Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W labiryncie kłamstw
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 39, 40, 41 ... 48, 49, 50  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Który z villanów powinien odegrać znaczącą rolę w finale serialu?
Manuel Rodriguez
12%
 12%  [ 1 ]
Esperanza Guzman
12%
 12%  [ 1 ]
Lucrecia De La Fuente
12%
 12%  [ 1 ]
Rodrigo Santanez
0%
 0%  [ 0 ]
Carmen Gordillo
0%
 0%  [ 0 ]
Oskar Gutierrez
0%
 0%  [ 0 ]
Tobias Castillo
0%
 0%  [ 0 ]
Manuel, Esperanza i Santanez
12%
 12%  [ 1 ]
Manuel i Esperanza
37%
 37%  [ 3 ]
Ostatni odcinek powinien być bez villanów
12%
 12%  [ 1 ]
Wszystkich Głosów : 8

Autor Wiadomość
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:40:23 08-11-09    Temat postu:

Nareszcie nadrobiłam. Odcinki jak zwykle były ciekawe.

Odcinek 118
Alejandro postanowił odprawić pochówek Lucrecii, mimo, że wyrządziła tyle krzywd w jego rodzinie. Uważa, że każdy człowiek zasługuje na to, żeby być pochowany. Valeria powiedziała, że przyjdzie także jej kuzyn Ignacio. Alejandro nawet nie wie co to za człowiek, a już go lubi Javier powiadomił rodzinę, że poprzedniego dnia zostali napadnięci przez mafię. Ojciec ma mu za złe, że nic nie powiedział. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Uratował ich Tobias.
Tobiasz więc jednak Carolina wzięła na siebie winę. Bruno nie wierzy w to, to robota profesjonalisty. Doznał szoku jak odwiedził go Tobias, który na pewno powie jak to naprawdę było.
Manuel nie ma wątpliwości, że Carmen działa z Santanezem Ulatniają się z Espe, bo ich życie wisi na włosku. Na pewno jeszcze się policzą ze zdrajczynią.
Santanez jest wściekły. Dowiedział się o śmierci Oscara, jego wiernego psa. Zapowiada zemstę na tym, kto to zrobił. Wezwał tez jakiegoś łysego olbrzyma. Ma dla niego zadanie: zabić Espe i Manuela. Ich śmierć ma być okrutna.
Ignacio coraz bardziej mi się nie podoba. Co za szuja. Chce uwieść którąś z siostr. A z tej jego kobiety też niezłe ziółko. Na pewno namiesza.

Odcinek 119
Tobias powiedział wszystko Brunowi. Wyznał, że zrobiłby jeszcze raz to samo. Na szczęście nie został aresztowany, ale będzie w wielkim niebezpieczeństwie jak mafia dowie się, że to on stoi za zabójstwem Oskara.
Lucrecia została pochowana. Ksiądz Salvador wygłosił piękną mowę pożegnalną. Wszyscy wybaczyli jej krzywdy, bo tak należy.
Arturo na szczęście przekonał Renatę, aby współpracowała. Zapewnił jej i Laurze ochronę. Oby Rodrigo ich nie odnalazł.
Miranda nadal jest więziona. Nie udało jej się uciec. Uważa Rodriga za bardzo złego człowieka, którym kieruje chora ambicja, władza i pieniądze. To go kiedyś zgubi, na pewno. Ale nie wiadomo jeszcze ile zła wyrządzi zanim zginie.
Tobiasa dręczą wyrzuty sumienia. Powinien dbać o Caro jak ojciec a nie myśleć o niej jak o kobiecie. Mężczyznę odwiedziła Carmen. Chce odnowić z nim bliską znajomość. Mówi, że mu wybacza. Oj, nie wiem. Takie jak ona nie wybaczają.
Ostatnia scenka. Ile akcji. Manuel czekał na Espe, która się pakowała, gdy zauważył przez okno jakichś mężczyzn.. Nie miał wątpliwości, od kogo są. Postanowił uciec. Tymczasem bandziory wpadli do środka. Zauważyli zniknięcie Manuela. Espe nic nie wiedziała. Zabawią się z nią. Manuel już myślał, że udało mu się. A tu niestety. Dopadli go przy rzece, ale on się nigdy nie poddaje. Strzelił do nich i wskoczył do rzeki. Faceci pewnie myślą, że on zginął. Niż bardziej mylnego. Nasz bohater ma siedem żyć i zawsze spada na cztery łapy.

Odcinek 120
Espe znalazła się w dramatycznym położeniu. Łysy jej powiedział, że Manuel nie żyje. Zaśmiała mu się w twarz. Ona wie, że jej wspólnik ma siedem żyć. On nie zwracał na to uwagi. Przystąpił do działania. Urządzą sobie zabawę. Gwałt zbiorowy. To okrutne. ale zasłużyła sobie na to.
Tak jak myślałam. Manuel nie zginął i jeszcze długo nie zginie. Jest w nieciekawym położeniu. Jest ranny i obolały. Już mnie ciekawi co z nim dalej będzie.
Ignasio robi furorę na kolacji. Zabawia Soledad i Marinę, które już go polubiły. Mężowie nie są zadowoleni z tego. Nie podoba im się ten gość.
Carolina myśli o pocałunku Tobiasa. Hmmm. Ciekawe co z tego będzie?
Valeria miała dość widoku Ignasia. Poszła do gabinetu. Martin się o nią martwił. Nie podoba mu się jej kuzyn i zaczął o niego wypytywać. Val doceniła jego troskę i przytuliła się do niego przyjacielsko i jak to zwykle bywa w takich momentach, wszedł Alejandro. Był zdziwiony i zaszokowany. Ciekawe jak się z tego wytłumaczą.
A jednak. Carmen udało się uwieść Tobiasa, ale on na chwilę się opamiętał. Wypowiedział imię Carolina. Dziewczyna była wściekła. Tobiasz powiedział, że się zmienił i nie łączyło ich nic więcej poza seksem. Carmen nie za bardzo mu uwierzyła i przystąpiła do przerwanej czynności. Tym razem Tobias się poddał. Jest coraz ciekawiej.
Espe była już nieprzytomna gdy kolejni mężczyźni chcieli ją zgwałcić. Przyszykowali jej okrutny koniec. Pożar. To naprawdę okrutna śmierć. Ale czy ona zginie? Nie wydaje mi się. Nic nie jest pewne.

Odcinek 121
Alejandrowi nie podobało się, że jego kobieta i brat się ściskają. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Martin powiedział, że za bardzo się wstawił i stąd to jego zachowania. Alejandro przyznał mu rację i stwierdził, że Martin nigdy nie wywinąłby mu takiego numeru. Gdyby wiedział co jego brat czuje do jego narzeczonej.
Super była scenka z łysym i Rodrigiem. Bandzior zapowiedział, że oboje nie żyją. Santanez chciał dowodów. Bandzior pokazał jedynie zdjęcie Espe w mieszkaniu zanim ją podpalili.Co do Manuela stwierdził że na pweno się utopił i jest pokarmem dla rybek. Santanez się wściekł. Myślał, że tak szybko się go pozbędzie. Spartolili robotę. Kazał odnaleźć ciało, to nie odnajdzie. Przynajmniej na razie. Mam taką nadzieję. Manuel musi jeszcze żyć.
Tobias żałował, że przespał się z Carmen. Ona wręcz przeciwnie. Kazał jej się wynosić. Ale przerwało im pukanie do drzwi. Kazał jej się schować do łazienki. Tobiasz nie spodziewał się Alejandra, który przyszedł mu podziękować za uratowanie Javiera i Caroliny. Carmen wszystko słyszała. Te wiadomości są dla niej przydatne. Już wie kto stoi za zabójstwem Oskara. Zamierza to wykorzystać. Ale jeszcze nie wie, czy powie Rodrigowi. Ma asa w rękawie. Myśli, że Tobias pomoże jej w zdobyciu Gustka. Ta kobieta to prawdziwa żmija.
Valeria jest wściekła za szopkę jaką odprawił Ignacio. Już wymyślił jak wyciągnąć od Alejandra pieniądze: na leczenie ich wspólnej znajomej, a tą znajomą będzie Jessica.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 16:07:29 11-11-09    Temat postu:

Interesujący odcinek. Pierwsza scena z udziałem Alejandra, Martina i Valerii z pewnością trudna do napisania, ponieważ nie wiadomo było czy się nie rpzesadzi z awanturą, czy się nie rpzesadzi z ignorancją, ale mniej więcej wyszło ok. Santaez dzisiaj mi się podobał ze swoimi 'kpinami', zawsze lubię sceny gdy jeden drugiego oskarża, że sobie z niego kpi i mówi to z uśmiechem na twarzy. Podobnie jak sceny z dwulicowością, któa nie jest zbyt przekolorowana. Chodzi mi o Tobiasa. Alejandro jest mu wdzięczny, bo urtował jego córkę, ale gdyby wiedział, że to on sprzątnął jego żonę.

Ostatnia scena była świetna. Valeria sotyka się z Ignaciem. Wieje tajemniczością, utrzymuje się mroczny klimat, a po chwili wkracza Jessica. Wciąz pozostaje we mnie dialog Ignacia z Valerią, który zwiastuje naprawdę ciekawe wydarzenia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:15:13 18-11-09    Temat postu:

122 ODCINEK

Mieszkanie Ignacia.

Valeria była zdenerwowana, zdezorientowana i zniesmaczona tym co właśnie zobaczyła. Na jej oczach uknuto okrutną i jakże perfidną intrygę, ale ona nie mogła nic zrobić. Była bezradna i bezsilna. Musiała spełnić każdy, nawet najbardziej szalony plan Ignacia, bo mężczyzna cały czas ją szantażował i miał ją w garści. Na dodatek widok Jessiki przyprawiał ją
o mdłości. Pewna siebie kobieta była we wszystko wtajemniczona i również chciała jak najbardziej na całym tym interesie zyskać.

- Jesteście potworami! Nie macie żadnych uczuć! – krzyczała Valeria, ale jej zachowanie wywołało jedynie salwę śmiechu ze strony Ignacia i jego kochanki.
- Nie protestuj skarbie, bo wszystko jest już ustalone. Dlatego trzymajmy się planu. Uwierz mi, że sporo nad tym główkowałem, ale w końcu udało się. Dopracowałem go niemal do perfekcji. A Jessica była na tyle dobra, że zgodziła się nam pomóc – złowrogo uśmiechnął się Ignacio.
- Kim ona jest? Jaką rolę pełni w tej chorej grze jedna z twoich kochanek?
- O czym ona mówi? Nie jestem jedną z wielu, lecz jedyną – powiedziała zbulwersowana Jessica.
- Oczywiście, że jedyną – odparł zmieszany mężczyzna, po czym zbliżył się do kochanki i namiętnie ją pocałował. Valeria nie mogła na to patrzeć.
- W co ja się wpakowałam – szepnęła nie kryjąc przygnębienia.
- Skończmy z tymi żartami i przejdźmy do meritum sprawy. Pokażę ci coś. Chodź ze mną – odezwał się nagle z kamienną twarzą Ignacio.

