|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Który z villanów powinien odegrać znaczącą rolę w finale serialu? |
Manuel Rodriguez |
|
12% |
[ 1 ] |
Esperanza Guzman |
|
12% |
[ 1 ] |
Lucrecia De La Fuente |
|
12% |
[ 1 ] |
Rodrigo Santanez |
|
0% |
[ 0 ] |
Carmen Gordillo |
|
0% |
[ 0 ] |
Oskar Gutierrez |
|
0% |
[ 0 ] |
Tobias Castillo |
|
0% |
[ 0 ] |
Manuel, Esperanza i Santanez |
|
12% |
[ 1 ] |
Manuel i Esperanza |
|
37% |
[ 3 ] |
Ostatni odcinek powinien być bez villanów |
|
12% |
[ 1 ] |
|
Wszystkich Głosów : 8 |
|
Autor |
Wiadomość |
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:28:15 16-03-09 Temat postu: |
|
|
Super odcinek, zresztą jak zawsze
Odbył się pogrzeb Issy. Ricardo udawał rozpacz. Podejrzewa, że Manuel i Esperanza już są dla niego wrogami i musi mieć się na baczności. Idzie na odsrzał.
Arturo zapijał smutki w alkoholu. Przyszedł Silvano z pismem odwołującym go ze stanowiska komendanta policji. Arturo nie mógł w to uwierzyć. Został zdegradowany Teraz komendantem zostanie Silvano. Oj niedobrze. Teraz będzie to miejsce bezprawia.
Simon nie znalazł Sergia. Z Lucre postanowili pozbyć się świadków więc zabili ludzi, których wynajęli.
Gustawo zgubił Simona, gdy ten wyszedł z hacjendy. Postanowił udać się do swojego mieszkania. Znalazł pod drzewem Sergia. Brat kazał mu zawieść się do Mariny, aby jej wszystko wytłumaczyć. |
|
Powrót do góry |
|
|
LaIntrusa Motywator
Dołączył: 17 Mar 2009 Posty: 267 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:34:55 17-03-09 Temat postu: |
|
|
Mimo ,ze jestem nowa i zdarzyłam przeczytać parę odc teli uważam ,że jest super
najbardziej mi się podoba postać Esperanzy Pozdrawiam i czekam na newik |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 21:52:39 17-03-09 Temat postu: Re: W labiryncie kłamstw (78 ODCINEK - 17.03.2009!!!) |
|
|
Dziękuję Fajnie, że ktoś nowy zainteresował się telenowelą
Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 22:19:57 17-03-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 21:54:18 17-03-09 Temat postu: |
|
|
78 ODCINEK
Na drugi dzień.
Mieszkanie braci Munos.
Po słowach dotyczących Mariny Sergio znów osłabł i stracił przytomność. Długo nie czekając Gustavo zebrał go do domu, a tam zajęła się nim Caridad. Sergio wydobrzał, ale jego brat nie pozwolił mu nawet wstać z łóżka. Przespał on całą noc, a na drugi dzień bracia mogli w końcu swobodnie porozmawiać.
- Jak się czujesz? – zapytał Gustavo.
- Już mi lepiej, ale nie wybaczę ci, że nie pozwoliłeś mi spotkać się z Mariną! Muszę jej coś wytłumaczyć! Nawet nie zapytasz co się ze mną stało i kto mi to zrobił? – pytał zaskoczony Sergio.
- Oczywiście, że zapytam. Wiesz jednak dobrze, że najważniejsze dla mnie jest twoje zdrowie. Wszystko może zaczekać.
- Ale nie to!
- Uspokój się i spokojnie powiedz co tak naprawdę się z tobą działo.
- Porwali mnie w dniu ślubu! Przetrzymywali wiele dni i przekupili kogoś kto podrobi moje pismo aby zanieść ten przeklęty list Marinie! Rozumiesz? Przeklęte dranie!
- Rozumiem, ale o kim mówisz? Kto cię porwał?
- Lucrecia De La Fuente! Wynajęła zbirów którzy mnie bili, a także pozbawili jedzenia i picia. Uwolniłem się z wielkim trudem, a po drodze zabiłem jednego z tych łotrów... Zabiłem człowieka Gustavo! Ale nie miałem innego wyjścia, biliśmy się... zrobiłem to w obronie własnej...
- Wierzę ci. Miałem przeczucia, że tak po prostu nie mogłeś zniknąć, a za tym mogła stać ta wredna małpa Lucrecia. Niestety nikt nie chciał mi wierzyć. Dzisiaj pojedziemy do hacjendy i wyjaśnimy całą sytuację. Lucrecia i ci ludzie skończą za kratkami! Obiecuję ci!
- Żeby tylko ona... Nie działała sama. Nie zgadniesz kto z nią współpracował!
- Kto taki?
- Simon Toredo...
- Po takim draniu wszystkiego można się spodziewać! – aż łapał się za głowę Gustavo. A najgorsze jest to, że ten człowiek znów chce zbliżyć się do Mariny. Nie możesz na to pozwolić! Zapłacą za swoje! Arturo Peralta i jego ludzie aresztują Lucrecię i Simona, a Marina zrozumie, że nadal ją kochasz, a rozłączono was jedynie poprzez perfidną intrygę uknutą przez tamtych dwojga – stwierdził Gustavo.
- Dlatego nie mamy czasu do stracenia. I tak może być już za późno, bo zarówno Lucrecia jak i Simon mogli zbiec – zmartwił się Sergio...
Tymczasem...
Lucrecia i Simon pozbyli się wszystkich czterech ciał wrzucając je do okolicznej rzeki. Zaniepokojeni całą sytuacją, związaną z ucieczką Sergia, dali się do Manuela i Esperanzy z prośbą o pomoc i wsparcie, a zbliżając się do mieszkania Manuela, zastali tam prawdziwą zbrojownię. Przed domem stało kilku wieśniaków ze strzelbami w ręce. Nie chcieli oni ich nawet wpuścić do środka, ale gdy zauważył ich Manuel, z radością przywitał. W środku czekała kolejna niespodzianka. Esperanza rozmawiała z Silvano Mendezem, nowym komendantem w Coralos i oboje wydawali się być w bardzo przyjacielskich relacjach.
- Silvano poznaj proszę naszych wspólnych przyjaciół... Lucrecia De La Fuente i Simon Toredo. A wy poznajcie Silvano Mendeza, nowego komendanta tych ziem – uśmiechnęła się Esperanza.
- Co takiego? – zdziwiła się Lucrecia. Już zlikwidowaliście Arturo Peraltę?
- Powiedzmy, że odsunęliśmy ze stanowiska. Teraz wiele zmieni się w Coralos. Miło mi was poznać. Nie martwcie się. Jestem po waszej stronie i teraz przy moim wsparciu z łatwością osiągniecie swój cel.
- Nareszcie nie ma tego Peralty. Nie potrafił rządzić jak należy – zauważył Simon.
- Silvano to człowiek wysłany tutaj przez stolicę. Żadne nasze i wasze zbrodnie, dawne, teraźniejsze i przyszłe nigdy nie zostaną wykryte – powiedział Manuel.
- Całe szczęście, bo ten idiota Sergio Munos uciekł! Mamy problem z Lucrecią, bo teraz może on naopowiadać rodzince De La Fuente wielu rozmaitych historii...
- Zapewniam, że nie będziecie mieli żadnych problemów z prawem – uciął spekulacje Silvano.
- O ile oczywiście jesteście z nami i chcecie uczestniczyć w interesie waszego życia... Dzisiaj rozpoczynamy akcję na wielką skalę. Jesteście naszymi wspólnikami czy nie? Chcecie zacząć wydobycie ropy i mieć dostęp do wielkich pieniędzy czy dalej wolicie zajmować się takimi błahostkami jak porywanie Sergio Munosa? – denerwowała się Esperanza.
- Oczywiście, że jesteśmy z wami. Co za pytanie? – śmiała się Lucrecia z wściekłością patrząc na Esperanzę.
- Zawsze byliśmy, jesteśmy i będziemy waszymi wspólnikami – dodał Simon. Jaki jest plan? Co z Ricardo Sandovalem? Jego żona już nie żyje...
- A on dołączy do niej jeszcze dziś – wtrącił Manuel. Plan jest prosty. Don Silvano odwiedzi dziś hacjendę De La Fuente i przedstawi się im jako nowy komendant miasta. Odwróci ich uwagę, a my zaatakujemy hacjendę Sandovala. Biedak nawet nie wie co go czeka...
- Jesteś zbyt pewny siebie Manuel. Nawet przy pomocy kilku policjantów pana Mendeza i tych wieśniaków co stoją przed domem nie damy rady Sandovalowi. On nie ma co prawda wielu ludzi, ale są wierni i doskonale potrafią się bronić. Chociażby Tobias Castillo – oznajmił zaskoczony tak szybkim planem wspólnika Simon.
- Skoro nie wierzysz Manuelowi to spójrz na to – powiedziała Esperanza wskazując ręką w kierunku okna...
Simon i Lucrecia byli w szoku. Zauważyli znajomą twarz. Był to Oskar Gutierrez, a wokół niego zgromadziło się kilkunastu ludzi w czarnych strojach z karabinami maszynowymi w rękach. To byli zawodowi zabójcy wysłani do pomocy przez Santaneza. Po chwili do środka wszedł Oskar.
- Wszystko jest już gotowe. Szef dał zgodę na rozpoczęcie misji. Możecie zaczynać za godzinę. Wrócę na hacjendę Sandovalów i do końca będę robił swoje. I to ja zabiję Ricardo Sandovala. Należy też zlikwidować jego córkę Carolinę, jej matkę Lilianę i każdego kto mógłby coś po nim odziedziczyć – powiedział.
- Śmierć Ricarda to początek wielkiej drogi. Twoi ludzie niedługo wkroczą na hacjendę De La Fuente i odzyskam to co moje!– cieszyła się Esperanza.
- Chyba to co nasze? – zdziwiła się Lucrecia.
- Racja, nasze...
- Każdy będzie miał okazję świętować. Esperanza, Manuel, Lucrecia, Simon, bo to nasz wspólny interes. Róbcie swoje, a ja pojadę odwiedzić Alejandra De La Fuente. Mam z nim o czym pogadać – zapewniał Silvano...
- A ja jadę na hacjendę Sandovala. Dowództwo nad tymi ludźmi przechodzi w twoje ręce Manuelu – powiedział Oskar.
- Dziękuję. Dziś wielki dzień dla nas wszystkich. Poprowadzę was do chwały! – drwiąco uśmiechnął się Manuel...
Stolica.
Izba wytrzeźwień.
Arturo czuł się jak upokorzony śmieć. Musiał przechodzić całą procedurę w izbie wytrzeźwień, gdyż został potraktowany jak każdy rasowy pijaczyna, a może nawet gorzej. Spędził noc w tym miejscu, nadszedł czas kiedy mógł w końcu wyjść, ale cała sprawa nie została jeszcze zamknięta. Peralta był mocno poirytowany.
- Chcę już wyjść! Spędziłem tu całą noc! Uważacie mnie za pijaka, a ja jestem stróżem prawa! Jak śmiecie! – awanturował się Arturo.
- Wypuścimy cię, ale już nie jesteś i nie będziesz już komendantem policji. W sprawie twoich nieprawidłowości prowadzone będzie śledztwo. Odpowiesz przed sądem – powiedział jeden z pracowników.
- Nieprawidłowości? Ty też należysz do spisku? Zawsze dobrze rządziłem w Coralos, ale wraz ze zmianą komendanta, nic już nie zostanie z tego pięknego miasteczka. Nie mogę na to pozwolić.
