Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W labiryncie kłamstw
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 43, 44, 45 ... 48, 49, 50  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Który z villanów powinien odegrać znaczącą rolę w finale serialu?
Manuel Rodriguez
12%
 12%  [ 1 ]
Esperanza Guzman
12%
 12%  [ 1 ]
Lucrecia De La Fuente
12%
 12%  [ 1 ]
Rodrigo Santanez
0%
 0%  [ 0 ]
Carmen Gordillo
0%
 0%  [ 0 ]
Oskar Gutierrez
0%
 0%  [ 0 ]
Tobias Castillo
0%
 0%  [ 0 ]
Manuel, Esperanza i Santanez
12%
 12%  [ 1 ]
Manuel i Esperanza
37%
 37%  [ 3 ]
Ostatni odcinek powinien być bez villanów
12%
 12%  [ 1 ]
Wszystkich Głosów : 8

Autor Wiadomość
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:17:57 16-04-10    Temat postu:

A końca tych akcji nie widać niestety Wolisz Esperanzę i Manuela działających razem czy jednak osobno?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:21:29 16-04-10    Temat postu:

Szczerze powiedziawszy, wielu jest villanów w WLK, wręcz roi się od nich, ale Manuel i Esperanza są czołowi. Obiektywnie to chyba oboje są fantastyczni, zarówno razem jak i osobno, lecz subiektywnie to uwielbiam Manuela [choć teraz Esperanza z twarzą Marii Emilii wymiata].
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 15:12:20 24-04-10    Temat postu:

Z racji problemów z internetem nowy odcinek pojawi się najpóźniej w piątek, 30-tego kwietnia. Pozdrawiam

Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 17:22:12 29-04-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:47:11 24-04-10    Temat postu:

I w końcu plan Espe zostaje wcielony w życie. Jako ME wypadła po prostu rewelacyjnie. Alejandro nawet się nie domyśla kto to. Jego najgorszy wróg. Teraz wysuwa się ona na prowadzenie wśród villanów, ale jestem pewna, że Manuel ją jeszcze przyćmi. Na razie facet doładowuje się, aby zaatakować ze zdwojoną siłą.
Carmen i Ignacio szczerze się nienawidzą, ale to im nie przeszkadza, aby razem knuć i chodzić do łóżka. Co za niespodzianka spotkała dziewczynę. Odwiedziła ją Soledad. Już nie mogę się doczekać, co wyniknie z tej niespodziewanej wizyty.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 21:07:24 30-04-10    Temat postu:

136 ODCINEK

Coralos.

Alejandro czuł, że dostał od życia kolejną szansę. Było to niewyobrażalne uczucie, bo przecież jeszcze kilka godzin wcześniej przeklinał swoje istnienie, swój pech i był najzwyczajniej w świecie upokorzony. Teraz jednak wstał z kolan i sięgnął po swoje. Wydawało mu się, że świat padł mu do stóp, a tą jakże piękną rekompensatą od losu miało być „zmartwychwstanie” Marie Emilii. Jednak mężczyzna nie miał nawet pojęcia, że pogrąża się jeszcze bardziej. Okrutne życie po raz kolejny spłatało mu figla i tym razem chyba w najokrutniejszy z możliwych sposobów. De La Fuente miał przed sobą nie swoją ukochaną żonę, lecz jej siostra i swojego największego wroga Esperanzę. Nie miał jednak o tym zielonego pojęcia. Jego nieszczęście wydawać by się mogło, że nie ma końca.

- Chodźmy kochanie. Nasze dzieci będą w siódmym niebie gdy cię zobaczą. Wszystko zrozumieją i będą szczęśliwe – powiedział uradowany Alejandro trzymając ukochaną za rękę.
- Nie. Jest na to jeszcze zbyt wcześnie. Wystarczy, że już ty wiesz. Nie ruszajmy się stąd. Los rozdzielił nas na zbyt długo. Teraz znów jesteśmy razem, czyż nie tak? A może już ułożyłeś sobie życie z kimś innym? Wszystko zrozumiem – westchnęła ze smutkiem Esperanta.
- Skądże. Popełniłem w życiu wiele błędów i nieraz przeze mnie cierpiałaś. Teraz jednak naprawię wszystko co wcześniej zepsułem. Będę z tobą aż do końca swoich dni. Znów będziemy rodziną.
- Alejandro… W tym miejscu widzieliśmy się po raz ostatni przed moim zniknięciem… Przybrało ono okrutną symbolikę. Czas aby stało czymś w rodzaju przełomu, miejscem szczęścia i radości, a nie rozpaczy i smutku…
- Co masz na myśli.
- To tutaj zaczniemy wszystko od nowa – Maria Emilia przybliżyła się do Alejandra i delikatnie go pocałowała. Zaczęła tez rozpinać mu koszulę.
- Co ty wyprawiasz?
- Scementujemy naszą miłość od nowa… Nie patrz tak na mnie. Twoja Maria Emilia nie już taka jak dawniej. Wiele przeszła, ale tylko jedno się nie zmieniła. Zawsze będę cię kochać i zawsze będę twoja…

„Maria Emilia” całkowicie zawładnęła Alejandrem, jego duszą i ciałem. Kochali się z dziką żądzą i namiętnością w miejscu, które miało być początkiem czegoś nowego i pięknego. W rzeczywistości historia zatoczyła koło. Esperanza po raz drugi wbiła mu nóż w plecy. Tamtym razem uczestnicząc w spisku, w którym zginęła jej siostra. Teraz jej bronią była twarz Marii Emilii, a dzięki przypływowi rozkoszy zatriumfowała po raz kolejny nad zupełnie bezradnym i nieświadomym niczego Alejandrem…

Tymczasem…

Wizyta Soledad wyprowadziła Carmen z równowagi. Nigdy z oczywistego powodu nie trawiła ona tej buntowniczej dziewczyny o twarzy anioła, ale jej pojawienie się akurat w tej chwili było już szczytem wszystkiego. Miała dość problemów z Ignaciem, a na dodatek jej największy wróg śmiał ją jeszcze atakować.

- Nie bardzo mam teraz czas. Czego chcesz? – spytała Carmen z trudem kryjąc zdenerwowanie.
- Myślę, że nadszedł odpowiedni moment aby porozmawiać o moim mężu – odparła Soledad.
- O Gustavo? Nie bardzo rozumiem.
- Nie udawaj. Dobrze, że wiem jakiego pokroju jesteś osobą i jakie masz plany wobec mojego męża. Ja jednak nie poddam się bez walki i nie odbierzesz mi go! Nigdy!
- O co ci chodzi? Myślałem, że ta twoja chorobliwa zazdrość już się skończyła. Ile razy mam ci mówić, że jesteśmy tylko przyjaciółmi? Skoro tego nie rozumiesz, to żal mi ciebie. Twoja podejrzliwość spowoduje, że rzeczywiście kiedyś go stracisz… Ale to już twój problem.
- Nie uda ci się Carmen! Nie zdobędziesz go! Zresztą on cię nie kocha…
- Posłuchaj mnie uważnie! Jesteś w moim domu, więc nie pozwolę żebyś mnie obrażała. Lepiej wyjdź i nigdy tu nie wracaj!
- Wyjdę, ale najpierw muszę ci jeszcze coś przekazać.
- Co takiego?
- To!

Soledad niespodziewana wymierzyła soczysty cios w policzek rywalki. Carmen była w szoku. Tego się zupełnie nie spodziewała. Zamierzała jej oddać, ale po chwili rozmyśliła się.

- Oddaj mi! Śmiało! Ciekawe komu Gustavo uwierzy?
- Myślisz, że się ciebie boję? Jesteś żałosną kretynką, ale nie wygrasz ze mną. Owinę sobie twojego męża wokół palca. Mam czas i zrobię to prędzej czy później. A teraz zjeżdżaj zanim zniszczę twoją piękną twarzyczkę!
- To się jeszcze okaże kto wygra decydujące starcie. Żegnam!

Soledad wyszła z mieszkanie w znakomitym nastroju. Nie tylko powiedziała Carmen co o niej myśli, nie tylko wyrzuciła z siebie wszystkie słowa jakie chciała tego dnia wyrzucić, ale na dodatek jeszcze ośmieliła się uderzyć rywalkę o znacznie silniejszej posturze.

- Chyba faktycznie dorosłam i przestałam być śpiącą królewną. Trzeba walczyć o swoje – uśmiechnęła się w duchu.

Swoim zachowaniem Soledad tylko rozjuszyła byka. W tym samym czasie Carmen patrzyła przez okno jak jej rywalka odjeżdża, a z jej twarzy bije radość i satysfakcja. Dotykała swojego policzka nie mogąc uwierzyć w to co przed chwilą miało miejsce. Aż dygotała ze złości, ale wiedziała, że jeśli sprowokuje bójkę, tylko pogorszy całą sytuację.

