Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W labiryncie kłamstw
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27 ... 48, 49, 50  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Który z villanów powinien odegrać znaczącą rolę w finale serialu?
Manuel Rodriguez
12%
 12%  [ 1 ]
Esperanza Guzman
12%
 12%  [ 1 ]
Lucrecia De La Fuente
12%
 12%  [ 1 ]
Rodrigo Santanez
0%
 0%  [ 0 ]
Carmen Gordillo
0%
 0%  [ 0 ]
Oskar Gutierrez
0%
 0%  [ 0 ]
Tobias Castillo
0%
 0%  [ 0 ]
Manuel, Esperanza i Santanez
12%
 12%  [ 1 ]
Manuel i Esperanza
37%
 37%  [ 3 ]
Ostatni odcinek powinien być bez villanów
12%
 12%  [ 1 ]
Wszystkich Głosów : 8

Autor Wiadomość
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:02:39 02-04-09    Temat postu:

Super odcinek
Arturo domyśla się, że za całym spiskiem stoi ktoś wysoko postawiony. Mafia. Dzwoni do Alejandra, aby jak najszybciej uciekał do stolicy. Alejandro po rozmowie z przyjacielem podejmuje ostateczną decyzję: wyjeżdża z rodziną do stolicy a zemści się później, chociaż początkowo chciał zostać.
Oscar jest groźny. Był wściekły, że nie udało się zabić Liliany i Adriana. Wyzwał ludzi, którzy mieli się tym zająć od nieudaczników a potem skutecznie posłał ich do piachu. Kazał swoim ludziom posprzątać ten śmietnik.
Ricardo może umrzeć. Tobias postanawia wezwać jego osobistego lekarza ze stolicy. Carolina mówi, że może być za późno. Tobias myśli, że Liliana i Adrian wyjadą. Jakie jest jego zdziwienie gdy pojawiają się w mieszkaniu Cordoby. O nie Carlos wie, gdzie przebywa Carolina, Ricky i reszta. Na pewno powiadomi Rodriga.
Rodrigo jest wściekły, że Ricardo uszedł z życiem. Manuel go przekonuje, że jeżeli już nie umarł to odejdzie niedługo. Sanatnez każe jeszcze tego samego dnia zaatakować hacjendę rodziny De La Fuente. Mam nadzieje, że zdążą uciec.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 21:20:21 06-04-09    Temat postu:

83 ODCINEK

Jakiś czas później.

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Alejandro podjął w końcu trudną decyzję, ale ostateczną i wszyscy dla własnego dobra musieli jeszcze dziś opuścić hacjendę. Samo pakowanie odbyło się w błyskawicznym tempie. Zajęło właściwie niewiele ponad pół godziny i rodzina była już gotowa do podróży. Soledad i Marina zgodziły się i przede wszystkim chciały aby bracia Munos wyjechali z nimi, bo im również groziło niebezpieczeństwo. Marina przystała na tą propozycję choć wiedziała, że dopiero przed nią prawdziwa rozmowa z Sergiem, która miała wyjaśnić przeszłość i być może ich przyszłość. Javier postanowił jechać sam. Z jednej strony bał się o Carolinę, ale z drugiej wciąż był na nią wściekły z powodu tego co usłyszał z ust Carlosa. Bracia uprzedzili służącą Caridad, że wyjadą na jakiś czas i celowo nie powiedzieli dokąd. Alejandro postanowił wziąć ze sobą Valerię, a ta oczywiście zgodziła się. Mieli pojechać na dwa samochody aby jak najszybciej opuścić Coralos i dojechać do stolicy. Alejandro zawiadomił strażników hacjendy, że wyjeżdża z rodziny na czas nieokreślony i żeby pilnowali hacjendy. Kiedy wszystko było gotowe do wyjazdu, pojawił się Martin który zmienił zdanie i nie chciał jechać.

- A ty jeszcze nie gotowy? – zdziwił się Alejandro.
- Nie jadę Alejandro. Nie mogę – odparł Martin.
- Co ty opowiadasz? Przecież się zmieścimy. Wszystko już gotowe. Na co czekasz?
- Zostanę. Popilnuję ludźmi w razie napaści. A może nikt nas wcale nie napadnie? Ktoś z rodziny musi mieć oko na hacjendę...
- Ale mamy pewność, że ci dranie na nas napadną! Nie chciałem siać paniki wśród własnych ludzi, ale Arturo mnie przecież uprzedził. Chcesz zginąć?
- Zostanę bracie. Jeżeli zaatakują, to zawsze zdążę uciec i ukryję się w jakimś hotelu. Ktoś z nas musi przebywać w Coralos i wiedzieć co się dzieje. Będę was informował.
- Nawet nie wiesz co tutaj się dzieje. Za bardzo ryzykujesz. W tej niebezpiecznej grze zginęło już zbyt dużo osób. Chcesz być następny?
- Nie będę. Obiecuję. Jedźcie już. Ja porozmawiam z ludźmi. Szerokiej drogi...
- Siłą cię nie zmuszę. Bądź ostrożny bracie...

Alejandro przytulił Martina i obaj poklepali się po plecach. Potem wsiadł do samochodu. Drugi samochód prowadził Gustavo. Po chwili wszyscy wyjechali z Coralos.

- Niech Bóg ma ich w swojej opiece. I daj mi siły abym i ja był przygotowany na przeróżne niespodzianki – zamyślił się Martin...

Hacjenda rodziny Sandovalów.

Esperanza, Manuel, Lucrecia i Simon nie mieli już wątpliwość, że nadszedł czas aby zagarnąć drugą hacjendę. Żyjący czy nie Ricardo Sandoval nie był tak ważny, bo najważniejsze było zdobyciem ziem Alejandra De La Fuente, a to z kolei dawało dostęp do morza ropy. I to był właśnie główny cel spiskujących.

- Na co tu tak czekasz i się obijasz? Odwiedź swoją rodzinkę. Ty przecież możesz. Simon również jest tam przyjacielem rodziny. Co z wami? – śmiała się Esperanza.
- Nie kpij. Jeżeli Sergio Munos o wszystkim im powiedział, to mają nas już za wrogów – odparła wściekła Lucrecia.
- Lepiej im się nie pokazywać dopóki nie przejmiemy hacjendy i wpakujemy każdemu kulkę między oczy – dodał Simon.
- Ale z was tchórze! I co wam niby zrobią? Policja jest z nami, więc czego się boicie? – powiedział rozbawiony Manuel.
- Odezwał się prawdziwy bohater... Wysługujesz się ludźmi, na dodatek nie swoimi ludźmi, a sam nie ruszysz z bronią na hacjendę kotku... Powiedz mi kto tu jest naprawdę tchórzem? – docinała Lucrecia.
- Dzięki mnie masz dostęp do części pieniędzy, czyli jedynej rzeczy którą w życiu kochasz!
- Nie czas na kłótnie. Zawiadom Oskara. Niech zbierze ludzi i zaatakują, bo niedługo się ściemni...
- On zna moje rozkazy. A ty Esperanzo zadzwoń do Silvano Mendeza. Niech pożyczy nam swoich ludzi. Tak czy inaczej trzeba odnaleźć Sandovala oraz jego córkę i skończyć z nimi!
- Czemu ja mam dzwonić?
- Bo masz z nim dobre relacje. Pewnie zdążyłaś już go obsłużyć, nie mylę się?
- Idiota! – kręciła głową Esperanza.
- Na pewno jestem bliski prawdy... Służba! Służba!

Po chwili jedna z młodych służących przybiegła do salonu. Była bardzo wystraszona, ale gotowa wysłuchać każdego rozkazu swoich nowych pracodawców.

- Pan mnie wzywał? – zapytała.
- Tak. Jak masz na imię? – spytał Manuel.
- Camelia.
- Doskonale Camelio. Widzisz te obrazy? – wskazał palcem na portrety Ricarda i Isabeli.
- Tak...
- Masz je zdjąć i spalić!
- Ale...
- Żadne ale! Ci ludzie już nie żyją, więc po co im te portrety? To rozkaz! Zdejmij je i spal! Natychmiast!
- Jak pan rozkaże...
- Nie chcę tu niczego co będzie przypominać tych idiotów! Już nie są naszymi wspólnikami!
- Sądzę, że za bardzo się przyzwyczajasz kotku... To tylko przechowalnia. Może jeszcze dziś lub najdalej jutro będziemy mieszkać na hacjendzie De La Fuente, więc po co ten cały cyrk? Przecież nie dasz rady przebywać w dwóch miejscach jednocześnie – stwierdziła Lucrecia.
- To nie ma nic do rzeczy. Obie hacjendy będą nasze. Miałem spalić ten dom, ale podoba mi się i jeszcze nam się przyda... do wielu celów.
- Manuel ma rację. Nie zapominajmy, że Ricardo prowadził wiele interesów ze mną i z Esperanzą. Teraz przejmiemy i jego interesy. Sporo zysków wciąż przynosi między innymi port i handel kobietami – zauważył Simon.
- Właśnie. Nie róbmy pochopnych kroków. Ropa to wielki interes, ale nie zapominajmy o tych nieco mniejszych. Życie może nas jeszcze nieraz zaskoczyć, więc parę groszy więcej nigdy nie zaszkodzi – oznajmiła zadowolona Esperanza...

Tymczasem...

Tobias był zdenerwowany pojawieniem się Liliany i Adriana. Skoro oni bez trudu znaleźli Carolinę i szefa, to ci mordercy również mogą ich odnaleźć. Do głowy przyszedł mu jeden szalony pomysł.

- Jest sposób aby wyciągnąć z tego piekła szefa! To będzie ryzykowne, ale nie ma innego wyjścia! Niedługo przyjedzie tu Ortega, jego lekarz, ale jeśli nie będzie w stanie go wyleczyć, to wynajmę helikopter! W Coralos jest jeden pas startowy i to całkiem blisko. Mam znajomych którzy mogliby załatwić ten transport. W stolicy może lekarze uratowaliby mu życie, bo tutaj on długo nie pociągnie. W takich warunkach i przy takiej opiece – westchnął Tobias.
- Wiesz, że nie możemy się stąd ruszyć. Ci ludzie na pewno pilnując granic miasta. Nie wyfruniemy stąd tak po prostu – odparła Carolina.
- Wiem o tym, ale nie ma innej możliwości. Spójrz na niego... leży jak kłoda... Za nim przyjedzie Ortega ze sprzętem, może być już po prostu za późno...

Do ich rozmowy wtrącił się w końcu Adrian, który miał dość patrzenia na coraz większe niebezpieczeństwo w jakie z każdą minutą pakuje się jego córka.