- Skończ ten monolog... Możesz wyjść, ale pamiętaj, że nie masz już żadnej władzy. Nie przysługują ci żadne prawa...
Arturo wziął swoje rzeczy i wyszedł z tego okropne miejsca. Wiedział, że wrogowie nie próżnują, ale kwestia upicia była tylko i wyłącznie jego winą.
- Ale ze mnie idiota! Dostałem to na co zasłużyłem. Trzeba wziąć się w garść. Wiem, że nowy komendant też uczestniczy w spisku. Zło powraca. Muszę ostrzec Alejandra zanim będzie za późno – pomyślał zaniepokojony Arturo...
Hacjenda rodziny Sandovalów.
Ricardo od rana był zdenerwowany i nie mógł sobie znaleźć miejsca. Czuł się znacznie lepiej i zaczynał chodzić o własnych siłach. Niepokoił się jednak tym co może się stać. Wezwał do siebie Tobiasa aby jeszcze raz upewnić się czy jego ludzie są gotowi do obrony jego ziem.
- Mam informować wszystkich o zagrożeniu? – dopytywał się Tobias.
- Nie. Nie będziemy tworzyć paniki – odparł Sandoval...
- Ale ludzie w hacjendzie pytają co mają znaczyć te podwojone straże...
- Niech pytają. Twoim zadaniem jest ich uspokoić. Najważniejsze aby moi ludzie byli gotowi do obrony hacjendy. Tak łatwo się nie poddamy. Masz jeszcze jakieś wieści?
- Oskar Gutierrez wrócił ze stolicy. Jest gotowy znów panu służyć. Proszę wybaczyć, ale to mi się nie podoba...
- I masz rację Tobias. Powrót człowieka który jest prawą ręką szefa w stolicy nie jest dobrym znakiem. Przeczuwam, że stolica porozumiała się z Esperanzą i Manuelem, a co za tym idzie Oskar jest zdrajcą. Niech jednak zostanie. Niech wszyscy myślą, że nie mam pojęcia co mnie czeka. Ze zdwojoną siłą odeprę każdy atak tych wszystkich niegodziwców – stwierdził Ricardo.
Nagle na hacjendzie pojawiła się Carolina. Widok córki z jednej strony ucieszył, ale z drugiej zaniepokoił Sandovala.
- Co ty tu robisz? Córko... Jeszcze tego mi brakowało... Co ty tu robisz właśnie dzisiaj? – spytał zdenerwowany wiedząc, że ona nie powinna teraz tu przebywać...
Tymczasem...
Manuel wyszedł do ludzi Oskara aby powiedzieć im ostatnie słowo przed najazdem. Był pewny siebie i wyczuli to zarówno Esperanza, Lucrecia jak i Simon...
- Przejąłem nad wami dowodzenie na czas tej akcji. Wiecie co dziś się wydarzy. Napadniemy na hacjendę Ricardo Sandovala! Ten pyszałek ma się za pana i władcę wszystkich ziem w okolicy! Niestety nie wie, że jego hacjenda stoi na drodze w naszych interesach! Przejęcie hacjendy tego człowieka to dopiero rozgrzewka! To pierwszy przystanek przed finałem podróży, czyli wielkimi pieniędzmi i dostępem do jakże ważnego w dzisiejszej polityce surowca. Wiecie co macie robić. Mamy tak mocne wsparcie, że nikt z nami nie wygra! Coralos to idealne miejsce bezprawia! Dlatego mówię wam: nie miejcie litości! Posłuchajcie mnie wszyscy! Uwaga! – wystrzelił z pistoletu w powietrze Manuel.
- Słuchamy panie. Wszystkie oczy zwrócone są na pańskie rozkazy – odparł nieśmiało jeden z chłopów.
- Impreza dopiero się zaczyna! Na hacjendzie Ricardo Sandovala jest wiele kobiet dobrze wyposażonych przez naturę. Idźcie tam i zróbcie z nimi co chcecie! Ale niech nie zostanie ani jeden żywy mężczyzna, a hacjendę podpalcie, splądrujcie wszystko! A właściciela hacjendy możecie obedrzeć ze skóry! Czas na was! – krzyczał Manuel.
- Doskonale radzisz sobie w roli wodza kotku – śmiała się Lucrecia.
- Żebyś wiedziała. Oni dziś wprawią w ruch powóz śmierci...
- To prawda – zauważył Simon.
- Oni zrobią swoje, a my możemy wznieść toast za śmierć Ricardo Sandovala. Szkoda mi go. Muszę przyznać, że był dobry w łóżku – powiedziała Esperanza, po czym wszyscy zaczęli się śmiać...
Mieszkanie braci Munos.
Gustavo i Sergio już mieli wychodzić gdy natknęli się na Soledad, która przyszła odwiedzić ukochanego.
- Witaj kochanie! – pocałował ją na powitanie Gustavo. Co cię do mnie sprowadza?
- Jeszcze pytasz? Stęskniłam się za tobą – odparła uradowana Soledad.
- Kto przyszedł? – zapytał nagle Sergio, którego głos dobiegał z kuchni.
- Masz gościa?
- Wrócił mój brat kochanie...
- Witaj Soledad. Wróciłem aby powiedzieć wszystkim prawdę. Marina musi dowiedzieć się co tak naprawdę się ze mną działo... |
|
Powrót do góry |
|
|
LaIntrusa Motywator
Dołączył: 17 Mar 2009 Posty: 267 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:04:16 17-03-09 Temat postu: |
|
|
Jak zawsze świetny odc ;*
I dziękuje za przypomnienie odsady |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:19:58 19-03-09 Temat postu: |
|
|
Super odcinek
Sergio opowiedział Gustawowi prawdę. O tym, że go porwano w dniu ślubu i że za tym stoi Lucre i Simon. Brat mu uwierzył. Zapowiedział, że ci ludzie zgniją za kratami.
Lucre i Simon pozbyli się ciał bandytów, których wynajęli. Boją się że jak Sergio wszystko powie to trafią za kratki. Nowy komendant przekonuje ich że tak się nie stanie.
Ricky był zdenerwowany. Tobias powiedział mu, że wrócił Oscar. Nie ufa mu. Ricardo także. Podejrzewa, że Oscar chce go zabić ale na razie będzie udawał głupiego. Był zaskoczony odwiedzinami Caroliny. Ona teraz nie powinna tutaj być. Grozi jej niebezpieczeństwo gdyż szykuję się atak na jego hacjendę.
Do Gustawa przyszła Soledad. Stęskniła się za narzeczonym. Sergio wyszedł i powiedział jej, że musi powiedzieć Marinie co się z nim działo. Tylko czy mu uwierzy |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 19:16:10 22-03-09 Temat postu: |
|
|
79 ODCINEK
Mieszkanie braci Munos.
Soledad nie wiedziała co powiedzieć i jak zareagować na widok Sergia o którym myślała podobnie zresztą jak siostra, że zniknął i jest daleko stąd. Jej milczenie przerwał Gustavo, który wziął na siebie wyjaśnianie całej sprawy.
- Lepiej usiądź kochanie. Wspólnie zastanowimy się co robić. Sergio odnalazł się i musi wszystko wyjaśnić Marinie – stwierdził Gustavo.
- A co tu wyjaśniać? Jesteś bratem Gustavo, ale to co zrobiłeś było niedopuszczalne i podłe! Nic cię nie usprawiedliwia! Nie wiem dlaczego spokojnie z tobą rozmawiam. Moja siostra na pewno nie chce cię widzieć! – zdenerwowała się Soledad.
- Wszystko ci wyjaśnię. Wiem, że to będzie trudne do zrozumienia, ale nie jest tak jak sądzicie – powiedział spokojnie Sergio.
- A niby jak?
- Nie denerwuj się tak. Chcesz poznać prawdę czy nie? Sergio wcale nie odszedł od Mariny. On jej nie zostawił przed ołtarzem – tłumaczył Gustavo.
- Jak to nie? A ten podły list?
- Zostałem porwany Soledad! Ci ludzie którzy za tym stoją opłacili człowieka aby podrobił moje pismo i zostawił ten list na waszej hacjendzie. Byłem przetrzymywany w jakiejś chacie przez wiele dni! Przecież nigdy bym nie skrzywdził Mariny! To oni uknuli spisek aby przy okazji rozdzielić mnie z twoją siostrą!
- Jacy oni Sergio? Możesz mówić jaśniej!
- Stoją za tym Lucrecia i Simon!
- Niemożliwe – kręciła głową Soledad...
- Możliwe kochanie – westchnął Gustavo.
- Lucrecia nie pogodziła się z tym, że Marina wybrała mnie. Ona ma na moim punkcie obsesję. A Simon znów chce się zbliżyć do Mariny i dlatego jej pomagał. Oboje chcieli się mnie pozbyć. Wynajęli ludzi, którzy mnie przetrzymywali, ale zdołałem uciec. Jestem wycieńczony, ale nie ma czasu do stracenia i jak najszybciej pragnę spotkać się z Mariną. Pomóż mi Soledad. Ona musi mi uwierzyć! Wiem, że ma teraz o mnie jak najgorsze zdanie, ale to nie moja wina, że nasze szczęście zostało zniszczone przez osoby trzecie! – kontynuował Sergio.
- Teraz nam wierzysz? – spytał Gustavo.
- Wierzę... Po mojej kuzynce Lucrecii można się spodziewać wszystkiego, ale Simon rzeczywiście mnie zaskoczył. A to podły drań!
- Muszę spotkać się z Mariną! Jeszcze dziś!
- Wiem o tym. Jedźmy jak najprędzej, bo moja siostra może zrobić coś głupiego!
- Co masz na myśli? – zapytał zdenerwowany Sergio.
- Simon znów się koło niej kręci. Nie uwierzycie, ale wczoraj mówiła mi coś o ponownej szansie dla niego... Być może nawet z nim gdzieś wyjedzie...
- Nie możemy do tego dopuścić! – irytował się Gustavo.
- Nigdy nie oddam mojej kobiety w ręce takiego potwora jak Simon Toredo – zagryzał wargi z wściekłości Sergio.
- Jesteś gotowy? Jedźmy na hacjendę i módl się abyś nie stracił szansy na wyjaśnienie wszystkiego mojej siostrze – powiedziała równie zaniepokojona i zdenerwowana Soledad...
Tymczasem...
Carlos spacerował niedaleko mieszkania Caroliny napotkał na swojej drodze Javiera. Obaj panowie nie mogli się ominąć i w końcu musieli ze sobą poważnie porozmawiać. Sfrustrowany tym, że ukochana woli być z młodym De La Fuente, Carlos przestał mieć już jakiekolwiek skrupuły.
- Idziesz na spotkanie z ukochaną? Obawiam się, że jej nie ma – skwitował na początek Carlos.
- Nie mam dziś ochoty rozmawiać z tobą, więc daruj sobie. Sam sprawdzę czy Carolina jest u siebie. Nie potrzebuję twojej pomocy – odparł poirytowany Javier.
- Carolina poszła za moją radą i zapewne teraz jest na spotkaniu ze swoim bogatym ojcem.
- Ojcem? Jakim spotkaniu? Jej ojcem jest Adrian i mieszkają w tym samym domu...
- A więc nie powiedziała ci prawdy? Co za pech... W związku dwojga kochających się ludzi nie powinno być tajemnic... Ale Carolina najwyraźniej ma przed tobą tajemnicę. Nic dziwnego, bo gdybyś dowiedział się o co chodzi, z pewnością zwątpiłbyś w miłość.
- O co ci chodzi? Dlaczego gadasz takie bzdury?
