|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
iva Mistrz
Dołączył: 28 Paź 2010 Posty: 11130 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: MX Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:34:21 14-01-12 Temat postu: Ray Wilson |
|
|
Ray Wilson (ur. 1968 w Dumfries) szkocki wokalista, autor tekstów, solista i lider zespołu Stiltskin, a w latach 1997 - 1998 wokalista grupy Genesis, z którą nagrał album "Calling All Stations" i pochodzące z niej przeboje "Congo" i "Not About Us".
Po Johnie Porterze i Nigelu Kennedy kolejny znany brytyjski muzyk, który zamieszkał w Polsce.
Ray Wilson to jeden z najbardziej wyjątkowych wokalistów i autorów muzycznych świata. Swoją klasę potwierdził współpracą z zespołem Genesis, kiedy to w 1997 roku zastąpił w roli wokalisty Phila Collinsa. Stworzone wówczas utwory takie jak: Congo, Shipwrecked czy Not About Us na zawsze pozostały w świadomości fanów zespołu i nie tylko. Wcześniej, bo w 1994 roku, debiutujący zespół Stiltskin z Rayem w składzie stworzył niezapomniany utwór Inside, który podbił listy przebojów całego świata ( między innymi numer 1 w Wielkiej Brytanii). W 1999 Ray roku wydał album „Millionairhead” z zespołem CUT. Zespół nie zaistniał jednak na dłużej a Ray współpracował w między czasie ze Scorpions czy dj-em Arminem Van Burrenem z, którym wykonał napisaną przez siebie kompozycję Another Day (Yet Another Day). Bardzo ważne i kultowe dla fanów szkockiego wokalisty okazały się późniejsze jego solowe albumy; Change (2003) i The next best thing (2004).
Od 2006 roku Ray Wrócił do pracy ze Stiltskin (całkowicie nowy skład zespołu) i stworzył pod szyldem Ray Wilson & Stiltskin album „She”(materiał nawiązuje klimatem do dokonań takich artystów jak; Phil Lynott, Audioslave czy Davida Bowie ), krążek spotkał się z bardzo dobrymi recenzjami. W 2009 roku powstał najnowszy album solowy Raya – „Propaganda Man”, który swoim akustycznym charakterem nawiązuje do pierwszego solowego wydawnictwa wokalisty– „Change”.
Ostatnio zmieniony przez iva dnia 19:39:31 14-01-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
iva Mistrz
Dołączył: 28 Paź 2010 Posty: 11130 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: MX Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:47:04 14-01-12 Temat postu: Re: Ray Wilson |
|
|
WYWIAD - Ray Wilson: Zamieniłem Edynburg na Poznań
(2008-11-22 )
Ray Wilson przez dwa lata śpiewał w Genesis. Dziś można go spotkać na poznańskim Starym Rynku - tu znalazł dom i miłość. Opowiada o tym Marcinowi Kostaszukowi Po naszym tekście o tym, że zamieszkałeś w Poznaniu, ...
Ray Wilson przez dwa lata śpiewał w Genesis. Dziś można go spotkać na poznańskim Starym Rynku - tu znalazł dom i miłość. Opowiada o tym Marcinowi Kostaszukowi
Po naszym tekście o tym, że zamieszkałeś w Poznaniu, mnóstwo ludzi chciałoby zapytać Cię, niczym dziennikarze Leo Beehakkera w reklamie: Ray, why? For money?
Nie, dla dziewczyny. Poznaliśmy się podczas ubiegłorocznego, charytatywnego koncertu w klubie Johny Rocker w Poznaniu. A właściwie po nim, bo Gosia nawet nie widziała mnie na scenie. Nie wiedziała więc, kim jestem i co tu robię.
Po prostu kolejny facet z Wielkiej Brytanii, który bawi się na mieście.
Porozmawialiśmy, polubiliśmy się, ale to był tylko początek znajomości, zresztą zaraz wyjeżdżałem do Szkocji. Zdążyłem jednak dowiedzieć się, że jest tancerką i niebawem występuje w Warszawie.
Poleciałem tam z Edynburga, by ją zobaczyć. Była świetna, więc zapragnąłem ją znów zobaczyć, tym razem w Poznaniu, w Teatrze Wielkim. Nasza znajomość rozwijała się powoli, ale w końcu doszedłem do wniosku, że stała się dla mnie zbyt ważną osobą, by widywać się tylko w przerwach między moimi koncertami. Opuściłem Edynburg i zamieszkałem tutaj.