- Możesz wyjść z ukrycia tchórzu! – krzyknęła, a wspólnik pojawił się już po kilku sekundach.
- Co tu się działo? Dałaś się jej obrażać? – zapytał zdziwiony Ignacio.
- Uderzyła mnie… Gdyby nie twoja obecność musiałabym ją zabić! Nie wiem jakim cudem powstrzymałam się i jej nie oddałam!
- Dobrze zrobiłaś. Uśpisz jej czujność. Niech myśli, że jesteś słaba i że cię pokonała. Uderzysz w momencie, w którym ona i jej mąż nie będą się zupełnie spodziewać twojego ataku.
- Masz rację. Odkryłam karty. Dość głupich gierek i podchodów. Czas zacząć działać. Masz jakieś propozycje? Podobno garnąłeś się do pomocy i chciałeś ponownie zostać moim wspólnikiem, więc przydaj się do czegoś! Rusz wreszcie głową!
- Musisz upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie oszukujmy się. Nie będziesz już z Gustavo Munosem, bo on cię nie kocha. Możesz jednak zdobyć go siłą i rozprawić się z nim na oczach jego żony. Co ty na to?
- Czyżbyśmy myśleli o tym samym?
- Dokładnie tak Carmen. Za jednym razem będziesz miała rozkosz, smak pieniędzy i dopełni się twoja zemsta na tej kretynce – stwierdził Ignacio…

Stolica.

Więzienie.

Dwóch zaprzyjaźnionych więźniów rozmawiało ze sobą w czasie „spacerniaka”. Był to stały element ich pobytu w tym miejscu odkąd się tam znaleźli. A trwało to już dobrych kilka tygodni. Już za chwilę mieli wrócić do swoich cel. Ten jakże piękny czas na świeżym powietrzu właśnie dobiegał końca. Jednak nagle na dziedzińcu zrobiło się spore zamieszanie. Po chwili okazało się, że jest to związane z przyjazdem nowych więźniów. W przeciągu kilku minut zostali przetransportowani z ciężarówki i w towarzystwie sporej grupy policjantów prowadzeni do głównego wejścia. Ich pochód nie uszedł uwadze skazańców obserwujących tą sytuację z daleka.

- Co drugi dzień przywożą tu nowych kotów. Niedługo zabraknie tu miejsca. Te grupy są coraz liczniejsze. Większe niż nasza organizacja – zauważył jeden z więźniów.

Jego kolega nie mówił jednak nic. Z uwagą przyglądał się nowym skazańcom.

- Niemożliwe – wyszeptał zaskoczony dopiero po kilku sekundach.
- Co z tobą? Masz taki wzrok jakbyś zobaczył ducha.
- Przyjrzyj się! Poznajesz tego człowieka?
- A niech mnie! To on! Przeklęty drań który zabił naszego szefa!
- Dokładnie tak. Zawitał do nas sam Rodrigo Santanez. Oszukał nas, zabił don Jeremiasa, ale sam również wpadł. Sprawiedliwość go dosięgła. Dziwne, że już trafił do więzienia. Na pewno nie został jeszcze skazany…
- To pewnie tymczasowa kara. Proces będzie długi i zapewne skończy na krześle elektrycznym. Najchętniej jeszcze dziś wysłałbym go do piekła!
- Uspokój się! Nie możemy pogorszyć swojej sytuacji. Na pewno będzie dobrze pilnowany…
- Chcesz mu darować życie? Przez niego tu jesteśmy! Musimy go zabić!
- Mamy dwa wyjścia. Możemy go zabić i tak byłoby najłatwiej. Możemy się również posłużyć jego wpływami i stąd uciec. Znajdziemy sposób aby z nim porozmawiać. Nie martw się. On na pewno zapłaci nam za wszystko. Prędzej czy później tak się stanie…

Tymczasem…

Tysiące kilometrów od Coralos, od Bogoty i od całej Kolumbii nie stanowiło w dzisiejszym świecie żadnego problemu aby być na bieżąco. Nawet zagraniczna prasa informowała swoich czytelników na jednej z pierwszych stron o aresztowaniu Rodrigo Santaneza, znanego mafioza i szefa zorganizowanej grupy przestępczej. Szeroko opisywała możliwy przebieg jego procesu. Pewien mężczyzna z zaciekawieniem czytał ten artykuł wylegując się na jednej z dzikich plaż i w duchu się uśmiechał.

- Udławiłeś się władzą i skończyłeś tak jak na to zasługiwałeś. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że przed tym jak cię złapali, udało ci się zrobić chociaż jeden dobry uczynek. Dzięki twoim pieniądzom choć jeden biedny rekonwalescent ma zapewnione kilkumiesięczne wakacje – uśmiechnął się mężczyzna popijając egzotycznego drinka.

Nagle podeszła do niego młoda blondynka, której mężczyzna wyraźnie wpadł w oko.

- Czyta pan gazety zamiast się opalać albo wykąpać? – spytała zdziwiona.
- Moja sprawa co robię, a pani nic do tego. Mam dużo czasu aby się dobrze zabawić.
- To może zabawimy się wspólnie przystojniaku? Co proponujesz?
- Proponuje abyś się zamknęła. Trafiłaś pod zły adres dziwko. Mam wielką ochotę do zabawy, ale nie z tobą. Zmiataj stąd i to już!
- Wyluzuj! Ja tylko…
- Idź sobie do burdelu! Tam na pewno ktoś cię zaspokoi! To taka rada z mojej strony, bo widzę, że poszukujesz wrażeń.
- Już idę! Co za koleś! Chyba jest gejem albo psychopatą! Ja tylko chciałam być miła – westchnęła zaskoczona i zdenerwowana dziewczyna.
- Dla twojej wiedzy i jedno i drugie – mężczyzna uśmiechnął się złowrogo, po czym znów zabrał się za sączenie drinka.
- Bardzo dobrze, że ją pan spławił. Też nie lubię takich natrętnych dziewczyn – wtrącił jakiś przechodzień.
- Pan również staje się natrętny…
- Wiem o tym, ale taki już jestem…
- Niech pan zaczeka. Lubię bezczelnych ludzi, którzy twardo stąpają po ziemi. Reflektuje pan tego samego drinka co ja? Jest naprawdę świetny…

Coralos.

Dla Esperanzy uprawianie seksu w stajni nie było niczym nowym. Jednak Maria Emilia nigdy by tego nie zrobiła w takim miejscu. Alejandro był zaskoczony, ale uległ kobiecie i był nawet zadowolony z jej przemiany. Jego żona nie była już nudną i pozbawioną życia kobietą. Po tych przejściach stała się zupełnie inna. I w istocie była zupełnie inna, ale tej okrutnej prawdy De La Fuente nawet się nie domyślał. Leżał nagi wokół porozrzucanych ubrań i miał przy sobie ukochaną żonę, z którą zaczynał wszystko od początku. Był szczęśliwy. Ona nieco mniej, ale przecież doskonale odgrywała swoją rolę.

- Byłaś niesamowita kochanie. Kiedy my ostatnio? No wiesz – żartował Alejandro.
- Sama tego nie pamiętam. Jednak nigdy nie było mi tak dobrze jak dziś. Wiem, że jesteś zaskoczony, ale mówiłam ci już… masz przed sobą zupełnie inną Marię Emilię. To moje nowe oblicze – odparła Esperanza.
- Taka podobasz mi się jeszcze bardziej niż zawsze.
- Co za nudziarz… Nie jest już dobry w tej klocki. Muszę się sporo napocić aby zadowolić tego starca. Dawniej był lepszy, ale teraz wypadł z formy. Ta kretynka Valeria chyba go jeszcze nie przetestowała – pomyślała kobieta cały czas udając zachwyt i odgrywając największy spektakl swojego życia.
- Czemu nic nie mówisz kochanie?
- Myślę… o nas… o tej pięknej chwili… o tym co przyniesie przyszłość…
- Znów będziemy jedną wielką rodziną. Koniec z cierpieniem i nieszczęściami. Twój powrót to największy cud jaki się mógł zdarzyć.
- A może mój powrót to twój kolejny koszmar? Znam cię dobrze Alejandro. Ty nie wytrzymasz długo bez kobiety. Ale i tak cię kocham. Zawsze miałam do ciebie słabość.
- Koszmar? Nigdy nie czułem się bardziej szczęśliwy niż teraz…

Alejandro znów zaczął namiętnie całować ukochaną. Nagle drzwi stajni otworzyły się, a do środka wszedł Javier. Zauważył swojego ojca z kobietą. W pierwszym momencie sądził, że zdradza on Valerię z jakąś kochanką. Dopiero po chwili rozpoznał kim jest jego towarzyszka. To co zobaczył przeraziło go i wbiło w ziemię.

- Mama? Ty żyjesz? Co tu się dzieje? – zapytał przerażony Javier…


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 21:16:09 30-04-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:03:48 30-04-10    Temat postu:

Odcinek jak zwykle super. Zajefajne teksty.
Alejandro jest szczęśliwy. Ma przy sobie jak sądzi, ukochaną żonę. A to jego najgorszy wróg. Esperanza. Był zdziwiony, że chce się kochać w stajni, ale żoneczka przekonała go, że się zmieniła. Na koniec wpadł Javier. Ale się zdziwił. To się teraz zacznie.
Santaneza przewieźli do więzienia. Widzieli go ludzie Jeremiasa. Będzie miłe spotkanie. Zapewne powitają go chlebem i solą.
Manuel wygrzewa się na plaży. Jedna laska go chciała poderwać. Jaki on nieuprzejmy i gbur. Spławił ją. Wtrącił się jakiś przechodzeń, mówiąc, że też nie lubi natrętnych bab. Manuel powiedział, żeby zaczekał. Czyżby jakiś gorący romansik.
Najlepsza scenka była z Soledad i Carmen. To dała Sole. Brawo. Nigdy bym się tego po niej nie spodziewała, Carmen pewnie też. Dała rywalce w pysk. I bardzo dobrze. Ale to nie koniec. Ruda i Ignacio wymyślają intrygę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 13:43:55 01-05-10    Temat postu:

W tym odcinku było widać starania. Było widac, bo wyszedł ten odcinek w bardzo fajny sposób.