- To nie bzdury, lecz najprawdziwsza prawda!
- Więc powiedz prosto z mostu co masz na myśli?
Javier nie wytrzymał i aż złapał swojego rozmówcę za szyję. Ten tylko się uśmiechnął.
- Jaki ojciec taka córka... Prawdziwym ojcem Caroliny jest...
- Kto taki?
- Padniesz z wrażenia! Jej biologicznym ojcem jest Ricardo Sandoval! Tak tak! To on ją spłodził. I co ty na to?
Javier był w szoku. Nie mógł zrozumieć i pojąć tego, że Carolinę mogłyby wiązać jakieś więzi krwi z największym wrogiem jego rodziny...
- Kłamiesz!
- Zapytaj ją sam. Właśnie teraz jest na hacjendzie swojego ojca. Widocznie magia nazwiska i pieniądze są dla niej ważniejsze niż związek z takim idiotą jak ty. A mogła wybrać mnie... Głupia... Teraz sama nie wie co ją czeka – powiedział odchodząc Carlos...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
Życie Alejandra De La Fuente nie było usłane różami, ale od jakiegoś czasu los zaczął mu sprzyjać. Mógł zapomnieć o wielu bolesnych chwilach z przeszłości dzięki obecności Valerii Suarez u jego boku. Kilka lat młodsza kobieta spowodowała, że powoli znów zaczął odnajdywać miłość. Także i Valeria odwzajemniała uczucia Alejandra. Powoli, nie śpiesząc się ich znajomość nabierała tempa. Najpierw byli wspólnikami, potem sąsiadami, a zbliżyła ich do siebie pomoc jaką Valeria okazała rodzinie De La Fuente podczas kryzysu związanego ze słabym rozwojem hacjendy. Ponadto oboje nienawidzili Esperanzy za krzywdy jakie ta kobieta wyrządziła w ich życia.
- Coś ci powiem... Uratowałaś mi życie. Dzięki tobie znów mogę się cieszyć z tego wszystkiego co mam dookoła – powiedział Alejandro przytulając do siebie kobietę.
- Co za wyznanie... Myślę, że przesadzasz. Kim tak właściwie dla ciebie jestem? – uśmiechnęła się kobieta spoglądając jednocześnie w oczy Alejandra i z niecierpliwością czekając na jego odpowiedź.
- Kimś bardzo ważnym. Byłem na dnie, ale odzyskałem wolność, swoją hacjendę, a przede wszystkim swoje dzieci. Liczę, że kiedyś poznam i odkryję prawdę na temat zabójstwa mojej żony. Bo czuję, że miłość odkrywam ponownie... będąc przy tobie Valerio...
Alejandro pocałował kobietę, która nie protestowała i odwzajemniła pocałunek. Tę błogą chwilę przerwało niestety wejście Martina. Był zdenerwowany, a za nim szedł nowy komendant policji.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale masz gościa Alejandro – stwierdził Martin.
- Z kim mam przyjemność? Proszę wybaczyć, ale nie znam pana – zdziwił się De La Fuente na widok człowieka w mundurze. Pan jest od Artura, prawda?
- Nie panie Alejandro De La Fuente. Jestem nowym komendantem w Coralos i przyjechałem aby osobiście przywitać się z właścicielami największych hacjend w okolicy. Dlatego tu jestem. Silvano Mendez, miło mi...
- Mnie również... – podał mu rękę Alejandro, ale nie krył zdziwienia.
- Zapewne dziwi pana zaistniała sytuacja, ale dotychczasowy komendant, pan Arturo Peralta został zdymisjonowany z tej funkcji przez sąd w stolicy.
- Dlaczego? Nic z tego nie rozumiem... Nic do pana nie mam, ale to był uczciwy policjant...
- Niezbyt uczciwy. Wyszły na jaw niedociągnięcia w śledztwach jakie prowadził tu Arturo Peralta. Poza tym odkryto wiele nieprawidłowości w szeregach jego ludzi. A na dodatek ten człowiek znów wrócił do alkoholu. Nie mógł dłużej pełnić swojej funkcji. Grozi mu ponadto sprawa karna.
- Za co?
- Jeszcze pan pyta... Za pomoc w pańskiej ucieczce z więzienia i sfingowaniu własnej śmierci! Niech pan nie zapomina jakie ciążą na panu zarzuty!
- Zostałem uniewinniony od rzekomego zabójstwa żony! Co pan sugeruje?
- Był pan w zmowie z nieżyjącym już sędzią Jose Luisem Barriosem i Arturo Peralta. Wszyscy byliście przyjaciółmi i dzięki temu uniknął pan kary. Ale teraz zmieniły się rządy. Gwarantuje panu, że ja i moi ludzie zrobimy wszystko aby znów znalazł się pan za kratkami! – zakończył Silvano...
Mieszkanie Manuela.
Manuel, Esperanza, Lucrecia i Simon świętowali nadchodzące zwycięstwo. Byli przekonani, że już nic im nie zagrozi. Przy wsparciu komendanta i mając ludzi ze stolicy z łatwością wyeliminują Sandovala, a następnie zniszczą raz na zawsze rodzinę De La Fuente.
- Wielki z ciebie wódz, ale jesteś mocny tylko w słowach kochanie. Twoi ludzie poszli ograbić hacjendę, ale ty zostałeś tutaj. Nie dla ciebie wiejskie życie i wymachiwanie maczetą? Ale do interesów jesteś pierwszy. Niezłe z ciebie ziółko – śmiała się Lucrecia.
- Po co miałem iść z nimi? Nie chce aby ktokolwiek łączył mnie z tą sprawą – odparł Manuel.
- Nie udawaj. Każdy kto ma trochę rozumu w głowie połączy cię z tą sprawą. Mamy jednak szczęście, że nowy komendant jest po naszej stronie. Dzięki temu już wygraliśmy – zapewniała Esperanza.
- To prawda. Chociaż ciekaw jestem miny Sandovala gdy dowie się kto zaatakował jego hacjendę. O ile w ogóle zdąży się dowiedzieć. Szkoda, bo mile będę wspominał wspólne z nim interesy – wtrącił Simon...
- Sądzę, że on wie co planujemy. Niestety jest już za późno na reakcję. Takie życie... Ricardo Sandoval nie przeżyje swojej żonki nawet o tydzień. Dziś umrze tylko dlatego, że stoi na drodze do wielkich interesów. Interesów które zrobimy, ale już bez niego – zacierał ręce Manuel...
Hacjenda rodziny Sandovalów.
- Co tu robię? Przyszłam cię odwiedzić – odparła zdziwiona Carolina.
- Grozi ci niebezpieczeństwo. Porozmawiamy później... Niech Tobias cię odprowadzi! – denerwował się Ricardo.
- Ale o czym ty mówisz? Jakie niebezpieczeństwo? Możesz mi powiedzieć co tu jest grane?
Nagle po tych słowach rozległy się pierwsze strzały i wszystko stało się jasne. Sandoval już wiedział, że został zaatakowany. Nagle do hacjendy wpadł jeden z jego pracowników, ciężko ranny w pierś.
- Don Ricardo! Zaatakowali nas! Mordują! Palą okoliczne domy, zabijają naszych ludzi, gwałcą kobiety!
- Kto? Mów Jose!
- Nie wiem... To dobrze wyszkoleni ludzie... prawdopodobnie ze stolicy. Najpierw zaatakowała nas banda chłopów i sądziliśmy, że z łatwością ich pokonamy, ale później zaczęła się strzelanina i zasadzili się na nas jacyś ludzie w czarnych strojach... Jest ich wielu, a co gorsza mają lepszy sprzęt... Mają karabiny maszynowe... Bronimy się, ale nie damy rady. Ci bandyci zdobędą hacjendę – powiedział ostatkiem sił Jose po czym skonał.
- Mordują mi ludzi! Będziemy walczyć do końca! – krzyknął Ricardo wyciągając swoją maczetę i dwa pistolety jakie miał w biurku.
- A więc to prawda... Powstrzymam ich panie! Mogę zginąć, bo służenie dla pana jest dla mnie wielkim zaszczytem. Wezmę resztki najlepszych ludzi i będziemy bronić tej ziemi do końca. A pan niech ucieknie tylnym wyjściem! Nie mamy wiele czasu!
- Nie Tobias. Wyprowadź stąd Carolinę i uciekajcie. Ja zostanę i zginę na własnej ziemi! Nic mnie już nie obchodzi! Opiekuj się moją córką i nie daj jej nikomu skrzywdzić. Uciekajcie!
- Nie mogą pana zostawić!
- To rozkaz Tobias. Odejdź z Caroliną! Szybko!
- Ucieknij z nami! Zostaw swój honor i to wszystko! Ratuj swoje życie! Zrób to! – lamentowała Carolina odciągana przez Tobiasa.
- Powierzam ci ją Tobias. Pilnuj jej, bo to najcenniejszy skarb jaki miałem w życiu. A ja obronię twoje dziedzictwo córko. Uciekajcie, bo widzę, że jest coraz gorzej. Strzały dobiegają już do patio... Biegnijcie!
Carolina spojrzała tylko na ojca i wyraźnie posmutniała. Tobias kiwnął tylko głową na znak, że rozumie powagę sytuacji i rozkaz swojego szefa. Wyszedł z dziewczyną tylnym wyjściem. Po chwili zjawił się Oskar.
- Dobrze, że jesteś. Atakują nas jacyś ludzie! Wycofałem Tobiasa i teraz tylko ty możesz mi pomóc. Zbierz resztki ludzi i niech walczą do końca!
- Już za późno don Ricardo. Zostaliśmy wybici. Niewiele mogę zrobić – odparł Oskar.
- A więc tu przyjdzie mi zginać...
- Nie ucieka pan?
- Nie jestem tchórzem i nie boję się śmierci. Tu na nią zaczekam, z bronią w ręku...
- To w takim razie ja ją przyśpieszę – uśmiechnął się Oskar wyciągając pistolet.
- Wiedziałem, że mam w swoim obozie zdrajcę. Złączyłeś siły z tymi pozbawionymi skrupułów ludźmi. W odpowiednim czasie zapłacisz za wszystko.
- Każdy z nas zapłaci, ale pan pierwszy...
Ricardo miał również pistolet w ręce i wyczuł swoją szansę w zagadywaniu przeciwnika. Chciał wystrzelić, sięgnął po broń, ale to wyszkolony zabójca Oskar był szybszy. Sandoval osunął się na ziemię ciężko raniony w brzuch. Mężczyzna podszedł do niego i chciał strzelić raz jeszcze aby go dobić i zakończyć sprawę.
- Przykro mi. To nic osobistego. Taki dostałem rozkaz i pieniądze. Nie był pan złym szefem, ale ja mam tylko jednego szefa. Żegnaj don Ricardo...
Nagle stało się coś niesamowitego. Oskar nie zdążył nacisnąć na spust, bo został uderzony od tyłu jakimś metalowym prętem w głowę. Stracił przytomność. To była Carolina, która wróciła z Tobiasem aby ratować ojca.
- Wiedziałem, że masz po mnie też i dobre cechy. Jesteś waleczna i nie boisz się niebezpieczeństw – powiedział słabym głosem Ricardo.
- Dobra robota, ale więcej mi nie uciekaj! Jeszcze się z tobą policzę Oskarze Gutierrez – mruknął wściekły Tobias patrząc na leżącego na ziemi napastnika.
- On jest ciężko ranny. Musimy go uratować. Uciekamy razem z nim! – krzyknęła zrozpaczona Carolina.
