|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sunrose Idol
Dołączył: 09 Kwi 2007 Posty: 1686 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Wenus :)
|
Wysłany: 13:07:34 26-08-07 Temat postu: |
|
|
Świetny odcinek To te małpy AC i Esperantiz czy jak jej tam powinny umrzeć, a nie Marina |
|
Powrót do góry |
|
|
Natka*** Mocno wstawiony
Dołączył: 15 Mar 2007 Posty: 6770 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:50:23 27-08-07 Temat postu: |
|
|
Boskie odcinki! Wkońcu nadrobiłam wszystkie zaległości. Szkoda że telcia zmierza już ku końcowi... Czekam na nowy odcinek |
|
Powrót do góry |
|
|
cris Prokonsul
Dołączył: 16 Cze 2007 Posty: 3684 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 13:56:44 27-08-07 Temat postu: |
|
|
odc. 64
Zostały jeszcze dwa dni do moich urodzin i….mojej śmierci, jednocześnie. Za oknem świeciło słońce, które rozświetlało pomalowane na jasno zielony kolor, ściany mojego pokoju. Santiago otworzył okno i mogłam się cieszyć świeżym powietrzem. Poczułam lekki, dający ukojenie wiaterek – Santiago – wyszeptałam – Zrobisz coś dla mnie? – uśmiechnęłam się radośnie.
- Wiesz, że dla ciebie zrobiłbym wszystko – uśmiechnął się szeroko i cmoknął mnie w policzek. Chyba widział, że dobrze się czuję i jemu także od razu poprawił się humor – O co chodzi, moja księżniczko?
- Chcę, żebyśmy gdzieś pojechali. Ty, ja, mój ojciec, Mariana i Carlitos – tylko o tym teraz marzyłam i postanowiłam zrobić wszystko, by zrealizowano moje marzenie.
- Kochanie, gdzie chciałabyś jechać? – zdziwił się.
- Nad morze. Zabierzcie mnie nad morze. Chcę je jeszcze raz zobaczyć.
- Zobaczysz – uśmiechnął się zaskoczony moją prośbą – Zobaczysz je, gdy tylko lepiej się poczujesz. Teraz musisz zbierać siły.
- Nie. Chcę tam jechać teraz. I spełnisz moją prośbę. Teraz się ubiorę, a ty zawołaj resztę. Jedziemy nad morze – wyszedł zrezygnowany. Wiedziałam, co za chwilę nastąpi i nie pomyliłam się.
- Marino, nawet o tym nie myśl – ciocia Mariana wpadła do mojego pokoju jak burza – To byłoby zbyt męczące.
- Ciociu – spojrzałam na nią poważnie – Pojedziemy tam, wszyscy razem. Nie odmówicie mi. Nie powstrzymacie. Nie tym razem. Pomóż mi się ubrać, dobrze? Podasz mi moją błękitną bluzkę?
- Oczywiście – spełniła moją prośbę – Jest ciepło, ale musisz wziąć bluzę. Włożysz adidasy, prawda?
- Tak – ucieszyłam się, zadowolona, że się poddała – Dziękuję ci. Jesteś najcudowniejsza.
- Nie kochanie, to ty jesteś najcudowniejsza – pocałowała mnie w czubek głowy – Pojawiłaś się w tym domu niespodziewanie, wnosząc w nasze życia promyk miłości, nadziei, a przede wszystkim radości.
- Nie smućmy się dzisiaj, dobrze? – poprosiłam ją – Niech to będzie piękny dzień, taki, który na zawsze zapisze się w naszych sercach.
- Nie jestem przekonana do słuszności tego pomysłu, ale niech ci będzie. Tylko ubierz się ciepło. Wczoraj miałaś wysoką gorączkę.
- Ale dzisiaj czuję się świetnie. Jestem zadowolona i pełna energii. Mogłabym pobiec na tę plażę – energia rzeczywiście mnie rozpierała.
- Tylko bez szaleństw – roześmiała się Mariana – Będziesz ostrożna.
- Przy was nie mam wyjścia – zrobiłam oburzoną minę.
- Marino! Marino! – do mojego pokoju wbiegł Carlitos – Czy to prawda, że jedziemy na plażę?
- Tak kochanie – ucieszył mnie jego entuzjazm – Pojedziemy na plażę.
- Super! Czy to znaczy, że już wyzdrowiałaś? – spojrzał na mnie z taką nadzieją, że omal nie pękło mi serce.
- Nie. Nie wyzdrowiałam. Po prostu dzisiaj czuję się trochę lepiej i chciałabym pojechać na wycieczkę z moją ukochaną rodziną – chciałam mu to jakoś wytłumaczyć, ale nie bardzo potrafiłam.
- Ale to dobrze, że lepiej się czujesz – pocieszał mnie malec – Na pewno szybko wyzdrowiejesz i będziemy mogli pojechać na dłuższą wycieczkę. Prawda mamo? – spojrzał roześmiany na Marianę.
- Oczywiście synku. Gdy Marina wyzdrowieje, pojedziemy razem na cudowną wycieczkę. Gdzie tylko zechcecie – widziałam jak walczy ze łzami, ale udawałam, że tego nie dostrzegłam.
- Gdzie pojedziemy? – chciałam ciągnąć tę bajkę – Ja chciałabym znowu pojechać do Cancun, a ty?
- Do Disnaylandu! Jeździlibyśmy na wszystkich karuzelach – rozmarzył się – a ty mamo, gdzie chciałabyś pojechać?
- Obojętnie – ciocia podeszła bliżej i objęła nas oboje – Mogę jechać gdziekolwiek, byle tylko mieć was przy sobie, moi kochani.
- Ale teraz jedziemy na plażę – zarządziłam – Chodźmy już. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kyrtap1993 Mocno wstawiony
Dołączył: 07 Lip 2007 Posty: 5336 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Mikołów Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 19:32:29 27-08-07 Temat postu: |
|
|
Oby nic złego się nie wydarzyło na plaży |
|
Powrót do góry |
|
|
cris Prokonsul
Dołączył: 16 Cze 2007 Posty: 3684 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 14:14:45 28-08-07 Temat postu: |
|
|
odc. 65
Cudownie było tak spacerować brzegiem morza, trzymając za rękę Santiago. Tuż obok szedł tata i Mariana, nie kryli się już ze swoim uczuciem. Jawnie okazywali swoje przywiązanie i miłość. Carlitos biegł przed nami. Zanosił się śmiechem, ilekroć fale się podnosiły i moczyły jego ubranie.