Mężczyzna zaprowadził Valerię i Jessikę do drugiego pokoju. Wskazał ręką w kierunku okna.

- To nam się przyda, czyż nie? – zaśmiał się drwiąco.
- Co to jest? – spytała zaskoczona Valeria, choć zaczęła sobie w końcu zdawać sprawę o co w tym wszystkim chodzi.
- Wózek inwalidzki – wtrąciła Jessika, która po chwili z wielką ochotą i rozbawieniem na nim usiadła.
- Teraz już wiesz na co choruje twoja znajoma. Jest kaleką. Ma niewielkie szanse na wyleczenie... Rehabilitacja niezbyt jej pomaga, ale jest jeszcze dla niej szansa. Niestety zarówno twoja przyjaciółka jak i ty nie masz na to środków. Ale twój przyszły mąż ma. Moim zdaniem don Alejandro De La Fuente okaże miłosierdzie w tej jakże delikatnej sprawie, nie sądzisz? – zapytał z ironicznym uśmiechem na ustach Ignacio...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Arturo Peralta wrócił do kraju po dłuższej nieobecności i po załatwieniu swoich najpilniejszych spraw udał się w odwiedziny do swojego najlepszego przyjaciela Alejandra De La Fuente. Ten powitał go bardzo serdecznie będąc ciekawym najnowszych wieści.

- Podróżowałeś przyjacielu. Mam nadzieję, że wróciłeś z dobrymi nowinami – uśmiechnął się Alejandro.
- To nie były wakacje. Podróż służbowa, ale całkiem udana. Załatwiłem to co trzeba i jesteśmy krok naprzód – odparł tajemniczo Arturo.
- Co masz na myśli?
- Odnalazłem rodzinę tego mafiosa, który nęka ciebie i twoich bliskich. Ukryłem ich w bezpiecznym miejscu. Zmuszę go w końcu do popełnienia błędu. Wpadnie w szał gdy dowie się, że jego rodzinka zniknęła. Dzięki jego żonie i córce stopniowo rozwikłam wszystkie zagadki i złapię go! Nadejdzie dzień gdy w końcu będziecie całkowicie bezpieczni.
- Oby tak było. Wiesz, że mam dość problemów. Słyszałeś zapewne o śmierci Lucrecii i ataku ludzi Santanezie na mojego syna i jego narzeczoną?
- Tak, wiem o tym. Mafia nie odpuszcza, ale zapewnimy wam całkowitą ochronę. Zaskakujące, że Tobias Castillo uratował twoją rodzinę. Zawsze uważałem go za zwykłego bydlaka... Co do Lucrecii, uważam, że to robota Esperanzy lub Manuela. Z przykrością stwierdzam, że w tej sprawie jesteśmy bezradni. Esperanza uciekła z więzienia i jest nieuchwytna. Nie wiadomo gdzie przebywa i czy współpracuje z Manuelem...
- Nawet mi o nich nie mów. Niech żyją sobie nawet w kosmosie, ale z daleka ode mnie i od mojej rodziny. Czuję, że wreszcie odżyłem. Niedługo wezmę ślub z Valerią. Może Javier pójdzie w moje ślady i ożeni się z Caroliną. Marina jest w ciąży z Sergiem. Zostanę dziadkiem! Dasz wiarę?
- Podwójne gratulacje przyjaciele. Oby nadeszły lepsze czasy...
- Nigdy nie nadejdą dopóki wszyscy moi wrogowie będą mi uprzykrzać życie...
- Wszyscy za to zapłacą. Zaufaj mi, a będzie dobrze. Ten mafioso przetrzymuje kobietę, którą kocham. Gdy stanę z nim twarzą w twarz, wyrównamy rachunki – stwierdził Peralta...

Stolica.

Rodrigo Santanez chodził zdenerwowany brakiem wiadomości od swojej rodziny. Kazał oczywiście sprawdzić to swojemu człowiekowi będącemu na miejscu, ale nie mógł się z nim skontaktować. Ta sytuacja przestawała mu się podobać.

- Co jest grane! Ktoś sobie ze mnie kpi? Gdzie one się podziewają? Mają się meldować raz na dwa dni! Przeklęta Laura i Renata! Co to za nieposłuszeństwo! Nie dość, że mam problemy z rodziną De La Fuente, nie wiem czy Manuel faktycznie zginął czy nie, to jeszcze one się do mnie nie odzywają! Niech to diabli! – klął pod nosem Rodrigo. Nagle do jego biura przyszedł jakiś mężczyzna w garniturze i z ciemnymi okularami na twarzy. Wszedł niepewnym krokiem i widać było, że jest zdenerwowany. Ściągnął swoje okulary i milcząco spojrzał na swojego szefa.
- Nie nauczyli cię pukać? Co tak stoisz? Skoro już wszedłeś to mów o co chodzi?
- Miałem sprawdzić dlaczego pana rodzina się nie odzywa...
- I sprawdziłeś?
- Tak... Nie było łatwo, bo nasi ludzie zniknęli. Chyba zdali sobie sprawę, że nawalili i uciekli...
- Odszukam ich nawet pod ziemią i zabiję! Ale mów! Co zrobili? Gdzie jest moja rodzina?
- Wynająłem innych ludzi aby wybadali sprawę. Właśnie dostałem od nich informację. Sąsiedzi powiedzieli, że kilka dni temu pana żona i córka wyjeżdżały po kryjoma z jakimś mężczyzną. Miały spore bagaże, ale wyglądało na to jakby uciekały w popłochu. To chyba nie był planowany wyjazd...
- Z jakim mężczyzną wyjeżdżały? To był policjant?
- Ubrany po cywilnemu...
- Przykrywka! A niech mnie! Sprytny jesteś Peralta! Masz Renatę i Laurę i przywiozłeś je tutaj... Ty masz moje kobiety, ale nie zapominaj, że ja mam Mirandę. Gra nie jest jeszcze skończona bydlaku! Na pewno je gdzieś ukryłeś i chcesz wykorzystać w grze przeciwko mnie, ale nic z tego. One nie mogą być takie głupie żeby wbić mi nóż w plecy... Poza tym co one o mnie wiedzą? Tak czy inaczej pożałujesz tego kroku przeklęty glino! – pomyślał Santanez...

Tydzień później.

Alejandro i Valeria wyznaczyli już datę swojego ślubu. Odbędzie się on równo za miesiąc. Czas ten posłuży im do przygotowań do uroczystości. Carolina zamieszkała z Javierem na hacjendzie Sandovalów. Byli szczęśliwsi niż kiedykolwiek. Szykowały się też poważne zmiany w firmie. Rodzina zaniedbała interesy przez te liczne miesiące, w których nie brakowało cierpienia, nieszczęść i problemów. Teraz jednak nadeszła wielka chwila dla Javiera, który miał zostać prezesem firmy. Jego ojciec byłby honorowym prezesem, a w radzie nadzorczej oprócz nich byliby też Martin, Marina, Soledad i Sergio jako rodzinny prawnik, który od teraz zastąpiłby znienawidzonego Manuela. Gustavo w dalszym ciągu piastował stanowisko zarządcy rodzinnej hacjendy i dbał o wszystko co z tym związane. Zmiany w firmie na lepsze i perspektywa nadchodzącego ślubu powodowała pewne podniecenie w rodzinie, ale także swego rodzaju niepokój czy być może ktoś znów nie zechce zniszczyć ich szczęścia. Sergio troskliwie opiekował się będącą w błogosławionym stanie żoną. Z kolei Gustavo przebłagał Soledad mówiąc, że Carmen jest tylko jego przyjaciółką. Zrobił to do tego stopnia, że kobieta zechciała ją poznać. Carmen wciąż czuła szansę zdobycia swojego upragnionego mężczyzny. Próbowała wciągnąć w swoje gierki Tobiasa, ale ten nie chciał jej w niczym pomagać. Ignacio i Jessika czekali na odpowiedni moment aby wdrożyć swój plan w życie. Rodzina była mężczyzną zafascynowana i nikt nie miał pojęcia jak okrutny jest to człowiek. Jedynie Martin miał wątpliwości, ale nikt go nie słuchał. Wkrótce szantażowana Valeria miała poprosić ukochanego o pomoc dla jej „ciężko chorej” znajomej. Wiedziała, że czyni źle, ale nie miała innego wyjścia. Santanez mimo największych starań i swoich wpływów nie mógł odszukać swojej żony i córki. Jego wściekłość potęgował fakt, że łysy i jego ludzie nie odnaleźli jeszcze ciała Manuela. Nic nie szło po jego myśli, ale tacy jak on nigdy się przecież nie poddają...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Dzień był bardzo słoneczny. Alejandro obszedł więc z radością swoją hacjendę, porozmawiał z Gustavo, który opowiedział mu o nowościach. Wszystko szło po ich myśli. Rodzina zakupiła nowe tereny i rozszerzyła swoje terytorium. O dawnym kryzysie nie było już mowy. Senior rodu De La Fuente udał się następnie na przejażdżkę konną po swoich rozległych ziemiach. Nagle zauważył jadącego w jego stronę Ignacia. Alejandro uśmiechnął się i zsiadł z konia. To samo zrobił Ignacio. Mężczyźni podali sobie dłonie.