Ach, ten Manuel - scena przepełniona ciemnym humorem - to lubię. Esperanza jako Maria Emilia spędziła interesujące chwile z Alejandrem - scena obfitująca w przewrotność - a to też lubię.

Jeśli chodzi o te dwie wspomniane sceny, to bardzo je ocenzurowałeś / poucinałeś. Oczywiście nie mam nic przeciwko, jednak chętnie ujrzałbym w tym porządnym dziele coś więcej niż tylko typowo tasiemcowy zarys, [tasiemnocwy, bo tylko w tego typu produkcjach ucina się rzeczy, które w proządnych filmach pokazuje się zawsze]. Ale chyba rozgadałem się nie na temat.

Co do Soledad, to zrobiła się bardzo wyrazista, cięta i twarda. Bardzo lubię takich bohaterów, bo są dobrzy, ale i tak nie dają się złym i dają im popalić.

Santaez przybył do więzienia i czuję, że mimo, iż jego wątki dobiegają końca, to teraz zacznie się z nim dziać najciekawsze.

Pozdrawiam, życzę wielu pomysłów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:47:56 01-05-10    Temat postu:

137 ODCINEK

Coralos.

Javier był drugą po swoim ojcu osobą, której oczy o mało co nie wyszły z orbit na widok kobiety uznawanej za zmarłą. Na jego twarzy malowało się przerażenie, zdumienie i niedowierzanie. Sądził, że to co widzi to jakiś nierealny sen.

- To niemożliwe… Nie wierzę – powtarzał w kółko stojąc w bezruchu.
- Synu… Spójrz na mnie i posłuchaj. To co widzisz to nie jest sen. Ja również nie mogłem w to uwierzyć. Twoja mama żyje! Ona nie umarła! To długa historia, ale ona wciąż jest z nami – wyznał Alejandro.
- Mamo? To naprawdę ty? Przecież zostałaś zamordowana. Pokonałaś śmierć? Nie mogę tego pojąć – mówił trzęsącym się głosem Javier.
- Pokonałam wiele aby móc do was powrócić. Do rodziny, bo tylko wy mi pozostaliście. Tylko was kocham. Dzięki wam przetrwałam i mogę dalej żyć. Dotknij mnie i uściskaj synu. Wtedy zobaczysz, że to nie sen i nie masz do czynienia z duchem, lecz z człowiekiem z krwi i kości. Śmiało
skarbie! – Esperanza wyciągnęła rękę w kierunku chłopaka, który po chwili odważył się podejść i sprawdzić na własne oczy z kim ma do czynienia. Dotknął ją i zorientował się, że ma przed sobą kobietę z krwi i kości, a nie żadnego ducha.
- Mój Boże… Ty żyjesz – w jego oczach pojawiły się łzy.
- Żyję, bo mam dla kogo żyć…

Esperanza mocno przytuliła Javiera i trwali tych w tym uścisku przez dłuższą chwilę.

- Jeżeli będę musiała witać się tak serdecznie z każdym z tych kretynów, to chyba zwymiotuję z obrzydzenia – westchnęła Esperanza uśmiechając się w tym samym czasie do stojącego obok Alejandra.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem mamo…
- Wszyscy tęskniliśmy. Marina i Soledad również będę szczęśliwe gdy poznają prawdę – zauważył senior rodu De La Fuente.
- Co za cyrk… Dla dobra sprawy muszę grać tą szopkę jeszcze bardzo długo. W końcu to dopiero początek mojej słodkiej zemsty. Ta żałosna rodzinka nie ma pojęcia, że zło powróciło do nich jak bumerang – pomyślała Esperanza…

Stolica.

Komisariat policji.

Marcelo Ruiz i Arturo Peralta omawiali właśnie sprawę procesu Rodrigo Santaneza. Nie wyglądało to dobrze. Pierwsza rozprawa miała odbyć się dopiero za kilka tygodni. Nadal gromadzono dowody i poszukiwano świadków. Mafiozo został wysłany do więzienia, ale wciąż nie przebywał tam jako skazaniec, lecz tylko jako podejrzany. Miał więc swoje prawa. Poza tym miał mieć cele w odosobnieniu, ale funkcjonariusze byli pełni obaw. Santanez w każdej chwili mógłby użyć swoich kontaktów i uciec. Nie wiadomo co siedziało w jego chorej głowie.

- On zawsze będzie groźny. Nawet jeśli zostanie skazany. Miranda oraz rodzina tego człowieka jest dobrze pilnowana, znacznie lepiej niż ostatnio. Już nigdy ich nie stracę. Nie pozwolę na to – wyznał Arturo.
- Cieszy mnie, że odbudowujesz swój związek z Mirandą. To wspaniała kobieta. Nie martw się. Tym razem nie będzie żadnych zaniedbań. Wpływy Santaneza są coraz mniejsze. Nie tknie tych kobiet – odparł Marcelo.
- Mam nadzieję. Skupmy się na procesie. Kto będzie zeznawał?
- Mamy kilku ugodowych ludzi z mafii Santaneza, którzy będą śpiewać jak kanarki aby tylko zmniejszyć sobie karę odsiadki. Niestety mam też kilka złych informacji.
- Co się stało?
- Wczoraj w nocy znaleziono martwych w swoich apartamentach dwóch ważnych ludzi z otoczenia jego organizacji. Mowa o jego prawniku i księgowym. Jest nieźle zdesperowany skoro kazał zabić nawet swojego obrońcę.
- Zabije każdego kto coś wie. A prawnika sobie znajdzie. Za pieniądze ten drań może wszystko. Oby wystarczyły wszystkie dowody, które na niego mamy i zeznania tych kilku świadków…
- Kluczem jest tu sprawa Coralos. Kogo zeznania mogą udowodnić to, że Santanez kierował Ricardo Sandovalem, Esperanzą Guzman, Manuelem Rodriguezem i całą tą resztą?
- Znam tylko jednego człowieka który mógłby to potwierdzić i zeznać. Jednak zapadł się on jak kamień w wodę. Mam nadzieję, że ten człowiek wciąż żyje. On jest kluczem w tej całej sprawie. Mówię to o wiernym słudze Ricardo Sandovala, o niejakim Tobiasie Castillo – wyznał Arturo…

Stolica.

Więzienie.

Rodrigo Santanez przeszedł już przez wszystkie pierwsze formalności związane z jego pobytem w nowym miejscu. Tym razem jednak nie była to żadna z jego luksusowych posiadłości, lecz więzienie o zaostrzonym rygorze. Mógł tam jednak spotkać wielu swoich przyjaciół i wrogów z nie tak dawnych przecież czasów kiedy to razem z nimi prowadził interesy. Teraz jednak znalazł się w pojedynczej celi, bo był ważnym więźniem i nie chciano aby w oczekiwaniu na proces kontaktował się z innymi skazańcami. Mafiozo liczył, że będzie miał czas aby przemyśleć wszystko w spokoju, ale nie było mu to dane. Okazało się, że nie wszystkie jego prawa są przez strażników respektowane. W jego celi odwiedził go naczelnik więzienia.

- Masz gości Santanez!
- Mój adwokat ma przyjechać dopiero jutro – odparł zdziwiony Rodrigo.
- Będziesz tu traktowany jak każdy więzień, czyli jak śmieć. Nie jesteś już królem i szefem przestępczej organizacji. Jesteś nikim. Zwykłym śmieciem, którego los jest teraz w rękach moich i wszystkich moich podwładnych. Ale do rzeczy. Dwóch znajomych bardzo chciało cię odwiedzić.
- Nie znam twoich znajomych!
- Oni twierdzą, że ich dobrze znasz. Zostawię cię z nimi na dziesięć minut. Jestem pewien, że macie sobie wiele do wyjaśnienia.

Mężczyzna wyszedł z jego celi, a po chwili w środku pojawili się dwaj najważniejsi ludzie z kartelu Jeremiasa De La Rosy. Ich widok w jednej chwili wprawił zawsze spokojnego, wyważonego i pewnego siebie Rodriga w osłupienie. Był przerażony i zdenerwowany. Z trudem ukrywał strach. Przeczuwał, że tamci dwaj mogą chcieć go zlikwidować. Postanowił jednak zyskać na czasie.

- Miło was widzieć przyjaciele – uśmiechnął się Santanez.
- Przyjaciele? Nie tak dawno nazwał nas wrogami. Chyba zapomniał, że własnoręcznie zabił naszego szefa – kpił jeden z mężczyzn.
- Masz krótką pamięć draniu. Zawsze byłeś łowcą, ale my dziś przypomnimy ci jak to jest być zwierzyną – dodał drugi z nich wyciągając z kieszeni nóż, a jego ostrze zaświeciło przed oczami Rodriga…

Coralos.