Zatrzymałam się nagle, żeby przyjrzeć się morzu. Sprawiało niesamowite wrażenie. Mogłabym wpatrywać się w nie całymi godzinami. Kryło w sobie tyle tajemnic, tyle cudownych opowieści…
- Coś nie tak? – zaniepokoił się tata, spoglądając na mnie z troską.
- Jesteś blada. Usta ci zsiniały – wystraszyła się ciocia.
- Ja…ja tylko chciałam wam powiedzieć, że jestem teraz bardzo szczęśliwa, bo mam was przy sobie. Mojego męża, rodziców i braciszka – wyszeptałam i zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Ocknęłam się na chwilę i zorientowałam, że Santiago niesie mnie na rękach.
- Marino – szeptał – Nie rób mi tego najdroższa. Nie rób mi tego.
Chciałam mu coś odpowiedzieć, ale nie zdołałam. Znowu nastała ciemność.
Nie wiem ile czasu byłam nieprzytomna, ale obudziłam się już w szpitalu podłączona do aparatury – Santiago…Santi – szeptałam.
- Jestem tu. Jestem przy tobie, moja księżniczko.
- To dobrze – uśmiechnęłam się blado – Byliśmy na plaży. Było wspaniale.
- Tak – przyznał – było wspaniale.
- Przywieziesz mi mój pamiętnik? Chcę to opisać. Przywieziesz mi go? – prosiłam.
- Dobrze, ale możesz to opisać, gdy już wrócisz do domu – zaproponował, przytulając policzek do mojej lodowatej dłoni.
- Ja nie wrócę do domu – wyszeptałam.
- Nie opowiadaj głupot. Szybko wrócisz do domu – przekonywał chyba nie tylko mnie, ale i siebie – Ani się obejrzysz a wrócisz do domu.
- Oboje wiemy, że to nie prawda. To już koniec. Ja umieram i nic na to nie poradzimy. Czas pogodzić się z tym, co nieuchronne.
- Nie, Marino, proszę cię, nie rób mi tego. Nie wolno ci się poddawać. Musisz walczyć. Jeśli nie dla siebie, to walcz dla mnie. Walcz dla naszej miłości.
- Santi, mój Santi. Tak mi przykro. Przepraszam cię, ale ja już nie mogę. Nie mam już siły walczyć. Ani dla ciebie, ani dla siebie, ani dla nikogo. Jestem taka zmęczona. Muszę odpocząć. Wybacz, że nie mam już siły walczyć.
- To nieprawda. Jesteś silna. Dasz radę. Uda ci się – chciał wlać we mnie siłę i nadzieję, ale na próżno.
- Santiago, ja już nie mogę. Pozwól mi odejść spokojnie. Mój czas już mija, a nie mogę odejść, dopóki ty mi na to nie pozwolisz. Wiem, jakie to będzie trudne, ale musisz mi pozwolić. Pozwól mi odejść.
- Nie. Nie możesz mnie o to prosić. Tylko nie o to – nie krył już łez – Jeśli odejdziesz, ja pójdę za tobą. Nie zostanę tu sam.
- Nie zostaniesz. Będą przy tobie ludzie, którzy cię kochają. Oni będą cię wspierać, gdy mnie już nie będzie.
- Nie mów tak. Jak możesz tak do mnie mówić – wściekł się, wiedziałam, że nie na mnie, ale na los, który chce nas rozdzielić – Nikt mnie nie obchodzi. Tylko ty się liczysz. Tylko ty. Jesteś moją żoną. Zawsze już będziemy razem.
- Nie. Śmierć nas rozdziela. Ona nas połączyła a teraz upomina się o to, co do niej należy. Upomina się o mnie. Zabierze mnie, a ja…Poczekam tam na ciebie. Będę spoglądać na ciebie z nieba i chcę być z ciebie dumna. Masz znaleźć sobie dobrą żonę. Nikt nie będzie cię kochał tak jak ja, ale masz sobie kogoś znaleźć. A może to ja ześlę ci ją z nieba, by się tobą opiekowała. Chcę, żebyś miał dzieci. Chcę zobaczyć twoje dzieci – mówiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu, lecz Santi nie mógł tego wytrzymać.
- Przestań. Jeśli mnie kochasz, natychmiast przestaniesz opowiadać takie bzdury. Nie zmuszaj mnie do takiego cierpienia. Nie każ mi tego słuchać.
- Przyrzeknij, że nie zrobisz nic głupiego – nalegałam – Przysięgnij.
- Przysięgam – zaszlochał i wtulił twarz w moje ramię – Przysięgam.
- A teraz powiedz, że pozwalasz mi odejść. Musisz mi pozwolić. Muszę to usłyszeć z twoich ust – byłam coraz słabsza. Chciałam zasnąć, ale musiałam dokończyć tę jakże trudną dla mnie rozmowę – Pozwól mi o….dejść – prawie nie było mnie już słychać.
- Marino…Pozwalam…Pozwalam ci odejść. Do diabła! Pozwalam ci odejść – jego szloch rozrywał moje serce, ale wypowiedziane przez niego słowa dały ukojenie i spokój, którego tak bardzo potrzebowałam.
- Marino! Marino! – krzyczał, ale nie byłam w stanie mu już nic odpowiedzieć. Nastała ciemność – Marino, nie rób mi tego. Jesteś mi potrzebna.
- Marina – do pokoju weszli Mariana i tata – Marino – w oddali słyszałam głos cioci – Kochanie, spójrz na mnie dziecinko – nie mogłam otworzyć oczu. Chciałam na nich jeszcze spojrzeć, ale nie mogłam.
- Wezwijcie lekarza! Wezwijcie lekarza! – ciągle słyszałam rozpaczliwe wołanie cioci.