- Co za niespodzianka! Miło cię spotkać – poklepał go po plecach Alejandro.
- Moja kuzynka pożyczyła mi konia i zrobiłem rundkę po okolicy. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – zapytał Ignacio.
- Skądże znowu. Nawet nie musisz pytać. To co moje, należy do mojej przyszłej żony, więc także do jej rodziny. W taką pogodę każdego kuszą przejażdżki. Jak widzisz mnie również...
- Skoro tak sobie rozmawiamy, to chciałbym ci coś powiedzieć. To delikatna sprawę. Bardzo mnie to krępuje, ale w końcu jestem mężczyzną i muszę powiedzieć mężczyźnie prosto w oczy to czego wstydzi się powiedzieć Valeria...
- Nie bardzo rozumiem. O co chodzi? – zdziwił się Alejandro.
- Jak już mówiłem to bardzo delikatna sprawa. Nie mieszaliśmy cię w to, bo i po co... Jesteśmy z Valerią bezradni. Nasza wspólna przyjaciółka jest dla nas jak rodzina... Niestety jest ciężko chora i nie wiemy jak jej pomóc...
- To straszne... Co jej jest?
- Wypadek samochodowy... sparaliżowana... a jest jeszcze taka młoda. Jest na wózku inwalidzkim i jedynie operacja, a właściwie seria operacji może jej pomóc. Rehabilitacja nie pomoże na dłuższą metę Niestety wszystko kosztuje... Chcieliśmy jej pomóc finansowo, ale to tylko kropla w morzu potrzeb... Zapewne zauważyłeś jaka smutna była moja kuzynka ostatnimi dniami... Ona jest taka skryta i małomówna... Wszystko tłumi w sobie. Nawet nie powiedziała ci o wypadku jej znajomej. Ona nie chce męczyć cię tą sprawą...
- Zupełnie niepotrzebnie. Mogłaby się wyżalić i powiedzieć co jej leży na sercu. Może tej kobiecie da się jeszcze pomóc?
- Wiem, że gdybyś tylko mógł, to na pewno pomógłbyś tej biednej istocie. Jesteś dobrym człowiekiem. Valeria jednak nie chce zaprzątać ci głowę swoimi problemami. Nie poprosi cię o pomoc, nawet o pożyczkę. Jest zbyt samodzielna. Wszystko chce robić sama.
- O pożyczkę?
- Aj wypaliłem bez sensu. My nic od ciebie nie chcemy. Po prostu chciałem ci wyjaśnić całe to postępowanie Valerii...
- Rozumiem cię Ignacio. Ona jest taka wspaniała. Ale niech wie, że i tak jej pomogę...
- Gdy ona się o tym dowie, zabije mnie. Póki nie jesteście małżeństwem, ona woli działać sama...
- Nie szkodzi. Załatwimy to inaczej. Może będziesz pośrednikiem w tej sprawie?
- To znaczy? Co sugerujesz?
- Masz swój numer konta? Przeleję odpowiednie sumy, które może choć odrobinę pomogą twojej znajomej...
- Czy ja wiem? Nie znasz tej osoby... Nie chcę żebyś się w to angażował...
- Ale ja chcę się zaangażować. Valeria nie musi o niczym wiedzieć. Niech to będzie moja niespodzianka. Pomogę jej, ale przede wszystkim waszej znajomej – uśmiechnął się Alejandro.
- Brak mi słów. Jesteś świętym człowiekiem – odparł Ignacio. Połknąłeś haczyk idioto – pomyślał pod nosem...

Tymczasem...

Jedna z obskurnych dzielnic Bogoty. Kręci się tam jak zwykle mnóstwo pijaków, żuli, złodziei i zwykłych bandziorów. Kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się tam również wiele nielegalnych sklepików, a ludzie handlują czym chcą. Jeden z mężczyzn zajmuje się nielegalnym handlem bronią.

- Oto pańska broń – powiedział sprzedawca z wielką ochotą przeliczając gotówkę.

Nie było mowy o żadnych kwitach czy pozwoleniach. Zamawiający dostawał broń i mógł robić z nią wszystko. Najważniejsze, że sowicie płacił. Za chwilę nadszedł kolejny klient.

Mężczyzna ten miał na sobie kaptur, który całkowicie zasłaniał mu twarz.
Z trudem, utykając doszedł do stanowiska z różnymi rodzajami broni. Niczym nie różnił się od wszystkich mieszkańców i przechodniów tej dzielnicy.

- Słucham pana – powiedział sprzedawca.
- Słyszałem, że macie tu najlepsze i najnowsze karabiny maszynowe – z trudem wycedził przez zęby mężczyzna.
- Dobrze pan słyszał. I najdroższe...
- Wezmę ten najdroższy. Cena nie gra roli. Mam nadzieję, że faktycznie będzie on najlepszy także w użyciu.
- Ma pan to jak w banku...

Sprzedawca był zaskoczony nie tyle słowami mężczyzny, co jego zamaskowanym wyglądem.

- Po co takiemu żebrakowi karabin maszynowy? Świat jest pełen wariatów... Zresztą co mnie to obchodzi. Oby miał pieniądze i nie okazał się zwykłym oszustem.

Zamawiający broń z trudem zrobił jeszcze dwa kroki aby rozejrzeć się i zobaczyć wszystko to co było oferowane i leżało na wielkim drewnianym stole. Znów zatrzymał się w miejscu, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Trwało to jednak tylko sekundę. Gdy sprzedawca przyniósł mu owinięty w folię karabin, uśmiechnął się szeroko.

- Mam nadzieje, że ma pan czym zapłacić?

Mężczyzna wyjął z kieszeni spory plik banknotów na znak potwierdzenia swoich poprzednich słów.

- Nareszcie nadszedł czas... czas zabijania – pomyślał zamaskowany pod kapturem mężczyzna...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:41:26 19-11-09    Temat postu:

Super odcinek
Valeria była u Ignasia. Jest zszokowana jaką intrygę on i Jessica uknuli. Ale nie ma wyjścia, musi im pomóc.
Arturo wrócił ze stolicy. Powiedział Alejndrowi, że odnalazł rodzinę mafiosa i ukrył. Ma nadzieje, że nadejdą lepsze czasy. Przyjaciel powątpiewa w to. Mówi, że nadejdą kiedy wrogów już nie będzie. Oby tak się stało jak najprędzej.
Haha, jaki Rodrigo wściekły jak się dowiedział, że jego rodzinka zniknęła. To za dużo dla niego. Jeszcze Manuela nie mogą odnaleźć.
Ale Ignacio przebiegły. Spotkał się na przejażdzce z Alejandrem i zaczął opowiadać i chorej kuzynce. A ten od razu złapał haczyk i zaofiarował pomoc sparaliżowanej kobiecie.
Jakiś zamskowany mężczyzna kupował broń. Świetna była ta scenka. Domyślam się kto to był, ale zachowam tą słodką tajemnicę.
- Nareszcie nadszedł czas... czas zabijania – pomyślał zamaskowany pod kapturem mężczyzna... Super tekst, nadający nastrój grozy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 0:00:01 06-12-09    Temat postu:

123 ODCINEK

Bogota.

Około trzydziestoletnia kobieta kończyła właśnie nakrywać do stołu. Towarzyszył jej dwa razy starszy mężczyzna. Szykowali oni kolację dla siebie i jeszcze kogoś trzeciego. Uradowana dziewczyna nie mogła doczekać się chwili kiedy ich tajemniczy gość przybędzie. Mężczyzna patrzył na jej zachowanie i radość dość sceptycznie.

- Straciłaś dla tego człowieka głowę córeczko, a my nie wiemy co on do ciebie czuje. Właściwie to nawet go nie znamy... Nie podoba mi się twoje zaangażowanie. Możesz źle na tym wyjść. Uratowaliśmy temu człowiekowi życie, a on jest nam za to wdzięczny, ale to wystarczy. Zauważ, że on nawet nie chciał iść na policję. Był taki dziwny i tajemniczy. Może pochodzi z jakiegoś gangu tak samo jak ci ludzie którzy go zranili? Może stąd te obawy przed policją? Jestem lekarzem, a ty pielęgniarką, więc zrobiliśmy co w naszej mocy aby go wtedy uratować, ale on mi się nie podoba. To człowiek – zagadka. Nie ufam mu – powiedział z przekąsem mężczyzna.
- Skoro przyjął moje zaproszenie na dzisiejszą kolację to na pewno coś do mnie czuje. Lubię zagadkowych mężczyzn, a Rafael jest właśnie taki. Tacy ludzie mnie przyciągają. Może nic z tego nie będzie, ale nie zaszkodzi spróbować – odparła dziewczyna.
- Alicia... Alicia... Jak zwykle jesteś łatwowierna. Ryzykuj jeśli chcesz, ale będę go miał na oku. Już i tak za długo u nas przebywał. Dobrze, że sam zdecydował odejść. Nasze drogi z tym człowiekiem złączyły się, ale tylko chwilowo. Teraz niech każdy pójdzie w swoją stronę. My mamy swoje życie, a on swoje...
- Nie marudź już tato... Rafael to dobry człowiek. Wyciągnęliśmy do niego rękę gdy był umierający. Pomogliśmy mu, a jestem pewna, że on kiedyś pomoże nam. Gdzie on jest? Już tu powinien być...
- Widocznie ma nas w nosie. Nie wiem po co organizujemy kolację na cześć człowieka, o którym nie mamy zielonego pojęcia...

Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Gdy Alicia otworzyła je, ujrzała w nich przystojnego mężczyznę ubranego w dobrze skrojonym garniturze. W ręku trzymał bukiet kwiatów.
- To dla najpiękniejszej pielęgniarki świata – uśmiechnął się mężczyzna wręczając jej kwiaty i całując w policzek.
- Dziękuję ci Rafael. Są piękne. Wejdź i rozgość się. Czekamy na ciebie z ojcem.

Rafael przywitał się z ojcem Alicii, a następnie zajął swoje miejsce przy stole.

- Jak się pan miewa doktorze Emilio? – zapytał mężczyzna.
- Starość nie radość, ale nie narzekam. Dziękuję, że wpadłeś. Moja córka od rana chodzi z tego powodu cała podekscytowana. Czekała na ciebie, a ty jej nie zawiodłeś.
- Nie zawodzę ludzi, którzy tak wiele dla mnie zrobili. Gdyby nie wy, umarłbym w samotności. Całe szczęście, że spacerowaliście wtedy niedaleko rzeki. Jestem teraz jak nowo narodzony, choć nie ukrywam, że ciężko mi oswoić się z tą utykającą nogą i nie w pełni sprawną ręką...
- Ciesz się, że w ogóle żyjesz. Leczyliśmy cię w domu, bo nie pozwoliłeś się zabrać do szpitala. Dobrze, że miałem tu specjalistyczny sprzęt. Jednak nie jestem cudotwórcą. Będziesz utykał, a lewa ręka nie będzie do końca sprawna. Nie martw się jednak. Medycyna idzie do przodu. Szereg operacji w Stanach pomógłby ci dojść do całkowitej sprawności w obu poszkodowanych kończynach.
- Pomyślę o tym. Dziś widzimy się być może po raz ostatni. Dlatego chciałbym panu i pańskiej córce jeszcze raz serdecznie za wszystko podziękować...

Mężczyzna wyjął z marynarki białą kopertę, którą położył na stole tuż obok siedzącego lekarza.

