|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:03:13 06-02-11 Temat postu: |
|
|
Szczerze mówiąc nie sądziłam, że Eirene tak łatwo podda się przemianie. Myślałam, że będzie się opierać, albo będzie wolała umrzeć niż stać się wampirem, a tu proszę... Nie dość, że jest wampirem, to jeszcze okazuje się, że nie takim zwyczajnym. Ahm miał więc rację, że dziewczyna jest wyjątkowa - teraz pojawia się pytanie, czy odkryje też jej drugi dar, czy może ona sama mu o tym powie? |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:26:00 06-02-11 Temat postu: |
|
|
Cóż, Eirene jeszcze nie raz Cię zdziwi...
I raczej sama nie powie o swoim darze Ahmowi... |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:58:26 13-02-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 12- Słodycz zemsty
Starałam się uspokoić, ale spojrzenie Asmodiela sprawiało, iż wpadałam w panikę.
- Dlaczego wspominałaś to, co mówiłem o Łapaczach myśli?- spytał powoli, ale stanowczo.
- Ja... Sama nie wiem.- skłamałam, wlepiając wzrok w podłogę.
- Nie kłam, Eirene...- zwrócił się do mnie jak ojciec karcący dziecko.- Czyżbyś zauważyła u siebie coś, co wskazywałoby, iż możesz być Łapaczem Myśli?- spytał, ujmując moją twarz w dłonie, zmuszając tym samym do patrzenia mu prosto w oczy.
- Tak...- wydusiłam,poddając się wreszcie.
- Ach, więc rozumiem, że prócz tarczy mentalnej posiadasz jeszcze inny dar bądź dary, tak?- uśmiechnął się szeroko, wypuszczając moją twarz ze stalowych objęć swoich dłoni.
- Yhym.- poruszyłam głową twierdząco, odsuwając powoli od niego.
- Wspaniale.- odrzekł, oddalając się w stronę stołu, gdzie stał kielich, po czym nalał sobie do niego wina z dzbanka znajdującego się niedaleko.- Wiedziałem, że jesteś niezwykła. Nie mogło być inaczej.- powiedział, upijając łyk.- Któż by pomyślał... Miejscowa kurtyzana stała się Łapaczem Myśli.- zaśmiał się, podchodząc do mnie z kielichem.- Może też się napijesz? Musimy to uczcić.- podał mi go, uśmiechając szeroko.
Nie odpowiedziałam nic, tylko wyszłam na balkon, zeskoczyłam z niego na ziemię, po czym pognałam w las.
Nienawidziłam Asmodiela. Przeklinałam go, biegnąc co sił. Chciałam stamtąd uciec, ale coś pognało mnie w stronę wioski. Zobaczyłam cały tłum osób idący w jednym kierunku. Szłam ich śladem, ukrywając się za drzewami. Nie chciałam nikogo przestraszyć. Kiedy dotarłam na początek tej procesji, ujrzałam czterech mężczyzn, którzy nieśli jakieś ciało owinięte w białe szaty. Na przedzie pochodu szedł Isman. Pierwszy raz widziałam w jego oczach ogromny ból i smutek, mimo iż jego twarz była ta sama, niezmienna, bez wyrazu, jakby wykuta z kamienia. Przez głowę przemknęła mi straszna myśl, jednak nie chciałam jej do siebie dopuścić.
Kiedy pochód zatrzymał się na cmentarzu, przypatrywałam się z oddali uroczystości. Kiedy Isman stanął nad grobem, drgnęłam przestraszona, lekko wychylając się zza drzewa, nasłuchując.
- Moi drodzy przyjaciele, zebraliśmy się tutaj, aby towarzyszyć memu synowi, Salimmowi w jego ostatniej podróży do krainy bogów.- zaczął Isman.
Kiedy słyszałam te słowa zrobiło mi się słabo. Nie mogłam uwierzyć w to, że Salimm nie żyje. W myślach Ismana wyczytałam straszną prawdę o śmierci syna.
- On się zabił!- szepnęłam do siebie przerażona.- To wszystko przez niego.- spojrzałam na Ismana z nienawiścią.- Zapłacisz mi za to, za wszystko...- dodałam i czmychnęłam w las.
Minęło jakieś pół godziny, nim zdecydowałam się doprowadzić swój plan do końca. Ruszyłam w stronę domu Ismana. Nie minęło piętnaście minut, a już byłam na miejscu. Weszłam przez okno do pokoju Salimma. Widok jego rzeczy wzmógł ból w moim sercu, a tym samym chęć zemsty.
Na łóżku znalazłam zmięty list o następującej treści, bez wątpienia pisany ręką Salimma:
"Ojcze, wiedz że pałam do Ciebie ogromną nienawiścią. To, co zrobiłeś z Eirene i jej rodziną było podłością, która dopełniła czarę goryczy w moim sercu. Jesteś potworem. Obiecałeś mi, że Oddział będzie omijał jej dom, jej rodzinę... Dlaczego złamałeś dane słowo? Czy ta kurtyzana, Issis, diablica w ludzkiej skórze, aż tak namąciła Ci w głowie? Jak mogłeś mi to zrobić?
Mam nadzieję, że odpowiesz sobie na to pytanie i zastanowisz nad tym, czy Twoje życie ma jakiś sens... Bo moje życie straciło go w momencie, kiedy Eirene odjechała do świątyni Ahma. Dlatego żegnam Cię, ojcze, na wieki. Chcę się złączyć z ukochaną w krainie bogów.
Salimm."
Złożyłam delikatnie kartkę i schowałam skrzętnie w woreczku przewieszonym na ramieniu. Musiałam zachować tę pamiątkę po ukochanym, jego ostatnie słowa, ostatnie wyznanie miłosne, jakie od niego otrzymałam.
Potem zeszłam powoli schodami na dół. W salonie usłyszałam głos Ismana. Nie był jednak sam, towarzyszyła mu Issis. Na dźwięk jej głosu aż się we mnie zagotowało, a kły same mimowolnie się wysunęły. Obserwowałam ich, obmyślając najboleśniejszy sposób ich zabicia.
- Skarbie, nie zadręczaj się tym. To nie Twoja wina, że popełnił samobójstwo.- mówiła Issis, obejmując Ismana w pasie.
- Nie czytałaś jego listu, więc jak śmiesz się wypowiadać?- oderwał ją od siebie, odpychając na bok.
- Na bogów, co Ty wyprawiasz? Co teraz zrobisz? Zabijesz się tak jak on?- spytała z wyrzutem.- Nie cofniesz czasu.- dodała, zbliżając się do niego.
- Właśnie...- odwrócił się do niej, oczami ciskając gromy.- Po co ja Ciebie słuchałem? To wszystko Twoja wina, Issis... Jesteś jakimś demonem.- dodał, wchodząc na górę, po czym udał się do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.
Issis osunęła się na krzesło, wyraźnie przybita.
- I co? Straciłaś sponsora?- ujawniłam się, wychodząc zza filaru.
- Eirene... To niemożliwe...- wyjąkała przerażona, wstając z krzesła.
- Myślałaś, że się mnie pozbyłaś, co?- uśmiechnęłam się szeroko, stopniowo zbliżając do niej.
- Jakim cudem ty przeżyłaś?- spytała Issis, cofając się do ściany.
- Można powiedzieć, że Ahm dał mi nowe życie.- powiedziałam, jednocześnie wertując jej myśli. Kiedy zbliżyła się do drzwi z zamiarem ucieczki, w parę sekund znalazłam się przed nią, stając na drodze.
- A Ty dokąd? Jeszcze z Tobą nie skończyłam...- zacisnęłam na jej szyi swoją dłoń, jednocześnie przyciskając ją do ściany, i tym samym uniemożliwiając jakikolwiek ruch, a tym bardziej ucieczkę.
- Kim Ty jesteś?- spytała, cała drżąc.
- Raczej czym...- zaśmiałam się, ukazując kły. Z mojej piersi wyrwał się syk.
- Nosferatu...- wyszeptała, cała we łzach.
- Niezupełnie... Jestem czymś znacznie gorszym.- odrzekłam, świdrując ją wzrokiem. Potem wbiłam dłoń w jej pierś, wyrywając serce. Krew trysnęła na mnie i na ścianę. Posmakowałam nieco, krzywiąc się z obrzydzenia.
- Wiedziałam, że będziesz paskudnie smakowała, ale żeby aż tak?- oburzyłam się, trzymając jej nadal bijące serce w dłoni.
Issis spojrzała na mnie, potem na rozerwaną pierś, z której nadal sączyła się krew.
- Isman!- wydarła się, osuwając na podłogę.
Wkrótce usłyszałam tupot, a potem na schodach ukazał się on, główny obiekt mej zemsty. Na mój widok nieomal spadł ze schodów. Minął mnie, podbiegając do umierającej Issis.
- Eirene... Ty żyjesz?- spytał, kierując na mnie swój przerażony wzrok.
- Jak widać żyję i mam się całkiem dobrze, czego niestety nie można powiedzieć o Twojej ukochanej.- odrzekłam, uśmiechając się lekko.
- I co? Zabijesz mnie, tak jak ją?- spytał, wstając na równe nogi.
- O nie, mój drogi. Ty będziesz umierał dlugo, w straszliwych męczarniach.- powiedziałam, podchodząc do niego. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:57:54 19-02-11 Temat postu: |
|
|
Szkoda, że Salim postąpił jak postąpił, ale to najgorsza kara dla jego ojca - świadomość, że syn odebrał sobie życie przez niego. Eirene jest przepełniona goryczą, gniewem i chęcią zemsty i mam wrażenie, że nic dobrego z tego nie wyniknie. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:48:23 19-02-11 Temat postu: |
|
|
No i masz rację... Ale zdradzę, że w pewnym sensie gorycz Eirene będzie wybawieniem dla wszystkich.... |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:29:44 26-02-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 13- W imię zmarłych
Isman cofnął się niemal natychmiast. Uśmiechnęłam się, czując jego strach. Ogarnęło mnie przecudne uczucie.
- Chcesz uciec? Tak szybko?- powiedziałam z udawanym smutkiem. W parę sekund znalazłam się przy nim. Jednym ciosem powaliłam Ismana na ziemię, unieruchomiając skutecznie. Na początku próbował się wyrwać, ale kiedy kopnęłam go w brzuch, zwinął się z bólu w kłębek i już nie próbował uciekać.
- Chcesz się na mnie zemścić, rozumiem.- odezwał się po chwili.- Ale ja już zostałem dostatecznie ukarany. Bogowie odebrali mi syna.- dodał, spoglądając na mnie pełnymi bólu oczyma.
- Dla ludzi takich jak ty nie ma dostatecznej kary.- wysyczałam gniewnie. Kopnęłam go parę razy po plecach i po twarzy.
- A więc zabijesz mnie?- spytał, plując krwią.
- Nie, śmierć byłaby dla Ciebie zbyt łagodną karą.- odrzekłam, spoglądając na niego z pogardą.- Ale nim odpowiednio Cię ukarzę, odpowiesz mi na kilka pytań.- dodałam.
- To pytaj...- powiedział wyraźnie zrezygnowany.
- Wiedziałeś, że nasz bóg Ahm to tak naprawdę wampir o imieniu Asmodiel?- spytałam, świdrując go wzrokiem.
- Nie wiedziałem, że on tak się nazywa, ale owszem, Oddział był świadom tego, kim jest Ahm, i co się dzieje ze składanymi ofiarami.- odpowiedział bez żadnych emocji.
Nic nie odpowiedziałam, tylko z całej siły uderzyłam go w twarz, łamiąc mu szczękę.
- Podsumujmy... Jesteś bestią bez skrupułów, który nie liczy się z nikim, i myśli, że może sobie na wszystko pozwolić.- powiedziałam po chwili, stojąc nad nim.- By spełnić kaprys jakiejś podrzędnej dziwki, zdradziłeś własnego syna. Mnie potraktowałeś jak przedmiot i zwymyślałeś, doskonale wiedząc o uczuciu Salimma.- wyliczyłam.- Nie zasługujesz na śmierć, lecz na coś znacznie gorszego.- podsumowałam, pochylając się nad nim.
- Masz zamiar przemienić mnie w wampira?- spytał lekko przerażony.
- Na to też sobie nie zasłużyłeś.- odrzekłam.- Zrobię z Ciebie stworzenie, które nie jest już człowiekiem, ale nie jest jeszcze wampirem. Nie będziesz nieśmiertelnym. Staniesz się nieumarłym.- dodałam, zbliżając do jego szyi. Nim Isman zdążył się poruszyć, wbiłam mu kły w tętnicę.
Wiem, postąpiłam podle, zostawiając Ismana na wpół przemienionego, bo dobrze wiedziałam, co to znaczy. Po śmierci miał wstać z grobu, pić krew ludzi po to, by powstrzymać gnicie swego martwego ciała, a po polowaniu położyć z powrotem do grobu, zmuszony do przebywania w ziemi, w której go pochowano.
O ile życie wampira było pełne głodu krwi i cierpienia, o tyle życie nosferatu najtrafniej określało słowo egzystencja, na dodatek marna. Ale dla Ismana była to idealna kara.
Z wioski wróciłam do rezydencji Ahma, pełna gniewu. Z nim też zamierzałam zrobić porządek. Przez niego zginął mój brat, siostra oraz wielu młodych przyjaciół i znajomych. W imię ich wszystkich zamierzałam dokonać zemsty. Czułam, że to mój obowiązek.
Wparowałam do pokoju Asmodiela, rozwalając drzwi.
- Eirene... Gdzieś ty była?- spytał on, spoglądając na mnie wyraźnie zaskoczony.
- Załatwiałam ważne sprawy.- odrzekłam z takim chłodem, na jaki tylko było mnie stać. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:57:12 27-02-11 Temat postu: |
|
|
Eirene ma Ismana za potwora i ma rację, problem w tym, że sama również staje się bezwzględnym potworem. Poza tym skazując Ismana na tą "marną egzystencję", wydała wyrok śmierci na ludzi, którymi Isman będzie się żywił... Chyba lepiej by zrobiła, gdyby go zabiła, albo zostawiła samemu sobie. Moim zdaniem on i tak został już wystarczająco ukarany.
Ciekawa jestem jak poradzi sobie z Asmodielem, który wydaje się zdecydowanie silniejszy od niej... |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:31:25 28-02-11 Temat postu: |
|
|
Cóż, Eirene zaczęła popełniać błędy... Ale jak wiadomo, wraz z bliskimi straciła sens życia i kontrolę nad sobą... |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:59:57 05-03-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 14- Upadek fałszywego boga
Asmodiel spojrzał na mnie z uwagą.
- Ważne sprawy? To znaczy co?- spytał, próbując dostać się do moich wspomnieć. Sądząc po jego minie, jego starania nie dawały żadnych rezultatów. Westchnął ciężko.
- Nie mam zamiaru Ci się tłumaczyć.- odrzekłam oschle.- Z resztą jeszcze nie dokończyłam swego dzieła. Czas na kolejny etap, czyli obalenie fałszywego boga.- dodałam, telekinetycznie rzucając Asmodielem o pobliską ścianę.
- Eirene, popełniasz duży błąd.- odezwał się on, kiedy już wstał na równe nogi.- Nie możesz mnie zabić, nie zdołasz pokonać wampira starszego od siebie o prawie sto lat.- podszedł do mnie, a na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.- Z resztą zabicie tego, kto Cię przemienił jest karalne w naszym prawie.- dodał niezwykle zadowolony.
- Mam to gdzieś.- syknęłam. Tym razem zaatakowałam jego psychikę, torturując ją ogromnym bólem. Asmodiel ugiął się jakby pod ciężarem, łapiąc za głowę i zaciskając zęby.
- Uprzedzam... Inne wampiry będą Cię za to ścigać...- wykrztusił.
Zwiększyłam dawkę bólu, atakując również jego ciało. Upadł na podłogę, wijąc się w agonii. Parę razy próbował się na mnie rzucić, ale ja zwinnie go omijałam i lądował na ziemi lub na ścianie. W końcu poddał się, leżąc na podłodze na plecach. Chwyciłam jakiś kawałek drewna i wbiłam mu w serce, uniemożliwiając mu ucieczkę. Leżał w bezruchu, kompletnie sparaliżowany.
- Żegnaj, Asmodielu...- powiedziałam, biorąc jedną z pochodni oświetlających pokój. Podpaliłam nią wszystkie meble, a potem rzuciłam na podłogę i wyszłam z pokoju, zostawiając go tam, aby się spalił na proch.
Tak samo podpaliłam sypialnię Nathaniela. Na jego twarzy widoczne było przerażenie. Przybiłam go do ściany, aby również nie uciekł.
- To za moją siostrę, Eileen.- szepnęłam mu do ucha.- Asmodiel już się smaży. Teraz pora na Ciebie.- dodałam, podpalając pokój.
Kiedy podłożyłam ogień w całym domu, wyszłam na dziedziniec. Stojące tam wampiry patrzyły na mnie w osłupieniu.
- Jesteście już wolni. Idzcie w świat, gdzie tylko chcecie. Ten, który Was więził zginął.- oznajmiłam im. Po tych słowach wszyscy niemal w tym samym czasie puścili się biegiem, znikając w gęstwinie lasu.
Ludzie z wioski spoglądali przerażeni na płonącą siedzibę swego boga. Szłam szybkim krokiem, by opuścić to miejsce jak najrychlej. Kiedy znajdowałam się przy domu kurtyzan, wybiegła z niego Solaris.
- Eirene... Ty żyjesz...- mówiła zapłakana.
- Tak, ale nie jestem człowiekiem.- odrzekłam.
- Przemienił Cię?- spytała zaskoczona.
- Wiedziałaś, kim jest Ahm, prawda?- powiedziałam z lekkim wyrzutem.
- Tak, wiedziałam.- przyznała ze smutkiem.- Ale zrozum... On mnie porwał z mojej wioski i zmusił, bym była kurtyzaną... Chciałam za wszelką cenę przeżyć. Nawet nie wiesz, jak się bałam...- wyjaśniła, spoglądając na mnie błagalnie.
- Rozumiem. Nie mam Ci tego za złe, bo zdąrzyłam poznać Asmodiela.- odrzekłam ze spokojem.- Ale teraz na szczęście masz go z głowy... Wyjaw więc, proszę, ludziom z wioski prawdę na jego temat.- dodałam.
- Oczywiście, że to zrobię.- potwierdziła Solaris.- A Ty, co zamierzasz?- spytała.
- Ja wybiorę się w podróż. Może kiedyś tu wrócę, może nie.- odpowiedziałam, spoglądając na nią.- Więc chcę Ci podziękować za wszystko, za Twoją pomoc i przyjaźń. Nigdy o Tobie nie zapomnę.- wypowiedziałam te słowa niemal szeptem, czując jak łzy cisną mi się do oczu.
Solaris objęła mnie ramieniem i mocno przytuliła. Jej oczy już były mokre od łez.
- Ja też nie zapomnę o Tobie...- szepnęła.
Nie zdołałam powstrzymać łez. Kiedy odchodziłam płakałam po raz ostatni. Nigdy już nie spotkałam Solaris, jedynie jej potomkinię, Carmen Solares.
Droga na Atlantydę była długa. Podróż zajęła mi cały rok, z czego tydzień płynęłam statkiem. Bałam się trochę, bo Asmodiel mówił, że wyspa wyczuwała wampiry, i likwidowała je. Dlatego właśnie on stamtąd uciekł. O dziwo jednak mnie Atlantyda chyba nie wyczuła.
Przebywając tam, podziwiałam rozwiniętą technologię, która dorównywała współczesnej. Dowiedziałam się również paru rzeczy na temat Asmodiela. Podobno na początku Atlantydą rządzili ludzie. Byli to pierwsi osadnicy, rdzenni Atlanci, którzy kontaktowali się z istotami pozaziemskimi i żyli z nimi w przyjaźni, uzyskując od nich właśnie owe przeróżne wynalazki, dające im przewagę nad innymi rozwijającymi się cywilizacjami. Atlanci nie dzielili się tymi osiągnięciami z resztą świata, odizolowali się od niego. Stali się dumni i samolubni, za co bogowie ich ukarali, zsyłając na wyspę bestię podobną do człowieka, która żywiła się jego krwią, była od niego szybsza i silniejsza. Nie dawało się jej zabić, a co najgorsze, zaczęła tworzyć podobne do siebie stworzenia, przemieniając Atlantów. Tą bestią był Sahrun, pierwszy wampir na ziemi. To on nadał swej rasie taką nazwę. Pokonał mieszkańców Atlantydy, czyniąc z nich niewolników dostarczających pożywienia jego "dzieciom". Sahrun zasiadł na tronie, mianując siebie królem. Panował przez sto lat, po czym przekazał władzę Asmodielowi, jednemu z pierwszych, których przemienił. Po dziesięciu latach na wyspie, wsród niewolników, czyli ludzi, narodził się chłopiec o imieniu Nathan, który posiadł magiczną moc. Rzucił on zaklęcie powodujące, że wyspa zaczęła likwidować wampiry, ale niektóre z nich, tak jak Asmodiel i Nathaniel, rozpierzchły się po świecie. Resztę znacie.
Niestety, po pięciu latach musiałam opuścić wyspę. Gniew bogów ponownie dosięgł Atlantydę. Tym razem została ona zatopiona. Nim całkiem zniknęła pod wodą, ja byłam już daleko, na statku płynącym do Europy. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:09:03 10-03-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 15- Astaroth
Niemal 3 tysiące lat swojego życia spędziłam beztrosko, wyłączając całkiem swoje emocje. Wędrowałam przez lasy, szukając ludzi, niczym drapieżnik pożywienia. Jedyne, co się wtedy dla mnie liczyło, to krew, na dodatek w coraz większych ilościach. Zdarzało się, że dziennie zabijałam trzy, cztery osoby. Tyle krwi...
Piłam bez umiaru, czując się absolutnie bezkarna. Słyszałam o łowcach wampirów, ale przez te 2780 lat swego wampirzego życia nie spotkałam żadnego z nich na swojej drodze. Ale niestety pewnego dnia to szczęście mnie opuściło. Jednak dzięki temu, co się wydarzyło, zaczęłam być rozważniejsza i spotkałam pierwszego wampira, który później dołączył do mojego klanu.
Był to rok 290 przed Chrystusem. Szłam przez las, węsząc za czymś do zjedzenia, a raczej za kimś. Gardło paliło niemiłosiernie, a jak na złość nie mogłam trafić na żadnego człowieka. Nagle wyczułam dwoje ludzi jakieś 2 kilometry przede mną. Biegnąc w wampirzym tempie, pokonałam tę trasę w pięć minut. Zatrzymałam się gwałtownie, widząc sprzęt, jaki mieli ze sobą. Byli to dwaj mężczyźni. Jeden z nich u pasa przepasał na skórzanym pasku mnóstwo drewnianych kołków. Drugi niósł łuk i strzały, które nawet groty miały wyciosane z drewna. Obaj oprócz tego byli obwieszeni czosnkiem i jakimiś amuletami.
-"Łowcy wampirów...."- pomyślałam z lekkim przestrachem, który szybko jednak ustąpił pewności siebie.
Widząc mnie, od razu ujęli swoją broń. Syknęłam, ukazując kły i cofając się do tyłu. Mężczyzna z łukiem wymierzył we mnie, naciągając cięciwę. Jednak nim wypuszczona przez niego strzała przemierzyła pół drogi w moją stronę, uskoczyłam na bok. Strzała uderzyła z impetem w drzewo, łamiąc się na dwie części. Łucznik przeklął. Do akcji ruszył drugi z mężczyzn. Trzymając kołek w ręku rzucił się na mnie. Zręcznie omijałam jego ciosy, ale kiedy z rozpędu wpadłam na drzewo, on trafił w brzuch, przybijając mnie do drzewa. Kolejnymi kołkami przybijał ręce i nogi. Czułam odrętwienie rozchodzące się po moim ciele, od miejsc, w których tkwiły kołki. Sprawdziły się słowa Asmodiela- drewno unieruchamiało wampira, ale go nie zabijało.
Teraz mogli ze mną zrobić, co chcieli. Widziałam, jak mężczyzna z łukiem przygotował pochodnię. Na widok ognia wpadłam w panikę. Pierwszy raz w moim wampirzym życiu bałam się, że zginę. Nie mogłam się ruszyć, a używane przeze mnie ataki psychiczne nie robiły na nich wrażenia. Była to zapewne zasługa amuletów, jakie nosili. Pewnie któryś z nich, albo i wszystkie naraz, działały jak tarcza, chroniąc ich umysły.
Kiedy ów człowiek podszedł po mnie, by podłożyć ogień, coś świsnęło obok, i pochodnia zgasiła się nagle. Potem drugi świst, i kołki wypadły z mojego ciała. Zdezorientowani łowcy próbowali śledzić wzrokiem to coś, co śmigało im przed oczyma z jeszcze większą szybkością niż wampir. Ja tymczasem dochodziłam do siebie. Odrętwienie ustąpiło całkiem po jakiejś minucie. Wstałam, ruszyłam w kierunku mężczyzny z łukiem, i pełna furii rzuciłam mu się do gardła. Drugi chciał mi znów wbić kołek, ale to śmigające coś zwaliło go z nóg, zabierając ze sobą kołek. Nasyciłam się krwią łowców, z ulgą czując, jak palący ból w gardle maleje.
Wtedy śmigające coś zatrzymało się, zmieniając w wysokiego mężczyznę o niebieskich oczach i włosach koloru ciemny blond.
Wampir, który uratował mi życie miał na imię Astaroth i był o wiele młodszy, bo żył zaledwie 376 lat. Urodził się w Grecji, gdzie polowania na wampiry zdarzały się często, więc doskonale wiedział, jaką bronią dysponują łowcy, no i jak się przed nimi ochronić. Z resztą zachowywał się o wiele rozsądniej niż ja. Poruszał się szybciej od przeciętnego wampira, bo posiadał dar teleportacji. Nie rozstawał się również z szarą wilczycą o granatowych, rozumnych oczach. Była ona w połowie wampirem, ponieważ Astaroth znalazł ją w lesie, złapaną w sidła. Podał jej swoją krew, nim umarła, czyniąc z niej ten osobliwy wybryk natury. Nazwał ją Apocalyptica, bo miała takie same oczy jak jego ukochana, o tym samym imieniu, z czasów, kiedy był jeszcze człowiekiem.
Astaroth nauczył mnie, jak polować, by nie zwracać na siebie uwagi. Zbudziłam wtedy uśpione dotychczas człowieczeństwo, ale ograniczyłam je znacznie, blokując większość uczuć, szczególnie tych dobrych.
Właśnie przebywając z nim, wpadłam na pomysł założenia klanu. Nazwa Inferno bardzo mi się spodobała, bo oznaczała piekło. Chciałam bowiem zebrać w nim największe szumowiny ze świata wampirów, i jednocześnie te najpotężniejsze z nich. Marzyłam, żeby zapanować nad światem wampirów. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:24:05 22-03-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 16- Sylvia, Carmen i Alistair
Minęło 1415 lat, nim kolejny wampir dołączył do klanu Inferno.
Był 15 kwietnia, roku Pańskiego 1125. Wraz z Astarothem i Apocalypticą zatrzymaliśmy się w gospodzie. Wchodząc, od razu zwróciliśmy na siebie uwagę wszystkich ludzi.
- Mówiłam Ci, żebyś pozbył się tej wilczycy. Pewnie uważają nas za dziwaków.- powiedziałam zaczepnie, siadając przy dużym, drewnianym stole.
- Lepiej zważaj na swój sposób mówienia i język. Przez ten pobyt na Atlantydzie stałaś się zbyt nowoczesna.- odrzekł Astaroth, uśmiechając się szelmowsko.
- Ech, nienawidzę tego bełkotu, jakim oni się posługują.- westchnęłam.
- Wytrzymaj. Jeszcze parę lat i ta epoka się skończy, tak jak czasy starożytne.- pocieszył mnie.- Przynajmniej mam taką nadzieję.- dodał.
Nagle drzwi wejściowe otwarły się z hukiem. Mimo, że była wiosna, do środka wpadł mroźny wiatr. Na framudze pojawił się nawet szron. W drzwiach pojawiła się wysoka blondynka o niebieskich oczach. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Kiedy przechodziła obok stolików, ludzie odsuwali się, drżąc z zimna. Nieznajoma zatrzymała się przy naszym stoliku. Poczułam wyraźnie bijący od niej chłód. Miałam pewność, że ów mroźny wiatr i szron były jej sprawką.
- Ty jesteś Eirene?- usłyszałam jej przepiękny sopranowy głos, wyprany zupełnie z emocji. Od razu przyszło mi na myśl, że ona jest jeszcze bardziej bezwzględna niż ja. W każdym razie jedno było pewne- stała przede mną wampirzyca.
- Tak, to ja.- potwierdziłam. Astaroth lustrował tę dziewczynę wzrokiem od stóp do głów, co znaczyło, że naprawdę musiała zrobić na nim wrażenie, a było trudne zadanie.
- Jestem Sylvia Cold.- odrzekła blond wampirzyca, siadając przy naszym stole. Astarotha nie raczyła obdarzyć nawet krótkim spojrzeniem, tak jakby w ogóle nie istniał.- Słyszałam, że szukasz zdolnych wampirów do swojego klanu.- kontynuowała, zniżając głos tak, aby siedzący dookoła ludzie nic nie usłyszeli.
- Tak zgadza się.- odrzekłam z uśmiechem.- Chcesz dołączyć do Inferno?- spytałam.
- Jak najbardziej. Nigdy nie spotkałam tak wiekowego wampira, jak Ty. Poza tym uważam, że mój dar powinien Cię zainteresować.- powiedziała Sylvia, a na jej twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
Wstaliśmy od stołu, kierując się ku wyjściu. Astaroth rzucił na stół kilka złotych monet, które potem szybko pozbierał karczmarz.
Kiedy cała nasza trójka znalazła się na zewnątrz,z dala od ludzi, Sylvia rozpoczęła swój pokaz.
- Potrafię tworzyć lód i wodę, oraz go niszczyć.- mówiła, dotykając konaru pobliskiego drzewa, które niemal natychmiast pokryło się cienką warstwą lodu.- Oczywiście ten lód stopnieje dopiero wtedy, kiedy ja będę tego chciała. Temperatura nie ma na niego żadnego wpływu.- dodała, jednym ruchem ręki topiąc to, co stworzyła.
Patrzyłam na to w osłupieniu. Astaroth naprawdę był zaintrygowany Sylvią, i wyraźnie dało się to zobaczyć w jego oczach.
- A co z tym chłodem, który roztaczasz wokół siebie?- spytał.
- Potrafię utrzymywać swoje ciało pod bardzo niską temperaturą.- wyjaśniła ona, po raz pierwszy obrzucając go krótkim spojrzeniem.
- Ile masz lat?- spytałam.
- Dokładnie 95, z czego 22 jako człowiek, a 73 jako wampir. Urodziłam się prawdopodobnie w 1030 roku, a przemieniono mnie 15 września 1052 roku. Nie pamiętam swojego życia sprzed przemiany, więc nie mogę o nim nic powiedzieć. Umiem pisać i czytać, więc raczej należałam do osób zamożnych.- powiedziała Sylvia.
- Muszę Cię uprzedzić, że wstępując do Inferno, nie można już z niego wystąpić. To jedna z reguł.- odrzekłam, podając jej do podpisania deklarację.
Ona szybko przeczytała regulamin, po czym złożyła podpis.
Po 45 latach, 22 lutego roku Pańskiego 1170, do Inferno dołączyła kolejna wampirzyca. Miała na imię Carmen Solares, była wysoką brunetką o ciemnej karnacji, czarnych oczach i latynoskiej urodzie. Miała 148 lat(127 jako wampir, 22 jako człowiek). Urodziła się 14 lutego 1021 roku, a przemieniono ją 22 marca 1043 roku. Jej darem było tworzenie swoich ciał astralnych. Nie minął tydzień od jej wstąpienia do Inferno, a już wdała się z Astarothem w romans.
Nieco później dowiedziałam się, że Carmen jest potomkinią Solaris. Mimo jej licznych związków, które zazwyczaj trwały nie dłużej niż miesiąc, nie byłam na nią zła. Nie potrafiłam.
Dnia 1 sierpnia 1499 roku do Inferno trafił kolejny uzdolniony wampir. Nazywał się Alistair, był wysokim, szczupłym szatynem o brązowych oczach, miał 49 lat(29 jako wampir, 20 jako człowiek). Urodził się 11 listopada 1450 roku, a przemieniono go 10 grudnia 1470 roku. Jego dar polegał na tym, że potrafił wytropić każdego. Mimo młodego wieku był znakomitym tropicielem.
Z początku nie chciał do nas dołączyć. Żył w lasach, z dala od ludzi i innych wampirów, był typowym samotnikiem, nieco dzikim, ale za to doskonale przystosowanym do trudnych warunków.
Jego umiejętności były bardzo przydatne, więc musiałam go namówić. W końcu mi się to udało. Zapewniłam Alistaira, że nikt nie będzie ograniczał jego wolności, i to poskutkowało. Uzyskałam tropiciela. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:53:44 02-04-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Ashley Greene jako Leia Smithson(298l.)- wampirzyca, przemieniona w wieku 17 lat. Potrafi wskrzeszać zmarłych i potem sterować nimi. Jest spokojna, nieco nieśmiała i nieufna wobec obcych. Nie zgadza się z poglądami Eirene, ale nie afiszuje się z tym, wiedząc że nie warto z nią zadzierać. Zazwyczaj nie pije krwi ludzkiej, dlatego jej oczy są koloru rdzawego- burgundowe, lekko przechodzące w miodowy odcień. Eirene przemieniła ją, bo wiedziała, że będzie wyjątkowa, bowiem Leia jeszcze jako człowiek posiadała dar- była medium- potrafiła kontaktować się z duchami.
[link widoczny dla zalogowanych]
Charlie Bewley jako Lucius Lucillus(1299l.)- starożytny wampir, przemieniony w wieku 23 lat. Jego dar to tworzenie pola morfogenetycznego- czyli pola, które niszczy wszystko w promieniu parunastu kilometrów. Był synem rzymskiego konsula. Jest podrywaczem, traktuje kobiety jak zdobycze (zarówno serio jak i w przenośni), interesują go jedynie przelotne romanse. Dla zabawy przemienia niektóre ze swoich ofiar. Jest świetnym strategiem i żołnierzem, szkolono go bowiem na dowódcę rzymskich wojsk.
[link widoczny dla zalogowanych]
Katie Holmes jako Stephanie Wright(650l.)- wampirzyca, przemieniona w wieku 18 lat. Potrafi stworzyć tak silną więź mentalną z daną osobą, że odczuwa ona każde jej uczucie. Umie również wkradać się do czyichś snów i nimi manipulować oraz sprowadzać sen na parę osób naraz. Jest wesoła, pełna życia, uwielbia zabawę. Jej idolką jest Carmen. W głębi duszy szuka kogoś, kto da jej miłość i poczucie bezpieczeństwa, którego nie zaznała jako człowiek, była bowiem sierotą.
[link widoczny dla zalogowanych]
Jamie Campbell Bower jako Dorian McQuinn(450l.)- wampir, przemieniony w wieku 21 lat. Potrafi wywoływać zjawiska pogodowe i wpływać na nie. Jest prawdziwym dżentelmenem. Określa to jako "nawyk" jaki pozostał mu z ludzkiego życia. Kobiety traktuje z szacunkiem, jest wrażliwy na ich piękno oraz ujmująco grzeczny i miły wobec innych. Nie zabija ich również, żywi się tylko krwią mężczyzn.
[link widoczny dla zalogowanych]
Ian Somerhalder jako Edward Swann(290l.)- wampir, przemieniony w wieku 22 lat. Jego dar polega na tym, że może coś zniszczyć bez mrugnięcia okiem, bez ingerencji w komórki ani atomy, ale również coś stworzyć lub przywrócić to, co zniszczył. Nie całkiem świadomy swego potencjału, zgadza się dołączyć do Eirene, która obiecuje mu pomóc w jego rozwoju. Wie, jak niezwykły jest jego dar, co czyni go zarozumiałym i dumnym. Eirene spełnia jego zachcianki, aby nie zechciał odejść. Czuje, że ma władzę i korzysta z tego. Nie pije ludzkiej krwi w ogóle, dzięki czemu jego ocz mają miodowo złotą barwę.
[link widoczny dla zalogowanych]
Tilo Wolff jako Thomas Whisborn(564l.)- wampir, przemieniony w wieku 30 lat. Jego dar to panowanie nad wszelakimi zjawiskami elektrycznymi oraz wytwarzanie piorunów i wyładowań elektrycznych. Nadal zachowuje się tak, jakby żył w XVI wieku. Uwielbia obracać się w towarzystwie arystokracji, oraz błyszczeć wśród nich. Uwiódł Anne i przemienił ją.
[link widoczny dla zalogowanych]
Anne Nurmi jako Anne Stevens(425l.)- wampirzyca, przemieniona w wieku 20 lat. Jej dar to umiejętność rozbijania wszystkich ciał stałych na atomy, a szybkość tego procesu zależy od twardości danego ciała. Z charakteru jest cyniczna, zgorzkniała, nieufna wobec mężczyzn. Jest zagorzałą feministką, nienawidzi Thomasa za to, co jej zrobił, choć kiedyś naprawdę go kochała. Podziwia Eirene za jej niezależność i stosunek do miłości, dlatego też dołącza do jej klanu.
Odcinek 17- Leia i pozostali
Dnia 12 lipca 1505 roku wraz z Astarothem, Sylvią, Carmen i Alistairem dotarłam do Włoch. Zatrzymaliśmy się w hotelu przepięknie położonym na skraju lasu. Wybraliśmy to miejsce głównie ze względu na ten las. Łatwiej nam było polować. Jeśliby nie poszczęściłoby się nam z ludźmi, moglibyśmy pożywić się krwią zwierząt.
Jeszcze tego samego dnia udaliśmy się na polowanie. Kręciliśmy się obok leśnej drogi, którą, sądząc po świeżych śladach kół, przejeżdżało wiele powozów.
Po jakiejś godzinie czekania Carmen zaczęła narzekać i już chciała puścić się w las za jakąś zwierzyną. Wtem do moich uszu doszedł tętent kopyt. Wszyscy ożywili się natychmiast. Usłyszeliśmy w oddali świst, potem krzyki ludzi. Puściliśmy się pędem wzdłuż drogi. Znalazłam się na miejscu najszybciej, w końcu byłam najstarsza. Ujrzałam przewrócony powóz, woźnicę leżącego niedaleko, zupełnie pozbawionego krwi. Krzyk wydobywał się z wnętrza karety, ale szybko ucichł. Niemal natychmiast wyczułam obcego wampira. Wkrótce ze środka wyskoczył wysoki, postawny, dobrze zbudowany mężczyzna o bardzo jasnych blond włosach i błękitnych oczach. Ujrzawszy mnie i moich towarzyszy, którzy właśnie się pojawili, uśmiechnął się szeroko. Pewność siebie, jaką wyczytałam z jego myśli, działała mi na nerwy. Przymknął oczy i utworzył falę, którą uderzył w nas. Wszystkich, prócz mnie i Astarotha, odrzuciła daleko w las. Nas dwoje jedynie zwaliła z nóg. Po drodze fala zmiotła z powierzchni ziemi woźnicę, konie, powóz i najbliższe drzewa. Podniosłam się w oka mgnieniu, piorunując nieznajomego wzrokiem. On spojrzał na mnie zaskoczony. Zaczęłam torturować jego umysł i ciało. Upadł na ziemię.
- Co robisz, przestań!- krzyczał.
- Mam przestać?- zaśmiałam się.- Ty pierwszy nas zaatkowałeś.- odrzekłam, zmniejszając jednak dawkę bólu.
- Bo to mój teren. Poza tym nie miałem pojęcia, że mam do czynienia z dwoma starożytnymi.- wstał powoli.
Astaroth stał już za mną, gotowy zaatakować nieznajomego.
- Ach tak... W takim razie wybacz.- uwolniłam go całkiem spod działania swego daru.- Nie wiedzieliśmy, że poluje tu inny wampir. Wydaje mi się jednak, że to zbyt duży teren jak dla jednego wampira.- dodałam.
- No to co? Przebywam tu od jakichś 50 lat, i nikogo ze swej rasy nie spotkałem.- odrzekł, prostując się całkiem.
- Rozumiem. Zatem czy użyczyłbyś nam swego terytorium?- spytałam grzecznie.
- A mam jakiś wybór?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Cóż, rozumny jesteś.- uśmiechnęłam się lekko.
Sylvia wybiegła zza drzew ku nieznajomemu, gotowa wyrwać mu serce. Zatrzymałam ją jednym gestem ręki. Cała trzęsła się z gniewu, ale stanęła w miejscu.Carmen i Alistair wrócili tuż po niej.
- Co to był za atak? Ten, który użyłeś przeciwko nam.- spytał Astaroth spoglądając na niego z nutką zainteresowania w oczach.
- Pole morfogenetyczne. To pole o sile, która potrafi zniszczyć wszystko w promieniu paru kilometrów, prócz kamieni, skał i wampirów.- odrzekł nieznajomy z uśmiechem.
Kiedy to usłyszałam, nie ukrywam, byłam pod ogromnym wrażeniem. Od razu przyszło mi na myśl, że przydałby mi się ktoś taki w Inferno.
- Jak się nazywasz i ile masz lat?- spytałam po chwili namysłu.
- Lucius Lucillus.- ukłonił się z gracją.- Żyję już 794 lata.- powiedział z dumą.
- Nieźle. Tylko ja i Astaroth jesteśmy od Ciebie starsi.- przyznałam z uśmiechem. Coraz bardziej pragnęłam mieć go w swoim klanie.
- Czy chciałbyś do nas dołączyć?- spytał nagle Astaroth, jakby czytając mi w myślach.
- Właśnie. Tworzymy klan, Inferno, i przydałby nam się ktoś taki jak Ty.- dopowiedziałam, spoglądając na Luciusa wyczekująco. Sylvia spiorunowała mnie wzrokiem, ale zignorowałam to.
- Cóż... Właściwie czemu nie. Nigdy nie należałem do klanu, poza tym chciałbym poznać starożytne wampiry. Należę do takowych, ale jeszcze nie spotkałem podobnych sobie wiekiem.- odrzekł on.
I tak Inferno powiększyło się o nowego członka. Lucius urodził się 22 maja 711 roku, a przemieniono go 10 czerwca roku 734, co znaczyło, że przeżył 23 lata jako człowiek, a 771 jako wampir.
Sylvia uważała, że powinniśmy go zabić za to, co nam zrobił, ale Astaroth wyjaśnił jej, jak cenny może być dar Luciusa. Dodatkowo na jego korzyść przemawiał fakt, iż urodził się w starożytnym Rzymie, i w młodości szkolono na żołnieża, a jego ojciec był dowódcą oddziału. Lucius umiał więc myśleć strategicznie, co uznałam za spory atut. Dzięki niemu nasz klan mógł wreszcie stanąć do walki o władzę w świecie wampirów.
Jakieś dziesięć lat później, w roku 1515 cały nasz klan udał się do Anglii. Tam rozniosła się wieść wśród wampirów, że chętnie przyjmiemy kogoś uzdolnionego do Inferno. Zgłosiło się wielu, ale przez ponad 100 lat naszego pobytu w Londynie tylko dwa wampiry spełniły moje oczekiwania. Dnia 12 grudnia 1515 roku dołączyła do nas Stephanie Wright, niska brunetka o brązowych oczach. Miała 155 lat, z czego 18 przeżytych jako człowiek i 137 jako wampir. Urodziła się 12 września 1360 roku, a przemieniona została 10 grudnia 1378. Jej dar był doprawdy niezwykły. Potrafiła łączyć się z kimś tak silnie zarówno mentalnie, jak i fizycznie, że dana osoba czuła wszystko to, co ona, ginęła też razem z nią. Był to dobry sposób na szantaż. Dodatkowo potrafiła połączyć się z wieloma osobami naraz, oraz sprowadzać sen i manipulować snami.
Dnia 25 czerwca 1670 roku zgłosił się kolejny wampir, którego zdolności zwróciły moją uwagę. Był to Dorian McQuinn, wysoki, szczupły chłopak o porcelanowej cerze, ciemnoniebieskich oczach i półdługich włosach w kolorze ciemnego blondu. Miał 110 lat, z czego 89 wampirzych, a 21 ludzkich. Urodził się w Walii, 12 marca 1560 roku, przemieniono go 20 maja 1581. Jego darem było wywoływanie przeróżnych zjawisk pogodowych, oraz manipulacja już powstałymi. Uznałam, że ta umiejętność będzie przydatna, w końcu tego typu zjawiska mają ogromną siłę.
Kiedy przebywałam wśród ludzi, a konkretnie angielskiej arystokracji, około roku 1738, dowiedziałam się, że gdzieś na obrzeżach Londynu mieszka dziewczyna, która podobno widzi duchy i potrafi z nimi rozmawiać. Wszyscy uważali ją za wariatkę, ale mnie zaintrygowała. Słyszałam o takich ludziach. Nazywano ich medium, czyli łącznikami między światem żywych, a światem zmarłych. Oczywiście od razu tam pojechałam. Zatrzymałam się w hotelu i zaczęłam odwiedzać dom państwa Smithson, gdyż owa dziewczyna była ich córką. Nazywała się Leia i miała 17 lat. Urodziła się 12 marca 1721 roku.
Byłam pod ogromnym wrażeniem jej umiejętności i zastanawiało mnie to, czy jej dar rozwinąłby się po przemianie. Czułam, że ta dziewczyna ma potencjał, tak jak swego czasu Asmodiel wyczuwał go u mnie.
Doszłam do wniosku, że jest tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać.
Dnia 10 maja 1738 roku wybrałam się z Leią na spacer. Namówiłam ją, byśmy przeszły się dróżką prowadzącą przez las rosnący niedaleko jej domu.
Leia była wyraźnie mną zafascynowana, od dnia, w którym pierwszy raz przekroczyłam próg jej domu. Dodatkowo jako jedyna wierzyłam w to, że widzi duchy i z nimi rozmawia.
Spytałam ją, czy chce ze mną odejść, jak najdalej, by mogła w spokoju rozwijać swój dar. Zgodziła się, chociaż targały nią wahania. Martwiła się, że rodzice jej na to nie pozwolą. Przytuliłam ją, odgarniając włosy z jej szyi. Wsłuchana w tętno Lei, zapewniałam ją, że nie będzie potrzebowała ich zgody. Potem wbiłam kły. Jej świeża, ciepła krew cudownie gasiła palący ból w gardle. Musiałam się jednak pilnować, by nie zabić jej od razu. Kiedy była już bliska śmierci, oderwałam kły od szyi i ułożyłam ją delikatnie na trawie. Leia patrzyła na mnie przerażona, pytając ciągle, co ja jej zrobiłam. Nic nie odpowiedziałam, jedynie wyszarpałam na swoim nadgarstku kłami niewielką ranę i przyłożyłam Lei do ust.
- Pij, jeśli chcesz przeżyć.- powiedziałam, gotowa zmusić ją do tego. Posłuchała.
Przez miesiąc uczyłam ją, jak przetrwać, a potem dołączyła do Inferno. Nie bardzo miała na to ochotę, ale wiedziała, że sama sobie nie poradzi.
Tak jak myślałam, jej dar rozwinął się, i to znacznie. Potrafiła teraz ożywiać zmarłych, wzywając ich dusze i "wkładając" je do ciał, a potem ich kontrolować. Oczywiście działało to w obie strony. Kiedy nie byliby już potrzebni, dusze odesłałaby z powrotem do krainy umarłych, a ciała do grobów.
Taka armia żywych trupów mogła okazać się bardzo przydatna, więc dbałam o to, aby Leia nie zechciała opuścić klanu. Dawałam jej wiele przywilejów, nie naciskałam, by piła ludzką krew, więc zazwyczaj polowała na zwierzęta. Czasem udaje mi się ją namówić na krew ludzką, ale tylko z banku krwi. Leia nie potrafiła zabić człowieka.
W XIX wieku Inferno powiększyło się o kolejnych 3 członków. Pierwszym z nich był Edward Swann, wówczas 80-letni wampir. Dołączył w 1800 roku. Urodził się 14 sierpnia 1720 roku, a przemieniony został 22 lata później, 20 października 1742. Jego dar zaliczał się do tych najniebezpieczniejszych. Edward potrafił swoim umysłem zmieść z powierzchni ziemi absolutnie wszystko, jak również przywrócić z powrotem w takim stanie, w jakim było przed zniknięciem. Ale nie tylko to różniło jego dar od pola morfogenetycznego Luciusa. Edward, w przeciwieństwie do niego, mógł zniszczyć jedną rzecz, a nie parę naraz, i to w dodatku nie mogła się ona poruszać, bo musiał skupić na niej swój wzrok. W swoim długim życiu spotkałam tylko jednego wampira, który dysponował podobnym darem, co Edward. Za wszelką cenę chcąc go utrzymać w Inferno, dałam mu wiele swobód. Stał się przez to lekko rozwydrzony, ale cóż... Nie mogłam stracić tak cennego nabytku.
Kolejnymi wampirami, które trafiły do Inferno, byli Thomas Whisborn i Anne Stevens. Co ciekawe, znali się, ponieważ to Thomas przemienił Anne, i ona miała do niego o to ogromny żal. On dołączył do mojego klanu w 1856 roku, a Anne w 1870. Z początku nie była pewna, czy chce należeć do Inferno, skoro był tam on, ale ostatecznie uznała, że nie zrezygnuje z powodu jakiegoś tam byłego narzeczonego, który zniszczył jej życie, czyniąc z niej wampira.
Thomas urodził się dnia 15 grudnia 1446 roku, a 16 grudnia 1476, dzień po swoich 30 urodzin został przemieniony. Potrafił tworzyć i kontrolować wyładowania elektryczne, takie jak pioruny, błyskawice, prąd. Dar Anne natomiast był podobny do tego, którym dysponował Edward, tyle że polegał na niszczeniu komórek, co w konsekwencji równało się zniszczeniu ciała, dodatkowo, nie mogła cofnąć tego procesu, ale również musiała skupić wzrok na danej osobie lub przedmiocie. Potrafiła znisczyć każdą strukturę. Jej dar w sumie nie był czymś rewelacyjnym, ale uznałam, że lepiej mieć o jednego "niszczyciela" więcej. Anne urodziła się 10 maja 1585 roku, Thomasa poznała 20 czerwca 1604, a przemienił ją 12 lipca 1605 roku, kiedy miała 20 lat. W chwili dołączenia do Inferno miała łącznie 285 lat.
Były to ostatnie obce mi wampiry, jakie dołączyły do klanu. Od 1870 do 2000 roku budowaliśmy wspólnie wizerunek Inferno i jego pozycję w świecie wampirów, zwyciężając potyczki z innymi klanami. Uzyskaliśmy należny nam szacunek, i przede wszystkim władzę.
Ostatnio zmieniony przez namida1991 dnia 1:04:08 02-04-11, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:16:38 05-04-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Chace Crawford jako Isturath(4505l.)- wampir, starszy brat Eirene, przemieniony w wieku 24 lat przez jedną z wampirzyc, ktore przybyły wraz z Asmodielem, Aurorę. Jego dar to umiejętność manipulacji komórkami- może je uzdrawiać, niszczyć lub wywoływać mutacje. Jest podobny do siostry, dodatkowo brutalny, bezwzględny i miewa sadystyczne zapędy. Dla swoich sióstr jest niezwykle opiekuńczy, gotów dla nich na wszystko. Eirene myślała, że zginął, więc jego pojawienie się będzie dla niej szokiem.
[link widoczny dla zalogowanych]
Silvia Navarro jako Aurora(4580l.)- wampirzyca, która wraz z Asmodielem i Nathanielem uciekła z Atlandtydy. Wredna, rozpieszczona, nie liczy się z nikim, lubi zabijać dla zabawy, ceni sobie wolność. Przemieniła Isturatha. Potrafi panować nad wodą i ją tworzyć.
Odcinek 18- Isturath. Powrót Asmodiela.
Dzień 12 maja 2002 roku był jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. Już wtedy zaczęła pękać skorupa, jaka przez wieki obrosła me serce. Tego dnia wrócił bowiem mój brat, Isturath.
Kiedy zobaczyłam go w drzwiach kwatery głównej Inferno, myślałam, że śnię.
- Witaj siostrzyczko...- powiedział, uśmiechając się szeroko.
Rzuciłam mu się na szyję, a z moich oczu niemal natychmiast popłynęły łzy.
- Ty żyjesz...- wydusiłam z siebie.
- Słyszałem, że moja młodsza siostra słynie z okrucieństwa i chłodu emocjonalnego, a tu proszę...- zaśmiał się, ocierając moje łzy.
- Isturath... To naprawdę Ty...- odrzekłam z uśmiechem i zaprosiłam go do środka.- Myślałam, że zginąłeś...- powiedziałam, kiedy znaleźliśmy się w moim gabinecie.- Długo nie wracałeś, więc poszłam do lasu. Salimm udał się tam ze mną. Znalazłam mnóstwo krwi, jej ślad prowadził do siedziby. Znalazłam jedynie Twój amulet...- opowiedziałam, wyjmując z szafki szkatułkę, po czym otworzyłam ją kluczem, który zawsze miałam przy sobie. Potem podałam bratu ów amulet.
- Szukałem go...- Isturath ujął go delikatnie w dłonie, by po chwili włożyć na szyję.- To dobrze, że Ty go znalazłaś.- dodał z uśmiechem.
- Jak to się stało, że jesteś wampirem?- spytałam.
- Kiedy poszedłem na polowanie, spotkałem śliczną dziewczynę.- zaczął po chwili milczenia.- Miała na imię Aurora. Chwilę rozmawialiśmy, a potem rzuciła się na mnie. Wyrwałem się jej, ale zdąrzyła mnie poważnie zranić. Biegłem przez las, krwawiąc. Kiedy znalazłem się przy domu Ahma, myślałem że ktoś tam może mi pomóc. Ostatkiem sił przeskoczyłem mur, ale ona i tak mnie dopadła.- mówił o tym z niezwykłym spokojem.- Powiedziała potem, czym jestem, i że dała mi dar nieśmiertelności, bo się jej spodobałem. Jakiś czas później uciekłem. Wiedziałem, że nie mogę do Was wrócić. Nie chciałem nikogo skrzywdzić.- dodał na koniec.
- Aurora? Nie pamiętam, by ktoś taki był w orszaku Ahma.- powiedziałam zdezorientowana.
- Przybyła wraz z nim, ale rzadko bywała w jego kwaterze. Wolała wolność, więc większość czasu spędzała w lesie.- wyjaśnił Isturath.
- Więc to ona była tą bestią czającą się w lasach, przed którą nas przestrzegano.- oświeciło mnie nagle.
- Otóż to...- odrzekł on z uśmiechem.- A jak to było z Tobą?- spytał po chwili.
- Cóż, kiedy zniknąłeś, mamie, Eileen i mi było ciężko.- westchnęłam.- W końcu sytuacja zmusiła mnie do tego, że zostałam kurtyzaną...- mówiłam z trudem, patrząc na gniewną minę Isturatha.- Zrozum, musiałam to zrobić.- wyjaśniłam.
- Dobrze. Kontynuuj.- odrzekł, a jego twarz rozpogodziła się nieco.
- Potem, tuż przed ślubem Eileen, do naszych drzwi zapukał Oddział...- urwałam, biorąc głęboki oddech. Isturath ożywił się, słysząc o Oddziale.- Zabrali mnie i ją... Matka chciała ich powstrzymać...- ciągnęłam dalej.- Sztyletem ojca zaatakowała Ismana, ale on wyrwał jej go i podciął mamie gardło...- mówiłam, a z moich oczu popłynęły łzy. Od tamtej chwili czułam, że coś się we mnie zbudziło. Nie mogłam opanować swoich uczuć.- Zabrali nas... Salimm chciał powstrzymać swojego ojca, ale on go nie posłuchał. Wyobraź sobie, że to właśnie dzięki niemu Oddział przez tyle czasu omijał nasz dom.- powiedziałam.
- Dzięki niemu?- spytał z niedowierzaniem Isturath.
- Tak.- potwierdziłam.- Ale niestety wtedy nie mógł nam pomóc. Isman był pod wpływem Issis, jednej z kurtyzan, która chciała się mnie pozbyć.- opowiadałam dalej.- Kiedy znalazłyśmy się wraz z innymi w celi, w domu Ahma, odkryłyśmy co nas czeka. Eileen zabrał Nathaniel, przyjaciel Ahma, jakiś tydzień przede mną. Ja poszłam jako ostatnia, wraz z dwiema innymi dziewczynami. Je zabił od razu, a mnie przemienił. Powiedział mi wszystko o wampirach i swoje losy. Tak naprawdę nazywał się Asmodiel i uciekł z Atlantydy, kiedy przez pewne zaklęcie ta wyspa zaczęła zabijać wampiry.- wyjawiłam bratu prawdę.
- No tak. Wiedziałem, że nie był żadnym bogiem.- odrzekł Isturath.
- Przez jakiś czas Asmodiel uczył mnie wszystkiego. Odkryłam swój dar. Tak jak on przypuszczał, jestem wyjątkowa. Jestem Łapaczem Myśli.- powiedziałam. Po minie Isturatha i wczytaniu w jego myśli, byłam pewna, że dobrze wiedział, co znaczy być Łapaczem.- Ja w międzyczasie dokonałam zemsty na Issis i Ismanie, dowiedziałam, że Salimm popełnił samobójstwo niedługo po tym, jak mnie wywieziono do Ahma. Potem spaliłam dom Asmodiela wraz z nim i Nathanielem, odeszłam z wioski, podróżowałam, aż w końcu założyłam klan.- zakończyłam swą opowieść.- Właśnie, a jaki jest Twój dar?- spytałam po chwili.
- Potrafię manipulować komórkami ciał, mutować je, niszczyć i uzdrawiać.- powiedział z uśmiechem Isturath.
- Nieźle.- przyznałam.- Może więc dołączysz do Inferno?- zaproponowałam.
- Pewnie, że tak. W końcu ktoś musi Cię pilnować.- odrzekł.
Tak oto powrócił mój brat, wnosząc do mego pustego życia radość.
Dnia 30 sierpnia 2002 roku, na mojej drodze ponownie stanął Asmodiel. Do tamtej pory byłam pewna, że go zabiłam. Okazało się jednak, iż Aurora, owa wampirzyca, która przemieniła Isturatha, uratowała go. Była w lesie, kiedy zauważyła pożar. Jej darem było tworzenie wody, więc zgasiła płomienie, nim spaliły Asmodiela, wyjęła mu kołek i wyciągnęła z pokoju na zewnątrz. Tak samo uczyniła z Nathanielem. Zabrała ich do dalekiego kraju na wschodzie, gdzie w spokoju się regenerowali. Potem, przez lata, szukali wampirów, które należały do ich dawnej świty.
Na początku dowiedzieliśmy się o tym, że pewien klan tworzy nam konkurencję. Do ich siedziby wysłaliśmy więc Astarotha z wezwaniem na bitwę. Za obupulną zgodą na termin wybraliśmy datę 31 sierpnia, o godzinie 20.00, na łące leżącej niedaleko kwatery Inferno. Leia teleportowała się wraz z Astarothem i Isturathem na cmentarz. Mój brat, dzięki swemu darowi, regenerował co bardziej rozłożone ciała trupów ożywionych przez Leię. Z tą armią stanęliśmy naprzeciwko wrogiego nam klanu. Od razu zauważyłam Nathaniela i jakąś dziewczynę obok niego. Była ładną, szczupłą blondynką średniego wzrostu. Jej myśli dobitnie wskazywały na to, jak jest pusta i rozpieszczona. Zabijała dla zabawy, nawet wtedy, kiedy nie była głodna, a tego nie mogłam tolerować. Wyczytałam również, że to ona jest ową Aurorą. Reakcja Isturatha na jej widok utwierdziła mnie w tym. Syknął, mierząc się z nią wzrokiem. Ona uśmiechnęła się niemal tryumfalnie.
Ja obrałam sobie za pierwszego przeciwnika Nathaniela- w końcu zabił moją siostrę, więc musiałam ją pomścić.
Byliśmy już gotowi do walki, kiedy na ich czele stanął on- Asmodiel. Nic w jego wyglądzie ani zachowaniu się nie zmieniło.
- Zanim zaczniemy chcę porozmawiać.- powiedział, patrząc na mnie znacząco.
Wraz z nim udałam się do mojego gabinetu w kwaterze Inferno.
- Eirene, nie przybyłem tu walczyć, lecz zaproponować Ci pewien układ.- powiedział Asmodiel, kiedy byliśmy już sami.
- Jaki układ?- spytałam podejrzliwie.
- Sprawa wygląda następująco.- zaczął.- Pamiętasz, jak Ci opowiadałem o czasach, kiedy byłem królem Atlantydy?- spytał.
- Tak, pamiętam. I co z tego?- odrzekłam oschle.
- Jest możliwość, aby Atlantyda wynurzyła się spod wody, i bym ponownie stał się jej władcą.- wyjaśnił z uśmiechem.- Ale potrzebuję do tego Ciebie.- dodał po chwili.
- Po co?- zdziwiłam się. Wcale nie miałam zamiaru mu pomagać.
- Cóż, tak się składa, że Twoja matka była córką tego, który rzucił zaklęcie na wyspę. Wampiry w odwecie chciały ją zabić, więc musiała uciekać. Jej ojciec stworzył magiczne kamienie, które niszczyły naszą rasę.- opowiadał, lekko rozparty na krześle.- Aby oszukać czar, potrzebuję Ciebie, jedynego jej dziecka, które jest pół krwi z niej, i pół z ojca. Isturath był tylko z ojca, z kolei Eileen z matki. Gdybym wziął ją, wyspa obwołałaby Twoją siostrę jedyną królową, a mnie by odrzuciła lub zabiła.- wyjaśniał, przyglądając mi się z uwagą. Zrozumiałam wtedy, czemu, kiedy byłam na Atlantydzie, wyspa mnie nie zniszczyła. W końcu byłam księżniczką.
- Mam już magiczne berło, dzięki któremu Atlantyda wynurzy się z wody...- kontynuował Asmodiel.- Więc jedyne, czego mi potrzeba, to klucz, który otworzy mi do niej drzwi. Eirene, będziesz moją królową.- powiedział to tak, jakby kusił mnie tą perspektywą.
- Mam Ci pomóc? Chyba zwariowałeś!- wybuchnęłam gwałtownie.- Nie mam zamiaru być królową, a już na pewno nie Twoją. Wynoś się stąd!- wstałam z krzesła, gestem nakazując mu opuszczenie pokoju. On w wampirzym tempie znalazł się tuż obok mnie, zaciskając mi dłoń na szyi.
- Nie zapominaj, że jestem od Ciebie starszy, bardziej doświadczony i przede wszystkim silniejszy.- wysyczał mi do ucha, przyciskając mnie do ściany swoim ciałem.
- A Ty nie zapominaj, że już raz Cię pokonałam.- odrzekłam chłodno.
- Jak widać, nie do końca Ci się to udało, skoro teraz tu jestem.- zaśmiał się, wolną ręką wodząc po moim udzie.
- Tak, niestety. Żałuję, że nie dopilnowałam, byś się usmażył w tym pokoju.- uśmiechnęłam się złośliwie, po czym zaczęłam torturować umysł i ciało Asmodiela z taką siłą, na jaką było mnie stać. Puścił moją szyję, zginając się wpół. Syknął z bólu, wyginając się w przeróżne strony. Widok, jak cierpi, sprawiał, że tylko zwiększałam dawkę.
- Eirene, nie doceniłem Cię...- wykrztusił ledwie przytomny.
- Masz rację, nie doceniłeś... Minęło sporo czasu, moje dary bardzo się rozwinęły, Asmodielu...- powiedziałam z satysfakcją.- Więc nie chwal się, że jesteś ode mnie starszy, bo to nie ma nic do rzeczy... Oboje jesteśmy Łapaczami, więc mamy równe szanse.- dodałam, uwalniając go w końcu spod działania mego daru.
- A więc dobrze. Niech wszystko rozstrzygnie się w walce.- odrzekł on, wstając. Obrzucił mnie chłodnym spojrzeniem, po czym wyszedł z gabinetu, a ja tuż za nim.
Ostatnio zmieniony przez namida1991 dnia 18:25:13 05-04-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:17:34 24-04-11 Temat postu: |
|
|
Simone Simons jako Eileen(4498l.)- młodsza siostra Eirene, przemieniona parę dni przed nią przez Nathaniela. Potrafi rozpoznawać aury, dzięki czemu odróżnia istoty, wpływya również na aurę, dzięki czemu manipuluje nastrojem i zachowaniami innychy. Lubi poznawać nowe struktury aur. Pod względem zachowania podobna do rodzeństwa, ale ludzie ją fascyują, więc często z nimi rozmawia, zanim ich zabije.
Odcinek 19- Eillen
Rozpoczęła się walka. Na pierwszy ogień poszły ożywione przez Leię trupy. Kierowała nimi, pokazując jak mają walczyć oraz utrzymywała je przy życiu tak długo, jak mogła, a Isturath pomagał jej je uzdrawiać. Leczył również rany pozostałych. Stephanie bawiła się świetnie, usypiając kolejne wampiry, dzięki czemu, mimo przewagi liczebnej klanu Asmodiela, szala zwycięstwa przechylała się ku Inferno.
Thomas pomagał Anne unieruchamiać wampiry dzięki elektryczności, a kiedy byli chwilowo sparaliżowani, ona rozwalała ich na atomy. Lucius uważnie używał pola, głównie na zwarte grupy wroga, by nie zranić przypadkiem kogoś z Inferno. On również dawał nam rady co do strategii, no i, jak to żołnież, wspaniale walczył wręcz. Dorian osłaniał Leię, Astaroth pomagał Stephanie, lecz kiedy ta połączyła się ze wszystkimi wampirami z klanu Asmodiela, włącznie z nim samym, ataki na nią ustały, w końcu zabicie jej znaczyło śmierć całego jego klanu. Astaroth ruszył wtedy w sam środek pola. Teleportacja uczyniła z niego szybkiego zabójcę, niemożliwego do złapania. Edward z rozkoszą używał swego daru, sprawiając, że wrogie wampiry w mgnieniu oka przestawały istnieć. Dzikość i niezwykła zwinność drapieżnika czyniły z Alistaira groźnego przeciwnika. Carmen, tworząc swoje ciała astralne, podwajała nasze siły. Dodatkowo jej wdzięk, gracja i uroda rozpraszały męską część klanu Asmodiela. Sylvia z wrodzoną gracją zamrażała wampiry do głębin ich ciał, by potem jednym mocnym ciosem rozbić tak powstałe "figury lodowe" na najmniejsze kawałki. Ja zajęłam się walką z Nathanielem i Asmodielem. Pomagał mi jak zawsze Astaroth, a Isturath po tym, jak rozprawił się z Aurorą. Rozszarpał ją z ogromną satysfakcją na kawałki, uprzednio niszcząc jej komórki dzięki swemu darowi. Aurora próbowała oczywiście przeciągnąć go na swoją stronę, ale na niego nie działała jej ładna buzia.
- Wybacz, ale ważniejsza jest dla mnie siostra. Poza tym zniszczyłaś mi życie, czyniąc mnie potworem. No i straszna z Ciebie suka, na dodatek zarozumiała i rozpieszczona.- odrzekł.- Poza tym wampiry, które zabijają ludzi dla zabawy są dla mnie nikim.- dodał, po czym wyrwał jej serce.
Asmodiel, jak wyczytałam z jego myśli, był pod wrażeniem darów, jakim dysponowali moi druhowie. W jego klanie nie było takich perełek. Pod koniec bitwy na łące zapłonął ogromny stos wampirzych ciał. Z tej walki Inferno wyszło bez strat, nie licząc żywych trupów, które po starciu z wampirami same się rozpadały.
Za to z klanu Asmodiela pozostał tylko on i Nathaniel. Mimo moich usilnych starań, nie dałam rady ich zabić. Po walce nie mogłam już tego zrobić, bo to było niehonorowe. Przeklęłam w duchu. Postanowiłam jednak, że rozprawię się z tą dwójką kiedy indziej.
- Pokonałaś mnie, ale to jeszcze nie koniec.- odezwał się Asmodiel, uśmiechając lekko.- Mam dla Ciebie kolejną propozycję, a propo naszej rozmowy tuż przed bitwą.- dodał po chwili.
- Nie mam zamiaru Ci pomagać, rozumiesz?- wysyczałam gniewnie.
- Nathanielu, mów.- zwrócił się do swojego kompana Asmodiel, całkowicie ignorując mój wybuch gniewu, co rozjuszyło mnie jeszcze bardziej.
- Spokojnie...- powiedział Nathaniel, spoglądając na mnie swoim hipnotycznym wzrokiem. Chciał użyć swego daru, ale natykając się na moją tarczę mentalną, zrezygnowany westchnął tylko.- A więc...- ciągnął dalej.- Muszę Cię zawiadomić, Eirene, że Twoja siostra, Eileen, żyje.- ogłosił z uśmiechem.
- Co? Jak to?- spojrzałam na niego totalnie zaskoczona.
- Ona żyje i ma się całkiem dobrze.- odrzekł Nathaniel.- Przemieniłem ją. Kiedy dowiedziała się, że zostałaś złożona Ahmowi w ofierze, uciekła. Jednak, jako jej "ojciec", wiem gdzie jest. Jeśli pomożesz Asmodielowi przejąć władzę na Atlantydzie, powiem Ci, gdzie zaszyła się Twoja siostrzyczka.- zaproponował, spoglądając na mnie wyczekująco.
Byłam kompletnie rozdarta. Nie miałam zamiaru pomagać Asmodielowi, ale musiałam odnaleźć siostrę, jeżeli naprawdę żyła. Alistair zbliżył się do mnie. W myślach przekazał mi swój plan. On, jako tropiciel, chciał sam poszukać Eileen.
- Nie, nie pomogę.- odrzekłam w końcu.
- Dobrze... A więc nie chcesz odnaleźć siostry...- zaśmiał się Asmodiel.- Wrócę za jakiś czas, by zobaczyć, czy jednak zmieniłaś zdanie...- dodał, po czym zniknął wraz z Nathanielem w lesie.
- Nie martw się, znajdę ją.- zapewnił mnie Alistair.
Potem wszyscy udaliśmy się do kwatery Inferno, gdzie dałam Alistairowi naszyjnik, który dawno temu nosiła Eileen, oraz, w razie czego, parę innych jej rzeczy, jakie zabrałam z domu, nim opuściłam wioskę. Trzymałam je w specjalnej skrzyni. Były tam również pamiątki po matce, ojcu, Isturathcie i oczywiście Salimmie.
- Zapach jest niewyraźny, ale myślę, że wyczuję go dokładnie.- powiedział Alistair, starając się uchwycić zapach mej siostry. Po jakimś czasie dokładnie się z nim zapoznał i wyruszył w podróż.
Dnia 2 stycznia 2004 roku Alistair wrócił. Stanął w drzwiach, a za nim ona- moja siostra. Eileen w ogóle się nie zmieniła od czasu, kiedy widziałam ją po raz ostatni. Jedynie jej oczy zdradzały, że nie była już tak niewinna i bezbronna jak kiedyś.
- Nie do wiary... Ty naprawdę żyjesz...- powiedziałam, przygarniając ją do siebie. Po raz kolejny nie mogłam opanować łez, które cisnęły mi się do oczu. Wyraźnie czułam, jak ogarniają mnie uczucia, jakich dawno nie czułam, ale już ich nie blokowałam. Chciałam, by powróciły. Dzięki nim zaczęłam żyć.
- Alistair, nawet nie wiem, jak Ci podziękować...- zwróciłam się do mojego podopiecznego, który stał cały czas przy ścianie, patrząc na moje powitanie z siostrą.
- Ależ nie masz za co, Eirene. To był mój obowiązek wobec klanu, i ogromna przyjemność, w końcu jestem tropicielem. Muszę rozwijać swój dar.- odrzekł on, uśmiechając się lekko.
- Dziękuję Ci. Możesz odejść.- powiedziałam, odwzajemniając uśmiech.
Alistair skłonił się lekko i udał na górę. Zaprosiłam Eileen do swego gabinetu, gdzie usiadłyśmy, by spokojnie porozmawiać.
- Mów, co się z Tobą działo?- spytałam.
- Eirene...- odezwała się pierwszy raz od swego przybycia. Jej głos był tak samo delikatny i kojący, jak przedtem.- Kiedy Nathaniel zabrał mnie z celi, poszliśmy do jego pokoju. Tam mnie przemienił.- rozpoczęła ze smutkiem.- Przez parę dni próbowałam się zabić. Znając opowieści babci o nosferatu, postanowiłam że nie chcę tak żyć. Ale Nathaniel wybił mi to z głowy. Wmawiał, że mnie kocha...- urwała.- Ja jednak mu nie wierzyłam. Pewnego dnia powiedział mi, że zostałaś zabrana do Ahma. Wtedy uciekłam.- zakończyła, spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem.- Myślałam, że nie żyjesz... Na szczęście odnalazłaś mnie... Alistair mówił, iż to właśnie Nathaniel powiedział Ci o mnie.- zagadnęła.
- Tak, miałam niewielką potyczkę z jego klanem.- odrzekłam, kiwając twierdząco głową.- Wygrałam oczywiście. Ale byłam zdziwiona, widząc go ponownie.- ciągnęłam dalej.- Wiesz, niedługo po tym, jak mnie przemienił, i kiedy wyciągnęłam od niego wszystkie przydatne informacje, postanowiłam go zabić. Przyśpieszyłam mój plan po tym, jak dowiedziałam się, że Salimm popełnił samobójstwo.- na te słowa Eileen spojrzała na mnie ze smutkiem.- Zrobił to przez swojego ojca. Wyobraź sobie, że to dzięki Salimmowi Oddział mijał nasz dom.- dodałam.
- Ach, rozumiem. Salimm chronił Ciebie i Twojej rodziny. W końcu Cię kochał.- odrzekła Eileen.- Nie dało się nie zauważyć, że byłaś mu bliska, Eirene. Chciałam, abyście w końcu się zeszli, ale Twój upór wszystko psuł.- dodała, widząc moją zdezorientowaną minę.
- No tak.- westchnęłam.- Mniejsza z tym.- powiedziałam.- Po pogrzebie Salimma poszłam do jego domu. Zastałam tam Ismana i tę sukę Issis, która ze mną pracowała. Okazało się, że to ona sprowadziła Oddział na nasz dom. Zawsze chciała się mnie pozbyć, więc nie zdziwiło mnie to...- zrobiłam pauzę, by wziąć głęboki oddech przed tym, co miałam wyznać.- Ją zabiłam, a z Ismana zrobiłam nosferatu.- powiedziałam.- Jak się potem dowiedziałam, wieśniacy go zabili, odcinając mu głowę.- dodałam.
- Należała mu się taka kara.- stwierdziła Eileen.- Żeby słuchać jakiejś kurtyzany, a nie błagań własnego syna?- oburzyła się, marszcząc brwi.
- Tak, z pewnością mu się należało.- zgodziłam się od razu.- Wracając do mojej historii... Po powrocie od Salimma, zajęłam się Ahmem, a właściwie Asmodielem.- poprawiłam się. Z myśli siostry wyczytałam, iż znała całą tę historię z ucieczką z Atlantydy, więc z pewnością znała prawdziwe imię Ahma.- Obezwładniłam go jednym ze swoich darów, czyli torturami psychicznymi i fizycznymi siłą umysłu, potem przybiłam kołkiem do podłogi. Tak samo zrobiłam z Nathanielem. Następnie podpaliłam cały dom, mając nadzieję, że obaj się tam usmażą.- Eileen słuchała mojej opowieści w skupieniu.- Niestety, nie wiedziałam, że jest ktoś trzeci z nich. Była to wampirzyca imieniem Aurora. Uratowała ich.- dodałam, krzywiąc się lekko.
- Tacy to zawsze mają szczęście.- powiedziała Eileen z nutką pogardy w głosie.- Mówiłaś, że torturowanie siłą umysłu to jeden z Twoich darów? Więc jest ich więcej?- spytała z ciekawością, dokładnie mi się przyglądając.
- Tak.- odrzekłam.- Jestem Łapaczem Myśli, czyli...- zaczęłam, chcąc wyjaśnić.
- Wiem, co to znaczy być Łapaczem. Pewnie cały czas czytasz mi w myślach.- przerwała mi Eileen.- Czułam w Twojej aurze coś niezwykłego od początku.- uśmiechnęła się szeroko.
- Jak to czułaś w mojej aurze?- spytałam zaintrygowana.
- Taki mam dar. Widzę i czuję aury wszystkich stworzeń, dzięki czemu szybko je rozpoznaję. Dodatkowo mogę wpływać na czyjąś aurę, dzięki czemu manipuluję zachowaniem, emocjami, uczuciami...- wyjaśniła.
- Jestem pod wrażeniem.- odrzekłam.
- Właśnie, skoro ponownie jesteśmy razem, chciałabym dołączyć do Inferno.- poprosiła Eileen.
Na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Kiedy dokonałyśmy wszystkich formalności, i moja siostra była już członkinią klanu, wstałam, wyprowadzając ją z gabinetu.
- Mam dla Ciebie niespodziankę. Nie tylko my dwie przeżyłyśmy.- powiedziałam, prowadząc ją do salonu, gdzie siedział już Isturath.
Eileen oszalała z radości, kiedy go ujrzała. Przez resztę dnia we trójkę wspominaliśmy dawne dzieje, opowiadaliśmy o tym, co robiliśmy przez minione wieki. Potem pozostali członkowie Inferno poznali moją siostrę. Luciusowi od razu wpadła w oko. Nie musiałam czytać mu w myślach, by o tym wiedzieć. W sumie nie miałam nic przeciwko niemu.
Kolejne dni mijały mi błogo. Niestety, i ta błogość musiała się w końcu skończyć.
Ostatnio zmieniony przez namida1991 dnia 0:29:52 24-04-11, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:28:55 09-05-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 20- Asmodiel. Ostatnie starcie
Dnia 6 lutego 2006 roku Asmodiel w końcu pojawił się, tak jak uprzedzał. Tym razem jednak przyprowadził ze sobą prawdziwą armię.
- Ci na przedzie to demony. Cała reszta z tyłu to wampiry.- powiedziała Eileen, przyglądając się naszym wrogom.
- Przyprowadził demony?- spytałam z niedowierzaniem.- A więc współpracuje z Podziemiami... Jest nas o wiele za mało. Nawet licząc z tymi trupami, które ożywiła Leia.- dodałam.
- Faktycznie.- stwierdził Alistair.
- Może zmiotę ich wszystkich polem morfogenetycznym?- zaproponował Lucius.
- Demony nie są bytami cielesnymi, więc na nie to nie zadziała.- odezwała się Stephanie.- Wiem, bo znałam kiedyś czarodziejkę. Opowiadała mi o demonach.- wyjaśniła, widząc nasze pytające spojrzenia.
- Astaroth, teleportuj mnie na cmentarz. Zbiorę jeszcze większą armię.- powiedziała Leia.
- Wytrzymacie chwilę bez nas?- spytał resztę Astaroth, łapiąc Leię za dłoń.
- Tak. Idźcie, damy radę.- odrzekłam.- Tylko wracajcie szybko.- dodałam.
On jedynie się uśmiechnął i po chwili teleportował wraz z Leią.
- W takim razie musimy opracować jakąś strategię.- odezwał się Lucius.- Ale najpierw musimy wiedzieć więcej o demonach.- dodał, kierując swój wzrok na Stephanie.- Co jeszcze o nich wiesz?- spytał.
- Powstały z żywiołu ognia, dlatego jest on ich główną bronią. Potrafią ciskać ognistymi kulami, oraz teleportować się, stawać niewidzialnymi.- odrzekła ona.- Podobno ataki mentalne na nie działają... Aby je zabić, trzeba rozszczepić molekuły ich ciała za pomocą eliksiru bądź zaklęcia, albo po prostu schłodzić ich ciało.- dodała, spoglądając na Luciusa.
- Świetnie... Tak więc zrobimy tak. Sylvia ich zamrozi, a Anne, Edward i ja będziemy rozwalać.- powiedział Lucius.- I skoro ataki mentalne powinny na nich działać, to Stephanie spróbuje się z nimi połączyć, Eileen wpłynąć na ich aury, Eirene użyje swoich darów. Ty Thomas możesz narobić trochę zamieszania.- dodał.
- Dorian, pomożesz mi.- odezwała się Sylvia.- Żeby zwiększyć siłę mojego lodu, przyda się zamieć śnieżna.- spojrzała na niego znacząco.
- Da się zrobić.- odrzekł on z uśmiechem.- Powitamy ich bardzo chłodno.- dodał.
- Wspaniale.- przyznał Lucius.- Dodatkowo Carmen i Alistair będą ich atakować, żeby byli rozproszeni. Isturath zajmie się leczeniem ran, no i będzie ochraniał Stephanie i Eileen.- zakończył, uśmiechając się szeroko.
- No to idziemy.- wydałam polecenie. Wszyscy opuścili kwaterę Inferno, by stanąć po raz drugi, na tej samej łące, naprzeciw armii Asmodiela.
- Eirene... Wiesz, iż nie zależy mi na walce...- zaczął, a jego wzrok przemknął po grupce stojącej za mną, zatrzymując się na Eileen.- Widzę, że odnalazłaś swoją siostrę. No cóż, to znaczy, iż raczej nie unikniemy walki.- powiedział z udawanym smutkiem. Nathaniel stał u jego boku, obserwując Eileen z dezaprobatą. Z tego, co wyczytałam z jego umysłu, nie znieść faktu, że jego "dziecko" będzie walczyć przeciwko niemu.
- Może przejdźmy od razu do rzeczy, zamiast gadać.- odrzekłam oschle.
Asmodiel odszedł na bok i dał demonom znak ręką, by rozpoczęły atak. Sylvia wraz z Dorianem wyszli im na przeciw. Po paru minutach rozpętała się śnieżyca. Wtedy Sylvia kucnęła i dotknęła dłońmi ziemi, która w błyskawicznym tempie pokryła się grubą warstwą lodu. Mimo wiosennej pory cała łąka pokryta była śniegiem. Armia demonów zatrzymała się w połowie drogi. Widocznie nie odpowiadała im taka atmosfera. Stephanie wpadła w trans, próbując dotrzeć do umysłów demonów. Eileen skupiła się na aurach, wprowadzając wyraźne zamieszanie. Jej dar działał. Demony zaczęły rzucać kulami ognia. Jako że ogień był śmiertelnym wrogiem wampira, każdy z nas musiał wykazać się giętkością, by ominąć kule. Jedynie Dorian i Edward zostali lekko ranni. Na szczęście mieliśmy w swoim klanie Isturatha, który skutecznie ich wyleczył, wpływając na komórki. Po jakichś dziesięciu minutach, w tym iście zimowym klimacie niektóre słabsze demony zaczęły zamarzać. Nieruchome, stawały się bezbronne. Ich ciała twardniały, pokrywając się szronem, co uniemożliwiało im teleportację. Wtedy do akcji wkroczyli nasi niszczyciele. Najpierw Lucius zmiótł większość z nich polem morfogenetycznym, a tymi, którzy wytrzymali, zajęła się Anne i Edward. Z uśmiechem patrzyłam na to, jak rozpadają się i znikają. Mina Asmodiela zdradzała niezadowolenie.
Kiedy na polu bitwy znajdowały się już tylko wampiry, Leia i Astaroth wrócili. Mieli ze sobą naprawdę sporą armię ożywionych trupów. Isturath wzmocnił ich rozkładające się komórki, aby nie rozpadli się od razu.
- Nie doceniłem Cię, Eirene...- stwierdził z uśmiechem Asmodiel.- Ale i tak nie poradzisz sobie z tą armią wampirów.- dodał, dając swoim żołnierzom znak, by rozpoczęli walkę.
Moją uwagę przykuł tryumfalny uśmiech Stephanie. Nagle część wampirów po prostu zapadła w sen. Asmodiel był w szoku.
- Zdolna jestem, prawda?- zaśmiała się głośno Steph. Reszta wampirów od razu obrała ją sobie za cel.- Nie radzę. Połączyłam się z każdym z Was, więc zabijając mnie, zabijecie i siebie.- ostrzegła ich Stephanie. Mimo tych słów i ochrony Isturatha jeden z wampirów zranił ją poważnie w brzuch. W tym momencie taka sama rana pojawiła się na ciele wszystkich naszych wrogów, nawet Nathaniela i Asmodiela.
- A nie mówiłam?- zaśmiała się lekko Stephanie, osuwając prosto w ramiona Isturatha, który od razu zaczął ją leczyć. Podczas leczenia Stephanie przerwała swoją więź z armią Asmodiela, by i oni nie zostali wyleczeni. Alistair z furią rzucił się na atakującego wampira, wyrywając mu serce. Reszta również ruszyła do walki. Nasi ranni przeciwnicy byli łatwi do pokonania. Nim zdążali się zregenerować, byli już martwi.
Korzystając z okazji, że Asmodiel był również ranny, ruszyłam ku niemu. Wkrótce u mego boku znalazła się Eileen.
- Ależ my jesteśmy niewdzięczne, Eirene.- odezwała się do mnie.- Obie chcemy zabić tych, którzy dali nam nieśmiertelność, naszych ojców... Ale cóż to za ojcowie?- zaśmiała się dźwięcznie.
Potem każda z nas poszła w swoją stronę. Podczas gdy Eileen zajęła się osłabianiem aury Nathaniela, ja stanęłam do walki wręcz z Asmodielem. Jego rana szybko się regenerowała,więc za każdym razem kierowałam swoje ciosy prosto w nią, rozrywając ją od nowa.
- To boli, Eirene... Jak możesz tak traktować tatusia?- spytał Asmodiel z drwiącym uśmiechem, wskazując na ranę.
- Zadam Ci taki ból, że będziesz błagał o śmierć.- wysyczałam, budząc swój najpotężniejszy dar. Widziałam, że pozostałym członkom Inferno zostało do zabicia dosłownie paru niedobitków z wielkiej armii Asmodiela, więc uznałam, iż moja tarcza mentalna nie jest już im potrzebna. Całą swoją siłę mentalną skupiłam na swoim przeciwniku. Asmodiel upadł na ziemię, krzycząc wniebogłosy.
- Tym razem dopilnuję, abyś naprawdę zginął, na zawsze.- powiedziałam, delektując się jego cierpieniem. W tym czasie Eileen, z pomocą Anne i Edwarda, pozbyła się Nathaniela. Asmodiel spoglądał z przerażeniem, jak ciało jego przyjaciela rozpada się na drobne cząstki, które potem, dzięki darowi Edwarda, rozpływają się w powietrzu.
- Teraz Twoja kolej, Asmodielu.- odezwała się Eileen, podchodząc do mnie.- Poddaj się szybko, a unikniesz bólu.- dodała, dając znak Anne i Edwardowi. Ci natychmiast podeszli, by zająć się nim.
Ja wraz z Eileen starałyśmy się osłabić Asmodiela, po to by poddał się darowi Anne i Edwarda. On jednak był o wiele potężniejszy od Nathaniela. Przy Asmodielu nawet Edward zaczynał tracić wiarę w siebie. Wkrótce dołączył do nas Isturath, starając się zniszczyć komórki ciała Asmodiela. Także i Thomas pomógł osłabić go dzięki wyładowaniom elektrycznym, które wzmacniała burza z piorunami, wywołana przez Doriana.
Minęły chyba ze dwie godziny, nim Asmodiel w końcu się poddał. Jego ciało rozpadło się, a Edward sprawił, że szczątki zniknęły. Poczułam ogromną ulgę, bo on już nie powróci. Nigdy.
====================================================================
[link widoczny dla zalogowanych]
Mark Taccher jako Fabian(4560l.)- potężny mag, z początku chce zabić Eirene, ale zakochuje się w niej.
Epilog
Po tym wszystkim nadeszła pora na miłość. Być może pojawienie się mojego rodzeństwa i świadomość, że żyją, obudziła we mnie ludzkie uczucia. Nigdy nie myślałam, że po śmierci Salimma zdołam jeszcze kogoś pokochać, i to w taki sposób. Miłość między mną a Fabianem zdawała się być niemożliwa, ponieważ z natury jesteśmy wrogami. Ja jestem wampirem, on magiem. Jego zadaniem jest chronić ludzi przed takimi potworami, jak ja. Jakim cudem więc połączyło nas takie uczucie? Któż to wie...
Z początku Fabian chciał mnie zabić. Chodził za mną tygodniami, czekając na odpowiedni moment, by zaatakować. Czułam, że ktoś mnie śledzi, ale nie miałam pojęcia kto to był.
Do konfrontacji doszło na polanie, kiedy dla odmiany polowałam na zwierzęta. Od razu wyczułam, kim on jest. Nie stosował ataków psychicznych, bo wiedział, że jestem Łapaczem Myśli i potrafię je blokować. Zaczął więc od walki wręcz. Omijałam jego ciosy z właściwą mi wampirzą zwinnością. Nasza walka bardziej przypominała taniec. Kiedy zaczął używać ataków magicznych, ja również włączyłam swoje dary. Parę razy rzuciłam nim telekinetycznie o pobliskie drzewa. Potem chciałam użyć tortur fizyczno-psychicznych, ale napotkałam na blokadę.
- Myślałaś, że tylko Ty potrafisz utworzyć tarczę mentalną?- usłyszałam jego głos. Spodobał mi się jego niski tembr, który działał na mnie uspakajająco. Niestety to był mój błąd. Fabian wstał, i bardzo szybko przemieścił w moim kierunku. Jednym ciosem powalił mnie na ziemię, pochylając nade mną i blokując swoim ciałem tak, że nie mogłam uciec. Kiedy się ze sobą zetknęliśmy, po moim ciele przeszedł dreszcz. Wtedy nasze oczy się spotkały. Patrzyliśmy na siebie jak zahipnotyzowani. Fabian uwolnił z uścisku moje ręce, dotykając opuszkami palców mojego policzka. Czułam przyjemne ciepło, kiedy to zrobił. Obudziły się we mnie uczucia, jakich dawno nie czułam. Od razu przypomniał mi się Salimm. Na wspomnienie o nim z moich oczu popłynęły łzy.
- Nie jesteś zła...- szepnął Fabian.- Po prostu wybrałaś złą drogę... Zbłądziłaś...- spojrzał na jedną z łez, która zatrzymała się na jego palcu.- Chcesz zapomnieć o tym, jak bardzo cierpisz.- dodał.
- Skąd Ty...?- zaczęłam, totalnie oszołomiona.
- Właśnie przed chwilą otworzyłaś mi swój umysł.- wyjaśnił.- Z resztą wiele można wyczytać z łez.- dodał.
- Po co mi to mówisz, skoro masz mnie zabić?- spytałam rozżalona.
- Ależ nie mam takiego zamiaru... Już nie, Eirene.- odrzekł prawie szeptem, zbliżając swoją twarz do mojej.
Ten pocałunek był niezwykły. Czułam się tak, jakbym latała wysoko nad ziemią. Tego uczucia nie da się opisać słowami. By zrozumieć moje emocje, trzeba to po prostu poczuć.
Ta chwila połączyła nas ze sobą na zawsze.
Miłość odmieniła mnie całkowicie. Fabian sprawił, że stałam się taka, jak dawniej. Jak z czasów, zanim Ahm przybył do naszej wioski.
Pewnie zastanawiacie się, co dalej? Zmieniłam się... Chciałam zlikwidować Inferno i puścić wszystkich wolno, ale wiecie co? Żaden z członków klanu mi na to nie pozwolił, nawet Leia, której wcale ten klan nie odpowiadał. Zawsze myślałam, że ucieszyliby się, móc być znowu wolnymi.
- Eirene...- zwrócił się do mnie Astaroth.- Dałaś nam możliwość przynależności do grupy. Dzięki Tobie żadne z nas nie jest już samotne. Nie opuścimy klanu. Przez te lata staliśmy się jak rodzina.- powiedział, uśmiechnąwszy się lekko. Uściskałam wszystkich mocno, wzruszona tymi słowami. Czułam, że naprawdę kogoś uszczęśliwiłam.
Nie tylko ja odnalazłam miłość. Leia w końcu dostrzegła uczucie Doriana, zdając sobie sprawę, że była jedynie zauroczona Astarothem. Stephanie i Alistair także się zeszli. Anne doceniła starania Thomasa, odkryła, że nadal go kocha, i wybaczyła mu wszystko. Lucius zdobył serce mej siostry, Eileen. Nie mogłam sobie wyobrazić dla niej lepszego wybranka. Carmen usidlił Luke, 580-letni wampir spoza klanu. Isturath związał się z 380-letnią Samanthą, która była pół człowiekiem, pół wampirem. Nawet chłodne serce Sylvii zabiło mocniej. Jej ukochanym był 1500-letni wampir Louis.
Tak oto każdy znalazł szczęście i miłość.
KONIEC CZ. I
pt. "Eirene".
JUŻ NIEDŁUGO CZĘŚĆ II "VAMPIRES FROM HELL" OPOWIADAJĄCA O LOSACH WAMPIRZYCY SYLYVII
Ostatnio zmieniony przez namida1991 dnia 11:17:15 14-05-11, w całości zmieniany 3 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|