Co różni to miasto od Poznania? Odczułeś dużą różnicę?
Oczywiście, jest wielka różnica w mieszkaniu w Polsce i Szkocji. Ludzie, język...
Podobno już co nieco umiesz po polsku?
Uczę się, bo rodzina Gosi mówi tylko po polsku. Poważniejsze lekcje zacznę w grudniu, gdy skończę trasę koncertową.
To cała tajemnica twojej przeprowadzki?
Oczywiście wcześniej też miałem kontakt z Polską, już dziewięć lat temu byłem tu z Genesis, w Katowicach. Czułem się jak oczekiwany gość, witany bardzo serdecznie. Teraz oczywiście jest inaczej, nie jestem tu w pracy, na scenie, jestem zwykłem facetem. Co jakiś czas ktoś mnie rozpoznaje i pozdrawia, ale generalnie większość ludzi nie wie nic o mojej karierze muzycznej. I dobrze. Żyję jak Polak: to samo jedzenie, sklepy, media, problemy...
Czy tytuł twojego nowego albumu solowego "Propaganda Man" to też efekt twoich polskich doświadczeń? Wiesz, że Polacy mają obsesję na punkcie polityki...
Nie, to tylko przypadkowa zbieżność, choć wiem, że określenie "propaganda" odnosi się w Polsce zwłaszcza do czasów komunistycznych. Zacząłem pracę nad tym projektem 3 -4 lata temu i nie chodziło mi tylko o polityczną propagandę. Chodziło raczej o zjawisko bardzo destruktywne, które funkcjonuje także w religii, a nawet w bliskich stosunkach międzyludzkich. Wszyscy jesteśmy tym skażeni, każdy z nas chce podkolorować rzeczywistość, by wypaść lepiej w czyichś oczach i ukryć to, co wstydliwe, kłopotliwe.
Uciekłeś od szkockiej propagandy czy od Szkocji w ogóle.
Nie mogę powiedzieć, że skądkolwiek uciekłem. Patrzę na mój pobyt w Poznaniu jak na nowy początek, nowy rozdział w życiu, który dla mnie samego jest zaskakujący, ale też fascynujący. Jestem osobą mocno odczuwającą panującą wokół atmosferę, emocje i do tej pory bycie w Polsce przyniosło mi tylko i wyłącznie pozytywny nastrój. Taki jest mój osobisty odbiór waszego kraju - czuję się tu komfortowo pod każdym względem. Wiesz, że sporo w życiu podróżowałem i chyba tylko we wschodnim Berlinie miałem podobne wrażenia.
W Berlinie rozumiem. Ale dlaczego wschodnim?
Tam panuje artystyczna atmosfera, sprzyjająca ciągłym zmianom, rozwojowi. To zupełne przeciwieństwo zachodniej części miasta, która jest podporządkowana PIENIĄDZOWI. Wschodnia część jest jakby doklejona, jest bardzo inspirująca. Podobnie jest na przykład w Stambule, gdzie łączą się ze sobą wpływy kultury europejskiej i islamskiej. Taki miks kreuje magię miejsca. Dla mnie Wschód zawsze był bardziej inspirujący od Zachodu. Ta słabość zaczęła się w 1994 roku, gdy ze Stiltskin byłem w Estonii, w Tallinie. Czułem się, jakbym wskoczył w lata 70. Wszystkie dziewczyny wyglądały, jakby śpiewały w Abbie: stroje, fryzury...
Bycie muzykiem to ucieczka od wyścigu szczurów?
Muzyczny biznes to też wyścig szczurów. Być muzykiem to jednak błogosławieństwo, bo daje wolność.
W jaki sposób?
Podróżowanie, spotykanie ludzi, poznawanie innych kultur to najlepsza część tego zawodu. Gdybym nie był muzykiem, z pewnością nie podróżowałbym, nie jestem tego typu osobą, a tak jestem do tego zmuszony. Są oczywiście inne aspekty - kariera jest jak kolejka rollercoaster, która najpierw winduje cię wysoko, by za chwilę spaść ostro w dół.
Wielki sukces to coś nierzeczywistego, bo przecież nigdy nie wiesz, czy na niego zapracowałeś. To się po prostu zdarza, jak wygrana na loterii. Normalny człowiek wyrusza w życiową podróż, po to, żeby coś osiągnąć - założyć rodzinę, utrzymać ją, mieć dzieci. Jego osiągnięcia są rzeczywiste. Muzyk po prostu któregoś dnia staje się szczęściarzem.
O kimś takim śpiewał Lennon w "Working Class Hero". Nie tylko o muzykach: o wszystkich, którzy sławę osiągnęli znienacka, przeskakując społeczną drabinę jednym susem.
No właśnie. Zobacz, co się dzieje z takimi ludźmi - gwiazdami muzyki pop, aktorami, piłkarzami. Sława im odbija, gubią się. Nie wiedzą, co z tym zrobić. Byłem w takiej sytuacji - dwa razy byłem bardzo wysoko i dwa razy spadałem. Nauczyłem się, że najlepszy jest taki stan, jaki mam teraz - ludzie mnie znają lepiej lub gorzej, ale na to, że ciągle przychodzą na moje koncerty, zapracowałem uczciwie.
To nie jest jakiś wielki sukces, ale daje mi to sporą satysfakcję, bo po prostu jest moje. Grałem w klubach, pubach, na weselach i czułem się dużo bardziej szczery, niż w Genesis. To było sztuczne, nieprawdziwe życie. Decyzja żeby żyć tu, w Poznaniu, też jest efektem głębokiego przemyślenia, gdzie jest moje miejsce w życiu i z kim chcę je spędzić. W niedzielę wróciłem do Poznania z kilkutygodniowej trasy po Europie. Wysiadłem z samochodu i wiedziałem, że jestem w domu.
A gdzie spędziłeś 8 września?
Niech pomyślę... W Heidelbergu. Miałem dwa dni przerwy w koncertach, przyjechała do mnie Gosia i przyjaciele ze Szkocji.
Pytam, bo tego dnia skończyłeś czterdziestkę. Hucznie?
Nie jestem dobry w świętowaniu. Spędziliśmy z przyjaciółmi dwa fajne dni. Nic wielkiego. Z czasem jestem spokojniejszy, w odróżnieniu od wielu facetów, którzy w tym właśnie wieku zaczynają latać za spódniczkami i kupować sportowe samochody. Ja mam okres szaleństw za sobą, raczej myślę o tym, żeby osiąść na stałe i założyć rodzinę. Dziesięć lat temu nie byłem jeszcze gotowy. Teraz mogę sobie pozwolić na to, by przystosować się do trybu życia Gosi, która też sporo jeździ po Europie i na przykład wynająć apartament w Paryżu i spędzić z nią tam kilka dni. W ogóle jestem wielkim fanem Europy, zwłaszcza po doświadczeniach z Ameryką.
Byłeś tam na koncertach z Genesis.
Ameryka stała się karykaturą normalnego państwa, tak jak jej dotychczasowy prezydent George W. Bush. Jak można było wybrać takiego idiotę na prezydenta USA i w istocie na światowego przywódcę? Być może Ameryka czegoś się jednak nauczyła, wybierając teraz Baracka Obamę, bo to, co się dzieje w Stanach, rzutuje na cały świat.
Znamy cię z zupełnie różnych wcieleń - jako dzikiego rockmana, ale i wokalistę, który potrafi oczarować spokojną balladą. Wolisz granie z mocnym, rockowym zespołem czy akustyczne?
Chyba unplugged. Potrafię dziś krytycznie spojrzeć na siebie i swoje talenty. Widzę, że jestem szczęściarzem, bo Bóg dał mi głos. Wiem, że jestem dobrym wokalistą, nie muszę nad tym pracować, uczyć się. Z graniem jest inaczej - nie jestem wielkim gitarzystą, ale potrafię sobie poradzić. Jako autor - napisałem parę fajnych rzeczy, ale i kilka słabszych. Oto mój autoportret. Z tego wynika odpowiedź na twoje pytanie - grając koncerty akustyczne, sporo mówię do publiczności między utworami, opowiadam różne historie, anegdoty, mam swój sarkastyczny, chropawy, szkocki humor. I to na nich działa, nawet w Polsce, gdzie pewnie ludzie rozumieją o wiele mniej.
Więc to dlatego uczysz się polskiego...
Właśnie. Mój głos to największa siła i dlatego grając, nawet z zespołem, na instrumentach akustycznych za jego sprawą słuchacze bawią się najlepiej. Nie muszę przebijać się z nim przez ścianę innych dźwięków. Grając ze Stiltskin rockowe, mocne koncerty, zdaję sobie sprawę, że trochę ogłuszamy publiczność, a mój głos przestaje być na pierwszym planie. Łatwo wtedy stracić kontakt z publicznością i tę szczególną atmosferę spotkania, bycia pewną wspólnotą. Pod tym względem wzorem jest dla mnie Bruce Springsteen, który pomiędzy nawet mocnymi kawałkami świetnie opowiada o swojej młodości i doświadczeniach. Prawdopodobnie to dzięki niemu jestem muzykiem.
Swój nowy album nagrałeś w Poznaniu.
Niecały, tylko kilka piosenek. W MM Studio, z moim przyjacielem Przemkiem Ślużyńskim. Tutaj też nagrałem duet z Eweliną Flintą, którego nie ma na tej płycie.
Flinta śpiewała jak nikt inny rockowe standardy z lat 60., ale gdy osiągnęła sukces, wykonując popowe piosenki w telewizyjnym show, jej urok przygasł. Po prostu nie była przekonująca.
A kto jest prawdziwy w telewizyjnych show? Nikt! To nawet nie jest wina artystów, to wina reżyserów i ludzi, którzy kreują ten biznes, producentów. Dlatego omijam takie programy z daleka. Tam wszystko musi być sformatowane do przeciętnego poziomu głupoty.
Wracając do albumu - czy twoje poznańskie doświadczenia zawarłeś w piosenkach?
Ze trzy, cztery rzeczywiście powstały pod wpływem życia tutaj i spotkania z Gosią. Jeśli jesteś szczęśliwy w miłości, masz szczęśliwe życie.
Miłość podobno nie służy artyście. Przykładem Paul McCartney. Dopiero teraz, gdy rozstał się z Hearther Mills, nagrał coś ciekawego.
Możesz mieć rację z tą zależnością. Faktycznie, jego nagrania z ostatnich lat to szmira, ale wcześniej był przecież szczęśliwy z Lindą McCartney, a i tak nagrał solo i z Wings wiele wspaniałej muzyki. Z mojego punktu widzenia, mając już wiele doświadczeń życiowych, jesteśmy w stanie docenić nawet te złe chwile i uczynić z nich inspirację.
Napisałeś zatem piosenki o dobrych chwilach?
Nie tylko, ale konkluzja jest rzeczywiście pozytywna. Jeśli moja muzyka ucierpi przez moje szczęście - trudno. Takie jest życie.
Na koniec pytanie, które trochę wahałem się zadać. Dobrze wiesz, że do końca życia z Twoim nazwiskiem związany będzie zwrot "były wokalista Genesis". Jak to jest być "byłym"? Czujesz złość, że pomimo wielu własnych sukcesów, zostałeś w ten sposób zaszufladkowany?
Całe doświadczenie z Genesis polega na tym, że byłem wokalistą naprawdę doskonałego zespołu, po takich gigantach jak Peter Gabriel czy Phil Collins. Nie potrafię patrzeć negatywnie na tamten etap w moim życiu. Gdy teraz gram jeden, drugi czy piąty koncert w Polsce, to w największej mierze jest tak dlatego, że 9 lat temu przyjechałem tu właśnie z Genesis. Nie miałem rodziny, byłem młody, więc fakt, że straciłem dom, nie był dla mnie tragedią. W końcu to tylko cegły.
Jedyna rzecz, która powoduje mój żal, to sposób, w jaki się rozstaliśmy, za sprawą menedżerów zespołu. Powiem wprost - zostałem po prostu... wydymany. Mieliśmy kontrakt, ale po prostu nie było mnie stać na to, żeby się procesować. Najgorsze było to, że rozstanie nie było koniecznością. Rozumieliśmy się i jako ludzie, i jako muzycy. Byliśmy oczywiście zupełnie różnymi ludźmi - oni z Północnej Anglii, ja ze Szkocji, oni z klasy wyższej, doskonale wykształceni na najlepszych uczelniach, a ja z prostej, szkockiej rodziny.
Ale to nie był problem, byłem wystarczająco dobry, by śpiewać z każdym. Po prostu szkoda, że nie skończyliśmy tego, co zaczęliśmy, nie nagraliśmy razem drugiej płyty, która mogłaby być naprawdę dobra. Decyzja, by mnie zwolnić, wyniknęła z czyjegoś widzimisię, że amerykański rynek nie zareagował na moją osobę pozytywnie, bo w Stanach płyta nie sprzedała się tak, jak oczekiwano. I to już mówi wszystko o współczesnym biznesie - dyktat marketingu jest wszechmocny, nawet taka potęga jak Genesis jest jego zakładnikiem.
Ray Wilson: daj sobie szansę
Był na szczycie i nagle znalazł się niemal na dnie. Ray Wilson, jeden z najbardziej rozpoznawalnych rockowych głosów świata, opowiada MH, jak walczył z depresją po rozpadzie Genesis, dlaczego warto ryzykować i co to znaczy o jeden drink za daleko.
Ryzyko to drugie imię brytyjskiego wokalisty i gitarzysty Raya Wilsona, uznanego przez prestiżowy "Classic Rock Magazine" za jednego z najlepszych wokalistów wszech czasów. Przystępując do Genesis, nie bał się zmierzyć z legendą Phila Collinsa i Petera Gabriela, a w poszukiwaniu miłości życia podążył aż do Poznania, w którym spędza dzisiaj większość czasu.
Jego kariera zaczęła się jednak od zespołu Stiltskin, z którym w 1994 roku nagrał płytę "The Mind's Eye". Pochodzący z niej utwór "Inside" stał się światowym hitem, m.in. dzięki reklamie Levis'a, w której został wykorzystany. Trzy lata później Wilsona zwerbowano do Genesis, gdzie zastąpił przy mikrofonie Phila Collinsa. Z tą supergrupą nagrał świetny, choć niedoceniony, album "Calling All Stations". Po rozpadzie Genesis współpracował ze Scorpions i DJ Armin van Buurenem.
W kwietniu 2009 roku premierę miała jego solowa płyta "Propaganda Man", a 12 września 2012 roku nakładem wydawnictwa Jaggy Polski ukazał się 2-płytowy album "Genesis vs Stiltskin". Box zawiera 2 nowe wydawnictwa artysty - najnowszy album Ray Wilson & Stiltskin o tytule "Unfulfillment" oraz digipack "Genesis Classic - Ray Wilson & Berlin Symphony Ensemble Live in Poznań" zawierający zapis ostatniego koncertu z polskiej trasy koncertowej Genesis Classic z 2010 roku (wideoklip promujący ten krążek prezentujemy na drugiej stronie).
Chociaż jego życie i kariera zawodowa pełne są sukcesów, Ray nie uniknął pułapek i upadków, które mogą zdarzyć się każdemu facetowi, niszcząc wszystko, co osiągnął. Zobacz, jak zdołał nie tylko wyjść na prostą, ale nadać jeszcze większego rozpędu swojemu życiu.
O stresie
Moim największym problemem jest chorobliwa ambicja, która powoduje, że szybko się niecierpliwię, a czasem wpadam we frustrację. Z wiekiem jednak człowiek robi się bardziej zrelaksowany. Teraz scenę traktuję jak swój dom. Stres dopada mnie tylko wtedy, gdy robię coś nowego i nie jestem jeszcze z tym obeznany. Ale nawet wówczas uczucie niepewności działa na mnie motywująco, czuję się podekscytowany, chcę się z tym zmierzyć. Najlepiej oswaja się stres przez regularny trening - im częściej coś robisz, tym pewniej się czujesz. Doświadczenie to odpowiednia recepta na sytuację kryzysową.
O depresji
Największy dołek emocjonalny zaliczyłem na przełomie 1999 i 2000 roku. Niemal na wszystkich frontach życiowych mi się nie układało. Rozpadł się mój trwający 10 lat związek, moja kariera legła w gruzach - Genesis się rozwiązało, a kolejny projekt muzyczny z zespołem Cut nie wypalił. Straciłem dom wart 100 tysięcy funtów, byłem na skraju bankructwa... I to wszystko w ciągu 10 dni!
Zobaczyłem naprzeciw siebie ogromną górę, na którą musiałem się ponownie wdrapać. Czasem najlepszym sposobem, żeby taką górę zdobyć, jest wchodzenie na nią powoli, krok po kroku, zamiast podejmowania prób pokonania jej jednym susem. Musiałem na nowo zdefiniować, kim jestem, co robię i dlaczego.
Osiągnąłem szczyt swojej kariery ze Stiltskin i Genesis, ale to się skończyło, więc wróciłem do początków. Wziąłem swoją akustyczną gitarę i zacząłem uczyć się lepiej grać, bo nigdy nie byłem szczególnie dobry w tym temacie. Mam silny, rozpoznawalny wokal, ale potrzebowałem go wzmocnić jakimś przekazem muzycznym.
Postanowiłem też doprowadzić swój organizm do stanu używalności. Znalazłem trenerkę, która zmotywowała mnie do ćwiczeń. Każdego ranka, mając świadomość, że kształtując swoje ciało, buduję coś nowego, podnosił mi się poziom adrenaliny. Czułem, jak umysł się oczyszcza, wtedy wszystko szło mi łatwiej.
Uporządkowałem również nieco swoje sprawy duchowe. Zwolniłem, baczniej przyglądałem się przestrzeni, w jakiej funkcjonowałem. Często chodziłem na długie spacery. To wszystko zaczęło działać - stawałem się coraz bardziej spokojny. Nie osiągnąłem takiego rezultatu w ciągu jednej nocy - tego musisz się nauczyć, a to wiele wymaga cierpliwości i czasu.
O ryzyku
Nie boję się ryzykować. Ufam swojemu instynktowi, który został mi dany przez Boga. Jeśli słuchasz siebie, swoich zmysłów, to służą Ci całkiem dobrze. Gdy widzę na horyzoncie coś, co wydaje się interesujące, nie mam obaw, żeby rzucić wszystko i za tym podążyć.
Kiedy miałem 27 lat i Genesis zwróciło się do mnie z prośbą o dołączenie do ich zespołu, chciałem odpowiedzieć: "Nie". Miałem własny zespół, karierę, plany płytowe. Ale ludzie mówili mi: "Nie możesz odmówić, musisz to zrobić". Wtedy jednak mogłem sobie pozwolić nawet na błędną decyzję, nie miałem żadnych zobowiązań.
Teraz jest inaczej: w Polsce poznałem kobietę swojego życia, Gosię, i ją stawiam na pierwszym miejscu. Gdybym był samotny, mógłbym znowu zagrać va bank. Wyznaję bowiem zasadę, że zawsze można zacząć wszystko od początku. Im bardziej ktoś mówi mi, żebym czegoś nie robił, tym bardziej mam ochotę to zrobić. Taki mam charakter.
O używkach
Nie jestem osobą, która łatwo się uzależnia. Potrafię palić przez 6 miesięcy, a następnie obudzić się któregoś ranka i jak gdyby nigdy nic skończyć z tym. Jestem chyba jedynym muzykiem na świecie, który nie brał dragów. Miałem jednak inne problemy - z alkoholem. Piłem go zdecydowanie za dużo. Od pewnego czasu zacząłem się jednak pilnować.
Zawsze jest pewien punkt, którego nie powinno się przekraczać. Czasem kilka drinków może Ci pomóc, sprawić, że poczujesz się bardziej zrelaksowany. Ale musisz widzieć, jaka jest granica, żeby to nie był o ten jeden drink za daleko...
Ostatnio zmieniony przez iva dnia 20:18:51 14-01-12, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Analuz Idol
Dołączył: 10 Lip 2011 Posty: 1338 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 8:21:32 01-04-12 Temat postu: |
|
|
Lubię jego muzyką , szczególnie album Propaganda Man. |
|
Powrót do góry |
|
|
iva Mistrz
Dołączył: 28 Paź 2010 Posty: 11130 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: MX Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:39:34 17-04-12 Temat postu: |
|
|
Analuz napisał: | Lubię jego muzyką , szczególnie album Propaganda Man. |
Tak fajny jest. |
|
Powrót do góry |
|
|
bunia312 Mistrz
Dołączył: 03 Kwi 2012 Posty: 13636 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zduńska Wola Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:11:00 24-06-12 Temat postu: |
|
|
On ma zarąbisty głos z taką chrypką i jednocześnie taki ciepły a takie lubię najbardziej |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|