|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Który z villanów powinien odegrać znaczącą rolę w finale serialu? |
Manuel Rodriguez |
|
12% |
[ 1 ] |
Esperanza Guzman |
|
12% |
[ 1 ] |
Lucrecia De La Fuente |
|
12% |
[ 1 ] |
Rodrigo Santanez |
|
0% |
[ 0 ] |
Carmen Gordillo |
|
0% |
[ 0 ] |
Oskar Gutierrez |
|
0% |
[ 0 ] |
Tobias Castillo |
|
0% |
[ 0 ] |
Manuel, Esperanza i Santanez |
|
12% |
[ 1 ] |
Manuel i Esperanza |
|
37% |
[ 3 ] |
Ostatni odcinek powinien być bez villanów |
|
12% |
[ 1 ] |
|
Wszystkich Głosów : 8 |
|
Autor |
Wiadomość |
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 22:26:02 10-05-09 Temat postu: |
|
|
Moim zdaniem "La Tormenta" jest telenowelą wszech czasów jeśli chodzi o czarna charaktery Edelmira, Isabela, Simon, Enrique, Cipriano, Ricardo itd. Można byłoby wymieniać w nieskończoność. Wszyscy byli tam genialni |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:09:53 18-05-09 Temat postu: |
|
|
Nareszcie mam chwilę czasu aby skomciać odcinek, który jest jak zwykle ekstra.
Marcelo obiecał pomóc Alejandrowi i Arturowi, ale powiedział że nic nie jest pewne. Powiedział, żeby uzbroili się w cierpliwość.
To jest Silvano. Powiedział mieszkańcom miasta, że wszystko wróci do porządku dzięki niemu. Co za obłudnik. Tylko go zastrzelić. Całą scenę obserwował Martin z ukrycia.
Wiedziałam, że Carlosowi nie uda się zabić Rickiego. Na szczęście Tobias wpadł. Ale Carlos się wytłumaczył. Poprawiał poduszkę. Od kiedy to poduszkę poprawia się na twarzy, a nie pod głową. Takie tradycje lekarskie. Co za idiota! Myślał, że Tobias łyknie tą bajeczkę.
Marina i Sergio powiedzieli Alejandrowi, że w końcu są razem. Ten bardzo się ucieszył. Przynajmniej u zakochanych jest dobrze. Tymczasem Arturo poszedł do dziennikarki Adriany Montes. Na początku nie bardzo zwracała na niego uwagę zajęta tysiącem innych spraw. Ale potem rzekła, że go wysłucha. Arturo zapowiedział, że ma dla niej prawdziwą bombę.
O nie Oscar znalazł Martina. Wraz ze swoimi uzbrojonymi ludźmi zabiera go na hacjendę aby wyjawił gdzie jest reszta rodziny. Obawiam się, że może zginąć. Woli śmierć niż wydanie brata i rodziny. |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 16:50:05 19-05-09 Temat postu: |
|
|
88 ODCINEK
Jakiś czas później.
Hacjenda rodziny De La Fuente.
Oskar i jego ludzie przyprowadzili Martina na hacjendę. Jakież było zdziwienie obecnych gdy zobaczyli związanego mężczyznę. De La Fuente także mógł w końcu zobaczyć wszystkich zdrajców, cieszących się teraz hacjendą jego rodziny.
- Wiedziałem, że za tym stoicie! Wszyscy jesteście siebie warci! – krzyknął Martin w kierunku Esperanzy, Lucrecii, Manuela i Simona.
- Bezbronny pies, ale dalej szczeka! – odparła Esperanza uderzając go w twarz.
- Nie udam wam się to... Nie uda...
- Jeszcze zobaczymy komu co się uda. A więc szpiegowałeś nas dla swojej rodzinki? Myślałeś, że nie znajdziemy cię w Coralos? Lepiej będzie jak powiesz nam gdzie jest reszta. Wtedy wszystko będzie dla ciebie bezbolesne, a może nawet ujdziesz z życiem – przekonywał go Manuel.
- Nic wam nie powiem! Macie mnie za idiotę? Możecie ze mną zrobić co chcecie, ale nie wydam rodziny!
- Zrobimy co chcemy. Lepiej jednak współpracuj, bo inaczej pożegnasz się z życiem – dodała Lucrecia.
- Nie utrudniaj sprawy don Martinie. Widzisz w jakim jesteś położeniu. Ratuj siebie póki możesz. Powiedz gdzie jest reszta rodziny – niecierpliwił się Simon.
- Idźcie wszyscy do diabła! Zaprzedaliście się temu komendantowi policji! Zaprzedaliście się mafii! Wiem, że chodzi o jakieś grubsze sprawy, ale to kwestia czasu zanim ktoś was odkryje! Stracicie dwa razy więcej niż teraz zyskaliście!
- On nie rozumie co go czeka. Zaprowadź go Oskar do piwnicy i przesłuchaj, ale tak aby zrozumiał, że to nie żarty – stwierdziła Esperanza.
- Tak jest! – odparł bez mrugnięcia powieką Oskar, po czym wyprowadził Martina schodami w dół.
- Zawsze chciałam z nim skończyć, ale na razie jesteś nam potrzebny żywy – irytowała się Esperanza.
- Jeśli nie jest idiotą, to wyda rodzinę. Przecież wie, że czeka go śmierć w torturach – przekonywał Simon.
- Nikogo nie wyda. Raz stchórzył przed laty, ale teraz to zupełnie inny człowiek. Jest wierny swojemu bratu i obawiam się, że będzie szedł w zaparte – machnął ręką Manuel.
- Możemy spróbować. Jeśli nic nie powie, to trzeba będzie go zabić. Żywy jest dla nas zagrożeniem. Widział nas wszystkich i wie co zrobiliśmy. Poza tym już coś podejrzewa. Wie, że mamy po swojej stronie Mendeza i a niedługo domyśli się, że chodzi nam nie o hacjendę, lecz o ropę – głośno myślała Lucrecia...
- Póki co musi żyć. On jest małym zagrożeniem w porównaniu do żądnego zemsty Alejandra. Powie nam gdzie jest reszta rodzinki choćbyśmy go mieli ze skóry obedrzeć! – stanowczo oznajmiła Esperanza, a wobec milczenia trójki pozostałych wspólników sytuacja stała się jasna...
Tymczasem...
Adriana Montes słuchała opowieści Arturo najpierw z przymrużeniem oka, ale później widząc, że mężczyzna wcale nie żartuje, zrozumiała, że to wszystko dzieje się naprawdę i choć trudne do zrozumienia, jest jak najbardziej realne.
- I to właściwie wszystko – kończył opowiadanie Arturo.
- Jestem w szoku, ale skoro zwracacie się o pomoc do telewizji, to rzeczywiście policja ma olbrzymie problemy. To bardzo niebezpieczna misja dla dziennikarza jechać w środek prawdziwej wojny, ale lubię takie wyzwania. Zrobimy ten materiał i pomożemy wam. To może być prawdziwy hit – odparła dziennikarka.
- To bardzo ryzykowne, ale was nie skrzywdzą. Oni dobrze wiedzą, że jeśli komuś z telewizji stanie się krzywda, będzie to pierwszym krokiem ku ich końcowi. Tamtejsze władze potraktują was życzliwie, ale nie dajcie się zwieść pozorom. Róbcie swoje, a my zrobimy swoje. To kwestia dni, a może godzin jak dostaniemy na piśmie rozkaz aby móc wkroczyć tam, zapanować nad tych chaosem i zaprowadzić porządek.
- Naszym celem jest pokazywanie prawdy i w pewnym sensie walka ze złem, to jak robicie to wy. Jeśli dostanę zgodę, już jutro wybiorę się z ekipą do Coralos. Dzięki pańskim słowom już sporo wiem. I teraz czas pokazać wszystkim co tam się dzieje naprawdę. Będę z panem w kontakcie...
- Dziękuję. Może rozgłos spowoduje, że niektórzy otworzą oczy i przestaną lekceważyć problemy z jakimi zmaga się Coralos – zakończył zadowolony Perata...
Stolica.
Korzystając z szansy Tobiasowi udało się wywieźć swojego szefa, Carolinę oraz resztę jej rodziny do stolicy. Wszyscy byli zaskoczeni jego decyzją, ale postanowili mu zaufać. Dopiero w sprawdzonej kryjówce jaką miał w Bogocie mógł powiedzieć im dlaczego tak postąpił.
- Tu będziemy bezpieczni. Zastanawiałem się czy przy przeprowadzce brać pod uwagę to miejsce i nie miałem wyjścia. Tu nikt nam nie zagrozi – powiedział Tobias.
- Ale przed kim uciekaliśmy? Przecież w Coralos nikt nas nie znalazł, a byliśmy tam kilka dni? – dziwiła się Carolina.
- Na pewno chcesz wiedzieć?
- Tak. Denerwuje się, bo Ricardo jest jeszcze słaby i nie powinien zmieniać miejsca...
- Owszem, ale chyba wolisz go żywego niż martwego?
- Możesz mówić jaśniej?
- Twój przyjaciel Carlos Medrano to zdrajca. Zaprzedał się naszym wrogom!
- Nie wierzę. To lojalny i wspaniały człowiek – dziwił się Adrian.
- Nie byłby zdolny do takich rzeczy – w podobnym tonie wypowiadała się Liliana.
- To wszystko prawda. Chciał mnie udusić i zrobiłby to gdyby nie interwencja Tobiasa – wtrącił Ricardo który wybudził się i był coraz sprawniejszy. Mógł już swobodnie chodzić mimo że co jakiś czas łapała go jeszcze drobna zadyszka.
- Niewiarygodne – łapała się za głowę Carolina.
- Nakryłem go jak próbował udusić szefa. Tłumaczył się, że poprawiał mu poduszkę, ale nie ze mną te numery. Pozwoliłem mu odejść, bo nie miałem jednak stuprocentowej pewności, a poza tym nie chciałem robić mu krzywdy. Jednak podejrzewałem go o złe intencje. Zainstalowałem pluskwę w jego nowym samochodzie. Prosto od nas pojechał do hacjendy De La Fuente, która również została przejęta przez naszych wrogów. To oznacza, że Carlos trzyma z Esperanzą, Manuelem i całą resztą. Możliwe, że zapłacili mu i jest ich chłopcem na posyłki. Dlatego musieliśmy natychmiast stamtąd zwiewać zanim oni wróciliby po nas – stwierdził Tobias.
- Dzięki Bogu... Już nikomu nie można ufać. A ja wierzyłem mu i zawsze traktowałam go jak brata – rozłożyła bezradnie ręce Carolina.
Tymczasem Ricardo stał zamyślony gdzieś w kącie i analizował całą sytuację.
- Czas to wszystko ukrócić. Zrobię co do mnie konieczne aby przed śmiercią pomóc tym którzy na to zasługują i zapewnić mojej córce bezpieczeństwo – pomyślał Ricardo...
Tymczasem...
Marina i Sergio oraz Soledad i Gustavo postanowili zapomnieć o problemach i cieszyć się przede wszystkim swoją miłość. Cała czwórka zakochanych zaplanowała sobie piknik za miastem, blisko rzeki gdzie mogli w końcu odpocząć w ciszy, bez zgiełku i radować się swoim towarzystwem. Szczęście jakie zaznali w miłości było dla nich najważniejsze. Mieli też przeczucie, że niedługo odzyskają także rodzinne ziemie, a ich wrogów spotka zasłużony koniec.
- Chcę aby nasza rodzina znów była razem, żebyśmy odzyskali hacjendę i żeby ten koszmar mógł się wreszcie skończyć, ale jestem szczęśliwa, że mam Sergia ponownie u swojego boku. Nasza miłość rozkwita, a co się odwlecze, to nie uciecze. W końcu staniemy na ślubnym kobiercu – rozmarzyła się Marina.
- Ja na pewno nie ucieknę... Chyba, że znów ktoś mnie porwie, ale ja do ciebie wracam jak bumerang – uśmiechnął się Sergio całując ukochaną.
- My nie pobraliśmy się wtedy, bo nie moglibyśmy tego zrobić wiedząc, że wy przeżywaliście takie piekło. Naszym przeznaczeniem jest wziąć ślub tego samego dnia. Spróbujemy więc znowu w innym terminie. Kto by pomyślał – dwaj bracia i dwie siostry – śmiał się Gustavo.
- Taki już los... Munosowie zostali wybrani tylko dla sióstr De La Fuente – powiedziała równie szczęśliwa Soledad.
- Nie traćmy czas na próżnowanie. Woda jest wspaniała. Chodźmy się wykąpać. Delektujmy się każdą chwilą kochanie – Sergio wziął Marinę za rękę i weszli do rzeki. W ich ślady poszli Gustavo i Soledad. Całowali się, śmiali, cieszyli, pływali i korzystali z każdej sekundy tej wyprawy. Wydawać by się mogło, że słońce świeciło dziś tylko dla nich...
