|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:00:01 02-01-11 Temat postu: |
|
|
Więc jednak Eirene nie zrezygnowała... Dobrze, że Solaris jest po jej stronie, ale martwi mnie zachowanie Isis. No i jeszcze ten klient... kto to taki, że Eirene tak się zdziwiła na jego widok? Czyżby sam Ahm? No bo chyba nie Salim? A może jednak? Nie wiem już sama, ale opcja z Salimem chyba byłaby lepsza;) |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:39:28 02-01-11 Temat postu: |
|
|
Cóż, ów gość będzie dla Ciebie zaskoczeniem, bo nie będzie to żaden z wymienionych przez Ciebie bohaterów Tyle mogę zdradzić... |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:51:28 05-01-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Robert De Niro jako Isman- ojciec Salimma, przywódca Oddziału, który zbiera ofiary dla Ahma. To zimny, okrutny człowiek, despotyczny ojciec.
Odcinek 7- Ból
Moim pierwszym klientem był Isman, ojciec Salimma. Wszedł do pokoju wolnym krokiem, nie patrząc na mnie, po czym zamknął drzwi. Dopiero wtedy podniósł na mnie wzrok.
- Witaj Eirene.- podszedł do mnie, uśmiechając się szelmowsko.- Wiedziałem, że prędzej czy później tak skończysz. Dziwię się, co ten mój syn w Tobie widzi.- powiedział, spoglądając na mnie z pogardą.
Nie byłam w stanie odezwać się ani słowem. Siedziałam w bezruchu, śledząc jego ruchy.
- Cóż... W sumie ułatwiłaś mi zadanie. Dzięki temu, że zdecydowałaś się na tą profesję nie muszę ranić mego syna odmawiając mego błogosławieństwa.- ciągnął dalej.
Słysząc jego słowa zerwałam się na równe nogi.
- Błogosławieństwa?- wykrzyknęłam.- To znaczy, że...- zaczęłam, totalnie zaskoczona.
- Tak, Salimm miał zamiar poprosić Cię, byś została jego żoną.- przerwał mi Isman wyraźnie rozbawiony.- Udał się do Twego domu, ale okazało się, iż Ciebie tam nie ma. Od Twojej matki dowiedział się o decyzji, jaką podjęłaś. Załamał się i do tej pory nie wyszedł z pokoju. Matka zanosi mu jedzenie, ale on nie ma apetytu.- mówił to wszystko bez krzty smutku.
Opadłam na kanapę. Poczułam ból w sercu, ból, bo zraniłam Salimma. Wtedy zrozumiałam jakim uczuciem go darzyłam. Niestety było już za późno. W moich oczach niemal natychmiast pojawiły się łzy. Zerwałam się i pobiegłam ku drzwiom. Chciałam pójść do Salimma i wyjaśnić mu wszystko. Chciałam zrezygnować.
- Chwileczkę.- poczułam, jak Isman łapie mnie za rękę.- Gdzie Ty się wybierasz? Zapłaciłem za Ciebie i dostanę to, co chcę.- pociągnął mnie i rzucił brutalnie na łóżko. Potem dosłownie zdarł ze mnie ubranie. Broniłam się, ale był silniejszy. Płakałam cały czas, żałując swej decyzji. Czułam ból... Poniżył mnie jak nikt inny. Chciałam krzyczeć, ale głos uwiązł mi w gardle. Popełniłam błąd, przed którym przestrzegała mnie Solaris. On miał nade mną władzę, ja byłam nikim. Pomiatał mną, był brutalny. Osiągnął swój cel.
Płakałam jeszcze długo po tym, jak Isman opuścił pokój. Leżałam na łóżku zwinięta w kłębek. Na prześcieradle pojawiły się niewielkie ślady krwi. Straciłam swoją czystość, stałam się dziwką, uległą i nic nie wartą. Nie byłam uwodzicielską kurtyzaną, która potrafiła owinąć sobie każdego faceta wokół palca tak, by traktował ją z szacunkiem.
Kiedy tak leżałam, do pokoju weszła Solaris.
- Eirene, co się stało?- podbiegła do mnie i natychmiast objęła ramieniem.
- Nie jestem kurtyzaną. Jestem dziwką, zwykłą dziwką!- krzyknęłam, odsuwając się od niej. W drzwiach ujrzałam Issis. Na jej ustach widniał uśmiech tryumfu.
- Dziś już nikogo nie przyjmiesz.- zdecydowała Solaris.
- Nie!- krzyknęłam jej prosto w twarz.- Przyjmę każdego!- wygramoliłam się z łóżka, ubierając powoli. Nie miałam już nic do stracenia, więc co mi szkodziło?
Solaris uszanowała moją decyzję. Tamtej nocy przyjęłam jeszcze pięciu klientów.
Tak jak się spodziewałam, klientów miałam bardzo dużo. To, co zarobiłam całkiem odmieniło życie mojej siostry i matki. Eileen miała posag i wkrótce zaręczyła się z Nathnem(syn wiatru). Świadomość, że wszystko układa się tak dobrze osładzała mi każde moje wyrzeczenie. Odwiedzałam matkę tylko od czasu do czasu, więc nie miałam sposobności spotkać Salimma. Z resztą nie chciałam tego. Wiedziałam, że nasza miłość nigdy nie znajdzie szczęśliwego zakończenia. Z resztą jak mogłabym mu spojrzeć w twarz, skoro spałam z jego własnym ojcem? To było trudne, ale nie dało się inaczej. Najwyraźniej mi i Salimmowi nie było pisane być razem.
Minął jakiś tydzień od dnia, w którym stałam się kurtyzaną. Byłam rozrywana przez mężczyzn zarówno młodszych, jak i starszych. Z czasem stałam się prawdziwą uwodzicielką. Solaris uważała, iż w sztuce uwodzenia przerosłam nawet ją samą. Z satysfakcją patrzyłam na zieloną z zazdrości Issis. Myślę, że właśnie wtedy zaczęłam się zmieniać. Moje serce stwardniało jak lód, wyzbywałam się uczuć. Matka martwiła się o mnie, ale ja bagatelizowałam sprawę. Nie dostrzegałam zmian w moim zachowaniu.
Któregoś dnia, kiedy czekałam na kolejnego klienta, ktoś zaczął jak oszalały dobijać się do drzwi. Wstałam, otworzyłam drzwi i zamarłam. Moje serce drgnęło pierwszy raz od dwóch tygodni, czyli od feralnej nocy spędzonej z Ismanem.
- Eirene...- Salimm wypowiedział moje imię, stojąc w drzwiach i patrząc na mnie przerażony.- Coś Ty zrobiła?- spytał.
