|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Który z villanów powinien odegrać znaczącą rolę w finale serialu? |
Manuel Rodriguez |
|
12% |
[ 1 ] |
Esperanza Guzman |
|
12% |
[ 1 ] |
Lucrecia De La Fuente |
|
12% |
[ 1 ] |
Rodrigo Santanez |
|
0% |
[ 0 ] |
Carmen Gordillo |
|
0% |
[ 0 ] |
Oskar Gutierrez |
|
0% |
[ 0 ] |
Tobias Castillo |
|
0% |
[ 0 ] |
Manuel, Esperanza i Santanez |
|
12% |
[ 1 ] |
Manuel i Esperanza |
|
37% |
[ 3 ] |
Ostatni odcinek powinien być bez villanów |
|
12% |
[ 1 ] |
|
Wszystkich Głosów : 8 |
|
Autor |
Wiadomość |
Kris Prokonsul
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 3476 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:23:22 10-09-08 Temat postu: |
|
|
Z powodu mojego załamania psychicznego zmieniłam zdanie i przeczytałam zaległe odcinki Ogólnie się nic nie zmieniło i odcinki są po prostu świetne
Ostatnio zmieniony przez Kris dnia 20:25:18 10-09-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Liddy Mistrz
Dołączył: 10 Lip 2007 Posty: 13299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:39:28 11-09-08 Temat postu: |
|
|
Ciekawy odcinek Fajna scenka pomiędzy Arturo i lekarką Alejandro uważa,że Lucrecia to dobra dziewczyna To się dopiero myli Odcinki są super ale ja nie mam teraz za bardzo czasu na forum Także mogę komentować z opóźnieniem Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 21:58:26 11-09-08 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za wszystkie komentarze
Pozdrowienia dla takich osób jak: a_moniak, *~Lidka*~, ~~Basia~~ oraz Kris
46 ODCINEK
Mieszkanie Liliany.
Ksiądz Salvador zapukał do drzwi i na swoje szczęście, ale przede wszystkim na szczęście Caroliny, Liliana Matos była w domu i otworzyła drzwi. Ksiądz wszedł dalej, a dziewczyna i jej ojciec pozostali niezauważeni na korytarzu czekając na swoją chwilę...
- Co tu ksiądz robi o tej porze? – zdziwiła się Liliana.
- Przynoszę ci dobrą nowiną. Nawet nie masz pojęcia jaką – odparł ksiądz.
- O czym ksiądz mówi?
- Lepiej usiądź, bo to co chcę ci powiedzieć jest bardzo ważne. Za chwilę odzyskasz to o czym od dawna marzyłaś...
- Nic z tego nie rozumiem. Nie może ksiądz jaśniej?
- Mogę. Odnalazłem twoją córkę!
- Jak to?
- Dziś ją ponownie spotkałem. Wiem jak się nazywa. To Carolina Gomez. Ma 20 lat. Teraz mam pewność, że wszystko się zgadza!
- Mój Boże... To gdzie ona jest? Poznałeś jej adres? Muszę ją zobaczyć! Niech ksiądz mnie do niej zaprowadzi – cieszyła się Liliana.
- To nie będzie konieczne...
- Nie? No tak... Ta dziewczyna pewnie nie chce mnie znać. Ale ja jej wszystko wyjaśnię. Przecież jej nie porzuciłam...
- Spokojnie Liliano. Nie musisz jej odwiedzać, bo ona jest tutaj. Przyprowadziłem ją i jej przybranego ojca...
W tej chwili Carolina i Adrian weszli do środka. Radość i łzy szczęścia napłynęły do oczu Liliany, ale i jej córka również była bardzo wzruszona. Obie nie wiedziały jak rozpocząć rozmowę. Była to chwila na którą obie czekały od dłuższego czasu. Teraz marzenia zostały urzeczywistnione...
Hotel.
- Co się stało? – zapytał Alejandro widząc jak Martin wyraźnie posmutniał po swojej krótkiej rozmowie telefonicznej.
- Dzwonił Arturo. Jest w szpitalu w stolicy – odparł Martin.
- W szpitalu? Co się stało?
- Ktoś próbował go zabić. Jest ranny w rękę. Musimy go odwiedzić...
- Pojedziemy z wami – zasugerowała Marina.
- To dziwna sprawa – dodała Soledad.
- Pewnie po raz kolejny próbowano zabić kogoś niewygodnego dla tej całej sprawy – stwierdził Javier.
- Nie trzeba. Jest już zbyt późno. Pojadę tylko ja i mój brat – uciął spekulacje Alejandro...
- Musimy dowiedzieć się więcej szczegółów na temat tej napaści na Arturo – powiedział zaniepokojony Martin...
Stolica.
Szpital.
- Przyjechałem najszybciej jak się dało – powiedział Bruno.
- Mam nadzieję, że byłeś uważny i czujny. Sandoval mógł kazać cię śledzić – odparł Arturo.
- Nic z tych rzeczy. Dawniej zauważyłem, że to robił, ale teraz ma do mnie pełne zaufanie. Poza tym nie miałby do tego głowy, bo nieźle popił na tym przyjęciu. Ale nie o nim przyszedłem tu z panem rozmawiać. Jak to się stało?
- To był płatny zabójca i cudem udało mi się wyjść z tego cało. Widocznie to rzeczywiście Bóg nade mną czuwa i nie chce abym już dołączył do mojej żony. Chyba wreszcie podziękuję za to i pójdę do kościoła... Wyspowiadam się też u ojca Salvadora...
- Dobrze, że to tylko niewielka rana. To był na pewno ktoś od Ricarda. Może Tobias Castillo? Poznał pan tego typa?
- To nie on. Wiem jak tamten wygląda. To był zupełnie inny człowiek, co nie zmienia faktu, że chciano mnie zabić! Oni usiłują zlikwidować wszystkich niewygodnych których mają na drodze. Niestety jak zwykle nie mamy dowodów, że to ich sprawka...
- Znajdziemy je. Jest ku temu z pewnością bliżej niż dalej. Jakim cudem pan jeszcze nie wyszedł? Zabójca może chcieć tu wrócić...
- A niech wraca. Niczego się tam nie boję. Chciałem wrócić, ale lekarka mi zabroniła. Nie mam wyjścia. Wypiszą mnie dopiero jutro. A przecież nie mamy czasu do stracenia, więc po co go marnować w tym okropnym miejscu? – westchnął komendant...
Hacjenda rodziny Sandovalów.
Ricardo i Isabela wrócili do swojej hacjendy w fatalnych nastrojach. Sandoval był już dość pijany, a mimo to rzucił się na kanapę i wyciągnął butelkę whisky.
- Napijesz się żono? – zwrócił się bełkotliwym głosem do Isabeli.
- Jesteś pijany. Przestań wygadywać bzdury i lepiej idź już spać – odpowiedziała zniesmaczona Isabela.
- Nie denerwuj mnie! Ten cały Peralta znów sobie ze mnie zakpił! A myślałem, że ten zabójca ze stolicy jest czegoś wart! Znowu się myliłem... A na dodatek zauważyłem, że moje rządy niezbyt podobają się Esperanzie i Manuelowi. Chyba szykują jakąś akcję przeciwko mnie...
- Nie przesadzaj. Oni nic nie mogą. Może rzeczywiście nie podoba im się, że mamy nad nimi taką władzę, ale co zrobią? Nie mają ani ludzi ani pomysłów żeby nas wykurzyć. Za to my będziemy szybsi i wyeliminujemy ich, prawda?
- Taaak... Wyeliminujemy, ale teraz jedyne o czym myślę to spanie i cisza, więc daj mi spokój – powiedział Ricardo...