- Ale... daj spokój... nie możemy tego przyjąć – zająknęła się Alicia.
- Moja córka ma rację. Nie zrozum mnie źle, ale ludzkie życie jest bezcenne. Nie wezmę od ciebie ani grosza – dodał Emilio.
- Proszę mnie nie obrażać. Muszę jakoś odwdzięczyć się za to co dla mnie zrobiliście. Jeśli tego nie przyjmiecie, będę zniesmaczony. Bardzo proszę...
- Dobrze – powiedziała po chwili zawahania dziewczyna. Skoro nalegasz i jest to dla ciebie tak ważne, to niech tak będzie...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Valeria siedziała zrezygnowana w salonie. W jej głowie wciąż kłębiły się przeróżne myśli. Przypominała sobie różne sceny z przeszłości, a mianowicie śmierć swojego męża, groźby Ignacia, poznanie Alejandra, jego oświadczyny... Śmiała, zdecydowana i twardo stąpająca po ziemi kobieta czuła się bezradna wobec spisku Ignacia i jego szantażu. Wiedziała, że cokolwiek w tej sprawie zrobi, każda decyzja spowoduje jedynie ból i cierpienie. Musiała jednak powiedzieć ukochanemu o swojej rzekomo chorej przyjaciółce, bo w innym wypadku Alejandro dowiedziałby się wielu nieciekawych rzeczy na jej temat i na pewno znienawidziły ją z całego sercu. Ale tak czy inaczej on wciąż będzie przez nią okłamywany.

- Nie mam wyjścia. Niech Bóg mi wybaczy, że muszę zacząć wprowadzać w życie tę farsę – pomyślała Valeria, po czym zobaczyła idącego w jej kierunku Alejandra. Mężczyzna był uśmiechnięty i szczęśliwy.
- Witaj kochanie – pocałował ją i przytulił, ale ona pozostała smutna i niewzruszona.
- Gdzie byłeś? – spytała nieśmiało.
- Miałem coś do załatwienia w banku.
- Rozumiem...
- Co z tobą? Znowu jesteś zmęczona i bez humoru? A może ty jesteś chora? To mi się nie podoba. Powiedz co cię gryzie... Chyba możesz otworzyć się przed swoim przyszłym mężem, co?
- Chodzi o to, że mam poważny problem. Moja... Moja przyjaciółka...
- Jest chora i potrzebuje pomocy... Wiem o tym. To przykra sprawa, ale nie martw się tym. Jakoś temu zaradzimy.
- Skąd o tym wiesz?
- Od Ignacia. On przeżywa to tak samo jak ty. Wasza wspólna znajoma jest sparaliżowana, a nikt z jej rodziny i otoczenia nie może jej wspomóc finansowo aby mogła przejść przez kolejne zabiegi i operacje...
- Alejandro... Dziękuję za troskę, ale Ignacio wyraził się zbyt dosadnie. Nie mieszaj się do tej sprawy. Jeszcze nie jesteśmy małżeństwem i ja nie chcę cię prosić o żadną pomoc finansową. Wybacz, że to mówię, ale załatwimy to jakoś razem z Ignaciem. A poza tym nie chcę o tym rozmawiać...
- Jak chcesz kochanie, ale gdybyś mi o tym opowiedziała byłoby ci z pewnością lżej...
- Jesteś kochany, ale czasem chyba nie da się już nic zrobić...

Alejandro przytulił ukochaną, która nie była w stanie błagać go o pieniądze. Jednocześnie i tak go okłamała. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy.

- Nie jestem taka jak Ignacio, ale co mam robić? Jak mu się przeciwstawić? – zastanawiała się...
- Jesteś cudowną kobietą, ale ja ci pomogę. Dyskretnie i przez twojego kuzyna, ale muszę to zrobić. Ty pomogłaś mi z hacjendą gdy byłem w dołku, teraz czas abym to ja ci pomógł. A poza tym co jest dziwnego w tym, że pomogę własnej żonie? Musimy się przecież
wspierać – pomyślał Alejandro...

Kościół.

Ksiądz Salvador zabierał się już za zamykanie kościoła gdy nagle zauważył jakiegoś mężczyznę idącego w jego kierunku.

- Niech ksiądz zaczeka! – krzyknął przyśpieszając kroku.
- W czym mogę pomoć? – zapytał duchowny przyglądając się mu uważnie. Dopiero po chwili zauważył z kim ma do czynienia.
- Musimy porozmawiać. To bardzo ważne...
- Tobias Castillo. Co ty tu robisz?
- Wiem, że nie jestem tu mile widzianym gościem, ale to bardzo ważna sprawa. Muszę ją z księdzem przedyskutować.
- W domu Bogu każdy jest mile widziany. Wejdźmy do środka...

Obaj weszli do środka i usiedli w jednej z ławek. Ksiądz był początkowy nieufny wobec człowieka o kiepskiej reputacji, ale postanowił go wysłuchać, jak każdego bliźniego.

- Jesteś tajemniczy Tobiasie. O co ci chodzi? Z czym do mnie przychodzisz? – zapytał duchowny.
- Długo myślałem jak załatwić pewną sprawę i doszedłem do wniosku, że jedynie ksiądz może mi pomóc – odparł Tobias.
- Możesz mówić jaśniej? Nic z tego nie rozumiem...

Tobias przekazał księdzu czarną walizkę, którą trzymał w ręku.

- Musi ksiądz to przechować – oznajmił spokojnym głosem.
- W co ty grasz? Nie mam pojęcia co to jest i nie mogę tego zrobić.
- Niech ksiądz posłucha mnie uważnie. Grozi mi wielkie niebezpieczeństwo. W każdej chwili mogę umrzeć a w tej walizce są bardzo ważne dokumenty. Tylko w kościele będą bezpieczne. Nikt nie domyśli się gdzie ich szukać.
- Jakie to dokumenty? To wszystko niezbyt mi się podoba. Wiesz o co mnie prosisz?
- Tu chodzi nie tylko o mnie, lecz o Alejandra De La Fuente, jego ziemię i jego rodzinę. Jeśli coś mi się stanie albo jeśli ktoś znów zaatakuje jego rodzinę, proszę przekazać to policji. Arturo Peralta gdy to zobaczy, będzie wiedział jak dalej postępować.
- Dlaczego sam tego nie oddasz w ręce policji skoro to tak istotne.
- Nie mogę. Mam swoje powody. Jeszcze raz proszę: niech ksiądz przechowa tu w bezpiecznym miejscu. Nie można tego zgubić. W tej walizce kryje się wiele sekretów...
- Powiedz mi konkretnie co tam jest...
- Nie mogę. To dla księdza zbyt niebezpieczne. Chyba, że zachowa ksiądz tą wiedzę jako tajemnicę spowiedzi – stwierdził tajemniczo Tobias...

Tymczasem...

Młody mężczyzna w wieku jakichś trzydziestu lat opuścił właśnie swoje codzienne miejsce pracy. Za jego plecami stał duży budynek, na drzwiach którego widniał napis „Chirurgia plastyczna”. Był już zmęczony i marzył o powrocie do domu. Otworzył drzwi swojego samochodu i nagle stało się coś niespodziewanego. Został siłą wepchnięty do środka. Zanim zorientował się co jest grane, zamaskowany człowiek trzymał nóż przy jego gardle.

- Czego chcesz? Pieniędzy? Samochodu? Weź, ale daruj mi życie! – powiedział przestraszony.
- Nie bądź idiotą Mauricio i zamknij się! – odezwał się napastnik powoli zdejmując swój kaptur. To co zobaczył mężczyzna przeraziło go.
- Kim jesteś?
- Nie poznajesz mnie? Przyjrzyj się...

Mauricio był przestraszony i zdezorientowany, ale z uwagą wpatrywał się
w twarz napastnika. Dopiero po chwili, z niedowierzaniem i zaskoczeniem pojął z kim ma do czynienia.

- To ty? Niemożliwe...
- Tak, to ja chociaż pewnie trudno jest mnie poznać. Musimy tam wrócić i pogadać. Musisz mi pomóc...

Bogota.

Uroczysta kolacja dobiegała już końca. Atmosfera była już bardzo luźna. Włączono nawet telewizor, a z racji dość późnej pory rozpoczynał się właśnie magazyn kryminalny. Don Emilio siedział wygodnie w swoim fotelu i zawsze oglądał ten program przed zaśnięciem. Alicia wpatrywała się w tajemniczego Rafaela, ale ten nie zwracał na nią uwagi. Uśmiechał się, bo musiał, ale cała ta sytuacja zaczęła go nużyć. Na dodatek zaniepokoił się na dźwięk oznaczający początek kryminalnego magazyny.

- Chyba już pójdę. Zrobiło się późno – stwierdził Rafael.
- Nie chodź jeszcze. Nie psujmy tej chwili – powiedziała Alicia wtulając się w jego ramiona.
- Zostań jeszcze. Popatrz jakie zbiry chodzą po tym świecie. Aż mnie ciarki przechodzą gdy to oglądam – odezwał się starszy mężczyzna.

Dziennikarz prowadzący magazyn wracał właśnie do najbardziej poszukiwanych przestępców w Kolumbii.

- Oto Marcelo Calderon i jego zdjęcie. Ma na koncie dwa morderstwa pierwszego stopnia. Bezskutecznie poszukiwany od dwóch lat. Następny na naszej liście to Gerardo Beltran. Pół roku temu zabił trzy osoby. Wciąż ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości. Policja poszukuje również Manuela Rodrigueza. Proszę się mu uważnie przyjrzeć. To bardzo groźny przestępca, który ma na koncie wiele zabójstw. Przypisuje mu się również zabójstwo kilku policjantów. Najprawdopodobniej przebywa teraz w Bogocie.

Emilio i Alicia byli w szoku. W mężczyźnie pokazywanym w telewizji z łatwością rozpoznali przebywającego z nimi Manuela. Dziewczyna odsunęła się od niego jak oparzona, a jej przerażony ojciec wstał z fotela.

- To niemożliwe. Jesteś mordercą! – krzyknął z wściekłością.
- Czy to prawda? Jesteś tym człowiekiem? Odpowiedz! Milczysz, a więc oszukałeś nas! Nie jesteś żadnym Rafaelem, lecz Manuelem Rodriguezem! Poszukiwanym zabójcą! Ty draniu! Jak mogliśmy uratować życie i zaufać takiej kreaturze jak ty! – nie mogła się powstrzymać Alicia.
- Tak, jestem Manuelem Rodriguezem, przestępcą poszukiwanym przez policję. Niestety informacje w tym programie nie są już aktualne. Od teraz będę miał na koncie więcej zabójstw. Wybaczcie, to nic osobistego, ale nie mam wyjścia.

Manuel wyjął niespodziewanie pistolet i wystrzelił dwa razy w kierunku przerażonej Alicii. Później z zimną krwią zastrzelił również Emilia, który stanął w obronie córki. Leżeli teraz na podłodze w morzu krwi wydając jeszcze ostatnie konwulsyjne ruchy. Mężczyzna przyglądał się temu przez chwilę, po czym bez cienia emocji na twarzy westchnął głęboko.

- Dlaczego musieli oglądać ten przeklęty program? Miałem inne plany wobec tych ludzi, ale zmusili mnie do tego. Co za paradoks. Już drugi raz zabiłem ludzi, którzy uratowali mi życie. Cóż... było, minęło. Dokończę resztę kolacji, bo szkoda żeby jedzenie się zmarnowało – powiedział Manuel, po czym wziął do ręki kieliszek wina i zabrał się za konsumowanie potrawy, której nie zdążył jeszcze dokończyć...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 19:50:04 07-12-09    Temat postu:

W rolę tajemniczego Mauricia Alvarado wcielać się będzie Jorge Luis Pila

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 14:55:19 16-12-09    Temat postu:

Bardzo mroczne odcinki. Dlatego nie pasuje mi tutaj to typowo telenowelowy słownik z dramatycznymi wyrażeniami albo takimi jakby widzowie byli tępi [chodzi o niektóre sceny]. Grzesiu, moja krytyka wynika z tego, że naprawdę traktuję ten serial poważnie i wyjątkowo, jest to raczej przyjacielska niż wredna krytyka.

Przechodząc do fabuły. Oj, działo się. A raczej działo się mało, ale został zbudowany świetny fundament pod wydarzenia, które wkrótce sądzę, że nastaną.

Sceny, które mi się podobały:

1. Scena w kościele gdy Tobias wręcza Salvadorowi tajemniczą walizkę. Niestety zabrakło efektów specjalnych, jakieś burzy czy czegoś, jak to dla tego typu scen, jest przeważnie obecne.

2. Scena, gdy Manuel kupuje broń i wali ten swój tekst z czasem zabijania. Powiało grozą i zrobiło się mrocznie.

3. Scena w gabinecie zabiegowym, kiedy Esperanza przychodzi i odsłania twarz. Podobało mi się to napięcie i tajemniczość, bo nie ujrzeliśmy Esperanzy, tylko przerażenie lekarza, poza tym wciąż oficjalnie nie wiemy o kogo chodzi.

4. Scena z oglądaniem przez Manuela i ludzi, którzy go uratowali, magazynu kryminalnego i odkrycie prawdy co do Manuela. Poza tym ten bohater robi się coraz bardziej bezwględny, już mu nawet na pozorach nie zależy.

Sceny, które mi się nie podobały:

1. Scena Alejandra z Ignaciem. Po prostu watek z tą chorą i wyłudzaniem pieniędzy nie podoba mi się.

2. Scena Alejandra z Valerią. Twarda protagonistka [bo chyba tak ją można nazwać], zrobiła się typową Esmeraldą, Rosalindą, czy inną sierotką, która tylko użala się nad swoim losem. Smutne, ale prawdziwe.


Ostatnio zmieniony przez Val dnia 15:45:40 16-12-09, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:56:20 21-12-09    Temat postu:

Dzięki Val za komentarz. Nie wiem o jakie typowo telenowelowe dramatyczne wyrażenia Ci chodzi, nie mam pojęcia Cieszę się, że odcinek w miarę się podobał, a scenki były niezłe i emocjonujące. Valeria nie jest tu protagonistką, choć jej rola faktycznie wzrasta.

Newik postaram się zamieścić jeszcze przed Wigilią.

Pozdrawiam


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 22:57:34 21-12-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 21:48:09 12-01-10    Temat postu:

Z góry przepraszam, że odcinek umieszczam dopiero 12 stycznia, ale ostatnio absolutnie nie miałem czasu na rozrywkę, a co dopiero pisanie odcinków. Przede mną nadal ciężki okres, bo zbliża się sesja, ale udało mi się w końcu wstawić obiecany tak dawno odcinek. Być może nie jest on najlepszy, ale to ocenicie już sami A więc czas na pierwszy odcinek "WLK" w nowym, 2010 roku

124 ODCINEK

Centrum chirurgi plastycznej.

Gabinet od dawna nie powinien być już czynny, a mimo to znów zapaliło się w nim światło. Zdenerwowany Mauricio i jego tajemniczy gość mieli sobie wiele do wyjaśnienia. Mężczyzna dobrze znał napastnika i w porę zrozumiał o co tu chodzi, ale wciąż czuł niepokój.

- Zawsze wiedziałem, że jesteś szalona, ale nie sądziłem, że aż do tego stopnia – westchnął po chwili już nieco spokojniejszy Mauricio.
- Jeżeli nie będziemy logicznie myśleć to nie przetrwamy. W tak beznadziejnej sytuacji, w jakiej obecnie jestem tylko ty możesz mi pomóc. Spójrz jak wyglądam. Nawet mnie początkowo nie poznałeś. Jak maszkara! Los był dla mnie okrutny, ale z drugiej strony żyję i to jest najważniejsze! Wszyscy którzy mnie skrzywdzili jeszcze mnie popamiętają! Mają mnie za zmarłą, więc się zdziwią! – krzyknęła rozzłoszczona kobieta.
- Co ci się właściwie stało? To był pożar, prawda? Jakim cudem przeżyłaś?

Esperanza zamyśliła się głęboko, a w jej myślach powróciły tamte straszne chwile...

- Nie tylko pożar... Banda zbójów pobiła mnie, zgwałciła i torturowała... Myśleli, że jestem słabeuszem i umrę z wycieńczenia... Sądzili, że nie żyję, więc żeby pozbyć się ciała i zatrzeć ślady, spalili całe mieszkanie... Głupcy! Żyłam jeszcze i tylko dzięki samozaparciu ocknęłam się i stoczyłam prawdziwą walkę o życie. Uciekłam tylnym wyjściem. Miałam szczęście, że była wtedy burza. Pioruny zniszczyły szybę i mogłam wydostać się przez okno. Niestety zanim tam dotarłam, czekał już na mnie ogień. Kolejny z bezlitosnych przeciwników na mojej drodze... Zranił mnie, ale nie zniszczył. Przedarłam się i przez niego. Ból był zapewne ogromny, ale nawet go nie czułam. Wymknęłam się i rzuciłam wprost pod kałuże. Deszcz był moim błogosławieństwem. Jeszcze nie wybiła moja ostatnia godzina! Jeszcze mogę wiele zdziałać! Póki żyję, nikt z moich wrogów nie może spać spokojnie. Miałam czas na przemyślenia. Mam genialny plan aby zakpić sobie ze wszystkich i zadać im ostateczny cios...
- Przerażająca jest twoja historia, ale o czym ty mówisz? Opamiętaj się! Uszłaś cudem z życiem i dziękuj za to Bogu! Niech tymi ludźmi zajmie się policja. Niech oni zajmą się wyegzekwowaniem sprawiedliwości...
- Masz mnie za idiotkę? Przecież sama jestem ścigana. Wiesz doskonale, że nie należę do grzecznych kobiet. Ale do rzeczy! Musisz mi pomóc. Bez ciebie nie dokonam zemsty.
- Nadal nic z tego nie rozumiem. Czego ode mnie oczekujesz?
- A jak myślisz? Spójrz na moją twarz! Jestem potworem, a nie człowiekiem! A ty jesteś najlepszy w swoim fachu. Wdrażasz do swoich operacji coraz to nowsze technologie. Musisz mi pomóc...
- Wiesz, że większość operacji robię nielegalnie. Te metody nie są powszechnie akceptowane. Jeśli ktoś się o tym dowie, pójdę siedzieć...
- Nikt się nie dowie Mauricio. Ty pomożesz mnie, a ja tobie. Dostaniesz tyle forsy ile tylko zechcesz...
- W porządku. Mogę poprawić ci twarz, ale nie jestem cudotwórcą. Te blizny nie zejdą tak szybko. Nigdy nie będziesz już sobą...
- Wiem o tym, ale nie przyjmuję odmowy! Zmienisz mi twarz i będę zupełnie inną kobietą!
- Tego nie da się zrobić na raz... To szereg operacji. Mogą potrwać nawet miesiącami...
- Nic mnie to nie obchodzi! Czas nie gra tu roli. Im później się zemszczę tym lepiej! Możesz mnie operować nawet rok, ale mam być piękną kobietą.
- Niczego nie obiecuję, ale postaram się abyś była znów dawną Esperanzą Guzman...
- Mylisz się. Będę starą diaboliczną Esperanzą Guzman o nowej anielskiej twarzy...
- Co ty kombinujesz?
- Podejdź tu, to coś ci szepnę na ucho... Trzymaj się, bo to wielka tajemnica...

Mężczyzna podszedł i nachylił się, a kobieta szepnęła mu do ucha kilka zatrważających słów.

- Zrobisz mi twarz...

W tym momencie na niebie znów błysnął piorun. Zanosiło się na kolejne załamanie pogody i kolejną burzę. Mauricio ledwo dosłyszał końcówkę jej wypowiedzi, ale jednak dosłyszał. Zbladł, ciarki przeszły mu po plecach i nie mógł przez dobrą chwilę wypowiedzieć ani jednego słowa. Esperanza śmiała się drwiąco i wpatrywała w jego reakcję.

- To niemożliwe. Niemożliwe...
- Możliwe Mauricio. Nie ma na tym świecie rzeczy niemożliwych. To od kiedy zaczynamy? – mimo oszpeconej twarzy diaboliczny uśmiech Esperanzy pozostał taki sam jak poprzednio...

Coralos.

Kościół.

W tym samym czasie ksiądz Salvador zgodził się przechować tajemniczą walizkę z dowodami, którą dostarczył mu Tobias. Jednocześnie mężczyzna chciał się wyspowiadać, na co duchowny przystał z radością. To co jednak usłyszał wprowadziło go w stan osłupienia. Błyskawica rozświetliła wówczas przez chwilę świątynię w ten jakże ponury wieczór.