-Marino, jesteśmy przy tobie. Bądź dzielna. Nie możesz nas zostawić – przekonywał tata – Proszę cię, spójrz na mnie. Nie odchodź. Nie teraz. Nie ty. Moje dziecko, proszę cię, spójrz na mnie – płakał. Słyszałam dźwięki aparatury, do której mnie podłączono. Po chwili stały się coraz wyraźniejsze.
- Proszę się odsunąć – rozkazał lekarz, który właśnie wpadł do mojego pokoju.
- Marino! – słyszałam ich glosy i za wszelką cenę chciałam im odpowiedzieć.
*** |
|
Powrót do góry |
|
|
Natka*** Mocno wstawiony
Dołączył: 15 Mar 2007 Posty: 6770 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:18:17 28-08-07 Temat postu: |
|
|
Cudowny odcinek! Tylko koniec taki smutny... Czekam na nowy odcinek |
|
Powrót do góry |
|
|
cris Prokonsul
Dołączył: 16 Cze 2007 Posty: 3684 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 14:08:12 29-08-07 Temat postu: |
|
|
odc. 66
Jeszcze tylko jeden dzień. Jeden dzień do moich dwudziestych drugich urodzin. Jutro umrę. Wczoraj myślałam, że nie dożyję tych urodzin. Miałam zapaść. Byłam pewna, że to już koniec. Dziś czuję się okropnie zmęczona i osłabiona. A mam jeszcze tyle do zrobienia. Chciałabym pożegnać się z wszystkimi. Napisać tyle rzeczy, które chodzą mi po głowie. Najważniejsze jednak, abym porozmawiała z moim małym Carlitosem. Wczoraj mocno się wystraszył moim stanem. Muszę mu wiele wyjaśnić.
- Marino – niepewnie wszedł do mojego pokoju.
- Cześć Carlitos. Chodź do mnie – wyciągnęłam w jego stronę rękę. Usiądź koło mnie. Porozmawiamy.
- Śmiało kolego – zachęcił go Santi.
- Marino, czy już się lepiej czujesz? – widziałam, że się martwi.
- Carlitos, jesteś już dużym chłopcem, więc mogę powiedzieć ci prawdę – chciałam być z nim szczera – Ja nie czuję się lepiej. Właściwie czuję się coraz gorzej.
- Ale już niedługo poczujesz się lepiej – zapewnił mnie.
- Tak – uśmiechnęłam się – Poczuję się lepiej, bo opuszczę moje ciało, które jest dla mnie teraz takie ciężkie. Będę wolna jak ptak. Już nic nie będzie mnie bolało. Będę szczęśliwa….w niebie.
- Nie, Marino, nie chcę, żebyś poszła do nieba. Chcę, żebyś była tutaj, ze mną – oczy mu się zaszkliły.
- Też bym tego bardzo chciała, bo mocno cię kocham, ale to niemożliwe. Jednak nie wolno ci się smucić. Zawsze będę przy tobie. Wystarczy, że mnie zawołasz, a ja zaraz będę koło ciebie. Nie będziesz mnie widział, ale będę z tobą. Zawsze będę się tobą opiekowała, a teraz musisz mi coś obiecać.
- Co takiego?
- Będziesz bardzo dzielny. Musisz opiekować się mamą, wujkiem Andresem i Santim. Będziesz musiał się nimi zająć. A kiedy dorośniesz, staniesz na czele „El dia”. Będziesz mądrze rządził gazetą. Słuchaj się zawsze wujka Andresa i Santiago. Oni ci będą pomagać i strzec cię przed złymi ludźmi. Musisz być mądrym chłopcem. Uważnie obserwować tych, którzy cię otaczają. Możesz mi to obiecać? – spojrzałam na niego uważnie.
- Tak Marino – odpowiedział uroczystym tonem – Obiecuję ci.
- Dobrze – uśmiechnęłam się – A teraz uściśnij mnie mocno. Tak, żebym wiedziała, jak mocno mnie kochasz.
- Bardzo cię kocham – wyszeptał, tuląc się do mnie.
- Ja ciebie też bardzo kocham. Pamiętaj o tym zawsze. A teraz idź już. Santiago cię odprowadzi – nie chciałam, żeby został tu choćby chwilę dłużej.
- Nie – protestował – Zostanę z tobą Marino.
- Idź już. Santiago zabierz go. Idźcie już – nalegałam. Chciałam, żeby wyszli jak najszybciej. Bałam się, że zupełnie się rozkleję, a nie chciałam, żeby malec widział mnie w takim stanie.
Po ich wyjściu dałam upust emocjom. Płakałam kilkanaście minut. Wiedziałam, że już nigdy więcej nie zobaczę mojego małego, kochanego chłopca. Mojego, Carlosa Eduardo. Carlitosa….
Musiałam się jednak uspokoić. Miałam coś do zrobienia. Wzięłam długopis i spisałam te ostatnie myśli w moim pamiętniku.
Santiago, mój najdroższy. Weźmiesz ten zeszyt za jakiś czas i przeczytasz to wszystko. Będziesz wiedział, że moja miłość do ciebie jest silniejsza niż śmierć. Opowiesz o wszystkim mojej cioci i tacie. Przekonają się, kim naprawdę są Ana Karina i moja matka, Emperatriz.
Ciociu Mariano, wiem, że i ty przeczytasz te słowa. Nie płacz. Ja jestem przy tobie. Lubię, gdy się śmiejesz i taką chcę cię widzieć, roześmianą. Opiekuj się moim kuzynkiem i tatą. Wiedz, że jesteś dla mnie jedyną matką, jaką miałam w tym życiu. Emperatriz tylko mnie urodziła, ale to ty dałaś mi całą swoją miłość i troskę. Tylko ty, zasługujesz na to, by słyszeć z moich ust słowa mama. Dałaś mi piękną lekcje miłości. Dziękuję ci za to, mamo.
Proszę was, żebyście uważali na siebie. Ana Karina i Emperatriz nie cofną się przed niczym. Spróbujcie złapać tego mężczyznę Sergio, to on zamordował moją prababcię. Opiekujcie się sobą nawzajem i pamiętajcie, że was kocham. Jesteście dla mnie wszystkim. Tyle chciałabym wam jeszcze powiedzieć, ale nie mam już siły. Przepraszam, nic więcej już nie napiszę, bo zbyt słabo się czuję. Muszę się zdrzemnąć. Nie jestem w stanie utrzymać długopisu. To ostatnie słowa, jakie do Was kieruję, bo jutro nie będzie już na nic czasu. Dziękuję Wam za wszystko. Pamiętajcie, że gdziekolwiek będę, zawszę będę Was kochać. Wasza Marina.