Tobias i Carolina podtrzymywali rannego Ricarda i cała trójka starała się jak najszybciej uciec z tego miejsca. Kilkadziesiąt sekund później słychać było już tylko świst strzałów, jęki zabitych oraz morze ognia które ogarnęło całą hacjendę. Ziemie Ricarda i Isabeli Sandovalów zostały zdobyte...
Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 19:52:30 22-03-09, w całości zmieniany 5 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:48:28 22-03-09 Temat postu: |
|
|
Fajny odcinek
Solded uwierzyła Sergiowi. Poleciła, żeby jak najszybciej udali się do hacjendy aby wyjaśnić wszystko Marinie zanim zrobi coś głupiego.
Javier i Carlos się spotkali. Carlos powiedział kim jest jej ojciec. Javier był w szoku. Nie wie, że w tym czasie Carolina jest w niebezpieczeństwie.
Alejandro i Valeria są razem. Odnalazł szczęście. Wydawałoby się, że wszystko zaczyna się układać. Ale niestety. Przyszedł nowy komendant policji Silvano. Powiedział, że Arturo został pozbawiony funkcji przez nieścisłości i on zrobi wszytko aby Alejandro znalazł się z powrotem za kratami.
Wspólnicy się cieszą, że niedługo Ricardo zginie z hacjenda będzie ich.
Hacjenda Ricarda została zaatakowana. Zaczęła się niezła akcja: mordowanie, gwałty, podpalenia. Jak na jakiejś wojnie. W końcu to wojna. O ziemię Ricarda. Kazał Tobiasowi wyprowadzić Caroliną. Caro chciała aby on uciekł razem z nimi, ale nie chciał. Nie jest tchórzem. Kiedy Tobias i Caro wyszli wszedł Oscar. Strzelił do niego. Był niestety szybszy. Ricky został ranny w brzuch. Oscar chciał go drugi raz zranić, ale nie udało mu się to. Caro wróciła i zamroczyła go jakimś prętem ratując tym samym ojca. Tobias i Caro prowadząc Ricarda uciekli z hacjendy. Na szczęście. Kiedy Santanez się dowie, że nie udało się zabić Ricarda będzie wściekły. |
|
Powrót do góry |
|
|
LaIntrusa Motywator
Dołączył: 17 Mar 2009 Posty: 267 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:29:48 23-03-09 Temat postu: |
|
|
Jak zawsze bardzo ciekawy odcinek
Opis przejęcia hacjendy bardzo mi się spodobał. Te morderstwa , strzały...super opisana akcja
Ricardo miał zostać zabity a tylko został ranny ciekawe co na to Manuel, Esperanza, Lucrecia i Simon :hahaha: Raczej nie będą zadowoleni tym obrotem sprawy...
Ciekawe co się wydarzy w następnym odc |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 19:23:59 25-03-09 Temat postu: |
|
|
80 ODCINEK
Hacjenda rodziny Sandovalów.
Zaatakowanie i ograbienie hacjendy Ricardo Sandovala to kolejny przykład bezprawia jakie od lat panuje w Coralos. Obrońcy hacjendy zostali wybici i pokonani, tylko nielicznym udało się uniknąć śmierci lub uciec. W końcu przeważająca liczba napastników wdarła się do samego środka. Jednak radość spowodowana wykonaniem zadania została umniejszona przez ucieczkę właściciela hacjendy i jej córki. Oskar który powoli odzyskiwał przytomność i podnosił się z ziemi był wściekły, a na jego twarzy malowało się zdumienie i frustracja, że nie zdołał dobić rannego, a na dodatek ktoś śmiał go zaskoczyć od tyłu.
- Co się panu stało? – zapytał jeden z jego ludzi.
- Nie zadawaj głupich pytań! Oni uciekli!
- Kto?
- Sandoval, jego córka Carolina oraz ten pracownik Tobias. Wszyscy muszą umrzeć! Ricardo jest ciężko ranny i chyba nie przeżyje, ale nie mogą uciec! Na pewno są jeszcze blisko! Podejrzewam, że uciekli tamtą stroną. Łapcie ich!
- Proszę się nie denerwować. Nie ujdą z życiem...
- A wy dwaj pojedziecie do mieszkania matki tej dziewczyny i jej przyszywanego ojca. Zabijecie ich.
- Już jedziemy. Nikt nie przeżyje...
- Oby tak było – Oskar aż skrzywił się z bólu dotykając swojej głowy...
Tymczasem...
Tobias i Carolina zaciągnęli rannego Ricarda do samochodu. Tobias zostawił go przy tylnym wyjściu, bo podejrzewał taką ewentualność. Dzięki temu cała trójka mogła uciec i odjechać zanim atakujący hacjendę zorientowali się co się stało. Najwierniejszy sługa Sandovala prowadził samochód i starał się ukryć zdenerwowanie, ale znał się na postrzałach i wiedział, że jego szef jest ciężko ranny. Carolina była przerażona. Położyła ojca na tylnym siedzeniu i próbowała robić cokolwiek aby tylko mu pomóc. On tracił jednak siły.
- To piękne co dla mnie robicie, ale jest już za późno. Czuję, że
umieram – powiedział słabym głosem Ricardo.
- Nic nie mów... Odpoczywaj i leż spokojnie. Zaraz zajmie się tobą lekarz – przekonywała ojca Carolina.
- Musimy się pośpieszyć. W Coralos znam jedynie dwóch lekarzy i nie zawsze są w domu. Jeden to hazardzista, a drugi alkoholik. Ale nie mamy wyjścia. Nie możemy tracić czasu. Za pięć minut będziemy na miejscu. Módlmy się aby ten człowiek nas przyjął – stwierdził Tobias.
- Mnie już nic nie pomoże. Lepiej jedź po Lilianę i Adriana. Im też grozi niebezpieczeństwo! Na pewno ich zaatakują! Nie przejmuj się mną Carolino... Ratuj innych...
- On ma rację, ale tu czas gra rolę. Musimy uratować najpierw ciebie szefie...
- Za późno. Słuchaj się mojej córki Tobias. Teraz straciliśmy hacjendę, ale jestem pewien, że ją odzyskamy. Wtedy Carolina będzie dziedziczką wszystkiego. Będziesz jej służył. Lepiej uratuj jej matkę i ojca – mówił Ricardo.
- Nic im nie będzie. Mam dwóch ojców, a pomoc potrzebnie jest teraz tobie. Jedźmy do tego lekarza. Nie możesz umrzeć. Jeszcze nie teraz...
- Ale co z Adrianem i Lilianą? To dobrzy ludzie i nie powinni zginąć. Nie zajmuj się mną tylko nimi.
- Adrian Gomez sobie poradzi. Nie pamiętasz już szefie jak jednym palcem pokonał trzech naszych ludzi? – śmiał się Tobias.
- Ale jeśli ich będzie więcej...
- On da sobie radę. Obroni siebie i moją mamę. Jestem tego pewna. Ale nic już nie mów. Odpoczywaj – wtrąciła Carolina.
- Coraz bardziej krwawię...
- Za minutę będziemy u Cordoby. Trzymaj się szefie...
Mieszkanie Adriana.
Liliana przyszła odwiedzić ukochanego i to co zobaczyła w środku wręcz ją zaszokowało. Dwóch mężczyzn leżało w salonie związanych i mieli zakneblowane usta. Adrian siedział na krześle i pilnował ich z pistoletem w dłoni.
- Co tu się stało? – nie mogła uwierzyć w to co widzi Liliana.
- Nieproszeni goście – odparł Adrian.
- Możesz mówić jaśniej!
- Przyszli mnie okraść i zabić, ale zapomnieli, że pół życia trenowałem jako bokser i karateka. Mam swoje lata, ale wciąż potrafię pokonać takich rzezimieszków jak oni.
- Co z nimi zrobisz? Wezwiesz policję?
- Nie. Najpierw wyśpiewają mi kto ich tu przysłał...
- Boję się o Carolinę. Jeszcze jej nie ma... A jeśli coś jej się stało?
- Umie o siebie zadbać. Moja córka zawsze spada na cztery łapy. Zostań tu. Jestem pewny, że ci idioci wyśpiewają mi wszystko...
Adrian podszedł do leżących mężczyzn i przystawił każdemu z nich pistolet do głowy. Zdjął im taśmę z ust aby mogli swobodnie mówić.
- Już wiecie, że jestem szaleńcem. Połamałem wam ręce i nogi, a mogę zrobić dużo gorsze rzeczy. Wypuszczę was jeśli powiecie mi kto was tu przysłał.
- Nic nie powiemy!
- A może chcecie żebym odstrzelił wam pewne czułe miejsce? – wycelował pistolet w dół.
- Dobrze już dobrze! Powiemy!
- A więc słucham...
- Napadliśmy na hacjendę Ricardo Sandovala. Mieliśmy go zabić. Jego córkę również. Potem dostaliśmy rozkaz aby zabić i was. Tyle wiem. Mieliśmy za to zarobić sporo pieniędzy...
- Mój Boże! Carolina mogła pójść do Ricarda! Mogli ją zabić! – przeraziła się Liliana.
- Z tego co wiem groźnie zraniono jedynie Sandovala. Ona uciekła – oznajmił drugi z mężczyzn.
- Niech Bóg ma ją w swojej opiece...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
Alejandro był zdenerwowany wizytą nowego komendanta. Wiedział, że nie wróży to nic dobrego. Łatwo było zorientować się po czyjej stronie stoi Silvano Mendez. Jego niepokój podzielała Valeria i Martin.
- Nie mogę dodzwonić się do Arturo. A jeśli go zabili? – głośno myślał Alejandro.
- Nie sądzę. Tylko go zdymisjonowali. Ten Mendez jest zbyt pewny siebie. Pochwaliłby się gdyby usunął z drogi Arturo – odparł Martin.
- Twój brat ma rację. Po prostu wyrzucili go z pracy i nic poza tym – zauważyła Valeria.
- Znam Arturo i wiem co może teraz czuć. Praca była dla niego wszystkim. Teraz może znów sięgnąć po alkohol...
- Na pewno się odezwie. Mamy teraz większe problemy na głowie.
- Co podejrzewasz?
- Olbrzymie kłopoty. Teraz jestem pewien, że to wszystko sięga poza Ricardo Sandovala, poza Esperanzę i poza Manuela. Ten nowy komendant przyjechał ze stolicy... Coraz bardziej mi się to nie podoba. Możesz znów pójść do więzienia i stracić hacjendę...
- Wiem o tym, ale nie dopuszczę do tego! Wiele już zniosłem i poradzę sobie z niejednym takim draniem jak ten cały Silvano. Nie dam się zaskoczyć po raz drugi!
- Bądź ostrożny Alejandro. Ci ludzie są zdolni do wszystkiego – ostrzegła go Valeria...
Nagle w salonie pojawiła się Marina. Miała dziwną minę i wydawało się jakby chciała coś zakomunikować ojcu.
- Dobrze, że jesteś córciu. Znowu mamy problemy... Wiesz, że Arturo Peralta nie jest już komendantem policji? To jakiś spisek i usunięto go bez powodu. Ten nowy komendant zupełnie mi się nie podoba. Przyszedł tu i mi groził. On coś knuje i możliwe, że jest w zmowie z moimi wrogami – powiedział Alejandro.
- To przykre – odparła Marina.
- I tylko tyle masz mi do powiedzenia? Co z tobą? Słuchasz mnie w ogóle?
- Wybacz tato, ale ja również mam problemy. Podjęłam pewną decyzję. Muszę wyjechać na jakiś czas z Coralos. Uspokoję się, mam wiele do przemyślenia i pragnę spokoju.