- On jest jedną nogą na tamtym świecie i już mu nie pomożesz. Ratuj siebie córko. Mam samochód i w każdej chwili możemy razem pojechać do stolicy. Wiesz, że cię obronię. Obroniłem siebie i twoją mamę... Przy mnie możesz czuć się bezpiecznie. Całe życie byłem przy tobie – powiedział Adrian.
- Wiem, że jest pan dobrym człowiekiem, ale Carolina zostanie pod moją opieką. Taki był rozkaz don Ricarda. Mam się nią opiekować i wywiążę się z obowiązku – wtrącił Tobias.
- Kim ty jesteś żeby mówić takie rzeczy! Ja jestem jej ojcem! Mam w nosie rozkazy tego człowieka!
- On umiera! Niech pan to uszanuję!
- To przestępca i ty również nim jesteś! Nie praw mi więc morałów!
- Uspokójcie się! Na Boga! – krzyknęła Liliana.
- Mama ma rację. Nie czas na spory. Nie mogę z wami pojechać dopóki nie wyjaśni się jego stan. Teraz nie mogę go opuścić – stwierdziła Carolina...
- Niesłychane... Jesteś gotów zginąć przez niego?
- Wiesz, że kocham cię nad życie, ale ten człowiek to również mój ojciec. I w tej chwili nieważne jest jaki był w przeszłości. Najważniejsze jaki jest teraz. On musi przeżyć...

Nagle wszyscy obecni usłyszeli jakiś jęk ze strony rannego. Po chwili Sandoval znów próbował słabym głosem powtórzyć jakieś słowa...

- Obudził się! – uradował się Tobias.

Carolina podeszła do łóżka ojca. Ten miał otwarte oczy i uśmiechnął się na widok córki.

- Jesteś przy mnie... Mimo wszystko jesteś – z trudem wypowiadał słowa Ricardo.
- Zawołaj lekarza! – nakazała Tobiasowi Carolina.
- Carolina... Mówiłem... ratuj siebie i rodzinę, a nie mnie...
- Ty jesteś moją rodziną... Tato...
- Poślijcie po księdza... Chcę się wyspowiadać...
- Nie mów tyle. Wciąż jesteś osłabiony...
- Czuję, że skończyły się cuda i umieram, ale nie dbam o to. Najważniejsze, że jesteś przy mnie. Ty i twoja matka. Dziękuję wam za to. Teraz mogę umrzeć w spokoju.
- Nie umrzesz! Nie możesz...
- Niech tu przyjdzie ojciec Salvador. Niech mnie rozgrzeszy z wszystkiego co zrobiłem. Choć tyle...

Doktor Cordoba był zaskoczony tym, że Ricardo obudził się i ma siłę mówić, ale z drugiej strony dobrze wiedział, że pod wieczór takie nagle polepszenie może oznaczać tylko jedno... ostatnie chwile rannego.

- Niech się pan uspokoi i nie przemęcza... Muszę pana zbadać...
- Zawiadomię księdza – powiedział nagle Adrian, który zrozumiał swój błąd i nie mógł odmówić prośbie umierającego człowieka...
- Znowu stracił przytomność. Ma coraz słabszy puls... On słabnie... To był dla niego za duży wysiłek!
- Niech go pan ratuje! Nie może umrzeć! – krzyczał zdezorientowany Tobias...
- Nie umieraj don Ricardo... Nie rób mi tego! Przetrwaj ten kryzys! – mówił Cordoba reanimując pacjenta...
- Mój Boże... Oby ksiądz chociaż zdążył... Skoro ma już umrzeć, to niech zrobi to w spokoju duszy – pomyślała Carolina...

Mieszkanie Danieli i Bruna.

Daniela była załamana zwolnieniem męża z pracy. Znów oznaczało to dla nich kłopoty. Bruno wyjechał do stolicy, ale po jego powrocie wszystko miało się zmienić. Wraz z opuszczeniem Coralos rodzinie Rebollarów miało wieść się już znacznie lepiej. Gdy ktoś zadzwonił do drzwi, kobieta myślała, że to Bruno tak szybko wrócił, ale niestety musiała zejść na ziemię gdy zauważyła Simona.

- Witaj ślicznotko. Myślałaś, że o tobię zapomnę? – uśmiechnął się mężczyzna.
- Daj mi spokój Simon!
- Skąd ten zły nastrój? Myślałem, że inaczej mnie powitasz...
- Ty bydlaku! Czego znów ode mnie chcesz? Mam dość problemów... Zwolnili mojego męża z pracy. Ledwo wiążę koniec z końcem, więc nie dręcz mnie znowu!
- Ja cię nie dręczę... Przynoszę ci dobre wieści. Niedługo będę posiadaczem wielkich pieniędzy i mogę spowodować, że twoje problemy finansowe znikną. Przyznasz, że twój mąż nieudacznik nigdy nie zaoferuje ci dostatniego życia...
- O co ci chodzi?
- Przy mnie skończy się twoja bieda. Wróć do mnie, a będziesz pławić się w luksusie. Odezwę się niedługo. Decyzja należy do ciebie...
- Nie bawię się już w twoje gierki!
- Zrób to jeśli nie chcesz aby Bruno stracił coś więcej niż tylko pracę...

Simon drwiąco się jeszcze uśmiechnął i wyszedł trzaskając drzwiami. Skoro nie mógł mieć Mariny, to postanowił upolować inną. Pozostawił teraz bezradną Danielę pogrążoną w myślach...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Martin siedział w gabinecie brata i rozmyślał gdy pojawili się pracownicy hacjendy. Byli zdenerwowani i nie trudno było domyśleć się o co chodzi.

- Atakują nas don Martinie! – krzyknął jeden z nich.
- Kto taki?
- Podejrzewam, że ci sami ludzie którzy napadli na Sandovala! Wspiera ich na dodatek policja! Koniec świata! Niech się pan ratuje! Nie damy rady! Ich jest ze czterdziestu!
- Za szybko zaatakowali – pomyślał Martin...
- Co mamy robić?
- Uciekajcie tylnym wyjściem. Nie możemy umierać za hacjendę.
- A co pan zrobi?
- Ja zrobię to samo. Ucieknę...
- Jakie szczęście, że don Alejandro wyjechał. Chyba wiedział co może się stać...
- Czas na mnie, ale zostawię wam niespodziankę dranie! – powiedział Martin patrząc na ścianę przy biurku gdzie zamontowana była mała, niedostrzegalna wręcz kamerka...

Tymczasem...

Ricardo znów stracił przytomność, ale skończyło się po raz kolejny na strachu. Jego stan wciąż był niepewny, ale funkcje życiowe miał w normie. Obudził się ponownie w momencie gdy Adrian przyprowadził księdza Salvadora.

- Nadszedł czasy aby dobro zmierzyło się ze złem. Przyszedł ojciec w samą porę – wyszeptał Ricardo.
- Jestem po to aby ci pomóc synu – odparł ksiądz.
- Dla takiego grzesznika jak ja nie ma już wybaczenia, ale chcę umrzeć w spokoju... A umieram tak długo, bo najpierw muszę pojednać się z Bogiem i podziękować mu za drugą szansę...
- Zrobisz to, a ja ci w tym pomogę...
- Możemy zaczynać? Mam mało czasu, a wiele do powiedzenia...
- Wyznaj swoje grzechy i oczyść sumienie. Tu i teraz Ricardo Sandoval... Bóg jest dziś z Tobą i cię wysłucha...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:26:28 16-04-09    Temat postu:

Super odcinek
Alejandro z rodziną postanawia uciekać z hacjendy aby ratować życie. Został tylko Martin.
Manuel rozkazał aby tego dnia zaatakować hacjendę Alejandra. Już się rządzi u Sandovalów. Kazał pościągać ich portrety.
Tobias jest zdenerwowany pojawieniem się Adriana i Liliany. Adrian każe Carolinie uciekać razem z nim, ale ona się nie zgadza. Chce zostać przy Rickim do ostatnich chwil jego życia. Usłyszeli wszyscy jęki konającego i posłali po księdza.
Simon pojawił się u Danieli. Teraz kiedy musiał obejść się ze smakiem i wie, że Marina nie będzie jego postanowił dręczyć Danielę. Mam nadzieje, że Bruno pogoni natręta i da mu nauczkę.
Martin postanowił jednak uciekać kiedy dowiedział się, że atakują hacjendę.Bandytom pomaga policja. Zostawił im małą niespodziankę. Mała kamerkę. Dobry miał pomysł. Ciekawe co dalej będzie.
Ricardo stracił przytomność ale potem odzyskał ją w momencie kiedy przybył ojciec Salvador. Ricky chce się wyspowiadać i oczyścić swoje sumienie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:29:05 17-04-09    Temat postu:

84 ODCINEK

Coralos.

Hotel.

Martin uciekł tylnym wyjściem z hacjendy i zatrzymał się w jednym z hoteli. Był mimo wszystko zadowolony, bo chociaż zrozumiał powagę sytuacji, rozmiar strat i przede wszystkim utratę rodzinnych ziem, to z drugiej strony zbiegł, uszedł z życiem, miał dach nad głowę, a także zostawił pewną niespodziankę dla tych okrutnych bandytów. Dzięki zainstalowanej kamerze można było w swoim czasie dokonać aktu sprawiedliwości i zemścić się na tych ludziach, kimkolwiek oni są. Przebywając w Coralos mógł on mieć oku na hacjendę i informować tym samym brata o poczynaniach bandytów.

- Pokój dla pana? – zapytała recepcjonistka.
- Tak – odparł Martin.
- Na parterze czy na piętrze?
- Obojętnie. Może być na piętrze...
- Doskonale. Mamy tam jeszcze wolne pokoje. Jak długo będzie pan u nas gościł?
- Sam nie wiem, na pewni kilka dni...
- Proszę wypełnić ten formularz.

Mężczyzna był jednak gdzie indziej myślami. Jego głowę zaprzątały myśli o rodzinie, która znów musiała zrezygnować z walki o swoje i uciekać do stolicy.

- Kiedy to się skończy? Oby jak najszybciej. Ciekawe czy Alejandro i reszta rodziny zakwaterowali się już w Bogocie – pomyślał Martin...

Tymczasem...

Ricardo wyraźnie odzyskał siły na widok ojca Salvadora. Zachęcony jego słowami i pełen pokory chciał wyspowiadać się przed śmiercią i zrzucić w końcu ciężar wszystkich swoich grzechów. Wiedział, że ma mało czasu i skoro chciał zrobić jeszcze coś dobrego w swoim życiu, to nastał ku temu najbardziej odpowiedni moment. Pochylił się w kierunku wszystkich obecnych i dał znak, że jest gotowy do spowiedzi.

- Odejdźcie proszę – powiedział do obecnych ksiądz Salvador, który chciał pozostać sam na sam z Sandovalem.
- Niech zostaną. Powinni wiedzieć o wszystkich moich zbrodniach i być świadkami mojej opowieści. Poza tym niech będą świadomi jakim byłem człowiekiem... Z drugiej jednak strony niech wiedzą, że żałuje za swoje grzechy i pragnę wybaczenia. Niech zostaną – odparł spokojnym głosem Ricardo.
- Skoro tego chcesz, nie mogę ci tego zabronić. Spowiadasz się jednak nie przed nimi, nawet nie przede mną, lecz przed Bogiem...
- Wiem o tym ojcze...
- Może więc zaczynać...

Tobias stał cały czas wpatrzony w okno i czekał na to co się za chwilę wydarzy. Carolina, Liliana i Adrian tkwili gdzieś w kącie i obserwowali wszystko w milczeniu.