- To ja zabiłem Marię Emilię De La Fuente Ojcze – wyznał Tobias, po czym nastała kilkusekundowa cisza. Ksiądz zasmucił się słysząc te słowa, ale po pierwszej chwili szoku był już gotowy aby dalej z uwagą słuchać opowieści grzesznika.
- Mów dalej. Prawda cię wyzwoli – odparł wielebny zamyślając się głęboko.
- Ja byłem tylko posłańcem, zwykłym pionkiem w tej grze. Ricardo Sandoval, jego żona Isabela, Esperanza Guzman, Manuel Rodriguez, Lucrecia De La Fuente, Simon Toredo... oni wszyscy uczestniczyli w tym planie. Ricardo i Esperanza wydali na Marię Emilię wyrok. Ja miałem ją zabić i wrobić w to zabójstwo don Alejandra. Tak też się stało. Perfekcyjny plan wypalił i triumfowaliśmy. Teraz jednak wiem, że do takich ludzi zło powraca ze zdwojoną siłą. Nie chcę bronić swojego pana, on nie był dobrym człowiekiem, ale w porę zrozumiał swoje błędy... Zmienił się... Natomiast Esperanza czy Manuel nigdy się nie zmienili. Byli żądni zemsty na rodzinie De La Fuente. Zrobili to z chorych pobudek. Liczyła się dla nich tylko władza i pieniądze. Ale i oni działali na czyjeś zlecenie. Mafia chce dobrać się do ziem De La Fuente.
- Powiedz mi dlaczego ci ludzie chcą skrzywdzić tą rodzinę?
- Na tych terenach w Coralos są potężne złoża ropy... Więcej dowie się ksiądz czytając to co jest w tej walizce...
- Jak ją zabiłeś? Czy cierpiała?
- Nie zdążyła. To była profesjonalna robota. Wiem, że powinienem oddać się w ręce policji, ale mam jeszcze jeden cel w życiu. Chronić córkę mojego szefa. Wiem, że macki mafii są wszędzie i te bestie będą za wszelką cenę chciały ją skrzywdzić. Przydam się jeszcze tutaj czyniąc choć odrobinę dobra. W więzieniu będę bezużyteczny...
- Miałeś odwagę wyznać swoje grzechy i to jest najważniejsze. To jest tajemnica spowiedzi. Zrobisz jak uważasz, ale ja wierzę, że Bóg cię oświeci i wskaże ci drogę. Nie jesteś złym człowiekiem. Wyrzuciłeś z siebie grzech, który miałeś w sercu od dawna. Będę się za ciebie modlił. Obyś wytrwał w wierze. Bóg jest tak miłosierny, że wybaczy wszystko. Jednak do ciebie należy wybranie dalszej drogi, którą podążysz...
- Zapewniam księdza, że nie jestem już tym człowiekiem co dawniej.
W tej walizce jest prawda. Dzięki niej dobro zwycięży, a zło zostanie ukarane. Sądzę, że ksiądz jest odpowiednią osobą aby to przechować, a kiedy będzie to potrzebne – użyć i wyjawić na światło dzienne – zakończył Tobias...

Na drugi dzień.

Jessica obudziła się, ale obok niej nie było kochanka. Zdziwiona spojrzała na zegarek. Dochodziła już dziesiąta, ale nawet tak późno godzina nie pobudziła jej ani trochę. Najchętniej spałaby jeszcze pół dnia. Przekręciła się na drugi bok gdy nagle drzwi do mieszkania otworzyły się i zjawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Ignacio.

- Jeszcze śpisz? Kiedy nauczysz się, że czas jest najważniejszy? Chcesz przespać całe swoje życie?
- O co ci znowu chodzi?
- Wstawaj i posłuchaj co mam ci do powiedzenia! Udało się! Byłem w banku i ten idiota Alejandro przelał na moje konto pierwszą część wypłaty dla mojej ciężko chorej znajomej, czyli dla ciebie!

Wiadomość ta w końcu spowodowała reakcję na twarzy kobiety. Uśmiechnęła się, szybko wstała z łóżka i obdarzyła kochanka namiętnym pocałunkiem.

- Wiedziałam, że się postarasz. Oby tylko Valeria nie sprawiała problemów...
- Nie będzie sprawiała. Zresztą ona nie musi nic robić. Niech tylko udaje smutną i załamaną. Tymczasem Alejandro za jej plecami będzie mi wpłacał pieniądze. Jednak aby uwiarygodnić nasz plan musimy przekupić kogo trzeba i załatwić jakieś sfałszowane badania lekarskie. To tak w razie komplikacji. I jeszcze jedno. Musisz się pokazać Alejandrowi na wózku inwalidzkim. Wtedy nie będzie już żadnych wątpliwości...
- Skoro muszę, to zrobię wszystko co zechcesz. Ale pamiętaj o jednym. Nie próbuj mnie wyrolować. Jestem twoją kobietą i mam prawo do połowy tej całej forsy, którą wydrzesz od tego starego De La Fuente. Nie chcę tu widzieć żadnych ladacznic więcej! Masz wydawać pieniądze na mnie, a nie na inne...
- Przecież wiesz, że tylko ty się dla mnie liczysz. Póki co wszystko idzie zgodnie z planem. Muszę jednak zakręcić się jeszcze koło jednej z córek Alejandra. Wtedy należeć do mnie będzie już wszystko – zamyślił się Ignacio...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Soledad niechętnie, ale zgodziła się w końcu na propozycję Gustavo aby wspólnie spotkać się z Carmen. Mężczyzna zapewnił ją, że to tylko jego dobra przyjaciółka, więc lepiej dobrze ją poznać aniżeli chować jakąkolwiek urazę. Nie miał pojęcia jak bardzo się myli, a podejrzenia jej żony są w rzeczywistości słuszne. A Carmen już od dawna knuła perfidny plan aby zdobyć mężczyznę swojego życia. Małżonkowie zaprosili ją więc do hacjendy.

- Wiem, że już się poznaliście, ale wtedy nie było szans na dłuższą rozmowę. Teraz pora na rekompensatę – stwierdził Gustavo.
- O tak. Jestem bardzo wdzięczny za zaproszenie. Nie spodziewałam się tego – uśmiechnęła się Carmen starając się ukryć prawdziwe emocje.
- Przepraszam, że wtedy tak panią potraktowałam. Byłam jednak zdenerwowana – wtrąciła Soledad.
- Nie ma za co przepraszać. I jaka tam pani? Mówmy sobie po imieniu. Jestem Carmen. Mieliście wtedy problem z Sergiem, był przecież
w szpitalu. A poza tym rozumiem, że poczułaś się zazdrosna... Jednak nie masz powodu do obaw. Jesteśmy z twoim mężem przyjaciółmi... takimi właściwie od dzieciństwa.
- Było, minęło. Nie wracajmy do tego. Ufam mężowi, a nie chcę oceniać osób których jeszcze tak dobrze nie znam...
- Właśnie dlatego tu jestem. Kiedy poznamy się lepiej gwarantuję ci, że nie będzie już żadnych wątpliwości z kim masz do czynienia – powiedziała Carmen...

Stolica.

Miranda miała już dość życia w zamknięciu. Postanowiła za wszelką cenę uciec z kryjówki, w której trzymał ją Rodrigo. Nie było to jednak łatwe, bo była zamknięta w pokoju na piętrze, a codziennie pilnowało ją trzech ludzi. Jeden jeden z nich bardzo się do niej przywiązał. Bardzo mu się podobała, więc wykorzystanie tego faktu było dla niej jedyną nadzieją.

- Wiem Ivan, że bardzo ci się podobam. Ja też cię lubię, więc rozwiąż mnie chociaż. Przecież nie ucieknę – powiedziała Miranda.
- Nie mogę. Mój szef skróciłby mnie o głowę gdybym zbliżył się do pani nawet na pół metra – odparł mężczyzna.
- Rodrigo nie musi o niczym wiedzieć. Zresztą on mnie kocha, więc w razie czego zawsze mogę się za tobą wstawić. Mam już dość samotności...
- Sam nie wiem... Mogę panią rozwiązać, ale proszę niczego nie próbować. Nie ucieknie stąd pani...
- Nawet nie zamierzam.

Ivan rozwiązał nogi i ręce kobiety, ale to był jego błąd. Miranda w ułamku sekundy sięgnęła po jakieś tępe narzędzie, które miała ukryte w pobliżu i uderzyła go w głowę. Mężczyzna stracił przytomność, a ona szybko wyjęła z jego kieszeni klucze do wyjścia.

- Mam nadzieję, że cię nie zabiłam. Mam nadzieję, że tamci dwaj oglądają na dole telewizję. Oby mi się udało, bo jeśli nie teraz, to chyba nigdy nie ucieknę z tego piekła...

Tymczasem...

W jednej z obskurnych i najbardziej niebezpiecznych dzielnic Bogoty mimo jasności poranka, potężne grupy gangów bezkarnie panoszyły się na ulicach pijąc, paląc i zażywając narkotyki. Było to jednak nic w porównaniu z tym co działo się kilkanaście metrów dalej. Grupa kilku mężczyzn z łańcuchami na szyi rozprawiała się właśnie z dwoma mężczyznami, którzy weszli im w drogę.

- Nie zapłaciliście w terminie, więc nie mamy o czym rozmawiać! Teraz przemówię pięści i noże! – krzyknął jeden z nich. Był to dobrze znany szef bandy zwany łysym. Dwaj nieszczęśnicy wołali o pomoc, przyrzekali, że oddadzą wszystko, ale potrzebują kilku dni zwłoki. Na nic jednak to się zdało. Na znak łysego jego ludzie dwoma szybkimi ruchami wbili ostrze noża w ich klatki piersiowe. Nikt nie interweniował, mężczyźni zostali zabici w biały dzień. W tym prawie dżungli zawsze zwyciężali tu silniejsi.

Sytuację obserwował mężczyzna w ubraniu włóczęgi, posługujący się laską, która wciąż pomagała mu stawiać kroki. Był to oczywiście Manuel. Wnikliwie przyglądał się przez chwilę całej tej sytuacji, po czym skrzywił się, wyciągnął z kieszeni garść tabletek i bardzo szybko je połknął. Popił je jakąś woda, którą miał akurat pod ręką.

- To przez was muszę zażywać to świństwo. To mnie leczy? O nie... To mnie tylko powoli zabija... Te pastylki już nie wystarczają... Przez was muszę zażywać morfinę. Miałem szczęście, bo zoperowano mnie, jakoś chodzę i poruszam kończynami, ale co to za życie... Ból przenika przeze mnie i jest coraz większy. Tylko prawdziwa operacja w szpitalu miałaby jakiś sens. Ale wtedy byłoby już po mnie. Wpadłbym w ręce policji, a na to nie mogę sobie pozwolić... Łysy i jego banda jest pierwsza na mojej liście wrogów. Gdy tylko dojdę do siebie, zabiję was wszystkich. Później przysłużę się policji i wydam im Santaneza. A na sam koniec zostawię sobie ciebie Alejandro i twoją ukochaną rodzinę. Ja nigdy nie rzucam słów na wiatr – powiedział Manuel, po czym mocniej założył na siebie kaptur i oddalił się od tego miejsca...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 17:50:55 14-01-10    Temat postu:

Weszliśmy w 2010 rok w wielkim stylu. Odcinek tajemniczy i mroczny, klimatyczny i groźny. Żadnej akcji, ale gdy jest stworzony taki klimat grozy to na co komu akcja. Odcinek momentami był może nawet za ciemny, za ponury, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało.