Coralos.
Manuel zostawił Esperanzie i Oskarowi torturowanie Martina, sam zaś zajął się swoimi sprawami. Postanowił się zrelaksować i zawitał do nowo otwartego klubu. Szybko wszedł, przywitał się z właścicielem i zasiadł przy barze. Po chwili obok niego pojawił się jakiś młody człowiek.
- Witam. Co taki elegancik robi w klubie dla gejów? – zapytał go mężczyzna.
- Przyszedłem napić się whisky – odparł Manuel udając zdziwienie.
- Nikogo ze znanych osób nie ma, bo pora jest wczesna. Nikt cię nie pozna. Nie musisz więcej udawać...
Mężczyzna, który nie udawał nawet, że jest homoseksualistą położył rękę na kolanie Manuela.
- Słuchaj Federico. Zrobimy to kiedy ja będę chciał – odsunął mu rękę ze swojego kolana Manuel.
- Wymigujesz się od kilku tygodni. Chcesz żeby wszyscy dowiedzieli się o twojej orientacji?
- Nie groź mi, bo wiesz jakie mam wpływy.. Kiwnę palcem i nie żyjesz...
- Wybrałbym śmierć niż świadomość, że inni będą wytykać cię palcami i będą wiedzieć jaka z ciebie kobieta...
- Zamknij się!
- Ja jestem nikim i mnie to nie zaboli. Jestem jaki jestem, ale ty jako człowiek interesów byłbyś skończony. Unikasz tego jak ognia i jesteś uważny, ale do czasu. Wypadniesz z gry jeśli twoi wspólnicy dowiedzą się jaki jesteś. Pewnie już podejrzewają cię o bycie pedziem...
- Doigrasz się idioto!
- Nazywasz mnie idiotą, a sam przyszedłeś znów mnie poderwać. Zrozum, że w tym gejowskim klubie nie jesteś już taki ważny. Zastanów się dobrze, bo moje ciepłe mieszkanko czeka cały czas na ciebie...
Mężczyzna znów dotknął jego kolana, po czym wulgarnie się oblizał cały czas patrząc na swojego rozmówcę. Potem wolnym krokiem wyszedł tylnymi drzwi kręcąc przy okazji tyłkiem.
- Co za kretyn... Ma mnie w garści, bo przecież wciąż muszę się z tym kryć, ale nie pozwolę aby więcej mnie szantażował. Płacę mu za dobrą zabawę, ale jeśli tak dalej pójdzie to zapłacę aby odstrzelili mu łeb – pomyślał wściekły Manuel...
Stolica.
Komisariat policji.
Arturo i Alejandro znów odwiedzili Marcelo Ruiza aby dowiedzieć się czegoś nowego o śledztwie. Niestety nie otrzymali zbyt dobrych wieści.
- Moi przełożeni nie bardzo chcą rozpocząć śledztwo. To mi się nie podoba, ale niewiele mogę zrobić – rozkładał bezradnie ręce Marcelo.
- Żarty sobie stroisz? – nie mógł uwierzyć Arturo.
- Nie denerwuj się. Mówiłem, że to nie ode mnie zależy...
- Za szybko uwierzyliśmy, że uda się nam wygrać. Wszyscy policjanci są tacy sami – kiwał przecząco głową Alejandro.
- Nie wszyscy, ale oni po prostu nie dają wiary tej historii, a poza tym uważają, że potrzeba więcej niż dwóch świadków aby wystosować jakieś oskarżenie...
- Macie już zatem trzech świadków – wtrącił nagle jakiś mężczyzna, który wszedł do biura Marcela. Ku zdumieniu Alejandra oraz Artura był to nie kto inny jak Ricardo Sandoval.
- Co ty tu do diabła robisz? – spytał zdenerwowany De La Fuente.
- Przyszedł wam pomóc odzyskać to co wasze – powiedział Sandoval...
Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 15:50:20 24-05-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Val Idol
Dołączył: 14 Maj 2008 Posty: 1852 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 17:01:45 19-05-09 Temat postu: |
|
|
Muszę nadrabiać, bo powstało już prawie 90 odcinków, zatem gonię i gonię z przyjemnością, bo historia mnie wciąga
Komentarz do odcinków 11-20
Im bardziej idę w głąb historii, tym bardziej czuję jej klimat i mi się ona podoba. Fabuła jest interesująca, akcja szybka, a z elementami zaskoczenia i tajemnicami mamy co chwilę do czynienia. Przyznam tylko szczerze, że mało jest nieco ostrzejszych scen, bójek, ciętego słownictwa, ale mimo to, jest interesująco.
To byłoby na tyle komentarzy do tych odcinków, bo nie będę się wciąz powtarzać, że historia mnie urzekła, bo urzekła mnie od początku [w innym razei bym na nią nie spojrzął] i urzeka nadal [w innym razie nie czytałbym jej nadal].
P takiej ilości odcinków, mogę skomentować choć trochę już bohaterów.
Moim ulubiuonym bohaterem jest raczej Manuel. Nie ma nic z zachłannych, a zarazem niemyśląc zbyt klarownie innych ciemnych charakterów, on nie ulega uczuciom, jestr twardy i tajemniczy, kibicuję mu, by przejął majątek. Manuel nie chciał uledz Lucrecii - i to mi się podobało - nie marnuje czasu na romansiki - w końcu jednak uległ, choć nie wiem, czy uległ to odpowiednie słowo - bgo raczej zabawił się, by uśpić wroga i jego plany powiodły się jeszcze lepiej. W ostatnim czasie zastanawiałem się nawet, czy on nie jest gejem - to byłby hit sezonu.
Z ciemnych charakterów bardzo lubię też Isabelę - babka ma tendencję do bycia jedną z lepszych wariatek, a takie osobniczki lubię - nie dość, że zepsuta moralnie, to jescze szalona. Scena ze zbrodnią na parobku była rewelacyjna - wyglądało, jakby chciała go uratować, a nagle wbiła mu w pierśc trzy kulki.
Kolejną ciekawą osobą, jest tajemnicza postać, która ma coś wspólnego z Manuelem. Esperanza i Ricardo nie zachwycają mnie [są ciekawi itd, ale przy Isabeli i Manuelu wypadają dośc blado], zwykłe czarne charaktery, ktore chcą się nawzajem wykończyć, a tak naprawdę nie myślą.
Z jasnych charakterów lubię Simona [za styl bycia] i Bruna [za całe to wplątanie się w aferę], polubiłem też Martina [zły brat zjawia się po latach i okazuje się, że wcale nie ejst zły, lecz dobry]. Nie przepadam zaś narazie za Alejandrem, czyli glównym bohaterem, mam wrażenie, że to takie ciepłe kluchy. Wciąż nurtuje mnie śmierć Marii Emilii, czuję, że ta bohaterka wróci do życia i trochę zamiesza.
Z wydarzeń, najbardziej moje emocje wzbudziła scena napadu Tobiasa i jego ziomków na Carolinę i jej ojca, scena naprawdę trzymała w napięciu, aż garnki leciały, hahahaha, ukłony dla nich, ze dali radę bandytom.
Nie mogę się doczekać ucieczki Alejandra przy pomocy Artura i Martina, nie sądziłem, że pojawi się taki motyw, myslałem, że będą się sądzić, ale tym lepiej, bo ucieczka i tajemnicze śledztwo, wzbudzą wiele emocji. Założe się, że dobrzy ostatecznie wygrają, a źli nie tyle zostaną zdemaskowani, co sami nawzajem się powykańczają, bo tam niby każdy z każdym, ale w rzeczywistości każdy przeciwko sobie.
Pozdrawiam i życzę dalszej weny twórczej.
DOBRO CENĄ ZŁA - 7odcinkowy serial o miłości i nienawiści z kontrowersją w tle - zapraszam chętnych - http://www.telenowele.fora.pl/nasze-zakonczone-telenowele-i-seriale,69/dobro-cena-zla,12903.html
Ostatnio zmieniony przez Val dnia 17:03:09 19-05-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Val Idol
Dołączył: 14 Maj 2008 Posty: 1852 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 12:00:30 22-05-09 Temat postu: |
|
|
O ile w poprzednim komentarzu pisałem, że jest coraz mroczniej, tak teraz napiszę, że jest coraz zawilej - mroczność + zawiłość = świetna historia, którą chce się z przyjemnością czytać.
Komentarz do odcinków: 21, 22, 23 i 24 - tyle się działo, że nie wiem od czego zacząć.
Zacznę od swojego ulbuionego bohatera, Manuela, on jest dla mnie jedną wielką tajemnicą, którą aż chce się odkryć - wydaje mi się, że oprócz jego tajemniczej orientacji, on może być dobrą osobą, a sprzymierzył się ze złymi i udaje złego, po to, by pomóc Alejandrowi, a nie go ograbić, tyle, ze maskuje to i działa sam, by nikt nie rpzejrzał jego planów.
Niewątpliwie jednak, hitem tych odcinków była ucieczka Alejandra z więzienia, w której pomogli mu Arturo i Martin. Spodziewałm się ekscytującej akcji - i co prawda była ona, ale dopełniona strzelaniną i zginięciem niewinnych - wielki szok. Wybuch samochodu, upozorowanie śmierci i rozpoczęcie nowego życia - wątek oklepany, ale zawsze wzbudzający wielkie zainteresowanie i emosje, tak samo było tutaj. Teraz trzej muszkieterowie rozpoczną śledztwo i jestem ciekaw jak im ono przebiegnie.
Interesuje mnie bardzo co zrobi Isabela, gdy dowie się, że Ricardo ją zdradził ... i to nie z byle kim. Podejrzewam, ze albo IOsabela wykończy Ricarda, albo wcześniej on ją wykończy, z poewnością jednak będzie się miło to czytało.
Na koniec Carolina. Zna już prawdę o swoim pochodzeniu i ciekawe co z tym zrobi. Najlepsze w tej historii jest to, iż jej matka żyje i czuję, że spotkają się i poznają w chwili, gdy spróbują zemścić się na Ricardzie.
Ostatnio zmieniony przez Val dnia 12:08:27 22-05-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 19:17:52 23-05-09 Temat postu: |
|
|
89 ODCINEK
Stolica.
Komisariat policji.
Po nagłym, zupełnie nieoczekiwanym pojawieniu się na komisariacie Ricardo Sandovala zapanowała istna konsternacja. Samym zaskoczeniem była jego obecność, a jeszcze większym słowa które przed chwilą wypowiedział. Alejandro i Arturo byli zdumienie, że widzą tego człowieka żywego, a chęć jego pomocy uznali za żart i jedno wielkie nieporozumienie.
- Kim pan jest? – przerwał to milczenie Marcelo, który nie wiedział co się dzieje.
- Nazywam się Ricardo Sandoval i mogę potwierdzić wszystko co ci panowie tu zeznali. Mało tego, jestem skłonny współpracować z policją i pomóc w odzyskaniu dobrego imienia i rodzinnych ziem Alejandra De La Fuente. Coralos musi się zmienić na lepsze, a terror panuje tam już zbyt długo – kontynuował Ricardo ku jeszcze większemu zdziwieniu obecnych.
- Co ty tu do cholery robisz bydlaku? Jak śmiesz tu przychodzić i sugerować nam, że chcesz pomóc? Przecież dzięki tobie od lat mam same problemy, to przecież ty stoisz za każdym nieszczęściem które spotkało moją rodzinę! – nie mógł powstrzymać wściekłości Alejandro i próbował nawet rzucić się z pięściami na Sandovala, ale powstrzymał go Arturo.
- Uspokójmy się, bo nerwy do niczego nas nie doprowadzą. Masz wielkie szczęście, że znów uszedłeś z życiem, ale lepiej będzie dla ciebie jeśli usuniesz się w cień. Nie udawaj, że chcesz nam pomóc, bo i tak ci nie uwierzymy – stwierdził na spokojnie Peralta.
- Ja nie udaję. Dwa razy otarłem się o śmierć, a jednak wciąż żyję. To zasługa Boga, który cały czas mnie doświadcza. On chce abym wykorzystał resztę swojego życia i stał się dobrym człowiekiem, On chce abym wykorzystał drugą szansę. I ja to zrobię!
- Co to za gra z twojej strony? Z kim trzymasz? Kto ci pomaga? Jacyś wpływowi mafiosi? Gadaj wreszcie! – krzyczał Alejandro.
- Niech się pan uspokoi panie De La Fuente. Skoro pan Sandoval przyszedł aż tu na komisariat główny w Bogocie, to sprawa jest naprawdę ważna. Dajmy mu szansę i wysłuchajmy co ma do powiedzenia. W każdej chwili możemy go aresztować. Nic panu nie grozi panie De La Fuente. Niech pan usiądzie panie Sandoval i powie nam o co panu właściwie chodzi – powiedział Marcelo.