- Poznacie prawdę na temat wielu wydarzeń, co pozwoli wam w razie mojej śmierci dokonać sprawiedliwości. Jeśli przeżyję, sam oddam się w ręce policji. Zacznę od najnowszych zbrodni... Wszyscy dobrze wiecie, że Alejandro De La Fuente jest niewinny i nie zabił swojej żony. Wrobiliśmy go wszyscy. Byłem zaślepiony nienawiścią do tej rodziny tylko dlatego, że lepiej im się powodziło... Od lat planowałem zemstę i chciałem przejąć jego hacjendę. Dogadałem się więc z odpowiednimi ludźmi i stało się... Rozmawiasz z prawdziwym diabłem ojcze...
- Z jakimi ludźmi dogadałeś się synu?
- Wiem, że ojciec sympatyzuje z rodziną De La Fuente. To naprawdę dobrzy ludzie. Teraz wiem, że moja córka ma szczęście, że trafiła na Javiera De La Fuente. Niestety ci ludzie mają nawet w swojej rodzinie prawdziwych zawistnych wrogów. Dogadałem się ze szwagierką i byłą kochanką Alejandra... Esperanza Guzman nienawidziła swojej siostry Marii Emilii i chciała ją zniszczyć. Też chciała przejąć ziemie, a Alejandro był dla niej jedynie zabawką. Posłużyła się nim... Z czasem nasz spisek rozszerzał się na coraz więcej ludzi. Dołączył Manuel Rodriguez, adwokat i prawa ręka Alejandra w jego rodzinnym banku. Miał dość grania drugich skrzypiec i również żądza władzy i pieniędzy przesłoniła mu oczy.
- Niesłychane – przeraziła się Carolina słuchając tej opowieści...
- Moja żona Isabela dopingowała mnie w tej akcji przeciwko De La Fuente. Do tego wkrótce dołączyła Lucrecia De La Fuente, bezwzględna kuzynka Mariny, Soledad i Javiera. Ta bezczelna intrygantka wiedziała o wszystkim i pomagała nam. Oprócz niej był jeszcze Simon Toredo, mój wspólnik we wszystkich nielegalnych interesach i były narzeczony Mariny. Ta rodzina nie miała pojęcia jacy ludzie ją otaczają – kontynuował Ricardo, po czym osłabł na chwilę.

Wziął kilka głębszych oddechów i był gotowy aby mówić dalej. Wszyscy obecni byli zaszokowani i przerażeni tym co słyszą. Nic jednak nie mówili. Po prostu słuchali...

- Esperanza wymyśliła aby zabić Marię Emilię i wrobić w zabójstwo jej męża. Plan był doskonały, bo małżonkom nie układało się w małżeństwie, byli blisko rozwodu, kłócili się coraz częściej, a na dodatek Alejandro zdradzał żonę z jej własną siostrą. Pewnego dnia nadarzyła się doskonała okazja. Pijany Alejandro wybiegł za żoną aby z nią porozmawiać. Esperanza pokierowała sytuacją tak aby De La Fuente dołączył do żony w stacji niedaleko hacjendy. Manuel załatwił broń Alejandra aby był dowód, że to on zabił żonę. Było to proste, ponieważ miał dostęp do szafki w jego biurze w stolicy. Ja załatwiłem ludzi do tej roboty choć aby zabić Marię Emilię wystarczył jeden człowiek. Oszołomiony Ricardo nic nie widział, bo był oszołomiony i kompletnie pijany. Wyszło, że on zabił żonę gdy Esperanza zawiadomiła policję...
- Mój Boże... Co wyście zrobili... Wiedziałem, że Alejandro był niewinny, ale nie sądziłem, że aż tylu ludzi brało w tym udział...
- Kto zabił matkę Javiera? – zapytała Carolina.
- Ja – odparł po chwili milczenia Tobias. Zrobiłem to bez wahania na rozkaz szefa i podrzuciłem broń zalanemu Alejandrowi...
- Gdy Alejandro trafił do więzienia Manuel tak skutecznie go bronił, że tamten dostał bezdyskusyjne 25 lat odsiadki. Lucrecia miała skłócić rodzinę i spowodować żeby zrezygnowali z hacjendy. Simon miał zaproponować Marinie wyjazd aby łatwiej było dostać hacjendę. Esperanza i Manuel przejęli rodzinna firmę. Javier zaczął się stawiać, więc aby go ostrzec kazałem zlikwidować jego narzeczoną Ofelię. Zrobił to płatny morderca Oskar Gutierrez...
- Mój Boże... Przestań! – nie mogła wytrzymać Liliana.
- Uspokój się kochanie. Niech powie wszystko – odpowiedział jej Adrian.
- Wszyscy chcieliśmy przejąć hacjendę, ale ja i moja żona udławiliśmy się władzą. Ona okazała się zwykłą dziwką i chciała mnie zabić. Podtruwała mnie... Gdy wyzdrowiałem nakazałem Tobiasowi i Esperanzie zlikwidowanie Isabeli i w końcu udało się. Niestety zło jest zawsze wśród nas i dawni wspólnicy zaatakowali moją hacjendę i ponownie próbują odebrać hacjendę Alejandrowi...
- Aby Bóg ich chronił – przerwał Sandovalowi ksiądz Salvador...
- Nie wiem czy dadzą radę. Nie wiecie o bardzo ważnej rzeczy. W spisku uczestniczy mafia w stolicy, a na jej czele stoi niejaki Rodrigo Santanez. Chcą przejąć hacjendę Alejandra nie dla powiększenia swojego terytorium, bo ta hacjenda sama w sobie nic nie znaczy. Tu nie chodzi ani o hacjendę ani o interesy w porcie... W Coralos są wielkie pieniądze dzięki skarbowi zwanemu ropą – zakończył Ricardo po czym znów osłabł i upadł na łóżko...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Przejęcie hacjendy przy pomocy ludzi ze stolicy i miejscowej policji nie było dla napastników żadnym problemem. Zginęło kilku pracowników Alejandra, reszta ratowała się ucieczką. Esperanza, Manuel, Lucrecia i Simon triumfalnie weszli do hacjendy, ale ich radość została zmącona faktem iż w środku nie było żadnego z domowników. Po raz kolejny okazało się, że ci którzy mieli zginąć wciąż żyją! Manuel nie krył irytacji nawet w obecności komendanta Silvano Mendeza.

- To jakiś żart? Musieli być przygotowani na nasz atak i zwiali jak tchórze! Przejęliśmy obie hacjendy, ale nie zabiliśmy naszych wrogów! Stolica znów będzie wściekła! – krzyczał Manuel.
- Uspokój się. Nerwy nic tu nie pomogą. Cieszmy się tym co mamy – uspokajał go Simon.
- Nic nie mamy dopóki tamci żyją. Jeśli uciekli to na pewno wyolbrzymią sprawę w stolicy i wrócą tu aby się zemścić – wtrąciła Esperanza.
- Esperanza ma rację. gów*o mamy! Nie będziemy mogli swobodnie korzystać z ropy skoro tamci żyją i po prostu uciekli na jakiś czas – zauważyła Lucrecia.
- Fatalnie skoro oni wszyscy uciekli. Znowu spartaczyliście sprawę - oznajmił Mendez.
- My? A pan co zrobił? Trzeba było ich wszystkich aresztować za byle co, a potem wpakować kulkę w łeb. Za późno dał nam pan swoich ludzi! – wściekał się Manuel.
- Zanim zaczniesz kogoś krytykować spójrz na siebie. Jesteś zwykłym nieudacznikiem który chciałby tylko wydawać rozkazy.
- Pan komendant ma rację. Jesteś zwykłym zerem Manuel. Mocny tylko w gębie, a jak przyjdzie do czynów to wychodzi jaki z ciebie amator – nie mogła ukryć gniewu Esperanza.
- A ty niby lepsza? Wszyscy daliśmy plamę...
- Kłótnia nam nie pomoże. Uspokójcie się i pomyślmy co robić – apelował Simon.
- Cieszmy się tym co mamy, a resztę załatwi za nas Oskar. Sandoval na pewno już nie żyje. Niech Oskar weźmie ludzi i odszuka całą rodzinkę. Na pewno ukryli się w Coralos w jakimś hotelu albo w stolicy. On odnajdzie ich i zlikwiduje. Nie zdążą nikogo wezwać na pomoc. Chodźmy do gabinetu mojego kochanego wuja i odreagujmy stres. Napijmy się jakiegoś drinka – zaproponowała Lucrecia.
- Masz rację. Trzeba trochę odreagować. Mam już dość problemów. Najważniejsze, że przejęliśmy hacjendę. Rozkażę odnaleźć tych idiotów i ich zabić. Prędzej czy później zginą – powiedział Manuel po czym wszyscy weszli do gabinetu don Alejandra, a tam czekała na nich ukryta kamera...

Stolica.

Alejandro, Valeria, Marina, Soledad, Javier, Gustavo i Sergio zakwaterowali się w jednym z hoteli w Bogocie. Byli zaniepokojeni i niepewni jutra, ale z drugiej strony bezpieczni z dala od niebezpiecznego Coralos.

- Mam nadzieję, że dobrze zrobiliśmy. Oby Martinowi nic się nie stało. Zostawiliśmy go na pastwę losu – zaniepokoił się Alejandro.
- Nic mu nie będzie. Jest dorosły i wie co robi. Na pewno przekaże nam najnowsze wieści – uspokajała go Valeria.
- Co powinniśmy zrobić synu? Słuchasz mnie w ogóle?
- Tak tak... – odparł zamyślony Javier, który niepokoił się o Carolinę i czuł, że źle robi tak po prostu zostawiając ją bez słowa wyjaśnienia.
- Co z tobą? Myślisz o swojej dziewczynie?
- Tak... Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie...
- Na pewno jest w dobrych rękach – wtrącił Gustavo.
- Wszystko się jakoś ułoży. Musimy przeczekać tą sytuację. Musze trochę odpocząć. Idziesz ze mną kochanie? – zapytała Soledad.
- Idę. Każdy z nas powinien trochę odpocząć i nabrać świeżości.
- Masz rację. Rozejdźcie się do pokojów i porozmawiamy jutro – zaproponował Alejandro.
- A co z nami? Porozmawiamy? Proszę cię... – zaczepił ukochaną Sergio. To dla mnie ważne... Mamy tyle do wyjaśnienia...
- Może jutro. Teraz nie jestem w nastroju i nie mam siły na poważne rozmowy – ucięła spekulacje Marina.
- Twarda jesteś, ale w końcu wyjaśnimy sobie wszystkie nieporozumienia. Przecież to nie moja wina, że mnie porwali. Oboje jesteśmy ofiarami intryg Lucreci i Simona. Niedługo ponownie będziemy razem. Jutrzejsza szczera rozmowa spowoduje, że znów zaznamy szczęścia – zamyślił się Sergio...

Tymczasem...

Wszyscy byli oszołomieni i poruszeni gdy Ricardo opowiadał o innych swoich podłych czynach, m.in. romansie z Lilianą, opuszczeniu jej gdy była w ciąży, rozkazie zabicia córki i jej poszukiwaniach, a także o zabójstwie siostry Gustavo i Sergia Munosów. Kończą swoją spowiedź Sandoval mówił o chęci pomocy.