Piękna scena w kościele, gdzie Tobias daje walizkę do przechowania i wzynaje grzechy. Poza tym jego dialog z Salvadorem, pomimo wielu wskazówek moralnych, pouczeń i refleksji na temat dobra i zła, nie miał charakteru lamentu, którego nie znoszę, wyszło to naprawdę fantastycznie.

Nie trudno się domyślić w kogo wcieli się Esperanza, ale mimo to wielkie ukłony, że imię tej osoby nie zostało ujawnione. Pomysł przerażająco przewrotny. O ile cały serial prym wśród villanów w moim rankingu wiódł Manuel, to teraz naprawdę zaczyna zagrażać mu Esperanza.

Ostatnia scena z cierpiącym Manuelem nie podobała mi się, a wszystko przez to, że Manuel tym swoim monologiem potraktował czytelnika jak idiotę, któremu trzeba podać wszystko na tacy. Rozumiem cię jednak, bo sam czasem zastanawiam się czy gdy czegoś nie uajwnię, to czytelnik domyśli się o co chodzi, ale i taks taram się tego unikać jak diabła.

Manuel i Esperanza stali się chodzącymi potworami - ich wewnętrzne kalectwo moralne uzewnętrzniło się w wyglądzie - i to jest po prostu ZAJEBIASZCZE w obecnych odcinkach - no tak mi się to podoba, że nie mam na to słów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:20:21 19-01-10    Temat postu:

Super odcinki
Manuel przeżył. Znaleźli go Emilio i jego córka Aliciia, która się w nim zakochała. Przedstawił im się jako Rafael, ale ja i tak wiem że to on. I nie myliłam się. Jaki mieli pech, że też musieli oglądać TV. Dowiedzieli się kim jest naprawdę Rafael. Zabił ich i postanowił coś zjeść, aby kolacja się nie zmarnowała.
Super scenka z księdzem Salvadorem i Tobiasem. On wyznał swoje grzechy i dał księdzu walizkę z dowodami. Tobias żałuje za wszystko, nie zamierza zgłosić się na policję bo bardziej pożyteczny jest na wolności. Musi bronić Caro.
Espe żyje!!! Wiedziałam, że ona tak prędko nie zniknie. Zamierza zrobić operację plastyczną. Lekarz był przerażony gdy się dowiedział czyją ona chce mieć twarz. Domyślam się, ale nie powiem.
Ignacio wprowadził w życie swój plan. Jessica mówi mu, żeby jej nie wykiwał. Żeby wiedziała co on ma na myśli, chce mieć jedną z córek Alejandra. Forsę już ma, bo Alejandro mu przesłał na konto
Gustavo przyprowadził Carmen. Sole przeprosiła za swoje ostatnie zachowanie. Carmen przekonywała ją, że ją i Gustka łączy tylko przyjaźń. Żeby Soledad wiedziała co chodzi Carmen po głowie nie byłaby taka miła dla niej.
Miranda postanowiła uciec. Udało jej się przekonać jednego z facetów, któremu się podobała aby ją rozwiązał. Ten przystał i to był jego błąd. Oby udało jej się uciec.
Manuel obserwował walki gangów. Jednemu przewodniczył łysy. Postanowił wszystkich zlikwidować a łysy jest pierwszy na liście. Już nie mogę się doczekać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:53:02 02-02-10    Temat postu:

Kolejny odcinek pojawi się w najbliższy weekend
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:53:53 09-02-10    Temat postu:

125 ODCINEK

Mieszkanie Danieli i Bruna.

Trudny czas dla Danieli i jej męża powoli przemijał. Kobieta starała się zapomnieć o krzywdach jakie wyrządził jej Simon i u boku Bruna znalazła spokój i ukojenie. Mogła liczyć także na pomoc Liliany, której kiedyś pomogła. Stały się one wielkimi przyjaciółkami. Jednak Liliana nie była jedyną przyjaciółką Danieli. Tego dnia odwiedziła ją druga dobra znajoma, jeszcze z czasów dzieciństwa. Była to obecnie słynna dziennikarka Adriana Montes, które w Coralos przeżyła już swoje chwile grozy będąc o krok od śmierci z ręki ówczesnego komendanta Silvano Mendeza. Przyjaciółki spotkały się aby porozmawiać.

- Zostawię was same, bo robota wzywa – powiedział Bruno, po czym wyszedł z mieszkania.
- Dawno się nie widziałyśmy, ale to dobrze, że jeszcze o mnie pamiętasz – uśmiechnęła się Daniela.
- Jak miałabym nie pamiętać. Mam kilka dni urlopu, więc postanowiłam wskrzesić dawne znajomości... Wiesz jaką mam pracę. Po pierwsze niebezpieczną, a po drugie ciężką. Wiele godzin w studiu i poza nim. Wieczne rozjazdy. Ale szkoda o tym gadać – machnęła ręką Adriana.
- Dlaczego? Pamiętam, że i w Coralos robiłaś materiał. O mało co nie zginęłaś. Aż dziwne, że chcesz tu wracać. To istne piekło na ziemi, ale ja i Bruno zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić.
- Masz absolutną rację, ale ja lubię wyzwania... Dobrze, że wyszłaś już z tego dołka... Nie martw się. Nie będziemy na ten temat rozmawiać.
- Było minęło. Najważniejsze, że ten drań nie żyje...
- Twój oprawca nie żyje, ale ten co mnie skrzywdził pewnie dalej korzysta z życia.
- Zapomnij o nim Adriana. To dawne dzieje...
- Nigdy nie zapomnę tego bydlaka! – zaczerwieniła się dziennikarka. Oszukiwał mnie, zwodził... Myślałam, że mnie kocha. Wtedy dopiero studiowałam, nie miałam jeszcze pracy, ale cieszyłam się, że ktoś mnie dostrzegł, że wpadłam mu w oku... A tymczasem jemu chodziło tylko o pieniądze mojego ojca. Wkręcił się do jego firmy, ukradł ile się dało, a gdy okazało się, że ojciec jest bankrutem, zostawił mnie i jego... Dopiero po jakimś czasie wydało się, że zajęciem tego drania było pranie brudnych pieniędzy!
- Tak mi przykro. Twój ojciec był takim dobrym człowiekiem...
- Zmarł na zawał gdy się o tym dowiedział. Traktował Ignacia jak syna i swojego przyszłego zięcia. To on spowodował jego śmierć! Może nie bezpośrednio, ale przyczynił się do tego! Znalazłam ojca w firmie... Umarł na moich rękach... Ten bydlak zniknął i już go nigdy nie widziałam...
- Wystarczy Adriana... Mieliśmy rozmawiać o przyjemnych sprawach, a ty wyskakujesz z tą historią. Rozumiem twój ból jak nikt inny, ale zapomnij o tym i nie wracaj do przeszłości...
- Przeszłość jest częścią przyszłości Daniela. Wiesz dlaczego zostałam dziennikarką śledczą? Jednym z powodów było odnalezienie tej kanalii! Wiem, że policja albo nie ma na niego dowodów albo nigdy go nie znajdzie. A ja nie tracę nadziei! Pewnego dnia znów spotkam się z Ignaciem Coroną i sama wyrównam z nim rachunki!

Stolica.

Miranda ukradkiem zeszła na dół. Rozglądnęła się uważnie. Dwóch pozostałych mężczyzn rzeczywiście nie wykonywało swojej roboty jak należy. W dobrych nastrojach siedząc na kanapie w salonie oglądali oni mecz i popijali drinki.

- Niezłych ludzi ma Rodrigo. Piją i obijają się w pracy. Ale to moja jedyna szansa – pomyślała Miranda. Do głównych drzwi pozostało jej kilkanaście metrów, ale każdy drobny błąd mógł spowodować, że jej próba ucieczki okaże się fiaskiem. Podeszła kilka kroków, schowała się za filarem i wyjęła klucze.

W tym samym czasie jeden z mężczyzn wstał zaczął iść w jej kierunku.

- Gdzie idziesz? – zapytał go kompan.
- Sprawdzę co u tej suki.
- Ivan ją pilnuje i nie spuszcza jej z oka. Nie wiem co my tu w ogóle robimy.
- Lepiej sprawdzę co tam się dzieje. Gdyby szef się dowiedział, że się obijamy, skróciłby nas o głowę.
- Zostań i oglądaj. To ostatnie dziesięć minut. Możesz przegapić najważniejsze. Szef dzisiaj nie przyjedzie. On zagląda tu co dwa dni, a przecież był wczoraj. Zostaw ją z Ivanem. Najwyżej jemu się dostanie, że bzyka dziewczynę szefa.
- No dobra... Sprawdzę jak się skończy mecz...

Miranda odetchnęła z ulgą. Udało jej się w miarę cicho i niepostrzeżenie otworzyć drzwi i wyjść na zewnątrz.

- Mam dziesięć minut, a może nawet mniej. Boże dopomóż mi – pomyślała dziewczyna, po czym pobiegła przed siebie ile miała sił w nogach...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Carmen robiła co mogła aby uśpić wroga. Jej oczywistym celem było wmówienie Soledad, że nic ją z jej mężem nie łączą i że są tylko przyjaciółki i dobrymi znajomymi z dzieciństwa. Dopiero wtedy mogłaby z łatwością przystąpić do ataku. Przy okazji mydliła oczy również Gustavo, który zupełnie nie wyczuwał z jej strony zagrożenia.

- Obiad był wspaniały. Cieszę się, że mogłam tak mile spędzić czas w waszym towarzystwie – uśmiechnęła się Carmen.
- Cała przyjemność po naszej stronie. Przyjaciele z dzieciństwa to skarb. To dobrze, że nasze drogi znowu się rozeszły – odparł Gustavo.
- Za kogo oni mnie uważają? Aż taka ślepa i głupia nie jestem. Będę cię miała na oku – pomyślała skwaszona Soledad.
- Ty i twój brat wybraliście znakomite partnerki na żony. Miło cię było poznać Soledad. Myślę, że zostaniemy dobrymi przyjaciółkami. Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić i możemy porozmawiać na każdy temat. Dobrze wiesz, że nie ma nic lepszego niż babskie pogawędki. Żegnajcie kochani! Do zobaczenia.
- Odprowadzę cię Carmen – zasugerował Gustavo.
- Co za jędza... Dlaczego wszyscy mają mnie za głupią gąskę? Może i byłam kiedyś naiwną romantyczką, ale teraz mam przy sobie ukochanego męża i jestem znacznie bardziej ostrożna. Nie oddam go tej manipulantce. Mam tylko nadzieję, że Gustavo mnie nie oszukuje. Tej kobiecie źle z oczu patrzy. Założę się, że ma niejedno na sumieniu. Oby i mój mąż w odpowiednim czasie to zrozumiał – westchnęła Soledad...