- Chcę pomóc Alejandrowi i jego rodzinie oraz policji w dokonaniu sprawiedliwości. Owszem, byłem zwykłą kanalią, zwykłym szczurem i śmieciem ściekowym, ale teraz jestem inny. Jak ktoś słusznie powiedział zło tkwiące w tak nieprawym i podłym człowieku jak ja, powraca do niego ze zdwojoną siłą. Do mnie wróciło. Przejęto moją hacjendę, część niej spalono, wybito ludzi... Moja własna żona chciała mnie zabić, systematycznie podtruwała mnie. Moi wspólnicy zdradzili mnie, ci sami ludzie zaatakowali zresztą hacjendę Alejandra De La Fuente.
- Jacy ludzie? – spytał Marcelo czując, że te słowa mogą wiele zmienić
i przyśpieszyć proces.
- To bardzo poważna sprawa... Wiem, że bierze w tym udział niejaki Rodrigo Santanez, to szef mafii, gruba ryba. Niestety nie wiem gdzie może przebywać, bo nie byłem nigdy w jego siedzibie, miałem z nim tylko kontakt telefoniczny i to bardzo rzadko... Wiem, że porozumiewa się on z Manuelem Rodriguezem.
- Przeklęty Manuel! – wykrzyknął tylko Alejandro, po czym uspokoił się i starał się słuchać dalej...
- Santanez wysłał swoich ludzi, byli to zawodowi zabójcy z karabinami maszynowi, znakomicie wyszkoleni, a ich liczba była naprawdę spora. Moi chłopcy nie mogli się nawet bronić. Ten człowiek najprawdopodobniej ma wiele wspólnego ze zwolnieniem Arturo Peraltę z funkcji komendanta policji w Coralos. Nowy komendant, niejaki Silvano Mendez to prawdziwa szuja i marionetka na usługach Santaneza...
- Mówiliśmy zatem prawdę Marcelo – wtrącił Arturo, na którego twarzy pojawił się uśmiech. Wiedział bowiem, że Sandoval tym razem nie kłamie. Nie miałby powodu aby to robić, bo faktycznie został zdradzony i również miał teraz tych samych wrogów...
- Kto jeszcze przejął pańską hacjendę oraz hacjendę pana De La Fuente? Potrzebuje nazwisk...
- W tej farsie biorą udział Esperanza Guzman, Manuel Rodriguez, Lucrecia De La Fuente i Simon Toredo. W napadach na hacjendę brał również udział Oskar Gutierrez, prawa ręka Santaneza...
- W porządku panie Sandoval. Wie pan jednak, że mamy i na pana dowody... Może pan nam pomóc, ale to tym zeznaniem nie uniknie pan kary więzienia. Podejrzewamy, że zlecił pan zabójstwo Marii Emilii De La Fuente, wrobił pan w to morderstwo Alejandra De La Fuente. Zarzucamy panu również zlecenie zabójstwa niejakiej Ofelii Reyes, dziewczyny syna pana De La Fuente...
- To prawda. Ja stoję za tymi wszystkimi wymienionymi przez pana inspektora zbrodniami.
- Kazałeś zabić Marię Emilię draniu! Zabiję cię! – nie wytrzymał Alejandro, ale znów zdrowy rozsądek Arturo dał o sobie znać i powstrzymał przyjaciela przed kolejnym napadem szału.
- Jestem gotów pójść do więzienia i odpowiedzieć za swoje czyny. Złożę zeznania i opowiem wszystko o tych zbrodniach, ale beze mnie nie wygracie z Esperanzą i Manuelem. Ja mogę ich jeszcze powstrzymać!
- Pan sobie chyba żartuje panie Sandoval. Nie wypuścimy pana tylko dlatego, że chce pan nam pomóc. Do końca życia nie opuści pan więzienia za zlecenie dwóch zabójstw.
- Własnoręcznie zabiłem więcej ludzi niż pan sądzi, więc mogę dostać nawet dożywocie albo krzesło elektryczne, ale beze mnie nie wygracie wojny z tymi potworami. Muszę dostać się na hacjendę De La Fuente!
- Po co?
- Udam, że znów chcę z nimi współpracować. Dacie mi dyktafon. Tak naprowadzę rozmowę, że przyznają się do wszystkich zbrodni. Poza tym dowiem się czegoś o czym nie macie pojęcia i nie jesteście w stanie zrobić.
- O czym pan mówi?
- Dowiem się kiedy do Coralos przyjedzie Rodrigo Santanez. Pod przykrywką zagarnięcia obu hacjend temu bandycie zależy na zupełnie innym interesie, mianowicie na wydobycie ropy. Złapiecie wszystkie sorki za ogon w dniu kiedy ten drań zawita do Coralos. Bez tej informacji samo złapanie Esperanzy, Manuela i reszty nic nie da. Potrzebujecie mnie, a ja was – zakończył Sandoval...
Coralos.
Manuel wychodził właśnie z gejowskiego klubu razem z Federiciem. Po chwilowych umizgach ze strony partnera Manuel miał dość, bo wiedział, że tak naprawdę mężczyzna miał go dziś właściwie w głębokim poważaniu, a na dodatek jeszcze trzymał go w garści szantażując na temat jego preferencji. To nie był jednak koniec niepowodzeń w tym dniu. Gdy opuszczał lokal, był cały czas czujnie obserwowany przez Lucrecię, która gdzieś z krzaków zrobiła stosowne zdjęcia, które kompromitowały Rodrigueza. Dziewczyna nie mogła powstrzymać śmiechu widząc, że jej podejrzenia co do Manuela w końcu się sprawdziły. Długo sprytnie udawał kim jest, ale teraz wszystko wyszło na jaw.
- Jednak mój kotek woli chłopców. Obrzydliwe, ale w łóżku był rzeczywiście kiepskim kochankiem. Tyle czasu straciłam na uwodzenie takiego zboczeńca, ale czego nie robi się dla pieniędzy i władzy. Teraz strzeliłeś sobie samobójczego gola kochanie. Wykorzystam to w stosownym momencie i będziesz musiał oddać koronę w moje ręce – pomyślała Lucrecia zacierając ręce.
Gdy partner Manuel odszedł w innym kierunku aby nie budzić podejrzeń, dziewczyna skierowała swoje kroki w jego kierunku.
- Niespodzianka! – krzyknęła nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Co ty tu robisz? Śledzisz mnie? – zdziwił się Manuel nabierając podejrzeń.
- Miałabym cię śledzić kotku? Mam lepsze zajęcia do roboty...
- Mam nadzieję...
- Byłam po prostu w pobliżu. Skąd wracasz? Co to za budynek? To jakiś klub?
- Byłem na drinku, co w tym złego? Od kiedy mam ci się z czegoś tłumaczyć?
- Nie musisz kochanie. Już myślałam, że byłeś z jakąś kobietą i mnie zdradzasz. Albo nie daj Boże z mężczyzną. Nie zniosłabym ani jednego ani drugiego...
- Ach te twoje żarty Lucrecio. Nie wiem kiedy kpisz, a kiedy mówisz prawdę...
- Taka już jestem, ale tak naprawdę wszystko mam normalne i na swoim miejscu. Chodźmy kochanie, bo mamy sporo pracy w hacjendzie. Jutro rozpoczynamy nasz interes życia...
- Lucrecia... – spojrzał na nią wymownie Manuel w taki sposób, że dziewczyna zbladła sądząc, że zorientował się on w jej gierkach...
- Nie mów do mnie więcej „kochanie”... Wiesz, że tego nie cierpię...
Tymczasem...
Dwie zakochane pary Marina i Sergio oraz Soledad i Gustavo wróciły właśnie z popołudniowego wypadu za miasta. W hotelu spotkali Javiera. Chcieli wziąć go ze sobą, ale chłopak nie był w humorze i nie chciał im przeszkadzać. Siostry martwiły się jednak zachowaniem brata, bo wiedziały, że coś go gryzło.
- Od kilku dni nie jesteś sobą. Co z tobą Javier? Chodzi o Carolinę? Dlaczego nie skontaktowałeś się z nią i nie powiedziałeś jej aby dyskretnie przyjechała do Bogoty? – spytała Marina.
- Skontaktowałem się z nią, ale... Nie chcę o tym gadać – próbował ukrócić temat Javier.
- Jakie ale? Powiedz co się między wami wydarzyło. Pokłóciliście się? – dopytywała się go Soledad.
- Może zostawimy was samych. Chcecie zapewne pogadać w rodzinnym gronie – zasugerował Sergio.
- Dobry pomysł. Zejdziemy na dół do bufetu – dodał Gustavo.
- Zostańcie wszyscy. Musicie o czymś wiedzieć, bo to bardzo ważne. Powinniście poznać prawdę i doradzić mi co mam robić, bo jestem w rozterce...
- O co chodzi? Powiesz wreszcie? – zaczęła się już na poważnie martwić o brata Marina.
- O Carolinę. Dowiedziałem się kim jest jej prawdziwy ojciec. Ona mnie cały czas oszukiwała, a co gorsza wciąż trzyma z tym typem! Zdradziła mnie nie mówiąc mi prawdy...
- Kto jest jej ojcem? Mów jaśniej Javier! – wtrąciła Soledad.
- Jej biologicznym ojcem nie jest don Adrian, lecz Ricardo Sandoval – powiedział w końcu Javier...
Marina i Soledad spojrzała tylko na siebie i nie mogły w to uwierzyć. Także Sergio i Gustavo byli w szoku słysząc te rewelacje z ust Javiera...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
Słońce powoli już zachodziło nad hacjendą rodziny De La Fuente. Jeszcze ciemniej zrobiło się w piwnicy i w oczach Martina, który leżał rozebrany na brzuchu i raz za razem otrzymywał srogie cięgi prosto w plecy z rąk rozwścieczonego Oskara. Krew na ciele, a ból i cierpienie widocznie były na twarzy Martina, ale mężczyzna nie poddawał się. Za każdym razem gdy Oskar nakazał mu wyznacie prawdy o kryjówce Alejandra i reszty rodziny, Martin milczał lub odpowiadał, że niczego nie wyzna. Był twardy i nawet kolejne tortury nie sprawiły, że zmienił zdanie. Wiedział, że dobrze robi i gotów był nawet umrzeć za rodzinę.
- Zdechniesz w tym chłodzie już niedługo jeśli nie zaczniesz mówić! Aż tak są dla ciebie ważni ci kretyni? Nie widziałeś ich wiele lat, nie kontaktowałeś się z nimi, a teraz udajecie wspaniałą rodzinkę jak z obrazka? Nie bądź śmieszny De La Fuente! – kontynuował Oskar bijąc Martina.
- Rób swoje dalej, ale nic ci nie powiem. Mogę umrzeć, a wy dorzucicie tylko kolejną ofiarę do swojej kolekcji. Już niedługo karta się odwróci i to wy przegracie! Prędzej niż sądzisz – odparł słabym głosem Martin.
- My przegramy? Niby jak palancie? Nie masz pojęcia co tu się dzieje... Wprowadzamy nowy reguły i nowe interesy w Coralos. Żyliście na tych ziemiach tyle lat, a nie wiecie co straciliście... Żałośni idioci... Teraz to wszystko przechodzi w ręce właściwych ludzi... Gdybyś był mądry i skontaktował się z kim trzeba, to byłbyś teraz po naszej stronie. Tak jak Esperanza czy Lucrecia... Ale ty byłeś twardy jak twój brat i popatrz jak skończyłeś... Politowania godne!
- Już niedługo będziecie wszyscy prowadzić interesy, ale w więziennej celi, bo tak właśnie skończycie! Chociaż takie potwory jak wy nie zasługują nawet na nagrobek! Skończycie pod ziemią będąc pokarmem dla owadów!
- Jesteś głupszy niż myślałem – mruknął Oskar, po czym znów chciał uderzyć swoją ofiarę, ale pojawiła się Esperanza.
- Zostaw go. To nic nie da. Ja z nim porozmawiam. Odwróć go w drugą stronę. Z tobą on tu przeżywa katusze, ze mną czekają go tylko rozkosze... Jak za dawnych lat, pamiętasz Martinie? – uśmiechnęła się Esperanza...
- Boże chroń... To już wolę bicie i torturowanie niż bycie w promieniu pięciu metrów z taką suką jak ty!
- Ja do ciebie grzecznie, a ty z takimi niecenzuralnymi słowami? Było nam kiedyś dobrze i teraz też może być. Pomyśl trzeźwo Martinie... Zabawimy się jak za dawnych lat, bo widzę, że dawno nie miałeś u swojego boku prawdziwej kobiety... Powiedz tylko gdzie jest twoja rodzina, a wszyscy będziemy szczęśliwi...
Stolica.
Komisariat policji.
W obecności Alejandra i Artura Ricardo opowiedział ze szczegółami to jak on i cała reszta wspólników zaplanowali zabójstwo Marii Emilii, wrobienie w to jej męża oraz zamordowanie Ofelii. De La Fuente zrobił się cały czerwony na twarzy słuchając jak to Esperanza, Manuel i Lucrecia, czyli zaufani ludzie z jego rodziny i firmy również uczestniczyli w tym misternym planie mającym na celu przejęcie hacjendy. Nie mógł uwierzyć, że ci wszyscy ludzie są tak wyrachowani i podli i że byli zdolni do zaplanowania zbrodni doskonałej, z zimną krwią... Tymczasem Marcelo nadal rozmawiał z Sandovalem...
- Muszę się zastanowić nad tą propozycją. Jeżeli nas pan okłamuje to niech pan wie, że moi ludzie będą śledzić pana każdy krok i nie ucieknie pan – przekonywał Marcelo.
- Nie zamierzam uciec. Chcę wam tylko pomóc i naprawić krzywdy jakie wyrządziłem w życiu. Możecie mnie teraz aresztować, nie uciekam, ale powinienem dokończyć to co zacząłem. Ja rozpocząłem wieloletnią wojnę z Alejandrem i ja ja zakończę, ale tak aby wszystko zakończyło się szczęśliwie i bez rozlewu krwi – stwierdził Ricardo...
Nagle na komisariacie pojawił się Tobias w towarzystwie Caroliny, którzy zorientowali się, że Ricardo odjechał bez słowa. Pojechali za nim, zgubili go, ale w końcu jakoś dotarli na miejsce, w którym obecnie przebywał.
- Carolina? Co ty tu robisz? – zdziwił się Alejandro na widok dziewczyny swojego syna.
- Dlaczego z nią przyjechałeś Tobias? Nie martwcie się o mnie. Sam załatwię to co do mnie należy – zauważył Ricardo.
- Jesteś jeszcze słaby... Dlaczego to zrobiłeś tato? – denerwowała się Carolina.
- Tato? – zapytał Alejandro. Te słowa go już zupełnie zamurowały...
- Carolina to moja córka Alejandro – wyznał Sandoval...
Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 19:20:07 23-05-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:34:26 24-05-09 Temat postu: |
|
|
Super dwa ostatnie odcinki
Martin nie chciał wyjawić miejsca pobytu swojej rodziny. Esperanza kazała go zaprowadzić do piwnicy. Potem Oscar zaczął go bić, aby go zmusić do powiedzenia gdzie jest Alejandro i reszta. Jednak Martin nie chciał nic wyjawić. Przyszła Espe. Powiedziała że go zmusi w inny sposób. Martin woli jednak cięgi niż rozkosze z nią.
Manuel jest gejem. O to bym go nie podejrzewała. Federico ma go w garści, ale nie tylko on. Lucre już od jakiegoś czasu go podejrzewała i zaczęła go śledzić. Teraz już na pewno wie, że Manuel jest gejem. Będzie chciała to wykorzystać.
U Mariny, Sergia, Soledad i Gustka sielanka. Ciekawe jak długo? Javier powiedział im, że Carolina jest córką Ricarda. Wszyscy byli w szoku.
Dziennikarka wysłuchała opowieści i powiedziała, że jeżeli dostanie zgodę to wybierze się z ekipą aby nakręcić cały materiał. Oby się udało uzyskać zgodę.
Tobias wywiózł Ricarda, Carolinę i resztę do stolicy. Powiedział, że Carlos to zdrajca. Upewnił się w tym go śledząc. Biedna Carolina. To straszne dowiedzieć się, że osoba której się ufało okazała się zdrajcą.
Arturo i Alejandro odwiedzili posterunek policji. Niestety Marcelo nie miał dobrych wiadomości. Jego przełożeni nie chcą wszcząć śledztwa. Nagle pojawił się Ricardo. Arturo i Alejandro byli zszokowani. Ricky powiedział, że chce pomóc odzyskać im hacjendę. Przyznał się do wszystkich zbrodni i powiedział, że zmienił się. Bóg dał mu drugą szansę i musi ją wykorzystać. To się Alejandro z Arturem zdziwili słysząc takie słowa z ust Ricarda. Opowiedział wszystko co wie. Na koniec przyszła Carolina. Martwiła się o ojca. Alejandro był w następnym szoku dowiadując się że Caro to córka Sandovala.
Już mnie ciekawi jak to dalej się potoczy, więc nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejne odcinki. |
|
Powrót do góry |
|
|
Val Idol
Dołączył: 14 Maj 2008 Posty: 1852 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 22:40:26 25-05-09 Temat postu: |
|
|
Komentarz do odcinków: 25, 26, 27, 28, 29, 30.
Sytuacja robi się coraz gorętsza. Jedni wypadają z gry, drudzy niespdoziewanie do nie dołączają.
Hitem tych odcinków był przyjazd Caroliny i jej ojca. Doskonale stworzony klimat - jak w prawdziwym horrorze lub thrillerze, czuć, że coś wisi w powietrzu i tylko czekamy, aż to coś się urwie [chodzi oczywiście o zemstę Caroliny, jej spotkanie z ojcem oraz z matką].
Romanse kwitną - Marina i Sergio, Soledad i Gustavo, zastanawiam się w końcu jak to będzie [podejrzewam, że w końcu będą razem, ale napewno jeszcze wiele przejdą]. Zastanawiam się też, czy przetrwa zaiązek Danieli i Bruna przez ciemne sprawki, w które się uwikłali.
Pogrzeb Alejandra był istnym cyrkiem pełnym ironii, czyli tego, co uwielbiam, brakowało jeszcze, żeby Maria Emilia się na nim pojawiła. Ciemne charaktery jak zwykle odegrały teatrzyk, choć czuję, że powoli przestają się maskować. Eseranza mało nie kopnęła w kalendarz na widok Martina, powinna się cieszyć, że jest nowy towar do zaliczenia, przaecież ona lubi tego typu zabawy - seks za układ. Isabela niepokoi się, sądzi, ze mąż ją wyroluje, czuję, że ta kobieta coś odstawi, choć nie wiem, czy przez to sama nie straci.
To tyle, jeśli chodzi o komentarz do wydarzeń. Nie mogę pominąc faktu, że brakuje mi szarpanin, bójek i tego typu rzeczy, w końcu ciemne charaktery się nie znoszą, nieustannie sobie dogadują, a jeszcze nigdy nie przeszli do czynów.
Zastanawiam się, kim jest tajemnicza osoba współpracująca a Manuelem, myślę, że będziemy mieli wielką i mroczną niespodziankę.
I czas na najważniejsze, jestem po 30stu odcinkach i stwierdzam, że W LABIRYNCIE KŁAMSTW, to najlepszy serial na telenowele.fora zarówno pod względem fabuły, jak i realizacji.
Pozdrawiam, życząc dalszej, takiej samej, albo i więszej, weny tworczej.
A chętnych zapraszam na swój 7odcinowy serial DOBRO CENĄ ZŁA - http://www.telenowele.fora.pl/nasze-zakonczone-telenowele-i-seriale,69/dobro-cena-zla,12903.html |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 23:02:55 11-06-09 Temat postu: |
|
|
90 ODCINEK
Komisariat policji.
Kolejne wyznanie Ricardo Sandovala wbiło w ziemię wszystkich obecnych. Dla Alejandra z pewnością to było już zbyt wiele jak na jeden dzień. W najgorszych koszmarach nie sądził, że jego syn Javier będzie miał za teścia takiego właśnie człowieka! Nie mógł uwierzyć, że Ricardo okazał się prawdziwym ojcem Caroliny.
- Co ty opowiadasz? Postradałeś całkowicie rozum! – wciąż nie mógł się z tym pogodzić Alejandro.
- On mówi prawdę. Jest moim biologicznym ojcem. Pora aby wszyscy się o tym dowiedzieli – przekonywała Carolina.
- Co z tobą dziewczyno? Zwariowałaś? Masz wspaniałych rodziców. Miałem ich okazję kiedyś poznać. Masz u boku Javiera, który tak cię kocha, a trzymasz z tym człowiekiem? I to jego nazywasz ojcem? Nawet jeśli byłaby to prawda, powinnaś się od niego odsunąć! On na pewno nieraz chciał cię zabić!
- Don Alejandro... Znam wszystkie słabości tego człowieka i nie zdradziłam mojego ojca Adriana Gomeza. Kocham jego i moja mamę Lilianę. Wybaczyłam Ricardo Sandovalovi, bo zrozumiałam, że się zmienił. I wiem, że nie pożałuję swojej decyzji. Nikt nie wpłynie na mnie abym zmieniła swoją opinię o nim. On dwa razy uszedł śmierci i wie, że Bóg go uratował aby dam mu jeszcze jedną szansę...
- Wiem, że mi nie wierzycie, ale dowiodę swoich słów – wtrącił Sandoval.
- Być może skorzystamy z pańskiej pomocy, ale póki co zostanie pan aresztowany – powiedział bez ogródek Marcelo.
- Dlaczego go aresztujecie? – zdziwił się Tobias.
- Ty dobrze wiesz dlaczego – odpowiedział mu Arturo. Twój szef opowiedział nam o wielu zbrodniach których się dopuścił. Teraz za nie odpokutuje. A ty jeśli brałeś w nich udział, to dobrze wiesz, że czeka cię ten sam los...
- Aresztujecie go? – pytała zdenerwowana Carolina.
- O nic się nie martw córko. Jeszcze odkupię swoje winy. Póki co zostanę tu z panami. Niech zrobią ze mną co zechcą – uspokajał ją Ricardo...
Policjanci aresztowali Ricarda i mieli odprowadzić go do celi. Sandoval przytulił jeszcze Carolinę i uśmiechnął się do niej jakby nic się nie stało. Zmierzył wzrokiem również Tobiasa. Nachylił się do niego aby powiedzieć mu coś w sekrecie na ucho.
- Nic o tobie nie powiem. Nie martw się – szepnął.
- Szef wie, że dla pana w ogień skoczę – odparł wzruszony Tobias.
- Ty masz już swoje zadanie. Pilnuj moją córkę jak oka w głowie. To wszystko...
Chwilę później wyprowadzano Ricarda do aresztu, wyszli również Carolina oraz Tobias. Komendant Marcelo mógł wreszcie spokojnie porozmawiać z Alejandrem i Arturo.
- Co za koszmar – westchnął tylko Alejandro, który miał już absolutnie dość na dziś.
- I co z tym fantem zrobisz Marcelo? Mówiłem ci jakim człowiekiem jest Ricardo Sandoval, ale tym razem czuję, że mówi prawdę. Ta jego cała odmiana wygląda przedziwnie, ale kto wie... Sądzę jednak, że nie pozwolisz mu na wyjście z aresztu? Wierzysz, że może nam pomóc? – dopytywał się Arturo.
- Mylisz się Arturo. Ten człowiek wyjdzie z aresztu i nam pomoże. Jest kluczem do rozwiązania całej tej sprawy – stwierdził stanowczo Marcelo.
- Ale co pan opowiada? – wtrącił zupełnie zaskoczony De La Fuente.
- Będziemy go mieli na oku. Tylko on może wejść do tej jaskini lwa, wybadać sytuację i wymusić na tych ludziach przyznanie się do winy. Gdy to zrobi, wkroczymy my. Uwolnimy Coralos od wszelkich problemów...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
Wdzięki Esperanzy działały na wielu mężczyzn, ale nie na Martina, który znał kobietę od podszewki i wiedział jak bardzo jest zepsuta. Kiedyś dał jej się uwieść, ale postanowił, że nigdy więcej. Do tego dochodziła sytuacja, w której się znalazł – nie do pozazdroszczenia. Związany i bez możliwości ruchu mężczyzna był zupełnie bezwolny wobec jej umizgów. Nie miał jednak zamiaru pozwolić tej harpii na zbyt wiele.
- Nie dam się złamać i nie zmienią tego ani twoje prośby ani groźby. Bicie nie dało skutku, więc nawet nie próbuj swojej starej sztuczki – stwierdził Martin.
- Jesteś pewny? – spytała Esperanza ściągając powoli z siebie ubranie i rozpinając przy okazji koszulę przywiązanemu mężczyźnie.
- Nawet nie próbuj!
- Nie narzekaj. Kiedyś było nam tak dobrze... Odświeżmy stare dzieje...
Esperanza usiłowała pocałować Martina w usta, ale ten ze złości tylko ugryzł jej wargi i splunął jej w twarz! To już była za wiele dla Esperanzy, która wpadła w furię i bez wahania spoliczkowała go.
- Mam cię naprawdę dość idioto! Nie wiesz w co ze mną pogrywasz? Tu chodzi o twoje życie! Jeszcze możesz wyjść z tego cało. Tak czy inaczej dopadniemy Alejandra i resztę rodzinki. Jeśli powiesz gdzie oni są, to zaoszczędzimy czasu, a sam wiele na tym zyskasz... Powoli tracę jednak cierpliwość. A więc?
- Nic ci nie powiem kretynko! Zrób ze mną co chcesz, ale wiedz jedno: nie wygracie tej wojny. Jestem pewien, że niedługo moja rodzina wróci do Coralos i odzyska to co im odebraliście. Wtedy dla ciebie będzie już za późno...