- Jeśli umrę, wiedzcie, że wszystko co tu mówiłem to prawda, a moja skrucha jest naprawdę szczera. Jeśli przeżyję dowiodę tego, że się zmieniłem. Oddam się w ręce policji i skończę tak jak na to zasłużyłem, ale najpierw pomogę ludziom których skrzywdziłem. Wszystko co moje będzie Caroliny i Liliany. Pomogę również Alejandrowi De La Fuente. Wiem, że teraz potrzebuje wsparcia i rozpaczliwie szuka prawdy i sprawiedliwości. Zapewniam, że ją otrzyma, a ja postaram się ukarać innych współwinnych jego tragedii, a także powiem policji wszystko co wiem o tych przeklętych mafiosach. Oby Bóg mi wybaczył – powiedział znów tracąc siły Ricardo...

Po tych słowach stało się rzecz niesamowita. Ricardo jakimś cudem leżąc na łożu śmierci wstał z niego i omal nie upadł podtrzymywany przez córkę. Ku zaskoczeniu Tobiasa, Adriana, Liliany i księdza Carolina przytuliła ojca któremu napłynęły do oczu łzy. Trwali tak w objęciach dobrą chwilę. Była to wzruszająca scena nawróconego ojca - grzesznika ze swoją wspaniałomyślną i pełną przebaczenia córką...


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 23:35:53 17-04-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:25:06 19-04-09    Temat postu:

Super odcinek
Ricardo wyznał wszystkie swoje winy, zbrodnie, intrygi. Liliana i Carolina były w szoku kiedy usłyszały prawdę. Gdy Ricardo skończył mówić na chwilę wstał. To cud Carolina go przytuliła i wybaczyła mu. W końcu się zmienił.
Cała szajka wpadła do hacjendy Alejandra, ale musieli obejść się smakiem bowiem nikogo tam nie było. Zaczęli się kłócić i nawzajem zwalać na siebie winę. Potem udali się do gabinetu. Nie wiedzą jaka niespodzianka ich czeka
Cała rodzina de la Fuente zameldowała się już w hotelu. Sergio chciał porozmawiać z ukochaną, ale ona odłożyła rozmowę na kolejny dzień. Mam nadzieje, że w końcu wszystko sobie wyjaśnią.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:01:33 22-04-09    Temat postu:

85 ODCINEK

Stolica.

Hotel.

Alejandro nie chciał zamartwiać swoimi problemami Valerii i wysłał ją na spacer. Sam został w swoim hotelowym pokoju i rozmyślał. Wciąż był zdenerwowany mimo tego, że mógł już czuć się bezpiecznie z dala od swojej hacjendy w Coralos. Czekał z niecierpliwością na telefon od brata, który w końcu zadzwonił.

- Nareszcie dzwonisz... Opowiadaj co się dzieje? Co z tobą? – spytał Alejandro.
- Nie denerwuj się bracie. Ze mną wszystko w porządku. Zatrzymałem się w hotelu w Coralos i jestem bezpieczny – odparł Martin.
- Bezpieczny? Co ty opowiadasz? Wyjedź stamtąd jak najprędzej!
- Nie mogę. Muszę mieć na wszystko oko.
- Zaatakowali hacjendę?
- Tak. Nie było szans na obronę. Zginęło zapewne kilku twoich ludzi...
- Wiedziałem! Zginęli przeze mnie...
- Nie mów tak Alejandro. Czasami tak bywa. Ulokujcie się w stolicy i nie wyjeżdżajcie stamtąd.
- Dobrze, ale powiedz mi kto zaatakował i przejął naszą hacjendę?
- Nie mam pewności, ale to ci sami ludzie którzy zagrabili posiadłość Ricardo Sandovala. Popytam ludzi i dowiem się więcej. Nie wiadomo też czy Sandoval przeżył. Prawdopodobnie nie żyje, ale to akurat nie nasza sprawa. Róbcie swoje, a ja będę robił swoje.
- Uważaj na siebie. Moi wrogowie gdy zauważą, że nas nie ma, na pewno poruszą niebo i ziemię aby nas odszukać i zabić. Jeśli cię złapią to...
- Nie złapią mnie. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Niech ci ludzie chwilowo cieszą się przejęciem hacjendy. Sprawiedliwość i tak zatriumfuje. Prędzej czy później, ale w końcu odzyskasz hacjendę i spokojne życie. Nie wszyscy ludzie są przecież tak podli. Znajdźcie kogoś kto mógłby wam pomóc, a nie był skorumpowany. Nie będzie to łatwe, ale musicie spróbować. Obawiam się, że Silvano Mendez wprowadzi tu terror. Pomógł tym barbarzyńcom przejąć hacjendę...
- A niech to! To on jest wtyczką mafii... Nie mam pojęcia do kogo się zwrócić. Oby Arturo mi pomógł...
- Oby wam uwierzyli i pomogli...
- Myślisz, że to takie proste? Trzeba mieć dowody aby oskarżyć komendanta policji i udowodnić zbrodnie tym zbójom...
- O dowody się nie martw. Zostawiłem w twoim biurze małą niespodziankę dla naszych gości w postaci kamery. Oni jej nie zauważą, a ona tymczasem zarejestruje każdą rozmowę...
- Nie wiem co ja bym bez ciebie zrobił. Oby to przyniosło skutek...
- Muszę kończyć. Będziemy w kontakcie – powiedział Martin.
- Uważaj na siebie Martin – zakończył Alejandro...

Alejandro ucieszył się, że jego brat wpadł na tak znakomity pomysł z kamerką. Dzięki temu można będzie wiele udowodnić ludziom, którzy bezwstydnie zagrabili sobie ziemie rodziny De La Fuente. Chwilę później w drzwiach jego pokoju pojawił się Arturo Peralta.

- Dobrze widzieć cię żywego przyjacielu – powiedział policjant.
- Ciebie również Arturo. Póki żyję nie pozwolę aby ktoś krzywdził moją rodzinę. Jestem gotowy walczyć z każdym człowiekiem który jest przeciwko mnie – stwierdził Alejandro.
- Możesz na mnie liczyć. Spotkamy się z odpowiednimi, uczciwymi ludźmi, którzy pomogą nam rozwiązać nasze problemy i co ważne zaprowadzą w Coralos porządek, bo tak dalej być nie może...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Wspólnicy zgodzili się na propozycję Lucrecii i aby rozładować atmosferę postanowili napić się whisky w gabinecie Alejandra. Z jednej strony nie zabili nikogo z domowników, ale z drugiej przejęli przecież hacjendę i mając wsparcie policji czuli się zwycięzcami. Mogli niedługo rozpocząć swój upragniony interes. Nie mieli pojęcia, że każdy ich ruch i każde słowo śledzi umieszczona w pobliżu biurka kamera.

- Nic dziwnego, że oni uciekli. Pomyślmy logicznie. Dowiedzieli się, że zaatakowano hacjendę Sandovalów, więc skojarzyli fakty i uciekli jak tchórze zanim my zrobiliśmy kolejny krok – sugerowała Lucrecia.
- Masz rację. Oni nie są głupi. Myślę, że doskonale wiedzą, że to my za tym stoimy. Karty zostały odkryte. Mam tylko nadzieję, że nie wrócą tu z jakąś pomocą – zauważyła Esperanza.
- Myślisz, że byliby na tyle głupi żeby znów narażać własne życie? Nie sądzę – powiedział Simon.
- Nie bądź idiotą Simon. Na pewno wrócą... Nie znasz Alejandra. Uciekła cała rodzina, uciekli przeklęci bracia Munos, nie ma w Coralos Arturo Peralty. Póki wszyscy żyją, nie możemy być niczego pewni. Jeśli zrobią burzę mózgów, to na pewno wrócą po swoje. Oni muszą zginąć do cholery! – irytował się Manuel.
- Nikt tu nie wróci. Całe Coralos jest pod kontrolą policji, a w Bogocie również wszędzie są nasi ludzie. Nie mają się do kogo
zwrócić – oznajmił Silvano Mendez.
- Nie byłabym taka pewna. Nie wszyscy ludzie są na łasce Santaneza. Tak czy inaczej musimy ich odnaleźć i zlikwidować. Mamy już dość problemów. Chcemy w spokoju rządzić na tej hacjendzie i cieszyć się wydobywaniem ropy – wtrąciła Espernaza.
- A co z Sandovalem? Wciąż nie wiemy czy żyje – dociekała Lucrecia.
- Niewiele mnie to obchodzi. Gdyby żył, na pewno by o tym plotkowano. Wykrwawił się na śmierć i ktoś z jego ludzi pochował go zapewne pod jakimś drzewem. Macie racje, że najważniejsi są De La Fuente. Powiem Oskarowi aby ich odszukał – powiedział Manuel popijając whisky.
- Moi ludzie przeszukają wszystkie hotele w Coralos. Być może tu się ukryli. Jeśli nie, to poszukamy ich w stolicy. Nie ma
problemu – uśmiechnął się Mendez...

Tymczasem...

Wyglądało na to, że w życiu Ricardo Sandovala zdarzył się kolejny cud. Nie wiadomo co dało mu siłę aby wstać na nogi z łoża śmierci... Był wzruszony zachowaniem Caroliny, która pomimo tego, że usłyszała tak wiele potwornych zbrodni, w dalszym ciągu była skłonna mu wybaczyć i traktować jak ojca. W międzyczasie Tobias sprowadził w końcu doktora Ortegę, zaufanego lekarza Ricarda ze stolicy. Zbadał on dokładnie pacjenta i również był w szoku, że ten człowiek nadal żyje z tak głęboką raną i będąc dotychczas pielęgnowany w takich warunkach, bez specjalistycznego sprzętu.
- To kolejny cud don Ricardo. Nie mogę uwierzyć – powiedział ze zdumieniem.
- Bóg wciąż mnie doświadcza – odparł uśmiechając się Sandoval.
- Co z nim będzie? – spytała nagle Carolina.
- Wciąż jest osłabiony i nie może nadwyrężać swoich sił, ale mogę z całą stanowczością stwierdzić, że wyzdrowieje. Niedawno wyszedł przecież z beznadziejnego stanu. Odzyskał wzrok i władzę w nogach, teraz znów był krok od śmierci, ale uszedł z życiem. Można powiedzieć, że Bóg dał mu trzecią szansę...
- To prawda doktorze. Teraz wiem co mam robić... Mam jasno wytyczony cel w życiu. Zanim odejdę z tego świata naprawią swoje błędy. Dostałem wybaczenie od wszystkich tu obecnych, od księdza Salvadora... wierzę, że i Bóg mi wybaczył i wskazał właściwą drogę.
- Co szef zamierza? – zapytał go Tobias.
- Odzyskać to co nasze aby moja rodzina mogła mieszkać tam gdzie ich miejsce. Pomogę również innym ludziom których skrzywdziłem. Ci bandyci, którzy zaatakowali rodzinę De La Fuente, a jeszcze nie tak dawno moi wspólnicy zgniją za kratkami. Złoże zeznania, sam mogę oddać się w ręce policji, ale wiem jedno... pomogę zatriumfować sprawiedliwości. Gdy udowodnię, że nie są to puste słowa i gdy naprawdę wam pomogę, będę mógł umrzeć w spokoju – powiedział Ricardo.
- Niewiarygodne. Nie znałam go od tej strony – nie mogła uwierzyć w to co słyszy Liliana.
- Za szybko go skreśliłem. Ponownie w jego rękach jest los wielu ludzi. Tym razem jednak kieruje nim dobro, a nie zło – ocenił Adrian.
- Nigdy nie sądziłem, że się zmienisz synu. Myliłem się. Każdy z nas jest dzieckiem Boga i nawet jak zbłądzi, to w końcu odnajdzie drogę aby postępować tak jak od zawsze uczył nad Stwórca – podsumował ksiądz Salvador...