*** |
|
Powrót do góry |
|
|
Natka*** Mocno wstawiony
Dołączył: 15 Mar 2007 Posty: 6770 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:09:56 29-08-07 Temat postu: |
|
|
Bardzo wzruszający odcinek... Zwłaszcza końcówka i pożegnanie Mariny...
Odcinek Piękny, czekam na następny |
|
Powrót do góry |
|
|
cris Prokonsul
Dołączył: 16 Cze 2007 Posty: 3684 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 15:11:35 31-08-07 Temat postu: |
|
|
odc. 67
Dotrzymałem danego Ci słowa, moja najdroższa żono. Minęły dwa lata od dnia twojej śmierci. Dopiero teraz mogłem przeczytać raz jeszcze naszą historię. Dopiero teraz jestem w stanie opisać ten dzień. Dzień Twojej śmierci. Tak, aby wszyscy Twoi czytelnicy wiedzieli, co się wtedy stało….
Jak mam Wam to opisać? Jakich słów użyć, żebyście potrafili, chociaż w maleńkiej części zrozumieć to, co czuję do tej kobiety? Czy potraficie wyobrazić sobie dwudziesto dwu letnią dziewczynę….Tak, miała zaledwie dwadzieścia dwa lata, głowę pełną pomysłów i marzeń. Miała też serce. Chore serce, które przepełniała miłość. Miłość do Andresa, Mariany, Carlitosa, mojej rodziny, a przede wszystkim do mnie. Zamykam oczy i widzę ją, nie taką, jaką była tamtego dnia, bladą i zmęczoną. Zawsze mam przed oczyma piękną dziewczynę, która pewnego poranka przyszła do redakcji „El dia”. Wystarczyło jedno spojrzenie, a wiedziałem, ze przybyła, aby odmienić moje życie. Mój anioł, moja miłość. Widzę te ciemne, lśniące kosmyki włosów, które opadały na jej twarz. Blask bijący z tych cudownych czarnych oczu, gdy na mnie spoglądała. Moja Marina. Moja żona. Moje życie.
Wrócę teraz do tamtego lipcowego poranka. Dnia, w którym zmarła jedyna kobieta, jaką w życiu kochałem.
Z samego rana wybraliśmy się, z Marianą do szpitala. Lekarze i pielęgniarki doskonale nas już tam znali. Przecież przychodziliśmy tu codziennie, spędzając długie godziny przy łóżku Mariny.
- Co ty tutaj robisz? – zdziwiłem się na widok Octavio Velazqueza. Był w szpitalu, płakał. Sprawiał wrażenie załamanego.
- Zadzwonili do mnie – spojrzał na nas załamany – Mariano….Ona umiera. Nasza córka umiera – zupełnie się rozkleił.
- O czym ty mówisz? – zdziwiła się Mariana.
- Nijaki Sergio Mendez. On…On strzelał do Any Kariny. Nasza córka umiera,
- Nie – Mariana zachwiała się tak, że w ostatniej chwili zdołałem ją podtrzymać – To nie może być prawda. Ona nie może umrzeć. Nie może.
-Chodźmy do lekarza. Chce z nami porozmawiać – w trójkę ruszyliśmy do gabinetu lekarskiego. Przyjął nas doktor Sevilla. Znaliśmy go, bowiem często rozmawialiśmy z nim o przypadku Mariny.
- Proszę powiedzieć, że moja córka z tego wyjdzie – szlochała matka mojej byłej żony – Proszę mi to obiecać.
- Bardzo mi przykro – lekarz smutno zwiesił głowę – Ana Karina jest w śpiączce. Oddycha tylko dzięki aparaturze. Sztucznie podtrzymujemy jej życie.
- Nieee! – krzyczała Mariana a Octavio zsunął się z fotela.
- Mózg państwa córki już umarł. Powinniśmy…Należy odłączyć ją od aparatury. Bardzo mi przykro…
- Mój Boże, nie rób mi tego. Bardzo cię proszę, nie zabieraj mojej córki. Panie doktorze, co można dla niej zrobić – Mariana szukała jakiejkolwiek nadziei.
- Przykro mi to mówić, ale najlepiej dla państwa i ich córki będzie, jeśli zgodzicie się podpisać zgodę na odłączenie jej od aparatury podtrzymującej życie.
- Naprawdę nic nie da się już zrobić – ja sam nie mogłem w to uwierzyć.
- Nie ma najmniejszej nadziei. Jest jednak coś…powinni to państwo przemyśleć.
- Co takiego? – Octavio poderwał się na równe nogi.
- Serce państwa córki ciągle pracuje i może zostać przeszczepione, innemu pacjentowi. Wiem jak trudna to decyzja, ale powinni to państwo przemyśleć.
- Pozbawić życia moją córeczkę i oddać je komuś innemu – wyszeptała Mariana.
-Nie komuś innemu, tylko Marinie. Naszej Marinie – wyszeptałem. Może to zabrzmi okrutnie, ale miałem ochotę podskoczyć z radości. Jest serce. Można je oddać Marinie. Moja żona może wyzdrowieć.
- Marinie – powtórzyła Mariana – Oddać życie mojego dziecka za Marinę. Bez wahania oddałabym za nią swoje własne życie, ale Ana Karina jest moim dzieckiem. To coś zupełnie innego.
- To najpiękniejszy gest miłości, jaki mogłabyś jej okazać. Nie ma nic trudniejszego niż oddać życie własnego dziecka – przekonywałem.
- Santiago ma rację – wyszeptał Octavio – Możemy uratować Marinę. Skoro już straciliśmy Anę Karinę, podarujmy życie Marinie – słowa Octavio bardzo mnie zdziwiły.
- Pani Velasquez? – lekarz spojrzał na Marianę wyczekująco.
- Tak. Proszę wszystko przygotować. Podpiszę tę zgodę.
Udaliśmy się do pokoju Any Kariny. Musieliśmy się z nią pożegnać. To było okropne, widzieć ją, podłączoną do tych wszystkich aparatur. Jeszcze wczoraj pewna siebie, wręcz bezwzględna, dziś leży tu bez ruchu i mamy świadomość, że nigdy już się do nas nie odezwie. Nigdy więcej nie będzie kłócić się z matką, ani przymilać do ojca. Nie zobaczę już na jej ustach tego szyderczego uśmiechu, ani dumnego spojrzenia. Ana Karina, moja pierwsza żona odeszła.
Lekarz przyszedł do nas kilka minut później. Zaprowadził nas znowu do tego samego gabinetu. Mariana i Octavio, trzęsącymi się rękoma podpisali zgodę na pobranie organów. |
|
Powrót do góry |
|
|
cris Prokonsul
Dołączył: 16 Cze 2007 Posty: 3684 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 15:14:14 31-08-07 Temat postu: |
|
|
odc. 68
Usiedliśmy na ławce przed salą, na której leżała Ana Karina. Żadne z nas nie miało jeszcze siły by zajrzeć do Mariny.
- Gdzie ona jest? – nagle pojawili się Emperatriz i Andres – Gdzie jest Ana Karina. Muszę ją zobaczyć – Emperatriz zachowywała się jak szalona.
- Właśnie odłączają ją od aparatury – zaszlochała Mariana i chciała objąć kuzynkę, ale ta odskoczyła jak oparzona – Co to ma znaczyć?!
- Ana Karina nie żyje. Musieliśmy zgodzić się na odłączenie jej od aparatury.
- Nie. Nie możecie tego zrobić! – krzyczała jak oszalała – Nie możecie jej odłączyć. Ona z tego wyjdzie. Musicie tylko dać jej trochę czasu.
- Emperatriz – szlochała Mariana – Nie było najmniejszej szansy. Jest jednak coś, co da nam wszystkim ukojenie. Co pozwoli znieść tę tragedię i sprawi, że śmierć Any Kariny nie pójdzie na marne.
- Co ty opowiadasz – wściekła się Emperatriz.
- Zgodziliśmy się na pobranie narządów Any Kariny do przeszczepu. Marina dostanie jej serce. Uratujemy chociaż twoją córkę.
- Nie. Stanowczo się na to nie zgadzam – Emperatriz szarpnęła Marianę – Nie zgadzam się byś zabiła Anę Karinę i dała jej serce tej…tej przeklętej Marinie.
- Co ty opowiadasz? – Octavio odciągnął kobietę i potrząsnął ją – Ana Karina umarła, teraz liczy się moja druga córka. Marina. Nasze wspólne dziecko.
- Co takiego? – wszyscy byli zszokowani. Andres domagał się wyjaśnień.
- Tak idioto – Octavio spojrzał na niego z wyższością – Marina nie jest twoją córką. To dziecko moje i Emperatriz. Marina jest moją córką.
- Oszalałeś! – wściekł się Andres.
- Jaki ty byłeś głupi. Emperatriz i ja od lat byliśmy kochankami. Nigdy nic nie czułem do Mariany. Zawsze kochałem tylko jedną kobietę a była nią Emperatriz. Poślubiłem Marianę, bowiem to ona była dziedziczką fortuny. Miała wszystko, natomiast Emperatriz była biedna jak mysz kościelna. Musiałem być z Marianą, bo tylko w ten sposób mogłem zrealizować swoje marzenia o karierze politycznej. Ona urodziła moje dziecko. To ja jestem ojcem Mariny.
- Przeklęty – Andres wymierzył mu cios, który zwalił Octavio z nóg. Dopiero po chwili mógł podnieść się z ziemi.
- Nie rozumiem cię Emperatriz – Octavio spojrzał na kochankę – Wybaczyłem ci, że oddałaś moje dziecko, bo byłaś wtedy chora, ale teraz, gdy odzyskaliśmy naszą córkę, nie możemy jej stracić. Marina musi wyzdrowieć.
- Jesteś idiotą – Emperatriz wpadła w histerię – Jak możesz być aż taki głupi? Myślisz, że oddałabym nasze dziecko. Ty idioto. Marina nie ma z tobą nic wspólnego. Zapytaj się swoją żonkę, kto był prawdziwym ojcem jej dziecka. No już, pytaj!
- O czym ona mówi? – Octavio spoglądał po wszystkich zdezorientowany. Mariana spuściła głowę.
- Jeśli ona nie chce powiedzieć, to ja to zrobię – wrzeszczała Emperatriz – Twoja żona, też cię zdradzała. Ona i Andres od lat byli kochankami. Nie wiem jak mogłeś tego nie zauważyć. Ta twoja pycha!
- To nie prawda. Powiedz, że to nie prawda. Ana Karina była moja! – szarpnął Marianę, lecz Andres natychmiast stanął w jej obronie.
- Zostaw ją! Ana Karina była moją córką. Mariana i ja kochaliśmy się, chcieliśmy się rozstać, ja z Emperatriz a ona z tobą, ale wtedy okazało się, że moja żona spodziewa się dziecka. Zrezygnowałem z miłości do Mariany, żeby zostać przy żonie i razem z nią wychowywać nasze dziecko. Córkę, którą jak myślałem straciliśmy. Po stracie dziecka nie mogłem zostawić Emperatriz. Czułem się zobowiązany z nią zostać. Jedyną pociechą dla mnie był fakt, że mogłem być blisko mojej córki, Any Kariny. Patrzeć jak dorasta i staje się piękną kobietą.
- Ty dziwko – Octavio rzucił się na Marianę – Zabiję cię – razem z Andresem stanęliśmy w jej obronie – Ana Karina umarła przez was. To kara, za to, że mnie oszukaliście. Wmówiliście, że jest moją córką. Teraz za to zapłacicie. Wasza córka odda życie za moją – był wściekły.
- Zamknij się idioto – warknęła na niego Emperatriz – Ana Karina jest twoim dzieckiem. Ona i Marina urodziły się niemal w tym samym czasie. Córka Mariany i Andresa była słaba i lekarze nie dawali jej dużych szans na przeżycie. Nasza córka była śliczna i silna. Wzięłam ją na ręce i zrozumiałam, że zasługuje na wszystko, co najlepsze. Zasługuje, by stać się właścicielką rodzinnej fortuny. To ona miała odziedziczyć cały majątek a nie ten bachor, którego urodziła Mariana. Wtedy pojawił się Theodoro. Pracował w szpitalu jako salowy. Od razu wyczułam jak bardzo lubi pieniądze. Zaproponowałam mu prosty układ. Pozbędzie się dziecka Mariany a w jego miejsce podłoży moje. W ten sposób moja córka stała się dziedziczką fortuny. Tego wszystkiego, czego ja nie mogłam jej dać. Theodoro dostał ode mnie sporą sumkę i bransoletkę, klejnot będący rodzinną pamiątką. Jednak ten idiota nie zabił dzieciaka, jak mu kazałam. Zabrał ją do siebie na wychowanie. Przeszło rok czasu temu, zadzwonił do mnie i wyznał, że dziewczyna żyje zażądał forsy za milczenie. Wynajęłam tego przeklętego Sergio, żeby zabił Marinę, ale on spaprał robotę, a teraz…ten kretyn zabił Anę Karinę. Strzelał do mojej córeczki – Emperatriz w swej rozpaczy, nie zważając na konsekwencje, wyznała całą prawdę. Gdy skończyła mówić, na szpitalnym korytarzu zapadła dłuższa cisza, którą przerwał krzyk Mariany.
- Zabiję cię – rzuciła się na kuzynkę – Odebrałaś mi dziecko. Odebrałaś mi moje dziecko. To Marina jest moją córką. Marina jest moją córką – nagle się roześmiała, spojrzała na mnie a w jej oczach dostrzegłem radość i dumę – To moje dziecko. Moja córeczka. Moje kochane dziecko.
- Marina jest naszą córką – Andres ze śmiechem przytulił ukochaną.
- Chodźmy do niej. Chodźmy do naszej córki – wyszeptała Mariana i poszliśmy razem, pozostawiając Emperatriz i Octavio samych sobie.
Weszliśmy do pokoju, ale nie zastaliśmy tam Mariny. Byliśmy zszokowani – Gdzie ona jest? Gdzie jest moje dziecko? – lamentowała Mariana.
- Poszukam jej lekarza – Andres wybiegł z pokoju.
- Santiago – moja prawdziwa teściowa się do mnie przytuliła – Ona nie może umrzeć. Moja Marina nie może umrzeć. Zrozumiałem jednak, że przeznaczenie już się ziściło.
- To dzień jej dwudziestych drugich urodzin. Godzina, kiedy miała opuścić nas na zawsze – wyszeptałem załamany.
- O czym ty mówisz? – Mariana patrzyła na mnie zaskoczona. Nie miałem wyjścia, musiałem opowiedzieć historię mojej żony a jej córki. Powiedziałem jej o tamtym napadzie, w którym Marina zginęła. O jej spotkaniu z Jesusem i celu w jakim pojawiła się na ziemi.
- Jak możesz opowiadać takie rzeczy? – Mariana mi nie uwierzyła. Właściwie nie miałem, co się dziwić. Kto by uwierzył w coś równie absurdalnego?
- Wiem, ze to brzmi irracjonalnie, ale tak wygląda prawda. Marina spisała to wszystko w swoim pamiętniku.
- Jej pamiętnik – Mariana pobladła – Rozmawiałyśmy o tym. Prosiła, żebym go przeczytała. Mówiła, że to, co przeczytam mnie zszokuje, ale tak wygląda prawda.
- Tak właśnie było – uśmiechnąłem się smutno.
-Santiago ja nie mogę jej stracić. Mamy dla niej serce. Musimy ją uratować. Poszukajmy jej. Gdzie się podziewa Andres? |
|
Powrót do góry |
|
|
cris Prokonsul
Dołączył: 16 Cze 2007 Posty: 3684 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 13:59:33 01-09-07 Temat postu: |
|
|
odc. 69
W tej własnej chwili stało się coś, w co nie mogłem uwierzyć. To był dla mnie prawdziwy szok znowu go zobaczyć. Stanął przed nami mój brat, Jesus. Spojrzał na mnie z uśmiechem i pokiwał, wskazując, bym z nim poszedł.
- Idziemy – chwyciłem za rękę Marianę i ruszyliśmy za moim bratem.
- Dokąd? - dopytywała Mariana.
- Mój brat zaprowadzi nas do Mariny – zeszliśmy schodami w dół. Przemierzyliśmy długi, ciemny szpitalny korytarz i zatrzymaliśmy się przed malutkim pokoikiem. Jesus gestem ręki nakazał nam tam wejść, sam natomiast zniknął.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to młody chłopak, siedzący na krześle przy łóżku. A na nim, tak to ona.
- Marina, moje dziecko – Mariana uklękła przy łóżku i przytuliła do policzka dłoń córki – Moje dziecko najukochańsze. Mój skarbie.
- Co pani tu robi? Kim pani jest? – młodzieniec poderwał się z miejsca.
- Jestem matką Mariny – odpowiedziała – a ty?
- Co pani opowiada! – oburzył się chłopak – Proszę zostawić moją siostrę.
- Ty jesteś Angel, prawda? – od razu się domyśliłem – Jesteś bratem Mariny.
- Zgadza się – spojrzał na mnie podejrzliwie – A ty? Kim jesteś?
- Jestem….Jestem jej mężem.
- Facet, czyś ty zwariował. Czemu opowiadasz takie głupoty? Jak możesz być jej mężem, skoro Marina została postrzelona równo rok temu i od tego czasu leży w śpiączce.
- Co takiego? – zdziwiła się Mariana.
- Leży tu od roku. Codziennie ją odwiedzam. Lekarze nie dają jej szans, że z tego wyjdzie.
- Marino, proszę cię, moje dziecko, obudź się i spójrz na mnie. Otwórz oczy kochanie. Tak bardzo cię proszę – płakała Mariana – Moja maleńka. Jest taka bezbronna, podłączona do całej tej aparatury. Boże oddaj mi moje dziecko. Zabierz mnie, ale przywróć Marinę do życie. Pozwól bym oddala za nią swoje życie, bo bez niej wszystko straci już sens.
- Proszę ją zostawić. Mówię pani, że to nic nie da. Jest w tym stanie od roku.
- Santi – usłyszałem cichy szept. To był jej głos.
- Marino – chwyciłem jej dłoń – Jestem tu kochanie. Jesteśmy przy tobie razem z Marianą i Angelem.
- Angel tu jest? – uśmiechnęła się.
- Tak siostrzyczko.
-Cieszę się. Tak dobrze mieć was przy sobie teraz, gdy na zawsze żegnam się z tym światem – mówienie sprawiało jej duży trud.
- Nie myśl tak – uśmiechnęła się Mariana – Znaleźliśmy dawcę. Wyjdziesz z tego. Będziesz miała przeszczep.
- Przykro mi, ale na to już za późno. Nie ma już dla mnie ratunku. Jesus po mnie przyszedł. Dziękuje wam – uśmiechnęła się blado – Dziękuję, bo dzięki wam mogę pójść do nieba. Odnalazłam prawdziwą miłość, ty nią jesteś, Santi. Nauczyłam się wybaczać. Nie mam już do nikogo żalu. Moje serce jest wolne od tego uczucia. Nauczyłam się wybaczać. Znalazł się także ktoś, kto oddał za mnie życie – uśmiechnęła się do Mariany – Poświęciłaś życie swojej córki, którą tak bardzo kochałaś, żeby mnie uratować. Przed chwilą powiedziałaś też, że chcesz za mnie umrzeć. Dziękuję – łzy spłynęły po jej twarzy.
- Oczywiście, że bez wahania oddałabym za ciebie życie, bo jesteś częścią mnie. Jesteś moim życiem. Marino, jesteś moją…
- Nie musisz mi tego mówić – przerwała jej Marina - Zawsze o tym wiedziałam. Zawsze czułam, że to ty. Emperatriz oszukała mój rozum, ale nie oszukała mojego serca. Od roku znam prawdę, bo moje serce zawsze lgnęło bardziej do ciebie niż do niej. Jestem taka szczęśliwa, mamo…
- Moja dziecinko. Moje dziecko – Mariana szlochając, przytuliła się do córki. Żona mocniej ścisnęła moją dłoń. Uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Jestem taka szczęśliwa – szeptała – Mam wspaniałych rodziców. Carlitos jest moim bratem, tak jak o tym marzyłam. Powiedzcie mu o tym, dobrze? Niech wie, że byłam jego siostrą. Bardzo was kocham. Teraz muszę już odejść, ale jeszcze się spotkamy. Będę na was czekała w niebie. Tam się spotkamy i nigdy już nie rozstaniemy. Na zawsze razem. Na zawsze – to były ostatnie słowa, jakie wypowiedziałaś przed śmiercią. Zamknęłaś swoje śliczne oczy, uśmiech zastygł na twej słodkiej twarzy. Twoje śliczne serce już nie pracowało. Moja najdroższa żona umarła. Straciłem cię. Umarła największa miłość mojego życia. Przytuliłem do siebie twoją matkę, która w histerii wykrzykiwała twoje imię. Ja nie potrafiłem wydusić z siebie ani słowa. Moja Marina, moja miłość umarła.
*** |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunrose Idol
Dołączył: 09 Kwi 2007 Posty: 1686 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Wenus :)
|
Wysłany: 14:05:33 01-09-07 Temat postu: |
|
|
Ona umarła Kurdę nie będe już ryczeć bo mi oczy zapuchną Cudowny odcinek ale dlaczego ona musiała umrzeć |
|
Powrót do góry |
|
|
cris Prokonsul
Dołączył: 16 Cze 2007 Posty: 3684 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 13:49:36 02-09-07 Temat postu: |
|
|
odc. 70
Tak, kochany mężu. Właśnie tak wyglądał dzień mojej śmierci. Nie mogę uwierzyć, że minęły już dwa lata. Spoglądam teraz na ciebie i uśmiecham się, bo wiem, że uczucie, takie jak to, które nas połączyło, zdarza się naprawdę nielicznym. Gdyby przed trzema laty ktoś powiedział mi, że zaznam czegoś tak pięknego i wspaniałego, nigdy bym w to nie uwierzyła.
Tak trudno wracać myślami do tamtego dnia, ale jestem to sobie winna. Muszę zamknąć ten bolesny rozdział.
Byłam taka zdziwiona waszą nieobecnością. To był mój ostatni dzień, a wy wciąż nie przychodziliście. Wtedy pojawił się Jesus.
- Proszę cię, nie zabieraj mnie jeszcze – błagałam go, ale był nieugięty – Musimy iść. Pośpiesz się. Chyba nie chcesz, żeby dali ci serce Any Kariny?
=Co takiego? – zdziwiłam się.
- No już, pośpiesz się – ponaglał. Wziął mnie za rękę i ruszyliśmy szpitalnym korytarzem. Zauważyłam was tam. Wołałam Santiago, później Marianę, ale żadne z was mnie nie słyszało, ani nie widziało. To było straszne. Słuchałam tego, co mówiliście. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście, gdy Emperatriz wyznała, że to Ana Karina była jej córką, a ja jestem dzieckiem Mariany i Andresa. Jestem owocem wielkiej miłości, dwojga wspaniałych ludzi.
- Chodźmy już – Jesus nie pozwolił mi zbyt długo cieszyć się tą radością. Udaliśmy się do jakiegoś małego pomieszczenia, gdzie zastałam mojego brata, Angela i…swoje ciało. Więc tak to wyglądało. Jesus wyjaśnił mi, że dla tych, którzy znali mnie przed śmiercią, od roku leżę w szpitalu w śpiączce.
- I co teraz? – wszystko to, było dla mnie tak niezwykłe.
- Połóż się do łóżka i czekaj, na to, co zaraz nastąpi – uśmiechnął się zachęcająco.
Uczyniłam to, co mi zasugerował. Poczułam coś naprawdę dziwnego. Nie jestem w stanie nawet tego opisać. Takie zmęczenie i smutek.