- Sam tego chciałeś łajdaku! Oskar! Zajmij się nim!
- Co z nim zrobić? – spytał Oskar, który pojawił się po chwili w piwnicy.
- Przywiąż go do belki i nie dawaj mu nic do jedzenia i picia. Aha... I jeszcze jedno. Niech wisi głową w dół. Zobaczymy jak długo wytrzyma. Mam już dość jego zachowania. Nic mnie nie obchodzi czy umrze czy przeżyje. Poddajmy go próbie, a o jego losie niech zadecyduje przeznaczenie i los, w który tak wierzy – śmiała się Esperanza...
- Oby moja kamera zadziałała. Boże pomóż mi! – wyszeptał Martin...
Stolica.
Hotel.
- O mój Boże... Co takiego? Sandoval ojcem Caroliny? – nie mogła uwierzyć w to co słyszy Marina.
- Jak to możliwe? – w podobnym tonie pytała się Soledad.
- Możliwe. Mały ten świat... Ricardo Sandoval to jej biologiczny ojciec. Najgorsze, że dowiedziałem się tego od waszego przyjaciela Carlosa. Ten koleś mi się nie podoba – przyznał Javier.
- Może kłamie? Wiem, że zależy mu na Carolinie – odparł Sergio.
- Carlos? Przecież to nasz najlepszy kumpel. Znamy go od tylu lat – zdziwił się Gustavo.
- Carolina to potwierdziła. Sandoval jest jej ojcem, a co gorsze ona okazała się być córką miłosierdzia i wybaczyła mu! Okłamała mnie, a teraz na dodatek pokłóciliśmy się. Nie wiem co robić – bezradnie rozkładał ręce młody De La Fuente.
- Ale przecież Sandoval był umierający i na pewno już dawno nie żyje. Wybaczyła mu przed śmiercią, ale teraz to nie jest istotne. Ten bydlak umarł, a wy wyjaśnicie sobie wszystkie nieporozumienia i będziecie razem - zauważyła po chwili zastanowienia Marina.
- Sandoval żyje i ma się dobrze. Ten człowiek ma 100 żyć. Jego nie zabije nawet bomba atomowa – westchnął Javier.
- Nie do wiary... Czemu tak źli ludzie mają aż tyle szczęścia? – pytała sama siebie Soledad.
- Coś w tym jest. Wszystko uchodzi mu płazem, ale mam nadzieję, że do czasu. Całe szczęście, że Carolina nie poszła w jego ślady. Mają taką samą krew, ale zupełnie inne geny. To na pewno wpływ pani Liliany – powiedział Sergio.
- Carolina jest za dobra. Wybaczyła takiemu potworowi. To złoty człowiek... Podejdź do tego w takich kategoriach Javier... Pogódź się z nią. Niech Sandoval nie będzie przeszkodzą w waszym związku – apelował Gustavo.
Nagle do rozmawiających dołączył Alejandro, który wrócił właśnie z komisariatu.
- Nawet nie wiesz czego się dowiedzieliśmy o Ricardo Sandovalu tato! – powiedziała od razu na poczekaniu Soledad.
- Wiem wszystko. Jest biologicznym ojcem Caroliny – westchnął Alejandro.
- Skąd wiesz? – spytał zdziwiony Javier.
- Carolina była z nim dziś na komisariacie policji kiedy razem z Arturo naradzaliśmy się z komendantem Ruizem. Nie uwierzysz, ale twoja dziewczyna stoi za nim murem. Wybaczyła mu i traktuje go bardzo ciepło! Na szczęście Sandoval został aresztowany po tym co opowiedział, ale co najdziwniejsze zaoferował nam pomoc w odzyskaniu naszej hacjendy!
- Żartujesz? On chce pomóc? Co on knuje? Jego miejsce jest za
kratkami – skwitował Javier.
- Za co go aresztowali? Co powiedział? – spytał Gustavo.
- Dzięki jego zeznaniom wiemy już kto zlecił zabójstwo Marii Emilii i wrobił mnie w to morderstwo – kontynuował Alejandro.
- To Sandoval, tak? – zapytał Sergio.
- Oczywiście, ale nie tylko on. Jak łatwo się domyślić pomagała mu żona Isabela, a także niestety Manuel, Esperanza, Simon i nawet Lucrecia... Każda z tych osób miała swoją rolę w zaplanowaniu tej zbrodni brała udział w spisku. To oni wydali również wyrok na Ofelię. Prawdopodobnie w zabójstwach Marii Emilii i Ofelii brali udział jacyś zawodowcy, ale niestety nie znam ich nazwisk...
- Niesłychane. Co za potworność! Po Sandovalach można się było tego spodziewać, zawsze czyhali na nasz majątek i pragnęli naszego nieszczęścia, ale pozostała czwórka to prawdziwi zdrajcy! Każdego z nich traktowaliśmy jak członka rodziny. Ciotka Esperanza, kuzynka Lucrecii, Simon o mało co nie został moim mężem, a Manuel był twoim najwierniejszym pomocnikiem, prawą ręką i przyjacielem. Hipokryta! Okazuje się, że tych wszystkich podłych ludzi stać na wiele więcej niż odebranie nam hacjendy. Są gotowi zabić każdego kto im stoi na drodze – wyznała Marina...
- Działają na zlecenie mafii w stolicy. To gruba sprawa. Idą po trupach do celu i wyrzucili z gry Sandovalów. Ich hacjendą oraz naszą przejęli właśnie Esperanza, Manuel, Lucrecia i Simon. Sprzyja im komendant Silvano Mendez. A wszystkim kieruje niejaki Rodrigo Santanez, szef mafii. Musimy znaleźć dowody. Telewizja zjawi się w Coralos i nagłośni sprawę. Marcelo Ruiz to dobry glina i nie jest skorumpowany i wkroczy do akcji w odpowiedniej chwili.
- Ale jak znajdziecie dowody? – spytała Soledad.
- To bardzo ryzykowne, ale musimy skorzystać z pomocy Sandovala. On uda się na naszą hacjendę i pod pretekstem współpracy wymusi na Esperanzie lub Manuelu przyznanie się do winy. Wtedy oddziały specjalne zajmą się obaleniem rządów Mendeza i przywróceniem porządku w Coralos. Nie chcę pomocy tego człowieka, ale to ostatnia szansa aby odzyskać hacjendę oraz to co najważniejsze, czyli święty spokój – stwierdził Alejandro...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
Esperanza rozmawiała właśnie w salonie z Lucrecią o najnowszej sytuacji. Interesy szły dobrze, bo Manuel i Simon zajęli się wszystkim. Przy wsparciu Mendeza wspólnicy byli bezkarni, ale najważniejsza była ropa i wszyscy oczekiwali przyjazdu samego Santaneza. Zapomnieli już o Ricardo Sandovalu i sądzili, że nie żyje, ale brak informacji o miejscu pobytu Alejandra i reszty rodziny oraz kłopot z Martinem komplikował nieco sprawy.
- Przeklęty Martin! Nie powiedział mi ani słowa. On jest niereformowalny! Ręce opadają... Niech Oskar zrobi z nim co chce, bo ja nie mam do niego sił! Niech zginie tak jak jego cała rodzinka! – wściekała się Esperanza.
- Powiedz mi za co ich tak nienawidzisz? Kiedy to się zaczęło? – spytała nagle Lucrecia.
- Wzięło cię na szczerą rozmowę czy co?
- Żebyś wiedziała...
- Dobrze, powiem ci. Moja siostra Maria Emilia zawsze miała ode mnie więcej szczęścia. Była lepiej traktowana gdy byłyśmy małe, lepiej się uczyła, była oczkiem w głowie rodziców. Później znalazła pracę, wspaniałego mężczyznę, wyszła za mąż za Alejandra. Zdobyła pozycję i sławę podczas gdy ja zawsze byłam tylko zdana na jej łaskę. Dostawałam ochłapy, okruszki od stołu. Musiałam wyjechać, potem wróciłam, ale przyjęła mnie chłodno. To, że zamieszkałam pod tym dachem graniczyło z cudem. Maria Emilia urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą. Rodzinna firma, kochający mąż, dzieci, powodzenie... Nienawidziłam jej i jednocześnie zazdrościłam jej. I w końcu dogadałam się z Sandovalami aby zrobić coś w kierunku zmiany tej sytuacji. Chciałam mieć jej mężczyznę i jej pieniądze. Przygotowania trwały latami, ale dalszą część tej historii znasz. Udało mi się...
- Jesteś naprawdę chora psychicznie, wiesz? – uśmiechnęła się Lucrecia.
- Może i jestem, ale ty wcale nie jesteś gorsza. Prawdę mówiąc zawsze zastanawiałam się dlaczego ty tak nienawidzisz Alejandra i swoich kuzynek? Przecież byłaś dla niego oczkiem w głowie...
- Nie bądź śmieszna Esperanzo... Jakim oczkiem w głowie? Przyjęto mnie do tego domu tak samo jak ciebie, czyli z litości. To było piętnaście lat temu, a ja byłam małą dziewczynką, ale wciąż mam te przerażające sceny przed oczami – posmutniała Lucrecia, a w jej oczach pojawiły się łzy. Ujawniła jak dotąd nieznaną cechę swojego charakteru i pokazała nieco inną twarz.
- Mówisz o wypadku i śmierci twoich rodziców?
- Oczywiście, że tak. Tego feralnego dnia jechaliśmy dwoma samochodami na jakąś wycieczkę. W jednym samochodzie jechali moi rodzice, w drugim Alejandro, Maria Emilia z dziećmi. Jechałam razem z rodzicami, ale oni strasznie się kłócili, bo nie chcieli nigdzie jechać, a już na pewno nie w rodzinnym towarzystwie. Wtedy zrozumiałam jak ojciec bardzo nienawidził Alejandra. Kłócił się też wtedy z mamą, że nie odda mu pożyczonych pieniędzy, bo nie ma z czego. Poza tym nie układało im się z mamą. Jak zwykle mówili podniesionym głosem. Nawet przy takiej okazji...
- Hernan zawsze był życiowym nieudacznikiem i pijakiem, a Laura zdradzała go z kim popadnie. Nigdy się tobą nie opiekowali. Trudno było mieć gorszych rodziców – pomyślała Esperanza.
- Nagle z niewiadomych przyczyn pamiętam tylko jak auto, którym kierował ojciec zjeżdża z pobocza i wpada w drzewo. Do dziś nie wiem jakim cudem przeżyłam ten wypadek. Siedziałam z tyłu i główne uderzenie skierowane zostało na przód samochodu gdzie siedzieli rodzice. Ja zdołałam jakimś cudem otworzyć drzwi i wydostać się z samochodu. Drugi samochód który prowadził Alejandro również zjechał i uderzył w tył naszego samochodu. Nikomu jednak nic się nie stało, doznali niewielkich obrażeń podczas gdy moi rodzice zginęli na miejscu. Ktoś mnie odciągnął od miejsca zdarzenia. Potem straciłam przytomność i zbudziłam się dopiero w szpitalu. Co za koszmar... Teraz wiem, że to nie był wypadek, lecz morderstwo! Dlaczego Alejandro i jego rodzina przeżyła? To on w akcie zemsty kazał zabić mnie i moich rodziców! Przygarnął mnie z litości aby zachować pozory! To jest powód dlaczego ja pragnę się zemścić! Nigdy mu tego nie wybaczę! – powiedziała poruszona Lucrecia.
- Gdybyś znała prawdę... Wtedy wszyscy mieli zginąć, ale tamci ludzie spaprali robotę. Dobrze uszkodzili jedynie samochód twoich rodziców. Niestety Alejandro, Maria Emilia oraz dzieci zdołali wyjść z tego bez szwanku – pomyślała Esperanza wspominając tamte wydarzenia... |
|
Powrót do góry |
|
|
LaIntrusa Motywator
Dołączył: 17 Mar 2009 Posty: 267 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:41:03 11-06-09 Temat postu: |
|
|
No nareszcie nowy odcinek i to jaki super Nawet nie masz pojęcia jak mi się podoba Jest w nim dziś tyle Esperanzy i w takich scenkach...hmmm przypomniała mi się La Tormenta...ach to były świetne czasy gdy oglądałam Kris w 2 telciach na raz ...a teraz ;((((
No ale wracając do twojej teli. Przepraszam ,że nie komentowałam twojej telci ale miałam ostatnio niezłe urwanie głowy.Ostatni miesiąc był dla mnie ciężki..no ale jest już w miarę... Esperanza to suka nad sukami i za to ją uwielbiam. Dziwie się ,że ten idiota Martin zdołał jej się oprzeć..no ale cóż...Ciekawe jaką cenę będzie musiał za to zapłacić.
No i wreszcie Espe ujawniła przyczyny swojej nienawiści do rodziny siostry. W sumie to ona miała ciężkie dzieciństwo skoro była nr 2 No ale wcale jej nie usprawiedliwiam No dobra a teraz kończe komcia i idę gadać z tobą |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:18:50 13-06-09 Temat postu: |
|
|
Super odcinek
Espe próbowała wyciągnąć od Martina informacje gdzie jest jego rodzinka, ale nie udało jej się to. W trakcie uwodzenia Martin ugryzł Espe i opluł ją. Brawo.
Ricardo aresztowany. Alejandro miał nadzieje, że tam zostanie ale Marcelo powiedział, że skorzysta z pomocy Sandovala aby oczyścić Coralos z bandytów i bezprawia. Mam nadzieje, że ten plan wypali. Musi się to w końcu skończyć!
Espe i Lucre zebrało się na zwierzenia. Już wiadomo czemu Espe jest taką wredną suką. Zawsze była numerem 2 i to sprawiło, że czuła się mniej kochana, potrzebna, czarna owca. Te przeżycia zrobiły z nią osobę taką jaka jest. Nienawidziła ME że była tą lepszą i postanowiła wszystko jej zabrać. A Lucre też ma smutną przeszłość. Straciła rodziców w wypadku i obwinia o to Alejandra i całą rodzinę De La Fuente. A tak naprawdę to Espe kazała wszystkich zabić, ale jak to bywa nie udało się. Ciekawe czy Lucre kiedyś dowie się prawdy. Jak tak, to na pewno zechce wykończyć Espe. Ciekawie by było. Ale to są tylko takie moje domysły. |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 22:48:30 17-06-09 Temat postu: |
|
|
91 ODCINEK
Dwa dni później.
Sądny dzień nad Coralos musiał w końcu nadejść. Federalna policja przejęła sprawę i postanowiono zgodnie z radą Marcelo Ruiza skorzystać z pomocy Ricardo Sandovala aby zdemaskować winnych. Arturo i Alejandro postanowili w tym uczestniczyć. Tymbardziej, że ten ostatni był zaniepokojony brakiem jakichkolwiek wieści od brata. W tym samym czasie do miasta miała przyjechać telewizja aby nagłośnić i zbadać sprawę. Niczego nieświadomy Rodrigo Santanez miał zawitać do Coralos aby zobaczyć na własne oczy jak idzie jego interes życia i trzymać nad nim pieczę. Wspólnicy wciąż przetrzymywali Martina, który zaciskając zęby przetrwał wszystkie tortury. Javier za radzą sióstr postanowił odszukać Carolinę i wyjaśnić z nią wszelkie nieporozumienia. Tymczasem Marina i Sergio oraz Soledad i Gustavo postanowili przyśpieszyć nieco sprawy i scementować swoje związki.
Stolica.
Hotel.
Valeria chodziła zdenerwowana wiedząc, że misja Alejandra jest bardzo niebezpieczna i może mu się coś stać. Jego córki starały się ją jednak uspokoić.
- Też się denerwujemy, ale on musi w tym uczestniczyć. Ci ludzie za bardzo go skrzywdzili. Teraz nadchodzi sprawiedliwość – stwierdziła Marina.
- On nie jedzie tam sam i na pewno nie będzie się wychylał. Do Coralos jadą specjalne jednostki policji. Należy być dobrej myśli – dodała Soledad.
- Pojechalibyśmy razem z nim, ale kategorycznie rozkazał nam was pilnować – oznajmił z uśmiechem na ustach Sergio.
- To nie jest śmieszne – burknęła tylko Valeria wciąż nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
- Jest jednak coś co może nieco cię rozweseli – wtrąciła Marina.
- Co takiego?
- Planowanie na dłuższą metę niezbyt nam się udawało. Dlatego teraz ja i Sergio oraz moja siostra i Gustavo weźmiemy skromne śluby tylko w rodzinnym gronie, bo chcemy zawrzeć sakramenty małżeństwa przed Bogiem, a nie dla rozgłosu. Poza tym nie chcemy aby ktokolwiek inny o tym wiedział. Mamy już dość rodzinnych tragedii...
- Planujecie ślub? – ucieszyła się kobieta.
- I to na dniach – stwierdził szczęśliwy Sergio. Tym razem nikt mnie już nie porwie i wszystko zakończy się happy endem.
- A my też chcemy się pobrać w spokoju. Tamtym razem nie udało się tylko przez Sergia – żartował Gustavo.
- Nie nabijaj się z brata kochanie. Nikt z nas nie chce przecież kolejnych niespodzianek – zauważyła Soledad.
- Bardzo się z tego cieszę i wasz ojciec na pewno również się ucieszy. Oby i Javierovi się udało. On przecież jest zakochany w tej swojej dziewczynie jak szczeniak – stwierdziła Valeria...
Tymczasem...
Javier odnalazł w końcu Carolinę i próbował wyjaśnić z nią wszystkie nieporozumienia jakie między nimi zaszły. I w tym przypadku potwierdziło się, że siła miłości jest największa i żadne przeszkody jej nie pokonają. Nie musieli nawet ze sobą rozmawiać, padli sobie w ramiona gdy tylko się zobaczyli. Tak bardzo za sobą tęsknili mimo że każda ze stron udawała wcześniej obrażoną.
- Wybacz mi proszę. Postąpiłem jak kretyn. Nie mogę przecież narzucać ci jak masz traktować tego człowieka. Chcesz czy nie, jest on twoim biologicznym ojcem, a skoro się zmienił to masz prawo dać mu kolejną szansę – stwierdził Javier mocno przytulając dziewczynę.
- Ja też cię przepraszam, bo wiem, że Ricardo Sandoval wyrządził tobie i twojej rodzinie wiele krzywd. Powinnam to zrozumieć i wcześniej powiedzieć ci prawdę. Wybacz mi – odparła Carolina.
- Zapomnijmy już o tym. Ważne, że znów jesteśmy razem i obiecuję ci, że nie będę utrudniał ci kontaktów z tym człowiekiem. Wiem od ojca, że rzeczywiście chce nam pomóc. Skoro on mu wierzy, to ja również nie mam powodów aby tego nie robić.
- Dziękuję ci za te słowa. On odpokutuje wszystkie swoje winy w więzieniu, ale pomagając wam odzyskać waszą hacjendę udowodni, że zmienił się i w pełni wykorzystał daną mu od Boga drugą szansę.
- Mam jednak nadzieję, że wciąż kochasz swoją matkę i don Adriana...
- Jak możesz w to wątpić Javier. Adrian Gomez jest również moim ojcem i bardzo go kocham. To samo tyczy się mojej mamy. Możesz być o to spokojny. Muszę ci jednak coś powiedzieć...
- Co takiego?
- Chodzi o Carlosa. Okazał się zdrajcą i prawdopodobnie współpracuje z waszymi wrogami. Niedawno chciał zabić Ricarda, ale mu się nie udało. Zdołał uciekł.
- Niewiarygodne... Od początku mi się nie podobał. Nawet on trzyma z Esperanzą i Manuelem. Czy na świecie nie ma już normalnych ludzi? – zamyślił się Javier...
Coralos.
Marcelo Ruiz wraz z jednostkami specjalnymi przyjechał do Coralos.
Jego ludzie znajdowali się niedaleko obu najważniejszych strategicznie hacjend. Towarzyszył im Alejandro. Z kolei Arturo wraz z dziennikarką z telewizji mieli zjawić się na komisariacie aby odwrócić uwagę Silvano Mendeza od całej akcji. Policja miała do dyspozycji Ricardo Sandovala, który miał się podjąć misji porozmawiania z Esperanzą i upewnienia się czy przypadkiem Martin De La Fuente nie jest przez nią i jej wspólników przetrzymywany.
- Masz tu wpięty mikrofon i kamerkę. Dostaniesz też pistolet, ale to dla bezpieczeństwa gdyby do ciebie strzelali. Pamiętaj jednak, że jesteś przez nas widziany i słyszany. Mamy cię na oku, więc jeden numer, jedna próba ucieczki i moi ludzie z tobą skończą – zwrócił mu uwagę Marcelo.
- Wiem co mam robić panie komendancie. Znam te tereny jak własną kieszeń. Założę się, że moja hacjenda jest mniej strzeżona, więc tamtędy na skróty dostanę się na ziemię rodziny De La Fuente. Zobaczycie, że Esperanza przyzna się do wszystkiego. Będę udawał, że jestem z nią. Oby mi uwierzyła. Niech Bóg mnie prowadzi – odparł spokojny Sandoval.
- Mamy dość ludzi i ruszymy ci z pomocą w odpowiedniej chwili. Ryzykujesz, ale podjąłeś się tej misji. Nie unikniesz więzienia, ale posiedzisz krócej i oczyścisz nieco swoje sumienie...
- Będzie dokładnie jak pan powiedział komendancie...
- Zaatakujecie z lewej strony, tam zawsze jest mniej ludzi i łatwiej dostać się do hacjendy – zauważył Alejandro.
- Weźmiemy pod uwagę pańskie rady don Alejandro. Wszystko idzie po naszej myśli. Ta misja musi się udać. Mamy przewagę, bo nikt nie widział jak wkraczamy do miasta. Oni nie spodziewają się ataku. Wysłałem kilkunastu ludzi razem z Arturo na komisariat gdyby tamci zaatakowali kogoś z telewizji. Silvano Mendez nie pójdzie im w sukurs. Odetniemy im też drogę ucieczki. Dziś uwierzy pan w sprawiedliwość...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
Esperanza, Lucrecia, Manuel i Simon nie spodziewali się jaka niespodzianka ich czeka. Owszem czekali, ale na zupełnie coś innego. Dzisiaj bowiem miał zjawić się w Coralos sam Rodrigo Santanez. Nikt ze wspólników nie wiedział jednak kiedy przybędzie. Wszystko owiane było wielką tajemnicą. Kontaktował się jedynie z Oskarem i to z nim miał właśnie przyjechać. Wraz z pojawieniem się Santaneza, miał oficjalnie ruszyć wielce oczekiwany „interes życia”. Wspólnicy zaczęli się jednak niecierpliwić zarówno czekaniem na wielkiego szefa jak i Martinem, który cały czas był przetrzymywany w piwnicy.
- Należy go zabić. To staje się męczące. Musi go pilnować dwóch ludzi, a oni powinni być na zewnątrz. W dodatku Oskar pojechał do stolicy, a on wiedział jak postępować z tym idiotą – narzekał Manuel.
- To go zabij! Dzisiaj nie przejmujmy się Martinem. Mamy ważniejsze sprawy na głowie. Przyjedzie Santanez i na pewno zacznie rozstawiać nas po kątach. On ma nas w garści i z pewnością zechce mieć wszelkie udziały z wydobyciem ropy na tych przeklętych ziemiach! Będzie nas traktował jak ludzi na posyłki – denerwowała się Esperanza.
- Masz rację, ale musimy to przeczekać. Niech uwierzy, że jesteśmy mu posłuszni. W odpowiedniej chwili to my będziemy na szczycie, a nie on – zapewniała Lucrecia.
- Łatwo powiedzieć. Przecież to on ma władzę, ludzi i pieniądze, a my mamy jego. Musimy go słuchać, bo inaczej sami zginiemy – zauważył Simon.
- Ciekawe gdzie się podziewa Silvano. Stwarzajmy chociaż pozory, że jesteśmy wierny Santanezowi. Mendez i jego ludzie powinni już tu być – powiedział Manuel.
- Stęskniłeś się za nim czy co? Jeszcze pomyślę, że jesteś homo nie wiadomo kotku – śmiała się Lucrecia.
- Twoje żarty przestały mnie dawno bawić...
- Nie kłóćcie się znowu. Wyluzujcie w końcu – wtrącił Simon.
- Jesteście jak dzieci. Czasami mam was serdecznie dość – stwierdziła zdeprymowana Esperanza.
Nagle słychać było jak otwierają się główne drzwi prowadzące do salonu. Ku zdziwieniu wszystkich obecnych, pojawił się w nich Ricardo Sandoval!
- Niespodzianka? Słabych macie ochroniarzy. Absolutnie do wymiany – uśmiechnął się Ricardo.
- Ty żyjesz? – zdziwił się Manuel.
- Jak to możliwe? – zmieszała się Esperanza sięgając nerwowo do szuflady, w której trzymała broń.
- Żyję, bo mam piekielne szczęście, na które nie zasługuję. Ale teraz wróciłem do was przyjaciele, bo chyba możemy jeszcze razem prowadzić interesy, nie sądzicie? Jeden fałszywy krok, a was zastrzelę!
- Bez nerwów Ricardo. Dojdziemy do porozumienia. Miło widzieć cię żywego. Po co ta agresja? Porozmawiajmy spokojnie – wtrącił Simon.
- On ma rację. Po co ten pistolet? – spytała Lucrecia.
- Niech zostanie sama Esperanza i Manuel. Wy wyjdźcie i to natychmiast! Dogadamy się jeśli zachowacie pewne reguły. Porozmawiam z nimi za zamkniętymi drzwiami, a jeśli przyślecie tu ochronę, to oni zginą. Decydujcie zatem...
W tym samym czasie w piwnicy Martin postanowił skorzystać z okazji i uciec. Zawołał strażnika wymyślając po drodze jakiś pretekst. Był zmęczony i pobity, ale wciąż trzeźwo myślący.
- Czego chcesz? – zapytał pilnujący go mężczyzna.
- Muszę do toalety, bo będę robił pod siebie, a chyba nie chcecie żeby cała piwnica śmierdziała. Przecież nie ucieknę, ledwo mogę mówić...
- Nic mnie to nie obchodzi...
- Chyba też jesteś człowiekiem. Proszę o tak niewiele. Już nieźle mnie skatowaliście. Muszę sobie tylko ulżyć przez chwilę...
- Zaprowadzę cię...
- Rozwiąż mnie na chwilę.
- Za dużo byś chciał.
- Przecież mówię, że nie ucieknę. Nie mam nawet siły ujść dwadzieścia metrów.
- Masz dar przekonywania De La Fuente. Inni nie byliby dla ciebie tacy dobrzy.
Mężczyzna rozwiązał mu ręce i nogi, a to było wszystko czego Martin potrzebował. Rzucił się na niego i po krótkiej bójce powali na ziemię. Upewnił się, że strażnik jest nieprzytomny i zabrał mu pistolet.
- Wybacz stary. Rzeczywiście jesteś inny od tamtych. Nie miałem jednak wyjścia.
Po drodze z piwnicy Martin zauważył schodzącego na dół drugiego mężczyznę. Schował się więc za drzwiami aby na niego zaczekać.
- Alfonso? Gdzie jesteś? Mam cię zmienić. Teraz ty idź coś
zjeść – odezwał się strażnik wchodząc do środka.
- Tu jestem idioto! – krzyknął Martin uderzając go z tyłu pięścią w głowę. Też bym coś zjadł... Na razie muszę cieszyć się tym co mam, czyli drogą do wolności...
Komisariat policji.
Silvano Mendez był zaskoczony, że zjawiła się w jego biurze telewizja i że w ogóle dziennikarze zostali tu wpuszczeni.
- Nie mam czasu z wami rozmawiać. Robicie reportaż o Coralos? Pierwsze słyszę. Po co ten rozgłos? – zdziwił się.
- Chcemy porozmawiać z panem o nieprawidłowościach jakie mają miejsce w tym mieście – stwierdziła Adriana Montes.
- O co wam chodzi?
- O nielegalne interesy, o przemoc, o chaos, anarchię, władzę pieniądza i siły... O bestialskie przejęcie dwóch największych hacjend w okolicy. Jednym słowem o wszystko złe, co się tutaj dzieje, a pan ma również w tym swój udział panie Mendez.
- Jak pani śmie! Moi ludzie wyrzucą panią i pańską kamerę, a pani zaraz nauczy się, że nikt nie będzie mnie obrażał w moim własnym miejscu pracy! Wyrzućcie ich i niech popamiętają mnie raz na zawsze!
Nagle jednak w biurze Mendeza zjawił się Arturo Peralta w towarzystwie jednostek policji ze stolicy.
- Tylko ich tknijcie, a pożałujcie – powiedział Arturo patrząc Silvano głęboko w oczy.
- Co ty tu robisz idioto?
- To co do mnie należy. Twoja władza skończyła się Mendez. Aresztowaliście ludzi tego śmiecia?
- Wedle rozkazu. Ujęlismy kilkunastu. Raczej nie stawiali oporu gdy zobaczyli co się świeci – odparł jeden z ludzi towarzyszących Peralcie.
- Teraz zajmijcie się tym człowiekiem. Pokażcie mu gdzie jego miejsce.
Nagle jednak Mendez widząc, że jego sytuacja jest już niemal krytyczna, wpadł na desperacki pomysł i na ostatnią deskę ratunku. Przyciągnął siłą do siebie Adrianę Montes i zaczął grozić jej pistoletem.
- Jeżeli zbliżycie się do mnie choćby na metr, to przysięgam, że ją zabiję! A chyba już wiecie, że jestem do tego zdolny... |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:11:39 21-06-09 Temat postu: |
|
|
Super odcinek
Na razie sielanka wśród rodzeństwa, Sergio i Marina, Gustek i Soledad planują ślub w gronie rodzinnym, bez rozgłosu. Oby nic im nie przeszkodziło. Javier pogodził się z Caroliną. Jak słodko między nimi.
Policja poszła na współpracę z Ricardem a on zjawił się w hacjendzie De La Fuente. Ale wszyscy byli zdziwieni. Kazał żeby zostawić go z Espe i Manuelem. Ciekawe czy jego plan się powiedzie?
Martin na szczęście się uwolnił. Tak to mogło by być z nim bardzo źle. Wszystko wskazywało na to, że się go pozbędą.
Adriana ze swoją ekipą przyszła na komisariat. Silvano chciał ich wyrzucić, ale się nie udało. Wszyscy jego ludzie zostali ujęci przez policję ze stolicy. Widząc co się świeci wziął Adrianę za zakładniczkę. Porażająca końcówka. Już czekam na następny odcinek. |
|
Powrót do góry |
|
|
Val Idol
Dołączył: 14 Maj 2008 Posty: 1852 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 0:23:37 22-06-09 Temat postu: |
|
|
Komentarz do odcinków30-40:
Po dośc długiej nieobecności w tym temacie, miło powrócić w hacjendowe, mroczne, zawiłe i tejemnicze klimaty tego serialu. Przyznam, że tytuł W LABIRYNCIE KŁAMSTW nie ejst może zbytnio wyróżniający się, czy przyciągający, ale idealnie odzwierciedla fabułę - kłamstwo na kłamstwie i kłamstwem pogania - oczywiście to zaleta.
W ostatnich odcinkach przestano skupiać się tylko na ciemnych charakterach, zaakcentowano obecność tych jaśniejszych, a przede wszystkim rozwiniętoi niektóre romanse - Carolina i Javier, Daniela i Bruno, Marina i Sergio, Soledad i Gustavo - trochę spokojne są te związki, nie czuć w nich jakieś chemii, ale wierzę, że się rozwiną i nie będzie niewinnie. Mimo wszystko, dobrze, że pośród tych wszystkich barwnych villanów nie zapomina się o poczciwych osobach.
Pojawiło się kilka ostrych tekstów, czyli to, na co czekałem - język jest poprawny, ładny i składny, ale spokojny, dlatego fajnie byłoby, gdyby było trochę ciętych wypowiedzi. Ale ja tu nie ejstem od oceniania gramatyki i języka, tylko fabuły, a ona nadal trzyma w napięciu, a co za tym dizie, trzyma mnie przy czytaniu.
Nie mogę się doczekać, kiedy odkryję, kto jest tym tajemniczym facetem współpracującym z Manuelem - już mnie chyba najdziwniejsze teorie nahodziły [pierwsza, że to jest jego kochanek, gdyż uważam, iż Manuel może woleć mężczyzn, druga, że to jest Martin], pewnie żadna z nich nie jest prawdziwa, a rozwiązanie akcji da wielką rozkosz z zaskoczenia.
Zastnawiałem się też nad moim ulbuoionym bohaterem, Manuelem, stwierdziłem, że jednak jest ciemnym charakterem i to najlepszym, bo mało gada, wiele robi i nie daje się ponosić emocjom - zatem głos w ankiecie na najl;epszy ciemny charakter wędruje do niego. |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 18:55:23 08-07-09 Temat postu: |
|
|
92 ODCINEK
Komisariat policji.
Mendez trzymał swój pistolet na skroni Adriany, przestraszonej i zupełnie zaskoczonej rozwojem sytuacji. Owszem, wiedziała, że jej zawód nie należy do najprostszych, ale nie spodziewała się, że to właśnie jej życie będzie teraz zagrożone przez takiego szaleńca. Dla zdemaskowanego Silvana była to ostatnia deska ratunku. Wiedział, że mając zakładnika, może jeszcze jakimś cudem uniknąć kary, uratować się i uciec. Policjanci na czele z Arturo również mierzyli do niego z broni. Teraz mogło zdarzyć się wszystko.
- Nie rób głupstw Mendez! Chcesz zginąć? Poddaj się! – krzyknął Arturo, ale nie został wysłuchany.
- Masz mnie za idiotę Peralta? Jakim cudem tu wróciłeś? Kto ci pomógł? Niech zgadnę: Marcelo Ruiz? On zawsze był najuczciwszy i do czego doszedł? Do niczego! Wyżej się nie wybije, a mógł tyle zarobić. Co za kretyn! – odparł wściekły Silvano.
- W tym kraju są jeszcze uczciwi policjanci. Rzuć broń i poddaj się! Nie pogarszaj swojej sytuacji. Trafisz do więzienia, ale możemy jeszcze pójść na układ jak wydasz wszystkich swoich wspólników. Ratuj skórę Mendez i nie rób głupstw!
- Wróciłeś Peralta i wydaje ci się, że mnie pokonałeś. Nic z tego! To ja mam przewagę! Zabiję tą dziennikarkę i wszyscy się o tym dowiedzą! Znów dasz plamę, bo jej nie uratujesz. Pozwól mi stąd wyjść, bo pożałujesz! Dajcie mi przejść! Ja nie żartuję!
- Zróbcie co każe! – krzyknęła przerażona kobieta.
Arturo i jego ludzie opuścili broń i odsunęli się tak aby Mendez mógł swobodnie wyjść z zakładniczką.
- Nie próbujcie mnie gonić, bo ją zabiję! Dostanę się do swojego samochodu, a później już z górki – pomyślał Silvano.
Swobodnie wyszedł z budynku wciąż trzymając pistolet przy głowie zakładniczki. Arturo i reszta bez wahania pobiegli za nim.
- Daleko nie ucieknie szefie. Nasi ludzie są wszędzie. Aresztowaliśmy jego najwierniejszych kompanów. Znikąd nie może szukać pomocy – powiedział jeden z policjantów.
- To szumowina nie z tej ziemi. Może zabić Adrianę. Nie możemy na to pozwolić!
Chwilę później Silvano był już przy swoim samochodzie. Widział, że jest otoczony, ale nikt do niego nie strzelał z obawy przed narażeniem życia dziennikarki.
- Nie strzelać, bo ją zabiję! – krzyczał bez opamiętania. Wsiadaj! I to już!
- Daleko nie uciekniesz Mendez! To ci się nie uda! Nie widzisz, że nie masz szans?
- Zamknij się Peralta!
Silvano wsiadł z kobietą do samochodu, ale nie mógł go uruchomić. Teraz zrozumiał, że jest skończony.
- Dobra robota chłopcy – uśmiechnął się do swoich ludzi Arturo.
- Przeklęty Peralta! Wysiadaj paniusiu! – tracił nad sobą kontrolę Mendez.
Kobieta wysiadła wraz z grożącym jej mężczyzną. Silvano wrócił do punktu wyjścia. Wciąż miał ze sobą zakładniczkę, ale nie oddalił się od miejsca wydarzeń ani o kilometr.
- I co teraz? Poddaj się, bo zginiesz? Tego chcesz? – niecierpliwił się Arturo.
- Daj mi swój samochód idioto! Ucieknę stąd twoim wozem!
W tym samym jednak czasie Adriana skorzystała z chwili nieuwagi wściekłego napastnika i odepchnęła go w stronę samochodu, sama uskakując w bok. W ułamku sekundy znaleźli się wokół niej policjanci i ochronili, natomiast Mendez wciąż się nie poddawał i rozpoczęła się krótka strzelanina. Otoczony mężczyzna strzelał zza swojego samochodu, ale nieudolnie, narażając się na utratę życia. W pewnym momencie została mu już tylko jedna kula.
- Jeden strzał, jedno życie! Pożegnaj się z życiem Peralta!
Silvano odsłonił się i oddał strzał w kierunku Arturo. Ten jednak był szybszy i skuteczniejszy, uchylił się, sam wystrzelił i po chwili Mendez osunął się na ziemię, a jego ciałem szarpnęły przedśmiertne konwulsje. Po chwili stał się już całkowicie sztywny. Wszyscy mogli odetchnąć z ulgą.
- Nie chciał się poddać, a przecież tyle razy go ostrzegałem – kiwał głową Arturo pochylając się nad trupem...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
W tym samym czasie Ricardo pozbywszy się Lucrecii i Simona, zamknął za nimi drzwi i podjął rozmowę z Esperanzą i Manuelem.
- Dlaczego grozisz nam bronią? Tak się nie postępuje ze wspólnikami – kpiła Esperanza.
- Zamknij się lepiej i nie pogarszaj swojej sytuacji – wtrącił cicho Manuel, ale jego słowa były dla Sandovala słyszalne.
- On ma rację. Lepiej nic nie mów, bo tego pożałujesz. Chcieliście żebym wypadł z gry, ale zapomnieliście o jednym. Ricardo Sandoval nie umiera tak po prostu i nie przegrywa! Nie jest też tchórzem! Zapomnieliście, że moja żona podtruwała mnie i chciała mnie zlikwidować. Na próżno! Wasz spisek również nie przyniósł korzyści! A teraz ja mam was w garści! – wykrzyczał im prosto w twarz Ricardo.
- Jak się tu dostałeś? Wszędzie są nasi ludzie, wiedz, że nie
uciekniesz – kontynuował Manuel...
- Niczego się już nie boję. Pozałatwiałem wszystkie swoje sprawy i ostatnio co mi zostało to wy, drodzy przyjaciele... a raczej przeklęci zdrajcy!
- Ricardo... uspokój się proszę. Zawsze trzymaliśmy razem. Potraktuj to jako chwilowe wypadnięcie z obiegu. Możemy znów działać razem. Spójrz tylko jak daleko doszliśmy. Opanowaliśmy hacjendę Alejandra, zaczniemy interes z ropą. Ma tu dziś przyjechać Santanez. Dołącz do nas. Lepiej być z nami niż przeciwko nam? – spytała Esperanza.
- Co sugerujesz? – zapytał Sandoval.
- Jak to co? Podział majątku z interesu naszego życia. Dostaniesz pieniądze na odbudowanie swojej hacjendy, podzielimy się wpływami z czego tylko zechcesz. Zapomnijmy o dawnych żalach i stwórzmy ponownie zespół.
- Zespół? To ciekawe...
- Ricardo... Nie pamiętasz już jak razem uknuliśmy zabójstwo Marii Emilii, jak wrobiliśmy w nie Alejandra? Nie pamiętasz jak z łatwością pozbyliśmy się dziewczyny Javiera, tej kretynki Ofelii? Jak wyrzuciliśmy na zbity pysk całą rodzinkę De La Fuente? Co z tobą? Przecież to ja wysłałam twoją żonę na tamten świat na twoje polecenie! Zawsze działaliśmy razem... Wyjaśnijmy sobie wszystkie nieporozumienia i będzie tak jak dawniej...
- Esperanza ma rację. Zastanów się nad tym przyjacielu...
- Wszystko się nagrało. Tego właśnie chciałem. Wpadliście
przeklęci! – pomyślał zadowolony Ricardo, lekko się uśmiechając.
Tymczasem...
Lucrecia i Simon analizowali sytuację w salonie. Nie śpieszyło im się jednak z wezwanie posiłków na pomoc swoim wspólnikom.
- To niesamowite, że Sandoval wciąż żyje! On jest nie do zdarcia, ma siedem żyć, niemal jak kot. Co on knuje? Wezwijmy ochronę! – zaproponował Simon.
- A po co? Niech ich zabije jeśli chce. Im mniej wspólników w interesie, tym mniej. Zastanów się do czego potrzebni nam Manuel i Esperanza? Niech się pozabijają nawzajem, a przetrwają silniejsi, czyli my. Co ty na to? – odparła Lucrecia.
- Brzmi nieźle. Na razie chyba jednak spokojnie rozmawiają... A jeśli dojdą do porozumienia i zechcą pozbyć się nas?
- Nie dojdą do porozumienia. Lepiej chodźmy na mały spacer. Ochronę wezwiemy za chwilę...
- To mi się nie podoba. Jakim cudem Ricardo tak łatwo się tu dostał? A może ma swoich ludzi na zewnątrz? Albo nawet policję! Spójrz przez okno. Jest za cicho i za pięknie. To mnie trochę niepokoi. Lepiej rzeczywiście zmywajmy się stąd...
- Przesadzasz... Sandoval nigdy nie dogadałby się z policją. Chociaż... To ma nawet ręce i nogi. On przecież zmienił się niesamowicie, a poza tym chce zemsty za krzywdy jakie mu wyrządziliśmy. Za chwilę może zrobić się naprawdę gorąco – zauważyła Lucrecia...
Stolica.
Carolina nie mogła wytrzymać tak długo bez wieści o ojcu, któremu groziło przecież niebezpieczeństwo. Wymogła więc na Javierze aby jak najszybciej jechali do Coralos.
- Ach ten twój upór. Po co się narażać? – protestował Javier.
- Dłużej tu nie wytrzymam. Jedźmy proszę... Przynajmniej czegoś się dowiemy – argumentowała Carolina.
- Razem z nim? – wskazał palcem na Tobiasa stojącego kilkanaście metrów dalej.
- Tak, bo on spełnia rolę mojego ochroniarza. Nie puściłbym mnie samej, tak samo jak i ty.
- Nie lubię go, ale może to i lepiej. Niech jedzie z nami. Ale nie wychylaj. Tam mogą dziać się niebezpieczne rzeczy...
- Dziękuję ci, że jesteś taki wyrozumiały...
- Nic innego mi nie zostało. Dobrze, że chociaż Marina i Soledad wraz z Gustavem i Sergiem zajęli się czymś pożytecznym i pojechali załatwiać swoje śluby – westchnął Javier...
- Tobias... Jedziemy do Coralos sprawdzić co tam się dzieje – oznajmiła Carolina...
Tymczasem...
Rodrigo Santanez wraz z Oskarem ledwo wjechali na tereny Coralos gdy zauważyli wzmożone oddziały policji zgromadzone kilkadziesiąt metrów dalej. Zatrzymali się, bo widok federalnych zupełnie ich zaskoczył.
- To mi się nie podoba. To na pewno nie są ludzie Silvana – kręcił głową Oskar.
- A niech to! Co tu robi policja ze stolicy! Jesteś pewien, że to nie nasi? – spytał Santanez.
- Na sto procent szefie. Ktoś tam idzie... To chyba nasz człowiek... Tak to on. Rene Santos, ten sam który wysłał na tamten świat sędziego Barriosa...
Po chwili Oskar zaczepił zdyszanego policjanta i zaczął wypytywać go o to, co tu się właściwie dzieje.
- Udało mi się zbiec, ale to tylko kwestia czasu kiedy rozpracują nas wszystkich! – mówił zdenerwowany Rene.
- Co ty opowiadasz? – nie mógł się nadziwić Oskar.
- Arturo Peralta wrócił do gry. Przyjechał wraz z policją ze stolicy aby zapanować nad tym chaosem i dokonać sprawiedliwości. Podobno jest z nim wicekomendant Marcelo Ruiz oraz Alejandro De La Fuente. Ma to związek z odbiciem dwóch największych hacjend w okolicy...
- A niech to! De La Fuente i Peralta nigdy nie odpuszczą! Oni są chyba nieśmiertelnie! Dlaczego wciąż żyją! – wściekał się Santanez.
- Wracajmy szefie do Bogoty. Jeśli zatrzymają naszych wspólników, to będzie z nami krucho...
- Mnie nie dosięgną, ale nie podoba mi się, że ci ludzie oraz policja przeszkadzają mi w interesach! Jedźmy, bo zaraz nas zauważą i zatrzymują...
- A co ze mną? Aresztowali wszystkich ludzi Silvano Mendeza, a on został zastrzelony w strzelaninie! Nie mam się dokąd podziać, a nie chcę być wmieszany w jego zbrodnie.
- Już jesteś wmieszany. Daj mi spokój Rene – machnął ręką Oskar powoli wsiadając do auta.
- Dużo wiem i to ja zabiłem Barriosa na wasz rozkaz. Zostawicie mnie? Nie pomożecie mi?
- Wiesz co robić Oskar – mruknął do swojego pracownika Santanez.
Oskar wysiadł z samochodu wyciągając pistolet. Rene był przerażony i strach zajrzał mu w oczy.
- Co ty robisz? Nawet tak nie żartuj.
- Zamęczasz nas, więc pomogę ci, ale umrzeć!
W ułamku sekundy mężczyzna wystrzelił w kierunku rozmówcy i jego kula trafiła wprost w czoło policjanta, który umarł na miejscu. Oskar z kamienną twarzą z powrotem wsiadł do samochodu i odjechał.
- Wreszcie przestał jęczeć i marudzić – stwierdził.
- Kolejnego świadka mniej. Jestem zmęczony tą całą sytuacją. W stolicy pomyślimy nad kolejnymi krokami, bo wszystko zaczyna się niepokojąco komplikować. Wiem jedno... Ani policja ani Peralta ani rodzina De La Fuente nie wejdzie mi znów w drogę – powiedział Santanez...
Stolica.
Marina i Sergio oraz Soledad i Gustavo skorzystali z okazji, że ich ulubiony i znajomy ksiądz Salvador jest w stolicy i chcieli pozałatwiać swoje sprawy związane ze ślubami.
- Jestem szczęśliwi, że widzę was całych i zdrowych – przywitał się z nimi ksiądz Salvador.
- Jakoś dajemy sobie radę. Już niedługo wszystko wróci do normy i wrócimy do Coralos – przyznał Gustavo.
- Trochę cierpliwości i może w końcu się uda – dodał Sergio.
- Z Bożą pomocą dzieci... Pamiętajcie o tym – wtrącił ksiądz. Cieszę się, że udało nam się spotkać. Wiem ile przeżyłeś Sergio, a ile ty wylałaś łez Marina. Ludzkie zło nie zna granic, ale pamiętajcie, że prawda, sprawiedliwość i Boża łaska zawsze zwyciężają...
- Wiemy o tym... Chcemy znów się pobrać. Może tym razem się uda – stwierdziła Marina.
- Znów chcemy wziąć podwójny ślub, ale tym razem w małym gronie tak aby nikt nieznajomy się o tym nie dowiedział i żeby znów nikt nam nie przeszkodził – zauważyła Soledad.
- Wasze papiery są wciąż u mnie w kancelarii. Nie będzie problemy z formalnościami. Podajcie tylko datę – uśmiechnął się ksiądz.
- Jak najszybciej... Może pojutrze? Dostosuję się do zdania sióstr De La Fuente – śmiał się Sergio.
- Ja również chciałbym jak najszybciej. Nie mogę się już doczekać. Za długo jestem starym kawalerem – wtrącił Gustavo.
- Może być pojutrze – niemal chórem odpowiedziały Marina i Soledad wzbudzając tym śmiech swoich ukochanych oraz księdza...
Tymczasem...
Martin skorzystał z tego, że pilnujący go strażnicy są nieprzytomni i przebrał się w ubranie jednego z nich. Ubrał też ciemne okulary dzięki czemu przypominał wyglądem jednego z goryli. Wiedział teraz, że nikt nie zorientuje się kim on jest naprawdę i będzie mógł swobodnie uciec. Myślał jeszcze o pójściu do biblioteki aby wziąć kamerę z nagraniem, ale nie chciał ryzykować. Wyszedł więc z piwnicy przez salon i przy głównym wyjściu spotkał kolejnego z ochroniarzy.
- Wychodzisz? – spytał.
- Tak, kolega został z tym zakładnikiem w piwnicy. Mam teraz zmianę. Za pięć minut powinien przyjść tu kolega i mnie zastąpić. Jestem szaleniem głodny i muszę iść coś zjeść. Widzisz, że nie najlepiej wyglądam... Chyba jakieś zatrucie.
- Przykro mi, ale będziesz musiał nieco zaczekać.
- Dlaczego? Coś nie tak?
- Owszem. Mamy tu małą strzelaninę. Chyba zaatakowała nas policja, ale to nie nasi sojusznicy. Każdy człowiek i każdy pistolet nam się przyda...
- Mój Boże... Czyżby mój brat ściągnął tu policję? Nareszcie... Oby w końcu zatriumfowała sprawiedliwość – pomyślał Martin...
Hacjenda rodziny De La Fuente.
- Moja odpowiedź jest prosta – kontynuował Ricardo. Nie będę wchodził z wami w żaden układ! A wiecie czemu? Bo was już nie ma!
- Jesteś taki mądry, bo masz broń i chcesz nas zabić, tak? – kpiła Esperanza.
- Co to za syreny? Co to za strzały? Policja u nas? To chyba nie jest Mendez! – zdziwił się Manuel.
- Policja przyjechała po was kretyni! Mam ze sobą dyktafon i nagrałem jak przyznajecie się do winy. Skończycie w celi, bo tam jest wasze miejsce! – śmiał się im w twarz Sandoval.
- Ty łotrze! – rzucił się na niego Manuel, wytrącając mu z ręki broń.
Ricardo uderzył go jednak w twarz powalił na ziemię. Wciąż był jednak jeszcze bardzo osłabiony po postrzałach i zanim zdążył w ogóle zareagować, zauważył stojącą tuż przed nim Esperanzą, która również miała w ręku pistolet.
- Współpracowałeś z policją! To ostatnia rzecz jakiej się po tobie spodziewałam. Zatem do trzech razy sztuka. Umieraj wreszcie przeklęty! – krzyknęła kobieta dwukrotnie strzelając do bezbronnego mężczyzny... |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|