Nagle w mieszkaniu pojawił się Carlos. Niepokoił się o Carolinę i ta w końcu wyjawiła mu miejsce swojego przebywania.

- Martwiłem się o ciebie – powiedział na wstępie.
- Przecież wyjaśniałam ci przez telefon, że wszystko ze mną w porządku – odparła Carolina.
- Co on tu robi? – zdenerwował się Tobias.
- Zawiadomiłam go. To przyjaciel. Wszystko jest pod kontrolą. Właściwie powinnam poinformować o wszystkim Javiera. Na pewno odchodzi od zmysłów.
- Jeśli jeszcze żyje...
- Co masz na myśli Carlos?
- Wiem od ludzi, że napadnięto na hacjendę De La Fuente. Nie wiadomo czy domownicy przeżyli ten atak...
- Mój Boże... Co ty mówisz... Muszę do niego zadzwonić! – przeraziła się Carolina.
- A więc oni już zaatakowali... Oby moje przemiana nie okazała zbyt późna – zmartwił się Ricardo...
- A więc ten stary kretyn żyje. Powinienem poinformować wspólników o tym fakcie. Z drugiej strony gdybym go własnoręcznie zabił, dostałbym sporo pieniędzy od tego tajemniczego mafioso. Muszę się zastanowić... Mam nadzieję, że ten idiota Javier nie żyje. Carolina będzie tylko i wyłącznie moja – zamyślił się Carlos...

Stolica.

Hotel.

- Jeszcze dziś odwiedzimy Marcelo Ruiza. Znam go bardzo dobrze i wiem, że nie jest kupiony – powiedział zadowolony Arturo.
- Kto to jest ten Ruiz?
- Wysoko postawiony policjant w stolicy, zastępca naczelnika. Przez lata był też detektywem. To dobry glina i powinien nam pomóc.
- Obyś miał rację. Zdaje się na twoją pomoc.
- To jeszcze nie wszystko Alejandro. Zanim policja coś zrobi, to na pewno minie kilka dni, a my musimy działać od razu. Dlatego zrobimy aferę w mediach.
- Co masz na myśli?
- Rozpowiemy wszystko tak aby gazety, a także radio i telewizja mówiły o sytuacji w Coralos. W końcu niech w całym kraju i stolicy dowiedzą się do jakiego barbarzyństwa dochodzi w tym mieście! Jeśli media zainteresują się problemem, to skończy się to całe bezprawie!
- Dobra myśl...
- Twój brat również ma głowę na karku. Ta kamera którą zainstalował
w hacjendzie może nam pomóc i nawet nie wiesz jak bardzo. Jeśli policja i media dowiedzą się prawdy, wtedy żaden twój wróg, żaden twój spisek i żadna mafia nigdy nie zatriumfuje. To my wygramy tą batalię! My! – zakończył Arturo wywołując w końcu uśmiech na twarzy swojego przyjaciela...

Tymczasem...

Pokój Soledad i Mariny sąsiadował z pokojem braci Munos. Dzięki temu Sergio mógł wiedzieć co robi jego ukochana. Gdy ta postanowiła wyjść na spacer zostawiając swoją siostrę w towarzystwie Gustavo, Sergio poczuł, że nadchodzi jego szansa. Musiał porozmawiać z Mariną i w końcu dowiedzieć się na czym stoi. Poczekał aż wyszła z hotelu i pobiegł za nią. Dogonił ją kilkanaście metrów dalej. Zaskoczył ją od tyłu i położył rękę na jej oczach. Ta szybko uwolniła się od jego uścisku i obróciła się. Nie mogła uwierzyć, że chłopak będzie aż tak nalegał chodząc za nią jak cień.

- Sergio... To znowu ty... Wiedziałam, że nie dasz mi spokoju. Jesteś niesamowicie uparty. Czego znowu chcesz? – zapytała naburmuszona, ale także w pewnym sensie szczęśliwa, że ukochany wciąż jest przy niej.
- Dobrze wiesz. Szczerze porozmawiać – odpowiedział Sergio.
- O czym?
- O nas kochanie. Przecież wszystko zostało już wyjaśnione. Ile razy mam powtarzać, że wrobiono nas i oboje jesteśmy ofiarami? Rozumiem, że przeżyłaś straszny cios czytając ten rzekomy list ode mnie, ale sama przyznasz, że ja nie jestem taki jak Simon Toredo czy twoja kuzynka Lucrecia. Ja nie mógłbym nikogo skrzywdzić. Zrozum to wreszcie...
- Nie musisz nic więcej mówić. Rozumiem cię doskonale. Wybacz mi moje zachowanie. Teraz znam prawdę. Owszem, przeżywałam wtedy najtrudniejsze chwile swojego życia, ale mogę o to obwiniać nie ciebie, lecz tych dwoje podłych ludzi! Ciebie przetrzymywano i cierpiałeś jeszcze bardziej w niewoli...
- Dziękuję za te słowa... Ale czy to oznacza, że spróbujemy od nowa,
z dala od intryg innych i przeszłości?
- Tak kochanie. To właśnie miałam na myśli – powiedziała Marina mocno przytulając się do chłopaka i go całując. W jej oczach znów widać miłość i szczęście, którego mogła zaznać tylko z Sergiem...


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 22:15:27 22-04-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:30:32 22-04-09    Temat postu:

Supcio odcinek, zresztą jak zwykle
Alejandro rozmawiając z bratem dowiedział się, że został on w Coralos aby mieć pewne sprawy na oku. Martin zainstalował kamerkę i to był doskonały pomysł. Arturo przyszedł do Alejandra. Postanawiają przywrócić porządek za pomocą znajomego policjanta ze stolicy, który nie jest przekupny. Oby im się udało.
Wspólnicy przystali na propozycję Lucre i poszli do gabinetu napić się whisky nie świadomi tego, że każde ich słowo, każdy ich ruch śledzi kamerka ukryta przez Martina. Zapowiedzieli, że muszą odnaleźć rodzinkę i zabić aby nie mogli oni wrócić i przejąć hacjendy.
Rocky się zmienił. W jego życiu nastąpił cud. Carolina mu wybaczyła, mimo że dowiedziała się jakim okropnym był człowiekiem. Liliana nawet była zszokowana jego przemianą tak samo Adrian. Niestety Caro musiała zawiadomić Carlosa, gdzie przebywają. Dowiedziała się że zaatakowano hacjendę De La Fuente. Obawia się o Javiera. A Carlos ma nadzieje, że teraz Carolina będzie tylko jego.
Marina wyszła na spacer a Sergio poszedł za nią. Nie mógł dłużej czekac. Ukochana mu powiedziała, że mu wierzy. Oboje padli ofiarą strasznej intrygi, która ich rozdzieliła. Powiedziała że chce zacząć od nowa. Jak słodko. Happy end Ciekawe jak długo?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 18:13:32 30-04-09    Temat postu:

86 ODCINEK

Na drugi dzień.

Stolica.

Hotel.

Niesprawiedliwość, panujące zło, uczucie zemsty, nieustanna walka o swoje, to wszystko było nieistotne dla Mariny De La Funte i Sergio Munosa, bo dla nich najważniejsza była i zawsze jest prawdziwa miłość, której nie pokonają żadnej intrygi i kłamstwa innych. Oni zdali sobie z tego sprawę i znów mogli cieszyć się swoim szczęściem, chociaż okoliczności niezbyt im sprzyjały. Jednak ich uczucie przewyższało przejściowe trudne chwile czy brak pieniędzy. Miłość była dla nich wszystkim. W radosnych nastrojach oboje spotkali się rano na śniadaniu. Dopiero dziś chcieli oznajmić wszystkim, że znów są razem. Zastali Javiera, Soledad, Gustavo i Valerię. Nie było Alejandra, który wyjechał załatwiać jakieś sprawy.

- Wreszcie jesteście – powiedział Gustavo.
- Czy to przypadek, że schodzicie na śniadanie razem? – spytała się Soledad, która domyślała się prawdy.
- Macie jakieś dziwne miny – zorientował się Javier.
- Przed wami nic nie da się jednak ukryć – śmiała się Marina.
- Prawda jest taka, że odbyliśmy wczoraj szczerą rozmowę i znów jesteśmy razem! – dodał uradowany Sergio.
- To wspaniała wiadomość! Moje gratulacje! – ucieszył się Gustavo, który zawsze wiedział, że jego brat powinien być u boku Mariny.
- A wczoraj nic mi nie powiedziałaś. Nawet nie wiesz jak się cieszę! Intrygi Lucrecii i Simona nigdy was nie rozdzielą – przytuliła siostrę Soledad.
- Chcę cię przeprosić Sergio, że nie wierzyłem w ciebie. Byłaś taką samą ofiarą jak Marina w tej całej intrydze. Wybacz mi – wtrącił Javier.
- Daj spokój. Każdy z was mógł mnie uważać za najgorszą gnidę kiedy czytaliście ten rzekomy list. Najważniejsze, że prawda wyszła na
jaw – uspokajał go Sergio.
- A gdzie ojciec? Jemu również chciałam o tym powiedzieć, a jego jak zwykle nie ma – zmartwiła się Marina.
- Wyszedł gdzieś całkiem z rana. Towarzyszył mu Arturo Peralta. Nie mam pojęcia co oni kombinują – oznajmiła Valeria...

Tymczasem...

Arturo i Alejandro wybrali się na komisariat, w którym urzędował przyjaciel Peralty z dawnych lat. To miał być pierwszy krok w walce o sprawiedliwość. De La Fuente nie bardzo wierzył w powodzenie tej akcji myśląc, że w tym kraju każdy policjant jest na usługach mafii, ale Arturo był zdeterminowany. On również walczył o odzyskanie swojego stanowiska, a przede wszystkim dobrego imienia. Marcelo Ruiz od razu poznał swojego kompana i był nielada zaskoczony jego wizytą.