Hotel.

Valeria skorzystała z chwilowej nieobecności domowników w hacjendzie, zabrała swoje rzeczy i udała się do hotelu. Nie wiedziała co robić i dokąd jechać. Cały czas mogła liczyć na Martina, który wiernie jej towarzyszył. Mężczyzna uważał, że powinni trzymać się teraz razem i wspierać się po tym jak zostali wyrzuceni przez Alejandra.

- Dziękuję ci za wszystko co dla mnie robisz, ale mam do ciebie prośbę. Spróbuj dogadać się ze swoim bratem. Niech chociaż wasze relacje jakoś się ułożą. On nie chce mnie znać i jakoś sobie poradzę. Będzie mi ciężko, ale życie toczy się dalej. Muszę zapłacić za to, że działałam wspólnie z Ignaciem. Tą karę będzie rozstanie z ukochanym mężczyzną i wyjazd jak najdalej stąd – wyznała Valeria.
- Nie możesz tego zrobić. Przykro mi to mówić, ale mój brat po raz drugi zachował się jak idiota. Drugi raz traci kobietę przez własną głupotę. Stracił Marię Emilię przez romansowanie z jej siostrą, natomiast ciebie przez gniew, upór i totalne zaślepienie. Nie chciał nas wysłuchać i zrozumieć. Raz mu wybaczyłem, ale nie zrobię tego po raz drugi. Wyrzucił mnie, ale odejdę z godnością. Teraz ty jesteś dla mnie najważniejsza. Dopilnujmy aby policja złapała Ignacia. On musi odpowiedzieć za swoje zbrodnie. Następnie zastanowimy się co robić dalej – odparł Martin.
- Każdy z nas musi podążyć swoją drogą. Tak będzie najlepiej. Jesteś wspaniałym człowiekiem i zasługujesz na szczęście. Kiedyś w końcu spotkasz wymarzoną kobietę, ale ja ją nie będę. Gdybyśmy byli razem, dalibyśmy Alejandrowi potwierdzenie, że miał rację. Ja chcę być czysta, przynajmniej pod tym względem…
- Dla mojego brata nie jesteś już czysta. A poza tym nie robisz nic złego. Potrzebujemy siebie nawzajem. Nie proszę cię abyśmy zostali kochankami. Bądźmy przyjaciółmi, którzy zaczynają nowy etap swojego życia. Zostańmy w Coralos lub wyjedźmy daleko stąd. Wszystko jedno. Spróbujmy, bo kto nie próbuje, ten traci wszystko. Pozwól mi być kimś ważnym w twoim życiu. Nie chcę od ciebie złotych gór. Chce jedynie poczuć twoją bliskość i akceptację.
- W porządku. Byłabym podła gdybym nie dała ci szansy. Przejdźmy przez to razem – uśmiechnęła się Valeria delikatnie dotykając dłoni Martina…

Tymczasem…

Manuel Rodriguez był tym mężczyzną, który czytał wcześniej gazetę na jednej z dzikich plaż, daleko od kolumbijskiej ziemi. Leżał on teraz zupełnie nagi w łóżku i oglądał telewizję w pięknym apartamencie z widokiem na morze, usytuowanym w samym centrum raju dla turystów, pragnących zaznać spokoju i odpocząć na swoich wymarzonych wakacjach. Po chwili dołączył do niego drugi mężczyzna ubrany w szlafroku, który wyszedł właśnie spod prysznica.

- Długo cię nie było – skwitował Manuel.
- A co? Już się stęskniłeś? – zapytał mężczyzna.
- Zapamiętaj to sobie raz na zawsze. Ja za nikim nie tęsknię. Miałeś dziś po prostu szczęście, które zaprowadziło cię do mojego łóżka. Wykorzystałeś mój dobry humor, a ja chciałem się zrelaksować i zabawić. To wszystko.
- Jesteś dziwnym człowiekiem. Jeszcze pół godziny temu byłeś taki…
- Namiętny? Ja mam przeróżne oblicza. Nikt mnie jeszcze dobrze nie poznał. A ci którzy próbowali poznać zbyt dogłębnie, już dawno przenieśli się do tego lepszego świata.
- Przerażasz mnie…
- Możesz wyjść. Droga wolna. Znudziło mi się już twoje towarzystwo…
- Odtrącasz mnie i nie chcesz się zaangażować, a to może być przecież początek pięknej historii. Dlaczego jesteś taki szorstki?
- Bo tego nauczyło mnie życie. Tylko raz kogoś kochałem i zawiodłem się niesamowicie. Odtąd skupiłem się na innych rzeczach. Teraz odpoczywam, ale priorytetowe sprawy wciąż są przede mną. Jestem tutaj aby doładować akumulatory, ale jeszcze powrócę aby spełnić to co sobie zamierzyłem.
- A może chcesz wrócić do swojej jedynej miłości? Chodzi o mężczyznę?
- Zamilcz, bo nie wiesz co mówisz! Ta miłość już dawno wygasła i zamieniła się w istne przekleństwo i nienawiść!
- Dobrze już dobrze… Nie będę o tym wspominał.
- Zostaw mi swoje namiary. Może jeszcze kiedyś się do ciebie odezwę, a teraz zjeżdżaj i daj mi spokój!
- Ta pycha, nienawiść i chęć zemsty kiedyś cię zgubią…
- Nie znasz mnie, więc nie oceniaj. Nie obchodzi mnie dokąd pędzę i jakie niebezpieczeństwo mi grozi. Liczy się dla mnie tylko efekt końcowy. Wiem, że wygram, bo zwyciężają tylko ci, którzy są silni i nie spoglądają za siebie. Jeszcze mam wiele do zrobienia. Zemsta mnie wzywa – stwierdził Manuel…

Coralos.

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Marina i Sergio oraz Soledad i Gustavo wiedzieli już o kłótni Alejandra z Valerią i Martinem oraz aferze z Ignaciem w roli głównej. Dziewczyny martwiły się zniknięciem ojca. Nie miały pojęcia gdzie go szukać. Wysłały na zwiady Javiera, a same czekały na rozwój sytuacji. Gorączkową rozmowę tej czwórki przerwało pojawienie się Bruna. Wszyscy byli zaskoczeni jego widokiem i jednocześnie zaniepokojeni, że policjant być może przynosi im jakieś tragiczne wieści.

- Co pana tu sprowadza? – przerwał chwilę milczenia Sergio.
- Mam informacje dotyczące poszukiwań Ignacia Corony, które mogą was zainteresować – odparł policjant.
- Złapaliście drania? – spytał Gustavo.
- Jeszcze nie, ale natrafiliśmy na pewien trop. Dokładnie sprawdziliśmy jego przyszłość. Ma wiele na sumieniu. Co ciekawe może mieć wspólniczkę.
- Nie sądziłam, że on mógłby być aż tak podłym człowiekiem. Wykorzystywanie kobiet to jego specjalność. Ta policjantka wiele ryzykowała będąc z nim w stałym związku – zauważyła Marina.
- To prawda, ale na szczęście przeżyła i sporo mi powiedziała. Jednak teraz wspólniczką Corony jest równie groźna co on kobieta. To były więźniarka, która nie tak dawno uciekła z więzienia razem z waszą ciotką Esperanzą Guzman.
- Niemożliwe… Świat jest mały – westchnęła zaskoczona Soledad.
- Ta kobieta wcale nie musi działać z Ignacio Coroną, ale jest to bardzo prawdopodobne. Ona może być w Coralos. Dawniej prowadzili nielegalne interesy i dobrze się znają. Podobno widziano ich razem w tych okolicach. Mamy zeznania Jessiki. Jeśli tak rzeczywiście jest, to oni nie mogą być daleko. On mógł się u niej ukryć. Na pewno nie zdołał uciec z kraju. Zaszył się w jakiejś norze i będzie próbował przeczekać trudne chwile.
- Jak nazywa się ta kobieta? Może ją znamy? – zapytał zaciekawiony Gustavo.
- Nie sądzę żebyście ją znali. Przecież nie otaczacie się takimi ludźmi.
- Proszę nie być takim pewnym. Ignacio często z nami przebywał, a my byliśmy zupełnie nieświadomi istniejącego zagrożenia – zauważyła Soledad.
- To prawda. Ta kobieta nazywa się… Carmen Gordillo – wyznał Bruno…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 15:07:16 02-05-10    Temat postu:

Witam! . Ślimak zajrzał . Nie, jeszcze nie jestem na bierząco, zanim się naprawdę rozpędzę minie troszkę czasu, bo ostatnio strasznie wyszłem z wprawy zwłaszcza jeśli chodzi o czytanie. Nie wiem, jak z pisaniem, ale ostatnio ktoś mi zwrócił uwagę że piszę farmazony, więc chyba też nie jest z tym dobrze. Tak więc Ślimak jest obecnie w fazie wykluwania się ze skorupy, no dobra, muszli. Mięczaki tak mają, że muszą chwilę odczekać, zanim się zapędzą.

Jak niedawno pisałem historia naprawdę jest warta uwagi i swoje zdanie podtrzymuję. Choć co prawda dotrwałem na razie do zaledwie 40 odcinków, to ostatnie dziesięć były prawdziwą bombą zwrotów akcji, rozczarowań, zakochiwań, nowej grupy interesów, świństw, a wszystko pod okiem przyklaskujacej publiki tj. czytelników , do której i ja się zaliczam .

Może zatem powiem coś nie coś o naszych bohaterach, bo ci najważniejsi:

Na początek kto ma obecnie największe szanse wszystkich przechytrzyć:

Ricardo - słabe, oj słabe szanse. Zbyt często podkreśla swoją wyższość, czuje, że jest ponad prawem i może wszystko - z tekim nastwieniem, łatwo go można przechytrzyć. Ricardo raczej nie myśli, bo ma za dużo prawych rąk, choć te w rzeczywistości są pewnie bardziej lewe niż mu sie wydaje.

Isabela - żona, chyba nie zdaje sobie sprawy jaką jest frajerką, to tylko kwestia czasu, aż stanie się wrogiem numer jeden swojego męża. No chyba, że ofiara zamieni się w swojego oprawcę? Hmm... Choć trudno powiedzieć, w końcu obok krząta się także...

Esperanza - prawowita, na obecny stan, jeśli uwzględnić więzy krwi dziedziczka majątku. Poprzysięgła, że zatopi ręce w szyi Isabeli ściskając tak mocno, dopóki ta nie skona. Wprawdzie nie powiedziała, w jaki sposób skasuje rywalkę, ale taki chyba wydaje się najlepszy, w końcu o rozlew krwi tutaj trudno . Wygodna, higieniczna śmierć, ale wymaga wysiłku.

Lucrecia - jest albo najbardziej zepsuta, albo najbardziej sprytna. Swój wrodzony wdzięk czyli kobiecość wykorzystuje na każdym kroku. Jednak mało kto dał się nabrać. Na razie Lucrecia ma spore szanse zostać czarnym koniem w tej batalii...

Manuel - chyba najbardziej sprytny ze wszystkich. Manuel skrywa dwie twarze. Z pewnością ukrył jeszcze jedną, bo szanse, że w przyszłości ziemie De La Fuente zostaną podzielone są niewielkie. Manuel jest obecnie taką samą świnią jak resztą pchającą się do przyciasnego koryta. Jako że koryto jest wlaśnie przyciasne, świnki rozpoczną kasacje w swoich szeregach... Manuel wydaje się wybronić, chociaż...

Simon - obecnie niegorźny zazdrosny, rozpieszczony bufon. Jak już ktoś tutaj wspomniał, najwygodniej byłoby mu gdyby wpadł na kaktus. Cztery litery zostałyby maksymalnie obkłute . Simon nie lubi, gdy jego zachcianki nie mogą być spełnione. Obecnie chyba jako jedyny ma rozum. W końcu to właśnie on zwrócił uwagę Lukrecii, że baby interesuje tylko łóżko i pieniądze.
Pieniądze Simona nie moga interesować tak bardzo, gdyż była narzeczona przestała być majętna, raczej chodzi o zranioną dumę...

Co do reszty, jak to dla przeciwwagi są i dobrzy bohaterowie. W zależności jak na nich patrzeć, chociaż w przeciwieństwei do złych są słabiej zarysowani przez co, wydaja się zapchajdziurami i ma się wrażenie, że podzielą losy kilku już ofiar w tej historii. Powiedzmy, że lekko zniesmaczył mnie fakt, że Javier ledwo co stracił dziewczynę, którą podobno kochał, a już niemalże widzi w Carolinie nową wielką miłość. Ciało nie ostygło, trochę szacunku dla zmarłej panei Javierze, chyba, że tak naprawdę tylko ją lubił.

To na razie tyle. Do usłyszenia niebawem!

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:29:27 02-05-10    Temat postu:

Super odcinek i jak szybko
Espe teraz Javierowi opowiedziała całą bajeczkę. Chłopak się cieszył, że ona żyje chociaż ciężko mu było w to uwierzyć.
Rodrigo siedzi w więzieniu i czeka na proces. Naczelnik przysłał do niego ludzi Jeremiasa, którzy chcą go zabić. Ciekawe czy się uda.
Bruno powiedział że Ignasio ma wspólniczkę: Carmen. To będzie szok dla Gustka. Dowiedział się, że jego niby przyjaciółka jest przestępczynią. Na pewno powiedzą Brunowi, gdzie ona mieszka, ale coś mi się wydaje, że jej tam nie będzie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:03:38 02-05-10    Temat postu:

Panie Ślimak - pana wpis wprawił mnie dziś w znacznie lepszy humor Cieszy mnie, że chce Ci się czytać historię, która ma już grubo ponad 100 odcinków. Jesteś na 40-tym i kibicuję Ci abyś dalej przemierzał przez tą sieć intryg i zła, razem z głównymi bohaterami. Dobrze, że serial w miarę Ci się podoba Fajnie, że oceniłeś najważniejsze czarne charaktery Wiele pytań które tu stawiasz znajdzie swoją odpowiedź w kolejnych odcinkach, które wciąż przed Tobą.

Życzę wytrwałości w czytaniu i pozdrawiam serdecznie


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 22:06:05 02-05-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ediita
Idol
Idol


Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 1395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:15:55 06-05-10    Temat postu:

Manuel i Esperanza
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 0:07:48 07-05-10    Temat postu:

Panie Grzegorzu nie chcę uwierzyć, że ta niezwykle interesująca historia powoli ląduje [oczywiście w sensie, że zbliża ku finałowi], wciągnąłem się w życie bohaterów i będzie mi szkoda opuścić ich życie wraz ze 165 odcinkiem [bo chyba tyle w końcu ma być?!]

Interesujący ten 137 odcinek. Najbardziej interesujący jest ten kwartecik miłosny [Esperanza jako Maria Emilia, Alejandro, Valeria i Martin] - a jak wiemy, od miłości do nienawiści jeden krok, więc może się jeszcze tutaj wiele dziać, z resztą liczę na to. Zastanawiałem się czy jednak odważysz się dać scenę seksu z Manuelem, ale jak podejrzewałem, nie doważyłeś się, oj, chłopie, mniej scenzury proszę, z resztą nie tylko w scenach z nim, ale też z innymi bohaterami. Mimo wszystko dziś znów widzieliśmy prawdziwego Manuela, który tylko chce zemsty i władzy, to jego typowe cechy,. Dowiedzieliśmy się jednak też rzeczy niesłychanej, czyżby Manuel podkochaiwał się w ... oj, przewrotne, jestem za tym wątkiem jak najbardziej. Tymczasem Rodriga czekają gorzkie żniwa, będzie fajnie.

Wracam w lipcu [może uda mi się wejść po drodze do lipca, ale nie obiecuję], ale pamiętaj: nie pozostawię tej historii bez komentarza, bo to byłaby dla niej obraza, więc czasowym brakiem komentarzy się nie martw. Pozdrawiam


Ostatnio zmieniony przez Val dnia 0:24:14 07-05-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 14:38:54 14-05-10    Temat postu:

138 ODCINEK

Coralos.

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Słowa Bruna wbiły wszystkich obecnych w ziemię. Najbardziej zaskoczony był Gustavo, który nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Jego żona patrzyła na niego wymownie jakby wiedziała o wszystkim od początku i teraz dostała jedynie potwierdzenie, a przecież również była zmieszana. Ta wiadomość była naprawdę powalająca. Niektórzy dopiero teraz mogli otworzyć oczy.

- Carmen wspólniczką Ignacia? To nie może być prawda – stwierdził Gustavo wciąż będąc w szoku.
- Znacie ją jednak? – zdziwił się Bruno.
- To nasza przyjaciółka z dzieciństwa. Niedawno powróciła do Coralos. O ile o tej samej Carmen Gordillo mówimy – wtrącił już nieco spokojniej Sergio.
- Wiedziałam, że ona nie jest taka święta jaką udaje! Wybacz kochanie, ale mam dość ukrywania prawdy! Ta kobieta to podstępna intrygantka, która chce zdobyć mojego męża. Może być zdolna do wszystkiego! – dobitnie powiedziała Soledad.
- Uspokój się. Nie rzucaj słów na wiatr skoro nie masz żadnych dowodów – powiedziała Marina.
- Nie mogę w to uwierzyć, ale zawsze można ją przesłuchać. Wiemy gdzie mieszka. Możecie to sprawdzić – zauważył Gustavo.
- Zrobimy to jeszcze dziś. Carmen Gordillo uciekła z więzienia razem z waszą ciotką Esperanzą Guzman. Ma bogatą kartotekę. Pracowała dla Ricardo Sandovala, który poświęcił ją, ale nie zapomniał o niej i opłacał jej pobyt w więzieniu. Gdy zmarł, wpływy Carmen skończyły się. W czasie ucieczki zabiła kilka osób. To bardzo groźna kobieta – kontynuował Bruno.
- Pracowała dla Sandovala? Oszukała mnie… Nie znałem jej z takiej strony. Nikomu nie można już ufać – załamał się Gustavo.
- Zadasz jej swoje pytania kiedy ją złapiemy. Nie mamy ani chwili do stracenia. Podaj mi jej adres, a ja wezwę posiłki. Za jednym zamachem możemy złapać zarówno Carmen jak i Ignacia Coronę. Nie możemy zmarnować takiej okazji…

Tymczasem…

Alejandro, „Maria Emilia” i Javier wspólnie zastanawiali się w jaki sposób delikatnie i na spokojnie powiadomić Marinę i Soledad o cudownym zmartwychwstaniu ich matki.

- Nie róbmy z tego szopki. Tak bardzo chcę je zobaczyć i uściskać. Tyle mi wystarczy. Gdybym mogła zrobiłabym to już w tej chwili i popędziła do naszej hacjendy – kłamała jak z nut Esperanza.
- Nic z tego kochanie. Wytrzymasz jeszcze kilka godzin, a pojawisz się podczas dzisiejszej uroczystej kolacji. To już naprawdę niedługo. One sądzą, że nie żyjesz, więc wytrzymają te kilka godzin. Niech dowiedzą się o tym w sposób szczególny. To będzie dla nich taka bombowa wręcz niespodzianka – uśmiechnął się Alejandro.
- A żebyś wiedział, że bombowa…
- Mam się zająć zorganizowaniem tej kolacji? – spytał Javier.
- Tak. Mają być wszyscy. Ściągnij Carolinę i jej rodziców. Zaproś księdza Salvadora, a jak się uda to zlokalizuj też Artura. Wiem, że to ekspresowe tempo, ale Coralos warte jest tej uczty. Niech wszyscy dowiedzą się, że Maria Emilia De La Fuente żyje, a rodzina znów jest razem i co najważniejsze jest szczęśliwa.
- Tak będzie. Zajmę się wszystkim. Dziś nasz wielki dzień…
- Zaczekaj synu… Mam dziś dobry humor i wybaczyłbym nawet diabłu. Nawet gdybym miał koło siebie Esperanzę czy Manuela, to nadal byłbym szczęśliwy. Możesz więc zaprosić nawet tych zdrajców Martina i Valerię. Oczy im zbieleją jak zobaczą, że jestem w siódmym niebie i ponownie z kobietą mojego życia…
- Postaram się ich odnaleźć, ale to będzie trudne. Mogli już dawno opuścić miasto.
- Pojawią się, bo będą myśleli, że zechcę ich przeprosić. Grubo się mylą. To spotkanie będzie w zupełnie innym celu – stwierdził Alejandro.
- A więc jesteś skonfliktowany ze swoim bratem? Czemu nazywasz go zdrajcą? – zdziwiła się Esperanza.
- To długa historia kochanie…
- Wszystko układa się znakomicie. Alejandro jest skłócony z tym idiotą i porzucił Valerię. Pojawi się cała rodzina i znajomi, a co za tym idzie będę miała kolejną okazję aby odegrać nieprzeciętne show. Mój wieczór nadchodzi. Niech żyje perfidne kłamstwo! – uśmiechnęła się Esperanza…

Stolica.

Więzienie.

Rodrigo zorientował się, że skończył się czas na zwykłe gadki, a jego przeciwnicy wcale nie żartują. Jeden z ludzi La Rosy doskoczył do niego z nożem, ale Santanez był na to przygotowany. W jednej chwili wytrącił mu ostrze z ręki i pchnął mocno w kierunku ściany aż tamten uderzył w nią głową i stracił przytomność. Drugi mężczyzna rzucił się na niego z pięściami, ale również był bez szans i po chwili wylądował na ziemi. Rodrigo podniósł leżący obok niego nóż i podszedł w kierunku napastnika.

- Wiesz dlaczego rozbiłem wasz kartel? Bo nie mogłem znieść, że Jeremias ma za ludzi takie niedojdy jak wy! Nie można pracować z idiotami! Nikt ze mną nie wygra, rozumiesz bydlaku? Nikt! Mogę być w więzieniu, ale to ja wciąż rządzę i rozdaję karty! Śmiałem mnie zaatakować i dlatego zginiesz! Ty i twój wspólnik!
- Nie zabijaj! Uciekniemy razem!
- Jak będę chciał to sam ucieknę!

Rodrigo uśmiechnął się perfidnie i nie przejmując się niczym zamierzał pchnąć nożem nieszczęśnika, ale właśnie wtedy pojawiły się straże, które zapobiegły morderstwu i odseparowały walczących. Naczelnik więzienia z surową miną spojrzał na celę Santaneza, która przypominała pobojowisko.

- Nieźle… Pierwsza godzina w więzieniu i już robisz tu potężną rozróbę. Gdybym dał ci jeszcze minutę to zabiłby tych kretynów – powiedział już nieco innym tonem.
- Dobrze wiesz, że mnie zaatakowali – odparł Rodrigo.
- Wiem, bo sam ich napuściłem. Chciałem zobaczyć czy jesteś taki dobry w walczeniu jak w wydawaniu rozkazów zza biurka.
- I co? Do jakich doszedłeś wniosków?
- Będziesz stwarzał problemy, ale w tym miejscu to nie ty rządzisz. Radzę ci o tym pamiętać…
- Pamiętam, ale zamiast ze sobą walczyć można też współpracować. Nieprawdaż? – na ustach mafioza pojawił się jakże ironiczny ton.
- Zabrać ich! Tym razem masz szczęście Santanez! Nie zawsze będę w pobliżu aby ci pomóc.
- Potrafię się bronić. Pokazałem to dobitnie.
- Za następną bójkę trafisz do karceru. Zabierzcie ten nóż i przeszukajcie dokładnie cele tamtych dwóch! Nie pierwszy raz sprawiają mi kłopoty!
- Panie naczelniku niech pan pamięta, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje…

Mężczyzna nie zareagował na ostatnie słowa Santaneza i po chwili wyszedł z jego celi. Rodrigo znów siedział sam i miał czas na przemyślenia.

- Nie będzie łatwo, ale już wiem co mnie tu czeka. Ci od Jeremiasa nie odważą się mnie już zaatakować. Muszę zdobyć komórkę i pogadać na osobności z prawnikiem. Do procesu jeszcze dużo czasu. Tak szybko nie zbiorą dowodów i świadków. To moja szansa. Na początek zajmę się naczelnikiem. Sprawia wrażenie ważnego, ale jest zwykłym śmieciem. Sprzedałby swoją matkę za sto dolarów. Zajmę się nim. Dowiem się kim jest on i jego rodzina. Będzie mi jadł z ręki i modlił się o to abym nie użył swoich wpływów. Ucieknę stąd szybciej niż wszyscy sądzą, a wtedy odzyskam to co moje. To tylko kwestia czasu – pomyślał Rodrigo…

Tymczasem…

Przeurocza młoda stewardessa informowała właśnie wszystkich pasażerów, że samolot w którym się znajdują wystartuje za minutę, a do celu doleci za kilka godzin. Za chwilę maszyna wzbiła się w powietrze rozpoczynając swój rejs. Dziewczyna podeszła do jednego z pasażerów, którzy czytał gazetę i najwyraźniej zapomniał o swoich obowiązkach.

- Przepraszam pana, ale proszę zapiąć pasy – powiedziała z uśmiechem.
- Rzeczywiście zapomniałem. Już to robię – odparł mężczyzna.
- To nie są tylko przepisy. To dla pańskiego bezpieczeństwa…
- Ależ rozumiem…
- Może życzy sobie pan coś do picia?
- Najlepszego drinka jakiego macie na pokładzie.
- Już się robi…
- Latałbym codziennie gdybym miał przy sobie tak wspaniałą obsługę jak dziś…

Manuel był zdziwiony uprzejmością dziewczyny, ale po chwili zrozumiał o co mogło jej chodzić.

- Nie wiedziałem, że przez ten wypadek stałem się jeszcze bardziej sexy. Ale niestety skarbie nic z tego… Już za kilka godzin będę w Kolumbii. Nie mogę się doczekać spotkania z moimi fanami…

Stewardessa podeszła w tym czasie do kolejnego pasażera oddalonego kilka rzędów dalej.

- Poznał pan w końcu tego mężczyznę, z którym przed chwilą rozmawiałam? – spytała z zaciekawieniem.
- Tak, teraz jestem pewien, że to mój znajomy. Podejrzewałem, że to on, ale poznałem go dopiero po tym jak zdjął swoje okulary słoneczne. Świat jest jednak mały… Chcę mu zrobić niespodziankę. Dziękuję pani za pomoc.
- Drobiazg. Pan również się czegoś napije?
- Poproszę to samo co mój znajomy.
- Będę za chwilę…
- A to drań! Nie sądziłem, że będę leciał kiedyś jednym samolotem z Manuelem Rodriguezem. Wraca do Kolumbii, a to oznacza kłopoty. Zdemaskuję drania! Skoro on żyje i ma się dobrze, to życie wielu ludzi w Coralos znów jest w olbrzymim niebezpieczeństwie – pomyślał Tobias…

Jakiś czas później.

Coralos.

Bruno i kilku innych policjantów otoczyło mieszkanie Carmen. Oczywiście nikt im nie otworzył ani nie zareagował na ich słowa. Postanowili więc wedrzeć się tam siłą zabezpieczając także wyjście. Po kilku minutach zorientowali się jednak, że nie ma nikogo w środku, a co ważniejsze, że szafy są puste i panuje tu bałagan, którego narobiono w pośpiechu i nie tak dawno temu.

- Oboje tu byli i uciekli! Wiedzieli, że możemy tu zajrzeć! A niech to! Spóźniliśmy się o godzinę lub kilka minut! – krzyknął rozwścieczony Bruno.

Policjanci krzątali się w mieszkaniu i obok niego jeszcze przez dobrą chwilę. Nawet nie podejrzewali, że Carmen i Ignacio znajdują się zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej.

- I co teraz powiesz kretynie? Nie chciałeś uciekać, ale ja wiedziałam, że tak to się skończy. Nie mamy teraz dachu nad głową – powiedziała zdenerwowana Carmen.
- To na pewno Soledad zmówiła się z policją aby cię złapano. Założę się, że to jej sprawka – odparł Ignacio.
- Nie bądź idiotą! Poszukują ciebie i na pewno dotarli, że byłam twoją wspólniczką! Poza tym ja też jestem poszukiwana i rodzinka De La Fuente zapewne w końcu się o tym dowiedziała. A niech to!
- Opanuj się wspólniczko. Nie damy dachu nad głową, ale wciąż mamy wolność. Oni nas nigdy nie złapią jeśli nadal będziemy ze sobą współpracować. Znajdziemy jakieś lokum. Zabijemy kogo trzeba, okradniemy, ale wykiwamy tych drani! A potem się zemścimy.
- Cieszę się, że jesteś optymistą. Nie masz pojęcia co teraz czuję. Gdybym mogła to zabiłabym tą małą sukę gołymi rękami! – powiedziała wciąż poirytowana Carmen…

Tymczasem…

Martin wyszedł właśnie z łazienki hotelowego pokoju gdy odezwał się dźwięk jego komórki. Mężczyzna był zaskoczony, że dzwoni do niego jego własny brat. Odebrał jednak połączenie.

- Alejandro? Nie wierzę – zdziwił się Martin.
- Witaj braciszku. Dzwonię aby zaprosić cię na kolację, która odbędzie się dzisiaj w naszej hacjendzie. Możesz przyjść ze swoją kochanką – oznajmił Alejandro.
- Chyba kpisz! Albo jesteś pijany. Po tym co nam zrobiłeś chcesz nas zapraszać na kolację?
- Nie będę rozmawiał o waszej zdradzie. Zdania nie zmienię. Powód tej kolacji jest zupełnie inny, ale zapewniam cię, że nawet ty się tym ucieszysz.
- Nie bardzo rozumiem.
- Nie bądźcie tchórzami i przyjedźcie do hacjendy. Tu nie chodzi ani o mnie ani o was. Nie chodzi o urażoną dumę i jakieś pretensje. To już minęło. Mam dla was niespodziankę, która jest naprawdę radosną. Połączy całą rodzinę…
- Nie ufam ci. Jeśli z czymś wyskoczysz to…
- Przyjedź i nie gadaj tyle. Mam dobry humor i nawet ty i Valeria mi go nie zepsujecie. Pamiętaj, że ta niespodzianka jest ponad wszystko - powiedział wyniosłym tonem Alejandro…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 20:06:49 15-05-10    Temat postu:

139 ODCINEK

Coralos.

Alejandro rozłączył się pozostawiając Martina pogrążonego w zdumieniu i przerażających myślach.

- O co mu do diabła chodzi? To mi się nie podoba – powiedział sam do siebie mężczyzna jakby przeczuwając, że wbrew słowom brata, nic dobrego z tej kolacji nie wyniknie. Valeria była obok i słyszała rozmowę Martina. Nie uszło jej uwadze zachowanie mężczyzny, który był dziwnie zaniepokojony.
- Coś się stało? Masz taką niepewną minę… Kto dzwonił? – spytała Valeria.
- Alejandro – westchnął Martin.
- Co on od ciebie chciał?
- Nie wiem co on kombinuje, ale to mi się wcale nie podoba. Już nie był na mnie wściekły. Wręcz przeciwnie. Tryskała od niego energia, był pełen zapału i radości. Zupełnie tego nie rozumiem…
- On wcale nie cierpiał po naszym rozstaniu. Uważa nas za zdrajców i nienawidzi nas. Dziwi mnie jednak, że do ciebie zadzwonił.
- Mało tego, że zadzwonił. Zaprosił nas dzisiaj na kolację do hacjendy. Dasz wiarę?
- Niemożliwe… Nie minął nawet dzień od naszej burzliwej kłótni. Na pewno nie dzwonił po tym aby nam wybaczyć. Może chce nas zaprosić po to aby nas upokorzyć?
- Też tak myślałem, ale znam swojego brata i nie byłby do tego zdolny. Już wystarczająco źle nas potraktował. Nie sądzę aby chciał z nas kpić, chociaż niczego nie można być pewnym. Powiedział, że zaprasza nas z zupełnie innego powodu, który jest bardzo radosny dla całej rodziny…
- To wszystko jest takie podejrzane. Nie mam zbyt wielkiej ochoty się z nim spotykać, ale z drugiej strony pokażmy, że nie jesteśmy tchórzami…
- Ty go nadal kochasz… Nawet po tym jak potraktował cię jak szmatę. Chyba nie sugerujesz żebyśmy tam poszli?
- Dość rozpaczania, wylewania łez i obwiniania się za wszystkie błędy tego świata. Spotkam się z Alejandrem i nawet gdyby miał mnie zwyzywać, to pozostanę twarda i obojętna! Niech zobaczy przed sobą całkiem inną Valerię!
- Wiesz co? To całkiem ciekawy pomysł – uśmiechnął się Martin…

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Marina i Soledad rozmawiały na temat ostatnich wydarzeń związanych z odkryciem tajemniczej przeszłości Carmen. Żałowały, że kobieta zdołała uciec przed wymiarem sprawiedliwości i wciąż się ukrywa. Podobnie zresztą jak Ignacio.

- Wiedziałam! Przeczuwałam, że ta kobieta jest zła do szpiku kości. Nie sądziłam jednak, że ma krew na rękach. To przeszło wszelkie moje oczekiwania co do tej harpii! – denerwowała się Soledad.
- Opanuj się siostrzyczko, bo zdenerwujesz także i tego bobasa, który jest w środku – uśmiechnęła się Marina dotykając swojego brzucha.
- Wybacz, ale trudno jest mi się opanować gdy rozmawiamy o tej żmii!
- Stałaś się zupełnie inna, ale to wszystko przez miłość do swojego męża. Nie jesteś już śpiącą królewną tylko kobietą, która wie czego chce od życia. Cieszy mnie, że rozpoznałaś kim naprawdę jest Carmen Gordillo i nie dałaś się jej oszukać. To musiał być dopiero szok dla Gustavo, który uważał ją za swoją wielką przyjaciółkę. To informacja bardzo go zraniła. Musi sobie teraz poradzić z tą jakże bolesną prawdą. Pojechał konno wraz z Sergiem na przejażdżkę aby się uspokoić i opanować emocje.
- To mu dobrze zrobi. Mam nadzieję, że wróci odmieniony i nie będzie chciał znać tej jędzy!

Rozmowę sióstr przerwało pojawienie się Javiera, który z trudem ukrywał swoje radosne usposobienie.

- A co ty taki zadowolony braciszku? Nawet nie wiesz co się stało. Carmen Gordillo to była więźniarka i wspólniczka Ignacio Corony! Przyjaciółka Gustavo i Sergia to zwykła kryminalistka! – oznajmiła Marina.
- Coś podobnego… Carolina mnie przed nią ostrzegała – westchnął Javier.
- Co takiego? Wiedziałeś o niej i nic nam nie powiedziałeś? – zapytała zdumiona Soledad.
- Dajcie spokój. To w tej chwili mało ważne. Ojciec organizuje dziś kolację. Ma być cała rodzina i wszyscy najważniejsi znajomi. To wielka niespodzianka. Zapewniam, że będziecie skakać z radości jak dowiecie się o co w tym wszystkim chodzi.
- Czy ty masz dobrze w głowie? Uśmiechasz się i cieszysz jak dziecko, a my mówimy ci o poważnych sprawach! O prawdziwej naturze Carmen! Tymczasem ty i ojciec zamierzacie urządzać uroczystą kolację? Zwariowaliście do reszty? Przecież ojciec dopiero co rozstał się z Valerią i pokłócił z wujkiem Martinem. Jest obrażony na cały świat – Soledad nie mogła zrozumieć zachowania swojego brata.
- Martin i Valeria być może też będą na tej kolacji. Szykujcie się, bo nie może nikogo zabraknąć. To będzie niepowtarzalna kolacja! Dziś zrozumiecie co oznacza prawdziwe znaczenie słowa cud.

Uradowany Javier opuścił ich pokój i pobiegł na dół aby ustalić szczegóły ze służącymi. Jego siostry patrzyły na siebie ze zdziwieniem i przez dobrą chwilę żadna z nich nie zabrała głosu.

- Prawdziwe znaczenie słowa cud? Czy Javier postradał zmysły? – spytała Marina.
- Dowiemy się tego na niepowtarzalnej kolacji. Uczcimy na niej wolność Carmen i Ignacia – wybuchnęła śmiechem Soledad rozładowując choć na chwilę swoje emocje…

Stolica.

Więzienie.

Rodrigo Santanez doczekał się spotkania ze swoim adwokatem. Był to jeden z kilku jego adwokatów, bo ci bardziej znaczący już dawno gryźli ziemię z powodu nadmiernej wiedzy, która kiedyś mogłaby mafiozowi zaszkodzić. Mężczyzna nie miał jednak dla swojego klienta zbyt dobrych wieści. Sprawa wyglądała beznadziejnie i wyglądała naprawdę poważnie. Rodrigo uważał się jednak za niepokonanego i za pieniądze można kupić każdego i wygrać nawet najtrudniejszą sprawę.

- Masz dla mnie jakieś konkrety? – spytał tajemniczo Santanez.
- No cóż… Sprawa nie wygląda dobrze. Nie będę owijał w bawełnę. Mają na pana mocne dowody i grozi panu nawet skazanie na śmierć na krześle elektrycznym. W razie współpracy i przyznania się do wszystkich zarzucanych czynów, można liczyć na dożywocie – zauważył adwokat.
- Czy ty masz mnie za idiotę? Znamy się od lat i nie wciskaj mi tych swoich żenujących prawniczych formułek! Nie chcę ani krzesła ani dożywocia! Masz mnie stąd wyciągnąć! Za wszelką cenę!
- To nie będzie takie proste. Żeby przekupić sędziego i ławę przysięgłych potrzeba mnóstwo pieniędzy…
- Przecież nie rozmawiasz z ulicznym nędzarzem! Do diabła! Jesteś prawnikiem i nieraz wydobywałeś z kłopotów najgorsze szumowiny! Masz spryt i umiejętności aby mnie wybronić! Dam ci dostęp do moich kont. Wybierz tą kwotę która będzie ci potrzebna. Cena nie gra roli.
- To pan nic nie wie? Pańskie konta zostały zablokowane i wyczyszczone.
- Niemożliwe! A te tajne?
- Nasi ludzie śpiewający jak włoscy tenorzy. Policja wie już o pana interesach więcej niż sądzimy…
- To jakiś żart! Skoro nie można wygrać sprawy kupując sędziego, to trzeba stąd uciec!
- Ma pan jakiś plan?
- Najpierw trzeba zjednać sobie naczelnika. Nazywa się Augusto Corrales. Znajdź wszystko na jego temat. Czy ma żonę, dzieci, gdzie mieszka, czy lubi pieniądze, nawet sprawdź to co robi w kiblu! Jak stąd wyjdę sowicie cię nagrodzę! Nie zawiedź mnie!
- W tym mogę panu pomóc.
- To zabieraj się do roboty i zmiataj stąd!
- Odwiedzę pana jutro…
- Wszystko się wali! Ale to jeszcze nie koniec! Nie dam się wysłać na krzesło elektryczne! To ja wyślę tych drani w kosmos, na czele z Arturo Peraltą i jego kobietą! Jeszcze o mnie usłyszycie! – pomyślał rozwścieczony Rodrigo…

Tymczasem…

Pewna młoda dziewczyna wracała właśnie do swojego mieszkania z uśmiechem na ustach. Miała ciężki dzień, ale perspektywa wypoczynku bardzo ją cieszyła. Wiedziała, że będzie mogła sobie teraz odpocząć i spędzić miły wieczór. Jednak nawet nie przeczuwała co ją czeka. Gdy otwierała drzwi została nagle zaatakowana od tyłu przez młodego osobnika, który powalił ją na ziemię, a następnie wciągnął do środka. Mężczyzna związał swoją ofiarę i z radością spojrzał na całkiem ładne i stylowe mieszkanie w jakim się teraz znalazł. Po chwili dołączyła do niego kobieta, która biła mu brawo.

- Dobra robota wspólniku! Pokazałeś, że masz jaja – ironizowała Carmen.
- Nie denerwuj mnie! Skąd wiemy, że ta dziewczyna mieszka tu sama? – odparł wciąż zdenerwowany Ignacio.
- Ryzyko jest wpisane w naszą marną egzystencję. Zabijemy każdego kto tu wejdzie. Ale może najpierw spytajmy ją!

Ignacio potrząsnął swoją ofiarą i zapytał czy mieszka tu sama. Przerażona dziewczyna przytaknęła, że tak. To uspokoiło wspólników.

- Co mam z nią zrobić? – spytał Ignacio.
- Jeszcze pytasz? Zabij ją. Nie potrzebujemy świadków – odparła bez cienia wątpliwości Carmen.
- Zwariowałaś? Mam brudzić sobie ręce?
- Twoje ręce nigdy nie były czyste. Zapomniałeś już jak strzelałeś do swojej policjantki? Zabij ją, bo inaczej ja zabiję ciebie!

Carmen nie żartowała. Mierzyła do mężczyzny z broni. Ten sięgnął po swój pistolet i zamierzał zastrzelić swoją ofiarę.

- Wybacz mi. To nic osobistego – powiedział po czym pociągnął za spust, ale broń nie wystrzeliła.
- Wyciągnąłem magazynek, bo wciąż ci nie ufam. Zdałeś egzamin kochanie. Chyba cię dziś wynagrodzę…

Ignacio był zdumiony i przerażony gdy Carmen na jego oczach ze stoickim spokojem oddała trzy strzały w kierunku bezbronnej kobiety, która zginęła natychmiast, a na podłodze pojawiła się duża kałuża krwi. Ten widok był przerażający nawet dla Corony, który popełnił w życiu wiele przestępstw, ale nie nie miał w zwyczaju zabijać w tak perfidny i obrzydliwy sposób. Spojrzał wymownie na wspólniczkę, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Zabicie przypadkowej kobiety sprawiło jej dziką rozkosz. Była to dla niej świetna zabawa.

- Posprzątaj po niej, a ja sprawdzę jakie tu mają łóżko. Możemy je dziś przetestować wspólniku – powiedziała Carmen, po czym zbliżyła się do Ignacia i namiętnie go pocałowała. Następnie udała się na zwiedzanie swojej nowej kryjówki.
- Ona jest chora psychicznie. Co jej zawiniła ta nieszczęsna kobieta – westchnął wciąż będący w szoku Ignacio.

Kilka godzin później.

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Po raz pierwszy zdarzyło się, że wszyscy zaproszeni do hacjendy goście nie mieli pojęcia z jakiej okazji spotykają się podczas dzisiejszej kolacji. Obecni byli Marina, Sergio, Soledad, Gustavo, Javier, Carolina, Adrian, Liliana, ksiądz Salvador, Arturo Peralta, Miranda, Bruno, Daniela, a także Martin i Valeria. Nie było organizatora całej uroczystości, czyli Alejandra. Jednak jego polecenie zostało spełnione i przygotowano najlepsze jedzenie i picie. Goście zajęli już swoje miejsca przy stole, ale byli zmieszani i czuli się niepewnie. Nie wiedzieli co planuje Alejandro, a jego nieobecność przedłużała się. Po chwili jednak senior rodu De La Fuente pojawił się w hacjendzie i przeprosił gości za drobne spóźnienie.

- Miło was wszystkich widzieć przy jednym stole. Dziękuję za waszą obecność w tak krótkim czasie. To dla mnie bardzo ważne. Pewnie jesteście zaskoczeni tym nieoczekiwanym spotkaniem. Zapewne macie do mnie wiele pytań. Dlaczego tak nagle i z jakiego powodu was tu zaprosiłem. Zaraz wszystko wam wyjaśnię. To będzie dla was wielka, ale jakże piękna niespodzianka. To co za chwilę zobaczycie można określać mianem cudu. Mam nadzieję, że nikt z was nie padnie z wrażenia. Emocje mogą być silne, ale będę bardzo radosne i pozytywne. Patrzę na wasze miny. Jesteście zaskoczeni i zdumieniu tym co mówię? Nie jestem pijany. To co za chwilę zobaczycie nie jest snem, lecz prawdą. Nie przedłużajmy jednak. Za chwilę ujrzycie kogoś, kogo sądziliście, że już nigdy nie ujrzycie – uśmiechnął się Alejandro.
- Zapewniam, że z ojcem jest wszystko w porządku i nie mówi od rzeczy. Nie denerwujcie się i nie zadawajcie żadnych pytań. Za chwilę wszystko stanie się dla was jasne – wtrącił Javier.
- Bardzo proszę abyście zamknęli na chwile oczy, a po pięciu sekundach otworzyli je i spojrzeli w prawą stronę w kierunku drzwi…

Zaskoczeni goście spełnili kolejną prośbę Alejandra. Wszystkie oczy skierowane zostały w kierunku wejścia do salonu. Na twarzach obecnych pojawiło się niedowierzanie, zdumienie, zdenerwowanie, radość, szok i konsternacja. Każdy reagował inaczej. Każdy nie mógł uwierzyć w to co widzi. Przed gośćmi stała przepiękna „Maria Emilia” De La Fuente…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 43, 44, 45 ... 48, 49, 50  Następny
Strona 44 z 50

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin