|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 7:58:26 26-08-09 Temat postu: |
|
|
Mary Rose:
Cytat: | Weź przestań z tym wspaniałym dziełkiem. Sztuką jest pisanie czegoś ambitnego, co zawiera w sobie nie tylko wątki komediowe, ale i tajemnice, napięcie i akcję. To wszystko ma "Fatimsa". |
Nie marudź. Ślimak wie co mówi. Wymądrza się do kilka minut usiłując zabrzmieć inteligentnie, a w rzeczywistości jest głupi, jak but, ale do odważnych świat należy. "Niania w Hollywood" to godne polecenia dzieło i proszę mi się nie sprzeciwiać!
Alvaenarle:
Cytat: | Jedno, co zauważyłam, może przez pryzmat chwilowej nieobecności, to to, że styl Ci się zmienił radykalnie! I to na o wiele lepszy, nie ma ani jednej literówki, czyta się jak prawdziwą książkę, jak to ujął ktoś powyżej. |
Kochanie, weź tak nawet nie przeklinaj! , brzydko kiedy dama posługuję się takim językiem . Przed chwilą przeczytałem naprawdę dobrą książkę, a nazywała się "Wszyscy Śmiertelni", autora nie wymienię, bo chciał zostać anonimowy (ach ta przeklęta skromność). Zapoznaj się z jej treścią, a ci gały na wierzch wyjdą. To jest sztuka!
BlackFalcon:
Cytat: | Marcello faktycznie się urządza - wszystko umie, do wszystkiego się pcha i wszystko potrafi. Może to i dobrze, że zajmie się bliznami, tylko jak zareaguje na to wszystko Maria Elena? Czy ją ktoś powiadomił i całej sprawie, czy tylko poboczni ludzie chą kierować jej życiem, bo uważają, że tak będzie najlepiej? |
Z tego co zrozumiałem, jakby sugerujesz, że nie może wyjść z tego nic dobrego. Obyś tylko nie miała racji. Oby...
LXXVI
Jak każde święto – pojawia się tak szybko jak znika, a oczekiwanie na następne takie wydarzenie, ciągnie się przez wieczność. I tak też było z obchodami. Szybko zapomniano o rocznicy i oddano się codzienności. Fatimsa wstała dzisiaj bardzo wcześnie, miała spotkać się z Marcellem, i omówić kwestie związane z jego bliskim przyjacielem, chirurgiem. Jeśli zgodzi się przyjechać do miasteczka, operacja Marii Eleny stanie się rzeczywistością. I będzie mogła wrócić między ludzi. Jeszcze nie czas, by mówić o tym Pancho. Chela nie wspominała słowem o Bezimiennej Kobiecie, co można uznać za spokój. Miała otwartą drogę, względem Marii Eleny.
- Musi się udać! Musi – odparła przeglądając się w lustrze. Szybko odnalazła Marcella, okazało się, że wybierał się do niej, a powinien przebywać już w barze. Ucałowała go w policzek, po przyjacielsku, po czym zasiedli do rozmowy.
- Aż tak się za mną stęskniłeś? Nie widzieliśmy się tylko 12 godzin.
- ‘12 dłuuugich godzin’ – chciałaś powiedzieć! – zaśmiał się – może się czegoś napijemy?
- Chętnie! Aresi! Daj nam po dwa drinki!
- Drinki! Wow! Wybacz, ale nie przyszedłem tu pić.
- Spokojnie, spokojnie – tłumaczyła – to są bardzo niskoprocentowe alkohole. Poza tym, zawsze od czasu do czasu wypijam po szklance.
- To ci w czymś pomaga?
- Powiedzmy, że czasem, pomaga… zapomnieć… wymazać kilka zgrzytów z mojej kartoteki – zrobiła smutną minę. Ale nie przyszła tu przecież, żeby zanudzać go idiotyzmami na swój osobisty temat. Mieli porozmawiać o Bezimiennej Kobiecie.
- Dlaczego mi nie powiesz. Dobrze jest wyżalic się przyjaciołom.
- Może kiedy indziej? Zresztą o czym my tu gadamy?! To nie jakiś romans. Mówiłeś, że masz… znajomego chirurga?
- Tak… tak – odparł trochę zmieszany, gdyż gwałtownie zmieniła temat rozmowy – mieszka w Acapulco. Jest świetny w swoim fachu.
- W samym Acapulco? Słyszałam o tym mieście tylko z opowieści mamy. To ponoć kawał drogi?
- Tak, owszem, chyba widzisz, skąd ja sam przyjechałem. Ale dla mnie zrobi wyjątek i przyjedzie… a jeśli chodzi o koszta, to… nie ma sprawy. Z góry wszystko opłacę. Mam trochę pieniędzy.
- Och… kochany jesteś… ale… - zaniepokoiła się, czy nie za bardzo go wykorzystuje – czy to nie będzie kłopot? Nie chcę, żebyś poczuł się jak maszynka do wyrabiania pieniędzy.
- Jakoś bardziej bym się martwił posądzeniem o bycie Samarytaninem. A ja aż tak święty nie jestem.
- A kto jest? – parsknęła – znajdź mi świętego nawet w La Reina Diamante, a dam ci całusa.
- Mówisz serio?
- Coś ty! Przecież się zgrywam!
- Robisz mi smaka… ale rzeczywiście wracając do tematu. Jeszcze dziś się z nim skontaktuje. W Esmeraldzie, mają telefony. Wybiorę się tam po południu!
- Tak zaraz? – była zszokowana jego spontanicznością.
- Oczywiście. Powiedzmy, że po części, czuję się Samarytaninem! – zawołała całując ją w policzek na dowidzenia.
- Co za dobry człowiek. On jest albo szalony, albo jest aniołem!
LXXVII
Artura Rodriguez spokojnie zacierała ręce. Trzymała mocno, swoją walizkę. Zabrała mnóstwo pieniędzy. W sam raz, by trochę nimi poszastać. Była pewne, że szybko pomnoży swój dobytek. To co odnajdzie w dżungli, na zawsze odmieni jej życie.
- Ale gorąco dzisiaj – Ligia wycierała pot z czoła. Ostatnimi czasy nadeszły potworne upały. Właśnie popijały lodowato zimny sok, spędzając czas na plaży w Cancun. Artura Rodriguez, po drodze do swojego celu, miała wiele atrakcji. Dlaczego miałaby z nich nie korzystać?
- Widzisz, miło jest wybrać w podróż do byle dziury, a po drodze zapewnić sobie takie atrakcje.
- Masz rację. Lepiej skorzystać. Kto wie, ile czasu tam spędzimy?
- Raczej nie za wiele – odparła z przekonaniem – mamy misję, przyjechać, wypytać gdzie to jest, i odjechać do Szwajcarii. Myślę, że wszystko ułoży się po mojej myśli.
- Wiem, że to głupie, ale nadal mam obawy. Na pewno znasz te dżunglę na wylot?
- Eh – klepnęła się z czoło – popatrz na mnie Ligia! Mój dziadek szukał tam diamentów. Z kolei mój ojciec kontynuował co on zatarł, a całą wiedzę przekazał mnie! Nie potrzebna mi jest nawet mapa!
- Wiesz, że przyroda lubi się zmieniać. Kto wie ile tam się pozmieniało w ciągu tylu lat?
- Nie kracz jak jakaś plotkara, robiąca za pseudo-wróżkę. Dostanę to, choćbym miała spędzić rok w tej dziurze!
- A jeszcze przed chwilą mówiłaś, że załatwisz to bardzo szybko.
- Bo tak będzie, Ligia! Tak tylko mówię, co nie? Nie denerwuj się tak, tylko korzystaj póki możesz, wiedz, że po zakończeniu misji, nasze drogi się rozejdą. Nie chcę mieć ogona w nowym życiu.
- Szczerze, to i ja też nie. Ale wiedz, że z góry fifty:fifty! – przypomniała.
- Gdybym była ciapą, w tej chwili zapewniałabym cię o mojej uczciwości. Nie muszę udowadniać czegoś, co posiadam. No, a teraz dosyć tej gadki, zjemy coś?!
- Chętnie.
- Za trzy dni mamy samolot do Caracas. Myślę, że do tego czasu, zdążymy maksymalnie spożytkować cały kurort.
I na tym kończymy część drugą. Jeszcze się pomęczycie przez część trzecią. Na czwartą zapraszam już pełen szczerych chęci i ochoty. Jak na razie lepiej zajrzeć, do twórczości takich autorów jak Lilibeth, Alvaeanerle, BlackFalcon (i to koniecznie!!), czy Kyrtapa. Tutaj póki co, sprzątaczka ma wolne, a prezes pracuje nad innym projektem . Światło w tunelu dla "Fatimsy" pojawi się znacznie później...
I teraz pytanie. Szlag, rozpisałem się. Ciekawe ile z tego tekstu prześlę się na forum? W końcu mój komputerek - złom jest dzisiaj taki posłuszny .
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 8:01:19 26-08-09 Temat postu: |
|
|
Mary Rose:
Cytat: | Weź przestań z tym wspaniałym dziełkiem. Sztuką jest pisanie czegoś ambitnego, co zawiera w sobie nie tylko wątki komediowe, ale i tajemnice, napięcie i akcję. To wszystko ma "Fatimsa". |
Nie marudź. Ślimak wie co mówi. Wymądrza się do kilka minut usiłując zabrzmieć inteligentnie, a w rzeczywistości jest głupi, jak but, ale do odważnych świat należy. "Niania w Hollywood" to godne polecenia dzieło i proszę mi się nie sprzeciwiać!
Alvaenarle:
Cytat: | Jedno, co zauważyłam, może przez pryzmat chwilowej nieobecności, to to, że styl Ci się zmienił radykalnie! I to na o wiele lepszy, nie ma ani jednej literówki, czyta się jak prawdziwą książkę, jak to ujął ktoś powyżej. |
Kochanie, weź tak nawet nie przeklinaj! , brzydko kiedy dama posługuję się takim językiem . Przed chwilą przeczytałem naprawdę dobrą książkę, a nazywała się "Wszyscy Śmiertelni", autora nie wymienię, bo chciał zostać anonimowy (ach ta przeklęta skromność). Zapoznaj się z jej treścią, a ci gały na wierzch wyjdą. To jest sztuka!
BlackFalcon:
Cytat: | Marcello faktycznie się urządza - wszystko umie, do wszystkiego się pcha i wszystko potrafi. Może to i dobrze, że zajmie się bliznami, tylko jak zareaguje na to wszystko Maria Elena? Czy ją ktoś powiadomił i całej sprawie, czy tylko poboczni ludzie chą kierować jej życiem, bo uważają, że tak będzie najlepiej? |
Z tego co zrozumiałem, jakby sugerujesz, że nie może wyjść z tego nic dobrego. Obyś tylko nie miała racji. Oby...
LXXVI
Jak każde święto – pojawia się tak szybko jak znika, a oczekiwanie na następne takie wydarzenie, ciągnie się przez wieczność. I tak też było z obchodami. Szybko zapomniano o rocznicy i oddano się codzienności. Fatimsa wstała dzisiaj bardzo wcześnie, miała spotkać się z Marcellem, i omówić kwestie związane z jego bliskim przyjacielem, chirurgiem. Jeśli zgodzi się przyjechać do miasteczka, operacja Marii Eleny stanie się rzeczywistością. I będzie mogła wrócić między ludzi. Jeszcze nie czas, by mówić o tym Pancho. Chela nie wspominała słowem o Bezimiennej Kobiecie, co można uznać za spokój. Miała otwartą drogę, względem Marii Eleny.
- Musi się udać! Musi – odparła przeglądając się w lustrze. Szybko odnalazła Marcella, okazało się, że wybierał się do niej, a powinien przebywać już w barze. Ucałowała go w policzek, po przyjacielsku, po czym zasiedli do rozmowy.
- Aż tak się za mną stęskniłeś? Nie widzieliśmy się tylko 12 godzin.
- ‘12 dłuuugich godzin’ – chciałaś powiedzieć! – zaśmiał się – może się czegoś napijemy?
- Chętnie! Aresi! Daj nam po dwa drinki!
- Drinki! Wow! Wybacz, ale nie przyszedłem tu pić.
- Spokojnie, spokojnie – tłumaczyła – to są bardzo niskoprocentowe alkohole. Poza tym, zawsze od czasu do czasu wypijam po szklance.
- To ci w czymś pomaga?
- Powiedzmy, że czasem, pomaga… zapomnieć… wymazać kilka zgrzytów z mojej kartoteki – zrobiła smutną minę. Ale nie przyszła tu przecież, żeby zanudzać go idiotyzmami na swój osobisty temat. Mieli porozmawiać o Bezimiennej Kobiecie.
- Dlaczego mi nie powiesz. Dobrze jest wyżalic się przyjaciołom.
- Może kiedy indziej? Zresztą o czym my tu gadamy?! To nie jakiś romans. Mówiłeś, że masz… znajomego chirurga?
- Tak… tak – odparł trochę zmieszany, gdyż gwałtownie zmieniła temat rozmowy – mieszka w Acapulco. Jest świetny w swoim fachu.
- W samym Acapulco? Słyszałam o tym mieście tylko z opowieści mamy. To ponoć kawał drogi?
- Tak, owszem, chyba widzisz, skąd ja sam przyjechałem. Ale dla mnie zrobi wyjątek i przyjedzie… a jeśli chodzi o koszta, to… nie ma sprawy. Z góry wszystko opłacę. Mam trochę pieniędzy.
- Och… kochany jesteś… ale… - zaniepokoiła się, czy nie za bardzo go wykorzystuje – czy to nie będzie kłopot? Nie chcę, żebyś poczuł się jak maszynka do wyrabiania pieniędzy.
- Jakoś bardziej bym się martwił posądzeniem o bycie Samarytaninem. A ja aż tak święty nie jestem.
- A kto jest? – parsknęła – znajdź mi świętego nawet w La Reina Diamante, a dam ci całusa.
- Mówisz serio?
- Coś ty! Przecież się zgrywam!
- Robisz mi smaka… ale rzeczywiście wracając do tematu. Jeszcze dziś się z nim skontaktuje. W Esmeraldzie, mają telefony. Wybiorę się tam po południu!
- Tak zaraz? – była zszokowana jego spontanicznością.
- Oczywiście. Powiedzmy, że po części, czuję się Samarytaninem! – zawołała całując ją w policzek na dowidzenia.
- Co za dobry człowiek. On jest albo szalony, albo jest aniołem!
LXXVII
Artura Rodriguez spokojnie zacierała ręce. Trzymała mocno, swoją walizkę. Zabrała mnóstwo pieniędzy. W sam raz, by trochę nimi poszastać. Była pewne, że szybko pomnoży swój dobytek. To co odnajdzie w dżungli, na zawsze odmieni jej życie.
- Ale gorąco dzisiaj – Ligia wycierała pot z czoła. Ostatnimi czasy nadeszły potworne upały. Właśnie popijały lodowato zimny sok, spędzając czas na plaży w Cancun. Artura Rodriguez, po drodze do swojego celu, miała wiele atrakcji. Dlaczego miałaby z nich nie korzystać?
- Widzisz, miło jest wybrać w podróż do byle dziury, a po drodze zapewnić sobie takie atrakcje.
- Masz rację. Lepiej skorzystać. Kto wie, ile czasu tam spędzimy?
- Raczej nie za wiele – odparła z przekonaniem – mamy misję, przyjechać, wypytać gdzie to jest, i odjechać do Szwajcarii. Myślę, że wszystko ułoży się po mojej myśli.
- Wiem, że to głupie, ale nadal mam obawy. Na pewno znasz te dżunglę na wylot?
- Eh – klepnęła się z czoło – popatrz na mnie Ligia! Mój dziadek szukał tam diamentów. Z kolei mój ojciec kontynuował co on zatarł, a całą wiedzę przekazał mnie! Nie potrzebna mi jest nawet mapa!
- Wiesz, że przyroda lubi się zmieniać. Kto wie ile tam się pozmieniało w ciągu tylu lat?
- Nie kracz jak jakaś plotkara, robiąca za pseudo-wróżkę. Dostanę to, choćbym miała spędzić rok w tej dziurze!
- A jeszcze przed chwilą mówiłaś, że załatwisz to bardzo szybko.
- Bo tak będzie, Ligia! Tak tylko mówię, co nie? Nie denerwuj się tak, tylko korzystaj póki możesz, wiedz, że po zakończeniu misji, nasze drogi się rozejdą. Nie chcę mieć ogona w nowym życiu.
- Szczerze, to i ja też nie. Ale wiedz, że z góry fifty:fifty! – przypomniała.
- Gdybym była ciapą, w tej chwili zapewniałabym cię o mojej uczciwości. Nie muszę udowadniać czegoś, co posiadam. No, a teraz dosyć tej gadki, zjemy coś?!
- Chętnie.
- Za trzy dni mamy samolot do Caracas. Myślę, że do tego czasu, zdążymy maksymalnie spożytkować cały kurort.
I na tym kończymy część drugą. Jeszcze się pomęczycie przez część trzecią. Na czwartą zapraszam już pełen szczerych chęci i ochoty. Jak na razie lepiej zajrzeć, do twórczości takich autorów jak Lilibeth, Alvaeanerle, BlackFalcon (i to koniecznie!!), czy Kyrtapa. Tutaj póki co, sprzątaczka ma wolne, a prezes pracuje nad innym projektem . Światło w tunelu dla "Fatimsy" pojawi się znacznie później...
I teraz pytanie. Szlag, rozpisałem się. Ciekawe ile z tego tekstu prześle ię na forum? W końcu mój komputerek - złom jest dzisiaj taki posłuszny .
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:12:33 26-08-09 Temat postu: |
|
|
Cytat: | – Znajdź mi świętego nawet w La Reina Diamante, a dam ci całusa.
- Mówisz serio?
- Coś ty! Przecież się zgrywam!
- Robisz mi smaka… |
Oj, Fati coś za bardzo zwodzi Marcello. Przynajmniej jemu się może wydawać, że coś z tego będzie. Ale przecież pan blacha jest jeszcze na horyzoncie
Perspektywa operacji Marii Eleny bardz mi się podoba, ale nie podoba mi się, że Włoch chce zaraz wszystko finansować. Wyczuwam jakiś przekręt. Zapewne chodzi o dobranie się Fati do majtek, że tak powiem. No ale zobaczymy, co Ty tam wymyślisz
Artura jest chyba najbardziej intrygującą postacią, jak do tej pory. Może to się jeszcze zmieni, ale póki co, bardzo ciekawią mnie jej losy.
Ślimak napisał: | Światło w tunelu dla "Fatimsy" pojawi się znacznie później... |
Nie mogę się doczekać |
|
Powrót do góry |
|
|
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:01:14 26-08-09 Temat postu: |
|
|
Marcello naprawdę jest święty, ale czy bezinteresowny? Coś nie chcę mi się wierzyć, że tak sam z siebie pomoże kobiecie, której nie zna. Zresztą, nie powiedziane, że operacja się uda.
Kolejna postać przyjedzie do miasteczka Więcej zabawy dla nas. Niepokoi mnie tylko Twoja wiadomość, która zabrzmiała, jakbyś robił tu przerwę
Ślimak napisał: | Nie marudź. Ślimak wie co mówi. Wymądrza się do kilka minut usiłując zabrzmieć inteligentnie, a w rzeczywistości jest głupi, jak but, ale do odważnych świat należy. "Niania w Hollywood" to godne polecenia dzieło i proszę mi się nie sprzeciwiać! |
Mnie się am "Fatimsa" podoba pod każdym względem. A co do "Niani..." pozostaje mi tylko podziękować |
|
Powrót do góry |
|
|
Fuente Big Brat
Dołączył: 19 Lip 2008 Posty: 825 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:08:45 26-08-09 Temat postu: |
|
|
Czy mi się wydaje, czy Fatimsę i Marcella jawnie i bezczelnie do siebie ciągnie jakieś głębsze zadurzenie? Obustronne? Nie, nie, tak nie powinno być, tak nie może być!
Fatimsa, ślepa dziewojo, puszczaj w trąbę tego pseudoSzekspira i wracaj do pana Blachy! (O ile cię będzie chciał po tym cyrku, jaki odstawiłaś...)
Knują, knują jak sto pięćdziesiąt, chcą dobrze dla ME, ale sama Bezimienna pewnie wcale nie będzie chciała poddać się operacji. Kobieta jest uparta i gotowa jęczeć nad własnym nieszczęściem i brzydotą, równocześnie wpierając wszystkim, że jest cała w skowronkach. Pancho powinien jej porządnie przemówić do rozsądku, w końcu ukochanego powinna posłuchać jak nikogo innego.
Artura jest intrygująca tak, jak niegdyś była tożsamość Marii Eleny. I ty chcesz tu zrobić przerwę? Po takim zakończeniu? Jak możesz!
PS
A swojego zdania co do 'nowego' stylu w FATIMSIE nie zmienię, możesz sobie mnie nie słuchać, ja i tak wiem swoje, ło
Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:34:12 28-08-09 Temat postu: |
|
|
Zjeżdżaj, Marcello, skąd się wziąłeś, bo coraz bardziej mi się nie podobasz. A Fatimsa ani myśli o Armando, a przecież była taka w nim zakochana. Mam nadzieję, że Marcello ujawni w końcu swoje niecne plany i da spokój Fat, a uratuja ją nasz nieoceniony pan Blacharz . |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 8:58:16 28-08-09 Temat postu: |
|
|
Witam moich drogich czytelników. Uff... znowu mi się zebrało zaległości. Powiedzmy, że to kocham komentarzy to mam tyle do napisania, że nie sposób się zabrać. Jednak zanim zaczniemy:
BlackFalcon:
Odcinki mam już nadrobione, jednak pozostaje pytanie... czy mamy obawiać się tylko najgorszego w stosunku do wiesz kogo?
Widać, że pan Szekspir jest niebywale wpieniający, zresztą się nie dziwię. Z technicznego puntku widzenia ma być lizusem, który robi wszystko, a najgorsze jest to, że daleko mu do Paris Hilton (ta robi wszystko, a nic tak naprawdę nie potrafi), bo co by nie zrobił, to wykona to porządnie .
Ale skąd pomysł że to jakaś niecna postać? Raczej wydaje się tradycyjną zapchajdziurą, choć ja uwielbiam zabawę w pozory. I tak bohaterowie będą się nam objawiać na wielu płaszczyznach. A Marcello to jedna z postaci napędzających akcje, uwierzcie mi, bez niego to już nie to samo .
Jako, że za około godzinę lub dwie, będę mieć montowany nowy telefon, co bezpośrednio łączy się też z internetem, prawdopodobnie powinienem sie odezwać po południu, lub pod wieczór, zobaczymy . Póki co, w związku z tym, iż kończy się beztroski tydzień wakacji. SPECJALNIE DZISIAJ dla zwolenników tzw. wakacyjnej miłości, trzy odcinki poświęcone urokom młodości. Z zupełnie nowymi postaciami .
LXXVIII
Tymczasem w Esmeraldzie, siedemnastoletnia, kasztanowo włosa dziewczyna rasy białej, zasiadła na ławeczce, przy białym kościółku. Było bardzo gorąco. Miała na sobie okulary słoneczne. Była obładowana kilkoma teczkami, widać było, że miała za sobą ciężkie studia, lub coś na ich kształt. O dziewiętnastej miała wyjazd do La Reina Diamante. Wracała do domu – do ojca. Musi się z nim wreszcie zobaczyć. Tak bardzo się za nim stęskniła.
Wczytywała się w lekką literaturą kategorii: historyczna z wątkiem romantycznym w tle. Akurat porwała w ręce nowy egzemplarz już 16-stego wydania „Emmy”. Perypetie miłosne uroczej damy i jej otoczenia, sprawiały jej wyjątkową radość, a od czasów ostatniego zawodu miłosnego, raczej nie była skora do uśmiechu.
Wtem z kościółka wyszedł młody, przystojny chłopak. Coś około dziewiętnastu, może dwudziestu lat. Ciemny blondyn o niebieskich oczach. Bardzo wysoki. Chela w porównaniu z nim zdawała się być taka malutka. Właśnie zakończył spowiedź. Pewien że wymył swoje ciało z ostatnich nieczystości i po odprawieniu pokuty, jaką zaserwował mu ksiądz, mógł na nowo zabrudzić swoją czystą kartotekę. A co? Raz się żyje. Co najwyżej w czyśćcu będą mieli problem, o ile takie miejsce istnieje. W końcu zasypiał na niedzielnych spotkaniach dla małych parafian.
Szybko wypatrzył wzrokiem… kogo by tu zbajerować. Może najpierw zapyta która właściwie jest godzina? Od nadmiaru „Zdrowaś Maryjo” tak mu czas zleciał, tym bardziej, że zapominał podstawowych słów, że nie był pewien, czy to dopiero południe, czy może już po południu.
- Przepraszam, ma pani zegarek? – spytał spontanicznie. Siedząca na ławeczce dziewczyna, ta sama o kasztanowych włosów, wyściubiła nos znad książki, by podać godzinę zapominalskiemu. Wtem ów blondyn zdębiał. Opadła mu szczęka i zaniemówił. Chyba miał wrażenie, że narządy mowy mu całkiem… odpadły, a większym kłopotem będzie je znaleźć niżeli przykleić.
Czytelniczka pani Austen, popatrzyła na niego. Był niczym rozpalony – zdrowa petronelko! Co ci się stało? Gdzie się tak opaliłeś?
- Ja… opaliłem się? A no tak! – plątał się jakby był w dziczy, gdzie co chwila wystają natarczywe korzenie – tak, opaliłem się! Polecam wyłożyć się na słonku, i oddać działaniom naszego słońca! Nie ma to jak… e… nie ważne, o co ja pytałem?
- O godzinę, zapomniałeś?
- A tak.. no właśnie… która jest w końcu?
- Dwanaście po dwunastej.
- Co? Dopiero? – chyba jednak zdążył szybko przyswoić sobie modlitwę pokutną – aha… No… - płatał się nadal. Nie było to dziwne. Dziewczyna zrobiła na nim ogromne wrażenie – Obelix zwykł mawiać że o tej porze zawsze jest głodny, chyba pójdę coś przekąsić.
- Aha. No to smacznego – odpowiedziała z powrotem oddając się lekturze.
- No tak… dzięki! – odparł od niechcenia. Sceneria kościelna nie jest najlepszym miejscem, aby wymusić na niej kolację, randkę, czy bóg wie co jeszcze. Poczeka z tym, aż znajdą się w nieco bardziej… cywilnym miejscu.
LXXIX
Usadowiła się w kawiarence niedaleko. To był chyba najlepszy moment. Na to czekał. Czym prędzej, dopadł do stolika, przy którym siedziała, po czym zagadnął:
- Czy panna Emma Woodhouse i Jane Austen ma jakieś prawdziwe imię? – wysunęła twarz z nad książki, pomrukując – No nie! To znowu ty? Już ci mówiłam, że jak jesteś głodny to smacznego.
- Owszem, chce mi się jeść, ale mam też apetyt na konwersację. A ty marnujesz ją z jakąś tam dziewiętnastowieczną Emmą Woodhuose!
- He… a to ciekawe? Skąd wiesz, jak ma na nazwisko główna bohaterka? Chyba mi nie powiesz, że czytujesz romanse Jane Austen?
- He… - odpowiedział tym samym – od kiedy to książki Austen to wytrawne romanse?
- No proszę. Tym mi zaimponowałeś, może więc rzeczywiście zjemy coś. Ja bym chętnie… - jak najszybciej wyszukała w karcie pyszności i złożyła zamówienie na dwa ciastka z kremem. Niedługo potem przydreptała dziewczyna z zamówieniem. Zajadając się popołudniowym deserem, wciąż wpatrywała się w „Emmę”. Chłopaka to niepokoiło.
- Zdążysz ją doczytać. Chyba że właśnie szukasz sposobu jak nas wyswatać. Panna Woodhouse była w tym dobra, no… powiedzmy, że się starała.
- Krytyk. Zadziwiasz mnie. Gdzieś to wyczytałeś w streszczeniu! Faceci nie czytają takiego jak oni to nazywają…. Czekaj… a już mam: „szmatławca”!
Zaśmiał się, po czym znalazł odpowiednią ripostę:
- No akurat ja czytam wszystko co mi wpadnie w ręce… nie odróżniam szmatławca od arcydzieła. Aż tak wybredny nie jestem.
- Dziwny jesteś. Ale chyba cię…. Nie lubię!
- Akurat – zaśmiał się szelmowsko – aha! – nagle zawołał prawie że na całą kawiarenkę – no masz, a gdzie moje maniery? Nawet się nie przedstawiłem – wyciągnął doń rękę – Lautaro.
- Hmm… - dalej miała co do niego niepewność. Śmierdziało od niego jakąś przebiegłością. Ale to pewnie przez lekturę „Emmy” nabawiła się szufladkowania ludzi.
- Mariana, ale wszyscy mówią na mnie Mandy.
- Mandy? Ciekawe… znaczy się… ładne imię – zmieszał się, na co przeszyła go wzrokiem, jakby wykrywała marnych komediantów:
- Nie wysilaj się. Zaraz wybuchniesz śmiechem. No chyba że chcesz zachować godność typową dla klauna.
- Dlaczego uważasz, że jestem klaunem? – zmarszczył brwi – ja tylko… nawiązuje rozmowę.
- Chciałoby się co? Gdybym była teraz w prześwitującej bluzce, badałbyś rozmiar mojego stanika, i w jaki sposób możesz go zdjąć. Ale niedoczekanie. Nie zobaczysz mnie w bikini. Prędzej przekroczę próg klasztoru.
- No to masz okazję. Bo właśnie jeden tutaj jest – chyba ją tym zabił. Wybuchła śmiechem, na co on się przyłączył. Śmiali się potem z byle czego. Później nie mieli już nawet świadomości tego. Oboje czuli się dobrze w swoim towarzystwie. Mandy miała wrażenie, że znowu jest rozchwytywana, jak za czasów szkolnych, przez swoich kolegów. Prawdą była, że większość bardzo ceniła sobie jej urodę, i większość chciała chociaż raz zamienić z nią słowo. Lautaro przypominał jednego z nich. Co nie oznacza, że go polubiła, ale miło się czuła. Kiedy dopadła zegarka, żeby sprawdzić która godzina, ogarnęło ją przerażenie. Zbliżała się dziewiętnasta.
- No masz! Muszę lecieć! – szybko zaczęła pakować wszystko co miała ze sobą – rachunek!
- Nie, czekaj, ja zapłacę! – zaoferował się Lautaro. Szybko jednak zrezygnował z tej decyzji:
- Tylko spróbuj, a nigdy więcej się do ciebie nie odezwę! Dżentelmeni już dawno wymarli.
W pośpiechu wypchane torby wzięła w ręce i pognała w stronę wyjścia.
- Może i tak.. ale… zaraz gdzie się tak śpieszysz! Ktoś cię goni?
- Niezupełnie. Raczej ja będę musiała coś dogonić. Spóźnię się na łódź do La Reina Diamante!
- Co? Mieszkasz tam? Zaczekaj jadę z tobą!
- Chyba jesteś niemądry. Co tam będziesz robił? A twoja rodzina?
- Nie mam rodziny. Tylko skromne mieszkanko. Poza tym, później wrócę po rzeczy.
- No ja myślę. Jak zajedziemy licz na siebie, bo ja nie mam ochoty za ciebie płacić!
- Spokojnie Mariano o to się nie bój. To mąż powinien dawać na utrzymanie – za ten akt bezczelności, musiał otrzymać nagrodę. Poczuł bolesne uderzenie w ramię.
- Więc może najpierw ZNAJDŹ SE ŻONĘ!
- Myślałem, że wielbicielka Emmy Woodhouse, już dawno nas ze sobą wyswatała!
- Pacan! Jak chcesz iść ze mną to się pośpiesz, bo naprawdę nie mamy czasu!
LXXX
Płynęli na starym parowcu, który prowadził Bernardo z La Reina. Od razu rozpoznał w Mandy:
- Panienka Mariana! Córka starosty! No proszę urosłaś! – ucałował ją na powitanie.
- Pan Bernardo. Kiedyś prowadził pan sklep – przypominała sobie – teraz robi pan jako przewoźnik?
- Żadna praca nie hańbi, zresztą dobrze płatna – zaśmiał się.
Lautaro wgramolił się do środka, i czekał na odpływ. Nie wiedział jeszcze w co się pakuje, ale ogromnie zależało mu na zawiązaniu przyjaźni z Mandy. I to nie byle kim! Córką starosty La Reina Diamante! To dopiero szycha! Wszyscy musieliby odnosić się doń z szacunkiem, jakby należał do wyższych sfer. To byłoby coś. Tym bardziej marzyła mu się Mariana. Jednak znów ogłuchł dla niej. Kończyła właśnie „Emmę”, a ten widząc, że znowu zamyka się w świecie Jane Austen, wyrwał jej książkę z ręki:
- Czy Emma Woodhuose jest tego warta? Może lepiej zwróć uwagę na coś ciekawszego, na przykład na widoki?
Zerknęła nań palącym wzrokiem. W końcu wykrzyknęła:
- Przestań co chwila wspominać o Emmie Woodhouse! Nienawidzę tej dziwki!
- To po co ją czytasz?!
- Bo mnie wciągnęła – odrzekła dumnie – ale tak w kółko o niej wspominałeś, że teraz mam ochotę na nią napluć! Najlepiej będzie jeśli wyrzucę ją do wody. Może się wtedy zamkniesz.
- Spokojnie… spokojnie – gestykulując próbował wybrnąć z błędu jaki popełnił – no przepraszam, nie wiedziałem… że jestem taki denerwujący. Może na takiego nie wyglądam, bo na drugie mam Maximiliano, ale wierz mi, że potrafię siedzieć cicho.
- Zaprzeczasz sobie, w każdym następnym słowie. Obiecuję, że z góry powiem ojcu, żeby dał ci jakieś lokum. Bo nie będę mogła spać, wiedząc że taki głupek, pałęta się po ulicy.
- Twój dowcip nie ma sobie równych. Ale tak na serio, to naprawdę jesteś córką starosty?
- Jestem – opowiedziała wzruszając ramionami – ale to nie znaczy, że nienawidzę motłochu. Wolę być normalną dziewczyną, a nie księżniczką na salonach.
- Chyba masz rację, i tak byś wszystkie przyćmiła swoją urodą.
- Robisz się śmieszny – podsumowała, odczuwając chłód – no, zrobiło się zimno. Bądź tak miły i pozwól że się do ciebie przytulę. Muszę się ogrzać, dziękuję – bez dalszych wyjaśnień, wtuliła się w niego, a ten tylko rozdziawił gębę, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu zwrócił się do Bernarda:
- Panie przewoźniku, kiedy będziemy na miejscu?
- Myślę, że przed północą damy radę – wyjaśnił, na co Lautaro obliczając w myślach czas uśmiechnął się szelmowsko – to dobrze!
A co do domysłów, nad moim ostatnim postem. Spoko, raczej sobie przerwy nie robię. Uświadmiam tylko, że "Fatimsa" cały czas się na razie rozkręca, aby zacząć coś przeżywać, musicie się jeszcze pomęczyć tak do 100 odcinka .
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:02:16 28-08-09 Temat postu: |
|
|
Z "Fatimsą" nigdy się nie męczę! To czysta przyjemność czytać Twoje dzieło
Dziś krótko. Kolejne dwie postacie. "Mandy" najwyraźniej wywarła spore wrażenie na Lautaro, z którego, swoją drogą, niezły pies na baby musi być
Cytat: | Więc może najpierw ZNAJDŹ SE ŻONĘ! |
Tu nieźle parsknęłam, aż oplułam monitor.
Ciekawe, jak potoczą się losy córki starosty
Pozdrawiam :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Fuente Big Brat
Dołączył: 19 Lip 2008 Posty: 825 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:35:17 28-08-09 Temat postu: |
|
|
A ja już się bałam, że na trzecią część trzeba będzie czekać...
Mandy to niby taka marzycielka, wciągnięta w świat pani Austen, ale dostać szału też potrafi Lautaro razem z Marianą chce sobie zdobyć szacunek wśród ludzi? Burak jeden, ciekawe tylko, czy mu się to uda. Co on tam kombinuje?... |
|
Powrót do góry |
|
|
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:14:29 28-08-09 Temat postu: |
|
|
Polubiłam Marianę, typowa romantyczka z nosem w romansach. Za to Lautaro, typowy przyjemniaczek, nie przypadł mi do gustu. Jest najwyraźniej zauroczony dziewczyną, ale czy wyniknie z tego coś więcej? W końcu córka starosty to nie byle dziewczyna, nawet jeśli chce być normalna.
Ciekawe, jak przebiegną te odcinki |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:32:16 28-08-09 Temat postu: |
|
|
Tak się zastanawiam, czy Lautaro kombinuje, bo Mandy jest córką starosty, czy tylko mu to imponuje, a i tak miał z nią jakieś plany? Ciekawe, ciekawe, ale ta dwójka chyba na pewno namiesza w świecie, do którego zdążają - z takimi temperamentami .
A co do Twojego pytania - nie odpowiem . |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 14:05:23 29-08-09 Temat postu: |
|
|
Witam! . Aj... jak się okazało internet mam dopiero od kilku godzin, a więc cały dzień w plecy, a tu już tyle się na forum zdążyło wydarzyć . No sporo do nadrabiania, obiecuję, że zabieram się jak najszybciej do roboty. Zwłaszcza jestem szczególnie ciekawy niektórych tytułów .
Monioula:
Cytat: | Dziś krótko. Kolejne dwie postacie. "Mandy" najwyraźniej wywarła spore wrażenie na Lautaro, z którego, swoją drogą, niezły pies na baby musi być |
Hmm... Niby na takiego ten nasz Lautaro wygląda, ale może to tylko taka poza?
Alveaenerle:
Cytat: | Burak jeden, ciekawe tylko, czy mu się to uda. Co on tam kombinuje?... |
Coś tam wykombinuje, ma w tym jakiś cel... ale jaki? Może się kiedyś dowiemy .
Mary Rose:
Cytat: | Za to Lautaro, typowy przyjemniaczek, nie przypadł mi do gustu. Jest najwyraźniej zauroczony dziewczyną, ale czy wyniknie z tego coś więcej? W końcu córka starosty to nie byle dziewczyna, nawet jeśli chce być normalna. |
Hehe... nikt nie darzy naszego przyjemniaczka za wielką sympatią
BlackFalcon:
Cytat: | Tak się zastanawiam, czy Lautaro kombinuje, bo Mandy jest córką starosty, czy tylko mu to imponuje, a i tak miał z nią jakieś plany? Ciekawe, ciekawe, ale ta dwójka chyba na pewno namiesza w świecie, do którego zdążają - z takimi temperamentami |
Chyba raczej jest tylko zauroczony. W końcu nie wiedział, że jest córką starosty. Zaimponowało mu to, no bo komu by nie? Może w tym jakieś plany? Taka znajomość przyniosłaby mu sporo korzyści .
A dzisiaj wracamy do Artury Rodriguez:
LXXXI
Artura nie zamierzała rezygnować z wyprawy, chociaż lot do Caracas musiał się opóźnić aż o trzy następne dni. Miała zatem do dyspozycji dużo więcej czasu, dla kurortu. Marzenie, że może być wielką panią, wyswobadzało się powoli spod łańcuchów pokrytych gęstą mgłą. Artura Rodriguez, dopnie celu. Zdobędzie skarb, znów stanie się wielka, pomści hańbę, jaką zostawił jej małżonek w postaci długów. To była tylko kwestia czasu. Nie zniechęcało ją, że musi odroczyć na te następne kilka dni realizację misji. Nie szkodzi. Nawet lepiej, bo robiło się dużo ciekawiej, bardziej tajemniczo. Z każdą następną godziną, mogła odliczać godziny do przyjazdu na La Reina Diamante. Niesamowicie podniecała ją myśl, że musi czekać, że są przeszkody, które pokona jedynie cierpliwością. Od zawsze liczyła się z faktem, że nie da się pewnych rzeczy przyspieszyć, a na niektóre należy czekać. Długo, nawet bardzo długo, jeśli już los przygotował takowe niespodzianki. Od zawsze wspominała ojca, kiedy wiedziała, że jeden z postawionych sobie celów dobiega końca. Pierwszym, było odbicie się od dna. W Miami, znalazła się w nieodpowiednim czasie i miejscu. Ludzie wytykali ją, za skromny strój i brak pieniędzy. Ojciec Santiago Landera, był typowym obieżyświatem, całą forsę, zdążył utopić w hazardzie, kiedy to jego głowę zaprzątały myśli i o uzbieraniu tak wielkiej sumy, by mógł zwiedzić cały świat. Czasami przeklinała go za nieroztropność, ale w głębi duszy czuła się dumna, że to po nim odziedziczyła chęć ryzyka. Santiago postawił wszystko i przegrał. Ona również poświeciła wszystko. Ale nie przegra, bo w pogoni za tym celem, nie ma kamyków, które mogłyby utkwić i dać znać o sobie w przysłowiowym bucie. To zupełnie inna gra. Gra łagodniejsza, bez większych pułapek. Łatwa do zrealizowania. Jednak nie jest też najłatwiejszym zadaniem. Aby zdobyć upragniony skarb, Artura będzie musiała wykorzystać cały swój talent incognito, by nic nie przedostało się do nieodpowiednich uszu. Inaczej będzie musiała tuszować niewygodnych wtajemniczonych. A takową karą, byłoby wyjście ostateczne – morderstwo.