- Arturo Peralta! Kopę lat! – uścisnął serdecznie przyjaciela Ruiz. Co cię do mnie sprowadza komendancie?
- Komendancie? Co ty mówisz? – zdziwił się Arturo myśląc, że przyjaciel doskonale wie o jego utracie pracy.
- A ty jak zawsze dowcipiny. Wiem, że jesteśmy od lat na ty, ale ja zawsze szanowałem i szanuję twoją funkcję jaką pełnisz w Coralos. Jesteś jednym z najlepszych i najuczciwszych funkcjonariuszy jakich znam.
- Mój Boże... Ty nic nie wiesz Marcelo...
- Ale o czym?
- Już nie jestem komendantem w Coralos. Zostałem podstępnie wyrzucony ze stanowiska. Na moje miejscu powołaliście niejakiego Silvano Mendeza.
- My powołaliśmy? Co ty mówisz? Zdziwiło mnie, że od kilkunastu dni nie dochodzą do stolicy raporty z Coralos, ale myślałem, że masz tam jakieś problemy i nie interweniowaliśmy...
- Nawet nie wiesz Marcelo jakie tu macie bagno. W takim razie jaka władza zwolniła mnie ze stanowiska i kto zatrudnił tego Mendeza? Kto tu pociąga za sznurki?
- Mendez to zwykła szumowina. Nie wiem za co tacy jak on dostali odznakę. Zwykły policjant, a ma forsy jak lodu. Nie wiem skąd i podejrzewam, że nie jest czysty. A teraz odseparowali go od Coralos. Dziwne...
- Posłuchaj Marcelo. To moim zdaniem jest grubsza afera. To jest mój przyjaciel Alejandro De La Fuente, który mieszka w Coralos. Zarówno ja jak i on mamy ogromne problemy i tylko ty możesz nam pomóc...
- Miło mi panie De La Fuente. Postaram się pomóc, ale ja jestem tu tylko jednym z wielu. Rozkazy nie wychodzą ode mnie...
- To się musi zmienić! Jakaś mafia położyła ręce na hacjendach w Coralos i nie tylko na nich! Do tego pomagają im sprzedajni policjanci tacy jak Silvano Mendez!
- Spokojnie Arturo. Wiesz w ogóle o czym mówisz? To poważne oskarżenia. Na każde z nich musisz mieć dowody...
- Nie wierzysz mi Marcelo?
- Nie o to chodzi. Znamy się wiele lat i wiem, że nie mogłeś wyssać sobie tego z palca, ale najlepiej opowiedz wszystko na spokojnie. Mamy czas...
- Nie wiem od czego zacząć. Ta historia jest bardzo długa i zawikła...
- Najlepiej zacznij od początku...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Esperanza wciąż uważała, że wszystko należy się tylko jej, a reszta wspólników jest zupełnie zbędna. Dlatego korzystając z okazji zabrała się za uwodzenie Silvano Mendeza aby mieć policjanta i jego ludzi po swojej stronie gdy dojdzie do ewentualnej walki z Manuelem, Lucrecią i Simonem.

- Nie powinieneś być już w pracy Silvano? Dosyć często u nas
przesiadujesz – stwierdziła Esperanza nalewając siedzącemu w fotelu mężczyźnie whisky. Kręciła przy tym tyłkiem tak, że nie trudno było tego nie zauważyć. A nowy komendant nie był z takich których należałoby szczególnie zachęcać.
- Jestem w końcu waszym wspólnikiem, a sam sobie szefem, więc poczekają na mnie. Zwłaszcza, że mam co innego do roboty – ślinił się na sam widok kobiety Mendez. Gdzie jest reszta wspólników? Czyżbyśmy byli sami?
- Zgadłeś. Simon lata za spódniczkami, Lucrecia szuka swojego nowego parobka, bo trzy dni bez seksu to dla niej za dużo, a Manuel przejmuje kontakty po nieżyjącym Sandovalu...
- Nie wiadomo czy zginął...
- Na pewno nie żyje. Nie ma co do tego wątpliwości. Bardziej martwi mnie Alejandro i jego rodzinka...
- Nasi ludzie zajmą się wszystkim. Teraz zrelaksujmy się i zabijmy czas... Tam jeszcze nie byłem – wskazał palcem na sypialnię.
- Wyobraź sobie, że ja już byłam, ale odwiedzę ją raz
jeszcze – uśmiechnęła się Esperanza, po czym wzięła komendanta za rękę i udali się w kierunku drzwi prowadzących do sypialni Alejandra i Marii Emilii... Tam bezwzględna kobieta mogła rozpocząć swój plan mający na celu owinięcie sobie wspólnika wokół palca...

Tymczasem...

Carolina rozmawiała przez telefon z Javierem, bo oboje mimo wszystko nie mogli znieść tej niepewności i rozłąki.

- Wybacz, że nie miałem czasu cię odszukać. Ja i moja rodzina jesteśmy bezpieczni i z dala od Coralos. Radzę ci też uciec z tego okropnego miejsca – przekonywał ukochaną Javier.
- Na razie nie mogę kochanie, ale wiedz, że nic mi nie jest. Wciąż nie wiemy kto zaatakował waszą hacjendę – odparła Carolina.
- Dowiemy się w swoim czasie. Przyjedź do stolicy. Martwię się o ciebie...
- Już mówiłam, że nie mogę...
- Co cię tu trzyma? Przyjedź z matką i ojcem do Bogoty...
- Opiekuję się tu ojciec. Dopóki nie stanie na nogi to...
- Co ty mówisz? Coś się stało don Adrianowi?
- Nie mówię o nim kochanie...
- Chyba nie mówisz o... Ja wszystko wiem kto jest twoim prawdziwym ojcem! Jak możesz mi to robić!
- Ricardo Sandoval to mój ojciec i on żyje! Musiałam się nim zająć...
- Ten człowiek to morderca mojej matki i być może też Ofelii! On zniszczył życie mojemu ojcu! To on chciał cię zabić! Co ty wyprawiasz dziewczyno! Dlaczego mnie okłamałaś?
- On się zmienił i ja dam mu szansę. Powinieneś zrobić to samo Javier...
- Nie rozumiem cię... Okazujesz temu bydlakowi wsparcie. To zwykły bandyta!
- Pokutuje za swoje grzechy, a Bóg dał mu kolejną szansę. Stał się zupełnie innym człowiekiem. On już nie jest waszym wrogiem. Zrozum to...
- Nie mogę tego pojąć! Nie winię cię za to, że jesteś jego córką chociaż byłem w szoku gdy się o tym dowiedziałem. Przyznaję, że byłem wściekły gdy ukrywałaś to przede mną... W końcu jednak pojąłem, że ojca się nie wybiera. Nie tkwij przy Ricardo Sandovalu. Mógł umrzeć... Dlaczego on jeszcze żyje?
- Nie dogadamy się Javier. Nie przyjadę do ciebie, bo nie rozumiesz mnie... Żegnaj – rozłączyła się dziewczyna.
- Carolina... Carolina... A niech to! – rzucił telefonem Javier zamyślając się głęboko...

Carolina z jednej strony rozumiała nerwową reakcję chłopaka, ale z drugiej wiedziała, że Ricardo Sandoval rzeczywiście się zmienił. Jej rozmyślania przerwał Tobias.

- Gdzie twoi rodzice? – zapytał Tobias.
- Trochę ucichło, więc wybrali się na spacer. Mam nadzieję, że nikt ich nie śledzi – odpowiedziała Carolina.
- Oby, ale nie wiem czy dobrze zrobiła. Wciąż grozi nam olbrzymie niebezpieczeństwo. Nikt nie został przy moim szefie?
- Carlos jest z nim. On śpi. I w sumie dobrze... Niech odpoczywa. Wciąż jest słaby. To naprawdę kolejny cud, że nadal jest wśród nas...
- Tak, to jest cud... Nie ufam temu Carlosowi. Lepiej go przypilnuję...

W tym samym czasie w drugim pokoju Carlos upewnił się, że jest sam i wciąż wahał się co ma zrobić. Z łatwością mógłby dobić Sandovala, który spał po sporej dawce środków nasennych.

- Zemszczę się na Carolinie, która nie odwzajemnia mojej miłości, a przy okazji zgarnę wielkie pieniądze od tych wpływowych ludzi. W końcu z czegoś trzeba żyć. Równie dobrze mógłby go zabić Javier De La Fuente w przypływie gniewu... Łatwo będzie zwalić na niego winę. Biedny Ricardo Sandoval... Skończą się wreszcie twoje cudowne ozdrowienia przeklęty starcze – pomyślał Carlos sięgając po leżącą na łóżku poduszkę...

Stolica.

- To już szczyt szczytów! Dałem wam całe wojsko abyście nie tylko przejęli hacjendy, ale zabili tę garstkę idiotów! A tymczasem nie wiadomo co z Sandovalem, a cała rodzinka De La Fuente po prostu uciekła! Gamonie! Ile jeszcze mam patrzeć na ten wybitny przykład nieudolności! Twoi ludzie, ludzie Silvano Mendeza, Manuel, Esperanza i reszta to zwykli nieudacznicy! Z kim ja się sprzymierzyłem! – kipiał z wściekłości Santanez.
- Niech się pan uspokoi don Rodrigo! Sandoval na pewno nie żyje, a nasi ludzie znajdą i zabiją każdego z rodziny De La Fuente. To kwestia czasu – odparł Oskar.
- Jak ty do mnie mówisz? Nie podnoś głosu Oskar! Nie uspokoję się dopóki nie zobaczę ich martwych! Co ty tu jeszcze robisz? Zmiataj ich szukać!
- Jak pan rozkaże...
- Mam dość czekania. Za kilka dni wybieram się do Coralos. Moi wspólnicy to banda nierobów. Muszę nad tym zapanować. Chcę na własne oczy zobaczyć jak rozkręca się interes mojego życia. Ci kretyni cieszą się posiadaniem hacjendy, ale nie na długo. To wszystko jest moje i tylko moje. Dość pośredników... To zadupie jest doskonałą przykrywką do wydobycia ropy. A ja osobiście dopilnuję zainaugurowanie interesu – pomyślał Santanez...

Tymczasem...

Marcelo nie mógł uwierzyć, że takie potworne rzeczy mają miejsce w Coralos. Był poruszony opowiadaniem Arturo i Alejandra.

- Ta cała historia jest niesamowita, ale daje do myślenia. Czas zacząć działać – powiedział Marcelo.
- Co możesz zrobić? – dopytywał się Arturo.
- Ze swojej strony niewiele, ale mogę nagłośnić sprawę. W końcu dorwiemy wszystkich przekupnych policjantów, a zaczniemy od Silvano Mendeza. Pójdźcie z tą historią do telewizji. Wkrótce nasze władze będą wręcz zmuszone podjąć odpowiednie kroki. Odzyskasz swoje stanowisko Arturo, a pan znów zamieszka na hacjendzie. Pańscy wrogowie zapłacą za całe zło które wyrządzili. Już niedługo...