- Jak chcesz, ale nie myśl, że oszczędzisz Esperanzę. Sama ją załatwię zanim ona załatwi nas wszystkich – pomyślała Isabela...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
- Mam nadzieję, że szybko posprzątają ten chlew – denerwował się Manuel na widok prawdziwego burdelu jaki miał miejsce w salonie.
- Nie denerwuj się kotku. Sądzę, że mamy ważniejsze problemy na głowie – odparła Lucrecia.
- Co ty nie powiesz... Myślisz, że nie wiem co wyprawiasz? Kompletnie ci odbiło? Podrywasz jednego z tych degeneratów? Zdurniałaś do reszty?
- Widzę, że jesteś zazdrosny. Nie sądziłam, że możesz wydobyć z siebie takie uczucia...
- Daj spokój Lucrecio. Sięgnęłaś dna skoro latasz jak pierwsza lepsza za Sergiem Munosem...
- Może i za nim latam, ale pierwsza zrobiła to moja kuzynka. Widocznie oni są stuprocentowymi mężczyznami. Jedna straciła głowę dla Sergia, a druga dla Gustavo.
- Nie wkurzaj mnie!
- Pozwolisz Soledad odejść?
- Nigdy nie była moja. Ważniejsze są interesy...
- Czyżby? Posmutniałeś kotku... Masz mnie, ale niedługo zajmę się tylko Sergiem, więc korzystaj póki możesz...
- Nigdy z nim nie będziesz skoro on woli Marinę.
- Nie bądź taki pewny. Z pomocą Simona uda mi się zdobyć mężczyznę na którym mi zależy...
- Tobie zależy tylko na pieniądzach. Nie musisz udawać przynajmniej przede mną, bo dobrze cię znam.
- Przekonasz się, że wyjdzie na moje, bo rzuciłam na niego urok i nie obchodzi mnie czy jest bogaty czy biedny. Po prostu będzie mój i tylko mój – stwierdziła zadowolona Lucrecia...
Hotel.
- Dobrze, że jesteś sama – powiedział Simon odwiedzając Marinę.
- Jestem sama, bo Javier i Soledad wyszli na spacer, a ja wolałam
zostać – odparła dziewczyna.
- Jesteś bardzo szczęśliwa. Mogę wiedzieć dlaczego?
- Nie twoja sprawa... On nie może przecież wiedzieć, że ojciec żyje. Nikt nie może wiedzieć – pomyślała Marina...
- Tak mi przykro, ale niedługo zniknie szczęście bijące z twoich oczu.
- O co ci chodzi Simon?
- Widziałem dziś Sergia Munosa i jego brata jak byli na przyjęciu w waszej dawnej już rezydencji. Byli w znakomitej komitywie z Manuelem i Esperanzą.
- Kłamiesz! Oni nie przebywaliby w jednym pomieszczeniu z tymi zdrajcami!
- Nie kłamię. Spytaj Sergia co robił z twoją kuzynką Lucrecią. Zastałem ich podczas romantycznego pocałunku. Myślałem, że będzie cię obchodzić to co robi twój chłopak... a tymczasem on nie dochowuje ci wierności i zabawia się z Lucrecią...
- Wyjdź stąd! Nie wierzę w ani jedno twoje słowo!
- Lepiej uwierz, bo taka jest prawda. Jeżeli Sergio jest tak dobry za jakiego go uważaj to może powie ci całą prawdę. Żegnaj
kochanie – powiedział na koniec Simon...
- To nie może być prawda. On powiedział to aby zrobić mi na złość. Sergio nigdy by tak nie postąpił – zastanawiała się Marina...
Mieszkanie Liliany.
- Nie mogę w to uwierzyć – drżącym głosem powiedziała Liliana tuląc swoją córkę.
- Ja również... Myślałam, że pani nie żyje. Mówiono, że zmarła pani przy porodzie – mówiła ze łzami w oczach Carolina. Doznała olśnienia, że przecież to ta sama kobieta której niedawno pomogli...
- Jak widzisz żyję... A ja myślałam, że ten bydlak Ricardo, twój prawdziwy ojciec kazał cię zabić po tym jak wykradł cię ze szpitala. Wiem, że to dla ciebie trudne i masz swoją rodzinę, ale uwierz mi, że to nie moja wina. Jestem twoją mamą Carolino... Piękne imię ci wybrano. Ja nawet nie zdążyłam nadać ci go przed laty...
- To cud, ale zarówno ja jak i pani żyjemy...
- Nie mów do mnie pani. Mów do mnie mamo... chociaż wiem, że na to jest zbyt wcześnie...
- Oto Adrian Gomez, to on i jego żona wychowywali mnie przed lata. Moja przybrana mama już nie żyje, ale dzięki temu człowiekowi miałam godne życie...
- Miło mi. To co pan zrobił jest naprawdę czymś wspaniałym. Nie starczy mi życia aby panu dziękować...
- Co za spotkanie. Widzimy się po raz drugi. To przeznaczenie, że Carolina mogła panią odnaleźć. Wtedy gdy była pani w naszym domu nikt nie miał jeszcze pojęcia, że prawda jest na wyciągnięcie ręki – stwierdził Adrian...
- Jak mogłam nie poznać podobieństwa? A przecież coś przeczuwałam...
- Panie Adrianie. Zostawmy na chwilę Lilianę i Carolinę same. Mają sobie tyle do wyjaśnienia. Wrócimy za kilkanaście minut – zauważył ksiądz Salvador.
- Ma ksiądz rację. Niedługo wrócimy – odparł Adrian...
- Masz wspaniałego człowieka za ojca – powiedziała po chwili Liliana...
- Wiem... Zupełnie różni się od mojego biologicznego ojca – westchnęła Carolina...
Stolica.
Szpital.
- Napędziłeś nam stracha przyjacielu – powiedział Alejandro na widok Arturo.
- Raczej ten zabójca napędził go mnie – odparł żartobliwie Arturo. Mam prośbę panowie.
- Co tylko zechcesz – powiedział Martin...
- To sprawa życia lub śmierci. Nakarmijcie mi moją papugę. Od rana nic nie jadła...
- Ty i te twoje żarty... Powinieneś myśleć o sobie, a nie o papudze. O mały włos nie zginąłeś...
- Ale żyję. Zróbcie to. I po co tu przychodzicie? Wiesz, że nie możesz się nigdzie pokazywać Alejandro. Co to za numery? Dziękuję, że mnie odwiedzacie, ale więcej ostrożności...
- Dzisiaj spotkałem się ze swoimi dziećmi. Już wiedzą, że żyję. Nareszcie – stwierdził Alejandro...
- Jedyna dobra wiadomość w tym cholernym dniu – podsumował Peralta.
Tymczasem...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
Esperanza nie mogła zasnąć. Wyszła na balkon hacjendy, bo wieczór był ciepły i piękny. Rozglądała się dookoła na pracowników Ricarda którzy usypiali podczas sprawowania warty.
- Co za gamonie. Byle kto mógłby się tu dostać. Śpią zamiast wykonywać swoją pracę – pomyślała Esperanza.
Po chwili zauważyła jak z dołu z odległości kilkudziesięciu metrów stał ktoś w kapturze i patrzył prosto w nią. Wyciągnął broń i wycelował w jej kierunku. Przestraszona Esperanza nie zdołała się nawet ruszyć, ale strzał zatrzymał na jednej z doniczek leżących niewiele dalej. Esperanza uciekła do środka i schowała się gdy słyszała drugi i trzeci wystrzał. Potem widziała już tylko sylwetkę w pośpiechu opuszczającą granice hacjendy... |
|
Powrót do góry |
|
|
Kris Prokonsul
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 3476 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:44:08 12-09-08 Temat postu: |
|
|
Wow kto śmiał strzelić do Esperanzy ???
Z fartem ,że ten ktoś miał zeza
Odcinek ciekawy a ten kon iec mnie powalił...