Nie wiem jak długo leżałam, ale nagle usłyszałam ich glosy. To moja mama i Santi. Słyszałam ich głos, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. Mama płakała, prosiła, żebym się obudziła. Tak bardzo chciałam im odpowiedzieć, ale nie mogłam. W końcu udało mi się cichutko wyszeptać: Santi…Poczułam się, jakbym obudziła się z jakiegoś okropnie długiego snu. Wiedziałam jednak, że budzę się tylko na chwilę. Już za moment miałam zapaść w sen wieczny. Najważniejsze, że były przy mnie osoby, które tak bardzo kochałam. Mój mąż i moja mama, ta prawdziwa. Musiałam się z nimi pożegnać. Wyznać jak bardzo ich kocham. Mój Boże, jak bardzo nie chciałam ich opuszczać. Później nadszedł ten moment. Umarłam z uśmiechem na ustach, ale moje serce pękało z bólu.
Tak jak przed rokiem stanęłam przed bramą do nieba – Czy tym razem mnie wpuścisz? – zapytałam Jesusa – Zasłużyłam sobie na szczęście po śmierci? Czy Szef jest ze mnie zadowolony?
- Marino, przeszłaś tak długą drogę. Tak bardzo się zmieniłaś. Nie jesteś już tą pyskatą złodziejką, która stała tu przed rokiem. Stałaś się wspaniałą rozsądną kobietą. Jestem z ciebie taki dumny. Tak bardzo cię kocham – Pocałował mnie niespodziewanie. Natychmiast odskoczyłam.
- Zabraniam ci. Nie masz prawa tego robić. Jestem żoną Santiago! – oburzyło mnie jego zachowanie.
- Umarłaś, a on pozostał na ziemi – przekonywał mnie Jesus – Zaraz wejdziemy do nieba. Powinnaś być szczęśliwa.
- Potrafię kochać tylko jednego mężczyznę, tylko Santiago… - Spojrzałam w dół. Widziałam ich razem. Santiago tulił do siebie moją mamę. Ona rozpaczliwie płakała.
- Tak bardzo ich kocham. Cieszę się, że to Mariana mnie urodziła. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Tak bardzo chciałabym zejść teraz na dół i ją przytulić. Widzisz – spojrzałam na Jesusa oczyma pełnymi łez – Ona mnie kocha. Naprawdę mnie kocha. Cierpi, bo mnie straciła. Tak wiele straciłyśmy. Mogłyśmy być szczęśliwe. Tak bardzo chciałabym wrócić. Wiem, że to niemożliwe. Jesusie – zdziwiłam się – Czemu płaczesz? – W tej samej chwili poczułam zapach róż.
- To Panienka Przenajświętsza – ucieszyłam się – To Ona. Czuję jej obecność.
- Marino, wiedz, że bardzo cię kocham. Chciałbym, żebyś ze mną została, ale tak się nie stanie – płakał.
-To znaczy, że idę do piekła? – przeraziłam się – To dlatego, że tak marudziłam. Szef się na mnie obraził, bo nie chciałam pójść do nieba!
- Szef jest szczęśliwy, bo nareszcie zrozumiałaś jak cennym darem jest życie. Nauczyłaś się o nie walczyć.
- Nie rozumiem….
- Szef daje ci kolejną szansę. Masz wrócić na ziemię i cieszyć się długim życiem u boku mojego brata, swoich rodziców i twojego braciszka – otarł łzy – Bądź szczęśliwa Marino.
- Naprawdę? – nie mogłam w to uwierzyć – Nie kłamiesz?
- Nie wolno mi kłamać – roześmiał się.
Więc to prawda. Wracam na ziemię – byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Z tej radości rzuciłam się Jesusowi na szyję.
- Nie rób tego, bo jeszcze cię nie wypuszczę – roześmiał się – Idź już, nie pozwól im dłużej cierpieć. Jest tylko jedna sprawa…
- Co takiego? – wystraszyłam się, że zmieni zdanie.
- Powiedz mojemu bratu, że to ostatni raz, kiedy pozwalam mu sobie odbić, kobietę, którą kocham – uśmiechnął się.
- Jesusie….Możesz być pewny, że Santi nigdy już nawet nie spojrzy na inną. Już ja się o to postaram – uśmiechnęłam się szelmowsko.
- Uciekaj już. No zmykaj! – wiedziałam, ze nie potrafi dłużej powstrzymać łez.
- Do zobaczenia Jesusie – wyszeptałam i czym prędzej się oddaliłam. Chwilę później znalazłam się w szpitalu.
- Nie płaczcie – wyszeptałam – Nie płaczcie. Wróciłam do was.
- Marina? – ich reakcja była niesamowita. Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie – Marina. Marina!
- Ja żyję. Wróciłam na ziemię. Pozwolili mi z wami zostać.
- Kochanie – mama wzięła mnie w objęcia – Córeczko mojego serca. Nie mogę w to uwierzyć. To najpiękniejsza chwila w moim życiu. Odzyskałam cię.
- Tak mamo. Już nic nas nie rozdzieli. Zawsze będziemy razem.
- Santiago – spojrzałam na niego groźnie – Twój brat kazał ci coś przekazać. Mówi, że to jest ostatni raz, gdy odbijasz mu kobietę, którą kocha. Słyszysz?
- Tak kochanie – roześmiał się.
- No, ja myślę – odparłam, chyba jeszcze groźniejszym tonem. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nareszcie poznałam smak czegoś, co nazywa się szczęściem idealnym.
*** |
|
Powrót do góry |
|
|
Karolllina Generał
Dołączył: 28 Gru 2006 Posty: 7848 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 13:53:54 02-09-07 Temat postu: |
|
|
płaczę ze wzruszenia, taki śliczny odcinek! Anetko cudowny odcinek cudowny cudowny cudowny!!! Wiedziałam wiedziałam wiedziałam! Marina będzie żyć no ale napędziłaś mi takiego stracha że umarła że myślałam że ona naprawdę umarła, a tu takie zaskoczenie cudownie:D odcinek fantastyczny : |
|
Powrót do góry |
|
|
Kyrtap1993 Mocno wstawiony
Dołączył: 07 Lip 2007 Posty: 5336 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Mikołów Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 16:28:03 02-09-07 Temat postu: |
|
|
Wspaniale, że Marina żyje Całe szczęście, ze dziś był odicnek, bo jeszcze trochę, a bym się wygadał |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|