- To dobry pomysł kochanie. Im dalej od tego piekła, tym lepiej. Dokąd chcesz jechać?
- Jeszcze nie wiem, ale nie pojadę sama.
- Chcesz jechać z Soledad? Nie ma problemu. W obecnej sytuacji nawet lepiej gdybyście wyjechały z Coralos. Boję się, że znów będziemy w niebezpieczeństwie.
- Nie mówię o Soledad. Pojadę z Simonem. To wspaniały przyjaciel i nadal mnie kocha. Jeszcze o tym nie wie, ale na pewno się zgodzi. Wiele razy proponował mi w przeszłości wyjazd, a ja lekceważyłam sprawę. Wiem, że źle robiłam. A przy nim na pewno zapomnę o niepowodzeniach i o Sergiu...
- Z Simonem? – zdziwił się Martin.
- Tak. Właśnie z nim. Co w tym dziwnego?
W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Marina pierwsza poderwała się aby je otworzyć, bo nie chciała już dyskutować z ojcem i wujkiem na temat swoich problemów. Jakież było jej zdziwienie gdy zobaczyła Sergia
w towarzystwie Gustavo i Soledad.
- Ty? Co ty tu robisz łajdaku? – nie mogła powstrzymać wściekłości mimo że widok chłopaka gdzieś w głębi serca ją ucieszył.
- Wróciłem. Do ciebie... Musimy porozmawiać – odpowiedział spokojnie Sergio.
Komisariat policji.
Silvano Mendez dokonywał właśnie reorganizacji swoich ludzi. Nie miał zamiaru dalej tolerować w policji obecności ludzi wiernych Arturo Peraltcie. Jedynym pewnym tego iż nie zostanie wyrzuconym mógł być Rene Alamo, człowiek polecony Mendezowi przez stolicę.
- Ty zostaniesz. Dobrze robisz swoją robotę. Twoi szefowie chwalili cię przede mną. Słusznie zrobiłeś wyprawiając tego zdrajcę Barriosa na tamten świat. Oni nigdy nie zapominają dobrze wypełnionych rozkazów. I ja również. Czuję, że bardziej mi bardzo pomocny – powiedział Mendez.
- Zawsze do usług don Silvano. Jest pan prawdziwym stróżem prawda. Za Peralty było okropnie... Wiem, że jest pan wybawieniem dla Coralos.
- Nie musisz przede mną udawać. Znam twoje możliwości i na pewno skorzystam jeszcze nieraz z twojej pomocy. A teraz wezwij do mnie Bruno Rebollara.
- Tak jest!
Po chwili...
- Czym mogę służyć? – zapytał Bruno.
- Już niczym Rebollar. Jesteś zwolniony!
- Za co?
- Za wiele nieprawidłowości jakich dopuszczałeś się będąc na usługach Arturo Peralty...
- Arturo Peralta to najlepszy policjant i stróż prawa jakiego znam! Jestem pewien, że taki chłystek jak pan nie dosięga mu do pięt! – nie wytrzymał Bruno.
- Uważaj na słowa, bo skończysz jeszcze gorzej. Wynoś się stąd. Jeśli chcesz żyć to wyjedź wraz z żoną z Coralos. To nie jest miejsce dla ciebie.
- To groźba?
- Ostrzeżenie. Czasy się zmieniły i teraz ja tu rządzę, a tacy jak ty i Peralta już nie istnieją...
Tymczasem...
Javier nie mógł pogodzić się ze słowami Carlosa. Ta okrutna prawda wbiła go w ziemię. Jego ukochana Carolina okazała się być córką potwora, mordercy i największego wroga rodziny De La Fuente. Chłopak nie mógł sobie z tym poradzić. Spacerował bez celu i wciąż myślał o tej sytuacji...
- Być może ten łajdak mnie oszukał, ale z drugiej strony po co miałby kłamać i wymyślać aż taką historię? Carolina mnie oszukała. Nie powiedziała mi prawdy. Jeśli ten człowiek rzeczywiście jest jej ojcem, to nasz związek nie ma sensu... Nie wiem co o tym myśleć... Nawet gdyby była to prawda, to przecież nie jej wina, że jest nieślubnym dzieckiem Sandovala... nie jej wina, że ma takiego śmiecia za ojca... Ale z drugiej strony mogła mi powiedzieć prawdę... I co ja teraz zrobię? Nasza miłość nie wytrzyma takiej próby – rozmyślał załamany Javier...
Mieszkanie Manuela.
Nastrój świętowania Manuela, Esperanzy, Lucrecii i Simona został przerwany przez pojawienie się Oskara. Już po jego minie wszyscy obecni domyślili się, że coś poszło nie tak.
- Szybko wróciłeś. Chłopcy wykonali zadanie? – zapytał jeszcze spokojny Manuel.
- Moi ludzie wymordowali strażników i dostali się na hacjendę. Pańscy chłopi ośmieleni alkoholem gwałcili kobiety, plądrowali domy, kradli, zabijali i podpalali – odparł Oskar.
- Mów nam to co chcemy usłyszeć – zdenerwowała się Esperanza czując, że mężczyzna nie mówi prawdy.
- Co z Ricardo Sandovalem? Nie żyje? – dopytywała się Lucrecia.
- Mów wreszcie! Ile mamy czekać! – dorzucił poirytowany Simon.
- Zraniłem go, ale jego człowiek Tobias Castillo wraz z jego córką wywlekli go rannego z hacjendy. Uciekli, ale sądzę, że Sandoval nie żyje. Strzeliłem celnie. Jestem zawodowcem...
- Ty idioto! Ciekawe co powie twój szef za takie tłumaczenie sprawy! Powinienem cię powiesić za takie partactwo! – wściekł się Manuel i podniósł ręką na Oskara.
- Nie dam sobą pomiatać! Jak jest pan taki mądry, to trzeba było odważyć się tam pójść. Ale pan nie ma na to jaj – odparł mężczyzna nie dając się uderzyć.
- Przynajmniej mamy hacjendę – zauważył Simon.
- I po co nam ona? I tak ci idioci na pewno spalą wszystko – kiwała przecząco głową Lucrecia. Ta sytuacja zupełnie wytrąciła ją z równowagi.
- Istna rewelacja... Ricardo żyje, Carolina żyje, Tobias żyje... Zabiliście kilku pachołków i robicie z siebie bohaterów? – nie dowierzała Esperanza.
- Wysłałem ludzi aby zabili matkę Caroliny oraz Adriana Gomeza, ale jeszcze nie wrócili – stwierdził Oskar nie kryjąc zażenowania.
- Brawo! – klaskał z kpiącą miną na twarzy Manuel, który miał już tego serdecznie dość. Skoro nie wrócili to na pewno zostali powstrzymani!
Mężczyzna spojrzał na Oskara, a później na pozostałych. Wszyscy kiwali głową nie mogąc uwierzyć jak Ricardo i reszta mogli wyjść z tego cało. Zapadła grobowa cisza...
Tymczasem...
Tobias, Carolina i ranny Ricardo w końcu dotarli do mieszkania lekarza i na szczęście zastali go. Ten nie był przygotowany na leczenie pacjentów, ale pod groźbą broni zgodził się na warunki Tobiasa i zajął się Ricardem.
- Boję się, że on umrze. Popełnił w życiu wiele błędów, ale zasługuje aby żyć. Zmienił się... dla mnie – powiedziała Carolina.
- Uspokój się... Co będzie z moim szefem panie Cordoba? Niech pan
powie! – niecierpliwił się Tobias.
- Proszę mi nie przeszkadzać... On się nadaje do natychmiastowej operacji w szpitalu w stolicy. Rana jest poważna... Nie mam tu specjalistycznego sprzętu... On mocno krwawi. To cud, że nie stracił przytomności i jeszcze żyje – odparł lekarz.
- Niech pan tyle nie gada, ale leczy! Gdybyśmy jechali z nim do stolicy to umarłby w połowie drogi!
- Zrobię co w mojej mocy, ale obawiam się, że rana jest zbyt poważna. Na szczęście dla niego kula przebiła płuco, ale nie naruszyła serca. Inaczej już byłby trupem...
- Czyli on przeżyje, prawda? – uśmiechnęła się Carolina.
- Nie wiem. Ja mogę zrobić jeszcze kilka rzeczy aby spróbować przedłużyć mu życie. Jest słaby i stracił zbyt dużo krwi. Jego los jest teraz w rękach Boga... |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:39:49 26-03-09 Temat postu: |
|
|
Super odcinek
Tobias wiózł rannego Ricarda do lekarza, ale w Coralos jest tylko dwóch: pijak i hazardzista. Jakie miasto tacy lekarza. Ricardo mówił, żeby ratowali siebie i Adriana. Carolina przekonała go, że Adrian sobie poradzi.
Oscar odzyskał przytomność i kazał ludziom gonić Rickiego. Wydał także rozkaz aby poszli zabić Adriana i Lilianę.
Liliana przychodząc do Adriana zastała niecodzienny widok. Dwóch zakneblowanych i związanych ludzi, którzy przyszli ich zabić. Na szczęście im się nie udało. Adrian niepokonany. Pogroził bronią i tamci przyznali się kto ich nasłał.
Alejandro jest zdenerwowany pojawieniem się nowego komendanta policji, Silvana. Przeczuwa, że jego pojawienie się nie wróży nic dobrego. Marina oznajmia ojcu, że zamierza wyjechać z Simonem. W tej chwili pojawia się Sergio z Gustawem i Soledad. Ona w głębi duszy cieszy się, że go widzi ale z drugiej strony nie chce go znać. Sergio powiedział, że ona musi go wysłuchać. Ciekawe czy Marina mu uwierzy, że został porwany.
Bruno został zwolniony przez Silvana, który już zaczyna wprowadzać swoje rządy
Javier nie mógł pogodzić się ze słowami, które usłyszał od Carlosa. Nie rozumie dlaczego ukochana go okłamała. Podejrzewa, że ich miłość nie przetrwa tej próby.
Kiedy do Manuela przyszedł Oscar i powiedział, że Ricardowi udało się przeżyć wszyscy byli wściekli. Nie udało się.
Tobias i Carolina zawieźli Ricarda do lekarza, który początkowo nie chciał ich przyjąć, ale gdy zagrożona mu bronią zmienił zdanie. Ma się ten dar przekonywania. Lekarz nie ukrywa, że stan Rickiego jest poważny i wszystko teraz zależy od Boga. |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 17:48:54 30-03-09 Temat postu: |
|
|
81 ODCINEK
Jakiś czas później.
Hacjenda rodziny Sandovalów.
Rozległe ziemie Ricardo Sandovala malały w oczach, z jego kilku blisko siebie posiadłości pozostały jedynie zgliszcza. Został przy tym ograbiony, stracił najlepszych ludzi, a sam dogorywał z dala od swojej hacjendy. Samą hacjendę napastnicy oszczędzili, bo było to wygodne miejsce do przebywania i osiedlenia się choć na chwilę. Manuel rozkazał swoim ludziom aby nie palili hacjendy, lecz zostawili mu na władanie. Gdy skończyła się rzeź, przyjechał tam wraz z Esperanzą, Lucrecią i Simonem. Nakazał Oskarowi postawić straże, ocalić i przyprowadzić służące, które odtąd będą miały nowych pracodawców. Przyniesiono kilka beczek wina aby każdy kto odwalił kawał dobrej roboty mógł się napić. Nikt nie sądził przecież, że Sandoval mógłby wrócić bronić hacjendy albo że nowy wybrany komendant policji mógłby się wtrącać. Manuela niepokoiło jednak to, że Ricardo może jeszcze żyć, a co gorsza z życiem uszli na pewno Carolina i jej rodzice. Chciał on ponownie wysłać ludzi do mieszkanie Adriana i Liliany, ale się rozmyślił.
- Oni albo stamtąd uciekli albo byli na tyle głupi, że zostali. Ich śmierć nic nam nie da. Zginąć musi Carolina i jej ojciec. Oni doprowadzą nas do swojej córeczki. Dlatego nie zrobimy im krzywdy. Będą naszą przynętą. Weź ludzi i obserwujcie ich poczynania – powiedział Manuel siedząc wygodnie na kanapie.
- Jak pan rozkaże. Już mam tam swojego człowieka, który udaje przyjaciela rodziny – odparł Oskar.
- Doskonale...
- Nie denerwuj się tak kotku. Ricardo na pewno gdzieś tam kona
w bólach, a może już nie żyje. Nic nie jest w stanie nam zrobić. Najważniejsze jest jego córeczka. Oby nic na nią nie przepisał, bo wtedy będziemy mieli problemy. Jeśli odwoła się do stolicy i tamtejsza policja wtrąci się w nasze sprawy, skończy się hulanka i swawola... Skończy się bezprawie w Coralos – zauważyła Lucrecia.
- Nawet jeśliby jej coś zapisał, to ta mała nic nie przyjmie. Ona nie chce spadku po takim ojcu – stwierdziła Esperanza.
- Nie powiedziałbym. Prawnie wszystko jej się należy. A skoro ostatnio była widziana razem w ojcem, to jest raczej z nim w dobrych stosunkach – powiedział Simon.
- Oboje muszą być martwi. Trzeba ich znaleźć. Gdzie mogli się ukryć? Może pojechali do stolicy szukać lekarza? – dociekał Manuel.
- Nie wytrzymałby ani godziny w samochodzie. Dostał ode mnie postrzał po którym umrze w męczarniach – zapewniał Oskar.
- Jakoś ci nie wierzę! Macie znaleźć Sandovala, jego córkę oraz tego całego Tobiasa! To niemożliwe, że mogli tak po prostu uciec!
- Być może szukają pomocy u któregoś z lekarzy w Coralos...
- Na co jeszcze czekasz! Przeszukaj każdy kąt w tej dziczy! Gdzieś muszą być!
Ton w jakim wydawał rozkazy Manuel nie spodobał się Oskarowi. Spokojnie jednak wysłuchiwał co ma on do powiedzenia, bo wiedział, że niedługo władzy Rodrigueza się skończy. Jego szef wszystkich ustawi do pionu.
- Cała wasza czwórka nie uniknie kary za pychę jaką każdemu okazujecie. Szybciej niż sądzicie – pomyślał Oskar...
Tymczasem Esperanza nie podzielała sceptycyzmu Manuela. Owszem – dla niej hacjenda Sandovala była istotna i cieszyła się, że może w niej przebywać, ale priorytetem był powrót na włości, czyli ponowne przejęcie hacjendy własnej rodziny.
- Nie miną dwie doby jak ponownie zaatakujemy, prawda? – spytała.
- Teraz czas na hacjendę Alejandra. Zdobędziemy ją również bez większego trudu. Wszystko nam sprzyja. Będziemy musieli zabić wszystkich, bez wyjątku. Już raz straciliśmy to co nasze. Drugi raz nie pozwolę na to. Dlatego Alejandro, Marina, Soledad, Javier i Martin muszą umrzeć! – odparł Manuel.
- Nie przesadzasz? Zostaw Marinę w spokoju. Mam wobec niej plany. Chcę ją upokorzyć ponownie się do niej zbliżając, a martwa nic mi nie zagwarantuje – wtrącił Simon.
- Nie podnoście też ręki na braci Munos, a w szczególności Sergia. To mój kaprys, ale także jedyny warunek. Zabijcie Alejandra i wypędźcie całą resztę – oznajmiła Lucrecia.
- Czyś ty oszalała? Nie rozumiesz powagi sytuacji? Jeśli ich wypuścimy, to pojadą do stolicy szukać swoich praw i sprawiedliwości. Po cichu zlikwidujemy każdego kto będzie na hacjendzie – powiedziała spokojnym tonem Esperanza.
- Nie masz litości dla własnej rodziny?
- A ty masz? Tak samo wbiłaś im nóż w plecy!
- Nie kłóćcie się! Oszczędźmy chociaż Marinę. Dopilnuję aby nie zrobiła niczego głupiego – argumentował Simon.
- To już postanowione moi drodzy. Też mnie skręca jak widzę umizgi Soledad do tego idioty Gustavo Munosa, ale odpowiednią karą dla Mariny i Soledad będzie śmierć. To nie zabawa, lecz interesy. Musimy być bezwzględni, bo inaczej znów stracimy to co nasze, a ja nie mam zamiaru znowu iść do więzienia. Za kilkadziesiąt godzin przejmiemy ich hacjendę i w końcu rozpoczniemy interes naszego życia, czyli wydobycie ropy – zacierał ręce Manuel...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
Po słowach Sergia nastąpiła chwilowa cisza. Wszyscy byli w szoku widząc powrót Munosa i nie wiedzieli jak zareagować. Uczucie radości mieszało się z wściekłością i żalem. Każdy z obecnych patrzył na Sergia z mieszanymi uczuciami. Oczy Alejandra, Martina i Valerii skierowane były jednak nie tylko na chłopaka, lecz przede wszystkim na Marinę. Nikt nie wiedział jak zareaguje dziewczyna i co odpowie.
- Sergio... Nie masz tu prawa wstępu! – Marina próbowała po chwili oszołomienia zatrzasnąć przed nim drzwi, ale nie dała rady. Sergio wraz z bratem i Soledad wdarli się do środka.
- Co ty ma znaczyć? Możecie mi to wytłumaczyć? – domagał się odpowiedzi Alejandro.
- Porwano mnie, ale wróciłem... do Mariny – oznajmił Sergio.
- Nie odzywaj się kłamco!
- Tato uspokój się. Sama sobie poradzę. Ten człowiek natychmiast opuści ten dom. Mam dość oglądania jego twarzy. Nie będzie on więcej ze mnie kpił! – krzyknęła z wściekłością Mariną nie mogąc jednocześnie powstrzymać łez.
- Nikt z ciebie nie zakpił, a już na pewno nie mój brat – wtrącił Gustavo.
- Uspokójcie się wszyscy. To nie jest atmosfera do dyskusji – stwierdził Martin starając się załagodzić nastroje.
- Nie znasz prawdy Marina. Ja ją znam. Niech wszyscy dowiedzą się, że oszukano zarówno ciebie, Sergia jak i nas wszystkich! – stwierdziła stanowczo Soledad.
- Jak to? Co ty mówisz? Nic nie rozumiem – zdziwił się Alejandro.
- Co z tobą? Jesteś po ich stronie? Rozumiem, że brat broni brata, ale dlaczego ty jesteś po stronie tego łotra! Jak mogłaś! Moja własna siostra... – nie dowierzała Marina.
- Oszukano ciebie, a także Sergia. Porwano go i sfałszowano rzekomy jego list do ciebie. To była perfidna intryga! Sergio to ofiara całej sytuacji. On nigdy by cię nie opuścił!
- To co mówi twoja siostra jest prawdą. Mogę to udowodnić!
Sergio zdjął koszulę i pokazał wszystkim cięte rany jakie miał na plecach. Patrzący aż kręcili głowami ze zdumienia nie mogąc uwierzyć jakie piekło przeszedł Munos.
- Bito mnie i torturowano. Porwano mnie w dniu naszego ślubu. Nie zostawiłem cię przed ołtarzem jak sądziłaś! Nie napisałem żadnego listu. Ci przeklęci ludzie, przeklęci zdrajcy chcieli abyś cierpiała... Pragnęli rozdzielić nas za wszelką cenę! – tłumaczył Sergio i był bardzo przekonywujący.
- Sądziłam, że cię porwano, ale ten list całkowicie zamieszał mi w głowie. Ale nadal nie rozumiem. Kto cię porwał? Kto z rodziny maczał w tym palce? – spytała Marina.
- Twoja kuzynka Lucrecia oraz Simon Toredo. To oni za tym stoją.
- Co takiego? – Alejandro był w szoku, bo sam zawsze naiwnie wierzył w dobroć Lucrecii...
- Wynajęli ludzi którzy mnie uprowadzili. Przekupili człowieka aby podrobił moje pismo i napisał ten przeklęty list. Wiele dni byłem przetrzymywany, ale zdołałem uciec...
- A to zdrajcy! Nigdy nie ufałem ani Lucrecii ani Simonowi. Oboje mieli swój cel aby poróżnić twoją córkę z Sergiem – zauważył Martin.
- Teraz zajmie się nimi policja! – powiedziała Soledad.
- Wątpię. Arturo Peralta nie jest już komendantem policji. Zastąpił go niejaki Silvano Mendez. To kawał drania i człowiek który macza palce w spisku. Trzyma z ludźmi pokroju Esperanzy i Manuela, więc nie ufam w jego sprawiedliwe rządy.
- Oni wszystkiego się wyprą, ale obiecuję, że zapłacą za to co mi
zrobili – powiedział Sergio. Najważniejsze jest teraz abyś mi uwierzyła kochanie. Wiem, że to musiało boleć, ale jestem tak samą ofiarą jak i ty. Wrobiono mnie w to czego nie zrobiłem. Nigdy bym cię nie zostawił ani nie skrzywdził...
- Nie wiem co powiedzieć. Mam mętlik w głowie... Dlaczego tacy ludzie jak Lucrecia żyją z nami pod jednym dachem!
- To się zmieni. Wyrzucę Lucrecię jak tylko się pojawi – oznajmił Alejandro.
- A Simon udaje mojego przyjaciela i znów okazywał mi fałszywe wsparcie. Tak nagle znów się pojawił. A ja chciałam z nim wyjechać. Ponownie próbował mnie omamić.
- Już ja mu pokażę. Kochanie powiedz, że znów wszystko będzie dobrze...
- Muszę nieco ochłonąć...
Nagle w hacjendzie pojawił się jeden z pracowników Alejandra. Był zdyszany i miał jakieś niepokojące wieści.
- Co cię sprowadza Mauricio? – spytał Alejandro.
- Stało się coś niesamowitego! Jacyś ludzie napadli na hacjendę Ricardo Sandovala. Splądrowali wszystko, zabili wielu ludzi!
- Co takiego?
- Ograbili jego ziemie i przejęli hacjendy. Podobno ktoś uratował Sandovala, ale został ciężko ranny i jest w agonalnym stanie.
- Jacy ludzie?
- Nie mam pojęcia. Ludzie mówią, że to jakaś większa banda z karabinami maszynowymi. Na pewno nie z Coralos. To jacyś mordercy ze stolicy!
- Kto ich nasłał?
- Nie mamy pojęcia. Ktoś kto musiał bardzo nienawidzić don Ricardo Sandovala. Najpierw zginęła jego żona, a teraz nie wiadomo czy on uszedł z tego żywy...
- Wiecie co to znaczy? Nasza hacjenda będzie następna w kolejce! Wpływowi ludzie usunęli z drogi Sandovala, a teraz to samo będą chcieli zrobić ze mną – przeraził się Alejandro...
Tymczasem...
Ricardo leżał nieprzytomny opatrzony jakimiś krwawiącymi bandażami. Ciężko oddychał i czuć było jakby dusza miała od niego niedługo odlecieć. Lekarz zrobił wszystko co w jego mocy, a kolejne godziny miały być decydujące. Wciąż stan Sandovala był bardzo ciężki i mógł umrzeć w każdej chwili. Carolina siedziała przy nim, a Tobias stał przy oknie z bronią w ręku i patrzył tępym wzrokiem w jakiś punkt. Milczał, ale był zdenerwowany, być może pierwszy raz w życiu nie wiedział co robić. Czekał na cud który nie nadchodził.
- Jest dla ciebie jak ojciec, prawda? – zapytała nagle Carolina.
- Słucham? – odparł zaskoczony Tobias.
- Jest dla ciebie niczym ojciec... Zawsze wiernie mu służyłeś...
- Masz rację. Zrobiłbym dla niego wszystko. Przygarnął mnie gdy byłem młody, dał pracę i za to zawsze będę mu wdzięczny. Jednak zdaję sobie sprawę, że popełnił wiele błędów. Był złym człowiekiem, a ja bez mrugnięcie okiem wykonywałem każdy jego rozkaz. Jego słowo było dla mnie jak święte. Teraz całe to zło obraca się przeciwko nam...
- Jeszcze nie wszystko stracone. On wciąż żyje i się zmienił. Zaakceptował drugą szansę jaką dał mu Bóg. Ty również nie jesteś zły. Mogłeś mnie wiele razy zabić, ale uratowałeś mnie i jesteś przy mnie. Nie mógłbyś mnie skrzywdzić.
- To prawda. Przywiązałem się do ciebie. Gdyby szefowi coś się stało, będę cię pilnował dopóki nie umrę. Nie pozwolę aby ktokolwiek cię skrzywdził. Jestem pewny, że odzyskamy hacjendę, a ty odziedziczysz wszystko. Nazwisko Sandoval wróci na szczyt, ale dzięki tobie nie będę splamione krwią.
- Sama nie wiem Tobias... Sama nie wiem...
- Niestety jego osobisty lekarz Ortega jest w stolicy. Ten Cordoba to nieudacznik, ale nie mieliśmy wyjścia. Oby on przeżył. Mam nadzieję, że nikt nas tu nie znajdzie. Przede wszystkim musisz zadzwonić do twojego ojca Adriana. Powiedz jemu i swojej matce żeby jak najszybciej wyjechali z Coralos. Może grozić im niebezpieczeństwo.
- Tak sądzisz?
- Na pewno ci przestępcy zechcą na nich napaść. Może nie jest jeszcze za późno. Nie mogą nas dorwać. Straciliśmy hacjendę, ale nie możemy stracić życia – oznajmił Tobias...
Mieszkanie Adriana.
Adrian i Liliana zastanawiali się co zrobić z dwoma związanymi napastnikami gdy zadzwoniła jego komórka.
- Słucham? – odebrał telefon Adrian.
- To ja, Carolina...
- Nareszcie dzwonisz. Gdzie ty jesteś? Dzwoniłem wiele razy, ale nie odbierałaś!
- Miałam wyłączony telefon. Jestem bezpieczna, ale chodzi o wasze bezpieczeństwo. Zaatakowano hacjendę Ricardo Sandovala i przejęto ją. Wszystkim nam grozi niebezpieczeństwo dlatego proszę cię abyś wyjechał z mamą do stolicy.
- Ale powiedz gdzie jesteś?
- Nie mogę...
- Posłuchaj córeczko. Już dwóch ludzi nas zaatakowało, ale daliśmy sobie z nim radę. Zaraz zadzwonię na policję.
Tobias usłyszał co Adrian mówi do Caroliny i szybko podpowiedział dziewczynie aby odradziła mu ten krok.
- Policja jest na usługach tych bandytów! Pojawił się nowy komendant który im pomaga. Słyszałem o tym co nieco – stwierdził.
- Słuchasz mnie? – dopytywał się Adrian.
- Nie wzywaj policji. Oni są skorumpowani i trzymają z tymi bandytami!
- Co ty mówisz?
- Prawdę tato...
- Dobrze, coś wymyślę i wyjedziemy z mamą, ale razem z tobą! Powiedz gdzie jesteś.
- Nie mogę. Zrób to o co cię proszę. Kocham cię – rozłączyła się Carolina.
- Gdzie ona jest? Mów! – spytała zdenerwowana Liliana.
- Mówi, że jest bezpieczna, ale nie powiedziała mi. Musimy wyjechać stąd jak najszybciej.
- Co takiego?
- Nie mamy wyjścia. Oni mogą wrócić...
Adrian podszedł do napastników. Zdecydował, że ich wypuści, ale na koniec chciał się z nimi pożegnać.
- Wypuszczę was wolno, ale przekażecie waszemu szefowi pewną wiadomość. Jeśli chcecie dostać moją córkę, to sobie jej szukajcie. Ja nic o niej nie wiem. Teraz jest córką Ricardo Sandovala, bo pokochała jego pieniądze. Nie łączcie mnie z Caroliną, bo nawet gdybym chciał wam coś powiedzieć, to i tak tego nie zrobię. A poza tym ona w ogóle mnie nie interesuje. Powiedzcie szefowi, że nie tędy droga. A teraz pójdziemy na przejażdżkę, ale ja zachowam wasze pistolety. Mogą mi się jeszcze przydać. Wiecie przecież jaki jestem bezbronny.
- Ale dowcipne – powiedział jeden z nich.
- Coś mówiłeś?
- Nic. Będzie tak jak pan powiedział.
- Doskonale... Oby się odczepili... Nie boję się o siebie, ale o Carolinę. Gdzie ona się podziewa i z kim? – zastanawiał się Adrian...
Tymczasem...
Stolica.
Arturo nie mógł dłużej czekać. Skontaktował się z Bruno i spotkali się w jednym z hoteli w stolicy.
- Zwolnili mnie szefie. Zrobili mi ten sam numer co panu. Tyle, że ja nic tu nie znaczę, a pan... Nie mogli tak perfidnie zniszczyć panu kariery. Pan jest jedynym i najlepszym komendantem w Coralos – powiedział Bruno.
- Nie dla tych ludzi... Ale mnie już nic na tym świecie nie zdziwi. Jeżeli sądzą, że się poddam to grubo się mylą. Liczę, że pomożesz mi we wszystkim.
- Pomogę. Wielu panu zawdzięczam...
- Doskonale. Są jeszcze ludzie którzy nam pomogą. Poszukamy w stolicy prawdziwych stróżów prawa którzy zainteresują się tym co dzieje się w tym mieście bezprawia. Silvano Mendez i wszyscy jego wspólnicy popamiętają Artura Peraltę. Zapłacą za każde świństwo jakiego dokonali. Zobaczysz, że tak się stanie. W Coralos jeszcze zatriumfuje sprawiedliwość – stwierdził Arturo... |
|
Powrót do góry |
|
|
LaIntrusa Motywator
Dołączył: 17 Mar 2009 Posty: 267 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:22:21 30-03-09 Temat postu: |
|
|
Jak zawsze świetny odcinek Z niecierpliwością czekam na kolejny ;* |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:59:17 30-03-09 Temat postu: |
|
|
Super odcinek
Trwa narada. Manuel jest wściekły, że Ricky uciekł. Podejrzewa, że Rocardo przepisze wszystko na Carolinę a wtedy trudno będzie przejąć hacjendę. Każe Oscarowi znaleźć Ricarda, Caro i Tobiasa a potem ich wymordować. Che także napaść na hacjendę Alejandra i zabić wszystkich. Simon i Lucre chcą zostawić przy życiu Marinę i Sergia, ale szybko zostają przegłosowani.
Sergio przyszedł do Mariny. Chciała go wyrzucić, ale on powiedział że został porwany przez Lucre i Simona. Nie bardzo chciała mu uwierzyć. Pokazał jej rany na ciele. Alejandro był w szoku jak się dowiedział kto stoi za porwaniem Munosa. Zapowiedział, że wyrzuci kuzynkę z domu. Rozmowę przerwał pracownik hacjendy, ktory wpadł oznajmić że napadnięto na hacjendę Ricarda. Alejandro jest pewny, że jego czeka taki sam los.
Ricardo jest w bardzo złym stanie, nie wiadomo czy przeżyje. Carolina odbyła z Tobiasem szczerą rozmowę. Tobias przyznał, że przywiązał się do niej i nie pozwoli jej skrzywdzić. No, no. Czyżby czuł do niej miętę. A może ojcowskie uczucia. Obiecał że będzie się nią opiekował dopóki nie umrze.
Adrian i Liliana nie widzieli co zrobić ze związanymi mordercami. Caro do niego zadzwoniła i kazała uciekać bo grozi im niebezpieczeństwo. Postanowił wypuścić bandytów, ale zachowa broń bo ona taki bezbronny
Arturo spotkał się z Brunem, który powiedział, że także go zwolnili. Arturo nie zamierza się poddawać i zamierza przy pomocy ludzi ze stolicy przywrócić porządek. |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 16:26:02 02-04-09 Temat postu: |
|
|
82 ODCINEK
Stolica.
Arturo miał ambitne plany, Bruno był gotów mu pomóc za wszelką cenę, ale obaj doskonale wiedzieli, że rozwiązanie problemów w Coralos graniczy z cudem i jest to niemal jak szukanie igły w stogu siana. Były komendant wiedział jednak, że ma do czynienia z grubszym spiskiem znacznie wykraczającym poza wpływy najbogatszych ludzi w Coralos.
- Czuję, że mafia macza w tym palce – stwierdził Peralta.
- Mafia? Pan chyba żartuje. Jakie interesy robiliby tacy ludzie w tej dziczy? – zdziwił się Bruno.
- Interesy można robić wszędzie pod przykrywką innych interesów. Moim zdaniem tym ludziom nie chodzi tylko o hacjendę Alejandra De La Fuente. Kryje się za tym coś jeszcze, coś co bardzo może nas zaskoczyć.
- Co pan ma na myśli?
- Nie wiem, ale w Coralos musi istnieć jakiś magnes który przyciągałby tych ludzi do robienia nieczystych interesów. Jedno jest pewne. To nie jest już spór rodzinny czy sąsiedzki o ziemie. To sięga znacznie wyżej. Esperanza Guzman i Manuel Rodriguez okazali się zdrajcami którzy zawarli pakt z Ricardem i Isabelą Sandoval. Isabela zginęła w dziwnych okolicznościach, teraz napadnięto na Ricardo który zapewne też zginął... Nie wydaje ci się to dziwne? Sam mówiłeś, że najęto ludzi ze stolicy do napaści na hacjendę Sandovala. A więc to wszystko wyjaśnia. Mafia porozumiała się z Esperanzą i Manuelem i wyeliminowali Sandovalów gdy tamci nie byli im już potrzebni...
- A teraz zaatakują Alejandra i jego rodzinę.
- Dokładnie tak. Musimy coś zrobić aby temu zapobiec. W stolicy muszą dowiedzieć się co dzieje się w Coralos!
- Ma pan rację. Byłem kilka razy w hacjendzie Sandovalów i panowały tam narady z udziałem wielu zdrajców. Poza tym Ricardo Sandoval z łatwością ściągał tam sędziego i płatnych zabójców. Oni wszyscy mają jakiegoś szefa, który teraz postanowił pozbyć się części wspólników.
- To trudna sprawa, ale znajdziemy pomoc i rozwiążemy sprawę. Po nitce do kłębka... Póki co życie Alejandra i jego rodziny znów jest w wielkim niebezpieczeństwie – stwierdził Arturo...
Hacjenda rodziny Sandovalów.
Oskar nie mógł uwierzyć gdy zobaczył dwóch swoich ludzi powracających na hacjendę ze związanymi rękami. Byli to oczywiście pracownicy których wysłał aby zabili Adriana i Lilianę, a których Adrian z łatwością pokonał i z kwitkiem odesłał.
- Co to ma znaczyć? Rozwiążcie ich! – krzyknął ze wściekłością Oskar.
- Szefie wybacz, ale nie mieliśmy szans – jęknął jeden z nich.
- To prawda. Ten Adrian Gomez to jakiś bokser. Znokautował nas i związał. Zlekceważył go pan i wysłał za mało ludzi – dodał drugi.
- Ja zlekceważyłem? Przecież pan Santanez mówił mi, że jesteście jednymi z lepszych jego ludzi, a okazaliście się zwykłymi gamoniami!
- To nie tak...
- A jak? Dowiedzieliście się chociaż czegoś?
- Ten człowiek kazał panu przekazać, że nie interesuje go los Caroliny, a próbowanie go zabić to zwykła strata czasu. On nie ma z tym nic wspólnego.
- Co za arogancja! Teraz pewnie już dawno uciekł. Nic mu nie powiedzieliście kto was nasłał?
- Skądże...
- Nie powiedzieliśmy ani słowa...
- Wierzę wam chłopcy. Dlatego nie będziecie mieli chyba nic przeciwko jak dla pewności po prostu was zabiję.
- Niech pan tak nie żartuje...
- Nie!
Oskar nie miał litości. Wyciągnął pistolet i dwukrotnie pociągnął za spust. Mężczyźni zginęli na miejscu. Rozejrzał się jeszcze dookoła po czym wsiał na konia. Spojrzał na kilku swoich ludzi i wydał kolejny rozkaz.
- Mam już dość problemów. Posprzątajcie ten śmietnik i pozdrówce ode mnie rekiny. Dzięki mnie będą dziś miały drugie śniadanie – powiedział Oskar odjeżdżając w stronę hacjendy...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
Po słowach Alejandra na twarzy wszystkich obecnych malowało się zdenerwowanie, strach i wielka konsternacja. W momencie zdano sobie sprawę, że ma on rację i teraz to ich rodzina ponownie może zostać zaatakowana.
- Niesłychane... Ale my się nie poddamy! Mamy ludzi! – powiedział Gustavo.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale nic nie mamy. Mamy garstkę wiernych chłopów, ale słyszałem, że na hacjendę Sandovala uderzyła potworna siła ludzi, większość z nich to znakomicie wyszkoleni płatni zabójcy z karabinami maszynowymi. Wynajęci ze stolicy. Jeśli nas zaatakują, to wszyscy zginiemy – zauważył pracownik hacjendy Mauricio.
- Masz rację. Dlatego nie mogę was na to narazić. Sandovalowie byli naszymi wrogami, ale gdy oni zginęli, będzie z nami jeszcze gorzej. Ten spisek przeciwko naszej rodziny zaczyna mieć olbrzymie rozmiary. Dlatego póki mamy czas należy podjąć jakieś decyzje – powiedział Alejandro.
- O jakich decyzjach mówisz tato? – wtrącił Javier który pojawił się
w hacjendzie.
- Jeszcze dziś opuścicie hacjendę. Udacie się w bezpieczne miejsce. Najlepiej wyjedźcie do stolicy. Nie możecie ginąć tylko dlatego, że jacyś barbarzyńcy chcą przejąć te ziemie!
- A ty możesz ginąć? O czym ty mówisz bracie? – zdziwił się Martin.
- Ja zostanę do końca. To samo zrobił Sandoval, który był łajdakiem, ale zginął, bo walczył do końca. Ja nie będę tchórzem i tu poczekam na śmierć. Ta sprawa od początku dotyczyła mnie, a nie was. Dlatego dziękuję za wszystko. Dziękuję za pomoc, ale najlepiej będzie jak Marina, Soledad, Javier, Gustavo, Sergio i ty bracie wyjedziecie. Jeszcze jest czas abyście to zrobili...
- Pan oszalał! Nie mówię żeby poddawać się bez walki, ale nie można też ginąć w taki sposób. Jeśli mamy się bronić, będziemy bronić się wszyscy razem, jeśli mamy wyjechać, to również wszyscy! – apelował Sergio.
- Wyjedziecie tylko wy. Ja jestem coś winien mojej zmarłej żonie. Ona na mnie czeka. Mam dla kogo umrzeć!
- Nie wygłupiaj się Alejandro! Sergio ma rację. Kiedyś dołączysz do swojej żony, ale jeszcze nie nadszedł ten czas. Skoro chcą napaść na hacjendę, to niech na nią napadną. Jeszcze się nią udławią. Wyjedziemy wszyscy! Skoro policja jest na usługach tych łotrów i tak wiele nie wskóramy. Poszukamy sprawiedliwości w stolicy – zauważyła Valeria.
- Mam oddać im za darmo wszystkie swoje ziemie? Tak po
prostu? Znowu mamy się prowadzić tułaczkowe życie? – łapał się za głowę Alejandro.
- Tak. Zamieszkamy przez jakiś czas w stolicy. Tak będzie bezpieczniej – powiedziała Marina.
- A później wykurzymy ich stąd raz na zawsze – dodała Soledad.
- To wygląda na całkowitą dezercję. Nie mogę tak postąpić – upierał się przy swoim Alejandro.
- Nie mamy wyjścia. Wie pan, że zostałbym z panu, ale tu chodzi o bezpieczeństwo nas wszystkich. Także pańskich córek i syna – powiedział Sergio.
- Sergio ma rację tato. Zrozum to wreszcie – oznajmiła Marina wzbudzając uśmiech na twarzy chłopaka.
W końcu się do niego odezwała. Choć okoliczności są trudne Sergio czuł, że szczęście do niego powraca. Chciał aby Marina była przy nim i żeby znów byli razem. Nagle zadzwonił telefon Alejandra.
- Słucham – powiedział.
- To ja Arturo. Jestem w stolicy.
- Co tam robisz? Co tu się w ogóle dzieje?
- Nie czas na wyjaśnienia. To wielki spisek i wiem jedno. Uciekaj razem z rodziną do stolicy. Jak najszybciej Alejandro! Zostaw hacjendę, bo jest teraz najmniej ważne! Chcą na ciebie napaść!
- Co ty mówisz?
- To mafia, która ma tu swoje wtyczki w postaci Esperanzy i Manuela. Skontaktujemy się w stolicy. Odegramy się na nich, ale w swoim czasie. Jeśli chcesz dalej żyć to opuść hacjendę. Spakujcie się i wyjedźcie, bo mogą was zaatakować jeszcze dziś. Niech oni zastaną ją pustą. Będą myśleli, że wygrali, a będą w błędzie. Jeśli kochasz swoją rodzinę to wyjedź z Coralos jak najprędzej! Będziemy w kontakcie...
Alejandro był przerażony słowami Artura, który wkrótce się rozłączył. Teraz wiedział, że to nie przelewki.
- Kto dzwonił? – spytał Javier.
- To Arturo Peralta. Dzwonił ze stolicy. Macie rację. W tym spisku macza palce mafia ze stolicy. Cenniejsze od hacjendy jest życie. Dlatego wyjedziemy stąd jeszcze dziś. Zemścimy się w odpowiednim czasie – powiedział zdenerwowany, ale z jakże poważną miną Alejandro...
Tymczasem...
- Tętno jest słabo wyczuwalne. Nic nie mogę wam obiecać. Pacjent musi tu jeszcze leżeć. Śpiąc odpoczywa i nie wytrzymałby w samochodzie ani pięć minut dłużej – powiedział lekarz.
- Czyli dalej nic nie wiadomo? Pańskie rady są do niczego Cordoba! – wściekł się Tobias.
- Uspokój się. Nie widzisz, że on robi co może. To i tak cud, że on wciąż żyje – uspokajała go Carolina.
- Cud będzie dopiero wtedy jak się obudzi i wstanie na nogi. Skontaktuje się z jego lekarzem w stolicy. Jorge Ortega to jego osobisty lekarz. Musi tu przyjechać ze specjalnym sprzętem.
- Dobry pomysł, ale zanim tu przyjedzie minie sporo czasu...
- Nie dbam o to! Zrobię wszystko aby uratować szefa... A co z twoją rodziną? Chyba wyjadą...
Nagle w drzwiach mieszkania stanęli Adrian i Liliana.
- Nie wyjedziemy nigdzie bez ciebie! – powiedział Adrian.
- Skąd wiedzieliście gdzie jestem?
- W Coralos jest dwóch lekarzy którzy leczą trudne przypadki. Tak było od lat. Trafiliśmy do domu właściwego z nich. Wiedzieliśmy, że będziesz czuwać przy Ricardo. Jak on się czuje? – zapytała Liliana.
- Żyje, ale wciąż jest w bardzo ciężkim stanie. Dzisiejsza noc odpowie nam na wiele pytań – stwierdziła Carolina.
- Wejdzie i zamknijcie za sobą drzwi. Jesteście tak samo uparci jak Carolina. Mam nadzieję, że nikt was nie śledził – powiedział Tobias.
- Skądże. Mieliśmy oczy z tyłu głowy – zapewniała Liliana...
Nikt z nich nie zdawał sobie sprawy, że kilkadziesiąt metrów od mieszkania Cordoby przechadzał się Carlos obserwując to co się tam dzieje.
- A więc to tak... Tu się schroniliście... Nie na długo – pomyślał...
Hacjenda rodziny Sandovalów.
Manuel rozmawiał przez telefon z samym Santanezem odnoście najnowszych wydarzeń. Rodrigo był wściekły słysząc, że Sandoval przeżył zamach.
- Niech się pan nie denerwuje. To nie ja zawiodłem, lecz Oskar i pańscy ludzie. Cały czas go szukają. Możliwe, że już nie żyje. Najważniejsze, że mamy hacjendę – stwierdził Manuel.
- Kpisz sobie ze mnie? Nic nie mamy! Zaczynam wątpić w słuszność powierzenia ci tej misji. Chyba niedługo sam pofatyguję się do Coralos, bo na razie masz na swoim koncie same niepowodzenia! – odparł Santanez.
- O czym pan mówi? Wszystko gra. Mamy wsparcie policji i wielu ludzi. Przejęliśmy hacjendę Sandovala, on na pewno już dogorywa, a jutro zaatakujemy Alejandra De La Fuente i zabijemy wszystkich których napotkamy na swojej drodze...
- Po pierwsze wsparcie policji masz dzięki mnie, więc to nie jest żadna twoja zasługa. Lepiej się staraj, bo nie ma na tym świecie ludzi niezastąpionych. Oprócz mnie oczywiście. Jeśli nawalisz, osobiście cię załatwię. Ciebie, Esperanzę, Simona i Lucrecię. Myślisz, że nie wiem jak bardzo każdy z was chce się na tym interesie dorobić? Wiem i mogę wam na to pozwolić, ale nie muszę. Mam nadzieję, że zrozumiałeś co mam ci do przekazania.
- Tak jest panie Santanez. Wszystko będzie po pańskiej myśli...
- Doskonale. I jeszcze jedno. Zaatakujecie Alejandra De La Fuente jeszcze dzisiaj. Działajcie ostrożniej, ale szybko. Nie chcę żeby wydarzenia w Coralos odbiły się głośnym echem. Wiecie co jest priorytetem, więc działajcie...
- Ten człowiek wciąż ma nas w ręku! – wściekał się Manuel.
- Mówiłam, że rozmowa z Santanezem źle się skończy – odparła Esperanza.
- Tak czy inaczej już dziś zaatakujemy hacjendę Alejandra...
Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 16:46:59 02-04-09, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|