- Nie… - skrzywiła się. Nie odebrałaby nikomu życia. Ponoć mordercy do końca życia mają brudne ręce, ten brud nie jest widoczny na zewnątrz, w oczach ludzi można być czystym i schludnym, w środku jednak jest się brudnym i zniszczonym. Czasami myślała, nad istotą sumienia, czy ten aby na pewno cichy głos potrafi wytykać wszystkie niedoskonałości. W myśleniu pomagała jej gorąca atmosfera, szum fal i zimne napoje. Rozkoszowała się tą chwilą. Mogłaby trwać wiecznie, jednak wiedziała że nie może zanadto przesadzić. Powinna się zabezpieczyć. Nie przywidywała na drodze pułapek, ale przyjeżdżając do La Reina Diamante musi mieć jeszcze spory majątek. Wszystko może się jeszcze przydać. Licząc w myślach ile to powinna odłożyć, nie spostrzegła, jak koło niej przechadza się zgrabna, blondynka o bardzo krótkich włosach. Miała na sobie odważne bikini, jakby chciała powiedzieć, że dusi się w kostiumie. Jeszcze dekadę wcześniej, mogłaby być przeklinana za takie obnażanie, jednak moda na bikini zrodzona w Stanach, rosła w tak szybkim tempie, że powstawało coraz bardziej bezczelne, by nie powiedzieć ekstremalne wersję tych kostiumów kąpielowych. Ten egzemplarz przywiozła prosto z Los Angeles.
Belinda Jackson de Gustamantez była dawną znajomą Artury Rodriguez. Znała ją jeszcze ze szkolnych lat. Nie zapomniała jej. Kiedyś były serdecznymi przyjaciółkami, dzisiaj wrogami, tak przynajmniej sądziła Artura. Belinda raczej traktowała jej osobę neutralnie, ale nie mogła przepuścić okazji, by się z nią podroczyć. Uwielbiała to. Przywitała ją, kładąc rękę, na ramieniu, na co ta odskoczyła jak poparzona. Wszędzie by poznała ten głos.
- No proszę?! – krzyknęła – a ty co tu do diabła ciężkiego robisz?! Mówiłam, ci byś zniknęła z mojego życia!
- Nie krzycz tak Silvia, bo jeszcze popękają czyjeś bębenki. Nie chciałaby byś mieć na sumieniu głuchego, prawda?
- Zamknij się Belinda! Powiedz prawdę, wiedziałaś że tu będę, więc przyjechałaś, prawda?
Belinda zaśmiała się słodko, po czym odchrząknęła:
- Skąd. Akurat zamierzałam o tobie zapomnieć, ale jak widać życie kocha zaskakiwać. Słyszałam, że Alejandro nie żyje. Zabiłaś go?
- Jak śmiesz ty suko! Nie zabiłabym własnego męża.
- Obie dobrze wiemy, że nie jesteś święta, poza tym – przerwała poprawiając fryzurę niczym hrabianka, która potrzebuje chwili odpoczynku na znalezienie właściwych słów – nie świętowałabyś teraz, gdyby on umarł śmiercią naturalną?
- Zamknij się dziwko! Nie właź mi w drogę – zagroziła, ściskając pięść – obiłabym ci teraz gębę, jak prawdziwy facet, mimo, że nim nie jestem. Zejdź mi z drogi, i nigdy więcej mnie nie zaczepiaj, bo przysięgam, źle się to dla ciebie skończy! – pchnęła ją mocno, aż ta się wywróciła. Czym prędzej znalazła Ligię i zaalarmowała na ucho.
- Zmiana planów. Trzeba wynająć czarterowiec. I to szybko! Belinda Jackson tu jest. Jeśli się, czegoś dowie, zrobi się niewygodnie!
- Och, masz rację! Szybko zmiatajmy stąd! |
|
Powrót do góry |
|
|
Fuente Big Brat
Dołączył: 19 Lip 2008 Posty: 825 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:42:38 29-08-09 Temat postu: |
|
|
Pierwsza!
Pani Landera robi się coraz ciekawszą postacią... Dobrze wiedzieć, że nie jest pozbawiona skrupułów, przynajmniej nie musimy się obawiać, że kogoś usiecze. Mimo wszystko niepokoją mnie jej 'interesy' w dżungli La Reina Diamante. |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:46:22 29-08-09 Temat postu: |
|
|
Heh, przerywanie z takim momencie powinno byś zakazane pod groźbą kary. Wierzę, że w kolejnym odcinku dowiemy się czegoś więcej. Już mi się podoba AR mimo jej niecnych interesów . |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 23:56:35 29-08-09 Temat postu: |
|
|
Alveaenerle:
Widzę, że już rozszyfrowałaś tożsamość pani Rodriguez, no nic, w końcu na pierwszej stronie podałem jej dane. Ale, że to praktycznie żaden sekret, mogłem go ujawnić. Ostatecznie raczej nikomu się on nie przyda .
No... właściwie nie ma ludzi bez skrupółów, każdy ma coś na czym mu zależy, poza zdobywaniem sławy i pięcia się wyżej po drabinie życia. Artura jest mi dość bliska, dlatego też lubię się o niej rozpisać, ale takie portrety psychologiczne zaczną pojawiać się częściej. Niedługo większość naszych bohaterów się odsłoni.
BlackFalcon:
Ach, ty mała szelmo. Dzwonił dzisiaj telefon. Głos przedstawił się jako don Conrado. Zamarłem . Chyba domyślasz się w jakiej sprawie dzwonił... . |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|