W rolę policjanta Marcelo Ruiza wcielać się będzie Roberto Mateos



Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 18:22:34 30-04-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:09:32 03-05-09    Temat postu:

Super odcinek
Marina i Sergio zeszli razem na śniadanie. Nie uszło to uwadze pozostałym. W końcu zakochani powiedzieli, że znowu są razem. Wszyscy się ucieszyli, ale nie było z nimi Alejandra. Valeria powiedziała, że wybrał się gdzieś z Arturem.
Tymczasem Arturo i Alejandro poszli do Marcela Riuza, przyjaciela Artura. Ten nic nie wiedział o tym co się dzieje w Coralos. Po usłyszeniu całej historii był wstrząśnięty. Powiedział, że trzeba nagłośnić sprawę w mediach, zapowiedział że wszyscy niedługo zapłacą.
Ach ta Espe. Jak zwykle myśli, że wszystko osiągnie przez łóżko. Zabrała się za uwodzenie Silvana. Nikogo nie było w domu, Simon za spódniczkami, Manuel przejmuje interesy po Ricardzie a Lucre szuka jakiegoś parobka, bo 3 dnie bez seksu to dla niej za dużo. Dobre to.
Carolina i Javier się pokłócili. Javier nie może jej wybaczyć, tego że opiekuje się swoim ojcem mordercą i nie chce wracać do stolicy.
Tobias nie ufa Carlosowi i dobrze, bo ten w tym czasie chce udusić Ricarda i zwalić winę na Javiera. Mam nadzieje, że w porę przyjdzie Tobias.
Rodrigo jest wściekły. Oscar go uspokaja mówiąc, że Ricardo na pewno nie żyje a rodzinkę De La Fuente wybiją do ostatniej osoby. Santanezowi nie spodobał się jego ton i wyprosił go. Powiedział do siebie, że będzie musiał sam się pofatygować i udać się do Coralos. W końcu tyłek ruszy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:19:29 04-05-09    Temat postu:

87 ODCINEK

Stolica.

Komisariat policji.

Arturo i Alejandro byli pozytywnie zaskoczeni nastawieniem Marcelo Ruiza. Nie sądzili, że zareaguje tak szybko i energicznie. Nie wszystko jednak wyglądało tak kolorowo jakby przypuszczali.

- Zajmiesz się tą sprawą jeszcze dziś? – spytał Arturo.
- Spróbuję, ale jeszcze raz podkreślam, że to nie ode mnie bezpośrednio zależy. Zgłoszę sprawę u swoich przełożonych. Mogą zabrać się do tego od razu, ale niekoniecznie. Jeżeli są tu przekupieni policjanci na wysokich stanowiskach to na pewno znają sprawę i wszelkimi sposobami będę próbowali ją zatuszować i pozostać bierni. Będą się ociągać, dlatego musicie być cierpliwi – odparł Marcelo.
- Chyba nie odmówi nam pan pomocy. Sytuacja jest naprawdę dramatyczna. Tam dzieją się rzeczy wręcz niespotykane. Poziom przestępczości, zwykłego bandyctwa przekracza już granice. Coralos stało się miastem bezprawia. Może powiem to inaczej. Prawo stanowi tam teraz Silvano Mendez i jego ludzie, a to jest zwykły terror – dodał zdenerwowany Alejandro.
- Nie odmawiam wam pomocy. Musicie jednak mnie zrozumieć i odrobinę poczekać. Jeśli jednak policja będzie działać opieszale, jeszcze dziś nagłośnijcie temat w telewizji. Znacie taką jedną dziennikarkę, która zajmuje się sensacyjnymi sprawami? Nazywa się bodajże Adriana Montes. Ona sprawi, że będzie w Coralos głośno. Oczywiście to nie wystarczy. Najważniejsze żeby policja zrobiła swoje i zapewniła bezpieczeństwo. Wyjawimy jakim oszustem jest Mendez, a wy dwaj odzyskacie to wszystko co straciliście w wyniku podłych intryg...
- Oby tak było. Trzymam cię za słowo Marcelo – poklepał go po plecach Peralta.
- Co jeszcze możemy zrobić? – zapytał Alejandro.
- Nic więcej. Przede wszystkim zostańcie w stolicy i trzymajcie się póki co z daleka od Coralos. Chrońcie swoją rodzinę...
- Tak zrobimy. Dziękujemy ci za wszystko Marcelo...
- Podziękujecie jak już będzie po fakcie. Będziemy w kontakcie Arturo. Jutro będę wiedział więcej. Trzymaj się...

Arturo i Alejandro poczuli, że w końcu coś może zmienić się na lepsze. Jeszcze odrobinę cierpliwości i wytrzymałości, a doczekają się nareszcie sprawiedliwych wyroków na swoich przeklętych wrogach...

Jakiś czas później.

Coralos.

Silvano Mendez wraz z swoimi ludźmi postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Za długo zwlekał i nadszedł czas aby wyjaśnił sytuację mieszkańców, którzy byli wciąż zdruzgotani napadami na dwie największe hacjendy w okolicy. Oczywiście jego przemowa na placu miała na celu wyjaśnienie nowego stanu rzeczy w mieście i nowych planów jego i jego wspólników. Teraz najważniejsze miały być jego rządy i jego decyzje, a prawo siły było tym w co nowy komendant z miłą chęcią się wpisywał.

- Drodzy obywatela miasta Coralos! Działy się ostatnimi czasy w naszym mieście bardzo dziwne i niepokojące rzeczy, ale ja jako komendant miejscowej policji staję tu dziś przed wami panie i panowie aby uspokoić was i powiedzieć wam wszystko co powinniście wiedzieć. Nie macie się czego obawiać! Cały czas badamy sprawę haniebnych zamachów na dwie największe hacjendy w okolicy. Niestety nie wiemy jeszcze ile osób zginęło, a ile przeżyło, nie znamy dokładnych danych na temat ofiar. Jeśli chodzi o hacjendę don Ricardo Sandovala, przeszukaliśmy ją i uznaliśmy, że sprawcy działali z chęcią kradzieży i splądrowania całego dobytku. Złapaliśmy już kilku z nich. Ricardo Sandoval prawdopodobnie nie przeżył zamachu. Szukamy jego ciała. Na razie będziemy mieli oko na resztki jego posiadłości. Winni poniosą karę za to co zrobili. Wiemy, że ci sami sprawcy zaatakowali obie posiadłości. Natomiast hacjendę don Alejandra De La Fuente przejmie podejrzewamy, że niestety jedyna żyjąca z tej rodziny osoba, czyli pani Esperanza Guzman. Zwróci się ona oczywiście do sądu w najbliższym czasie aby to ustalić. Najpierw jednak musimy zakończyć poszukiwania innych członków rodziny, bo wciąż mamy nadzieję i nie możemy się poddać. Ubolewam nad tym co się stało i oświadczam, że zrobimy wszystko aby dorwać wszystkich sprawców! Ci bandyci nie będą więcej niszczyć dobrego imienia naszego miasta. Ja sprawię, że skończą się haniebne zbrodnie, a zacznie porządek, nowy porządek, wedle którego już nigdy więcej nie dojdzie do takich przykładów jawnego bandyctwa! Nie na naszej ziemi! – zakończył Silvano.
- A co z rodzinami ofiar? Pomożecie im? – krzyknął ktoś z tłumu.
- Oczywiście. To kwestia kilku dni jak sprawa całkowicie się wyjaśni. Chciałbym poruszyć jeszcze jeden temat. Jutro przyjedzie tu grupa ludzi ze stolicy, która będzie pomagać w badaniach nad przyczynami tych zbrodni. Szczególnie mam tu na myśli hacjendę rodziny De La Fuente. Niech więc nikogo to nie dziwi i bardzo proszę nie przeszkadzać w tym precedensie. Tu wciąż chodzi o wasze bezpieczeństwo. Proszę jednocześnie o zrozumienie i cierpliwość. Zapewnimy wam bezpieczeństwo i pomoc oraz złapiemy winnych. Moim obowiązkiem jest to aby już nigdy więcej te rzezimieszki nie napadały na niewinnych ludzi. Dziękuję...

Wśród tłumu gapiów słuchających przemówienia Silvano Mendeza był też Martin De La Fuente, w ciemnych okularach i w kapturze na głowie aby nikt go nie rozpoznał.

- Przeklęty kłamca. O jakiej grupie ludzi mówisz? Co wy znowu kombinujecie? Czego chce tu mafia? Jakie badania będziecie prowadzić? Muszę się tego dowiedzieć – pomyślał Martin...

Tymczasem...

Carlos wziął do ręki poduszkę, przybliżył się do leżącego bezwładnie Ricarda i zamierzał dokończyć dzieła. Czuł słaby oddech śpiącego i nieświadomego zupełnie niebezpieczeństwa Sandovala.

- Byłeś wielki, skończysz marnie. Pewnie bym cię polubił, bo chciałeś mnie zeswatać z Caroliną. Robiłeś to jednak nieudolnie i teraz popierasz jej pseudo związek z Javierem De La Fuente. A dobrze wiesz, że nie zniosę innego mężczyzny u jej boku. Dzięki temu, że znikniesz zdobędę pieniądze i ukochaną kobietę, bo wszystko spadnie na rozgniewanego Javiera. Byłeś śmiertelnym wrogiem dla jego rodziny. Jak widzisz nie tylko dla niego. Umieraj przeklęty kretynie! – Carlos przyłożył mu poduszkę na twarz i zaczął dusić. Miał jednak pecha, bo na tę chwilę do pokoju wszedł Tobias...

- Co ty robisz do cholery! – krzyknął zdezorientowany Tobias gotów rozerwać Carlosa na strzępy gdy ten śmiał dotknąć jego szefa.
- Poprawiam mu poduszkę, nie widzisz? Pilnuję twojego szefa, wiesz... moja rodziny ma tradycje lekarskie i wiem jak powinna ona leżeć prawidłowo. Chciałem mu trochę ulżyć – odparł Carlos.
- Doprawdy?
- A co myślałeś?
- Wynoś się stąd, bo ja ci poprawię wygląd, ale na gorsze!
- W porządku... Za kogo ty mnie uważasz? Chciałem tylko pomóc – powiedział Carlos ruszając ramionami...
- Ciesz się, że cię nie zabiłem. Nie tu i nie teraz. Wiem jednak, że działasz w zmowie z naszymi wrogami. Dopóki pilnuję szefa i jego córki, nic im się nie stanie. Trzeba będzie znaleźć inną kryjówkę. Oni na pewno znów spróbują – pomyślał Tobias...

Stolica.

Hotel.

Marina i Sergio w końcu doczekali się powrotu Alejandra i mogli oznajmić mu wspaniałe wieści. De La Fuente był wniebowzięty słysząc, że jego córka znów jest szczęśliwa.

- Fantastyczna wiadomość! Czekałem na to od dawna. Wy jesteście dla siebie stworzeni, tak samo jak Soledad i Gustavo. Cieszę się, że znów jesteście razem – przytulił córkę oraz przyszłego zięcia Alejandro.
- W końcu dojrzeliśmy do tej decyzji, bo przecież oboje byliśmy ofiarami – powiedziała Marina.
- Dziękuję Bogu, że tak to się potoczyło. W pewnym momencie zwątpiłem, że kiedykolwiek odzyskam pana córkę, ale najwyraźniej nasza miłość zwycięży wszystko – stwierdził Sergio.
- Masz absolutną rację. Odzyskaliście siebie i to jest najważniejsze. Teraz odzyskamy to co nasze. I nikt nas nie powstrzyma. Co się odwlecze to nie uciecze. Wy znów staniecie na ślubnym kobiercu, a my wrócimy do naszej hacjendy. Wrogowie zapłacą za wszystko. Wiem co mówię. Już niedługo przekonacie się, że mówię
prawdę – oznajmił zadowolony Alejandro...

Tymczasem...