- Nie powinno Cię tu być. Zepsujesz sobie opinię, jeśli ktoś zobaczy Ciebie w takim miejscu.- odrzekłam ze stoickim spokojem, starając się uspokoić moje serce.
- Nie interesuje mnie to!- krzyknął.- Wpuścisz mnie, czy wolisz rozmawiać na korytarzu?- spytał. Jego oczy wyrażały ogromny smutek.
Otworzyłam szerzej drzwi. Salimm wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
- Naprawdę powinieneś...- zaczęłam.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jest tak źle?- przerwał mi.- Pomógłbym Ci... Nie musiałabyś tego robić... Eirene, dlaczego?- spytał, spoglądając na mnie swoimi błękitnymi oczyma.
- Nie chciałam jałmużny... Honor mi na to nie pozwalał...- odrzekłam, unikając jego wzroku.
- A pozwala Ci na to, co teraz robisz?- ponownie przerwał mi Salimm.
- Nie miałam wyboru. Muszę teraz myśleć o rodzinie, a nie tylko o sobie...- broniłam się, zaciskając pięści na materiale czerwonej sukni, którą miałam na sobie.
- Mogłaś przyjść do mnie, poprosić o pomoc... Nie uważasz, że tak byłoby lepiej?- spojrzał na mnie z rozżaleniem.- A może to ja za długo zwlekałem? Powinienem był poprosić Cię o rękę dawno temu...- dodał, kierując swój wzrok na okno. W jego oku błysnęła łza. Z całej siły walnął w ścianę.
- Salimm...- podeszłam do niego.- To nie Twoja wina...- uniosłam swoją rękę, by chociaż go dotknąć, nie wiedziałam jednak, czy mam prawo to zrobić po tym wszystkim, co się stało. Salimm miał rację- zrobiłabym lepiej prosząc go o pomoc, ale teraz było już za późno.
- A właśnie, że to moja wina!- wybuchnął nagle tak, że aż odskoczyłam od niego.- Od tak dawna Cię kochałem, chodziłem za Tobą... Powinienem Ci chociaż to wyznać, ale byłem takim tchórzem! Zawsze zdawałaś się mnie odpychać, więc bałem się, że odrzucisz me uczucia...- mówił, spoglądając na mnie pełnymi bólu oczami.- Gdybym się odważył, to wszystko potoczyłoby się inaczej... Eirene, powiedz mi chociaż, czy kiedykolwiek mnie kochałaś?- spytał nagle.
- Ja...- zaczęłam, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.- Myślę, że od zawsze Cię kochałam.- wyszeptałam, bo słowa z trudem przechodziły mi przez gardło.- Ja po prostu odrzucałam to uczucie, bo nie chciałam mieć nic wspólnego z rodziną, której członek należał do Oddziału.- wyznałam po chwili.
- A więc jedyną przeszkodą był mój ojciec?- spytał Salimm.- Ja nie jestem taki jak on. Wstydzę się, że należy do Oddziału, do tych morderców...- wycedził przez zęby.
- Salimm, nawet gdybyśmy chcieli zostać małżeństwem, to Twój ojciec nie pozwoliłby na to... On mnie nienawidzi, nie dał by nam błogosławieństwa.- powiedziałam, bliska płaczu.
- I co z tego?- odrzekł.- Nie pytałbym go o zgodę. Jestem dorosły i sam wybieram sobie żonę. On ani nikt inny nie ma prawa mi rozkazywać!- dodał, po czym ukląkł przede mną.- Eirene, zostań moją żoną...- powiedział, spoglądając na mnie prosząco.
- Salimm...- osunęłam się na ziemię przerażona.- Ja jestem kurtyzaną... Nie możesz się ze mną ożenić. Mieszkańcy wioski nas wygnają, staniemy się przeklęci przez bogów...- próbowałam mu przemówić do rozumu.
- Nic mnie to nie obchodzi. Jeśli będę z Tobą, mogę tułać się po obcych krainach przeklęty przez wszystkie bóstwa świata. Kocham Cię, Eirene... A miłość jest silniejsza od jakichkolwiek bogów...- odrzekł, po czym przyciągnął mnie do siebie i nasze usta nareszcie złączyły się w pocałunku. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:49:15 06-01-11 Temat postu: |
|
|
O rety, rety.. ale się porobiło zupełnie nie spodziewałam się, że pierwszym klientem będzie ojciec Salima... i że zachowa się w ten sposób... jak on mógł? przecież, jeśli Salim się dowie, to chyba go znienawidzi i będzie miał rację. Wiedział przecież o uczuciach syna i zamiast mu pomóc zrobił coś tak ohydnego. Ale za to jaka romantyczna końcówka... Czekam na ciąg dalszy:D |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:59:04 06-01-11 Temat postu: |
|
|
Cóż, jak napisałam w opisie Ismana- "To zimny, okrutny człowiek, despotyczny ojciec."
Nie można było się po nim spodziewać nic dobrego.... I powiem tyle, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa, i to co zrobił nie będzie jego największą podłością... |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:05:47 06-01-11 Temat postu: |
|
|
Świetnie dobrałaś aktora do tej roli. Robert pasuje idealnie na takiego typa - uwielbiam go w "Adwokacie Diabła" i jeszcze w kilku innych produkcjach, ale mniejsza z tym |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:07:15 07-01-11 Temat postu: |
|
|
Cóż, od razu przyszedł mi na myśl, kiedy szukałam kogoś do roli Ismana.... |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:14:20 09-01-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 8- W objęciach śmierci.
Od tak dawna pragnęłam tego pocałunku. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak silne to było pragnienie.
Kiedy dłonie Salimma zaczęły wędrować po moim udzie, wzięłam się w garść i odepchnęłam go. Nie mogłam pozwolić na to, by przeze mnie zniszczył sobie życie.
- Nie zostanę Twoją żoną...- odsunęłam się jak najdalej od niego.- Wyjdź stąd i nigdy nie wracaj. Jeśli naprawdę mnie kochasz, zostaw mnie w spokoju...- powiedziałam z trudem.Salimm posłuchał mnie. Wstał z klęczek i wyszedł bez słowa.
Kiedy drzwi się za nim zatrzasnęły, wybuchłam płaczem. Oparta o ścianę, siedziałam na podłodze zanosząc się szlochem. Czułam w sercu ogromny ból, ale wiedziałam, że tak będzie lepiej.
Kiedy doprowadziłam się do jako takiego porządku, udałam się do Solaris, by oznajmić jej, iż nikogo nie przyjmę tego wieczora. Ona przyjęła tę wiadomość z widoczną ulgą. Nie była zadowolona z tego, że przyjmuję tylu klientów. Uważała to za niezdrowe.
Wróciłam do swojego pokoju, by się położyć. Byłam wykończona.
Pod koniec miesiąca odwiedzałam mamę i siostrę. Rozmawiałyśmy o rychłym ślubie Eileen z Nathnem. Cieszyłam się jej szczęściem.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Matka wstała, powoli podchodząc do drzwi. Pukanie nasiliło się, więc przyśpieszyła kroku. Kiedy otworzyła drzwi, zbladła.
Przed naszym domem stał Oddział, z Ismanem na czele.
- Witam. Przybywam z polecenia Ahma, naszego najwyższego boga.- odezwał się właśnie on, spoglądając to na mnie, to na moją siostrę.
- Nie zabierzecie mi moich dzieci!- krzyknęła matka, zamykając drzwi. Isman był jednak szybszy. Popchnął drzwi i cały oddział wtargnął do domu.
- Zabierzemy tylko dziewicę... Takich dziewcząt chce Ahm.- powiedział Isman.
Ogarnęło mnie ogromne przerażenie. Przez tyle czasu Oddział omijał naszą rodzinę... Czemu przybyli teraz, tuż przed ślubem mojej siostry? Kiedy Isman ruszył w kierunku bladej jak trup Eileen, stanęłam mu na drodze.
- Zabierz mnie, ale ją zostaw! Ona jutro bierze ślub!- spojrzałam na niego błagalnie.
- Trudno, będziecie musieli go odwołać.- odrzekł Isman, i pchnął mnie brutalnie na bok.
Ja jednak zamierzałam bronić mojej siostry. Wstałam, podbiegłam do niego i wyrwałam z jego objęć szarpiącą się Eileen. Isman spoliczkował mnie brutalnie.
- Jak śmiesz sprzeciwiać się woli Ahma?- krzyknął.- Skoro tak kochasz swoją siostrę, pójdziesz razem z nią.- dodał, wywlekając mnie za włosy na zewnątrz.
Klęcząca do tej pory na podłodze matka, cała zalana we łzach, zerwała się na równe nogi.
- Nieee!!!- wrzasnęła, podbiegając do Ismana, po drodze chwytając sztylet mojego ojca, który nosiła przy sobie po jego śmierci. Wbiła go w brzuch Ismana używając resztek sił. Niestety, to jedynie rozzłościło go jeszcze bardziej. Wyrwał sztylet ze swojego ciała, przyciągnął moją matkę do siebie i podciął jej gardło. Krew rozbryzgnęła się po jego koszuli, a potem popłynęła po podłodze. Chciałam rzucić się na niego i zabić go gołymi rękami, ale on uderzył mnie tak mocno, że na chwilę straciłam przytomność. Kiedy się obudziłam, leżałam już w wozie, którym transportowano ofiary dla Ahma, a moja siostra pochylała się nade mną.
- Eirene, po co się tak rzucałaś?- spojrzała na mnie z pretensją.- Powinnaś pozwolić im mnie zabrać... Przynajmniej Ty byś została, zaopiekowałabyś się mamą...- mówiła, a w jej oczach pojawiły się łzy.
Przytuliłam ją do siebie mocno.
- Nie mogłam na to pozwolić...- odrzekłam.- Coś wymyślę, żebyś mogła uciec... Wyjdziesz za mąż...- pocieszałam siostrę, chociaż sama nie wiedziałam, czy zdołam ją uratować.
- Nie, Eirene... Nathn też tu jest.- wskazała wciśniętego w kąt chłopaka o złotych włosach, zwiniętego w kłębek. Był wyraźnie przerażony. Rozejrzałam się dookoła. Doliczyłam się dokładnie dwunastu osób, nie wliczając mnie. Sześciu chłopców i sześć dziewcząt. To znaczyło, iż niedługo mieliśmy jechać do domu Ahma.
Przez otwory w ścianie wozu wyjrzałam na zewnątrz. Widziałam Ismana rozmawiającego z Issis. Udało mi się podsłuchać ich rozmowę.
- Tak jak chciałaś, zająłem się Eirene, jej siostrą również. Nawet zabiłem jej matkę. Wariatka rzuciła się na mnie ze sztyletem.- powiedział on, wskazując na opatrzoną już ranę na brzuchu.
- Dziękuję Ci... Eirene działała mi na nerwy. I na dodatek zdzira zabierała mi klientów. Jak dobrze, że wreszcie pozbędę się jej na zawsze.- odrzekła Issis, po czym pocałowała go.- Jak wrócisz od Ahma, przyjdź do mnie...- dodała, uśmiechając się szeroko.
Kiedy usłyszałam tą rozmowę, rozgorzał we mnie gniew. Obiecałam sobie, że jeśli umrę, nawiedzę ich jako duch i zemszczę się za wszystko. Z zamyślenia wyrwał mnie czyiś krzyk. Spojrzałam na zewnątrz. To Salimm podbiegł do ojca.
- Ojcze, obiecałeś mi, że jej nie zabierzesz, że nie tkniesz jej rodziny!- napadł na niego z pięściami.
- Uspokój się!- Isman przywalił mu tak, że upadł na ziemię, a z jego nosa poleciała krew. Zawrzało we mnie, kiedy to zobaczyłam. Teraz zrozumiałam, czemu Oddział stale omijał nasz dom. To Salimm zapewnił ochronę mojej rodzinie. Dbał o nas, ale teraz najwyraźniej ojciec stracił ochotę na spełnianie kaprysów syna.
- Dlaczego to robisz? Wypuść ją!- krzyknął Salimm, podnosząc się na równe nogi.
- Wybacz, ale Issis ma lepsze argumenty niż Ty.- odrzekł, wskazując na stojącą obok siebie kobietę, po czym ruszył w kierunku wozu. Salimm rzucił się biegiem za nim, ale w połowie drogi został zatrzymany przez dwóch mężczyzn z Oddziału. Szarpał się, wyrywał, ale oni byli silniejsi od niego. Wpatrywałam się w Salimma, czując jak ból w sercu chce rozerwać mi pierś. Nagle powóz ruszył. Wpadłam w panikę, zaczęłam walić w drewniane ściany z całej siły. Czułam, jak Eileen próbuje mnie odciągnąć na bok, ale ja przylgnęłam do tej ściany. Patrzyłam jak oddalam się od wioski i od Salimma. Kiedy odjeżdżałam, na plac wbiegła Solaris. Biegła jakiś czas za wozem, cała we łzach. W końcu jednak upadła na piaszczystej drodze. Jej postać malała, malała, aż w końcu zniknęła. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:10:54 12-01-11 Temat postu: |
|
|
No i znów "zaskoczka" - zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
Isman jest naprawdę okropny - woli spełniać kaprysy Isis niż pomóc synowi... żenujące. Pomijam fakt, że zwymyślał Eirene w poprzednim odcinku, a sam zadaje się z kobietą jeszcze gorszą od niej
Już nie podejmuję się zgadywania co dalej tylko cierpliwie czekam na next |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:38:55 12-01-11 Temat postu: |
|
|
Cóż, cieszę się, że potrafię Cię zaskoczyć.... |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:28:00 17-01-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Jackson Rathbone jako Nathaniel- wampir, ma tyle lat co Ahm, jest jego znajomym. Pomaga mu, dzięki czemu może wybrać sobie jedną z ofiar dla siebie. Ma ogromny urok osobisty, jest ujmująco grzeczny wobec kobiet. Jego dar to właśnie hipnoza.
Odcinek 9- W czeluści piekła.
Wóz w końcu się zatrzymał i otworzyły się jego drzwi. Wygoniono nas na dziedziniec pełen tych dziwnych ludzi, którzy przybyli wraz z Ahmem. Były wśród nich również niektóre osoby, które miały zostać złożone w ofierze. Poznałam w nich moich dawnych kolegów i koleżanki. Widząc ich teraz, tak z bliska, dało się zauważyć znaczną zmianę w ich wyglądzie. Byli trupio bladzi, ale rysy ich twarzy były idealne, co czyniło te osoby piękniejszymi niż wcześniej. W oczach każdego można było dostrzec dzikość. Kiedy przechodziliśmy obok nich, spoglądali tak, jakby zaraz mieli się na nas rzucić. Nie miałam pojęcia, co Ahm tu z nimi wyprawiał, że aż tak się zmieniali. Ogarnął mnie ogromny strach. Szłam, trzymając Eileen za rękę. Spoglądałam na jej równie przerażoną twarz. Była taka młoda i właśnie niedługo miała umrzeć. Nie mogłam uwierzyć, że tuż przed jej ślubem zdarzy się coś takiego. Nahm szedł obok niej, trzymając ją za drugą dłoń. Zdawał się być otępiały, jakby już stał się duchem.
Kiedy weszliśmy przez ogromne, zdobione drzwi, ukazało nam się przepiękne wnętrze. Podłoga błyszczała w świetle palących się tysięcy lampek oliwnych przymocowanych do ścian ozdobionych rysunkami przedstawiającymi różne sceny: od miłosnych po bitewne. Z owego holu zaprowadzono nas schodami w dół do ciemnych lochów. Tam Isman i jego ludzie przekazali nas pod opiekę mężczyzny o imieniu Nathaniel(co znaczyło anioł stróż). Wtrącił on nas do okratowanego pomieszczenia, zostawiając dwóch strażników.
- Witajcie, moi drodzy.- odezwał się głosem tak niskim i miękkim, że gdy się go słuchało, ciarki przechodziły po plecach.- Nazywam się Nathaniel, jestem Waszym... opiekunem.- wypowiedział ostatnie słowo z lubością.- Co tydzień troje z Was będą zabierani do Ahma. Nie macie się czego bać, bowiem chlubą jest być jego ofiarą. Możliwe, iż niektórzy z Was dostąpią zaszczytu dołączenia do jego świty.- powiedział, wskazując na niewielkie okienko, z którego widać było dziedziniec zapełniony tymi dziwnymi ludźmi o bladej cerze i dzikim spojrzeniu.
- "A więc to była jego świta..."- pomyślałam.
- Cóż, widzę iż jest Was nieco więcej, niż jest to wymagane.- obrzucił mnie spojrzeniem, które wskazywało na wyraźne zainteresowanie.- Poznaję Cię... Ty byłaś tą nową kurtyzaną...- zwrócił się do mnie, lekko zamyślony.- Masz na imię Eirene, jak mniemam?- spytał.
- Tak...- wykrztusiłam z siebie. Ogarnął mnie strach. Nie miałam pojęcia, co zamierzają zrobić ze mną. W końcu nie spełniałam podstawowego kryterium, by stać się ofiarą dla Ahma.
- Hmmm... Cóż my z Tobą zrobimy?- oparł swój podbródek na dłoni, wpatrując się we mnie.- Będę musiał zapytać o to samego Ahma.- powiedział po chwili zastanowienia. Potem jego wzrok powędrował na moją siostrę wtuloną w Nathma.- A Ty, jak się nazywasz?- zwrócił się do niej.
- Eileen...- wyjąkała, spoglądając na niego przerażona, wtulając się mocniej w tors swego narzeczonego.
- Przepiękne imię...- odrzekł.- Eileen...- szepnął, wypowiadając je nieomal z czułością, po czym udał się schodami na górę. Poruszał się z niezwykłą gracją. Nie sposób było oderwać od niego wzroku. Miał tak samo bladą skórę jak tamci na dziedzińcu, ale był o wiele piękniejszy. W jego granatowych oczach nie widziało się dzikości, lecz wyraźne zainteresowanie, i coś na kształt współczucia dla nas. Najwyraźniej dobrze wiedział, co czeka każdego, który dostał się do tego lochu. Był tak podobny do tamtych, a jednak całkiem się od nich różnił. W jego ruchach, gestach, spojrzeniu, a nawet w samych słowach odbijała się królewska dostojność, jakiś niewysłowiony urok.
Kiedy zwrócił uwagę na moją siostrę, za serce chwycił mnie jakiś dziwny niepokój. Nie wiedziałam, czy mam się czego bać ze strony Nathaniela, ale czułam, że Eileen grozi niebezpieczeństwo. To, jak on na nią patrzył napawało mnie panicznym strachem. Chciałam schować moją siostrę gdzieś, gdzie jego wzrok by nie sięgnął. Musiałam ją przed nim ochronić.
Jeszcze tego samego dnia Nathaniel zabrał do Ahma trzy pierwsze osoby- dwóch chłopaków i dziewczynę. Wśród nich był Nahm. Eileen płakała, tuląc się do mnie, a on nawet nie szarpał się tak jak inni. Szedł, otępiały, na pewną śmierć. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Próbowałam uspokoić siostrę, ale ona ciągle płakała. Nawet kiedy już go zabrali. Wtedy jej płacz nasilił się, a ciało trzęsło się od szlochu.
Gdyby tu, z nami, był Salimm, z pewnością zareagowałabym tak samo. Cały czas miałam nadzieję, że on nas uratuje. Nie chciałam umrzeć, a tymbardziej nie mogłam pozwolić na śmierć Eileen. Tylko ona mi wtedy została.
Minął tydzień i z celi zabrano kolejne trzy osoby- tym razem jednego chłopaka i dwie dziewczyny. W celi zostało sześć osób, wraz ze mną siedem.
Nie obyło się bez krzyków i szarpaniny. Każdy, kto został wybrany, wpadał w panikę. Niestety, na niewiele się to zdawało, bo w końcu i tak Nathaniel zabierał ich do Ahma. Kiedy patrzyłam przez niewielkie okienko na osoby przebywające na dziedzińcu, zauważyłam wśród nich dziewczynę, którą zabrano tydzień temu. Niestety Nahma tam nie dostrzegłam. Wieczorem, kiedy ponownie wyjrzałam, zobaczyłam najbardziej przerażającą scenę w moim ludzkim życiu. Na plac wyrzucono na wpół jeszcze żywe ofiary, zabrane rano do Ahma. Wszyscy tam zebrani rzucili się na nie, ukazując ostre kły, które wbijali w ich ciała, sącząc krew. Rozległ się przeraźliwy krzyk jednej z dziewcząt, gryzionej przez jakieś 10 osób naraz.
- Nosferatu!- wyrwało się z jej piersi, po czym ucichła, tracąc przytomność.
Kiedy usłyszałam to słowo, osunęłam się na ziemię. Inne osoby z celi, które również przyglądały się przez okno tej makabrycznej scenie, z przerażeniem odskoczyły od okien.
- Nosferatu...- powtórzyłam, starając sobie przypomnieć, dlaczego ta nazwa tak mnie przerażała.
- Nieumarły...- odezwała się Eileen.- Pamiętasz, jak byłyśmy małe, babcia opowiadała nam legendę o nosferatu, upiorze, który po śmierci wstaje z grobu i żywi się krwią ludzi, a niektórych zamienia w podobne sobie potwory...- przypomniała mi.
- To znaczy, że Ahm, że oni wszyscy są... nosferatu?- spytała jakaś czarnowłosa dziewczyna wciśnięta w kąt celi.
- Na to wygląda...- powiedziałam, opierając się o ścianę. Zrobiło mi się słabo, kiedy pomyślałam, z czym mamy do czynienia. Nie mieliśmy szans na ucieczkę. Musieliśmy pogodzić się z tym, że wkrótce wszyscy umrzemy. To miejsce, ten dom, był piekłem, a Ahm diabłem, a nie bogiem. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:56:52 30-01-11 Temat postu: |
|
|
No i odkryły z czym mają do czynienia - teraz muszą znaleźć sposób by się uratować, ale to zapewne nie będzie łatwe, o ile w ogóle istnieje taka możliwość. Zastanawiam sie teraz, czy ktoś w końcu wykurzy tego całego Ahma z miasta, czy już zawsze będzie sobie tam korzystał z życia... |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:25:58 30-01-11 Temat postu: |
|
|
Cóż... Nie mogę nic zdradzić...
Ale oto kolejny odcinek, nareszcie napisany... Nie miałam ostatnio weny, już myślałam, że nigdy tego odcinka nie napiszę.... Ale jest
[link widoczny dla zalogowanych]
Stuart Townsend jako Asmodiel(Ahm)- wampir pochodzący z Atlantydy, jeden z pierwszych chodzących po ziemi przedstawicieli tej rasy. Zmuszony do ucieczki zatrzymuje się w wiosce Eirene, podając się za króla bogów, Ahma. Jest tzw. Łapaczem Snów- posiada gamę talentów związanych z podświadomością, m.in. manipulacja snami, tworzenie iluzji itp. Pewny siebie, lubiący piękne kobiety, zabawę, ale potrafi być naprawdę okrutny. Trudno go jednak wyprowadzić z równowagi, jest rozważny i ostrożny.
Odcinek 10- Strach
Minął kolejny tydzień. Nathaniel zabrał tym razem trzech chłopców. W celi zostałam ja, Eileen i dwie inne dziewczyny, w tym owa czarnowłosa, która włączyła się do rozmowy o nosferatu. Powiedziała mi, że nazywa się Ailyn(motyl) i mieszkała w domu naprzeciwko naszego. Była rok młodsza od mojej siostry, co znaczyło że ma zaledwie 16 lat. Miała twarz i sylwetkę dziecka. Jej wzrok był zazwyczaj jakiś nieobecny, jakby wędrował gdzieś daleko od tej celi. Zazdrościłam jej tych "podróży". Dzięki nim Ailyn wydawała się spokojniejsza. Nie było widać po niej, aby bała się tego, co ją czekało.
- Wierzę, że po śmierci trafię do krainy umarłych, gdzie będę radować się w obecności prawdziwych bogów.- mówiła. Podobno razem z nią zabrano z domu jej młodszą, 13- letnią siostrę o imieniu Latha(zorza). Zabrano ją za pierwszym razem. Ailyn chciała teraz do niej dołączyć.
Dzień po tym, jak zabrano trzecią trójkę, Nathaniel pojawił się ponownie.
- Witam. Przybyłem tu po swoją nagrodę.- wyjaśnił przyczynę swojej wizyty. Otworzył celę, wszedł do niej i zwrócił się do mojej siostry.- Eileen...- wyciągnął ku niej swą dłoń, spoglądając w oczy. Przytrzymałam ją mocno. Nie mogłam pozwoić, aby ją zabrał.
- Eirene, puść ją.- skierował swoje hipnotyzujące spojrzenie na mnie. Mój uścisk natychmiast się rozluźnił. Eileen poszła za nim bez żadnych sprzeciwów, tak jakby ją zaczarował. Ja nie mogłam się ruszyć. To dziwne odrętwienie minęło dopiero wtedy, kiedy Nathaniel opuścił lochy, zabierając ze sobą Eileen. Rzuciłam się do krat, wołając imię siostry, ale na próżno. Strażnicy rozkazali mi odejść od krat, a kiedy nie posłuchałam, jeden z nich wyjął zza pasa cienki bicz i zbił mnie nim po rękach. Natychmiast puściłam kraty, upadając na ziemię. Na moich dłoniach pojawiły się czerwone pręgi. Ból był nie do zniesienia. Zrezygnowana poczołgałam się w kąt celi. Całą noc płakałam. Nie został mi nikt, byłam sama. Teraz mogłam spokojnie umrzeć.
Minął kolejny tydzień. Nathaniel przybył po południu i zabrał mnie wraz z Ailyn oraz drugą z dziewcząt schodami na górę. Znalazłyśmy się w tym samym holu, przez który szłyśmy wraz z innymi niecały miesiąc temu. Kolejnymi schodami weszłyśmy na górę. Na piętrze było więcej ozdób, na ścianach widniały kwiatowe, pozłacane ornamenty, przyozdobione owymi błyszczącymi kamieniami, które były tak cenne dla mieszkańców naszej wioski. W świetle lamp błyszczały się cudnie. Nigdzie nie było żadnych okien. Piętro było tak ogromne, ale mieszkała na nim tylko jedna osoba- Ahm. Z tego, czego potem się dowiedziałam, reszta jego świty i służba gnieździła się na parterze lub w podziemiach. Jedynie Nathaniel zamieszkiwał jeden z pokoi na piętrze.
Szliśmy korytarzem jakiś czas, aż do samego końca. Znajdowały się tam ogromne dębowe drzwi, zdobione drzeworytami przedstawiającymi makabryczne sceny- wampiry żywiące się ludzką krwią, rozrywające ciała swych ofiar, wyrywające ich serca, całe we krwi. Nathaniel zapukał do drzwi.
- Kto tam?- odezwał się ktoś z wewnątrz niskim barytonem. Brzmiał jak głos diabła wydobywający się z czeluści piekła.
- To ja, Nathaniel. Mam dla Ciebie świeżutką krew.- odrzekł nasz przewodnik.
Nim zdąrzył dokończyć, drzwi otworzyły się lekko.
- Niech wejdą. Wszystkie trzy.- odezwał się głos.
Nathaniel stanął przy drzwiach zwracając się do nas w zapraszającym geście. Pierwsza ruszyła Ailyn, za nią ja. Ostatnia dziewczyna przylgnęła do ściany, nie chcąc ruszyć.
- No chodź, nie bój się...- powiedział Nathaniel. Wystarczyło jedno hipnotyzujące spojrzenie i dziewczyna posłusznie weszła do pokoju. Jedynie jej oczy zdradzały, jak bardzo chciała stąd uciec.
Kiedy znalazłyśmy się w środku, drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Przed nami stanął właściciel owego iście diabelskiego głosu. Był to wysoki, postawny mężczyzna o czarnych włosach i oczach koloru rubinowego. Miał przeraźliwie bladą cerę, co w połączeniu z idealnymi rysami jego twarzy sprawiało wrażenie, jakby był marmurową rzeźbą. Ubrany był w długi, czarny płaszcz i czarne spodnie. Obrzucił każdą z nas przeciągłym spojrzeniem. Przy mnie stanął na dłuższą chwilę.
- Ty jesteś Eirene... Dodatkowy podarek od wioski...- zaśmiał się, po czym podszedł do Ailyn, ale ostatecznie ją minął i stanął przy trzeciej dziewczynie. Odgarnął jej długie, brązowe włosy na bok, wodząc ustami po jej szyi.
- Jak masz na imię?- spytał, kierując na nią swój wzrok.
- Elian...- szepnęła, drżąc na całym ciele.
- Czyli poranek...- uśmiechnął się, gładząc ją wierzchem dłoni po policzku. Ponownie musnął ustami jej szyję. Po chwili ukazały się dwa kły, które wbił w tętnicę. Dziewczyna krzyknęła, lekko się szamotając. Zaczął wysysać jej krew, plamiąc sobie koszulę. Przyglądałam się temu przerażona. Ogarnął mnie paniczny strach na myśl o tym, że on zrobi ze mną to samo. Elian krzyczała tak długo, dopóki miała siłę. Po jakimś czasie zbladła, osuwając się na podłogę, a on razem z nią. Oderwał kły od jej szyi dopiero kiedy całkiem straciła przytomność.
Wstał i podszedł do Ailyn, wycierając chustką krew z twarzy. Obszedł ją dookoła, potem odgarnął jej włosy, odsłaniając szyję. Kamienna twarz tej dziewczyny nie zdradzała żadnych uczuć.- Twoje imię?- spytał, spoglądając na nią.
- Ailyn.- odrzekła. Była niezwykle opanowana.
- Ailyn, co znaczy motyl... Piękne imię... Tak jak Twoja buzia.- powiedział, po czym niezwykle szybko wbił kły w jej szyję. Jęknęła tylko, odchylając głowę lekko w tył. On sączył jej krew, starając się nie wypuścić ani kropli. Na sam widok zrobiło mi się słabo. Osunęłam się na pobliski fotel, oddychając głęboko.
Kiedy skończył z Ailyn, położył ją obok Elian. Nie podszedł jednak do mnie, lecz otworzył drzwi od pokoju, po czym zwrócił się do stojącego na korytarzu Nathaniela.
- Zabierz je i daj moim dzieciom. Pewnie są głodne.- wskazał na dziewczyny leżące na podłodze. Nathaniel bez problemu wziął obie na ręce i wyszedł. Ahm zamknął za nim drzwi, po czym spojrzał na mnie.
- A więc, Eirene... Ciebie zostawiłem sobie na deser.- ruszył w moim kierunku powolnym, pełnym gracji ruchem.
- Skoro jesteś naszym bogiem, czemu to robisz?- spytałam przerażona. Nie mogłam zrozumieć tego. Mama zawsze chwaliła dobroć Ahma. Jak więc mógł on robić coś takiego?
- A kto powiedział, że nim jestem?- zaśmiał się złowrogo.- Ech, tak łatwo było Was wszystkich nabrać. Wystarczyło pokazać nędzną sztuczkę, byście obwołali mnie bogiem...- odrzekł z pogardą.- Nie jestem żadnym bogiem, bliżej mi do demona. Nazywam się Asmodiel i jestem wampirem z Atlantydy, wyspy położonej na ogromnym oceanie, daleko stąd.- powiedział.- Mamy tam takie rzeczy, o których nawet nie marzyliście, technologię kosmiczną, magiczne kamienie... Myślicie, że to Wy jesteście rozwijającą się cywilizacją? To my naprawdę się rozwijamy, zostawiając wszystkich w tyle...- dodał, uśmiechając się szeroko.
- Skoro tak, to czemu Cię tam nie ma?- spytałam, niewiele rozumiejąc z tego, co do mnie mówił.
- Jestem wampirem... Byłem królem, Atlantyda stała się rajem dla takich jak ja, ale pojawiła się prawdziwa dynastia królewska...- wyjaśnił.- Wraz z innymi wampirami pozabijałem większość z nich, chociaż ich księżniczka uciekła.- powiedział z lekkim niezadowoleniem.- Niestety, tak namieszali, że wyspa sama zaczęła zabijać wampiry, musiałem uciekać. Po drodze dołączył do mnie Nathaniel wraz z paroma towarzyszami. Ja zabrałem na pamiątkę trochę błyskotek, i tak trafiliśmy do Waszej wioski.- zakończył, siadając obok mnie.
- Po co mi to mówisz, skoro mnie zabijesz?- spytałam, spoglądając na niego.
- Ależ nie mam takiego zamiaru...- uśmiechnął się szelmowsko.- Wręcz przeciwnie, dam Ci nowe życie.- dodał, odgarniając moje rude włosy.- Eirene, czyli pokój. Ciekawe imię...- zaśmiał się. Poczułam ból w szyi,a potem stopniowo stawałam się słabsza, aż wreszcie straciłam przytomność. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:21:52 05-02-11 Temat postu: |
|
|
Ahm jest przerażający... Ciekawe jakie plany ma względem Eirene, bo to, że zamierza ją przemienić to pewne, tylko co dalej? |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:55:42 05-02-11 Temat postu: |
|
|
Oto i odpowiedź, przynajmniej na niektóre pytania... Czyli następny odcinek
Odcinek 11- Narodziny dla ciemności
Obudził mnie nagle ogromny ból w całym ciele. Czułam się tak, jakby ktoś rozrywał mnie na kawałki. Zaczęłam krzyczeć, ale ktoś zasłonił mi usta. Był to Ahm, a właściwie Asmodiel, w końcu tak brzmiało jego prawdziwe imię.
- Eirene, spokojnie. To zaraz minie. Twoje ciało umiera. Niedługo staniesz się taka jak ja. Będziesz wampirem, istotą doskonałą.- zwrócił się do mnie łagodnym tonem, dzięki czemu jego niski baryton działał na mnie usypiająco.- Masz potencjał, by stać się niezwykłym wampirem. Którymś z Łapaczy. Czułem to w Twojej krwi, czuję to nadal.- mówił dalej.
Ból powoli ustępował. Czułam, że w moim ciele zachodzą jakieś zmiany. Bałam się tego. Nie chciałam stać się jednym z tych potworów. Nie chciałam być nosferatu. Babcia opowiadała mi o "nieumarłych" tak przerażające historie, że nie dawały mi one zasnąć w nocy. Teraz miałam się stać jednym z tych potwornych stworzeń.
- Wspominasz o babci, tak?- powiedział nagle, kompletnie zaskakując mnie tymi słowami.- Umiem odczytywać czyjeś wspomnienia.- wyjaśnił, z rozbawieniem patrząc na moją minę.- Nosferatu, o którym mówiła Ci babcia, ma niewiele wspólnego z prawdziwymi wampirami. Nosferatu to upiór, ktoś ugryziony przez wampira, nie do końca martwy, ale też nie żywy. Jego przemiana nie jest jeszcze w pełni dokonana. By stać się w pełni wampirem, trzeba wypić krew tego, który rozpoczął Twoją przemianę.- wyjaśnił.
- A jaka jest różnica między takim upiorem a prawdziwym wampirem?- spytałam, podnosząc się lekko, bo ból już całkiem minął.
- Po pierwsze, ciało nosferatu nadal gnije, i aby zatrzymać ten proces, musi on stale pić krew ludzi. Ciało wampira jest cały czas nietknięte, bez względu na to, czy się pożywia. Dopiero po roku bez krwi jego ciało zaczyna wysychać, aż w końcu zmienia się w mumię.- odrzekł, spoglądając na mnie z szerokim uśmiechem.- Po drugie, nosferatu musi za dnia spać w swoim grobie, w tej ziemi, w której go pochowano. Wampir nie musi w ogóle spać, chociaż może, i nawet miewa sny. No i po trzecie, one spalają się na słońcu, a prawdziwe wampiry nie. Słońce jedynie nas osłabia, stajemy się wtedy podobni siłą do ludzi.- mówił dalej.- Możemy przeżyć, pijąc krew zwierząt, ale to nazwać można marną egzystencją, bo nie daje tyle sił, co krew ludzka.- dodał.
- Mówiłeś, że mam potencjał i mogę zostać Łapaczem. To jakiś rodzaj wampira?- pytałam dalej. Skoro miałam pędzić takie życie, musiałam dowiedzieć się wszystkiego.
- Tak, coś w tym guście.- odparł, siadając na łóżku.- Można stać się Łapaczem Myśli, Snów, tak jak ja, Ciał bądź Dusz. Łapacz myśli posiada dary związane ze sferą mentalną, na przykład czytanie w myślach albo ochrona swego umysłu przed atakami. Łapacz Snów potrafi panować nad sferą podświadomości, głównie wspomnień i snów. Łapacz Ciał posiada gamę darów związanych z ciałem: telekinezę, czyli przenoszenie przedmiotów, kontrolowanie czyichś emocji, ogromną moc fizyczną, i tak dalej. Natomiast Łapacz Dusz posiada dary działające na sferę duchową: widzi przyszłość, przeszłość, teraźniejszość, manipuluje czasem, teleportuje się, czyli przenosi w parę sekund z jednego miejsca w drugie.- zakończył, wstając i przechadzając się po pokoju.
- A jeśli nie stanę się żadnym z nich?- spytałam ponownie, wodząc za nim wzrokiem.
- Dołączysz do mojej świty. Tam trafiają Ci, którzy okazali się zbyt zwyczajni.- odrzekł, spoglądając przez okno na tych, którzy byli na dziedzińcu.- Co prawda niektórzy z nich mają przydatne dary, ale pojedyncze. Żadnej kumulacji z konkretnej dziedziny, sugerującej bycie Łapaczem!- powiedział podniesionym tonem, wyraźnie niezadowolony z tego zjawiska.- Tyle osób, a żadna z nich nie jest wyjątkowa! Zaczynam się zastanawiać, czy tu istnieje ktoś taki...- spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem.
- Żałujesz, że tu przybyłeś?- rzuciłam nagle, nie bardzo zastanawiając się nad tym, co mówię.
- Ależ skąd...- prychnął, w parę sekund pojawiając się obok mnie.- Tak głupich i podatnych na moją moc ludzi jeszcze nie spotkałem. Od razu uwierzyliście, że jestem bogiem.- zaśmiał się.- Mam tu raj: co miesiąc świeża krew, boska cześć, władza nad wioską, bogactwo... Żyję tak jak dawniej, jak król. Jak mógłbym żałować?- dodał, wstając, po czym podszedł do drzwi.- Przyniosę Ci trochę krwi. Pewnie jesteś głodna.- powiedział, znikając za drzwiami.
Faktycznie, w gardle czułam potworne palenie. Wstałam z łóżka, podeszłam do stolika stojącego na środku pokoju i wzięłam do ręki jeden ze stojących tam dzbanków, wypełniony jakimś czerwonym płynem. Wychyliłam go do dna, ale niewiele pomogło. Zakręciło mi się jedynie w głowie. Nim wzięłam się za drugi dzban, usłyszałam głos Asmodiela.
- Skarbie, to Ci nie pomoże. To wino.- odrzekł.- Zabrałem jego spory zapas z Atlantydy, i słusznie zrobiłem. Wy tutaj jesteście tak zacofani, że pewnie zaczniecie je produkować dopiero za paręset lat.- zaśmiał się, odciągając mnie od stolika.- I dlatego muszę je oszczędzać.- dodał.
- Dlaczego tak dziwnie się czuję?- spytałam, siadając na łóżku.
- To przez alkohol zawarty w winie. Działa jeszcze na Ciebie, bo Twoja przemiana ciągle trwa. Nie jesteś do końca wampirem, ale już nie nosferatu.- wyjaśnił.- Aby przypieczętować przemianę, musisz wypić krew człowieka.- wskazał na kielich, który trzymał w ręku. Po brzegi był on wypełniony krwią. Kiedy do moich nozdrzy dotarł jej zapach, palenie w gardle wzmogło się nagle. Poczułam, jak wyrastają mi kły. Walczyłam ze sobą, bo nie byłam w stanie wypić ludzkiej krwi.
- Eirene, nie walcz z tym. I tak nie zdołasz.- powiedział Asmodiel, podając mi kielich.
W końcu nie wytrzymałam. Wzięłam naczynie, zachłannie pijąc. Kiedy krew spływała do mojego gardła, odczułam ogromną ulgę. Nie zmarnowałam ani kropli, wylizując dokładnie kielich. Pieczenie znacznie zelżało, ale nie zniknęło zupełnie.
- Chcę więcej.- oznajmiłam, oddając mu kielich.
- Masz apetyt. To dobrze.- uśmiechnął się, udając się ponownie w kierunku drzwi.
Tamtego dnia wypiłam jeszcze trzy kielichy. Około północy moja przemiana się zakończyła.
Patrzyłam na świat oszołomiona. Kiedy zbudziłam się rankiem następnego dnia, już jako wampir, wszystko dookoła wyglądało inaczej. Dostrzegałam rzeczy, których nie mogłam zarejestrować moimi ludzkimi zmysłami. Słyszałam bicie serc mieszkańców wioski oraz ich rozmowy, mimo że dom Asmodiela znajdował się tuż pod lasem, w sporej odległości od chat. Stałam na balkonie, wpatrzona i wsłuchana w otaczającą dom gęstwinę lasu. Słońce faktycznie bardzo mnie osłabiało i raziło w oczy dotkliwiej niż kiedykolwiek.
- Nie stój tam zbyt długo.- usłyszałam głos Asmodiela, który wszedł właśnie do pokoju z porcją krwi w ręku.- Podrażnisz sobie skórę i oczy. Jesteś jeszcze za młodym wampirem, by przesiadywać na słońcu godzinami.- ostrzegł mnie, stawiając pełny kielich na stole.
Czując zapach krwi, natychmiast weszłam do pokoju i od razu wzięłam naczynie do ręki, pijąc jego zawartość z tą samą, co poprzednio zachłannością.
Potem Asmodiel uczył mnie polować. Wybrał do tego najodleglejszą część lasu. Szybko opanowałam tę sztukę. Zwierzęta w starciu ze mną nie miały szans. Mój nauczyciel przypisywał to jednak mojej sile i dzikości, jako nowonarodzonego wampira. Z czasem to wszystko miało nieco się obniżyć, ustępując miejsca doświadczeniu i rozsądkowi.
Nienawidziłam Asmodiela, ale postanowiłam, że zanim się zemszczę, muszę wyciągnąć od niego wszystkie informacje na temat wampirów. Chciałam być gotowa do nowego życia, jakie mnie czekało.
W jakiś tydzień po przemianie zaczęłam słyszeć głosy. Jak się później okazało, były to myśli innych wampirów należących do świty Asmodiela, z którymi często polowałam. Byłam zafascynowana tą umiejętnością, tym bardziej, że potrafiłam to zablokować kiedy tylko chciałam. Nie mówiłam o tym nikomu. Chciałam zatrzymać to dla siebie, bo wcale nie uśmiechało mi się bycie królikiem doświadczalnym. Asmodiel mówił, abym powiadamiała go o jakichkolwiek zmianach, ale ja wiedziałam, co mu chodziło po głowie- przeróżne eksperymenty.
Czytałam w jego myślach, jak w otwartej książce, a on nawet nie był tego świadom. Najlepsze jednak miało się zdarzyć dużo później.
Asmodiel wychodził z siebie, słysząc że nie odkryłam w sobie żadnych talentów.
- Jak to możliwe? Musisz coś potrafić... Przecież nie mogłem się pomylić. Czułem to w Twojej krwi.- mówił, przemierzając pokój w tę i z powrotem.
- To nie moja wina.- odrzekłam ze stoickim spokojem.
- Przecież niedługo minie miesiąc od Twej przemiany, staniesz się w pełni dorosłym wampirem, zaczniesz nad sobą panować, więc Twoje dary też muszą się już uwidocznić.- powiedział, wyrzucając z siebie słowa w bardzo szybkim tempie.- Chyba, że coś przede mną ukrywasz.- spojrzał na mnie podejrzliwie swoimi przenikliwymi oczami. Patrzył tak bardzo długo, aż ciarki przechodziły mi po plecach. W końcu jego oczy zaczęły wyrażać ogromne zdumienie, a twarz wykrzywił grymas niezadowolenia.
- Coś nie tak?- spytałam przestraszona.
- Przed chwilą urzyłem wobec Ciebie jednego ze swych darów. Powinnaś zapaść w sen.- odrzekł, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.- To znaczy, że jesteś tarczą, czyli potrafisz, nawet nieświadomie, ochronić swój umysł przed atakami mentalnymi innych wampirów.- wyjaśnił, widząc moją zdziwioną minę.
Zamyśliłam się na chwilę, analizując jego słowa. Jeżeli byłam tarczą i potrafiłam czytać w myślach, to z pewnością nie pasowałam do opisu zwykłego wampira, bo one posiadały tylko jeden dar. Próbowałam sobie przypomnieć, do którego z Łapacz pasują moje dary.
-"Łapacz snów- dary związane z podświadomością. Łapacz dusz- sfera duchowa. Łapacz ciał- fizyczna.- myślałam gorączkowo.- Łapacz myśli, to strefa mentalna... Posiada dary związane ze sferą mentalną, na przykład czytanie w myślach albo ochrona swojego umysłu przed atakami."- przwołałam sobie w pamięci słowa Asmodiela.
- Eirene? Czy ja o czymś nie wiem?- usłyszałam tuż nad sobą.
Drgnęłam, kierując na niego swój wzrok. Pewnie śledził moje wspomnienia i zobaczył, że przywołałam z pamięci jego wcześniejsze słowa o Łapaczach myśli. Serce podeszło mi do gardła, a on nadal mierzył mnie wzrokiem, który zdawał się prześwietlać mnie na wylot. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|