Aż brak mi słów....
Może wystarczy tyle:
"Po raz kolejny swietny odc " |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:10:17 13-09-08 Temat postu: |
|
|
Super odcinek
Pierwsze spotkanie matki i corki. Nie obyło się bez chwili wzruszenia. Zarówno Liliana jak i Carolina były szczęśliwe.
Arturo zostal w szpitalu. Powiedział Brunowi, że ktos go chciał zabić, ale nie udalo mu się. Zamierza pójść wreszcie do kościoła i do spowiedzi. Martin i Alejandro martwili się o przyjaciela. Napędził im stracha. A Arturo się martwi o papuge, że głodna biedaczka.
Simon powiedział Marinie, że Sergio całował się z Lucre. Ona nie chciala mu wierzyć i wyrzuciła go. Ciekawe czy zapyta się o to Sergia
Ktoś strzelał do Esperanzy i nie trafił. Trzeba było iść do okulisty Podejrzewam, że tą osobą jest Isabela. Wiele razy obiecywała, że zabije Esperanzę.
Pozdrawiam i czekam na newik |
|
Powrót do góry |
|
|
a_moniak Mistrz
Dołączył: 21 Lut 2007 Posty: 12531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 12:34:38 13-09-08 Temat postu: |
|
|
super odcinek
w końcu Liliana mogła poznać i zobaczyć swoją córkę, a wszystko dzięki księdzu
Artura mają zamiar odwiedzić Alejandro z Martinem, w szpitalu też był Bruno... zdają sobie sprawę ze to ludzie od Sandovala chcieli zgłądzić Arura ale dowodów nie ma...
Ricardo nieźle się upił.. Isabela chce zlikwidować Esperanzę..
Lucrecia chce za wszelką cenę zdobyć Sergia...
Simon od razu poszedł do Mariny powiedzieć jej że Sergio jest w dobrej komitywie z Manuelem y Esperanzą, oraz ze całował się z Lucrecią, mam nadzieję ze dziewczyna mu nie uwierzy...
piękna i wzruszająca scena między Caro y Lilianą, obie myślały o sobie że nie żyją, a teraz po 20 latach w końcu się odnalazły
hehe Arturo w koncu pewnie pójdzie do kościoła i się wyspowaiada, i myśli też o swoeje papudze
wow ale scena z Esperanzą, czyżby ta osoba w kapturze która próbowałą ją zastrzelić to Isabela..
czekam na newik |
|
Powrót do góry |
|
|
Liddy Mistrz
Dołączył: 10 Lip 2007 Posty: 13299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:11:14 16-09-08 Temat postu: |
|
|
No spoko odcinek
Liliana poznała swoją córkę Jak super Isabela pewnie chciała zabić Esperanzę Lucrecia nie daje za wygraną.No sporo się dzieje Koncówka świetna
Pozdrawiam :* (Sorki za krótkie komentarze :*:* ) |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 21:36:17 16-09-08 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za wszystkie komentarze
Pozdrowienia dla takich osób jak: a_moniak, *~Lidka*~, ~~Basia~~ oraz Kris
47 ODCINEK
Hacjenda rodziny De La Fuente.
Esperanza była wciąż zdenerwowana. Zamach na jej osobę mocno ją zaniepokoił. Przez jej głowę w ułamku sekundy przechodziło wiele przeróżnych myśli. Zastanawiała się kto mógł targnąć się na jej życie. Podejrzanych było przecież wielu...
- Czyżby Ricardo tak szybko chciałby się mnie pozbyć? To niemożliwe. Wynająłby porządnego zabójcę, a nie taką niedojdą która nie trafiła z bardzo bliskiej odległości – zastanawiała się Esperanza. A może to Manuel albo Lucrecia? Nie... Nie sądzę aby oni się do tego posunęli. Zresztą rozmawiają na dole.. Już wiem! To nie mógł być nikt inny niż ta kretynka Isabela. Tylko ona spudłowałaby w taki sposób. Jeżeli to się potwierdzi, to marny będzie jej los. Przysięgam...
Tymczasem Isabela, bo to ona była osobą która strzelała do Esperanzy chciała jak najszybciej wydostać się z granic hacjendy De La Fuente. Była wściekła i nie mogła sobie darować zmarnowania takiej osoby na pozbycie się przeklętej rywalki. Schowała pistolet pod płaszczem i wydawała się być bezpieczna. Nagle jednak napotkała jednego z ludzi Ricarda pilnujących hacjendy.
- Pani Isabela... Co pani tu robi o tej porze? Przyjęcie już dawno się przecież skończyło – zauważył mężczyzna.
- Tak, wiem, ale byłam szukać mojego męża. Myślałam, że jest w hacjendzie, ale jednak się myliłam. Właśnie wracam do siebie. Nie będę przeszkadzać w pracy – próbował jak najszybciej skończyć rozmowę Isabela.
- Proszę zaczekać. Dwóch ludzi panią odprowadzi do hacjendy. Na pewno rozminęła się pani z mężem. A poza tym słyszano tu jakieś strzały. Lepiej żeby nikt panią nie napadł. Ja tymczasem sprawdzę co to były za wystrzały w hacjendzie pani Esperanzy i pana Manuela...
- Jak pan chce. Ostrożności nigdy za wiele – skwitowała Isabela. Sprawdźcie kto strzelał. Naszym wspólnikom nie może spaść nawet włos z głowy...
Mieszkanie Liliany.
- Jest tyle rzeczy do opowiadania i naprawdę nie wiem od czego
zacząć – powiedziała z uśmiechem na ustach Liliana. Wiem jednak o jednej rzeczy. Zawsze cię kochałam i będę kochać chociaż myślałam, że nie żyjesz. Odebrano mi cię w sposób okrutny i nie wiem jak znalazłam siłę aby dalej żyć...
- Ja też myślałam, że nie żyjesz. Mój przybrany ojciec mówił, że zmarłaś przy porodzie. Ale mimo tego wszystkiego wciąż chciałam się czegoś o tobie dowiedzieć. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś cię
spotkam – mówiła wzruszona Carolina...
- Pewnie zaraz przyjdą i nie pozwolą nam dłużej rozmawiać. To jednak nie może się tak skończyć. Szukałam cię wiele lat i chcę być obecna w twoim życiu... Wiem, że jest już na to trochę za późno, ale mimo wszystko... Szanuję twojego ojca Adriana i absolutnie nie zamierzam zabierać mu ciebie, ale zrozum mnie...
- Rozumiem doskonale... Nie zerwiemy kontaktu. I on i ty będziecie nadal bardzo ważnymi osobami w moim życiu. Jednak potrzeba czasu abyśmy się lepiej poznały i nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Jesteśmy rodziną, ale tak naprawdę niewiele o sobie wiemy...
- Masz rację. Pamiętaj tylko o jednym. Nie zbliżaj się do tego demona Ricarda Sandovala. Przebywasz w mieście w którym on rządzi. Nie chcę aby cię odnalazł i zrobił ci krzywdę...
- Będą miała się na baczności. Obiecuję... mamo – powiedziała Carolina...
W tym samym czasie wrócili Adrian i ksiądz Salvador. Nadszedł czas aby zakończyć dzisiejsze spotkanie.
- Proszę mi wybaczyć, ale jest już późno. Wiem, że obie jesteście wzruszone, ale ja nie będę robił żadnych problemów w waszych kolejnych spotkaniach. Zdaję sobie sprawę, że jest pani uczciwą kobietą i nie jest pani winna tej całej sytuacji. Jest pani taką samą ofiarą tego człowieka jak Carolina. Od pierwszego spotkania wiedziałem, że jest pani dobrą kobietę – stwierdził Adrian.
- Dziękuję panu. Ma pan rację. Zrobiło się późno. Wiem gdzie mieszkacie, więc jak tylko będę mogła to postaram się zajrzeć – odparła Liliana.
- To doskonałe rozwiązanie. Bóg sprawił, że dokonał się tu najwspanialszy cud. Będziecie miały jeszcze mnóstwo czasu na rozmowy i spotkania – zauważył ksiądz Salvador.
- Do zobaczenia. Nigdy nie zapomnę tego dnia – powiedziała wciąż niezwykle wzruszona Carolina.
- Do zobaczenia córeczko. Dzięki tobie znów poczułam jak piękne może być życie – odparła równie przejęta Liliana...
Hotel.
Marina była zupełnie zdezorientowana słowami swojego byłego narzeczonego. Dało jej to wiele do myślenia. Mimo, że dawała wiary słowom Simona, to jednak zasiał on w niej pewne wątpliwości dotyczące ukochanego Sergia. Dziewczyna wciąż nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Nagle znów ktoś zapukał do jej hotelowych drzwi.
- Czego znów ode mnie chcesz Simon! – krzyknęła z całych sił otwierając drzwi. Jednak zamiast Simona zobaczyła ona Sergia...
- Witaj kochanie – powiedział szczęśliwy chłopak usiłując ją pocałować. Marina jednak szybko opuściła wzrok i oddaliła się o kilka metrów.
- Wybacz, ale nie mogę – powiedziała bez entuzjazmu.
- Nic nie rozumiem... Co się stało?
- Dużo Sergio. Musimy poważnie porozmawiać. Wiem co ty i twój brat dzisiaj zrobiliście. Jednak ciebie nie usprawiedliwia nic. Będziesz musiał wyjaśnić mi kilka spraw, bo inaczej obawiam się, że nasz dalszy związek nie będzie miał sensu – powiedziała Marina...
- O co ci chodzi? Wybacz, ale dalej nic nie rozumiem.
- Odpowiedz mi na dwa pytania. Po pierwsze: co robiłeś na kolacji w towarzystwie moich największych wrogów? A po drugie, co boli mnie jeszcze bardziej... jak mogłeś całować się z Lucrecią? Dlaczego kpisz sobie z mojego uczucia? Dlaczego?
Stolica.
Szpital.
- Jutro zajmiemy się wszystkim gdy wyjdę z tego przeklętego miejsca – denerwował się Arturo.
- Uspokój się! Twoje zdrowie jest dla nas najważniejsze – odparł Martin.
- Mój brat ma rację. Omówimy wszystko jutro, ale mniej więcej już wiemy od czego zacząć. Kluczem w tej sprawie jest sędzia Jose Luis Barrios – zauważył Alejandro.
- Nareszcie to pojąłeś. Myślałem, że moja papuga to ci dopiero uświadomi – kpił Arturo.
- Nie żartuj. Ten sam sędzia jest znany Martinowi, ten sam odebrał nam hacjendę i skazał mnie na więzienie. Złożymy mu wizytę po której będzie musiał zmienić zdanie – stwierdził Alejandro.
- I zrobi to o ile życie mu miłe. Zastosujemy tę samą broń którą stosują nasi wrogowie. Oczywiście za twoim przyzwoleniem panie komendancie – dodał Martin.
- W stolicy to moje przyzwolenie jest nic nie warte, ale zgadzam się z wami. Od czegoś trzeba zacząć – powiedział kiwając głową na znak aprobaty komendant...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
Wystrzały przerwały rozmowę Manuela i Lucrecii. Esperanza zeszła na dół chcąc uniknąć rozmowy na temat całej sytuacji. Postanowiła, że sama zemści się na swoim niedoszłym zabójcy, a przy okazji sprawdzi czy ktoś inny nie maczał w tym wszystkim palców.
- Już myślałem, że to Alejandro wstał z grobu i chce odzyskać to co niego – kpił Manuel.
- Nie mógł wstać z grobu to go tam nawet nie złożono. Nic nie zostało z mojego wuja. A poza tym przestań kpić – denerwowała się Lucrecia. Może ty coś wiesz? – spytała swoją ciotkę.
- Słyszałam strzały, ale to były raczej strzały na wiwat kilku pijanych pracowników Ricarda. Też się nieźle wystraszyłam. Nie ma co się denerwować. Sama to sprawdzę i na pewno ci pijacy zostaną ukarani i wyrzuceni z roboty – stwierdziła Esperanza.
- To dobrze, bo te strzały były naprawdę bardzo blisko. Przez chwilę myślałem, że dobiegają nawet z twojego pokoju na piętrze...
- To źle myślałeś. Ale skoro strzelali w powietrze to nic dziwnego, że popatrzyłeś w sufit – śmiała się z niego Esperanza.
- Chodźmy już lepiej spać, bo mam dość tego beznadziejnego dnia – ucięła dyskusję Lucrecia.
- To była Isabela. Teraz mam już sto procent pewności. To był twój błąd i słono mi za to zapłacisz – złorzeczyła w myślach Esperanza...
Hacjenda rodziny Sandovalów.
Isabela wróciła do domu w towarzystwie pracowików jej męża. Na jej szczęścia Ricardo wciąż spał będąc pijanym po mocno zakrapianej imprezie. Odłożyła broń do szuflady i położyła się obok męża.
- Ale ze mnie kretynka. Jeżeli Esperanza domyśli się, że to moja sprawka nie będę miała wiele czasu na reakcję. Muszę na siebie uważać. Jeżeli ja z nią nie skończę, ona skończy ze mną i zanim zorientuję się co jest grane, to skończę w foliowym worku. Jak najszybciej muszę ponowić atak i załatwić tą bezwstydną kochankę Ricarda – pomyślała Isabela...
Tymczasem...
Mieszkanie braci Munos.
- Byliśmy na spacerze, ale nagle moja siostra koniecznie chciała cię odwiedzić, więc nie miałem wyjścia – powiedział Javier.
- Zrobiłeś najlepiej jak można – odparł Gustavo witając się czule z ukochaną.
- Szkoda, że Marina nie poszła z nami. Na pewno też chciałaby spotkać się z Sergiem. A właśnie... gdzie on jest? – spytała Soledad.
- Marina zrobiła dobrze, że została w hotelu, bo mój brat właśnie pojechał do niej aby się z nią zobaczyć...
- Jesteście niesamowici. Każde z was dobrze wie o której porze i kiedy odwiedzić ukochaną osobę. Sam bym tak chciał – żartował Javier.
- Nie musisz nam tak zazdrościć. Spotkasz w końcu odpowiednią dziewczynę. Najważniejsze, że ja i Gustavo jesteśmy szczęśliwi i nic nas nie rozdzieli. Tak samo jest w przypadku mojej siostry i Sergia. Oni są tacy zapatrzeni w siebie... Ich miłość nigdy się nie skończy – zapewniała Soledad...
Hotel.
- To nie jest prawda. Wszystko ci wyjaśnię – mówił zakłopotany Sergio...
- I właśnie na to czekam. Doceń to, że w ogóle daję ci szansę – odparła Marina.
- Ale skąd masz takie rewelacje?
- Od Simona...
- I wierzysz temu łajdakowi zamiast mnie?
- Nie wiem już komu mam wierzyć. Powiedz mi...
- Byłem na kolacji w waszej hacjendzie zorganizowanej przez Ricarda
i jego wspólników aby wam pomóc. Chciałem zobaczyć o czym tam rozmawiają i kto konkretnie jest przeciwko wam. Zrobiłem to, bo Sandoval zaprosił mojego brata i mnie również. Uwierz mi!
- Wierzę... Macie powody aby odegrać się na Ricardo i jednocześnie nam pomóc...
- Ale...
- Tak?
- Jeśli chodzi o Lucrecię to nie będę kłamał. To nie ja, lecz ona pocałowała mnie, a to wszystko widział Simon. Odrzuciłem jej zaloty, przysięgam! To ona mnie uwodziła, a nie ja ją!
- Jasne! A ty byłeś bezwolny!
- Trochę wypiłem, ale to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. To był niewinny pocałunek. Przecież się z nią nie przespałem...
- Wiesz co? Wyjdź stąd i skończ swoje gierki! Całowałeś się z moją kuzynką i tylko to się dla mnie liczy. Jak ci nie wstyd! Nie chcę cię tu widzieć! Nie będziesz sobie tak ze mną pogrywał. Albo ja albo inna, więc jak chcesz do biegniej do Lucrecii, bo z nami koniec! – krzyczała załamana i zapłakana Marina.
- Kochanie co ty mówisz... Przecież wiesz, że ja...
- Wyjdź stąd natychmiast i daj mi spokój! To koniec!
Widząc stanowczość dziewczyny załamany Sergio po chwili wyszedł z pokoju zostawiając Marinę samą pogrążoną w bólu i rozpaczy... |
|
Powrót do góry |
|
|
Kris Prokonsul
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 3476 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:59:13 17-09-08 Temat postu: |
|
|
Oj coraz bardziej mi się podoba ta telcia
Więc to Isabela chciała zabić Esperanze...
No ale ona ma zeza i nie trafiła
Ja bym na jej miejscu zaczeła się bać zemsty Esperanzy
Ona nie popełni żadnego błędu
Super odc ;*** |
|
Powrót do góry |
|
|
Liddy Mistrz
Dołączył: 10 Lip 2007 Posty: 13299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:49:32 17-09-08 Temat postu: |
|
|
Ekstra odcinek No wiedziałam,że to Isabela chciała zabić Esperanzę No ale nie udało się jej A szkodaaa Marina ma wątpliwości..Nie powinna wierzyć Simonowi No ale niestety Simon namieszał jej w głowie..
Czekam na newik |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 16:19:13 18-09-08 Temat postu: |
|
|
48 ODCINEK
Na drugi dzień.
Hotel.
Marina wciąż była przygnębiona. Rozmyślała nad swoimi słowami skierowanymi do Sergia. Może zbyt ostro go potraktowała? Nie dała mu nawet szans na wyjaśnienie. Przecież Lucrecia mogłaby być do tego zdolna. Może rzeczywiście chciała uwieść Sergia? Z drugiej jednak strony on przecież wiedział co robi i całując jej kuzynkę bardzo ją zranił. Jednak nie okłamał jej, był szczery, wyznał co się wydarzyło... Dziewczyna nie wiedziała jak ma postąpić. Czy Sergio i jej brat chcą pomóc czy może rzeczywiście wręcz zaszkodzić pomagając wrogom rodziny. W jej serce wkradł się niepokój, ale z drugiej strony czuła, że Sergio ją kocha i nie mógłby działać przeciwko niej. Co chwilę myślała o tym aby pojechać do niego, porozmawiać raz jeszcze na spokojnie i dać mu szansę, ale głos serca zagłuszały myśli, że temu łajdakowi się to po prostu nie należy. Załamanej i pogrążonej w myślach Marinie przyglądał się Javier.
- Co z tobą siostro? Odzywasz się do mnie półsłówkami lub wcale. Tak jest od wczoraj. Powinnaś się przecież cieszyć, że z powrotem mamy przy sobie ojca – powiedział Javier.
- Przecież wiesz jak się cieszę. A gdzie Soledad? – zmieniła temat Marina.
- A gdzie ona może być? Jest tak samo zakochana jak ty. Gustavo ma dziś wolne, więc poszła się z nim spotkać gdzieś na mieście. Ty też powinnaś pójść do swojego Sergia. Aż dziwne, że jeszcze tu siedzisz...
- Pójdę w swoim czasie, a teraz muszę się położyć, bo boli mnie trochę głowa...
Tymczasem...
Mieszkanie braci Munos.
- Pana brat poszedł na spotkanie z panienką Soledad, a pan to co? Nie spotka się pan z narzeczoną? – dopytywała się Caridad.
- Dziś nie dam rady. Mam ważne sprawy na głowie – odparł ponury Sergio, który wciąż myślał o swojej wczorajszej rozmowie z Mariną, która tak go zabolała.
- Coś się stało?
- Nic co by cię mogło interesować. Daj mi teraz spokój...
- Jak pan chce...
- Kretyn ze mnie. Wiedziałem, że Simon wykorzysta to, że Lucrecia mnie pocałowała. I teraz jestem skończony u Mariny. Muszę jej to wyjaśnić. Przecież tylko ją kocham... Co za pech. Nie poddam się tak łatwo. Przekonam ją żeby zmieniła zdanie wypowiedziane zresztą w chwili gniewu – pomyślał Sergio...
Tymczasem...
- Pięknie tu – powiedziała Soledad na widok otaczających ją drzew i śpiewu ptaków. Na dodatek świeciło słońce, a ona spacerowała wokół parku ze swoim ukochanym mężczyzną. Czegoż można chcieć więcej od życia?
- Owszem. Jest pięknie, bo to są obrzeża Coralos. Wbrew pozorom zdecydowanie piękniejsze i pozbawione jadu i przemocy jak reszta tego miasta – odparł Gustavo. Ale powiedz mi co najbardziej ci się tu podoba?
- Niech się zastanowię... Te kolorowe ławki...
- Nie o to pytałem...
- Tamte drzewa...
- Również nie o to mi chodziło...
- Dobrze, wygrałeś. Najbardziej z tego wszystkiego podobasz mi się ty kochany – wyznała w końcu Soledad.
- Dobra odpowiedź. Do trzech razy sztuka.
Gustavo nie mógł się powstrzymać i zaczął całować ukochaną. Także i oni mogli w końcu cieszyć się swoim szczęściem...
- Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Już nic mnie nie zmartwi – powiedziała po chwili Soledad. Muszę ci jeszcze powiedzieć coś bardzo ważnego.
- Co takiego?
- Mój ojciec wcale nie zginął. On żyje. Wczoraj się ujawnił...
Stolica.
Szpital.
- Pan Arturo Peralta doczekał się swojego wspaniałego dnia, bo dziś zostanie w końcu wypisany z tego paskudnego miejsca – powiedziała Miranda Solves.
- Wreszcie rozumie mnie pani doktor. To nie miejsce dla takich ludzi jak ja. Jestem komendantem policji w Coralos i straciłem i tak już zbyt dużo czasu – odparł Arturo.
- Z draśniętą ręką powinien pan odpoczywać, a nie pracować, ale jak pan woli. Ja swoje zrobiłam i przetrzymałam pana tyle ile mogłam.
- Wiem i dziękuję pani za opiekę. To pani spowodowała, że wyzdrowiałem. Jest pani moim aniołem stróżem, a ja zachowywałem się jak prostak. Proszę mi wybaczać. Doceniam to wszystko co pani dla mnie zrobiła.
- Taka jest moja praca. Ratowanie życia każdemu człowiekowi i nieważne czy jest on pijakiem, przestępcą, księdzem, prezydentem czy komendantem policji. Nie ma mi pan za co dziękować.
- Mam i szczerze powiedziawszy liczę, że jeszcze kiedyś panią zobaczę. Mam nadzieję, że jednak nie na sali operacyjnej – śmiał się Arturo.
- Niezły z pana dowcipniś. Ja chciałabym pana widzieć całego i zdrowego, a nie jak ostatnio w środku strzelaniny – uśmiechnęła się Miranda.
- Zobaczymy. Trzeba być dobrej myśli. Jeszcze raz dziękuję za wszystko i do widzenia.
- Do widzenia panie Peralta...
Tymczasem...
Sędzia Jose Luis Barrios wyszedł właśnie ze swojego domowego basenu, pożegnał się z jakąś kobietą i wrócił do domu. Włączył telewizor i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Z kolejnego przyjemnego dnia wybił go dzwonek do drzwi.
- Kto to znowu mi przeszkadza o tej porze? – zdziwił się. Po chwili otworzył drzwi i ku jego zdumieniu zobaczył ludzi których nie chciałby nigdy więcej zobaczyć.
- Dzień dobry panie sędzio. Mam nadzieję, że pan nas poznaje – stwierdził z ironicznym uśmiechem Martin.
- Proszę się mi przyjrzeć. Zmartwychwstałem, prawda? – dodał Alejandro patrząc sędziemu prosto w oczy.
- Nie znam panów. Proszę wyjść! – Barrios usiłował się bronić i zatrzasnąć przed nimi drzwi, ale oni byli szybsi i bez trudu weszli do środka.
- Teraz sobie porozmawiamy na spokojnie we trójkę – powiedział Martin.
- Czego ode mnie chcecie łotry?
- Jedynym łotrem jakiego tu widzę jesteś ty Barrios – powiedział zdenerwowany Alejandro. Zapłacisz za to co mi zrobiłeś!
- To niemożliwe. Alejandro De La Fuente? Jakim cudem ty żyjesz?
- Żyję i jestem niewinny! I odzyskam swoje ziemie za twoją pomocą. Czy to ci się podoba czy nie.
- Nie bądź śmieszny. Nic nie możesz mi zrobić. Nawet nie wiesz kto za mną stoi. Jeżeli zmieniłbym werdykt zginąłbym kilka godzin po tym wydarzeniu. Podnosisz na mnie rękę i źle robisz. Zginiesz!
- Nie Barrios. Jeżeli nie zabiją cię twoi wspólnicy to zrobię to ja i to właśnie teraz. Lepiej współpracuj z nami jeżeli nie chcesz stracić głowy! – powiedział Martin czym wyraźnie przestraszył i sprowadził sędziego na ziemię...
Bank „Central”.
- Sądzę, że sprawę Javiera mamy już wyjaśnioną. Od kilku dni nie przychodzi do pracy, a więc automatycznie ją stracił. W zarządzie jesteśmy więc tylko my – cieszył się Manuel.
- Bardzo dobrze. To dowodzi, że ci kretyni w końcu się poddali. Darowaliśmy im życie, ale niech nie próbują nam nawet przeszkadzać – odparła Esperanza.
- Mamy hacjendę i firmę. Trzeba uśpić czujność Sandovalów i zaatakować ich póki możemy to zrobić – powiedziała Lucrecia.
- Co sugerujesz? – zapytał zdziwiony Manuel.
- Załatwimy Ricarda i Isabelę, a wtedy zniszczymy jego potogę. Jego dotychczasowa świta ze strachu przejdzie na naszą stronę.
- Ona dobrze myśli. Potrzeba nam człowieka od brudnej
roboty – zasugerowała Esperanza. Ale nie będzie nim przecież ani Oskar ani Tobias...
- Znajdzie się takowy. Mam jednego kandydata który ma wobec mnie dług wdzięczności, a dopiero co wyszedł z więzienia – uśmiechnął się Manuel...
- To niech załatwi Ricarda. Ja sama osobiście zajmę się jego żoną – stwierdziła Esperanza...
Tymczasem...
Stolica.
Szpital.
- Ja przyszedłem odwiedzić pacjenta Arturo Peraltę. To mój kuzyn. Podobno leży w tym szpitalu – powiedział Oskar czyhając na okazję aby pozbyć się w końcu przeklętego komendanta.
- Spóźnił się pan. Wypisano pańskiego kuzyna jakieś kilkanaście minut temu – odparła jedna z pielęgniarek.
- Szybko go wypisali. Widocznie nie stało mu się nic poważnego skoro długo tu nie zabawił. Ale to dobrze. Odwiedzę go w jego mieszkaniu. Dziękuję pani za pomoc. A niech to. Znowu mu się udało. Ale tak łatwo nie ustąpię. Dowiodę swojej lojalności wobec Sandovala zabijając Arturo Peraltę, a potem gdy on już mi całkowicie zaufa, zadam decydujący cios. W końcu szef ze stolicy nie chce żadnych wspólników – pomyślał Oskar...
Coralos.
- Dziękuję ci, że zgodziłaś się tu przyjechać i mogę spędzić z kimś przyjemnie czas – cieszyła się Liliana spacerując po jednym ze sklepów w towarzystwie Danieli Rebollar.
- Mówiłam, że nie zapomnę o pani. Cieszę się, że odnalazła pani swoją córkę – odparła Daniela.
- Spełniło się marzenie mojego życia. I co więcej mam z nią całkiem dobry kontakt. Nie ma do mnie żalu ani nienawiści. Jej przybrany ojciec to wspaniały człowiek. Czuję, że mam dla kogo żyć. Moja córka ma tu za chwilę przyjść to może ją poznasz...
- Będzie mi miło..Odnowiła pani zatem więzy z córką i widzę, że ten fakt od razu poprawił pani zdrowie, prawda?
- Tak! Czuję się znacznie lepiej. Chyba najgorsze jest już za mną...
W tym samym sklepie przebywali też Ricardo i Isabela. Sandoval nie lubił godzinami chodzić z żoną w miejsce które go zupełnie nie interesują, ale tym razem wyjątkowo się zgodził chcąc uniknąć kolejnej małżeńskiej sprzeczki.
- Pójdę przymierzyć tą kieckę. Nie rób takiej miny. Ciesz się, że nie zaciągnęłam cię do stolicy. Tam jest mnóstwo sklepów, a w Coralos to jedyny sklep na poziomie – powiedziała Isabela mrugając okiem do męża.
- Co ja tu robię? Powinienem załatwiać swoje interesy – westchnął Ricardo...
Po chwili Ricardo zauważył dziewczynę która bardzo przypominała mu Lilianę Matos, jego dawną kochankę. Była tak samo piękna i wyraźnie kogoś szukała. Kilka sekund później Carolina odnalazła matkę i przywitała się z nią. Sandoval który znajdował się kilkanaście metrów od nich nie mógł uwierzyć w to co widzi.
- Z kim ona rozmawia? To podobieństwo... Nie... To niemożliwe... Przecież Liliana nie żyje od dwudziestu lat. To musi być jakiś dziwny zbieg okoliczności. Jest po prostu do niej podobna. A może to jej... – Ricardo aż zamarł z wrażenia... Może to jest moja córka. Ona przecież wciąż żyje. Tylko co robiłaby w Coralos? Podejdę bliżej i sam się przekonam... |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:33:36 18-09-08 Temat postu: |
|
|
Super odcinek
Esperanza chce się zemścić na Isabeli za to, że ją chciała zabić. Szykuje się niezła akcja. Esperanza nie spocznie póki nie pozbędzie się Sandovalów.
Oscar chciał w szpitalu zabić Artura, ale się spóźnił. Na szczęście.
Soledad jest szczęśliwa z Gustawem. Ufa mu i dlatego powiedziała, że jej ojciec żyje.
Ale sędzia Barrios musial mieć minę na widok Alejandra. Chciałabym to zobaczyć. Martin i Alejandro wcielają swój plan w życie.
O nie Ricardo zobaczył w sklepie Carolinę, która podeszła do pewnej kobiety. Podejrzewa, że to jego córka. Postanowił podejść bliżej aby się przekonać czy ma rację. |
|
Powrót do góry |
|
|
a_moniak Mistrz
Dołączył: 21 Lut 2007 Posty: 12531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 11:17:49 19-09-08 Temat postu: |
|
|
super odcinek
ciekawe jak będzie teraz z mariną y Sergiem, oby dziewczyna dała mu jeszcze jedną szansę
śliczna scenka z Gustavo y Sole, między nimi nie ma trzecich osób i mogą cieszyć się swoim szczęściem
w końcu Arturo wychodzi ze szpitala, ale spodobała mu się Miranda i ma nadzieję ją jeszcze raz spotkać
no ciekawe co zrobi sędzia Barrios, po tym jak zobaczył żywego Alejandra, czy zmeieni swój werdykt..
hehe wszyscy chcą się nawzajem pozabijać, teraz Manuel chce wynająć mordercę do zlikwidowania Ricarda, a Esperanza chce się zająć jego żonką Is
dobrze ze Oscar spóźnił się i nie zastał już Artura w szpitalu...
ale końcówka, Ricardo zobaczył Carolinę w towarzystwie Lilaiany i chyba je poznał, ciekawe co dalej..
czekam na newik |
|
Powrót do góry |
|
|
Liddy Mistrz
Dołączył: 10 Lip 2007 Posty: 13299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:39:43 19-09-08 Temat postu: |
|
|
Fajny odcinek Esperanza teraz będzie się mściła Ciekawe co będzie dalej z Mariną i Sergiem ale za to Soledad i Gustavo są szczęśliwi jak na razie
Arturo wyszedł ze szpitala Ricardo zobaczył Carolinę i Lilianę.
Czekam na new :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 21:31:58 19-09-08 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za wszystkie komentarze
Pozdrowienia dla takich osób jak: a_moniak, *~Lidka*~ oraz ~~Basia~~
49 ODCINEK
Coralos.
Jeden z miejscowych sklepów.
Ricardo był dotknięty olśniewającym wyglądem dziewczyny. Przez głowę przechodziło mu tysiące myśli, ale jedynym poznaniem prawdy było podejście bliżej i uważne przyjrzenie się dziewczynie i osobom z którym właśnie rozmawiała. Carolina przywitała się z Lilianą i Danielą. Ta ostatnia zauważyła nagle, że ich rozmowę obserwuje z daleka Ricardo Sandoval. Tylko raz go widziała gdy osobiście ją „odwiedził” podczas jej porwania. Nie chciała się jednak narażać i widzieć tego typa po raz kolejny w swoim życiu.
- Wybaczcie mi na moment. Zaraz do was wrócę. Miałam kupić jeszcze jedną rzecz w tamtej części sklepu – powiedziała Daniela szybko odchodząc od Liliany i jej córki.
- Powiedziałam coś nie tak? – zdziwiła się Carolina.
- Nie, skądże. Dobrze cię znów widzieć – odparła szczęśliwa Liliana.
- Wspaniale, że możemy tu znów porozmawiać. I nikt nam nie będzie przeszkadzać. To nie jest tak żebym coś miała przeciwko twojej przyjaciółce, ale sama wiesz jak to jest.
- Oczywiście, że wiem...
Po chwili Liliana zauważyła, że w odległości kilku zaledwie metrów od niej i Caroliny stoi Ricardo Sandoval, ostatni człowiek którego chciałaby tu ujrzeć.
- Uważaj! Nie odwracaj się! Musimy uciekać! – powiedziała słabym głosem do córki zdenerwowana Liliana.
- Co takiego? – spytała zaskoczona Carolina.
- To Ricardo Sandoval. On tu jest!
- O mój Boże... Nigdzie jednak nie pójdziemy. Stawimy mu czoła. Nie możemy dać po sobie poznać że go znamy!
- Ale on może mnie poznać!
- Nie pozna. Spokojnie... Niech tu podejdzie. Nic złego się nie stanie, zobaczysz...
- Czemu pan się tak mi przygląda? Znamy się? – zapytała wprost Carolina widząc, że Ricardo podszedł do niej i cały czas się w nią wpatrywał. Nie poznał Liliany, zresztą nic dziwnego skoro jego żona miała przecież nie żyć od dwudziestu lat. Ale Carolina bardzo przypominała mu Lilianę i cały czas myślał, że albo czas stanął w miejscu albo to jest po prostu jego córka...
- Proszę mi wybaczyć, ale bardzo mi kogoś przypominasz – odparł Ricardo.
- Ja panu kogoś przypominam? Niby kogo? – starała się zachować zimną krew i obrócić to pytanie w żart.
- Kogoś bardzo ważnego...
- Co z panem?
- Proszę mi wybaczyć... Jesteś taka piękna... Przypominasz mi dwie osoby. Jedna z nich to kobieta którą kochałem wiele lat temu, a druga to moja córka z którą nie mam kontaktu i która może tak wyglądać – powiedział zasmucony Ricardo.
- Rozumiem pana, ale ja nie mogę być pana córką. Mam matkę i ojca, więc niestety musiał mnie pan z kimś pomylić. Ale dziękuję za komplement.
- Przepraszam zatem za zamieszanie. I panią również – zwrócił się w kierunku Liliany.
Ricardo – człowiek, który chciał na poczekaniu zabić własne dziecko zrozumiał teraz, że gdyby jego córka była tak piękna i dobra najchętniej cofnąłby czas i nigdy więcej nie podniósłby na nią ręki...
- Niesłychane. To może być ona. Nic dziwnego, że kłamie, bo się mnie boi. Ale z drugiej strony to nonsens żeby przebywała w Coralos... Przecież wie, że ją ścigam. Jedno jest pewne, moja córka nigdy nie pojawi się w moim życiu, bo strach jej na to nie pozwoli. Co ja jej najlepszego zrobiłem. Gdyby to była moja córka to zamiast zrobić tak pięknej istocie krzywdę, chciałbym ją objąć i przytulić – pomyślał Ricardo wyraźnie wzruszony na widok tej dziewczyny. Coś w nim pękło...
- Tu jesteś kochanie. Szukam cię po całym sklepie – wtrąciła nagle Isabela. Chodźmy już do kasy...
Tymczasem Liliana i Carolina wciąż były w szoku...
- Niewiele brakowało aby się domyślił – westchnęła Carolina.
- On już to wie. Po prostu tutaj nie mógł ci zrobić krzywdy. Na szczęście chyba mnie chociaż nie poznał. Lepiej stąd wyjdźmy tak aby nas nie zobaczył. Powoli – odparła wciąż zdenerwowana Liliana...
Tymczasem...
Stolica.
Mieszkanie sędziego Barriosa.
- Dobrze wiesz, że nikogo nie zabiłem. Pomagasz wszystkim moim wrogom i dzięki temu przejęli hacjendę. Ale nie na długo. Wyszczekasz przed nimi wszystkimi prawdę! – krzyczał Alejandro wymachując rękami podczas gdy jego brat przetrzymał przestraszonego sytuacją sędziego.
- Jakim cudem ty żyjesz Alejandro De La Fuente? – nie dowierzał Barrios.
- Myślałeś, że Ricardo, Isabela, Esperanza i Manuel kazali mnie zlikwidować i dlatego doszło do tego wypadku w którym niby zginąłem? Mylisz się. To moi ludzie mnie wyciągnęli. Jeszcze nie wszyscy są na usługach Sandovala. Żyję, jestem niewinny, a hacjenda należy do mnie. Poza tym miałem testament który ukryto i wszystkie twoje orzeczenia na korzyść Esperanzy i Manuela są nieważne. Uwolnisz mnie od tych absurdalnych zarzutów i oddasz hacjendę! Dobrze wiesz, że to oni zabili Marię Emilię, a nie ja!
- Nic nie zrobię!
- Zrobisz, bo zginiesz! – wtrącił Martin, który cały czas siłą przetrzymywał sędziego.
- Nie zabijecie mnie! Nie możecie tego zrobić!
- Nie możemy? Przecież w twoich oczach jestem groźnym przestępcą? Możemy... To jak będzie?
- Dobrze. Będzie jak chcecie, ale puśćcie mnie! – wycedził przez zęby Barrios.
- I z takim werdyktem najwyższego sądu możemy się zgodzić – uśmiechnął się Alejandro.
- Po raz pierwszy powiedziałeś coś sensownego w swoim życiu. Czemu dopiero teraz? – zwrócił się do Barriosa Martin...
Mieszkanie Manuela.
Manuel wezwał do siebie Pedra, bo sprawa była poważna i musiał z nim szybko porozmawiać. Mężczyzna szybko się zjawił, bo przecież to Manuel sowicie płacił mu za wszystkie dobrze wykonane zadania...
- Jestem najszybciej jak się dało. O co tym razem chodzi? W czym mogę panu pomóc? – spytał z ironicznym uśmieszkiem Pedro.
- Przed tobą bardzo ważne zadanie. Możesz pływać w forsie jeżeli to dla mnie wykonasz – odparł zamyślony Manuel.
- Niech pan mówi śmiało. Co mam zrobić?
- Masz zabić kogoś bardzo ważnego. Ten ktoś bardzo mi przeszkadza
w swobodnym prowadzeniu interesów.
- Zabiję go bez mrugnięcia okiem. Proszę tylko powiedzieć o kogo chodzi?
- Uważaj, bo to nie żarty. Mam nadzieję, że nie stchórzysz...
- Ja i tchórzostwo? Za różne straszne wyskoki trafiłem w końcu do więzienia. A więc kogo ma pan na myśli?
- Zabijesz Ricarda Sandovala – powiedział Manuel...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
- Oskar zawiódł Ricarda i nie zabił jeszcze Artura Peralty, ale ty to co innego. Ty mnie nie zawiedzisz i sprzątniesz Martina De La Fuente, prawda? Gdziekolwiek ten idiota by nie był – powiedziała Esperanza.
- Oczywiście, że tak. Zawsze uważałem, że Oskar to kretyn i nie wiem dlaczego szef go tak lubi – denerwował się Tobias.
- Nie rozmawiamy o nim tylko o tobie. Ty też dałeś plamę. Jeszcze nie odnalazłeś Martina...
- Potrzebuję czasu. Zrobię to o co mnie pani prosi...
- Oby tak było, bo ostatnio niewiele nam wychodzi. Możesz odejść. Zdawaj mi relacje i mam nadzieję, że szybko odkryjesz gdzie przebywa ten kretyn. Póki co muszę zająć się Isabelą. Martin jest pewnie daleko i mi nie zagraża, a Isabela jest blisko i może zaatakować ponownie. Muszę mieć się na baczności. Gra jest bardzo niebezpieczna i nie mogę z niej wypaść. Stawka jest zbyt duża żeby przez głupi błąd zginąć i stracić wszystko na co pracowałam przez całe lata...
Tymczasem...
- Muszę już wracać do domu – powiedziała Soledad straciwszy nie tylko głowę, ale i poczucie czasy gdy przebywała w towarzystwie Gustava.
- Odprowadzę cię do hotelu. Zresztą jak długo będziecie tam jeszcze mieszkać? Jeżeli wasz ojciec nie załatwi wam mieszkania to naprawdę możecie z siostrą u nas zamieszkać. Wiem, że to nie pałac, ale pomieścimy się. Powinniśmy mieć z Sergiem przychylność twojego brata, a z twoim ojcem porozmawiamy gdyby miał jakieś wątpliwości. Tak się cieszę, że on żyje. Teraz niech wasi wrogowie modlą się o jak najmniejszy rodzaj kary – odparł Gustavo.
- Mój ojciec miał wątpliwości, ale rozwialiśmy je. Wie, że jesteście uczciwymi ludźmi.
- Muszę ci coś wyznać. Wczoraj razem z Sergiem byliśmy w waszej hacjendzie, bo dostaliśmy zaproszenie od Sandovalów...
- Co takiego?
- Spokojnie. Już ci wyjaśniam. Odbywała się tam kolacja z udziałem Sandovalów. Byli tam również Esperanza, Manuel, Lucrecia i Simon Toredo. Chcieliśmy dowiedzieć się co planują wasi wrogowie. Musieliśmy skorzystać z zaproszenia od naszego największego wroga. Mam nadzieję, że to rozumiesz. Wybacz, że to przed tobą ukryliśmy.
- Rozumiem, ale powiedz mi: czego się dowiedzieliście?
- Niestety nie za wiele rzeczy. Wiem tylko, że wszyscy planują jakieś dwa kolejne zabójstwa. Znowu ktoś okazał się niewygodny...
- Nawet nie strasz. Mam nadzieję, że nie chodzi o mnie i o Marinę – zmartwiła się Soledad...
- Raczej nie, bo was już się pozbyli. Uczynili to w momencie gdy wyrzucili was z hacjendy. Nie martw się. Będzie dobrze – przytulił dziewczynę Gustavo.
Niedaleko mieszkania braci Munos.
Sergio nie mógł zebrać myśli. Spędzał czas niedaleko swojego domu. Brakowało mu Mariny. Wiedział, że musi zrobić jakiś krok aby odzyskać jej miłość. Nie wiedział, że obserwuje go Lucrecia i ktoś jeszcze...
- Co ty tu robisz? Chyba zwariowałaś? Chcesz odwiedzić tego durnia? – spytał Simon widząc dokąd zmierza Lucrecia.
- A ty co tu robisz Simon? – zdziwiła się dziewczyna. Też się stęskniłeś za Sergiem?
- Nie denerwuj mnie. Przechodziłem po prostu obok...
- Mam nadzieję, że nie chciałeś tam znowu wpaść i zrobić kolejnej awantury. Tego bym ci nie darowała!
- Idę stąd. Mam dość zarówno jego jak i ciebie. Nie rozumiem co cię w nim kręci – machnął ręką zrezygnowany Simon.
- Zaczekaj! Sergio spaceruje wokół swojego domu. Zaraz zobaczysz jak wiele on dla mnie znaczy! – powiedziała uradowana Lucrecia.
- Nie wygłupiaj się! Co on robi? Na kogoś czeka czy co? Spaceruje dookoła jak wariat. Nie rozumiem co wy w nim widzicie? Ty jesteś szalona, ale co taki ktoś jak Marina widzi w tym przeklętym Munosie!
- Już wiem na kogo czeka. Niestety się doczekał... Spójrz kto tam idzie! To twoja niedoszła żona, a moja kuzynka.
- A niech to! Mają kolejną schadzkę – załamał się Simon.
- Zaraz zaraz. On jej jeszcze nie widzi. Popatrz co teraz się stanie. Będziesz pierwszym widzem który to zobaczy. Ty też na tym zyskasz.
- Co chcesz zrobić?
- Zobaczysz...
Marina chciała porozmawiać z Sergiem, bo uznała, że potraktowała go zbyt ostro. Nie dała mu przecież nic wyjaśnić, a powinna mu wierzyć, bo nikogo tak nie kocha jak jego. Chciała mu zrobić niespodziankę i na spokojnie porozmawiać, bez nerwowej atmosfery i głupich oskarżeń. Nie zdążyła... To co zobaczyła przeraziło ją. Lucrecia podeszła od tyłu do Sergia i zakryła mu rękami oczy. Wiedziała, że za chwilę cały jej teatr zobaczy jej kuzynka
i tylko na tym jej w tej chwili zależało.
- Witaj kochanie. Wiem, że czekałeś. Tak bardzo od wczoraj za tobą tęskniłam... Kocham cię Sergio – rzuciła się nagle na mężczyznę Lucrecia obdarowując go ukradkowymi pocałunkami...
- To niemożliwe... A więc to jednak prawda... Oni są kochankami. Znów mnie oszukał – pomyślała załamana Marina... |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|