Adriana Montes, blisko 30-letnia piękna brunetka dyrygowała swoimi pracownikami i krzątała się w swojej telewizyjnej siedzibie. Był to bowiem kolejny dzień niełatwej przecież pracy. Nagle pojawił się Arturo Peralta, który nie tracił czasu i postanowił szybko skontaktować się z tą kobietą zgodnie z radami Marcelo.

- Ja do pani Adriany Montes – powiedział.
- To ja. Był pan umówiony? – zapytała zaskoczona kobieta.
- Jestem z policji. Nazywam się Arturo Peralta.
- Jeszcze lepiej, ale ja nic nie przeskrobałam...

Odpowiadając kobieta wciąż robiła inne rzeczy, np. poprawiała jakiś tekst w komputerze lub zagadywała swoją koleżankę po fachu.

- Materiał już gotowy?
- Tak. Będzie do jutrzejszego wieczornego wydania...
- Przepraszam, ale czy pani mnie w ogóle słucha? – denerwował się Arturo.
- Tak, słucham. Jest pan z policji, ale już powiedziałam, że nic nie przeskrobałam...
- Pani nie, ale inni tak.
- Ale co mnie to obchodzi? Dobrze już. Słucham pana i tylko pana...
- Co powie pani na nowy reportaż? Mam temat na aferę nie z tej ziemi. Jeśli poświęci mi pani 10 minut, może pani wiele zyskać...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Przemówienie Silvano było kolejnym krokiem umacniającym pozycję wspólników. Uspokoiło nastroje wśród mieszkańców i spowodowało przyśpieszenie planów. Już jutro miało rozpocząć się bowiem tajemnicze wydobywanie ropy pod pretekstem badania spraw związanych z zamachami na hacjendy. Interes życia był coraz bliżej i wszyscy nie mogli doczekać się jego rozpoczęcia...

- Doskonała robota. Wprawiłeś ludzi w osłupienie, a jednocześnie wytłumaczyłeś im jak wygląda teraz nowy podział władzy – śmiała się Esperanza.
- O tak... Dzięki mnie jesteście bezpieczniejsi i poza wszelkimi podejrzeniami – odparł zadowolony Silvano patrząc na Esperanzie i wspominając w myślach upojne z nią chwile.
- To się jeszcze okaże. Chciałbym zobaczyć trupy naszych wrogów i wciąż ich nie ma – niecierpliwił się Manuel.
- Zobaczysz je w swoim czasie. Najważniejsze, że kontrolujemy teren i już jutro zacznie się to na co czekaliśmy od lat. Cieszmy się hacjendą i ropą. Mamy wszystko, luksusy, władze, pieniądze. Szkoda, że nie ma jeszcze miłości – rozmarzyła się Lucrecia.
- Twoja miłość zniknęła z Coralos i jest zapewne teraz z Mariną. Skoro oni również wyparowali, na pewno przebywają wszyscy w jednym miejscu! – złorzeczył Simon.
- Niedługo wróci Oskar. Miał przeszukać hotele w Coralos. Może coś znajdzie – zastanawiała się Esperanza...

Tymczasem...

Martin wrócił do hotelu i był wściekły. Widział bowiem wszystkich zdrajców stojących w pierwszym rzędzie w czasie przemowy Silvano. Zaczął kojarzyć fakty i bez trudu zrozumiał, że trzymają oni wraz z komendantem policji. Nie miał jeszcze pewności czy oni zaatakowali hacjendę jego brata, ale sądząc po słowach Mendeza zrozumiał, że nie mogło być inaczej. Koniecznie chciał powiadomić o wszystkim Alejandra. Już sięgnął po swój telefon, gdy usłyszał pukanie do drzwi swojego pokoju.

- Nic przecież nie zamawiałem – zdziwił się...

Gdy otworzył drzwi zauważył Oskara i trzech innych groźnie wyglądających mężczyzn. Zorientował się co to są za ludzie, ale było już za późno. Weszli oni siłą do środka, a Oskar chwycił Martina za gardło.

- Mamy do pogadania panie De La Fuente. Przeszukajcie pokój! Zapraszamy cię do hacjendy. Opowiesz gdzie podziała się reszta twojej rodzinki. I nie radzę ci kłamać ani unikać odpowiedzi, bo skończysz trzy metry pod ziemią. Czas na spacer! – krzyknął rozwścieczony Oskar, który nigdy nie żartował...

W rolę dziennikarki Adriany Montes wcielać się będzie Jullye Giliberti



Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 22:39:02 04-05-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 14:34:53 06-05-09    Temat postu:

Greg, właśnie przecytałem 1 i 2 odcinek - stwierdziłem, że trzeba to skomentować.

Do czytania skłoniła mnie ciekawa obsada [same kolumbijskie gwiazdy – Geithner, Lilley, Klauss, Shuck, Garcia, Rey, Brown, Baptista i inni – brakuje mi jeszcze Karpana, Geithnera i Suareza Gomisa – ale nie ważne].

Gdy skończyła się Hacjenda La Tormenta, jeden z największych hitów Telemundo, stwierdziłem, że nie ujrzę już żadnego podobnego serialu, czyli ciekawego, mrocznego i o hacjendowym klimacie, ale jednak ujrzałem, jest to oczywiście: W labiryncie kłamstw.

Wykreowałeś rewelacyjne ciemne charaktery, które zmącą spokojem innych bohaterów. Główną osią wydaje się być rywalizacja między dwoma rodzinami, a do tej osi są doczepione wątki romansów, zdrad, namiętności, intryg, miłości i nienawiści – to wszystko jest dopełnione tajemniczością, co podoba mi się najbardziej.

W swoich ocenach głównie spoglądam na fabułę, a nie język i stylistykę, choć przyznaję, że i one są bardzo dobre. Fabuła natomiast genialna – hacjend owy, mroczny klimat pełen sekretów, przez co te dłuuugie odcinki czyta się z przyjemnością. Obiecuję, w miarę możliwości czasowych, nadrobić wszystkie odcinki.

Z pełną odpowiedzialnością [bez żadnego fałszu czy zwykłej gadaniny] mówię/piszę: fantastyczny serial.

Pozdrawiam, Val.



Przy odrobinie czasu i chęci zapraszam na swój, 7-odcinkowy serial: DOBRO CENĄ ZŁA - http://www.telenowele.fora.pl/nasze-zakonczone-telenowele-i-seriale,69/dobro-cena-zla,12903.html
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 15:04:18 06-05-09    Temat postu:

Dziękuję Val Miło, że ktoś nowy dołączył do grona czytających i komentujących
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 20:00:48 07-05-09    Temat postu:

Greg, mamy ten sam typ ulubionych seriali - mroczny, zawiły, tajemniczy, zaskakujący - taki jest mój serial, taki jest też twój, dlatego tak mi się spodobał [póki co nie zauważam w nim jednak żadnych kontorwersyjnych, perwesyjnych wątków, a chyba najbardziej je lubię, ale i tak jest ok]. Widzę, że masz niewielką frekwencję [to zapewne przez brak pseudogwiazdeczek z Rebelde w obsadzie, ale tym się nie martw, to tylko potwierdza, że nie ma u ciebie kiczu.

Jestem po 3 i 4 odcinku. Nie można narzekać na brak akcji, bo dzieje się wiele, mam nadzieję, że to nie przez początkowe odcinki i w dalszych też będzie się tyle działo, albo i więcej.

Im dalej idziemy, czytając serial, tym bardziej zanurzamy się w te zawiłe, mroczne wątki.

Ostatatnio napisałem, ze serial klimatycznie przypomina mi La Tormentę, teraz dodam do tego, że pod względem relacji i akcji serial zaczyna mi też przypominać kolejny hit, czyli Pecados ajenos.

Teraz trochę o bohaterach. Bardzo polubiłem Bruna i [wcale nie rpzez aktorów], są to bardzo fajni ludzie [chodzi mi o bohaterów]. Jednak najciekawszą postacią jest Esperanza - wredna zdzira najgorszej klasy [szkoda, że nie ejst psychicznie chora, bo wariaci są n ajlepsi, a ich akcje rządzą]. Ponadto już widzę, że ciemne charaktery zamieszają wiele, ale na końcu przegrają, bo każdy chce tutaj siebie pogrążyć, a jeżeli nie zjednoczą sił, to prędzej czy później wygrają tę wojnę jasne charaktery. Ciekawe, czy Emilia umrze, z pewnością nie jest moim ulubionym typem głównych bohaterek, bo jest za spokojna, powinna być bardziej osta [jeżeli umrze, to liczę na jej wskrzeszenie po czasie i metamorfozę, jakąs zemstę czy coś - oj, chyba za bardzo ingeruję w rolę autora].

Pozdrawiam, Val.


Przy odrobinie czasu i chęci zapraszam na swój, 7-odcinkowy serial: DOBRO CENĄ ZŁA - http://www.telenowele.fora.pl/nasze-zakonczone-telenowele-i-seriale,69/dobro-cena-zla,12903.html


Ostatnio zmieniony przez Val dnia 20:06:19 07-05-09, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 20:51:32 08-05-09    Temat postu:

Co za obłudnica... Potrafi udawać prawie tak samo jak ja... - Ten tekst Isabeli był najlepszy, oby więcej takich perwersyjnych tekstów, bo mówię to nie z wredoty, lecz szczerrości, akcja i fabuła są niesamowite, ale takich tekstów brak [wiem, że to trudna sztuka układać takie dialogi, ale w końcu W labiryncie kłamstw to nie byle jaki serial, od innych tego nie wymagam, a od niego tak ].

Zastnawiam się, kto z ciemnych bohaterów jest najgorszy, dochodzę do wniosku, że bardzo lubię Isabelę - ona ma zdolności psychopatyczne, do bycia wariatką - i takie ciemne charaktery są najlepsze. Esperanza to wredna zdzira, która pewnie wykończy wszystkich. Zdziwiłem się, że jednak Maria Emilia nie żyje, wciąz jednak liczę, że wróci, nie wiem w jaki sposób, ale chyba wróci.

Akcja toczy się nieustannie i szybkim tempem, co jest wielkim atutem serialu, czytelnik się nie nudzi i ma chęc czytać dalej, ale czas go ogranicza

Najbardziej mnie ciekawi - kim jest Martin - pewnie kimś, kto się pojawi, choć nie powinien się pojawiać
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21:53:36 10-05-09    Temat postu:

W tym serialu każdy z każdym coś knuje - i to jest piekne - tylko czekać, aż każdy z każdym zacznioe romansować, a następnie zaczną się wykańczać.

Czuję, że Martin uratuje jakoś Alejandra. Co do Manuela wiedziałem, że coś z nim nie tak, bo w końcu jak Ricardo i spółka przejęoliby władzę.

Od ciemnych charakterów się roi, póki co się wspierają i pomagają sobie, ale gdy przyjdzie co do czego, zaczną się wykańczać, jestem ciekaw, kto z nich wytrwa najdłużej.

Czytam serial z wielkim zainteresowaniem i przyznam, że czuć, iż wielkie znamię pozostawiła na nim La Tormenta.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27 ... 48, 49, 50  Następny
Strona 26 z 50

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin