:48 20-06-13, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:40:19 26-05-13 Temat postu: |
|
|
Mam zaległości! I to prawie wszędzie! I to spore, chociaż kilka odcinkow po omacku przeczytałam. Z czasem postaram się nadrobić. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:40:22 26-05-13 Temat postu: |
|
|
Jak miło Cię widzieć! Wróciłaś? Powiedz, że tak! |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:24:43 26-05-13 Temat postu: |
|
|
Aga, ja tu zaglądam. Czytalam Twoją nowość, tą poprzednią "młodzieżową" też, ale znowu się jakoś zatrzymałam. Mam teraz trochę czasu, więc może po nadrabiam. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|