Szpital.

Marina i Sergio byli kolejny raz w tym miesiącu na badaniach kontrolnych związanych z ciążą Mariny. Mieli okazję po raz pierwszy przyjrzeć się płodowi dziecka. Lekarz uważnie obserwował to co widział na swoim monitorze.

- Czy coś jest nie tak panie doktorze? Proszę mi powiedzieć? – zaniepokoiła się Marina.
- Leż spokojnie kochanie – uspokoił ją Sergio.
- Pani mąż ma rację. Proszę się uspokoić i wyluzować. Wszystko jest pod kontrolą. To już drugi miesiąc. Proszę zobaczyć. Ta jakże niewielka plamka na monitorze to wasze maleństwo. To mała istotką, którą nosi pani pod sercem. Na razie ciąża przebiega prawidłowo. Nie muszę chyba przypominać o odpowiedniej diecie, odpoczynku, nieprzemęczaniu się, odstawieniu alkoholu i papierosów – stwierdził lekarz.
- Marina nie pije ani nie pali. Zadbam aby odpoczywała i zastosowała się do wszystkich pana poleceń...
- Mam do was jeszcze jedno pytanie. Czy już teraz chcecie poznać płeć dziecka? A może chcecie zaczekać z tą tajemnicą aż do porodu?
- Możemy zaczekać – uśmiechnęła się Marina.
- Chcemy wiedzieć – w tym samym momencie powiedział Sergio.

Oboje wybuchnęli śmiechem. Po chwili uzgodnili jednak, że chcą poznać płeć swojego maleństwa już teraz.

- Ja stawiałem na chłopca, moja żona na dziewczynkę. Poznajmy zatem prawdę – powiedział zadowolony Sergio.
- To pańska żona miała tym razem większą intuicję. Doczekaliście się państwo córeczki – oznajmił lekarz.
- I co ty na to kochanie? – zaśmiała się uradowana Marina.
- No cóż, za mało się starałem... Będzie jeszcze więcej okazji aby się poprawić... Żartuję skarbie. Najważniejsze żeby była zdrowa.
- Wreszcie mówisz rozsądnie. Tak bardzo się cieszę...

Kilka godzin później.

Centrum chirurgi plastycznej.

Esperanza rozmyślała nad swoim nowym i jakże dalekosiężnym planem, który miał być opracowany do perfekcji i przynieść szkody wszystkim jej wrogów. Jej pomocnikiem został Mauricio, który zgodził się spełnić podstawowy punkt tego diabolicznego planu. Nie miał zresztą wyjścia. Zdawał sobie sprawę, że na zmiany jest już za późno.

- Doszedłeś już do siebie? Powiedziałam ci, że nie ma odwrotu. To kiedy zaczynamy zmienianie mojej twarzy? – spytała ironicznym tonem Esperanza.
- To nie jest śmieszne. Mówisz o tym tak jakbym ci miał poprawić nos albo zwiększyć piersi. To skomplikowana operacja. Żeby dojść do perfekcji potrzeba na to co najmniej pół roku. A ty na dodatek chcesz żebym zmienił ci twarz na twarz... – Mauricio nie zdołał dokończyć gdy kobieta wyraźnie mu przerwała.
- Nie wypowiadaj imienia tej osoby! Uwierz mi, że to nie jest dla mnie przyjemność. Tak czy inaczej muszę zmienić twarz, bo zostałam oszpecona. Przyjemnością będzie dla mnie tylko zemsta... Aha i jeszcze jedno. Mam dostać tą twarz w miesiąc, rozumiesz?
- Co? Postradałaś rozum? Przecież mówiłem, że pół roku to...
- Zamknij się i posłuchaj! Za miesiąc Alejandro De La Fuente bierze ślub z Valerią Suarez. Odmieniona Esperanza musi wrócić i znów pojawić się w życiu swojej ukochanej rodzinki.
- To niemożliwe...
- Znam cię nie od dziś i wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych. Twoje metody są nielegalne, a co za tym idzie wyprzedzasz innych uczciwych naukowców o lata świetle. To co oni robią w rok, ty zrobisz w miesiąc. Jestem do twojej dyspozycji dzień i noc. Musisz zdążyć. Inaczej policja dowie się o twoich sprawkach.
- Mam tez innych pacjentów...
- Zamkniesz klinikę na ten miesiąc. Każdy ma prawo do urlopu, nawet ty...
- Przesadzasz Esperanzo! Ty nie możesz...
- Mogę Mauricio. Zdeterminowana kobieta może wszystko. Za miesiąc stworzysz nową Esperanzę. Zapewniam cię, że sam jej nie poznasz...

Coralos.

Komisariat policji.

Arturo porządkował dokumenty gdy nagle rozległ się jakże znany mu dźwięk telefonu. Mężczyzna ociągając się odebrał słuchawkę.

- Słucham?
- Komendant Arturo Peralta?
- Tak, to ja. W czym mogę pomóc?
- Posłuchaj uważnie co mam ci do powiedzenia. Wiem, że chcesz złapać mafioza nazwiskiem Rodrigo Santanez, ale idzie ci to bardzo nieudolnie. Postanowiłem ci w tym pomóc, bo jestem znacznie bystrzejszy i inteligentniejszy niż ty – odezwał się pewien mężczyzna.
- Kim jesteś?
- Twoim aniołem stróżem albo dobrym samarytaninem. Nazwij to sobie jak chcesz. Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę powtarzał. Pomogę ci w schwytaniu tego drania, bo też mam z nim na pieńku. Będę się z tobą kontaktował telefonicznie. Żadnych spotkań i żadnych numerów. Żeby była jasność. Nie jestem twoim przyjacielem.
- To kim jesteś? Może to pułapka i jesteś jego człowiekiem?
- Jesteś jednak głupszy niż sądziłem. Za trzy dni pewnie domyślisz się kim jestem... Ale do rzeczy. Jeszcze dziś dostaniesz przesyłkę z informacjami o Santanezie. Wierzę, że masz trochę oleju w głowie i pójdzie ci z górki. Ja nie mam na tego człowieka czasu, więc aresztując go zrobisz mi przysługę.
- Co to za przesyłka? Dlaczego mam ci zaufać? Co ty kombinujesz?
- Nie masz innego wyjścia. Chyba zależy ci na schwytaniu tego gnojka, nie? Jeszcze się do ciebie odezwę. Wyczekuj prezentu. Bye bye...

Mężczyzna rozłączył się. Arturo przez dłuższą chwilę zastanawiał się o co chodziło jego tajemniczemu rozmówcy, czy to faktycznie prawda i kim on może być.

- Skądś znam ten głos... Oby to nie była pułapka. Muszę być czujny... Ale
z drugiej strony Santanez ma wielu wrogów. Jedna świnia może sprzedać drugą. Może inna mafia chce go widzieć za kratkami? Ale ten człowiek mówił tak jakby dobrze mnie znał. O co w tym wszystkim chodzi? – pytał sam siebie Arturo.

Chwilę później wszedł do biura uśmiechnięty od ucha do ucha Bruno.

- Co ty taki wesoły? Wygrałeś los na loterii? – odburknął Peralta.
- Ja nie, ale pan tak! – powiedział Rebollar.
- Mów jaśniej, bo mam na dziś dość łamigłówek!
- Niech pan sam zobaczy!

W drzwiach stała przerażona Miranda. Jednak na widok ukochanego lęk i strach zaczęły ustępować. Arturo był w szoku. Nie mógł uwierzyć, że widzi ją całą i zdrową. Dziewczyna nie wypowiedziała ani jednego słowa. Komendant również milczał. Po chwili padli sobie w ramiona.

- Uciekłam Arturo, udało mi się – szepnęła Miranda.
- Już po wszystkim kochanie. Jesteś już bezpieczna – odparł Arturo wciąż mocno ją przytulając...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:57:35 09-02-10    Temat postu:

Dubelek

Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 0:06:36 10-02-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 19:13:09 10-02-10    Temat postu:

Trudno pobić popularnoscią odcinki 123 i 124, które były fantastyczne i tutaj to widzimy, bo wieje nam trochę nudą. Tak czy inaczej trzeba to zrozumieć, mamy w końcu do czynienia z tasiemcem. Nie można jednak usprawiedliwiać, bo skoro ma wiać nudą, to trzeba zakończyć serial, a nie go ciągnąć. Wredny jestem?! Nie, raczej wierzę w wielkie siły autora i mam nadzieję, że pociągnie serial jak najdłużej i jak najciekawiej.

Podobała mi się ta krótka scena z Soledad. Kobieta jakby się zmienia. Mam wrażenie, że robiła pozory grzecznej, ale będzie umiała zawalczyć o swoje. Ciekawie się zapowiada.

Nie podobała mi się wcale ucieczka Mirandy, brak jakiegokolwiek napięcia. Autor tłumaczy się, że chciał ukazać debilizm ludzi Rodriga, ale i tak mógł go pokazać, bo Miranda przecież mogła uciec, jednak nie w tak łątwy sposób. Nie chodzi więc tu o sam sposób poprowadzenia wątku, lecz brak napięcia.

Widzę, że autor słucha sugestii czytelnika i już ukrywa niektóre fakty, a nie podaje je jakbym był niedorozweinięty. Za to wieeelki plus. Dzięki temu jest nie tylko bardziej tajemniczo, ale czuje się taki mrok i klimat, poza tym ten zabieg prowadzi do czekania z większym napięciem na dalszy odcinek.

Interesująco zapowiada się wątek z Adrianą i Ignaciem. Nie wiem dlaczego, ale zawsze lubię w serialach dziennikarki - są takie twarde i dążą do celu za wszelką cenę. Charakterek Adriany też mi się podoba. Możliwe, że to będzie kluczowa postać w sprawie Ignacia i jego matactw. Nie zmarnuj tego wątku.

Cieszę się, że wreszcie pojawił się kolejny odcinek. Skoro nie znajdujemy się już w okresie sesyjnym, liczę, że będą one wstawiane z szybszą częstotliwością.

Pozdrawiam. Wredny, ale wierny czytelnik.


Ostatnio zmieniony przez Val dnia 19:17:22 10-02-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 39, 40, 41 ... 48, 49, 50  Następny
Strona 40 z 50

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin